niedziela, 28 grudnia 2014

4. Lips Are Movin





Mary

Rano obudziła mnie Sylwia, która jest naszą gosposią – do jej obowiązków oprócz sprzątania i gotowania należy również budzenie nas do szkoły. To naprawę miła kobieta, która skończyła ostatnio czterdzieści pięć lat, ale nadal śmiga jak szalona.
Moją pierwszą czynnością po wyjściu z łóżka było otworzenie okna, aby się wywietrzyło, a następnie zaścielenie łóżka. Z garderoby wyjęłam czystą bieliznę, kawową mini spódniczkę, zwiewną bluzkę z motywem w drobne kwiatuszki oraz buty na lekkiej platformie. Z całym zestawem ruszyłam do łazienki w celu wzięcie szybkiego prysznica, po którym się ubrałam, uczesałam i pomalowałam. Zrobiłam wszystkie te dziewczęce rzeczy, które według Ashtona są zbędne ponieważ nie potrzebuję tego, żeby wyglądać ładnie.
Zabrałam moją torbę i zeszłam do jadalni na śniadanie. Po drodze dołączył do mnie mój brat, który oczywiście zrobił się na ciacho mimo, iż miał tylko dziesięć lat już nie mógł się odpędzić od dziewczyn i będąc szczerą muszę powiedzieć, że mi to nie przeszkadza. Stół był nakryty dla trzech osób, jednak mojej mamy – która jest rannym ptaszkiem – nigdzie nie było. Trochę się zaniepokoiłam, ponieważ zawsze jemy razem śniadanie – może nie obiady i nie kolacje, ale śniadanie zawsze jadamy w trójkę.
-Gdzie mama? – spojrzałam na gosposię przekręcając lekko głowę w prawo.
-Panienki mama już wyszła.
-Nonsens – zaśmiałam się nerwowo. Ona nigdy nie postąpiłaby w ten sposób! –Zawsze zjadamy… - nagle mnie olśniło. Jedynym wytłumaczalnym powodem jej nieobecności mogło być tylko jedno.
-Dzień dobry, dzieciaki – automatycznie włączył się we mnie instynkt morderczyni. Zacisnęłam palce na widelcu, którym miałam zjeść jajecznicę, ale straciłam na nią apetyt, ponieważ bałam się, że zwymiotuję na jego paskudną oraz zakłamaną gębę. Chociaż… To całkiem kusząca propozycja, aby zobaczyć mojego ojca w rzygach.
-Co tutaj robisz? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –Po jaką cholerę…
-Mary, licz się ze słowami chciałbym ci przypomnieć, że jestem twoim ojcem, a nie kolegą ze szkoły.
-Nawet dla kolegów ze szkoły mam większy szacunek, niż do ciebie – gardziłam nim. Boże, jak ja tym człowiekiem gardzę! Nienawidzę go z całego serca! Dlaczego nas zostawił!? Źle mu było z nami?! Pewnie, że tak! Wolał tą swoją asystentkę, która wskoczyła również do łóżka Asha. Jestem pewna, że zrobił jej bachora i teraz bawią się w pieprzoną rodzinkę bez jakichkolwiek problemów. To żałosne i dziecinne!
-Posłuchaj, słoneczko – złapał za mój bark, ale w mgnieniu oka zrzuciłam jego brudną łapę z mojego obojczyka.
-Nie dotykaj mnie i nie mów tak do mnie! Nie jesteś moim ojcem!
-Doprawdy? – uniósł brwi. –W twoim akcie urodzenia są inne informacje.
-Pierdolę ten akt urodzenia! Jesteś ojcem tylko na papierze, a to nic nie znaczy. Jesteś szują, złamasem i nic nie wartym gnojem! Gabe, zbieraj się, idziemy do szkoły – z hukiem odsunęłam krzesło i wstałam od stołu. Razem z bratem wyszłam z domu i napędzana wściekłością kroczyłam na równi z dziesięciolatkiem w stronę jego szkoły.
Gabe przeważnie jeździ z mamą, ponieważ wyjeżdżają wcześniej zważając na fakt, że mój brat ma lekką dysleksję, a rano ma jeszcze specjalne zajęcia. Widziałam, że Wesley chce zapytać, dlatego tak potraktowałam ojca, jednak bał się. Miał świadomość, że jestem osobą wybuchową oraz nieco walniętą – można powiedzieć, że jestem świruską – gdy ktoś tylko zaczyna mówić o Adamie, a jego wizyta dzisiaj była nie na miejscu. Powinien nas uprzedzić, żebyśmy mogli przygotować się na to psychicznie. Żebym mogła wyjść wcześniej i nie oglądać jego twarzy, bo to grozi ślepotą.
Adam Wesley może był jednym z najlepszych wynalazców na świecie, miał masę nagród oraz wiele firm, ale ojcem nie potrafił być. Nie dorósł do tego – nadal był czterdziestolatkiem, który zachowywał się jak nastolatek. Calum miał więcej rozumu w głowie od niego, a Hoodie jest czasem strasznie głupi, dlatego Ash zabrania mi przebywać w jego otoczeniu dłużej niż dwie godziny, ponieważ boi się, że przesiąknę jego idiotyzmem.
Odprowadziłam brata, a później na spokojnie szłam do szkoły po drodze zahaczając o kiosk, w którym kupiłam paczkę papierosów – za sprawą fałszywego dowodu załatwionego przez… Hooda – oraz gumy miętowe, aby Irwie nic nie poczuł. Ash był strasznie przewrażliwiony na fakt samego powiązania mnie z papierosami mimo, że sam wiele razy palił blanty z Calem i Mike’ m. Wyjęłam jednego szluga, którego włożyłam do ust i odpaliłam. Zaciągnęłam się, a biały dym wypełnił moje płuca delikatnie je podrażniając oraz kojąc moje zszarpane nerwy. Wypuściłam powietrze, a wraz z nim mgłę. Szybko uporałam się z papierosem, a prawie pełne opakowanie wrzuciłam na samo dno torby.
Pod budynkiem byłam w tej samej sekundzie, w której podjechał mój przyjaciel. Ciemny blondyn szeroko się uśmiechnął oraz mi pomachał, a gdy zamknął swoją furkę przewiesił torbę na ramię i ruszył w moim kierunku.
-Masz gumki? – zmarszczył brwi, a w między czasie pocałował mnie.
-A może tak: Cześć, Irwie – zaczął naśladować mój głos, a na moje nieszczęście wychodziło mu to perfekcyjnie. Irytował mnie takim szczeniackim zachowaniem, ale przecież to ja mam umysł pięciolatki! Boże, czujesz ten sarkazm!? –Wybacz, że nie napisałam ci, że wybieram się na poranny spacerek. Wczoraj było świetnie, dlatego liczę dziś na powtórkę – zatrzepotał rzęsami, ale spotkał się tylko z wywróceniem oczami z mojej strony. –Twoja kolej – pacnął mnie w nos, dalej szczerząc się jak małpa, która dostała banana.
-Cześć, Irwie – uśmiechnęłam się sztucznie. –Masz cholerne prezerwatywy, czy nie? – warknęłam, a on zrobił jedynie kroczek w tył. Przyjrzał mi się dokładnie, co trwało dobre trzy minuty, a później najzwyczajniej w świecie sprawdził kieszenie, ale gdy to nie przyniosło żadnych skutków – zaczął grzebać w torbie.
-Mam – pomachał mi uradowany kwadratową paczuszką przed nosem. Wściekła złapałam go za dłoń i ciągnęłam w kierunku męskiej toalety. –Powiesz o co chodzi? Wiesz, nie chcę wyjść na kretyna, ale jeszcze wczoraj powiedziałaś, że nie chcesz się pieprzyć w szkole – zatrzymał się, a z racji tego, że był wyższy oraz silniejszy ode mnie sama również musiałam stanąć. –Mary, gadaj – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. –Jeśli chodzi o Mellody, to już ci mówiłem, że…
-Mam w dupie tą kujonkę! – wrzasnęłam na cały głos, a przechodzący obok uczniowie posłali mi zdziwione spojrzenia. –Możesz się rżnąć z kimkolwiek chcesz, ale teraz proszę chodź – niemalże jęknęłam błagalnie przez co dotarło do mnie jak bardzo żałosna byłam w tej chwili.
Inni ludzie, gdy chcą odreagować najzwyczajniej w świecie spuszczają komuś łomot, wyładowują się na jakimś worku treningowym lub ćwiczą jak popieprzeni. Nieco głupsi tną się lub sięgają po używki. Nie zaliczałam się do żadnej z tych grup – nie byłam sadystką, jakimś koksem lub świruską. Ja, żeby się uspokoić potrzebowałam seksu, ale nie jakiegoś zwykłego to musiał być Ashton, bo tylko on wiedział co i jak ma zrobić, żeby nerwy mnie opuściły całkowicie.
-Najpierw powiedz, co się stało – to nawet nie było pytanie, to był rozkaz. –Bo inaczej możesz zapomnieć – wywróciłam oczami, niech tego nie robi. Nie on, wszyscy inni mogą mnie rozczarowywać, ale nie mój Ash. –Mary, nie mamy całego dnia, masz trening i ja też, więc zacznij mówić – potrząsnął mną lekko za barki, a ja oprzytomniałam. –Co jest grane?
-Nie powinnam cię o to prosić, przepraszam. Jesteśmy przyjaciółmi, a ja traktuję cię jak moją własność.
-Jestem twój o każdej porze, ale najpierw powiedz co się do cholery stało, bo mnie krew zaleje! – teraz to on zaczął krzyczeć  jak rozhisteryzowany smarkacz.
-Dziś rano… - zawiesiłam na chwilę głos. Wiedziałam, że mogę mu ufać, ale to nie chciało mi przejść przez gardło. –Ash, on wrócił… Adam – osiemnastolatek szybko przyciągnął mnie do swojej piersi mocno tuląc.
-Przepraszam, że jestem wścibski, ale…
-Wiem, ja ciebie też – chciał powiedzieć, że jestem dla niego ważna i zrobi wszystko, żebym poczuła się lepiej. Darzę do niego to samo uczucie.
-Chodź – splótł nasze dłonie razem i zaprowadził mnie do męskiej toalety. Zablokował drzwi, a później podszedł do mnie wpijając się w moje wargi oraz łapiąc za pośladki tylko po to, żeby mnie unieść i posadzić na umywalce. Owinęłam nogami jego pas, tym samym zmniejszając odległość między naszymi klatkami piersiowymi do minimum. Jednym sprawnym ruchem zsunęłam jego spodnie razem z bokserkami w logo Supermana, podczas gdy on delikatnie mnie podniósł zdejmując moje majtki. Rozerwał zębami małą srebrną paczuszkę, a jej zawartość włożył na swojego penisa. Gwałtownie we mnie wszedł, a później poruszał sprawnie biodrami dając mi przyjemność. Jęczałam z przyjemności do jego ucha, co tylko dodawało mu motywacji do dalszych działań. Kilka sekund później wyszedł ze mnie i wyrzucił zużytego kondoma do kosza na śmieci. Ubraliśmy dolne części swojej garderoby i jak gdyby nic umyliśmy ręce.
-Dziękuję, jesteś kochany – wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek.
-Dla ciebie wszystko – objął mnie ramieniem, po czym otworzył drzwi, przez które miał właśnie wejść Andy Howard.
-Cześć – posłałam mu szeroki uśmiech, na który zmarszczył brwi.
-Cześć? Co ty kible pomyliłaś? – Boże, jaki on jest tępy!
-W naszym nie ma papieru – wzruszyłam lewym ramieniem, a później każde z nas poszło w swoją stronę – my z Ashem w stronę klas, a on do toalety.
-Mary, co ty na to, żeby urozmaicić nieco ten zakład? – zdziwiło mnie jego pytanie. Co miał na myśli mówiąc urozmaicić? Chce rozkochać w sobie Cook, a ja mam zrobić to samo z Luke’ m? Jeśli chodzi o to, mówię stanowcze nie. Nie jestem fanką manipulacji oraz jakiejkolwiek innej czynności polegającej na zabawie uczuciami ludźmi.
-W jakim sensie?
-Jeśli wygram, dostanę Sylwię na miesiąc.
-Co, moją Sylwię!? – zwariował. Ten człowiek najzwyczajniej w świecie stracił rozum! Przecież ta kobieta jest dla mnie jak ciocia, jest moją rodziną! To zupełnie jakby chciał zabrać mi matkę na trzydzieści dni.
-Oj, przestań przecież po za tym, że cię budzi rano nic innego dla ciebie nie robi.
-Robi śniadania, za jej tosty można zabić – mruknęłam pod nosem. –Co ja dostanę jak wygram?
-Co chcesz?
-Hmm… Daj mi sekundkę… - czego ja mogę od niego chcieć? On daje mi wszystko o co poproszę bez żadnych głupich i bezsensownych zakładów. Chociaż… Jednego przedmiotu zakazał nawet dotykać. To go zaboli dokładnie tak, jak mnie postawienie w szrankach mojej gosposi. Będę jak on - bezlitosna pod każdym względem, nie będę się liczyła z jego uczuciami względem jego skarbu. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Oj, tak zemsta będzie słodka i piękna. –Chcę twój samochód na miesiąc, uściślając chodzi mi o lamborghini.
-Spoko, będę cię wodził gdziekolwiek zechcesz – zaśmiałam się kpiąco oraz pokręciłam głową na boki. W jego oczach było przerażenie, bał się mojego sprostowania, ale wiedział jakie będzie – nie chciał bym mówiła to głośno i go jeszcze bardziej raniła.
-Nie, kochany –zagroziłam mu palcem. –Dasz mi ten samochód na wyłączność. To ja będę prowadzić twoją Natalie i to moja płyta będzie puszczana w kółko.
Jestem całkowicie zielona jeśli chodzi o tą część męskiego mózgu, która pcha ich to tego, aby nadawać imiona swoim autom czy chociażby motorom. Potrafię rozpracować tok myślenia facetów i całą resztę, ale nad tym szczegółem cały czas pracuję. Jaki jest sens w tym, że nazwiesz swoją zabawkę Carly czy Sierra? Równie dobrze mogliby nazywać swoje penisy imionami swoich byłych. Żadna z dziewczyn Irwina nie miała na imię Natalie, ba nawet w przedszkolu nikogo o takim imieniu nie było.
Ash miał w swoim życiu tylko trzy prawdziwe dziewczyny – Melanie – długonogą brunetkę o zielonych oczach oraz tendencji do wpadania w szał bez powodu, był z nią przez pierwszy rok swojej edukacji w liceum, ale rozstali się, gdy chłopak po prostu nie wytrzymywał psychicznie; Brittney – rudowłosą laskę, która miała krzywe cycki oraz była o rok starsza (Ashton był wówczas w drugiej klasie), ale zostawił ją, gdy zaliczył, bo nie była ani trochę dobra; ostatnia była Riley – tą niską blondynkę, z którą zabawiał się przez trzy miesiące zostawił zaledwie pięć miesięcy temu z bardzo prostej przyczyny – była chorobliwie zazdrosna i kazała mu wybierać między nią, a… Mną. Chyba nie muszę mówić, jaki był jego wybór.
-Nie ma mowy!
-W takim razie zapomnij o Sylwii! – jego oczy ciskały we mnie piorunami. –Widzimy się na lunchu? –przytaknął, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę sali od plastyki.
Dziś mieliśmy mieć zajęcia łączone z czwartą b, ponieważ mieliśmy pracować nad projektem happeningowym, performance’ m oraz fluxus’ m. Generalnie zapowiadało się na ciekawą lekcję, a później prezentację, która miała odbyć się w centrum Los Angeles.
W pracowni byli już wszyscy uczniowie łącznie z nauczycielką, dlatego grzecznie przeprosiłam i zajęłam jedyne wolne miejsce obok jakiegoś rudowłosego chłopaka ubranego niczym klaun.
-Heej, robiliście już może jakieś notatki?
-J- ja, ja… - zmarszczyłam brwi, a potem tylko westchnęłam znudzona. To, że jestem jakąś głupią cheerleaderką nie oznacza, że ludzie mają się bać ze mną rozmawiać! Pochyliłam się w bok i zadałam dokładnie to samo pytanie co przed chwilą.
-Tak, proszę odpisz sobie – chłopak odwrócił się i wystawił w moim kierunku swój notatnik.
-O mój Boże, to ty – blondyn zmarszczył brwi. –Luke, prawda?
-Tak? – był zdezorientowany, ale ja w przeciwieństwie do niego byłam przeszczęśliwa. To może być przełom! Jeśli zacznę już dziś, Ashton na pewno przegra, a ja będę triumfować. –O co chodzi?
-Nie, nic, ja tylko chciałam zapytać, czy możemy pracować w jednej grupie?
-Bez problemu – wzruszył ramionami, na co posłałam mu jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów. Założyłam włosy za ucho, a potem w nieśmiały sposób pochyliłam się nad moim notesem i zaczęłam odpisywać temat oraz punkty naszego przedsięwzięcia. Gdy skończyłam grzecznie stuknęłam go palcem w ramię i oddałam jego własność ładnie dziękując i znów się uśmiechając, co tym razem odwzajemnił.
 -Dobierzcie się w pięcioosobowe grupy, a ja rozdzielę wam tematy – pięcioosobowe?! Okay, przyznaję będzie trochę ciężko, ale dam sobie radę w końcu jestem Mary Boska Wesley.
-Ej… - odwrócił się do mnie, a ja ledwo powstrzymałam się od otwarcia ust. Jak to możliwe, że on nie zna mojego imienia?! –Razem z nami będą w grupie Sharon, Troy i Jake – pokiwałam jedynie pionowo głową siląc się na uśmiech mimo, że miałam niewyobrażalnie wielką ochotę mordu. –Tak właściwe jak masz na imię?
-Mary – uśmiechnęłam się sztucznie i zatrzepotałam rzęsami zupełnie jak Ashton na parkingu.
-Nie chciałem cię urazić, ale jestem tutaj nowy – oh, w takim razie mu wybaczę.
-Nie szkodzi, to chyba dobrze, że mnie nie znasz, bo ludzie znają masę plotek na mój temat. Może chcesz, żeby cię oprowadzić po okolicy?
-Nie obraź się, ale moja przyjaciółka Mellody już się zaoferowała.
-Cook? – przytaknął, a ja tym razem chciałam uderzyć siebie. Najlepiej czymś twardym, czym zrobiłabym sobie krzywdę. Przecież ta zdzira pewnie naopowiada mu o mnie jak najgorzej i nie będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać.
-Mary, z kim jesteś w grupie?
-Z Luke’ m, Jake’ m, Troy’ m i… Sharon.
-Przygotujecie performance – przytaknęłam, a w mojej głowie już zaczął się rodzić pomysł. Nałożymy cieliste kostiumy, pomalujemy się i wywiniemy niesamowity układ. –Radzę wam się przygotować, ponieważ dokładnie za dwa tygodnie pojedziemy metrem do centrum i tam przedstawicie swoje koncepcje – metro?! Fuj, tam śmierdzi i jest tak tłoczno… O Jezu, w co ja się wpakowałam. Uwielbiam plastykę, ale na komunikację miejską się nie pisałam!
-Gdzie się spotkamy, żeby obgadać pomysły? – spojrzałam zupełnie jak reszta mojej grupy na Jake’ a, który sprawdzał coś w telefonie. –Mam czas za dwa dni, bo jestem zawalony treningami – zmarszczyłam brwi. To najsłabsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszałam. Co z nim nie tak, przecież jako footballista powinien być wytrzymały, powinien od siebie wymagać, nawet jeśli inni by nie wymagali! –Ashton ci nie mówił, że Fehler zwiększył liczbę treningów?
-Dlaczego miałby mi niby mówić?
-Przecież o twój chłopak.
-Jesteśmy przyjaciółmi, długo mam jeszcze powtarzać!? Ja i Irwin jesteśmy pieprzonymi przyjaciółmi i nie mamy w planach tego zmieniać, a wy powinniście to wreszcie pojąć, bo nie mam czasu ani chęci, aby marnować ślinę na tłumaczenie każdemu z osobna moich relacji z Ashem! – wzrok wszystkich przeniósł się na mnie, a ja pojęłam, że zrobiłam z siebie pośmiewisko. Teraz w ich oczach byłam psychopatką. –Tak, czy inaczej spotkajmy się za dwa dni u mnie, pasuje? – przytaknęli, a później wróciliśmy do zajęć.
Całą lekcję spędziłam na wymyślaniu nowego układu, który miałam w planach zaprezentować dziewczyną ze składu. Już wczoraj wpadł mi do głowy genialny pomysł, który tylko musiałam dokładnie przemyśleć oraz rozrysować, a następnie zrobić kopię dla każdej z dziewczyn.  
~***~
Wyszłam z klasy od matematyki, kierując się od razu na stołówkę. Na dzisiejszej lekcji pan McCall zrobił nam klasówkę, a ja jestem niemalże pewna, że dostanę z niej piątkę mimo, iż powtórzyłam wszystko przed zajęciami.
Nie byłam jakimś kujonem czy czymś w tym rodzaju – lubiłam się uczyć i nabywać nowe zdolności, ale nie uważam się za jakoś szczególnie mądrą. Jestem po prostu sobą i lubię siebie, mam w nosie, czy reszta popularsów będzie mnie wytykać palcami za to, że mam od nich lepsze oceny – to tylko świadczyłoby o ich zazdrości, a mi podniosłoby samoocenę, która już jest na wysokim poziomie.
Zabrałam czerwoną tackę, na której znajdowała się sałatka z kurczakiem oraz pomidorkami koktajlowymi, sok jabłkowy oraz jabłko. Poprosiłam również o cheeseburgera, frytki oraz napój dla Irwina, który zabrałam do naszego stolika. Powoli zaczęłam konsumować swój obiad, kiedy przyszły Max i Jas.
Miałyśmy ze sobą mało zajęć, ponieważ one wybrały bardziej humanistyczne przedmioty, a ja… Miałam zarówno humanistyczne jak i przyrodnicze – jestem wszechstronna i wcale się tego nie wstydzę, że chodzę na dodatkową matematykę oraz chemię. Należę nie tylko do składu cheerleaderek, czy do samorządzie, ale również zapisałam się do kółka matematycznego, dzięki czemu mam świetny kontakt nie tylko ze sportowcami, ale też z całą resztą szkoły.
-Cześć, Mary – powiedziały niemalże równocześnie, a później cmoknęły mnie w policzek zupełnie jak ja je. –Jak idzie zakład? – Jasmine była naprawdę ciekawską osobą i czasem cholernie irytującą, ale nie było to czymś czego nie akceptowałam, wręcz przeciwnie to lubiłam w niej najbardziej.
Poznaliśmy z Ashtonem naszych przyjaciół w pierwszej oraz drugiej klasie podstawówki – oprócz Caluma, ponieważ z nim uczęszczaliśmy do przedszkola. Od samego początku mieliśmy zwariowane pomysły, dzięki którym nasze życie nawet w najmniejszym calu nie było nudne. Jak każdy mamy swoje wady, jednak nauczyliśmy się je akceptować wzajemnie i teraz żadnemu z nas nie przeszkadza na przykład to, że Calum jest narwańcem oraz zbyt głośno przeżuwa jedzenie, albo że Ashton chrapie, gdy idziemy do kina, a on zaśnie, ponieważ film go znudził. To właśnie jest sekretem naszej przyjaźni – nauczyliśmy się nie zwracać uwagi na takie błahostki.
-Za dwa dni przychodzi do mnie robić projekt – wzruszyłam ramionami, a one przybiły sobie piątki, które pokazywały jak są ze mnie dumne. –Będzie też Sharon, Jake i Troy, ale to szczegół. Jedyne co mnie wkurza to, że Cook jest jego przyjaciółką i pewnie nakłamała mu o mnie.
-Nie przejmuj się, razem z Max przetrzemy mu oczy – zapewniła mnie jedna z przyjaciółek, ale nie chciałam ich pomocy. To była sprawa między mną, a Irwinem i miałam w planach działanie indywidualne, a nie zbiorowe. Chciałam chociaż w małym stopniu grać fair.
-Nie – zaprzeczyłam, na co wymieniły ze sobą zdziwione spojrzenia. –Załatwię to sama, jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie.
-Wiesz, że zawsze chętnie pomożemy ci utrzeć chłopakom nosa, wystarczy powiedzieć – przypomniała mi Max unosząc brwi.
-No pewnie, że wiem – przytuliłam je mocno przy okazji zaciągając się żurawinowym szamponem Jasmine. –I za to was kocham.
-Za co je kochasz i czy kochasz mnie za to samo? – poczułam jego usta w swoim kąciku warg, a później zwinął moją tacę pod swój nos. –Jesteś urocza, że zabrałaś też dla mnie – uszczypnął moje policzki, niczym babcia swojego wnuczka rodem z filmów familijnych. –Więc?
-Zastanowiłeś się nad tym swoim urozmaiceniem?
-Posłuchaj aniołku – westchnął i odwinął swojego burgera. –Nie mogę się na to zgodzić, musisz wybrać coś innego – powiedział na jednym oddechu, a następnie zaczął jeść. Prychnęłam pod nosem, następnie wywracając oczami.
-W takim razie też wybierz coś innego.
-Nie! – skrzywił się jak sobie przygniótł jaja. –Chcę Sylwię.
-A ja chcę twoje lambo – byłam nieugięta. Już wystarczająco idę z nim na ugodę zważając chociażby na fakt, że jestem gotowa założyć się o żywą istotę, a w zamian chcę jakiegoś szpanerskiego auta. To logiczne, że zachowuję się jak egoistka! Jestem podobna do tych sprzedawców niewolników, o których opowiadał nam pan Moore na historii.       
-Skarbie – znów głośno wypuścił powietrze ustami. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie nie było mu to dane przez kumpli z drużyny.
-I co? Zapytałeś ją o to? – Scott był naprawdę podekscytowany, a ja zaczęłam się powoli domyślać, że pewnie chodzi mu o metodę podrywu, którą mój przyjaciel miał zastosować na Mellody.
-O co? – nie będę ukrywać, że sama byłam niezmiernie ciekawa jak bardzo tandetny tekst wymyślili tym razem.
Raz chwalili się jak wyrywali dziewczyny w bibliotece – leciało to mniej więcej tak: Jesteś nauczycielką? –Nie, dlaczego pytasz? –Bo postawiłaś mi pałę. Lub gdy byliśmy na plaży, a jakaś laska sprzedawała kolby kukurydzy. Nie była ona jakoś strasznie ładna, ale Scottowi przypomniało się, że jej chłopak kiedyś przez przypadek zarysował mu maskę samochodu, dlatego zadał jej najgłupsze pytanie na świecie, a jego beznadziejny teks zapamiętam do końca życia: -Lubisz kukurydzę? –Tak. –To opierdol mi kolbę. To jest żałosne. Czasem sama się zastanawiam jak by zareagowali na taki podryw ze strony dziewczyn. Wyobrażacie sobie, jakbym podeszła na przykład do Howarda i powiedziała: Heej, fajne masz trampki. Dasz się w nich przelecieć? Cóż odpowiedź jest prosta, ponieważ ten idiota jest niewyżyty seksualnie, a mi nie byłby w stanie odmówić z racji tego, że proponuje mi pieprzenie przy każdej możliwej okazji, oczywiście jeśli Ashtona nie ma w pobliżu.
Andy i Irwie niezbyt za sobą przepadają, co zawdzięczają tylko i wyłącznie bezsensownej rywalizacji o pozycję kapitana, którą skutecznie utrzymuje mój Ash. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu on jest świetnym sportowcem oraz ma talent przywódczy.
Faceci to dupki i chcą oraz myślą tylko o jednym. Powinni zacząć wyrywać dziewczyny jak to mieli w zwyczaju robić na filmach, choć… W sumie mężczyźni na filmach też uciekają się do marnych popisów. Weźmy na przykład Alladyna – koleś najpierw oszukał Jasmine wmawiając jej, że jest księciem, a potem zaszpanował latającym dywanem. Taki Ashton robi to samo z tym wyjątkiem, że zamiast latającego kawałka materiału, ma to swoje lamborghini. Scott ma swoje Audi, a Howard BMW. Tak, witajmy w świecie zdominowanym przez facetów, którzy myślą tym co mają w spodniach. Witamy w dwudziestym pierwszym wieku.
-O nic, Mary – czy on właśnie mnie spławił? Nie jestem głupia, a po jego zachowaniu wnioskuję, że mnie okłamuje.
-Masz mi powiedzieć – zażądałam.
-Chodzi o to, że Ashton ma zapytać Cook czy…
-Zamknij ryj, ciulu – jego ton był naprawdę wredny i nie chodzi tutaj o słowa jakich użył do ucieszenia Davida, ale o jego ton, który był wręcz lodowaty. –Mówię, że o nic, czemu jesteś taka uparta? –uniosłam brwi. Ja jestem uparta? Ja!? On chyba oszalał! Ashton jest najbardziej upartym stworzeniem na świecie, gdy się na coś zaprze nie spocznie dopóki tego nie dostanie, a na jego buźce nie zawita uśmiech szczęśliwego dzieciaka.
-Ashton ma zapytać czy Mel pójdzie z nim do kina – sprostował Hoodie, ale w nawet najmniejszym stopniu mu nie uwierzyłam.
-Jak będziesz gotowy powiedzieć mi prawdę, to przyjdź okno będzie otwarte – wstałam i zabrałam swoją torbę, po czym wyszłam ze stołówki.
Nienawidzę być okłamywaną, a zwłasza przez osoby, które dużo dla mnie znaczą i dla których jestem w stanie zrobić wszystko. Jednym z nielicznych ludzi z tym przywilejem był Ashton, ale kłamał mi prosto w twarz, a skąd jestem o tym przekonana? Cóż odpowiedź jest najbardziej banalną rzeczą we wszechświecie – gdy Irwie kłamie nie utrzymuje kontaktu wzrokowego. Podły krętacz, a klął się na Boga, że nigdy w życiu nie będzie mnie wodził za nos. Oh, nie wytrzymam z tym człowiekiem! Czuję taką wściekłość na niego, a z drugiej strony na siebie, ponieważ wiem, iż nie mam podstaw się tak względem niego zachowywać, bo zawsze gdy go potrzebuję on jest. Obrażam się na niego, z powodu jakiegoś głupstwa, które pewnie było jakimś przekrętem tylko po to, żeby wygrać ten zakład.   
_______________________________________
 Jest i czwóreczka. Huh, cóż mogę powiedzieć? Jest ojciec Mary i kłótnia, no i Luke! 
A propos ojca Mary - powstała nowa zakładka "Rodziny bohaterów", gdzie możecie zobaczyć jak wyglądają oraz czym zajmują się rodzice i rodzeństwo głównych bohaterów.

 


niedziela, 21 grudnia 2014

3. Mr. Brightside





Ashton

Obudziłem się punktualnie o siódmej rano. Jak zawsze pierwszym co zrobiłem było zejście na dół, gdzie już czekało śniadanie zrobione przez moją jakże wspaniałą oraz najukochańszą na świcie mamę. Przy dużym stole znajdującym się w jadalni, która była połączona z kuchnią siedziało moje rodzeństwo – starsza o rok siostra przyrodnia Elena oraz młodszy brat Tony, który był rówieśnikiem Gabe’ a. Na blacie były zarówno kolorowe kanapki jak i również płatki, które kochałem nad życie.
Wsypałem do miski brązowe kuleczki Nesqiuka i zalałem je mlekiem, natomiast do mojego ulubionego kubka, który dzielę z Mary wlałem kawę z ekspresu. Powoli zacząłem konsumować posiłek, cały czas obserwując resztę mojej rodziny. Nie byłem zdziwiony, że mojego ojca nie ma z nami, ponieważ był cholernie zapracowanym człowiekiem i rzadko kiedy bywał w domu, natomiast moja mama… Jak już mówiłem to najcudowniejsza kobieta na świecie, która mimo bycia prezesem w swojej firmie produkującej kosmetyki, które nie są testowane na zwierzętach zawsze znajduje czas, żeby zjeść z nami posiłek. Za to kochałem ją najbardziej – potrafiła znaleźć czas dla nas zawsze, niewiadomo jak bardzo była zawalona terminami.
-Ash, zawieziesz mnie na uniwerek? – popatrzyłem z lekką kpiną na Elenę, która właśnie kończyła pić sok pomarańczowy.
Jest niemożliwa! Boże czym ci zawiniłem, że obdarzyłeś mnie nie dość, że leniwą to jeszcze cyniczną siostrą, która mogłaby wreszcie zrobić sobie prawo jazdy? Nie jestem jej prywatnym szoferem, który rzuci wszystko, aby zawieść ją na zakupy, do kina, do klubu z przyjaciółkami czy nawet na tą głupią uczelnię! Nawet Anthony wie, że El jest leniwą kluchą, a ukończenie przez nią studiów graniczy z cudem. Zamiast całotygodniowych balang, mogłaby chociaż raz odbyć sesję i zacząć zaliczać egzaminy na przyzwoite stopnie. Powinna wziąć przykład z młodszego brata, który dostaje mocne dwóje lub naciągane tróje – wszystko zależy od dnia, bo gdy pani z angielskiego ma dobry humor wstawia mi trójki, ale kiedy poprzedniego dnia była na randce i facet był idiotą to wstawiała mi jedynki lub mierne.
-Co będę z tego miał? – nawet na nią nie spojrzałem, ale wiedziałem, że właśnie wywraca oczami, a w myślach wyzywa mnie od strasznych egoistów, którzy myślą jedynie o sobie.
-Satysfakcję – parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Chcę twój telefon – wzruszyłem ramionami w duchu ciesząc się, że już drugiego dnia nowego roku będę mógł napawać się widokiem tej rozhisteryzowanej wariatki, która często miota talerzami, gdy mamy nie ma w domu. Teraz przynajmniej moja rodzicielka będzie w stu procentach pewna, że to ja jestem tym normalnym dzieckiem.
-Chyba cię Bóg opuścił! – wrzasnęła wściekła. –Do końca zryło ci banię przez te blanty i seks z przypadkowymi laskami! – nie musiała tego mówić! Po chuj w ogóle się odzywa i wywleka na wierzch rzeczy, które robiłem w tamtym roku?! Czy ona jest normalna?! Po tej akcji może zapomnieć o podwózce, radzę jej już zapierdalać na metro lub autobus, bo do mojego auta nie wsiądzie!
-Ashton – niższa ode mnie ciemna blondynka odwróciła się i oparła dłonie na brzegu stołu przy okazji wiercąc mi dziurę w głowie. Jej spojrzenie było wręcz palące! Ałła! Kobieto przestań tak na mnie patrzeć! ­–Czy kiedykolwiek paliłeś to cholerstwo!? – była zła. Nie, ona wręcz była wkurwiona, ale to było nic w porównaniu ze mną. Kiedyś urwę jęzor tej idiotce zwanej moją siostrą za to kłapanie bez sensu.
-Oszalałaś?! – oburzyłem się, przecież muszę się jakoś bronić! Nie mogę spaść z miejsca pupilka mojej mamy przez Elenę, bo by wygrała. Na jej nieszczęście Sophie Irwin zawsze wierzy swojemu pierworodnemu, a nie dziewczynie, którą spłodził mój ojciec przed poznaniem mamy. –Przecież wiesz, że nie jestem aż tak głupi, żeby truć się tym gównem! Możesz zapytać kogo chcesz, Mary, Caluma, Mike’ a, Max czy chociażby Jas! – gwałtownie wstałem od stołu, po czym zabrałem miskę i włożyłem ją do zmywarki.
-Jesteś żałosny – zmroziłem El spojrzeniem. Jeśli jeszcze raz udzieli się w kwestii mnie oraz blantów to za siebie nie ręczę! Powinno jej wystarczyć, że kłamię matce, żeby jej tylko nie martwić, niech mnie bardziej nie prowokuje, ponieważ to się dla niej źle skończy. Zniszczę ją oraz jej życie towarzyskie, a kiedy z nią skończę będzie szczęśliwa, że nauczyciele na uniwersytecie będą podczas odpowiedzi z nią rozmawiać! –Przecież Mary potwierdzi każde słowo, bo jest w tobie zakochana – wywróciłem oczami. Teraz to dopiero dowaliła, hahahaha.
-Mary to moja przyjaciółka, geniuszu – parsknąłem śmiechem. –Jest dla mnie jak siostra – wzruszyłem ramionami.
-Z którą się całujesz i pieprzysz – podsumowała, a ja jedynie westchnąłem z bezsilności. Jak przetłumaczyć tej głupiej blondynce, że z Marianną łączą mnie czysto przyjacielskie relacje?  -Dla twojej informacji seks z siostrą to kazirodztwo – uśmiechnęła się sztucznie, a ja miałem wielką ochotę chwycić za miskę, z której jadł Tony i rzucić jej w twarz tymi cholernymi płatkami.
-Chcesz się przyłączyć? – poruszałem zawadiacko brwiami, żeby tylko rozładować atmosferę, która się tutaj wytworzyła – mama karciła mnie spojrzeniem, a Ant siedział cicho jak na kazaniu w kościele mimo, iż zawsze śmieje się i żartuje przy każdym z naszych wspólnych posiłków. –Wiesz, nie chcę się chwalić, ale podobno jestem dobry w te klocki, zapytaj przyjaciółki – puściłem jej oczko, na co blondynka otworzyła szeroko usta.
-Posuwałeś Stacy? – zapytała przez zaciśnięte zęby, a ja już w tej chwili wiedziałem, że wygrałem tą potyczkę słowną.
-Ty to powiedziałaś – pstryknąłem palcami przy okazji wskazując na nią z uśmiechem.
-Ashton – spojrzałem na swoją rodzicielkę, która była rozczarowana. Wiedziała, że mam status kobieciarza i wiele razy przyłapywała mnie na późnych powrotach do domu, lub dziewczyny, które wychodziły z mojej sypialni. –Wiesz, że nie pochwalam takiego zachowania – przytaknąłem. Boże błogosław, żeby odbyło się bez kazania! –Proszę cie tylko o jedno: zabezpieczaj się.
I znów wracamy do wczorajszego poranka oraz sytuacji, która zaszła między mną i Marianną. Mam nadzieję, że nie zaliczyliśmy wpadki, ponieważ nie wyobrażam sobie nas w roli nastoletnich i przykładnych rodziców. Potrafimy być odpowiedzialni jedynie za siebie nawzajem, ale nie za kogoś, a co dopiero za niemowlaka, którego zrobiliśmy przypadkiem pod wpływem alkoholu oraz nieopanowanych potrzeb seksualnych. Mary to naprawdę świetna dziewczyna, ale jest tak samo walnięta jak ja, dlatego prędzej byśmy się pozabijali, niż zmienili temu dzieciakowi pieluchę lub nakarmili. Dziecko nie wchodziło w grę. Nie w tym roku, ale dopiero w przyszłości. Bardzo odległej przyszłości.
-Przecież nie jestem idiotą, mamo – wywróciłem oczami.
Czasem strasznie mnie irytowała tą swoją gadką odpowiedzialnej matki, dalej była święcie przekonana, że jestem jej małym Ashem, którego trzeba niańczyć, ponieważ nie potrafi sobie w życiu sam poradzić. Bez przesady, ale potrafię zrobić sobie coś do jedzenia, sprzątać też potrafię oraz się ustawić, potrzebuję jej tylko do robienia tych przepysznych naleśników, bo ja zawsze daję za dużo mąki i mi nie wychodzą. Sophia jest w tym mistrzem i nawet Wesley jej w tym nie dorównuje.
-Kur… Kurde, trzydzieści po siódmej – mruknąłem pod nosem i wziąłem ostatniego łyka kawy. –Tony, zbieraj się odwiozę cie do szkoły – dziesięciolatek przytaknął, a ja biegiem ruszyłem do swojego pokoju. Z szafy wyjąłem czyste ciuchy, z którymi poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Po odświeżającej kąpieli ubrałem się i przeczesałem włosy, które wcześniej wysuszyłem. Psiknąłem się moimi perfumami, które nawiasem mówiąc Mary uwielbia i wróciłem do mojego azylu. Z szafki wyjąłem zeszyty na dziś, które włożyłem do torby, a z szuflady – którą zamykałem na kluczyk – paczkę fajek oraz prezerwatywy – przezorny zawsze ubezpieczony, no nie? Wsunąłem komórkę do kieszeni spodni – mam nadzieję, że ojciec w końcu sprawi mi nowy model Iphone’ a, bo mój obecny ma już popękaną szybkę oraz i jest cały porysowany przez tą pindę, której ostatnio powiedziałem, że była dziewczyną na jedną noc – suka rzuciła nim w ścianę! Nienawidzę takich wariatek – powinno się je zamykać w wariatkowie.
Złapałem za mój plecak, po czym zbiegłem na dół. Wsunąłem na stopy buty i pobiegłem do kuchni, gdzie mama sprzątała po śniadaniu – osobiście jestem zdania, żeby zatrudnić gosposię, żeby zdjąć z mojej rodzicielki trochę obowiązków, ale starszy jest cholernym snobem.
-Do wieczora, mamo – cmoknąłem ją w policzek. –Tony, jedziemy! – wrzasnąłem ile miałem sił w płucach, a Sophie się lekko skrzywiła.
-Ashton, masz wrócić na obiad, a później do kolacji rób co chcesz – oznajmiła zamykając, a następnie włączając zmywarkę. –Muszę jechać do firmy, później mam konferencję prasową, ale zdążę ugotować obiad – westchnęła i złapała się blatu, żeby nie upaść. Nie powiem, cholernie mnie martwi jej stan zwłasza, że to nie jest jednorazowa sytuacja.
-Mamo, a może zostaniesz dziś w domu i odpoczniesz? Poradzą sobie bez ciebie. Widać, że jesteś przemęczona.
-Nie martw się, skarbie – posłała mi delikatny uśmiech, a później cmoknęła w policzek, który zaczęła pocierać chcąc zetrzeć resztki szminki jaką miała pomalowane usta. –Nic mi nie będzie, wyśpię się w sobotę – Tsa, w sobotę… W tą pieprzoną sobotę jest cholerne otwarcie kolejnej firmy ojca i się nie wyśpisz, bo ten idiota będzie chciał, żebyś wyprasowała mu koszulę, odebrała garnitur z pralni oraz wysłuchała jego przemowy, jakby nie mogła tego zrobić Stella –asystentka, którą zdążyłem już zaliczyć. Szczerze mówiąc jest strasznie miła i zna się na rzeczy, co z tego że jest o pięć lat starsza? Uległa mojemu urokowi jak każda i jak każda była jednorazowym wyskokiem… Dobra trzy – razowym.
-Możemy jechać – oznajmiła Elena, która znalazła się w kuchni przed moim bratem. Uniosłem na nią brwi z głupkowatym uśmiechem. Czy do niej nie dociera, że jeśli nie da mi tego cholernego telefonu nigdzie ze mną nie pojedzie?
-Chyba kpisz, dziewczyno – parsknąłem śmiechem. –Ant rusz się!
-Ashton, nie kłóćcie się – ciemna blondynka złapała się za głowę i kolejny raz skrzywiła. –Kupię ci dziś nowy telefon, ale zawieś Elenę na uczelnię.
-Nie chcę żebyś ty mi kupowała telefon, ona ma mi dać swój.
-Pieprz się – oburzyła się i wykonała piruet na pięcie odchodząc. Oj, ta zołza jeszcze tego pożałuje.
-Siostruniu, radzę ci się pośpieszyć, bo autobus odjeżdża za trzy minuty – dziewiętnastolatka wystawiła w moim kierunku środkowy palec, a ja poczułem tą cholerną satysfakcję.
-Jestem – przytaknąłem na słowa brata. –Do południa mamuś – on też cmoknął naszą rodzicielkę w policzek, a później skierowaliśmy się do garażu.
W tym pomieszczeniu, które było również piwnicą znajdowały się łącznie cztery samochody – moje lamborghini, audi ojca, bmw mamy oraz nissan, którym zwykłem jeździć jakieś sześć miesięcy temu – moje dwa motory, dwa quady, piec, moja perkusja, konsola, kanapa, deskorolki oraz rowery, którymi  jeździliśmy na przejażdżki, gdy miałem cztery lata – potem rodzice mieli dużo pracy, a nasze coniedzielne wypady wypadły z napiętego harmonogramu ich zajęć.
Antony usiadł z tyłu, a ja zająłem miejsce kierowcy, po czym za pomocą pilota otworzyłem drzwi garażowe, a następnie bramę. Kulturalnie wyjechałem na drogę, a później za sprawą tego samego urządzenia pozamykałem wszystko. Odjechałem z piskiem opon kierując się pod dom mojej przyjaciółki, którą zawsze odbieram. W radiu leciały standardowo kawałki moich ulubionych zespołów takich jak Green Day czy The Killers. Po drodze minęliśmy tą sierotę Elenę, na którą specjalnie zatrąbiłem, a Ant jej pomachał.
Z Tony’ m byliśmy naprawdę zgranym rodzeństwem. Wspieraliśmy się wzajemnie i zawsze byliśmy w tych samych obozach, jeśli chodziło o kłótnie z El. Jedynym wyjątkiem były moje kłótnie z ojcem, ponieważ nie chciałem włączać w nie mojego brata, który jeszcze wielu rzeczy nie rozumie, jak na przykład mojego zachowania względem taty. Osobiście nic do niego nie mam, dostaję od niego różne rzeczy jak tylko ładnie poproszę, ale krew mnie zalewa jak widzę, że traktuje moją mamę jak służącą – jest dziany, gdyby chciał mógłby zatrudnić nam trzy pokojówki, dwie służące oraz cztery gosposie, ale jak już wcześniej powiedziałem mój stary to pieprzony sknera. Jest zazdrosny, bo podczas gdy on harował jak wół i starał się zapewnić rodzinie dobrobyt, Sophia doskonale radziła sobie na studiach, które jak wcześniej wspomniałem zdołała pogodzić z pracą oraz wychowaniem mnie na porządnego człowieka.  Brad dostał wszystko na tacy – przejął firmę po dziadku, który jest już na emeryturze, ale nadal dyryguje moim ojcem. Czasem zastanawiam się czy on faktycznie ma jaja i zdoła się kiedyś sprzeciw wstawić dziadkowi, ale potem przypominam sobie, że zawsze dorastał w cieniu wujka i cały czas stara się udowodnić George’ owi swoją wartość.
Zatrzymałem wóz na podjeździe domu Wesley i zatrąbiłem, po chwili przeurocza blondynka ubrana w krótką spódniczkę w kratkę, purpurową bluzkę - która gdyby nie wysoki stan spódnicy odsłaniała by jej płaski brzuch - oraz botki. Włosy opadały jej na ramiona i piersi, a twarz była przyozdobiona prześlicznym uśmiechem. W mgnieniu oka zajęła fotel pasażera i musnęła mój policzek.
-Cześć Tony – przybiła z nim żółwika, nadal się śmiejąc. –Dlaczego nie jedziesz? – zapytała ze zmarszczonymi brwiami.
-Nie przywitałaś się ze mną – wypomniałem, a chwilę później dałem jej szybkiego buziaka w usta. –Możemy jechać – dodałem puszczając jej oczko.
Wycofałem i znów odjechałem pozostawiając ślady na jej podjeździe – jej mama na pewno mi to wybaczy, przecież jestem jej przesłodkim Ashem – to jej słowa, nie moje. W zaledwie dziesięć minut dotarłem pod budynek szkoły Tony’ go, a w kolejne sześć pod nasze liceum. Zaparkowałem na moim miejscu, a gdy wysiedliśmy zamknąłem samochód, który pokochałem od pierwszego wejrzenia. Zarzuciłem ramię na barki mojej przyjaciółki, z którą ruszyłem do środka.
Nie byliśmy spóźnieni, ponieważ jeszcze sporo uczniów krzątało się po korytarzu i gadało o głupotach jakim były zbliżające się egzaminy. Ludzie to dopiero za cztery miesiące, a oni to przeżywają jakby okres mieli! Mamy jeszcze dużo czasu i na pewno zdążą się przygotować, tak jak ja. Standardowo oleję sprawę i skupię się na tym co do tej pory, czyli laskach, wygraniu mistrzostw, przyjaciołach oraz Mary.
Szybko odnalazłem naszą paczkę, do której od razu podeszliśmy. Przywitaliśmy się – Mary jak zawsze ucałowała każdego w policzek, a ja przybiłem sztamę z kumplami, a dziewczyny tylko przytuliłem.
-Stary, słyszałeś, że Trener zwalnia nas dziś z matmy na trening? – uwielbiam tego gościa! Jest moim guru i będzie nim tak długo  jak będzie nas zwalniał z tej przeklętej matematyki tylko po to, żeby dać nam wycisk po tej pijackiej przerwie.
-Kocham gościa – przeczesałem dłonią włosy, podczas gdy Cal i Mikey śmiali się z mojego wyzwania. Całą sielankę przerwał nam dzwonek.
-Mary, widzimy się na lunchu? – siedemnastolatka z szerokim uśmiechem pokiwała pionowo głową i znów chciała mnie pocałować w policzek, jednak tym razem byłem szybszy i przekręciłem głowę sprawiając tym samym, że dziewczyna trafiła swoimi wargami wprost na moje.
-Dobra gołąbeczki, lecimy na biologię – Max złapała za nadgarstek moją Mariannę zupełnie jak Jas, która lizała się z Cliffordem i pociągnęła w stronę pracowni.
W sumie było mi szkoda Martin, teraz gdy rozstała się z Calumem była jedną z tych lasek, którym na widok zakochanych chce się zwracać śniadanie. Patrząc na to z innej perspektywy powinna wziąć się w garść i mu wybaczyć, bo ich zachowanie jest żałosne – kochają się, co widać na pierwszy rzut oka, a te ich kłótnie z byle powodu oraz o błahostki są mega wkurwiające.
Westchnąłem głośno obserwując postać przyjaciółki, która zniknęła za rogiem i poprawiłem pasek torby, która zsunęła mi się z obojczyka.
-Ashton, wy tak serio tylko się przyjaźnicie? – popatrzyłem na Michaela jak na idiotę. Dlaczego pyta, skoro zna odpowiedź?! Ile razy mam powtarzać, że Marianna i ja jesteśmy PRZYJACIÓŁMI?! Tak trudno przyjąć do wiadomości, że to jednak możliwe?!
-Znowu zaczynacie z tym samym? – wypuściłem powietrze ustami i ruszyłem w stronę klasy od historii.
-Irwie, może dla was to przyjaźń, ale możesz zapytać kogokolwiek w budzie jak to wygląda – szybko mnie dogonili i znów zaprzątali mi głowę tym samym. To się robi nudne, a już powoli mam ochotę im przypierdolić za te ciągłe przesłuchania. No ludzie ileż można!? Gdybym chciał oglądać NCIS to włączyłbym sobie CBS, a nie wysłuchiwał tej gadki, która nie trzymała się kupy ni dupy. –Patrz! – szarpnął mnie za bark, każąc mi w ten sposób chwilę zaczekać. Znudzony odwróciłem się w jego stronę, a on co zrobił? Zatrzymał jakąś emo laskę. –Czy Ashton Irwin z czwartej c ma dziewczynę?
-Serio Caluś?- uniosłem wściekły brwi do góry. Nie cierpię tak szczeniackiego zachowania, on ma osiemnaście lat, a zachowuje się gorzej od mojego brata!
-Przecież chodzi z Marianną Wesley – wzruszyła ramionami i chciała odejść, ale jej na to nie pozwoliłem. Złapałem dłonią za jej ramię, po czym spojrzałem prosto w oczy.
-Mary to moja przyjaciółka, a nie dziewczyna – warknąłem mimo, że starałem się być miły. Nie moja wina, że temat mojej relacji z Wesley jest dla mnie bardzo drażliwy, a Cal i Mike cholernie wkurwiają mnie tym swoim śledztwem.
-Tsa – prychnęła, a ja zdziwiony zmarszczyłem brwi. –Na pewno – dodała z sarkazmem, zrzucając moją rękę. Dobra, wszyscy powariowali! Chodzę do szkoły specjalnej, w której uczą się ludzie chorzy umysłowo!
-Widzisz? Mówiłem ci, że każdy myśli, że jesteście parą – wzruszył ramionami Clifford.
-Powtórzę to jeszcze raz, ja i Mary PRZYJAŹNIMY SIĘ i nic więcej nas nie łączy – wycedziłem przez zaciśnięte zęby wchodząc do sali. Zająłem ostatnią ławkę, w której zwykłem siedzieć od samego początku mojej edukacji tutaj i wyjąłem zeszyt oraz długopis. Calum dosiadł się do mnie, a Mike usiadł przed nami z jakąś laską, której imię wypadło mi z głowy, ale pamiętam, że z nią spałem półtora roku temu – jest całkiem niezła w te klocki, ale nie aż tak świetna jak Marianna.
-Witam po świętach, mam nadzieję, że powtórzyliście nieco materiału, bo dziś odbędzie się quiz – gardzę nim. Gardzę tym cholernym belfrem i jego cholernym quizem. Zawsze to robi mimo, że wie, iż nikt nie jest przygotowany po za kujonami, którzy nie mają życia towarzyskiego.
-Przecież był sylwester! – zawył Hoodie robiąc minę słodkiego szczeniaczka, która zawsze zawodzi.
-Dlatego panie Hood, chcę was odpytać, aby sprawdzić, czy alkohol do końca nie zaszkodził waszym szarym komórką – wywróciłem oczami. Jakby Calum miał jakieś szare komórki to jeszcze rozumiem, ale ten koleś jest całkowicie porąbany, a zdaje do następnej klasy, bo w na odpowiedziach do testu zaznacza jakiś wzorek! Ostatnio uratował go wzór sześćdziesiąt dziewięć. –Zaraz wylosuję dwójkę z was – skrzyżowałem palce pod ławką i zacząłem się modlić, aby dziś nie trafiło na mnie. Nie chciałem w pierwszy dzień dostawać jedynki, bo to jest popieprzone dostawać na start gola, a potem biegać i poprawiać.
Czterdziestopięciolatek zanurzył rękę w słoiku, który stał na jego biurku. W naczyniu było pełno białych karteczek poskładanych na dwie części, na których były wypisane nasze nazwiska. Dlatego błagam cię przenajświętszy Boże, mniej mnie dziś w swojej opiece i niech stary Moore weźmie do quizu Hooda za jego niewyparzony jęzor oraz szczeniackie zachowanie.
-Zapraszam panią Mellody Cook – z pierwszej ławki wyszła czerwono włosa kujonka ubrana w rozciągnięte jeansy, dziecinny sweterek z misiem oraz szpitalne buty. Na czubku jej nosa spoczywały czarne okulary, które tylko odpychały jej potencjalnych zalotników – o ile jakiś miała, bo ja bym jej nie tkną nawet kijem przez szmatę. –Oraz pana Irwina.
-Kurwa – uderzyłem czołem o blat stołu, co wywołało chichot bruneta po mojej prawej.
-Może niech pan nie pyta dziś Asha – odezwała się jakaś uczennica, której dokładnie się przyjrzałem. Była rudowłosą dziewczyną ubraną w zdzirowatą sukienkę, która ledwo zasłaniała jej duży tyłek oraz podtrzymywała piersi. –Dziś mają trening i pewnie jest nieco zdenerwowany – tsa, uważaj bo ci uwierzy. Przecież ten idiota mnie nie cierpi! Jest szczęśliwy, gdy może wstawić mi niedostateczną ocenę… Założę się, że w tym pierdolonym słoiczku znajduje się o wiele więcej niż jeden karteluszek z moim imieniem.
-Pani Carter, jest pani adwokatem pana Irwina? – spojrzał na nią za okularów.
-Nie, laską z urzędu, która liczy na szybki numerek! – parsknął śmiechem Caluś, rozbawiając resztę uczniów w tym również mnie. Wszyscy załapali jego żart oprócz nauczyciela oraz tej panienki.
-Cisza! – przyłożył linijką w blat swojego mahoniowego biurka, które miałem już okazję użytkować w niedalekiej przeszłości z Mary oraz kilkoma innymi foczkami z mojej klasy. –Irwin, rusz zacne cztery litery i do tablicy! – westchnąłem i wstałem podtrzymując się blatu. Leniwie ruszyłem na przód, gdzie stała już ta kujonka.
Moore rozdzielił tablicę na dwie części i wręczył każdemu z nas czarny marker. Nakazał ponumerować ścianę od jednego do dziesięciu, a potem usiadł na blacie wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy. Gdyby tylko wiedział co się na nim działo, jak dziki seks się tam odbywał, na samą myśl pewnie by mu stanął.
-Pierwsze pytanie: W którym roku wybuchła wojna secesyjna? – ognistowłosa natychmiast zabrała się za pisanie, a ja stałem tam jak posąg.
-Mam pytanie – uniosłem rękę do góry, a on kiwnął, abym mówił. –Po co mi się to przyda?
-Panie Irwin, nie tylko sport liczy się w życiu, ale również i wiedza. Byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdyby zapamiętał pan tylko tą jedną datę w swoim życiu.
-Pamiętam dużo dat – warknąłem. –Mój samochód został wyprodukowany w dwa tysiące czternastym roku, dostałem go mimo, że premiera jest wyznaczona dopiero na luty dwa tysiące piętnastego, Mary urodziła się tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego w środę o godzinie dwudziestej trzeciej dwadzieścia trzy, Calum w dwa tysiące piątym złamał rękę chodząc po dachu, Mikey dokładnie trzy lata temu zaczął spotykać się z Jas, moi starsi pobrali się w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym piątego marca, mam wymieniać dalej? Znam dokładnie wszystkie ważne daty, które miały miejsce w moim życiu – zruszyłem ramionami.
-To naprawdę imponujące, ale zna pan datę wojny secesyjnej?
-Nie – warknąłem.
-W takim razie proszę wpisać sobie pod jedynką minut – wściekły nacisnąłem z całej siły pisakiem na powierzchni białej tablicy wciskając jego wkład maksymalnie do środka. –Drugie pytanie: W którym roku zmarł Abraham Lincoln?
-Serio?! Pan to robi specjalnie!? Taka zemsta, co?! – prychnąłem kpiącym śmiechem. –Nienawidzi mnie pan, bo jestem gwiazdą szkolnej drużyny, do której pan się nigdy nie dostał, czy może za to, że posuwałem laski na pana biurku!? – dopiero po wypowiedzeniu tych słów zrozumiałem co powiedziałem tylko, że w tej chwili nie było mi jakoś szczególnie przykro z tego powodu.
Historyk szybko zeskoczył ze swojego stanowiska, a po klasie znów rozniósł się głośny śmiech.
-Robił pan co na moim biurku?! – wrzasnął, a ja już z przyzwyczajenia westchnąłem.
-Razem z trzema koleżankami z klasy odbywałem stosunek płciowy, tłumacząc to na pana język. Dokładniej były to ona – wskazałem na brunetkę w kręconych włosach siedzącą z Cliffordem, która teraz leciutko się uśmiechała. –Ona – teraz mój palec wskazywał długonogą blondynkę, która była jedną z cheerleaderek. –I Savannah – uśmiechnąłem się do jednej ze szkolnych zdzir.
Osobiście staram się unikać takich panienek, ale będąc szczerym muszę powiedzieć, że są całkiem dobre w te klocki i chcąc nie chcą często zabawiam się z nimi w kiblach lub klasach. Co jest jeszcze bardziej dziwniejsze zapamiętuję nawet ich imiona.
Szatynka, która z pozoru wyglądała na szarą myszkę zachichotała pod nosem kręcąc głową na boki, dając mi tym samym do zrozumienia, iż jestem niemożliwy, a ona sama nie może uwierzyć, że powiedziałem to głośno. 
-Irwin, nie pogarszaj swojej sytuacji – Moore zaczął się trząść, jakby dostał drgawek. Facet był na skraju załamania – nie jestem tym zdziwiony, ponieważ nawet mój ojciec byłby zdziwiony ile lasek przewinęło się przez moje łóżko, ile zaliczyłem w klubach, na domówkach, a ile w szkole.
Nagle drzwi pracowni się otworzyły, a stanął w nich mój aniołek. Wiedziałem, że Mary mi pomoże, gdy zobaczy w jak gównianej sytuacji się znalazłem. Blondynka spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a później jej oczy powędrowały na nauczyciela, którego próbowała pozbawić życia samym spojrzeniem. Niestety żadne z nas nie ma tak zajebistych mocy.
-Chciałam ogłosić, że na długiej przerwie odbędzie się spotkanie samorządu.
-Dobrze, Mary, czy to wszystko?
-Tak właściwie… - przekręciła głowę delikatnie w prawo, a na jej twarzy zagościł typowy uśmiech cwaniaczka.-Pan dyrektor prosi do siebie Ashtona, ponoć to bardzo ważne – dodała szybko.
-Eh, niech pan idzie, panie Irwin – ucałowałem policzek mojej przyjaciółki, którą objąłem ramieniem i jak najszybciej wyprowadziłem z klasy. Po zamknięciu drzwi przyparłem ją do muru, po czym zacząłem namiętnie całować. Wesley oddawała każdy z moich buziaków, dlatego włożyłem rękę pod jej spódniczkę i ścisnąłem za prawy pośladek, na co jęknęła wprost do moich ust.
-Przestań – mruknęła, gdy muskałem jej szyję. –Jesteśmy w szkole, Ash.
-Mhm  - nie miałem w planach przestawać.
-Mówię poważnie.
-Okay.
-Ashton, przestań – odepchnęła mnie, a potem jedynie leciutko się uśmiechnęła. –Obiecuję, że dokończymy wieczorem, ale nigdy więcej nie będę tego robiła z tobą w szkole, okay?
-Spoko – wzruszyłem ramionami. –Dzięki za ratunek – ostatni raz ją pocałowałem, a potem lekko zgiąłem nogi w kolanach. –Wskakuj, kicia – siedemnastka szybko wykonała moje polecenie oplatając swoje chude paluszki wokół mojej szyi, a ja ścisnąłem za jej uda. –Trzymaj się – biegiem ruszyłem w stronę schodów, gdzie chciałem usiąść z nią na półpiętrze. Dopiero tam ją puściłem i zająłem miejsce obok. Marianna usadowiła się pomiędzy moimi nogami i oparła plecy o moją klatką piersiową.
-Dlaczego Moore był taki zły na ciebie?
-Nie zaprzątaj sobie ślicznej główki takimi bzdurami.
-Chcę wiedzieć – syknęła.
-Wyskoczył z tym całym quizem, a gdy wygadałem się, że zaliczyłem kilka lasem z klasy na jego burku wpadł w szał.
-O mnie też powiedziałeś? – przekręciła głowę, a ja skradłem jej całusa.
-No coś ty, przecież nigdy nie chwaliłbym się seksem z tobą przed ludźmi ze szkoły. Wiedzą o tym, ale ja ich w tym nie utwierdzam, dla mnie nie jesteś jedną z tych szmat, które pchają mi się do łóżka. Moją Mary muszę błagać o seks.
-Dziękuję – wpiła się w moje usta, a dosłownie kilka sekund później nasze języki odnalazły wspólny rytm.
Przesiedzieliśmy na półpiętrze całą lekcję. Dopiero po dzwonku się rozeszliśmy – Marianna poszła po swoją torebkę Channel, a ja po moją z Nike.
Razem z przyjaciółmi szliśmy w kierunku szatni, gdzie według zaleceń mieliśmy się przebrać w stroje, w których musieliśmy być na treningu jak i oczywiście meczach. Obowiązkowo musieliśmy mieć krótkie spodenki, koszulki polo, pady, ochraniacz na zęby, biodra, kolana, uda, pasek podtrzymujący brodę, kask z kratką, która miała ochraniać twarz – tak, tak, taka buźka jak moja nie mogła zostać poharatana przez jakiegoś zazdrosnego psychopatę – korki, getry  i dodatkowo inne ochraniacze typu rękawiczki, które za zadanie miały chronić palce. Dopiero tak ubrani mogliśmy wyjść na boisko i stanąć przed trenerem.
Bobby Fehler był najbardziej lubianym nauczycielem w szkole – był wyrozumiały, dowcipny i ugodowy na przykład: gdy wygraliśmy nie było kartkówki z ekonomii, a wszyscy dostali z piątki z odpowiedzi.  Gdybym to ja był dyrektorem zrobił bym Trenera wychowawcą czwartej c i nauczycielem wszystkich przedmiotów, bo tylko do niego mam szacunek w tej szkole.
Wyszliśmy na boisko, gdzie czekał już Fehler z tą swoją podkładeczką oraz gwizdkiem przewieszonym na szyi. W dłoniach trzymaliśmy kaski, z którymi ustawiliśmy się naprzeciw naszego szefa. Facet sprawdził naszą obecność, a potem kazał przez dwadzieścia minut biegać dookoła boiska.
Bieg był ostatnim zajęciem na mojej długiej liście bezsensownych rzeczy – nie lubiłem się pocić zwłasza po tak długiej przerwie oraz popijawie, która miała również miejsce wczoraj, gdy wyszedłem od Marianny. Zrobiliśmy sobie małą powtórkę z rozrywki w chacie Howarda. Gardzę Andy’ m, ale nigdy nie odmawiam darmowego whiskey , więc musiałem tam być razem z moimi ziomkami i resztą drużyny zważywszy na sam fakt, że jestem kapitanem, a zasada głosi, że bez kapitana się nie pije - sam ją ustaliłem. 
-Irwin, szybciej! – poirytowany trochę przyśpieszyłem. Nie mam już siły, jestem zajechany jak dziwka po seksie. –Dobra gówniarze, zbiórka! – zdążyłem wspomnieć, że nadużywa słowa jak i również synonimów wyrazu gówno? Nie? To teraz to mówię, bo teksty: ‘Wy gówniarze’, ‘Co to za gówniana gra?!’, ‘Gówniany zespół!’ czy chociażby ‘Gówna to wszystko warte!’ będą częstymi zdaniami słyszanymi podczas treningów oraz meczy.
Zaprzestaliśmy biegu, na rzecz innych bezsensownych ćwiczeń będących w pakiecie treningu dynamicznego i siłowego jak pompki na poręczach, przysiady i wiele wiele innych gównianych zadań. Powoli zaczyna mnie to męczyć… To całe bycie w drużynie i gdyby nie fakt, że własny ojciec mnie ciśnie w tym kierunku oraz mama, która lubi przychodzić na mecze rzuciłbym to w cholerę.
Po dokładnych dwóch godzinach wreszcie mogliśmy iść pod prysznic, a gdy już się ubraliśmy… Byłem głodny i musiałem uzupełnić kalorie, które spaliłem dlatego zwartą ekipą ruszyliśmy do stołówki. Byliśmy przed wszystkim co skutkowało jedynie tym, że nie musieliśmy czekać w kolejkach, ani się do nich wpychać – mimo, że niektórzy nawet sami nas przepuszczali. Zabraliśmy czerwone tace, na które kucharki według naszej prośby załadowały same fast foody oraz soki jabłkowe – kiedyś trzeba zacząć się zdrowo odżywiać, dlatego zaczynamy od tak drobnych kroczków.
-Wezmę jeszcze dla Mary – pani Bianca z uśmiechem podała mi tacę dla Wesley z racji tego, że ona zawsze brała to samo, czyli jakąś sałatkę, sok jabłkowy i owoc – dziś była to gruszka. Zabrałem dwie tace i poszedłem z nimi do naszego stolika, który znajdował na podwyższeniu, gdzie zwykli jeść popularni – cheerleaderki, zawodnicy i samorząd szkoły, do którego należały: Mary, Max i Jasmine.
-No, stary pochwal się kogo ostatnio zaliczyłeś, że ci tak ładnie plecy przemalowała? – zapytał Andrew. Starałem się zignorować jego niezaspokojoną ciekawość moim życiem seksualnym jedząc frytki, ale gdy nie udzieliłem odpowiedzi już dłuższą chwilkę, do tej nieśmiesznej zabawy dołączyli się również Hoodie, Mikey oraz reszta drużyny.
-Mary – wzruszyłem ramionami, a oni zaczęli przybijać sobie piątki mówiąc jaki to musiał być niezły numerek i jak mi zazdroszczą.
-Też bym się z nią chętnie zabawił – poruszał zawadiacko brwiami Howard, a ja miałem wielką ochotę urwać mu jaja za te słowa. Nie będzie się zabawiał z moją przyjaciółką, bo jeszcze ją zarazi jakim HIVEM czy coś w ten deseń. Zresztą Marianna by mu nigdy nie dała, prędzej przespałaby się z jakiś frajerem z kółka szachowego niż z tą życiową sierotą.
-Ty się do niej nawet nie zbliżaj – warknąłem.
-Właśnie, to dziewczyna Asha.
-Kurwa, Drake! Marianna nie jest moją dziewczyną, wszystkim wam ostatnio odpierdala. To moja przyjaciółka, pojmijcie to wreszcie – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Boże pomóż im to pojąć, bo zacznę się udzielać jako płatny zabójca.
-Co mają pojąć? – na moich kolanach usiadła wspomniana osóbka, która przelotnie musnęła moje wargi. –Zabrałeś dla mnie? – kiwnąłem pionowo głową, a ona uśmiechnęła się szerzej. –Jesteś słodki – znów mnie cmoknęła, ale tym razem w policzek. –Więc… O co znowu się kłócicie?
-O to co zwykle – powiedziałem na odczepne. Chciałem w spokoju zjeść, a kiedy chłopaki wspominali o swoich podejrzeniach naszego rzekomego romansu Mary była gotowa wydrapać im oczy.
-Ashton to mój przyjaciel – stwierdziła spokojnie.
-Przyjaciele tak się nie zachowują, słoneczko – Scott złożył usta w dziobek i pokiwał głową na boki.
-Zrób coś, bo nie ręczę za siebie – warknęła wprost do mojego ucha, ale olałem to. Najzwyczajniej w świecie byłem już zmęczony tym tematem, przerabiamy go od trzech lat odkąd Mary zaczęła tutaj swoją edukację. To chyba logiczne, że miałem już tego dość, prawda?
-Ale skoro upieracie się przy swoim… -wzruszył ramionami ten idiota Finn. –Może się założymy?
-O co? – czy my naprawdę o to spytaliśmy i to w dodatku w tym samym momencie? Jesteśmy oboje mocno pokręceni.
-O prawdę – wzruszył ramionami. –Zawsze jesteście wybierani na króla i królową balu, tak? –przytaknęliśmy. To była tradycja. Ludzie przeważnie głosowali na nas – ja kapitan, ona główna cheerleaderka – duet idealny. –W takim razie wybierzemy wam największe ofiary w szkole, a wygra to które zostanie wybrane na króla lub królową balu.
Spojrzałem na przyjaciółkę, która z lekką obawą w oczach mi się przyglądała. Czy chciałem startować w jakiś bezsensownych zawodach? Oczywiście, że nie! To tylko tracenie czasu, który mógłbym wykorzystać inaczej, ale zrobię wszystko, żeby te dupki odpierdoliły się od Marianny – mnie mogę wkurwiać, ale nie ją.
-Stoi – powiedziałem pewnie. –Wybierz dla nas tych lamusów – Finn uśmiechnął się chytrze, a później zaczął się rozglądać po zbierających w stołówce uczniach. To zadanie nie będzie trudne i na pewno wygram z Wesley, ponieważ większość tych lasek zdążyłem przelecieć, a one są we mnie ślepo wpatrzone i zrobią wszystko o co poproszę. –Ona – wskazał na dziewczynę, z którą miałem już okazję… Odpowiedzi przy tablicy na historii. –Mellody Cook.
-To kujonka – mruknąłem. –Największa sierota w szkole – do uszu doszedł mi dziewczęcy śmiech wydobywający się z ust Max, Jas oraz Mary.
-Dla ciebie słoneczko mam jego – wskazał na blondyna ubranego w koszulę zapiętą pod samą szyję. Jego włosy były ulizane, a sam wyglądał na frajera i kujona.
-Luke’ a?
-Skąd ty go znasz? – zmarszczyłem brwi. Jak to możliwe, że ona zna imię każdego ucznia w tej szkole? Ma jakąś niesamowitą moc, czy może przykleja im karteczki na plecach?
-Ja w przeciwieństwie do ciebie mam szacunek dla innych ludzi i pamiętam ich imiona – nie wiem, czy miała w planach taki wredny ton, ale zabrzmiało to jak obraza mojej osoby.
-O co ci chodzi?
-O nic, ale powinieneś mnie zapytać o zdanie. Nie jestem twoją dziewczyną, żebyś pozbawiał mnie własnego zdania – wstała z moich kolan i usiadła obok. No super, teraz będzie się na mnie droczyć przez dobre półgodziny…
~***~
Po lekcjach razem z Mary odebrałem Tony’ go i pojechaliśmy do mnie. Zapędziłem ich do pracy nad obiadem – postanowiłem wyręczyć mamę i urwać się z ostatniej godziny, jak i oczywiście zwolnić brata.
Anthony zajął się nakrywaniem stołu, a potem pobiegł do ogrodu nazbierać jakiś kwiatków, które włożył do wazonu – wszystko według zaleceń Marianny, z którą robiłem spaghetti.
Dokładnie o trzeciej do domu weszła mama, która w biegu zdjęła szpilki oraz rzuciła dokumenty na stół w salonie. Kobieta weszła do kuchni i mało co nie zemdlała z wrażenia. Była szczęśliwa, ale również i zaskoczona.
-Wy to zrobiliście?
-Mary nam pomogła – puściłem młodej oczko, a ona z uśmiechem spuściła głowę. –Siadaj i zajadaj, bo wystygnie – Sophie według mojej prośby usiadła, a Ant podał jej talerz z makaronem oraz sosem pomidorowym. –Idziemy z Mary na górę, jakby co to wołaj – cmoknąłem rodzicielkę w policzek, a później schyliłem się, aby wziąć Wesley na barana. Wbiegłem po schodach, a później wszedłem do mojego pokoju. Położyłem dziewczynę na moim dużym łóżku i usiadłem obok.
Marianna była jakaś nieswoja. Udawała, że wszystko jest w porządku co może wszyscy kupowali, ale nie ja. Znam ją od dziecka – zawdzięczamy to naszym mamom, które się też przyjaźnią – mi oczu nie zamydli.
-Co jest? – blondyna pokiwała jedynie przecząco głową. –Mary, powiedz – nalegałem, ale mój ton bardziej przypominał rozkaz surowego ojca, którzy wymagał czegoś od swojej córki.
-To głupie – westchnęła wreszcie, ale jej odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała.
-Przyjaźnimy się, przecież wiesz, że nie będę się śmiał.
-Obiecaj mi, że ta cała Mellody nie zajmie mojego miejsca – powiedziała pewnie, a ja parsknąłem kpiącym śmiechem. –Obiecałeś…
-Mary za jak wielkiego idiotę mnie masz?! Nigdy bym ci tego nie zrobił! Znamy się od dzieciaka, a ty sugerujesz, że jakaś idiotka mogłaby zająć twoje miejsce przy moim boku? Jesteś śmieszna – jeszcze nigdy tak bardzo mnie nie wkurwiła. Miałem ochotę coś rozwalić w tym momencie.
-Przepraszam – dotknęła mojego ramienia, a cała złość powoli ze mnie ulatywała. –Tylko tobie tak naprawdę ufam i nie chcę, żebyś mnie zostawiał jak mój ojciec – przyległa do mnie swoim drobnym ciałkiem, a ja zacząłem gładzić jej włosy od czasu do czasu całując czubek głowy. Była taką małą kruszynką, że niekiedy bałem się, że zrobię jej krzywdę, gdy za mocno ścisnę.
-Nigdy się mnie nie pozbędziesz, Wesley. Będę twoim koszmarem do końca świata. 
________________________________________
Huh, mamy już trzeci rozdział, a wy już mnie zaskoczyliście!! Mam już 11 obserwatorów, a liczba komentarzy wzrasta (tłu tłu tłu, żeby nie zapeszyć). 
Jak wam się podoba ten rozdział?? Mi się bardzo podoba i jestem z niego zadowolona.
Pewne rzeczy oraz fakty zaczynają sie już powoli wyjaśniać, a mianowicie, dlaczego więź Mary i Ashtona jest tak pokręcona. 
Na koniec chcę wam życzyć Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodziny i żebyście się najedli (trza nabrać masy na zimę, hahahah) i żebyście dostali pod choinkę to o czym marzycie bla bla bla... Wesołych miśki ;**