niedziela, 28 czerwca 2015

28. FourFiveSeconds



ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA @Little_Sinner13




Michael

Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju hotelowego. Sam nie wiem, jak się w nim znalazłem, ale podejrzewam, że to sprawka mojego brata – jestem mu za to niezmiernie wdzięczny. Niechętnie poderwałem się z łóżka, o czym złapawszy paczkę papierosów wyszedłem na balkon. Miałem widok na całe Vegas, gdzie przyjechaliśmy z Greg’ em na ferie, ponieważ Jas w ostatniej chwili odwołała nasz wypad do Hiszpanii pod pretekstem odwiedzin u siostry.
Moja dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowuje – jak nie Jasmine. Spędza więcej czasu z Calumem, olewając całkowicie mnie i Mary. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale Hogan nawet zmieniła swoje miejsce na zajęciach, jedynym słowem jakim mogę określić zachowanie Jas to stwierdzenie, że zwariowała. Nigdy nie poświęcała tyle uwagi Hoodowi i tak, przyznaję cholernie mnie to wkurwia. Do cholery to mój przyjaciel, a ona się z nim migdali! Kocham Jasmine, ale ona zaczyna przesadzać, skoro nie chce już ze mną być w związku, niech powie i oszczędzi mi publicznego upokorzenia, bo mam dość wychodzenia na idiotę przed ludźmi ze szkoły, przyjaciółmi oraz rodziną.
-Mike, telefon! Jas dzwoni! – zawołał Greg, na co wywróciłem oczami. Robi to tylko po to, żeby upewnić się, że nie zdradziłem ją z jakąś prostytutką, czy faktycznie się martwi?
Wróciłem do apartamenty po komórkę i znów wyszedłem na świeże powietrze. Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem odbierać, a może trochę pomęczyć Hogan, ale w ostateczności – nie potrafię być dla niej chamem – zdecydowałem się na rozmowę z moją dziewczyną.
-Halo? – mruknąłem siląc się na obojętny ton.
-Cześć, Mikey – Jas brzmiała, jakby za mną tęskniła. Przemawiał przez nią smutek, dlatego szybko zrobiło mi się głupio oraz wstyd, że byłem taki ostry w osądzie jej. –Jak w Vegas?
-Dobrze, co u Carrie? – szczerze to mnie to nie odchodziło, ale o czym miałem rozmawiać z kimś, kto zachowuje się względem mnie jak zimna suka? Miałem się cieszyć, że zadzwoniła i udaje, że nadal jej zależy, skoro po dwóch tygodniach będzie znowu ślinić się do mojego pieprzonego przyjaciela?! Nie jej doczekanie.
-Ma się naprawdę świetnie, cieszę się, że ją odwiedziłam – wywróciłem oczami. Tsa, lepiej spędzić czas z siostrą, niż z facetem, którego podobno kocha. –Tęsknię za tobą.
-Oczywiście – prychnąłem pod nosem, ale na moje nieszczęście brunetka to wychwyciła.
-Co to ma znaczyć? – warknęła. Mhm, powrót suki, cóż za niespodzianka! Phi.
-Na pewno tęsknisz za mną, a nie za Hoodem? – uniosłem brew, biorąc kolejnego bucha drugiego już papierosa. –Ostatnimi czasy staliście się sobie naprawdę bliscy – dodałem kąśliwie.
-Zabiję… - warknęła złowieszczo, ale nie przejąłem się tym. –Dobrze wiesz, że Cal to mój przyjaciel, Mike.
-Świetnie – przyznałem. –Dla mnie jest jak brat, ale nie podrywam go, tak jak ty i nie migdalimy się.
-Nie pieprz, Clifford, przecież wiesz, że kocham tylko ciebie.
-Wiesz, co, Jasmine? – miałem już dość tych podchodów. Teraz, albo nigdy. –To koniec.
-Że, co?! – przemawiała przez nią istna furia.
-Zrywam z tobą.
-Jesteś…- zaczęła, ale nie miałem w planach słuchania tych obelg.
Jasmine Hogan była mistrzynią, jeśli chodzi o mieszanie ludzi z błotem. Na człowieku, który obraził ją, lub którąś z jej przyjaciółek nie pozostawiała suchej nitki. Była suką na miarę Brooklyn, z tym wyjątkiem, że Dawson szargała opinię publiczną swoich wrogów, a Hogan sprawiała, że czuli się jak ostatnie ścierwa. Ze mną jej się nie uda. Nie pozwolę jej na te gierki, a Calum zapłaci za to, że ukradł mi dziewczynę. Hood będzie żałował, że się urodził i nawet Mary czy chociażby Ashton mu nie pomogą. To będzie istne piekło, zwiastujące prawdopodobnie rozpad naszej paczki. Nie mam zamiaru przyjaźnić się z Calem, po tym jak zabawiał się z moją dziewczyną.
Wróciłem do pokoju, gdzie Greg rozmawiał przez telefon z Leną, która ostatnimi czasy nie daje mu spokoju. W sumie to rozmową nie można było tego nazwać, bo mój brat darł się na całe piętro, które wynajęliśmy. Nie było z tym problemu, ponieważ Caesars Palace należy do sieciówek ojca Ashtona od jakiś dwóch lat.
-Pieprz się, Lena – rzucił swój telefon na łóżko, a później na nie opadł. –Laski są skomplikowane.
-Tsa – mruknąłem. –Zabawmy się, w końcu jesteśmy w Vegas.
-Masz dziewczynę – przypomniał, na co pokiwałem przecząco głową.
-Od jakiś dwóch minut jestem singlem.
-Ładnie, młodszy bracie – wywróciłem oczami. –Zerwałeś z laską, z którą byłeś około pięciu lat, przedszkola i początku podstawówki już nie liczę – machnął ręką przyszły prawnik. –Tak, czy inaczej zerwałeś przez telefon z dziewczyną, która bądźmy szczerzy jest totalną wariatką, jeśli chodzi o poniżanie ludzi.
-Greg – westchnąłem z fałszywym przejęciem. –Doskonale wiem, jaka jest Jasmine, ale nie pozwolę, żeby robiła ze mnie kretyna, bujając się z Hoodem.
-Jas – prychnął z kpiną. –I Calum? – parsknął śmiechem, nie kryjąc swojego rozbawienia moją osobą. Tak, bardzo śmieszne. Bardzo. –Głupi jesteś, czy jak?!
-Zamknij się, dobra? – warknąłem.
Nie potrzebuję, żeby starszy brat prawił mi morale na temat mojego prostackiego zachowania, bo zerwałem z Hogan przez telefon – wiem, że zachowałem się jak złamas, ale potrzebowałem się odegrać, a to była dla mnie jedna z najlepszych okazji, jakie mogły się nadarzyć. Ja też potrafię być sukinsynem i właśnie pokazałem to Jasmine – również mogę być bezwzględny, jeśli chodzi o siebie samego oraz osoby, które mnie wkurwiają czy ranią. Gra, a raczej wojna się rozpoczęła, jak na razie nie ma żadnych ofiar, ale to tylko dlatego, że każde z nas wyjechało w inną część świata. Ja jestem w Nevadzie, Jas w Londynie, a Hood… On się poci w Meksyku. Frajer. Roger miał mu zapewnić rygor, a ten kretyn zapewne wymyka się wieczorem na jakieś imprezy i pieprzy dziewczyny.
-Ale taka jest prawda…
-Mam ferie i chcę się zabawić. Pograć w kasynie i zaliczyć jakąś panienkę. Masz wybór: Możesz się do mnie przyłączyć i dać się ponieść, albo siedzieć i użalać się nad sobą, bo siostra Hemmingsa ma cie w dupie – na twarzy Clifforda pojawiła nutka złości, ale szybko zastąpiła ją czysta irytacja. Tsa, ja sam mam czasem dość siebie.
-Niech melanż nas poniesie, bracie…
~***~
Przekroczyliśmy próg kasyna. W środku było duszno i tłoczno, dało się też wyczuć zapach drogich alkoholów, które popijali bogaci bywalcy. Wszystkie stoły były zajęte przez staruchów, którzy w towarzystwie młodych, łasych na kasę kobiet – prawdopodobnie dziwek – cieszyli się z jednorazowych fartów, ponieważ całkiem pewne, że wyjdą stąd z pustymi kieszeniami oraz kilkanaście tysięcy do tyłu.
Ja w przeciwieństwie do nich miałem strategię. Zawsze miałem farta, jeśli chodziło o gry karciane, i każdy, kto ze mną grał tak uważał, ale to była po prostu świetna taktyka, którą zwykłem stosować. Mój sekret tkwi w tym, że nawet jeśli masz wygraną w kieszeni, nie możesz tego pokazywać. Zawsze trzeba kilka razy przegrać, aby przeciwnik poczuł się pewnie i dopiero później wyciągnąć wszystkie asy.
Razem z Greg’ m przepchaliśmy się do baru, gdzie mój brat usiadł na jednym z wysokich krzeseł. Stanąłem pomiędzy nim, a jakąś blondynką, po czym zamówiłem dla nas dwie szklanki czystej whisky – jak się bawić, to na całego, po za tym właśnie rozstałem się z kobietą, którą kocham, więc należy mi się.
-Cześć – wymruczała blondyna, łapiąc za moje przedramię. Co, do cholery?!
-Mhm, cześć – mruknąłem od niechcenia, po czym przechyliłem szklankę z napojem i wypiłem wszystko jednym duszkiem.
-Będziesz grał? –Chryste, zabierzcie tą idiotkę.
-Nie, przyszedłem popatrzeć – prychnąłem kpiąco, przy okazji wywracając oczami. Co z nią nie tak? Jest jedną z tych głupich blondynek? Najwyraźniej tak. –Oczywiście, że będę grał – poinformowałem, widząc, że kobieta unosi pytająco brwi. Tak, zdecydowanie jest głupia. –Daj mi żetony – podałem barmanowi banknot o nominale sto dolarów, na co mój brat prychnął.
-Schodzisz coraz niżej ze stawką.
-I tak wygram co najmniej kilka tysięcy, więc do czego piejesz?
-Załóżmy się – westchnąłem głęboko. Lubię zakłady, ale nie z Greg’ m to prawdziwy krętacz, jest przebiegły jak lis. –Wejdź do gry z dwoma dolarami, jeśli wygrasz dam ci mój wóz na zawsze, jeśli przegrasz będziesz moją szmatą przez miesiąc.
-Stoi – wystawiłem w jego kierunku dłoń, którą uścisnął.
-Czyli… - zaczął facet za kontuarem.
-Daj – wyszarpałem papierek z jego dłoni i schowałem go do portfela. –Stary, masz drobne? – zwróciłem się do brata, gdy zorientowałem się, że nie mam przy sobie mniejszych sum.
-Masz – prychnął, podając pieniądze barmanowi, który w zamian podał mi dwa żetony. Niezła kicha, przecież mnie wyśmieją.
Razem z dwoma okrągłymi monetami podszedłem do jedynego stołu, gdzie było wolne miejsce. Zasiadłem na krześle, a później przebiegłem wzrokiem po graczach.  Pięciu dorosłych facetów, którzy będą rozpaczać jak małe bachory, którym rodzice nie chcą kupić wymarzonej zabawki – nie lubię dzieci, same z nimi kłopoty i jeszcze ryczą o byle co.
Jeden był brunetem o szarych oczach, który w rękawie miał jedną kartę – typowy amator, dlatego łatwo będzie mi go zdemaskować przed resztą.
Drugi był blondynem o niebieskich oczach – jak typowy doświadczony gracz, nie zdradzał swoim wyrazem twarzy żadnych emocji. To jeden z tych zaawansowanych, a po pozłacanym zegarku szwajcarskim, który miał na lewym nadgarstku wnioskuję, że jest dziany, ale… Nie tak bardzo jak moja rodzina.
Kolejny typek w garniaku od Armaniego i okularach na nosie był szatynem o zielonych patrzałkach. Nie był pewniakiem, ale też nie był początkującym, coś pomiędzy… Ja nazywam takich jak on zaawansowany świeżak.
Następny był rangą taki sam jak jego poprzednik, z tym wyjątkiem, że jego ubiór nie był tak poważny, mimo iż też był zamożny – kolejny zegarek.
Ach, ci szpanerzy. Czuję się przy nich jak wieśniak w jeansach i koszulce od Dolce & Gabbana, no i w adidasach od Nike. Chryste, mogłem chociaż włożyć zegarek, który Jas dała mi na rocznicę…
Nie, nie będę już nosił tego zegarka, bo będzie mi przypominał o niej. Wystarczy, że będę jej unikał do końca roku, czyli przez kilka miesięcy. Po egzaminach, złożę papiery na uczelnię razem z Ashtonem i… Do Caluma nie będę się odzywał. Niech się wali, pieprzony przyjaciel z odzysku. Zaproszę jakąś laskę na bal, a później wyjadę gdzieś na wakacje i będę się bawił życiem, bo należy mi się. Jestem młody, bogaty i gram w zespole – laki lubią takich facetów. Po za tym jestem już ustawiony na życie, niezależnie, jaki kierunek studiów wybiorę, będę pracował w firmie mojej mamy, która zawodowo projektuje wnętrza domów gwiazd. Ja będę odpowiadał za reklamę, – lubię tworzyć strony internetowe i ogólnie bawić się grafiką – dodatkowo mogę sprzedawać wszystkie te wypasione chawiry bogatym snobom. To łatwe pieniądze, a jeśli mama nie będzie chciała ze mną współpracować, to będę grał w pokera i dzięki temu się utrzymam, zapewniając tym samym sobie pełne luksusów życie. Zresztą mam jeszcze zespół.
Ostatni z graczy był podstarzałym, już siwiejącym dziadkiem, na którego kolanach siedziała młoda kobieta o ciele modelki. Panienka miała na sobie kusą czerwoną sukienkę, która ledwo zakrywała ogromny dekolt. Na ramiona i biust opadały jej brązowe, lekko falowane włosy, a jej brązowe oczy świdrowały mnie na wylot. Bądź, co bądź, ale byłem tutaj najmłodszy i zapewne z najmniejszym kredytem, który swoją drogą muszę oddać Greg’ owi.
-Witam, panów – powiedziałem, splatając dłonie razem, a następnie prostując ramiona i strzelając palcami.
-Synku, wnioskuję, że coś ci się pomyliło – stwierdził ten staruch, a reszta się zaśmiała.
-Cóż, naucz mnie, dziadku – uśmiechnąłem się nonszalancko, przy okazji puszczając oczko jego laluni, która zachichotała pod nosem. To był uroczy śmieszek, ale ona nadal była dziwką.
-Uważaj, chłopcze – wskazał na mnie palcem, prawdopodobnie próbując mi w ten sposób grozić, ale… Bądźmy szczerzy, przyjaźnię się z Irwinem, który jest mistrzem zemsty i knować do pary z Marianną, więc słowa tego emeryta po mnie spływają.
-Załóżmy się – wszyscy zainteresowani delikatnie pochylili się do przodu, to też mówiłem dalej, na czym polega umowa. –Jeśli wygram, twoja… - z zagryzioną wargą przyjrzałem się kobiecie, która z świecącymi oczami mi się przyglądała. Powinni ją zamknąć za ten gwałt wzrokiem. –Wnuczka – głośny śmiech wydobył się z ust reszty graczy. –Zajmie się moim narcystycznym bratem, mówiąc zajmie mam namyśli zajmie się – poruszałem znacząco brwiami. –Stoi?
-Pobiegniesz z płaczem do ojca, synu – stwierdził pewien swego.
-Włóż okulary, starcze – prychnąłem z kpiącym uśmieszkiem.
~***~
Po godzinie wróciłem do barku, gdzie Greg rozmawiał z jakimś facetem. Wysypałem dziesięć tysięcy żetonów na blat, jedynie barman wyszczerzył ze zdziwienia oczy. Tsa, mam osiemnaście lat i miałem dwa dolary, które zamieniłem w dziesięć patoli, cóż… Sądzę, że należy to uczcić.
-Kolejka dla wszystkich – dyskretnie wskazałem Susie głową na mojego brata, a brunetka zaczęła masować dłońmi jego barki, tym samym zwracając jego uwagę.
-Co jest? – zapytał zdezorientowany.
-Wiesz… Stwierdziłem, że zamiast oddawać ci dwa dolary, dam ci coś, co lepiej wykorzystasz. Może być? – zapytałem unosząc brwi ku górze, będąc niezwykle opanowany. Poker mnie uspokaja.
-Zdecydowanie – przytaknął z szerokim uśmiechem przyszły prawnik. –Widzimy się w apartamencie, chodź, maleńka, zaopiekuję się tobą – z szaleńczym błyskiem w oczach wstał i łapiąc za nadgarstek dziwki kierował się w stronę wyjścia z kasyna.
Miejmy nadzieję, że Greg będzie mądry i się zabezpieczy, ponieważ jeśli złapie jaką chorobę weneryczną lub zaliczy wpadkę… Będę się śmiał. W sumie, to chciałbym widzieć go w roli młodego tatuśka, który zamiast się bawić się w klubie, musiałby niańczyć jakiegoś obrzyganego lub obsranego śmarkacza, którego gęba się nie zamyka. Nie lubię dzieci i nie kryję się z tym, wolałbym być biedny, niż wychowywać dzieciaka. Gdybym został nastoletnim ojcem, chyba bym się powiesił, albo wykastrował, albo zaćpał, albo pociął…, Albo wszystko naraz.
Po wypiciu kilkunastu literatek whisky w towarzystwie jakiś biznesmenów oraz ich kobiet lub pań do towarzystwa, wróciłem do pokoju. Na całe szczęście miałem pokój po przeciwnej stronie, dlatego nie będę musiał wysłuchiwać tych jęków dochodzących z sypialni Clifforda.
Greg to istny seksoholik. Musi ruchać, żeby żyć – tak uważa, ale osobiście twierdzę, że jest samotny. Potrzebuje stabilizacji, laski, która będzie go trzymała krótko. Chcę, żeby był szczęśliwy i znalazł kogoś takiego, jak ja… To znaczy, jak ja w przeszłości.  
_______________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM...
Spieprzyłam na całej linii. Nie dość, że tydzień temu nie dodałam tego rozdziału, to na dodatek teraz, gdy go już napisałam to jest do dupy. Jaa... Nie potrafiłam zabrać się za napisanie, a raczej dokończenie, bo początek już miałam. 
Naprawdę przepraszam! 
Dziękuję wam za komentarze pod poprzednim postem.  
Przepraszam również @Little_Sinner13 - wiem, że spodziewałaś się czegoś lepszego, a ja cie rozczarowałam. Wybacz...
Chciałam pokazać wam w tym rozdziale, jaki jest pogląd Mike' a na dziecko w tak młodym wieku, nie wiem, czy mi się to udało, ale mam nadzieję... 
Życzę wam udanych wakacji, miśki ;** 
Och, jeszcze jedno, założyłam nowego bloga:
Zacznę je pisać, gdy skończę Errora. Po zakończeniu tego ff, powstanie również nowa historia, tym razem będzie się ona skupiała na losach dwóch totalnie różnych pod względem charakteru dziewczyn oraz Luke' a i Ashtona. W najbliższym czasie spróbuję zabrać się za tworzenie bloga, a gdy już skończę to podrzucę wam linka. Tym czasem mam dla was zwiastun Powerless' a

niedziela, 14 czerwca 2015

27. Cheerleader





Ashton

Siedziałem na balkonie w naszym pokoju i czekałem na Mary, przy okazji paląc papierosa i popijając tequilę, którą przyniósł mi Ben.
Słońce powoli chowało się za horyzontem i z bólem serca muszę przyznać, że ten widok był całkiem fajny. Jedynym minusem tego wszystkiego jest fakt, że Marianna gdzieś się włóczy, a ja muszę się sam gapić w przestrzeń.
-Ash? – usłyszałem po swojej lewej, ale nie spojrzałem tam. Niech teraz ona się trochę pomęczy, jeśli chodzi o starania. Dziewczyna usiadła obok mnie, opierając głowę o mój bark, a następnie Wesley wyjęła papierosa z moich ust i sama się zaciągnęła.
Siedzieliśmy w ciszy dobrą godzinę. Żadne z nas nie wiedziało jak zacząć tą rozmowę. Miałem coraz więcej wątpliwości z tym całym wyznawaniem uczuć i w ogóle. Ona pewnie nie czuje tego samego do mnie i tylko się wygłupiłem. Ostatni raz poszedłem po radę do ojca, Caluma, Mike, Luke’ a, mamy i Eleny. Prędzej zdechnę, niż będę się łasił błagając o jakieś słowa otuchy oraz motywacje.
-Irwie? – blondynka dźgnęła mnie w żebra, ale nadal uparcie nie wykrztusiłem ani słowa. –Czy ty… Czy ta wiadomość… Napisałeś prawdę?
-A jak myślisz, huh? – westchnąłem, prostując się. Odważyłem się nawet na nią spojrzeć.
Mary wyglądała jakby ktoś ją przeżuł, połknął i wyrzygał, i tak z kilka dobrych razy. Była zmęczona i… Zaniepokojona?
-Boję się – szepnęła.
-Czego niby? – prychnąłem. –Kochasz mnie czy nie? – powoli traciłem cierpliwość. To nie jest jakoś kurewsko trudne. Mówi: Tak, kocham, albo: Nie, pierdol się! Chcę tylko odpowiedzi. Jeśli mnie kocha będę się cieszył, a jeśli nie… Znajdę sobie kogoś, kto mnie pocieszy.
-Przyjaźnimy się od szesnastu lat, Ashton – wywróciłem oczami. Co to ma to rzeczy, do jasnej cholery?! –Co jeśli nam się nie uda? – uniosłem brwi. –Nie chcę cie tracić, tylko dlatego, że zachciało mi się czegoś więcej niż relacje czysto przyjacielskie.
-Nigdy mnie nie stracisz, idiotko – mruknąłem zażenowany. –Nigdy bym cie nie skrzywdził i wiesz o tym doskonale.
-Obiecaj, że zawsze będziesz przy mnie, bez względu na to, co się wydarzy –siedemnastolatka wystawiła w moim kierunku malutki paluszek, którego szybko uścisnąłem swoim.
-Przyrzekam, że zawsze będę przy tobie, bez względu na wszystko. Nigdy się mnie nie pozbędziesz, Mary – oznajmiłem poważnie, a Wesley w ułamku sekundy przywarła do mnie ciałem, łącząc nasze usta w jedność. Z małym opóźnieniem, ale odwzajemniłem ten gest. Jednym szybkim ruchem posadziłem przyjaciółkę na swoich udach, ułatwiając sobie robotę. Ująłem jej twarz w dłonie, tym samym przyciągają dziewczynę najbliżej jak tylko potrafiłem. Całowałem Mariannę zachłannie, jakby zaraz miała zniknąć, jakby od tego zależało moje istnienie. Po naprawdę długiej chwili gwałtu na ustach nastolatki wreszcie się od siebie oderwaliśmy, ale tylko dlatego, że zabrakło nam tchu.
-Woah – westchnęła pełna podziwu. –Jeszcze nigdy mnie tak nie całowałeś.
-Bo jeszcze nie byłaś moją dziewczyną – wzruszyłem barkami, zadowolony z siebie.
-Och, a więc jestem twoją dziewczyną? – zaczęła oburzona, na co zdumiony uniosłem lewą brew. Nigdy nie zrozumiem kobiet…
-To chyba logiczne, nie?
-Nawet nie zapytałeś mnie o zdanie.
-Okay – westchnąłem poirytowany. –Chcesz ze mną chodzić?
-Gdzie? – parsknęła. –Do sklepu po rogale? – zachichotała pod nosem, muskając opuszkami palców moją klatkę piersiową.
-Nie, po bułki – uśmiechnąłem się szeroko, a po chwili oboje śmialiśmy się w najlepsze.
Było jak za starych, dobrych czasów. Cholernie mi tego brakowało, od chwili gdy poszliśmy na ten niewyobrażalnie głupi zakład, który i tak wygram, bo potrafię manipulować ludźmi w przeciwieństwie do Marianny. Wesley ma zawsze potworne wyrzuty sumienia, jeśli kogoś podpuściła, dlatego prędzej czy później przeprasza. Wbrew opinii wrednej suki, to bardzo miła dziewczyna.
-Bardzo chętnie będę z tobą chodziła po bułki – powiedziała wreszcie, nieco zawstydzona. –Kocham cie.
-To dobrze, bo też cie kocham, Mary – siedemnastolatka przyległa swoim drobnym ciałem do mojego, mocno się wtulając. Oplotłem ją swoimi ramionami, całując w czubek głowy. –Jest jeszcze jedna kwestia, słońce – westchnąłem.
-A mianowicie? – nieco ożywiona Wesley odsunęła się na kawałek, aby spojrzeć w moje oczy.
-Zakład.
-Och, no tak… - wypuściła głośno powietrze ustami, a ja oblizałem swoje zaschnięte wargi. –Grajmy dalej. Udawajmy, że nadal jesteśmy przyjaciółmi, w ten sposób oboje wygramy.
-Cholernie mnie kręcisz w roli spiskowca – wymruczałem całując szyję mojej dziewczyny. –Mógłbym cie teraz…
-Najpierw miałeś zabrać mnie na prawdziwą randkę – westchnęła nico zawiedziona.
-To bądź gotowa za dwie godziny, okay? – skinąłem, chcąc się upewnić czy mnie zrozumiała.
-Mówisz serio?
-A niby po co miałbym cie zabierać do Paryża, huh? – mruknąłem zmęczony. Mary jest trudna.
-Wszystko sobie zaplanowałeś? – wzruszyłem ramionami. –A jakbym cie odrzuciła?
-To bym wszystko odwołał? – bardziej zapytałem, niż stwierdziłem.
Jestem bogaty, mój ojciec jest w czołówce najbogatszych ludzi na świecie, mogę dostać wszystko od ręki. Mogę się rozmyślić w ostatniej sekundzie i nie ponieść za to konsekwencji, bo ludzie są świadomi tego, że mogę jednym telefonem ich zniszczyć. Mam kontakty, mam wpływy, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że mam dopiero osiemnaście lat. Ludzie chcą mieć mnie za przyjaciela, a nie wroga.
-Muszę zadzwonić – spławiłem siedemnastolatkę, po czym zrzuciwszy ją z kolan poszedłem do apartamentu. Zabrałem komórkę z szafki nocnej, a następnie wybrałem z listy kontaktów jeden z numerów, pod które miałem w planach zadzwonić.
Po drugim sygnale usłyszałem ten okropny francuski akcent, na co wywróciłem oczami.
-Cyrus, wszystko jest aktualne, masz się wyrobić w półtorej godziny.
-Tak jest, panie Irwin – po tych słowach rozłączyłem się, po chwili dzwoniąc do Reya, a potem kolejno do Sama i Jacksona.
Siedziałem na łóżku, pisząc właśnie SMSa do taty, że sprawy z Benem są już załatwione, kiedy moja pani weszła do środka. Blondynka usiadła na moich kolanach i zaczęła całować moją klatę. Powoli zacząłem odpływać i tracić trzeźwy osąd sytuacji.
-Wiesz… Tak sobie myślałam, że moglibyśmy sobie darować tą randkę i…
-O nie, obiecałem ci randkę i…
-Czy potem będziesz się ze mną kochał? – mruknęła z nadzieją.
-Nie wiem, jak będziesz dalej tak pogrywała, to nie.
-Dupek  - podsumowała, a później podeszła do swojej torby specjalnie kołysząc zmysłowo biodrami. Chichotając pod nosem, pokiwałem głową z niedowierzania na boki. Mary zawsze wie co zrobić, aby dopiąć swego, ale tym razem nie dam się tak łatwo omotać.
Przez godzinę siedziałem jak skończony idiota i wgapiałem się w drzwi łazienki, aż wreszcie postanowiłem sam się przygotować do tej nieszczęsnej randki. Zabrałem ze sobą czyste bokserki, czarne spodnie i koszulę w kratę, po czym jak gdyby nigdy nic wszedłem do pomieszczenia, które zajmowała Wesley.
-Zwariowałeś?! – pisnęła dziewczyna, zasłaniając dłońmi swoje nagie ciało. –Chyba widzisz, że jest zajęte!
-Wyluzuj, wiele razy widziałem cie nago i nie masz się czego wstydzić, okay? Po za tym –wyrzuciłam barki w górę by po chwili opadły. –Siedzisz już tutaj godzinę, też chcę się wykąpać.
-Mogłeś skorzystać z drugiej łazienki.
-Może chciałem skorzystać z tej, nie pomyślałaś? – skrzyżowałem ramiona na torsie i przestąpiłem z nogi  na nogę, czując coraz większe pragnienie rzucenia się na nią.
-Może chciałeś po prostu pogapić się na moje cycki, huh? – teraz to Mary stanęła w podobny sposób.
-Może masz rację – wzruszyłem ramionami. –Twoje cycki są całkiem niezłe – usta blondynki otworzyły się.
-Całkiem niezłe?! A co w nich jest złe, że ci się tylko trochę podobają?! Nie przeszkadzało ci jak je lizałeś, gdy się pieprzyliśmy!
-Mary – westchnąłem.
-Czy ty w coś grasz, Ashton?
-Co masz na myśli mówiąc, że gram?
-To, że nie chcesz mnie posuwać. Mówisz, że moje piersi nie są złe… - zaczęła wyliczać na palcach, dlatego wywracając oczami podszedłem do tej gaduły i jednym płynnym ruchem uniosłem ją i posadziłem na blacie obok umywalki. Dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech.
-Chciałem być dżentelmenem, ale nie pozostawiasz mi innego wyboru, Mary – powiedziałem pewnie, po czym włożyłem w nią dwa palce i zacząłem nimi poruszać, nasłuchując jęczenia tej niewyżytej seksualnie wariatki. –Czy to cie na razie zaspokoi? – pytałem nie przerywając czynności, na której teraz się skupiałem, dodatkowo pochylając się nad cyckami Wesley, na których zacząłem robić malinki. Jest teraz w stu procentach moja, więc mam do tego prawo.
-T- tak – wykrzyczała podniecona.
-Cieszy mnie to niezmiernie, panno Wesley – oznajmiłem szybko cmokając jej usta i zaprzestałem masowania jej wrażliwego miejsca swoimi palcami. –Teraz uciekaj, bo chcę się wykąpać – poprosiłem obojętnie.
-Nawet nie skończyłeś…
-Skończę później, masz moje słowo – zapewniłem klepiąc w pośladki Marianny, która wyszła z łazienki nagusieńka z bielizną w rękach.
Rozebrałem się, a następnie wszedłem pod prysznic, aby się odświeżyć. Dokładnie się umyłem, po czym włożyłem przygotowane ciuchy. Przed lustrem podsuszyłem nieco włosy, które roztrzepałem na wszystkie strony. Na samym końcu umyłem zęby i wyszedłem.
Stanąłem jak wryty widząc moją dziewczynę – jakkolwiek dziwacznie brzmi to w moich ustach.
-Jakiś problem, Irwie? – uśmiechnęła się sztucznie. Och, a więc dalej to ciągnie. Słodko.
-Żaden, po prostu lubię tą sukienkę – oznajmiłem widząc kieckę od Valentino, w której siedemnastolatka wyglądała zajebiście, bo eksponowała nie tylko cycki, ale również i tyłeczek.
-Głowy bym nie dała, ale to chyba komplement.
-To nie był komplement – uśmiechnąłem się szeroko. –Wyglądasz dobrze, chodź – złapałem za nadgarstek dziewczyny, którą wyciągnąłem siłą z pokoju, a następnie z hotelu.
W lobby zatrzymał nas Ben, który podał mi aksamitną chustę.
-Po co ci to? – zapytała niby obojętnie blondynka.
-Niespodzianka, musi być niespodzianką, dlatego się odwróć – z niechęcią Mary wykonała moje polecenie, a ja zawiązałem delikatny materiał na oczach przyjaciółki, którą później objąłem prawą dłonią w pasie, wyprowadzając z budynku.
-Gdzie mnie zabierasz?
-Dowiesz się za kilka minut, bądź cierpliwa chociaż dzisiaj, bo naprawdę się starałem, żeby ci się spodobało.
-Okay – mruknęła zawiedziona.
Na dworze było już ciemno, a na niebie pojawił się księżyc w pełni, dlatego był ten klimat rodem z tych głupich komedii.
-Uważaj – wziąłem ją na ręce, a później wsiadłem do windy, aby wjechać na tą nieszczęsną wieżę Eiffla. Na najwyższym z dozwolonych pięter dopiero puściłem moją dziewczynę i odwiązałem jej oczy.
-Woah – westchnęła urzeczona, widząc zwykły koc, koszyk piknikowy i laptop.
-To nic wielkiego – wzruszyłem barkiem, bo… To nie było nic wielkiego. Poszedłem na łatwiznę, bo wiem jak bardzo moja przyjaciółka nienawidzi komercji, ale chodzi na te bale i przyjęcia tylko po to, aby sprawić radość rodzicom.
-I właśnie, dlatego tak bardzo mi się podoba – wyznała z przepięknym uśmiechem, cmokając mnie w policzek.
Usiedliśmy na kraciastym materiale, a właściwie to położyłem się, a Marianna oparła się tym samym również wtulając w moją klatkę piersiową. Pierwszą czynnością, którą wykonałem było włączenie komputera oraz filmu „Pamiętnik”, a następnie wyjęcie z kosza przekąsek przygotowanych przez najlepszego kucharza w całej Francji.
Mary jak to miała w zwyczaju popłakała się twierdząc, że to naprawdę piękny film, ale ja… Ja nie czuję tego. Nie rozumiem, dlaczego laski ronią łzy na tego typu filmach.
Po około dwóch godzinach wreszcie moje męczarnie dobiegły końca.
-Obejrzymy teraz horror? – zapytałem pełen nadziei, patrząc w te zielone oczęta, które lśniły jak gwiazdy.
-Nie- stwierdziła pewnie nastolatka, zamykając laptopa i siadając na mnie okrakiem. –Koniec z czekaniem, Ash – uniosłem brwi z tego szoku.
-Myślałem, że jesteś przeciwniczką seksu w miejscach publicznych?
-Och, bo jestem, ale znając ciebie, wiem, że wynająłeś dla nas całą wieżę, dlatego zamierzam to zrobić to z tobą tutaj – uśmiechnąłem się szeroko.
-Dlaczego?
-Bo męczył cie film, a ja chcę to wynagrodzić mojemu facetowi – wzruszyła niby od niechcenia barkami.
-Powtórz, a będę cie pieprzył całą długą noc.
-Mój facet – wymruczała wprost do moich ust…          
_______________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale naprawdę mam wiele na głowie w związku z zbliżającym się końcem roku - chwała, że to już koniec, bo mam dość zdobywania wiedzy, jak na razie... 
Nie podoba mi się ten rozdział, miał być lepszy, a tu takie o! Phi, jedna wielka kicha, ale obiecuję, że następny będzie o wiele lepszy i specjalnie dla @Little_Sinner13 następny rozdział będzie z perspektywy Mike' a. 
Mam dla was dobrą wiadomość, ponieważ mam już pomysł na nowego bloga, który tym razem będzie się skupiał na losach Ashtona, Luke' a i dwóch totalnie różnych dziewczyn, ale to dopiero później, gdy skończę tego bloga. Oczywiście zostawię wam linka, jeśli już założę nowego bloga - macie moje słowo. 
Tymczasem, kolorowych snów, jeśli już idziecie spać, miśki ;**  

niedziela, 7 czerwca 2015

26. Heaven Knows





Brook

Leżałam na plecach ze słuchawkami w uszach, w których rozbrzmiewały dźwięki mojego ulubionego zespołu. Moi starzy znowu się kłócili, a macocha groziła ojcu rozwodem, gdy nie przestanie jej zdradzać. Osobiście jestem zdania, że powinna dać mu spokój skoro sama daje dupy na prawo i lewo. To czysta hipokryzja z jej strony. Nienawidzę, gdy ktoś wytyka błędy innym, a sam popełnia podobne – to żałosne i wkurwiające.
Jutro jadę do mojego brata do Sydney, dlatego już wczoraj się spakowałam, a teraz po prostu odpoczywam, bo nie mam nic sensownego do roboty. Po za tym wolałam leżeć w samotności, niż wychodzić, gdzieś z Luke’ m, który założył się ze mną o to, że zaliczy Max – oczywiście jestem w pełni świadoma, że mu się to uda, bo Martin dałaby dupy każdemu facetowi, którym ma kutasa. Może wygląda na milusią, ale ja znam prawdę. Max jest jak moja matka – robi awantury Calowi, kiedy sama nadstawia tyłka facetom. Zaliczyła Jokera, Kyle’ a z równoległej, jego brata bliźniaka i ich starszego o dwa lata brata, Oliviera, Toma, Jacka, Bena i wielu innych, ale jedno trzeba jej przyznać, bo maskuje się idealnie.
Nagle muzyka ucichła, co było przyczyną nowej wiadomości. Westchnęłam głęboko będąc pewna, że to Hemmings jest nadawcą. Ku mojemu zdziwieniu SMS był od Mary, dlatego też go otworzyłam.
Od: Mary
Możesz zająć się Lucasem? Jest w Rebels i zalicza zgon
-Kretyn – mruknęłam, krytykując oczywiście tego posranego blondyna, któremu poprzewracało się w głowie.
Poderwałam się w łóżka, po czym podeszłam do szafy, z której wyjęłam krótkie jeansowe szorty i wciągnęłam je na nogi, przez głowę przełożyłam czarną koszulkę na cieniutkich ramiączkach, a na ramiona dodatkowo zarzuciłam koszulę w kratę. Na stopy wciągnęłam czarne sznurowane sztyblety. Złapawszy za torbę, w której miałam klucze do mojego samochodu, telefon i inne babskie rzeczy, bez których bym nie przeżyła, zbiegłam na dół. Zatrzymałam się tylko po to, aby wyjąć z lodówki butelkę wody niegazowanej.
-Wychodzisz, panienko? – powoli się odwróciłam, lustrując od stóp do głów postać mojej gosposi –Cami.
Nawet ją lubiłam, ale zapewne miało to związek z tym, że zawsze robi mi naleśniki na śniadanie. Tak czy inaczej Camila była całkiem w porządku. Miała sześćdziesiąt lat i pochodziła z Rosji, gdzie się wychowała w niezbyt zamożnej rodzinie. Do Ameryki przyjechała z zamiarem rozpoczęcia nowego, lepszego życia, ale los sprawił, że zaczęła pracę w domu psychicznej rodzinki. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, Cami miała krótkie brązowe włosy, - które tak na marginesie potrzebowały porządnej farby do włosów – niebieskie oczy; nie była zbyt wysoka, a jej postura była nieco potężniejsza.
-Tsa, muszę załatwić kilka spraw – mruknęłam od niechcenia. Boże, nienawidzę, gdy ludzie są tacy dociekliwi, jeśli chodzi o życie innych osób.
-Jedzie panienka do tego chłopaka, który bardzo często tutaj bywa?
-To nie jest twoja sprawa, Camila! – warknęłam, zamykając z impetem lodówkę. Cholerna ciekawość.
-Dlaczego krzyczysz, Brook? – zapytała obojętnie moja macocha wchodząc do kuchni. –Ile razy mam ci powtarzać, że w domu nie powinno się podnosić głosu – parsknęłam głośno kpiącym śmiechem, przy okazji krzyżując ramiona na piersi.
-To nie ja darłam się jak popierdolona kilka minut temu – żachnęłam, wymijając ją… A właściwie z takim zamiarem, bo złapała mnie za nadgarstek i mocno szarpnęła. Co za zdzira. Nienawidzę jej.
-Uważaj na słowa gówniaro, jestem twoją matką i…
-Nie jesteś moją matką, jesteś tanią dziwką, która leci na pieniądze mojego ojca. Moja mama umarła osiemnaście lat temu! – wykrzyczałam prosto w twarz tej wytapetowanej suki, po czym z wypiętą piersią wyszłam z domu, znowu wyładowując się na biednych drzwiach.
Weszłam do garażu, którego wiatę otworzyłam, a następnie wsiadłam do swojego czerwonego kabrioletu audi - dostałam tą furkę na urodziny rok temu i nie mam w planach tego zmieniać, w końcu nie jestem Irwinem, żeby mieć co kilka miesięcy nowy wóz. Wyjechałam na wstecznym, a następnie z piskiem opon ruszyłam w stronę centrum. Nachyliłam się do schowka nie licząc się z konsekwencjami, jakimi mógłby być wypadek lub mandat. Zresztą mój ojciec jest milionerem, więc wyciągnąłby mnie z mamra. Pogłośniłam radio, z którego po chwili rozbrzmiał rock, a później już w całkowitej zupełności skupiłam się na drodze.
Pod Rebels byłam po trzydziestu minutach. Huh, niezła speluna. Głupi Hemmings mógł lepiej wybrać miejsce na popijawę, a nie lokal, który prawdopodobnie powoli plajtował. Chryste, nie dość, że było tutaj brudno, to na dodatek śmierdziało menelami i bezdomnymi. Ohyda.
Bez problemu odnalazłam blondyna, który prawdopodobnie drzemał z głową opartą o blat baru… Albo gapił się na bursztynową whisky w szklance? Pewnym krokiem podeszłam do kontuaru i szturchnęłam osiemnastolatka, który głośno chrapnął, co wywołało mój cichy chichot – za wszelką cenę chciałam go stłumić. Nie jestem, pieprzoną śmieszką, a ten odgłos nie był ani trochę uroczy.
-Brooklyn – wymruczał naprawdę seksownie, a następnie przeczesał włosy dłonią. Sama miałam ochotę je przeczesać, bo w obecnej sytuacji Lukey wyglądał cholernie gorąco. –Co tutaj robisz?
-Jestem umówiona na seks z barmanem – prychnęłam. Czy to nie było oczywiste, jaki był powód mojej wizyty w tym popapranym miejscu?! Przecież nikt przy zdrowych zmysłach by tutaj nie wszedł!
-Suka – wywróciłam oczami na słowo, które wypadło niczym pocisk z ust Hemmo. –Jesteś zdzirą, Brook.
-Ty też się puszczasz, miej chociaż trochę szacunku do mnie jako kobiety… Trochę równouprawnienia, łajzo – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Nienawidzę, gdy faceci są tacy… Zacofani. Dlaczego wytykają błędy laskom i oceniają je przez pryzmat innych lat?! Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a dziewczyny powinny mieć takie same prawa jak goście, – jeśli mężczyzna może zaliczać panienki jak popierdolony i być uważany za super faceta, to laseczki mogą robić to samo i wcale nie muszą nas nazywać dziwkami, kurwami czy zdzirami. Jestem kobietą i nie wstydzę się faktu, że lubię sypiać z facetami, czy czasem nieco więcej wypić. Lubię siebie taką, jaka jestem. Nie jestem zażenowana tym, że lubię trójkąciki i body shoty. Jestem z tych złych dziewczynek, jak Mary, wcale nie jesteśmy takie święte, na jakie wyglądamy.
-Możesz mi obciągnąć – osiemnastolatek pokazał mi środkowy palec, dlatego też chwyciłam za jego włosy i mocno pociągnęłam.
-Możesz mnie uważać za kurwę, ale to nie ja teraz użalam się nad sobą w jakiejś spelunie – warknęłam. –Czy ty płakałeś? – uniosłam zszokowana jedną brew, widząc jak te niebieskie oczęta się świecą.
-Chuj ci do tego, Brook.
-Ale z ciebie cienias, Hemmings – zaśmiałam się donośnie, ale pożałowałam tego chwilę później, ponieważ z szybkością światła zostałam przyparta do muru, a dłoń Luke’ a zacisnęła się delikatnie na moim gardle. To było całkiem podniecające… Lubiłam, gdy zachowywał się jak zły chłopiec, kiedy ostro mnie pieprzył.
-Jeszcze jakieś uwagi, Dawson? – wychrypiał, na co się chytrze uśmiechnęłam, a następnie przyciągnęłam za kołnierzyk czarnej koszulki, Lucasa bliżej swoich ust, które złączyłam z jego wargami. Chłopak od razu zareagował, a jego język zaczął współpracować z moim. Mhm, ten pacan potrafi całować jak nikt inny. –Przestań, bo wypieprzę cie w tym chujowym klubie – powiedział, zagryzając moją dolną wargę.
-Buntownik, chce mnie pieprzyć w Buntowniku – parsknęłam. –Kusząca propozycja, Hemmings, tym bardziej, że jutro wyjeżdżam.
-Co ty pierdolisz, Brooklyn?! – zawołał gwałtownie się ode mnie odsuwając. –Dokąd jedziesz? – zapytał z bezpiecznej odległości, na co westchnęłam.
-To Australii – oznajmiłam lekceważąco, po czym odepchnęłam się nogą od ściany. –Chcesz się pieprzyć, czy będziesz stał jak tępa pizda?
-Po chuja tam jedziesz, huh?
-Są ferie, a przeważnie dzieciaki takie jak ty czy ja wyjeżdżają, żeby odpocząć – rzuciłam z sarkazmem marszcząc przy okazji nos.
-Nie będę cie bzykał, dopóki nie odpowiesz – Luke skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, na co wywróciłam oczami. Och, a więc tak chce się bawić. Proszę bardzo, grajmy w tą popierdoloną gierkę! Zobaczymy, kto będzie płakał, jako pierwszy –ja czy pan beksa.
-Do mojego faceta, a co myślałeś? Sean jest bogaty, a ja mu daję dupy, bo chcę się dobrze w życiu ustawić. Zresztą – machnęłam ręką niby od niechcenia, ale wiedziałam, że to go wyprowadzi z równowagi. –To nieistotne, z kim się pieprzę oprócz ciebie, tym bardziej nie powinno cie to obchodzić, bo sam masz pewnie na boku kilka zdzir.
-Nie mam – popatrzyłam na niego z kpiną. Tsa, a ja jestem dziewicą! Pieprzony łgarz.
-A Max? – kiwnęłam na Hemmingsa brodą, nadal patrząc w ten sam sposób.
-Zdzira coś knuje, a ja chcę mieć na nią haka.
-Jakieś porno?
-Każdy sobie jakoś radzi, tak? – pokiwałam głową na boki, nadal nie wierząc w to, jak głupiego brata będzie miała Marianna. Przecież Luke jest całkowicie porąbany. –Chodź się dymać – wystawił rękę w moim kierunku, którą złapałam zaraz po tym jak wywróciłam oczami.
Osiemnastolatek zaprowadził mnie do jednej z kanap opalonych papierosami, na której usiadł. Stałam pomiędzy jego nogami nadal ze skrzyżowanymi rękami.
-Zabawmy się – zarządził, a ja powoli rozpięłam guzik swoich spodenek. Bez krępacji, przecież nikogo prócz nas i ślepego barmana tutaj nie ma. Mogę go ujeżdżać tak mocno jak tylko pragnę i potrafię. Usiadłam okrakiem na nogach blondyna, a później zaczęłam go całować. Palce Luke’ a zacisnęły się na moich biodrach, ale tylko na moment, ponieważ chwilę później odgarnął moje włosy do tyłu, a jego łapska wtargnęły pod moją koszulkę. –Lubię, gdy nosisz moje ubrania - ja lubię tą czerwoną koszulę, dlatego ją sobie przywłaszczyłam.
-Mhm, załatwmy to szybko, bo muszę wracać do domu – jednym sprawnym ruchem rozpięłam spodnie blondyna i wyjęłam z bokserek jego sprzęt. Osiemnastolatek uniósł mnie, zsuwając szorty i majtki, po czym opuścił tym samym wbijając się we mnie. Powoli się unosiłam i opadałam, wspierając się rękoma o barki niebieskookiego i jęcząc mu do ucha z rozkoszy. Z sekundy na sekundę przyśpieszaliśmy, aż wreszcie nasze płyny się zmieszały.
-Jesteś na tabletkach, prawda?
-Teraz się tym martwisz, Hemmings? –prychnęłam, wstając i ubierając dolną część mojej garderoby, a on uczynił to samo. –Chodź, odwiozę cie do domu – blondyn pokręcił głową na boki. –Czemu, do cholery nie chcesz? – warknęłam.
-Bo jestem kutasem – wywróciłam oczami. –Nie mogę wrócić do domu, Brook – westchnęłam głośno. Jezu, dlaczego ten pacan musi być taki skomplikowany?! Że też musiałam wybrać sobie akurat jego. Gościa, który wszędzie widzi drugie dno. Chryste…
-W takim razie, gdzie mam cie zawieść, huh? – zapytałam krzyżując ręce na piersi.
-Mogę zostać u ciebie – wzruszył niewinnie barkiem.
-Jutro o piątej mam samolot do Sydney, odwiozę cie do domu, no chodź – poprosiłam nieco spokojniej. –Wiesz, że możesz mi powiedzieć, co się stało, tak? – przytaknął, a potem spuścił głowę kręcąc nią prawdopodobnie z niedowierzania. –Luke – naciskałam, aż wreszcie blondyn ujął moją dłoń i zmusił mnie do spoczęcia na tej samej sofie, gdzie się zabawialiśmy.
-Wiesz, że moi starzy się rozwiedli, nie? – pokiwałam pionowo głową. Opowiadał mi to po naszym pierwszym numerku u mnie, gdy ta zdzira Lyla nas przyłapała. –Miałem jechać w trasę koncertową z Joe.
-Rozmyśliłeś się? – uniosłam jedną brew ku górze, bo najzwyczajniej w świecie nie rozumiałam, w czym tkwił problem.
-Nie rozumiesz, Brook, ja cholernie chcę jechać w tą trasę po europie, ale moja mama jest temu przeciwna.
-Dlaczego?
-Bo mój ojciec to kawał gnoja, Brooklyn.
-Porozmawiam z twoją matką, chodź i się nie maż jak pięciolatek – złapałam za przedramię Hemmo, a następnie zmusiłam go, aby wstał i poszedł razem ze mną. Wpakowałam Luke’ a do mojego samochodu, a później obrałam za miejsce docelowe jego dom.
Jechaliśmy w absolutnej ciszy, ale wcale nie było spokojnie, co było sprawką osiemnastolatka, który palcami muskał moją myszkę. Często tak robił, jednak nie przeszkadzało mi to. Lubię go, ale nie chcę niczego więcej po za niezobowiązującym seksem, bo nie mam w planach znowu przejechać się na facecie.
Dwa lata temu na wakacjach poznałam Fina, który zrobił ze mnie pośmiewisko przed swoimi znajomymi, dlatego w ramach zemsty ośmieszyłam go przed światem. Jak to zwykłam mówić, zemsta jest dobra na wszystko.
Wracając do Hemmingsa, lubię go, nawet bardzo lubię, ale nie będę się z nim wiązać, ponieważ nie będę znowu sięgać dna. Mogę sobie kupić nową płytę, zamiast tracić kasę na narkotyki, papierosy i alkohol.
Zatrzymałam się na podjeździe, a później pomogłam wysiąść Luke’ owi, z którym doczłapałam do drzwi. Kulturalnie zapukałam, a otworzyła mi nieco wyższa ode mnie blondynka. Była bardzo ładna, kto to, do cholery jest?
-Chryste, Luke – westchnęła przerażona, widząc, że Hemmo ledwo trzyma się na nogach mimo, iż wspiera się również na moich ramionach. –Mamo, chodź szybko! – zawołała, a po kilku sekundach pojawiła się kolejna kobieta w blond włosach.
-Lucas – ona też była wystraszona. –Co się stało? –zapytała, kierując to pytanie do mnie.
-Dlaczego nie chce go pani puścić w tą głupią trasę, co? – wypaliłam bez zastanowienia, na co matka Hemmingsa zmarszczyła brwi. –Zależy mu na tym, wreszcie zaczął dogadywać się z Joe, a pani… - wypuściłam powoli powietrze wiedząc, że za chwilę mogę wybuchnąć i powiedzieć, coś czego nie chcę. –To tylko dwa tygodnie – wzruszyłam ramionami, co sprawiło mi nie mały kłopot. Luke jest cholernie ciężki. –Dopiero co złapali kontakt, a pani zabrania Luke’ owi robić tego co kocha. Joe daje mu możliwość gry na europejskich scenach… To wygląda jakby pani go nie wspierała w dążeniu do marzeń, Luke chce być cholernym muzykiem.
-Posłuchaj, dziewczyno, nie wiem kim jesteś, ale nie pozwolę ci się unosić w moim domu.
-Stoję w progu, nie jestem w pani domu.
-Jackie…- usłyszałam za swoimi plecami, dlatego z czystej ciekawości się odwróciłam. –Cześć, Brooklyn – przywitał się Adam, na co odpowiedziałam szerokim uśmiechem. Lubię ojca Mary, to spoko gość.
-Ty ją znasz? – zapytała zszokowana matka Hemmingsa.
-Tak, to przyjaciółka Marianny. Co u ojca, Brook? – kiwnął na mnie brodą. –Nadal jest z Sue?
-Nie – machnęłam ręką. –Teraz jest Lyla, ale też jest zdzirą i łasi się na kasę.
-Brook? – wymruczał blond chłopak, który wisiał na mnie.
-Mhm?
-Połóż mnie spać – westchnęłam, a później z pomocą Luke’ a wyminęłam całe towarzystwo i według wskazówek zaprowadziłam osiemnastolatka do jego sypialni.
Jego pokój był całkiem przytulny, dlatego pchnęłam go na łóżko, a później zdjęłam jego spodnie, które poskładałam w kosteczkę i położyłam na szerokim parapecie.
-Jeszcze koszulka – wywróciłam oczami, ale spełniłam jego prośbę odnośnie t-shirtu, z którym postąpiłam podobnie. –Zostaniesz ze mną na noc?
-Nie jestem twoją dziewczyną, Luke.
-Nie szkodzi, zostań – chłopak ujął moją dłoń, za którą pociągnął i tym samym wylądowałam na jego obnażonym oraz umięśnionym torsie. Kurde… -Widzisz, jest miło.
-To bez znaczenia, muszę iść.
-Czemu, do cholery zawsze uciekasz, albo mnie wyrzucasz, huh? – uniósł się wielce, ale zignorowałam go.
-Bo taki mam kaprys- warknęłam. –Muszę spadać, wyśpij się, Hemmo – uśmiechnęłam się smutno, po czym musnęłam delikatnie jego wargi, a następnie wstałam i wyszłam po cichu zamykając drzwi. Zbiegłam po schodach, natrafiając na złe spojrzenie Jackie. –Luke, pewnie zaraz zaśnie – poinformowałam, wskazując na górę. –Pójdę już – stwierdziłam. –Dobranoc – przeczesałam włosy, a później opuściłam dom pani Hemmings.
Szybko wsiadłam do samochodu, którym pojechałam do swojej willi.
Woah, to było dziwne doświadczenie. Poznałam rodzinę Luke’ a i… To głupie, ale jest mi wstyd, że zachowałam się jak suka. Chwila… Nie, jednak nie jest. Matka Hemmingsa powinna wiedzieć, że źle robi nie pozwalając mu jechać z Joe do europy. Gdybym była na jej miejscu, a Lucas był moim synem… Woah, jak najszybciej pozbyłabym się takiego pacana z domu. Chodzi o to, że dziecko powinno mieć kontakt z obojgiem rodziców nie zależnie jak bardzo starzy są pokłóceni między sobą, tak? Tak więc, nie żałuję tego co powiedziałam Jackie, może trochę przejrzy na oczy i puści tego frajera do europy. Miejmy nadzieję…   
________________________________
Lubię ten rozdział - tak, jestem zadowolona mimo, iż pisałam go prawie tydzień... 
Mam dziś dla was perspektywę Brook i liczę, że wam się spodoba. Cholernie lubię jej postać - jest taką buntowniczką, ale też dziewczyną, która boi się zaangażować. 
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, których było dużo - to dla mnie cholernie dużo znaczy ♥
Korzystając z okazji chcę was zaprosić na Error
To tyle na dziś, miłej i słonecznej niedzieli, miśki ;**