niedziela, 29 marca 2015

16. Save It For The Bedroom





Michael

Równo o godzinie ósmej przyjechała Jasmine i zabrała mnie, a następnie kuśtykającą Max. We trójkę pojechaliśmy pod Devil, gdzie miała odbyć się impreza urodzinowa naszego Calusia – Jezu, dzieciaki tak szybko dorastają, ale w przypadku Hooda to i tak niczego nie zmienia, bo nadal jest beztroskim dziewiętnastolatkiem bawiącym się życiem jak zabawką.
Lokal był naprawdę duży i całkiem nowoczesny. Z bólem serca muszę przyznać, iż tym razem laski naprawdę się postarały, a ja cholernie żałuję, że moich urodzin nie będą już organizowały z racji naszych różnych studiów. Cholerna szkoda, bo nasze dziewczyny zawsze mają niezłe pomysły i cały czas nas zaskakują. W środku bawiło się już sporo osób, a muzykę zapewniał dawny znajomy Cala – Zack, który zaopatrywał go w dragi. Nie pochwalam narkotyków, ale skoro nasz mały Caluś chciał poczuć odlot to mógł poprosić, chętnie bym mu przyjebał bez powodu. Miałby znacznie dłuższą fazę niż po ekstazy. Kretyn.
W tłumie, który oblegał nie tylko parkiety, ale również lorze i bar odnalazłem moich przyjaciół – Ashtona i Luke’ a, dlatego do nich podszedłem, wcześniej całując Jas i informując, że za niedługo wrócę. Dziewczyny poszły usiąść na sofie, która była zarezerwowana wyłącznie dla naszej paczki i wyposażona w ochroniarza – cóż, aż wstyd się przyznać, ale Rudzielec się postarał.
Zająłem miejsce na wysokim krześle barowym obok Hemmingsa, który właśnie tłumaczył coś Irwinowi przy okazji mieszając go z błotem i wyzywając od jebanych kutasów. Nie wiem o co im poszło, ale byłem pewny, że Ash potrzebuje w życiu kogoś takiego jak Hemmo – kogoś, kto przetrze mu oczy na cholernie istotne szczegóły, ponieważ mnie i Cala już nie słuchał. Był egoistą, a Lucas był dla niego jak zimny prysznic, który otrzeźwia.
Naprawdę polubiłem tego blondyna i śmiało mogłem nazwać swoim przyjacielem mimo, iż znałem… W sumie chyba tylko miesiąc, bo wcześniej nie mieliśmy przyjemności nawet porozmawiać. On bujał się z Mellody, która obecnie latała za Irwinem jak pies z wywalonym jęzorem, a ja… Miałem kumpli, którym ostatnimi czasy zaczęło nieźle odbijać. Irwie miał problemy, ponieważ właśnie uświadamiał sobie jak bardzo kocha Mary, a Caluś… Heh, ten idiota powoli zaczynał tracić chęci oraz coraz bardziej wkurwiało go zachowanie Max, która swoją drogą mnie też działała na nerwy. Niby taka święta, taka Sierotka Marysia, a tu proszę… Wytyka naszemu ziomkowi każdą dziunię, którą przerżną, a sama pieprzyła się z Jokerem. To taka… Emocjonalna masochistka, która sprawia, że Hoodini zaczyna głupieć – przez Martin zaczął brać dragi, upijać się, zaliczać laski jak przyłożenia. Max sama nie wie czego chce! Jest głupia.
-Siema, stary – Luke przybił ze mną sztamę, a później przywitałem się w ten sam sposób z Irwinem. Ashton ku mojemu zdziwieniu wcale nie przyprowadził Cook, ale był kurewsko wściekły, aż dziwne, bo myślałem, iż tylko Mellody potrafi go tak bardzo wyprowadzić z równowagi. Idiota, stawał na rzęsach, żeby tylko te ich całe „randkowanie” wyglądało na prawdziwe, a Mary to kupiła jak reszta szkoły. Niezła ściema, a mój kumpel przeszedł tym sam siebie. –Wracając do ciebie, Irwin – westchnął zrezygnowany. –Nie będę pieprzył twojej dziewczyny – przystawił szklankę do ust i upił sporego łyka.
-Każesz mu rżnąć, Cook?! – zdziwiłem się, unosząc na niego brwi. To… Robi się z dnia na dzień bardziej popierdolone. –Jeden raz tequilę – poinformowałem barmana, który po chwili postawił przede mną literatkę. Złapałem za naczynie, z którego się napiłem, a moje usta opuściło ciche mhm. Kochałem tequilę równie mocno jak Jasmine.
-Nie, Mikey! – zaśmiał się donośnie, wyraźnie rozbawiony moim tokiem myślenia, Luke. –Ten kutas chce, żebym przeleciał Mary!
-Popierdoliło ci się w głowie?! – zapytałem, próbując przekrzyczeć głośną klubową muzykę.
-Nie, czemu?! Kicia nie jest w typie Hemmingsa, dlatego nie mam nic przeciwko! – wzruszył nonszalancko ramionami. –Po za tym nikt inny nie będzie się do niej dobierał, to genialny pomysł!
-Sam ją przeleć, w końcu wiele razy to robiłeś! –krzyknął blondyn. –Co ci odjebało?!
-Chciała przyjaźni bez dodatków…! To ją dostała! Jak tylko przyjdzie, masz jej się dobrać do majtek!
-Stary, ty może faktycznie zastanów się nad psychologiem, co?! – zapytał, zeskakując z krzesła. –Idę do lasek! – wykrzyczał mi do ucha, na co przytaknąłem i tyle widziałem Lucasa. Pustym wzrokiem patrzyłem na osiemnastolatka, który nerwowo stukał palcami w blat kontuaru.
-Co jest?!
-Po za tym, że ten skurwiel Joker zerżnął moją kicię, ta kretynka wykańcza mnie psychicznie, mój pieprzony dziadek to niezły kutas to wszystko, kurwa jest w zajebistym porządku! – stwierdził ciągnąc mocnego łyka z literatki.
-Nieźle!
-Tsa, a wszystko w jeden dzień, Mike! – zaśmiał się kpiąco, ale zaprzestał tego gestu, kiedy ktoś dotknął jego prawego barku. Twarz ciemnego blondyna skamieniała, a oczy biły piorunami. Za Ashem stał nikt inny jak nasza nawa znajoma, czyli Mellody Cook. Obecnie brunetka z doklejanym rzęsami, toną tapety na twarzy oraz w bardziej dziwkarskich ciuchach niż zazwyczaj, które – co najśmieszniejsze w tym wszystkim – kupił się Irwin. Hahahaha. Jego mina była po prostu bezcenna.
-Cześć, misiu! – nawrzeszczała do ucha osiemnastolatka, który znacznie się skrzywił. –Heej, Michael! – zamachała do mnie, a ja z grzeczności odwzajemniłem gest. Dziewczyna wcisnęła się na kolana mojego przyjaciela i zawzięcie próbowała go pocałować, do czego za cholerę Irwie nie chciał dopuścić.
-Odejdź, masz opryszczkę! – zawołał. –Sama mówiłaś!
-Idę do Jas! – rozbawiony skierowałem się w stronę mojej prześlicznej dziewczyny, która piła sok w towarzystwie Hemmingsa oraz tej psycholki Martin. Max uważnie przyglądała rozmawiającej Jas z blondynem, którzy dużo się śmiali. –O czym rozmawiacie? – zapytałem, siadając obok Hogan wcześniej cmokając jej już i tak różowy policzek.
-Luke, opowiadał o waszych próbach – uśmiechnęła się promiennie i musnęła w odpowiedzi moje wargi. –Ty nigdy mi nie odpowiadasz, a Luke jest otwartą księgą – zachichotała, upijając łyk pomarańczowego nektaru. Blondyn niespokojnie drgnął, a później wyciągnął swoją komórkę. Przez moment lustrował ekran, aż wreszcie powiedział:
-To młoda, będą z Hoodem za jakieś pięć minut – przytaknąłem i podniosłem się, idąc w stronę didżeja. Szepnąłem mu do ucha, żeby zaprzestał puszczania muzy oraz wziąłem mikrofon do rąk.
-Ludzie, cicho! – wrzasnąłem, a goście uspokoili się, skupiając całą swoją uwagę na mnie. –Calum zaraz tutaj będzie dlatego z łaski swojej zamknijcie mordy i zgaście światło, a gdy usłyszycie sto lat, które mówi Mary, wyskakujecie i krzyczycie: Wszystkiego Najlepszego, Caluś! – nastolatkowie zaczęli szeptać, że rozumieją lub przytakiwali głowami, a ja wróciłem do przyjaciół.
Teraz w Devil panowała grobowa cisza. Trwało to mniej więcej pięć minut, bo po upływie tego czasu drzwi się otworzyły, a do nas doszedł niezadowolony ton jubilata.
-To tutaj – oznajmiła podekscytowana Wesley.
-Żarty sobie ze mnie robisz, Mary?! – prychnął niedowierzając. –Zaciągnęłaś mnie do jakiejś meliny, zamiast napić się ze mną, ponieważ mam głupie urodziny, a wszyscy kumple mnie olali?! Myślałem, że chociaż trochę ci na mnie zależy – mruknął urażony, na co mięśnie Irwina kucającego obok mnie znacznie się napięły. –Moglibyśmy wziąć trochę ekstazy i zajebiście wyluzować…
-Miałeś nie brać – warknęła. –Po za tym dobrze wiesz, że cholernie mi na tobie zależy. Jesteś moim przyjacielem i znam cie od małego – mógłbym przysiąc, że właśnie w tej chwili się przytulają, jak zawsze gdy dochodzi między nimi do takich… Nieco brutalnej wymiany zdań.
Rudzielec i Cal nigdy nie kłócili się tak bardzo jak dochodziło do sporów między nimi, a ich drugimi połówkami. Marianna zawsze darła koty z Irwinem, a Hood z Max i zawsze bardzo to przeżywali, dopiero ta dwójka potrafiła sobie poprawić humor. Więź, która łączyła Caluma i Mary była tą prawdziwą przyjaźnią – bezinteresowną, bez żadnego seksu i innych przywilejów. Rozumieli się bez słów i chyba to najbardziej wkurzało Ashtona, który nigdy nie będzie znał tych intymnych sekretów Wesley nawet jeśli by się zaparł. Calum był jej słuchaczem jeśli chodziło to prawdziwe miłostki – zapewne wiedział również o uczuciu jakim siedemnastolatka darzy Irwina, ale… Mimo wszystkim plotkom Caluś był cholernie dobry w utrzymywaniu tajemnic i nigdy… Przenigdy nie wyjawiał ich nawet jeśli został przyparty do muru. Hoodini to najlepszy przyjaciel na świecie, wbrew wszystkim stereotypom jakie rozsiewa o nim „sierotka Max – biedna, skruszona i zdradzona dziewuszka, której chłopak złamał kruche serduszko”. Zdzira sama przespała się z Jokerem!
-No wiem – zaśmiał się. –Nie biorę od trzech tygodni – pochwalił się dumny z siebie. –Ale zawsze możemy zaszaleć, Maleńka – dodał tym swoim „uwodzicielskim” tonem, który działał na laski.
-Jesteś głupi, Caluś… Sto lat! – zawołała.
Wszystko działo się teraz w zadziwiająco szybkim tempie. Dyskotekowe światła rozbłysły, a zgromadzeni imprezowicze – prawdopodobnie cała szkoła oraz znajomi z innych szkół, zwłaszcza dziewczyny, które bujały się w solenizancie – wydali równy i cholernie głośny okrzyk: Wszystkiego Najlepszego, Caluś! Wyskakując, a później rzucając się w stronę zszokowanego mulata, którego zaczęli ściskać oraz składać indywidualne życzenia.
Kiedy wreszcie dziewiętnastolatek uwolnił się od rozwrzeszczanej i już lekko podpitej bandy, przepchnął się z Rudzielcem do naszej loży. Zaczęliśmy od złożenia życzeń oraz wręczenia prezentów, które raczej miały być śmieszne, ponieważ Hoodie miał wszystko czego potrzebował.
-Mój otwórz pierwszy – Irwie podał mu sporych rozmiarów karton. Ciemny blondyn dumnie wypiął klatkę piersiową, przy okazji triumfalnie się uśmiechając.
-Woah! – zaśmiał się głośno Hood, zaglądając do pudła. –Dałeś mi jakiś rulon?! – oburzył się. –Kiedy ty będziesz miał urodziny dam ci papier toaletowy, kretynie! Mogłeś się bardziej wysilić – wystawił mu język, na co kapitan wywrócił oczami.
-Rozwiń go, idioto – mruknął zażenowany, co po chwili Calum zrobił. Grymas na twarzy bruneta powoli zamienił się w szeroki uśmiech, a później rzucił się na osiemnastolatka z przytulasami.
-Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie! – wrzasnął.
-No wiesz?! – fuknęła Marianna z urazą. –Ja dałam ci gitarę z autografami Blink -182, Green Day, Kiss oraz The Rolling Stones, a ty mu mówisz, że jest najlepszym przyjacielem, bo dał ci jakiś świstek?!
-Kicia – zaczął z zażenowaniem. –Dałem mu plakat z autografem Sashy Grey, ponadto obczaj jeszcze to, stary – zanurzył rękę do skrzynki i wyjął jakiś telefon.
-Kiedy ukradłeś moją komórę?! – zdziwił się Hood.
-Nie bulwersuj się – włączył coś, a chwilę później podjarany Cal podsunął mi telefon pod nos. To był filmik, na którym była aktorka porno ściąga stanik i mówi: Najlepsze życzenia, słodziaku! Noo to się Irwin postarał.
-Dobra, Mikey, Jas… Co dla mnie macie? – moja dziewczyna podała mu torbę, z której wyjął pudełko z zestawem Christiana Greya, żeby mógł zadowolić swoją następną dziewczynę. –To mi się przyda – uśmiechnął się szeroko. –Dzięki, miśki! – przytulił nas, przy okazji cmokając Hogan w policzek. –Max? – zapytał niepewnie, a brunetka podała mu mały sześcian, w którym była kostka do gitary. Nuuuda! –Okay, Luke – spojrzał podejrzenie na blondyna.
-Może to głupie, ale mojego prezentu nie da się zapakować – wzruszył ramionami.
-Ale masz coś dla mnie, tak? – zapytał dla upewnienia się, a zarówno Marianna jak i Ashton uderzyli się dłonią w czoło. Co za materialista…
-Tsa, załatwiłem ci spotkanie z kapelą ojca, wbrew pozorom nie było to łatwe zważywszy na fakt, że Ben mieszka we Francji, Scott w Sydney, a Dean… Cóż Dean przechodzi małe załamanie i ma stałą opiekę lekarską – wzruszył nieco przybity ramionami.
-Dobra – westchnął pełen podziwu mulat. –Luke jesteś najlepszym przyjacielem na calusieńkim świecie – głośne prychnięcie opuściło usta państwa Irwin. –Kiedy ich zobaczę?! – Cal był tak nakręcony, jakby coś faktycznie brał. Cieszył się bardziej niż dzieciak w święta Bożego Narodzenia! Miał mega zaciesz… W sumie to mu zazdrościłem, bo też chętnie poznałbym The Ascension. Muszę pogadać z Hemmingsem i Hoodem, może też mnie zabiorą? Kto ich wie…
-Jutro, przyjadę po ciebie i pojedziemy do mojego starego – niezbyt chyba cieszył go fakt spotkania ojca, ale to było zrozumiałe po tym jak go zostawił i tej akcji w wykonaniu M&M’ ów  - duetu spiskowców, czyli Marianny Natalie Wesley oraz Michaela Gordona Clifforda. To była akcja samobójcza, ale heej! Wszystko wyszło po myśli Rudzielca!
-Stary – podrapał się zakłopotany w kark Ashton. –A byłaby opcja, żebym ja też… -wzruszył lekko zakłopotany ramieniem, na co zarówno Luke jak i Calum unieśli lewą brew ku górze. Wyglądali jak bliźniaki, tak byli zsynchronizowani. –No wiesz… Poznał twojego starszego i jego band? –woah! Ashton Irwin pierwszy raz w życiu kulturalnie o coś poprosił, ta akcja z Mary chyba faktycznie nieźle na niego oddziałuje.
-Tsa, pewnie. Ojciec się… Ucieszy? – nie był zbytnio przekonany. –Zresztą nieważne – machnął ręką dając tym samym do zrozumienia ciemnemu blondynowi, że nie ma ochoty drążyć tematu. –Mike, jedziesz z nami? – spojrzałem na Jasmine, która mnie przytuliła i kolejny raz pocałowała. Mieliśmy jutro iść do kina z racji tego, że jest premiera jakiegoś ckliwego romansidła, a Hogan planowała je zobaczyć od dobrego miesiąca, kiedy widziała pierwszy zwiastun.
-No zgódź się – westchnęła z delikatnym uśmiechem. –Przecież wiem, że kochasz The Ascension, a zwłaszcza Deana– pogładziła mój policzek. –Przynieś mi autograf Joe– pokiwałem głową na znak zrozumienia.
Za to właśnie kochałem moją Jas. Była nie tylko piękna, mądra, ale przede wszystkim wyrozumiała i nie myślała o sobie jak inne laski. Mieliśmy ze sobą wiele wspólnego – kręciły nas te same zespoły, zawsze razem graliśmy w karty lub na konsoli, nawet mieliśmy ulubione seriale i kibicowaliśmy Los Angeles Lakers! Wzajemnie się uzupełnialiśmy i chcieliśmy dla tej drugiej osoby jak najlepiej.
-Obiecuję.
-A ten kutas co tutaj robi?! – wycedził przez zaciśnięte zęby Ashton. –Po chuj go zaprosiłaś, Marianna?! – oburzył się wskazują kierunek, w którym po chwili wszyscy skierowaliśmy swój wzrok. Na samym środku sali stał nikt inny jak Joker i Jake. –To urodziny Caluma, a ty zachowujesz się egoistka zapraszając swojego chłoptasia.
-Och, pieprz się Irwin! – jęknęła na odczepne. –Nie zapraszałam go.
-To co, do kurwy nędzy ten sukinsyn tutaj robi, huh?!
-To klub jego kuzyna – mruknęła wstając. –Załatwię to – szybko przedarła się przez tłum spoconych ludzi, aż wreszcie stanęła oko w oko z Jenkinsem i Rollinsem. Nie mam pojęcia, kiedy obok Wesley pojawił się Calum i zaczął przepychać się z Ryanem. Później wszystko leciało jak domino, pojawiła się Brooklyn, laska Jake’ a i jej dwie psiapsióły, a do drużyny Hooda dołączyła… Allison – wysoka brunetka, o której Caluś ostatnimi czasy mówił coraz więcej. Dziewczyny zaczęły się szturchać, tak jak Calum i Zack z tymi dwoma pajacami.
-Czy jeśli powiem, że jej wybuchowy charakterek coraz bardziej mnie rajcuje, wyjdę na dupka? – zapytał z chytrym uśmieszkiem blondyn, przyglądając się lekko podpitej już Mary.
-Nie – stwierdził Ashton. –Jeśli jej to powiesz, będziesz dzisiaj pieprzył – w ustach Irwina nie brzmiało to jak zwyczajne stwierdzenie, a raczej rozkaz, który Hemmings miał za wszelką cenię wykonać.
-No jasne – mruknęła niezadowolona pod nosem Maximilian. –Mary zawsze dostaje to czego chce – zołza.
Martin ma wszystko czego sobie zażyczy, ponieważ jej stary cholernie ją rozpieszcza, ale laska twierdzi, że to Rudzielec jest rozpieszczony. Calum wiele razy prosił, aby podrzuciła ojcu nasze demo, ale ta zawsze sprawnie wymijała ten temat, ale Hoodie się zemścił nie zabierając jej na pokaz Victoria’ s Secrets – poszliśmy wszyscy oprócz Max, która później się tłumaczyła, że wypadło jej coś ważniejszego. Mary w porównaniu z Max zawsze stawia przyjaciół na pierwszym miejscu, więc może fakt… Dużo osób ma Wesley za rozkapryszoną smarkulę, ale ta smarkula najpierw ci pomoże, a dopiero później zajmie się swoimi sprawami i wiele ludzi się już o tym przekonało.
-Yo, Yo, Yo, ziomki luzujcie! – zaczął uspokajać ich drugi z didżejów – Chris. –Chyba wiem jak możecie to rozwiązać. Dance bitwa, ludzie! –zawył, a zgromadzeni zaczęli wrzeszczeć z radości. –Hoodie – wskazał na niego z wielkim uśmiechem na ustach. –To twoje święto – rozłożył ramiona. –Pokaż na co cie stać – zapodał piosenkę Redfoo Juicy Wiggle, a Cal zaczął te swoje dzikie pląsy, do których po kilku sekundach dołączył Zack i dziewczyny. Wywijali zupełnie jak w tych wszystkich filmach o tańcu, to było coś i szczerze powiedziawszy, jeśli nasz pomysł z zespołem nie wypali to Hood powinien na serio zająć się tańcem, bo się chłopak zmarnuje. Byli cholernie synchronizowani, jakby cała piątka ćwiczyła wszystko od bardzo dawna. Woah! Po chwili naprzeciw nim ruszyli ci drudzy. Piosenka się skończyła, a Chris włączył następną jaką było Uptown Funk Bruno Marsa i Marka Ronsona.
Nie potrafię opisywać tych wszystkich ruchów i akrobacji jakie w tej chwili wykonywali, ale to było zajebiste i chylę czoła.
-To do was należy decyzja! Kto jest za drużyną Jokera?! – niewiele osób z publiczności zaczęło klaskać. –Hoodini?! – cały tłum łącznie z nami zaczął krzyczeć, klaskać i gwizdać – to ostatnie robiła tylko Jasmine, ale miała naprawdę mocne płuca, więc mogła sobie na to pozwolić. –Sory, Joker, ale wjebaliście, dlatego wypad! – wszyscy zaczęli skandować głośne „Won!” za Chrisem, aż wreszcie skompromitowany skład Jenkinsa opuścił imprezę.
Marianna wróciła do naszej loży i opróżniła jednym łykiem szklankę z tequilą Luke’ a, na co ten jedynie jęknął zawiedziony.
-Mary, może weźmiemy Caluma do drużyny, skoro Max jest na razie niedyspozycyjna? – zasugerowała moja dziewczyna, a zielone oczy zaszły iskierkami podniecenia.
-To arcygenialny pomysł, Jas!
-Potrzebujemy go w naszej drużynie – wtrącił Irwie.
-Weźcie Lucasa, on też jest szybki, prawda? – spojrzała stanowczym wzrokiem na blondyna, który wywrócił oczami.
-To był szczególny przypadek. Zabrałaś mi komórkę i chciałaś zadzwonić do mojego ojca – mruknął. –Nie miałem wyjścia.
-Pogadam z trenerem – stwierdził Ashton, dlatego Wesley sformowała z palców serduszko i pokazała w kierunku osiemnastolatka, który przesłał jej buziaka cmokając powietrze.
Byli uroczy. Oboje ściemniali tylko dlatego, że bali się tego czegoś, co mogłoby wyniknąć z poważniejszej relacji. Zarówno Irwin jak i Rudzielec nie chcieli się związać, ponieważ bali się zniszczyć cholernie długą przyjaźń i straty tej drugiej osoby w wypadku podwinięcia nogi. Osobiście sadzę, że powinni zaryzykować, a nie trząś dupą w tak głupiej sprawie. Uda im się – zajebiście, nie wyjdzie – trudno, ale przynajmniej się starali.
-Irwin – zaczęła Hogan, a ja z lekką obawą na nią spojrzałem. –Ty i Cook to tak na poważnie? –uniosła prawą brew w formie zaciekawienia.
-Tsa, to jakiś problem, Jas?
-Nie, oczywiście, że…
-Luke! – zza pleców Hemmingsa wyskoczyła wysoka blondynka i szczupłej sylwetce. –Chodź ze mną na stronę – Brook przygryzła płatek jego ucha, na co głośno mruknął. –Mary, co ty na małą akcję w stylu…
-O matko, Brooklyn! – szybko zaprotestowała. –Okay, zróbmy to – uniosłem brwi. Co ją skłoniło to tak szybkiej zmiany zdania? –Chodź Lucas, zabawimy się – złapała go za nadgarstek i razem z Dawson prowadziły go w stronę prywatnych pokoi.
-Cholerny farciarz, zaliczy trójkącik – parsknął z uznaniem Ashton. –Gdzie Hood? – kiwnął na mnie, dlatego wskazałem na liżących się w drugim końcu parkietu Carter oraz solenizanta. –Okay, to przegięcie, Mellody nie będziemy gorsi – przeniósł ją na swoje kolana i zaczął zabawę.
-Niezła orgia, co? – parsknęła śmiechem Hogan. –Sroko Kapitan Kutas się nie krępuje… -wzruszyła niewinnie ramionami. –Mary, Luke i Brook poszli na całość, a Calum zaczął fazę wstępną… Może my też powinniśmy, ale w bardziej kulturalny sposób. Pojedźmy do mnie, chyba, że wolisz do siebie.
-Gdzie będzie bliżej? – zapytałem z uśmiechem.
-Na to samo wychodzi.
-Moi starzy są w domu – mruknąłem, przypominając sobie bardzo istotny szczegół, którzy może nam nieco utrudnić sprawę.
-W takim razie dobrze, że moja mama otwiera nowy zakład w Nowym Yorku, a tata jej towarzyszy – stwierdziła zadowolona, wstając. Złapała za mój nadgarstek, za który pociągnęła ustawiając mnie tym samym do pionu i ciągnąc w stronę wyjścia, przedzierając się przez tłum spoconych tancerzy już nieźle wystawionych… 
____________________________________
Cóż... Urodziny chyba się udały i każdy oprócz Max prawdopodobnie zaliczył. Wychodzi prawdziwe oblicze Martin oraz opinia Mike' a na jej temat. Jest też Ashton i jego kolejny genialny pomysł, który ma na celu kontrolowanie Mary... 
Lubię rozdział z perspektywy Mike' a!! A w następnym poznacie całe The Ascension - tak się cieszę...
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze - cholernie mnie motywują. 
Miłej niedzieli. 
Buźka, miśki ;** 

niedziela, 22 marca 2015

15. Always cz. II





Ashton

Już w progu wpadłem w ramiona mojej babci, która przywitała mnie szerokim uśmiechem oraz przytulasem, a pierwszym pytaniem jakie wypadło z jej ust było: „Gdzie masz Mary i kim jest ta dziewczyna?”. Kulturalnie wytłumaczyłem Rose, że Wesley jest dziś niedysponowana, ponieważ miała sprawy rodzinne, z których nie mogła się wyrwać.
-Dobrze, chodź Ash, zrobiłam twój ulubiony deser – kobieta złapała za moje przedramię i zaprowadziła do stolika, gdzie siedzieli już rodzice, rodzeństwo i dziadek.
-To miłe, ale nie mam apetytu – wysiliłem się na przepraszający uśmiech, po czym usiadłem obok Tony’ go.
-Mel, siadaj przy mnie – posłałem Elenie zdziwione spojrzenie, ale nie protestowałem, bo chociaż na krótką chwilę uwolnię się od tej idiotki.
Pierwsza godzina była cholernie męcząca i nudna, a musiałem przesiedzieć w towarzystwie mojej rodziny oraz przyjaciół babci oraz George’ a jakieś cztery. Wszyscy byli pochłonięci w rozmowie na temat interesów oraz przyszłości swoich wnuków lub dzieci. To był normalny wieczór w towarzystwie bogatych snobów, którzy zaplanowali życie swoim potomkom zanim ich jeszcze poczęli. Gardziłem tym towarzystwem.
Grzebałem w talerzu i zastanawiałem się w jaki sposób mogę przeprosić Wesley, ale nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Cholera. Nagle poczułem wibracje na udzie, dlatego wyjąłem nowiutką komórkę i kliknąłem w dymek z wiadomością, której nadawcą była… Moja siostra. Czego ta wariatka jeszcze chce?! Znowu ma ochotę mnie wykorzystać i zniszczyć moje oszczędności, których od miesiąca nieco przybyło?
Od: Zołza
Żebyś nigdy nie opowiadał dzieciom, że nic dla ciebie nie robię, posrańcu
Podniosłem zmarszczone brwi znad ekranu i spojrzałem zmieszany na blondynkę, która dyskretnie wskazała w kierunku drzwi wejściowych. Przeniosłem spojrzenie, a moje serce na chwilę się zatrzymało. Przyłapałem się nawet na tym, że wstrzymałem oddech na sam widok dziewczyny w tej seksownej jasno filetowej sukience.
-Przepraszam – wstałem z impetem odsuwając krzesło i biegiem ruszając w stronę przemokniętej siedemnastolatki. Jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramie, po czym zaniosłem na zaplecze kuchni. Ustawiłem z powrotem blondynkę na ziemi. Ująłem jej twarz w dłonie oraz starłem kciukami krople deszczu z zaróżowionych policzków.
-Przestań – westchnęła, kładąc dłoń na moim torsie. –Nadal nie potrafisz wiązać krawatu – mruknęła i zajęła się tym, by po chwili wygładzić czarną obrożę oraz delikatnie jak i oczywiście dumnie się uśmiechnąć. –Teraz wyglądasz jak człowiek, pójdę już – nie mogłem na to pozwolić! Złapałem za jej nadgarstek, ale nie używając do tego tak dużo siły jak ostatnim razem. Przyciągnąłem dłoń Mary do swoich ust, a następnie pocałowałem siną kończynę.
-Naprawdę nie chciałem, kicia. Jestem popierdolonym kutasem, błagam wybacz mi – jęknąłem zdesperowany. –Zrobię wszystko, żebyś tylko mi przebaczyła.
-Przespałam się z Jokerem – mruknęła, zagryzając dolną wargę i spuszczając głowę. Kurwa mać! Zapierdolę tego gnoja jak tylko spotkam! –Przepraszam.
-Nie jestem na ciebie zły – wzruszyłem ramionami, starając się panować nad emocjami, co przychodziło mi zadziwiająco łatwo. –Doszedłem do wniosku – odchrząknąłem znacząco i poluzowałem nieco krawat, który nagle zaczął odcinać mi dostęp do powietrza. To była najtrudniejsza rozmowa jaką musiałem odbyć w życiu oraz w obecności mojej przyjaciółki, którą cholernie bardzo lubię. –Że miałaś rację – ledwo te słowa przechodził mi przez gardło. Były całkowicie sprzeczne z moimi zasadami. Niech cie szlag, Hemmings! –Powinniśmy być tylko przyjaciółmi bez tego całego chodzenia do łóżka i innych dodatków. Ty możesz spać z kim tylko chcesz, a ja nie będę się wkurzał. Masz pełne prawo wychodzić z kim chcesz – uniosła brwi.
-Znowu się w kimś zakochałeś, tak? – uśmiechnęła się lekko. Prawda jest taka, że nikogo poza nią nie kocham, ale to było czysto siostrzane… Tak myślę. Przyjaźń jest najważniejsza, po za tym to uczucie jest obustronne, więc po co mamy wszystko pieprzyć? Skoro mogę ją mieć, kiedy tylko chcę, ale tylko na płaszczyźnie przyjaźni. Przeżyję bez całowania oraz kochania się z Marianną, w końcu każda laska w szkole chce ze mną być. Potrafię wykorzystać ten atut.
-Tsa – przeczesałem dłonią włosy. –Mellody to wbrew pozorom całkiem sympatyczna dziewczyna – wysiliłem się na uśmiech. Łgarz!
-Co?!
-Cook – wzruszyłem ramionami. –Kurewsko ją lubię i chcę więcej.
-Och – uleciało z jej idealnych ust, jednak była cholernie zdziwiona, jakby ktoś zdzielił ją deską. –Ja… Cieszę się razem z tobą – smutny uśmiech pojawił się na jej wargach. Dlaczego kłamie?! Powinna wykrzyczeć jak bardzo głupi jestem pakując się w związek z Cook! Powinna być wściekła i zacząć miotać przedmiotami, a tym czasem co robi? Jest pierdoloną oazą spokoju! To takie wkurwiające! Ona jest wkurwiająca!
-Mary, ale do tej Francji ze mną pojedziesz, nie? – skinąłem głową, unosząc równocześnie brwi.
-Skoro nadal tego chcesz- wzruszyła ramionami.
-Dlaczego miałbym nie chcieć? – czy Wesley była poważna?! Bez kitu! Ja miałbym nie chcieć spędzać z nią czasu?! Mogę nie chcieć się uczyć, grać w szkolnej drużynie, patrzeć na zakochanego Mike’ a i Jas, albo po prostu na facetów, którzy zalecają się do mojej kici, ale za nic w świecie nie powiedziałbym, że nie chcę spędzać z nią chwil. To wręcz moje ulubione zajęcie!
-No wiesz… - uniosła niewinnie lewy bark. – Spotykasz się z Mellody.
-Chuj jej do tego, że spędzam czas z moją przyjaciółką – warknąłem wściekły. Jeśli zaraz wyskoczy mi z hasłem, że powinniśmy z bastować, to chyba ją kopnę!
-Nie w tym rzecz- wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Nie chcę, żeby ten związek wyglądał tak jak twoje poprzednie.
-Chryste, Mary – westchnąłem. –Przestań się o mnie martwić, to irytujące – zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta w grymasie. –Czasem zachowujesz się jak moja mama – blondynka zagryzła dolną wargę, a później bez ostrzeżenia przyległa do mojej klatki piersiowej swoim drobnym ciałkiem, które było idealne w każdym calu. Szybko owinąłem ramionami pas siedemnastolatki, którą przyciągnąłem jeszcze bliżej, lekko miażdżąc jej piersi oraz przeponę.
-Obiecaj, że o mnie nie zapomnisz przez Cook – wyszeptała w mój tors.
-Kicia, o tobie nie da się zapomnieć i udowodnię ci to w ferie wiosenne…
~***~
Po wyjściu Mary, po którą przyjechał Calum z Luke’ m, wróciłem do stolika. Byłem o dziwo cholernie spokojny, a nawet ośmielę się przyznać, że byłem kurewsko szczęśliwy z myślą oraz świadomością, że naprostowałem wszystkie sprawy z Marianną i znów jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. To… Dobre, iż wszystko się znów tak pięknie potoczyło  - kolejny raz spadłem na cztery łapy jak kot nie, jak tygrys! Tsa, jestem tygrysem i będę walczył o Mary… To jest… Naszą przyjaźń… Tak! Naszą przyjaźń.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po zajęciu swojego miejsca było zgarnięcie deseru spod nosa Tony’ go, który był pogrążony w bezsensownej rozmowie z dziadkiem.
-Ej, Ashton to mój krem brulee! – oburzył się młody, na co wystawiłem mu język i zacząłem zajadać.
-Widzę, że wrócił ci apetyt, kochanie – uśmiechnęła się przyjaźnie babcia, dlatego z uśmiechem wzruszyłem ramionami. –Co się wydarzyło?
-Ja… - westchnąłem. –Jestem cholernym szczęściarzem, babciu – zaśmiałem się pod nosem, kątem oka widząc jak moja kochana siostra wywraca oczami. Nie było to jednak takie lekceważące, ale coś bardziej w deseń „Posrańcu, co ty byś beze mnie zrobił?”. Oczywiście fakt, że wykazała się zdolnością empatii oraz raz była dla mnie miła i pomogła, wcale nie oznacza, iż zmieniłem o niej zdanie. Nadal jest głupią, wredną, skąpą zdzirą z krzywymi nogami, która uwielbia mi czyścić konto cholernymi podstępami i naciąganiem, bo wydaje swoje pieniądze na pieprzone kosmetyki, które i tak jej nie pomogą, ponieważ z taką mordą straszy małe dzieci. W każdym bądź razie, nie jest mi obojętna i aż wstyd przyznać, ale kocham ją.
-Nawet nie wiesz jak bardzo – pokiwał z niedowierzaniem głową na boki mój ojciec. Zmarszczyłem brwi nie będąc do końca pewnym o czym ten człowiek mówi. –Od kiedy potrafisz tak idealne zawiązać krawat? – uniósł podejrzanie lewą brew ku górze, a ja w odpowiedzi tylko szeroko się uśmiechnąłem.
-Od jakiś trzydziestu minut.
-Więcej szczęścia, niż rozumu – wtrącił kąśliwie George. Prychnąłem głośno, bo jeśli myśli, że w tej chwili mu się upiecze, ponieważ moje samopoczucie uległo poprawie to jest w kurewsko wielkim błędzie.
-Wiesz babciu, ostatnio usłyszałem, że dzielnica De Wallen w Amsterdamie jest cholernie ładna, zwłaszcza w sierpniu – senior naszej rodziny zadławił się szampanem, który właśnie popijał, a mnie sprawiło do naprawdę radość. –Och – westchnąłem z udawanym niepokojem. –Dziadku, wszystko z tobą w porządku? – uniosłem brwi, zaciskając równocześnie wściekły szczękę, a kiedy staruszek posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, kontynuowałem.  –Kiedyś tam pojadę. Heej, dziadku, może wybierzemy się razem? Przecież mi wspominałeś jak tam pięknie, zwłaszcza te widoki – poruszałem zawadiacko brwiami, a chytry uśmieszek nie schodził mi z ust. Miałem go w garści.
-Myślałam, że pojechałeś do Melbourne w interesach, George –wtrąciła lekko zezłoszczona Rose.
-Bo tak było, Rose, ja…
-Dziadku, a pamiętasz jak pokazywałeś mi zdjęcia tej pani, która…
-Zamknij się gówniarzu! – ryknął na cały głos, zwracając tym samym uwagę wszystkich gości na nas. Och, to takie piękne uczucie… Czuję się spełniony, jakbym wypełnił życiową misję.
-O nie, nie, nie – zaprzeczyła kręcąc głową to na prawo to na lewo babcia, której głos ociekał wściekłością, ale mimo wszystko był opanowany. –Kontynuuj, skarbie – zwróciła się do mnie. W oczach staruszki szalała dzika furia. Jeszcze nigdy nie widziałem tak wkurwionej Rosalie. Balansowałem na krawędzi, ale… Jak Boga kocham, kręciło mnie to i chciałem więcej. –Co jeszcze dziadek robił, gdy rzekomo był w Melbourne? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wszystkie oczy były teraz skierowane na moją osobę, a te jedyne, na których w tej chwili skupiałem swoją uwagę mówiły: „Zamknij mordę, szczeniaku, bo pogrążysz mnie jeszcze bardziej!”. Ale ja chciałem tego! Pragnąłem dać mu nauczkę, za igranie ze mną.
-Ashton, chodź na słówko – warknął George i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć targał mnie za sobą w stronę zaplecza. Woah, ten staruszek ma jeszcze parę w starych gnatach, Może to zasługa tych dziwek? W końcu jak to mówią: „Stary, ale jary, nie?”.
Irwin wepchnął mnie na zaplecze, gdzie jeszcze kilkadziesiąt minut temu pogodziłem się z jedną z najważniejszych kobiet w moim życiu. Oparłem się nonszalancko tyłkiem o blat jakiegoś mebla, któremu w tej chwili nie miałem czasu się przyglądać, ponieważ byłem zajęty triumfalnemu przyglądaniu się temu staremu prykowi.
-Czego chcesz w zamian za milczenie, gówniarzu?! – wrzasnął wściekły, na co parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? – uniósł z kpiną brwi, robiąc tą minę typu: „Myślisz, że skoro jestem stary to i głupi?! Znam cie, szczeniaku!”.   –Może robię to z czystej nudy?- wzruszyłem ramionami.
-Przejdźmy do rzeczy – pogonił mnie, dlatego wywróciłem oczami. Miał rację chciałem czegoś i nie przyjmowałem odmowy. –Zacznij ten swój szantaż, smarkaczu, bo nie mamy całego wieczoru na twoje brudne gierki – jego głos ociekał złością. Byłem z siebie tak dumny… I mogłem sobie dać palec uciąć, że Mary i tata również byliby, gdyby się o tym dowiedzieli. 
-Na przerwę wiosenną chcę twój helikopter i jacht w Marsylii – zareagował głupkowatym śmiechem.
-Ty chyba sobie ze mnie kpisz, Ashton!
-Nie, mówię poważnie. Tata już wszystko załatwił – hotel i inne, a ty pożyczysz mi helikopter, ten sam, którym uczyłeś mnie latać, ponieważ chcę zabrać Mariannę do Marsylii na drugi tydzień ferii, gdzie będziemy się byczyć na jachcie Rosalinda – Irwin zacisnął wściekły szczękę – chociaż wściekły w obecnej sytuacji było zbyt łagodnym określeniem. –Wszystko zależy od ciebie – uniosłem barki i równie szybko je opuściłem. –Możesz się zgodzić, a ja wcisnę babci bajerę, że to wszystko ściema lub możesz odmówić, ale gwarantuję ci, że skończy się to rozwodem i twoim bankructwem, bo wszystkie pieniądze są od babci. Tak czy inaczej ja wygram, ale z racji tego, że jesteś moim dziadkiem daję ci wybór z czystej dobroci serca – wyszczerzyłem się szeroko.
-Gdybyś tylko mnie nie szantażował, gnojku, byłbyś wnukiem godnym pozycji prezesa w mojej firmie. Jeszcze nigdy nie spotkałem dzieciaka, który w wieku osiemnastu lat miał tak nasrane we łbie, co innego ta gówniara co ma siedemnaście…
-Do kurwy, nie obrażaj jej, bo zaraz wszystko powiem! – wkurwiony przyłożyłem otwartą dłonią w ścianę. Moja ręka zaczęła pulsować z bólu, ale w tej chwili było to nieistotne i wcale nie cierpiałem tak bardzo, co jest zasługą adrenaliny, której poziom się podwyższył. –Pierdolę twoją firmę i chuj mi do tego jak bardzo rajcują cie te dziwki, ale jeśli jeszcze raz usłyszę jakąś obelgę skierowaną pod adresem mojej kici gwarantuję ci, że skończysz na ulicy! – wypaliłem niczym formułkę cholernie pewny swojego.
-W takim razie, gdzie teraz jest twoja kicia, huh? – z chytrym uśmieszkiem oraz splatając ramiona na torsie przyjrzał mi się z drwiną. Tak chcesz pogrywać, stary Kasanowo?! Proszę bardzo, grajmy!
-Chuj ci do tego, ja cie nie wypytuję o twoje przyjaciółki. Zresztą, gdy już jesteśmy przy tym ostatnio doszły mnie słuchy, że ktoś zaopatrywał się w niebieskie tabletki i miał syfa – zacisnąłem mocno powieki, nie chcąc wybuchnąć głośnym i niepohamowanym śmiechem, który ledwo co stłumiłem.
-Skąd ty…
-Niech cie o to głowa nie boli, wracam na przyjęcie – wyminąłem go, specjalnie zahaczając barkiem o jego ramię i trącając.
Wszyscy byli pogrążeni w rozmowie na temat edukacji Eleny oraz Tony’ go i… Cholera, znowu rozmawiają o tym pieprzonym college’ u, na którym mam studiować przedsiębiorczość. Na chuj mi to potrzebne?! Przecież jestem geniuszem jeśli chodzi o moje interesy, nie potrzebuję do tego dyplomu!
-Ashton, wracając do naszej rozmowy… - zaczęła babcia, ale ktoś niegrzecznie jej przerwał.
-Synu, co ty na to, żebym pożyczył ci jacht oraz helikopter na twoje ferie wiosenne? – Och, jaki on hojny, pomyślałby kto! Kurewski idiota! Jakbym ja miał za żonę taką kobietę jaką jest babcia Rose, trzymałbym się jej jak dziwka latarni! Przecież to kobieta idealna, robi takie zajebiście dobre ciasta! Mniam!
-E – skrzywiłem się. –Przed chwilą mówiłeś mi, że jestem bezużytecznym gniłkiem, który nigdy nie będzie dostatecznie mądry, aby przejąć twoje imperium – z udawanym smutkiem oraz przykrością w oczach spojrzałem na babcię, która jedynie podeszła mi mocno mnie przytuliła.
-Skarbie, jesteś najmądrzejszym chłopcem jakiego znam i powiem ci w sekrecie, że nawet i najsłodszym – uśmiechnąłem się lekko. Tak bardzo kocham moją babcię…
-EJ, a co ze mną?! – oburzył się Anthony, uderzając dłonią w blat stołu.
-Ty też słoneczko – staruszka poczochrała mu włosy i ucałowała mój policzek. –George, a co do ciebie to… - westchnęła rozjuszona. –Po pierwsze masz przeprosić Ashtona, po drugie pożyczysz mu swoje zabawki na przerwę wiosenną, a po trzecie… Dziś śpisz w salonie.
Życie jest piękne. Coraz częściej zaczynam się przekonywać, że urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą. Czy to aby na pewno możliwe, żebym miał tyle powodzenia w życiu?! Mam najlepszą rodzinę na świecie – po za dziadkiem, którym gardzę – najbardziej zajebistych przyjaciół na całym globie oraz przecudowną Mary, która bije wszystkie inne laski na świcie swoją urodą, poczuciem humoru, mądrością oraz wszystkim innym. 
____________________________
Okay, mamy część drugą piętnastki. Szczerze? Podoba mi się Ashton w postaci szantażysty i bezwzględnego dupka...
Cóż mogę jeszcze powiedzieć?? Od tej pory nie będzie już tak fajnie między Ashtonem i Mary. Irwie zacznie nieeeecoo świrować, ale lubie wariatów!! Hahaha...
Dziękuję wam za komentarze!! Jesteście boskie!!
Na dziś tyle, miłej niedzieli. 
Buźka, miśki ;** 

niedziela, 15 marca 2015

15. Lay Me Down cz. I





Ashton

-To było… Niesamowite – wysapała.
-Mhm- mruknąłem od niechcenia i zacząłem się ubierać. Wciągnąłem na nogi bokserki, spodnie, a przez głowę przełożyłem koszulkę.
-A ty dokąd? – zapytała z wyrzutem, łapiąc mnie za ramię. Szybko zrzuciłem jej drobną dłoń i przeczesałem swoje włosy, które były rozkosmane po seksie znacznie bardziej, niż zwykle.
-Do domu – wzruszyłem ramionami. Jeśli myślała, że zostanę na noc to grubo się myliła. Nie będę z nią spał i już w szczególności nie pozwolę jej się do mnie przytulać. –Jutro idziemy na przyjęcie do mojej babci, Mellody – powiedziałem na odczepne, po czym wstałem i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Przed wyjściem wsunąłem na stopy buty i opuściłem dom Cook.
Wsiadłem do mojego lamborghini, gdzie jeszcze dwie godziny temu kochałem się z Mary i pojechałem w stronę swojej willi.
Musiałem odreagować po kłótni z Wesley. Źle zrobiłem tak mocno szarpiąc za jej delikatny nadgarstek, ale jak widzę Jokera tracę nad sobą panowanie, a zwłaszcza w chwili, gdy ten kutas podwala się do kici. Wpadam w szał i nie kontroluję swoich wybuchów. Wiem, że Ryan chce tylko zaliczyć Mariannę, żeby zrobić mi na złość, ale ona tego nie zauważa, dlatego muszę jej pilnować jak małego dziecka. Zachowałem się jak sadysta, bo w pewnym sensie czułem się dobrze wiedząc, że ona była mi w tamtej chwili podporządkowana, a to kurewsko podle, bo w taki sam sposób zachował się Kai.
Kai był pierwszym chłopakiem mojej przyjaciółki i cholernie mocno ją zranił, natomiast ja zmasakrowałem mu twarz i złamałem nogę – należało mu się. Ten skurwiel nie dość, że bił Mary to na dodatek zmuszał do seksu. Blondynka nie powiedziała mi o tym, ale dowiedziałem się przez przypadek za co jestem niezmiernie wdzięczny temu palantowi, bo chwalił się przed swoim kumplem, który nawet mu wtedy nie pomógł, tylko patrzył i trząsł portkami. Od tego czasu Marianna nie miała faceta i z nikim się nie wiązała, a ze mną tylko się pieprzyła, bo w ten sposób nie tylko przełamała tą traumę, ale także zapomniała. A Kai… Cóż, koleś gdzieś wybył, nie wnikam gdzie dokładnie, ponieważ poinformowałem go, że jeśli jeszcze raz zbliży się lub spojrzy na siedemnastolatkę to rozkurwię mu łeb i wyląduje w kostnicy. To był jego wybór. Zresztą, gdyby faktycznie zależało mu na Mariannie to by o nią walczył, a nie uciekał jak tchórz.
Zatrzymałem samochód na podjeździe zaraz za czarną limuzyną, co mogło oznaczać tylko jedno, a mianowicie o odwiedzinach dziadka i babci. Zajebiście. Pewnym krokiem wszedłem do domu i niepostrzeżenie chciałem przemknąć do swojego pokoju, jednak zostałem zatrzymany przez George’ a.
-Cześć… Dziadku –siliłem się na uśmiech, jednak nie wyszedł on i zakłopotany przeczesałem włosy, drapiąc się w kark. –Co tu robisz? – zmarszczyłem brwi. Nie miałem ochoty na odwiedziny, chciałem zaszyć się w swojej sypialni i po użalać się nad sobą, bo zachowałem się jak psychol.
-To już nie można odwiedzić wnuków? – zapytał przez śmiech, na co z grymasem pokiwałem pionowo głową. –Mam dla ciebie propozycję, chodź na taras – siłą wyciągnął mnie do ogrodu i zmusił do zajęcia miejsca na bujanej huśtawce.
-No więc? – chcę zostać sam!
-W ferie letnie lecę do Meksyku w interesach, a ty będziesz mi towarzyszył. Musisz się uczyć, skoro moja firma ma należeć do ciebie – wywróciłem oczami.
-Mam inne plany na wiosenną przerwę – mruknąłem od niechcenia. –Lecę do Paryża z Mary.
-Ashton jesteś młody powinieneś się wyszaleć, a nie uganiać za tą gówniarą – zacisnąłem szczękę, nienawidziłem, gdy tak o niej mówił. To moje życie, a ten stary pryk nie miał cholernego prawa do mówienia mi co, z kim i gdzie mam robić. –Znajdziesz sobie lepszą dziewczynę, niż córka Adama.
-Powiedziałem, że lecę z Mary do Paryża – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Mam w dupie Meksyk i tą całą firmę, dziadku – uniosłem barki, by po chwili je opuścić.
-Rozmawiamy o grubych milionach, synu – powiedział tym swoim władczym tonem.
-Grube miliony, co? – zakpiłem. –A na święta i urodziny dostajemy marne setki, cholerny sknera z ciebie.
-Uważaj na słowa, szczeniaku! – wrzasnął. –Bo nic nie przepiszę ci w spadku – zagroził palcem, a ja pierwszy raz od kłótni z Wesley się uśmiechnąłem chytrze. Nic nie dostanę, huh? No to się jeszcze okaże.
-Skoro nic nie dostanę, powiem babci Rose, gdzie byłeś w sierpniu jak załatwiałeś interesy w Melbourne – oblizałem górną wargę, która zaschła. Irwin zmroził mnie wzrokiem. –Cóż… Kiedyś też wybiorę się do Amsterdamu na Czerwoną Ulicę – zaśmiałem się kpiąco pod nosem.
-Nie odważysz się – warknął.
-Sprawdź mnie. Wiesz, że jestem ulubieńcem babci, a ona wierzy we wszystko co powiem, a nawet jeśli tym razem byłoby inaczej, to mam dowody.
-Ty mały gnojku – pokiwał z dezaprobatą głową na boki. –Mały, pieprzony szantażysta, jesteś taki jak ta twoja przyjaciółeczka.
-W końcu znamy się od małego, c’ nie? – zaśmiałem się. –To jak będzie z tym spadkiem i Meksykiem? – kiwnąłem na niego brodą, czkając na jakąkolwiek reakcję.
-Zabierz tą małą dziwkę do Paryża – wycedził przez zaciśnięte żeby, a mnie kurwica wzięła. Nie ma prawa tak nazywać Marianny!
-Nazwij ją tak jeszcze raz, a babcia dowie się nie tylko o Amsterdamie, ale i o haremach i dziwkach w Bangkoku. Uważaj z kim pogrywasz, bo nie chcesz mieć mnie za wroga. Ojciec ma dostać twoją sieciówkę hoteli, Elena jedną z kancelarii prawnych, bo jest głupia, ale coś jej się w końcu należy. Tony udziały w firmie Audi, a i załatw nam jakąś dobrą gosposię i pokojówkę, co? – uśmiechnąłem się chytrze. –Mamie przyda się pomoc w domu.
-Przebiegły gówniarz – stwierdził wściekły, mordując mnie spojrzeniem. Bawiłem się świetnie, w sumie mój dziadek to dupek, zdradza moją babcię na prawo i lewo. Nie zdziwiłbym się, gdyby od tych dziwek czegoś nie złapał. Mam mu za złe to, że rani babcię Rose, ponieważ bardzo ją kocham – a w sumie to jej ciasta, które często nam przysyła. Jeśli George nie sypiałby z samymi szmatami, zniszczył bym te jego romanse tak jak skok w bok Adama, ale nie chcę nabawić się chorób wenerycznych, więc…
-Cóż za komplementy – stwierdziłem dumny z siebie. Zaciągnąłem się powietrzem, a do moich nozdrzy dotarł ten niebiański zapach. –Szarlotka? – zapytałem sam siebie, a później biegiem ruszyłem do kuchni, gdzie mama kroiła ciasto. Mhm, aż ślinka cieknie. –A może zaproponujemy babci mieszkanie z nami? – zwróciłem się do Sophie, która odpowiedziała mi swoim przyjemnym do ucha śmiechem.
-Już po tygodniu zrezygnowałaby, gdybyś kazał jej piec codziennie ciasta jabłkowe – parsknąłem. Tsa, ma rację. –Coś się stało? – ze spuszczoną głową pokiwałem na boki. –Jestem twoją matką, dlatego wiem kiedy coś cie trapi, Ash – złapała za moje ramię i uniosła mój podbródek, abym spojrzał jej w oczy.
-Po pierwsze jesteś moją mamą, a nie matką. Po drugie wszystko gra, tylko boli mnie głowa. Zresztą, o rzesz patrz! – zawołałem wskazując na okno, a gdy blondynka przeniosła tam swój wzrok zwinąłem cztery kawałki wypieku i pobiegłem przez salon do swojego pokoju, wcześniej całując Rose w policzek i mówiąc: Siema, babciu!
Leżałem na łóżku, wsuwając deser i bezskutecznie próbując dodzwonić się do Mary. Pisałem też SMSy, ale nie odpisywała. Niby miała tą kolację z Hemmingsem, jego rodziną oraz Adamem, ale byłem pewny, że właśnie mści się na swoim ojcu za wszelkie zło. Należało mu się i jak najbardziej wspierałem w tym Wesley. Ba! Nawet sam bym ją do tego nakłaniał, bo nie ma nic lepszego od zemsty. Zresztą jestem tego przykładem, ponieważ czułem się znacznie lepiej po rozmowie z moim bogatym dziadkiem.
~***~
Zwlekłem swoje zwłoki do kuchni na śniadanie. Dziś nie miałem nawet humoru, żeby się przebrać z piżamy w normalne ciuchy. Przed oczami miałem cały czas obraz przerażonej Mary, która bezskutecznie błaga, żebym ją puścił, a w głowie zdanie: „To mnie boli, psycholu!”. Jeszcze ten sen… Klnę się na Boga, że nigdy w życiu nie podniósł bym na nią ręki, niezależnie od tego jak bardzo Marianna by mnie wkurwiła. Źle spałem tej nocy i cały czas ślęczałem nad telefonem, łudząc się, że jednak odbierze lub odpisze na setki wiadomości, które jej wysłałem.
Usiadłem na swoim miejscu. Odsunąłem talerz na środek stołu, a później ułożyłem prawy policzek na brązowym blacie. Po pomieszczeniu krzątał się dziś… Tata. Chryste, co się dzieje z tym światem?!
-Cześć, synu – przywitał się taki szczęśliwy. Niech się wypcha, ja tutaj cierpię, a on się cieszy nie wiadomo z czego!
-Mhm – mruknąłem na odczepne. –Gdzie mama?
-Jeszcze śpi.
-Dlaczego pałętasz się w kuchni? – burknąłem, nawet na patrząc na Brada. Miałem ochotę leżeć cały dzień w łóżku i wcale nie wychodzić, ale mój żołądek dawał o sobie znać, dlatego byłem zmuszony, aby coś wszamać. Kurwa.
-Dziś mamy rocznicę, robię matce śniadanie do łóżka – skrzywiłem się. To mama, a nie matka. Trochę szacunku! Do babci też mówi per matka?! Ej, matko rób, że mi tu szarlotkę! TY, matko podejdź no, bo mam problem! Yo, matka, serwuj obiad! Co za muł. –Nie uwierzysz co się stało, Ashton.
-No co? – westchnąłem. Nie chciało mi się zbytnio rozmawiać, ale skoro już zaczął temat… Dostałem nowy telefon, dlatego wypadałoby być miłym.
-Twój dziadek dał mi w prezencie na rocznicę swoją sieć hoteli i załatwił nam gosposię oraz pokojówkę, dasz wiarę?! – zapytał z mega wielkim entuzjazmem. Heh. –Ten stary dziad ma jednak serce – tsa, serce… Dobre sobie, ten cholerny dziwkarz boi się własnego wnuka! Nie ma serca, ma jedynie mózg w spodniach! George to stary sknerus, który zamiast na wyjazdy służbowe jeździ do różnych krajów, ale nie w celu interesów, a tanich dziwek! Taka jest prawda i znam ją tylko ja z Wesley, ponieważ stary Irwin nie zamyka swojego gabinetu. To odkrycie było jedynie zwykłym przypadkiem, które przyswoiliśmy podczas schadzki i szybkiego numerku na jego biurku.
-Woah – westchnąłem pełen podziwu. –To taki… Dobroduszny człowiek – dodałem, powstrzymując się od wymiotów, które podchodziły mi do gardła.
Mój ojciec lepiej powinien dobrać słowa – coś w stylu „Mój syn, to niezły szantażysta” lub zwykłe „Ashton, masz łeb do biznesu” byłoby bardziej na miejscu zważywszy na sytuację. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt z mojej rodziny nie ma bladego pojęcia jaki jest mój dziadek, a ja jako jedyny potrafię go zatrzymać w tej chorej grze, którą ten staruch prowadzi. Nie pozwolę mu krzywdzić mojej rodziny, obrażać Mary, a jeśli coś takiego się zdarzy… George straci cały majątek, który zawdzięcza swojemu teściowi, który bądź co bądź był kurewsko bogaty, a cała kasa należy do Rose. Najbardziej satysfakcjonujące jest to, że niezależnie od tego jak wszystko się potoczy ta cała fortuna wyląduje u mnie na koncie.
-Ashton – zaczerpnął głośno powietrza, a chwilę później równie donośnie je wypuścił. –Coś mi mówi, że miałeś w tym swój udział – co on pieprzy?! Przecież ja tylko kulturalnie rozmawiałem z moim ulubionym dziadkiem na tarasie w sprawie wyjazdu do Meksyku! Jak własny ojciec może mnie podejrzewać o takie rzeczy?! To niedorzecznie!
-Coś ty – parsknąłem. –Jestem zbyt głupi, żeby wdawać się w potyczki słowne z dziadkiem.
-Powiedzmy, że ci wierzę – zakończył temat, za co byłem mu dozgonnie wdzięczny. Dostali to czego chcieli, dlatego zarówno Brad jak i mama nie powinni szukać we wszystkim drugiego dna jak kicia. Zaoszczędzimy czas, a co najważniejsze nie zniszczymy sobie dnia, tak… Drastycznymi wyznaniami na temat małego szantażu. – Co cie gryzie?
-E… - skrzywiłem się mimo, iż brunet tego raczej nie widział. –Posprzeczaliśmy się z Mary, to… Poważne.
-Nie zgodziła się na Paryż? – uniósł brwi, na co wzruszyłem ramionami. –Mam wam załatwić inny hotel? A może chcecie polecieć do Włoch, albo Hiszpanii?
-Nie, tato – usiadłem normalnie i pokiwałem przecząco głową. –Francja jest idealna, chodzi o to, że ja jestem idiotą – spuściłem wzrok. Było mi cholernie wstyd, że postąpiłem w tak okropny sposób i to w dodatku dla mojej przyjaciółki!
-Co zrobiłeś? – czerdziestoparolatek odwrócił się do mnie przodem i przyglądał z uniesioną brwią. W prawej ręce trzymał drewnianą łyżkę.
-Czy to ważne? Kicia jest wściekła i nie wiem, czy mi wybaczy taki wyskok… Już i tak nie idzie ze mną na to przyjęcie do babci.
-Ashton, mów co jej zrobiłeś – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Prawda jest taka, że Irwin zarówno tak jak mama oraz moje rodzeństwo, uwielbiali Mariannę i uważali, że bylibyśmy niesamowitą parą… Tyle, że to moja przyjaciółka, nie mogę być w związku z koleżanką, prawda? Czy… Mogę?
-O Jezu – mruknąłem poirytowany. –Zdenerwowała mnie i mało co nie złamałem jej ręki.
-Czy ciebie do reszty popierdoliło, Ashton?! – wydarł się, ale byłem mu za to wdzięczny. Potrzebowałem w tej chwili kurewsko mocnego opierdolu od mojego staruszka. –Czemu to zrobiłeś, huh? – kiwnął na mnie brodą.
-Bo chciała spać z innym – wzruszyłem ramionami. –Jest moja i tylko moja, nie pozwalam jej na takie akcje, okay?! Nikt, a w szczególności ten kutas Jenkins nie będzie pieprzył mojej kici, po za mną!
-Skoro jesteś o nią zazdrosny – uniósł barki by po chwili je opuścić. –Tak tylko myślę, dobra? – skinąłem, aby kontynuować tej swój monolog, który stanowił ojcowską radę. –Nie bulwersuj się i nie wydzieraj, bo Sophie, Tony i Elena nadal śpią – wywróciłem oczami. To rzeczy, chłopie nie mamy całego dnia! Zaraz… Nie, jednak mamy cały dzień. –Nie lepiej byłoby dla was obojga, gdybyście chociaż spróbowali - uniosłem brwi.
Mam próbować z dziewczyną, której opowiadam o moich podbojach łóżkowych?! Laską, która wie o mnie więcej niż rodzina i kumple?! Mam spróbować być w związku z moją kicią, którą skrzywdziłem fizycznie oraz która w tej chwili mnie nienawidzi?! To zdecydowanie najbardziej popierdolona rzecz jaką daną mi było w życiu usłyszeć! Chociaż… Ciekawi mnie jakby to wyglądało… Zaraz, chwila! Byłoby tak jak do tej pory, tylko oboje bylibyśmy zobowiązani do wierności, no i oczywiście wszystko byłoby oficjalne. To całkiem kusząca propozycja, ale nie chcę jej skrzywdzić jak ten kutas Kai.
-To nie wypali, tato – z krzywym uśmiechem, który raczej przypominał grymas bólu – jakbym sobie przygniótł jaja – zaprzeczyłem kiwając łbem na boki.
-Synu, wiesz jak to mówią: Jeśli nie ryzykujesz, nie zyskujesz.
-Wiesz jak to mówią? – uniosłem na niego brwi. –Jest ryzyko jest zabawa, moje życie – moja sprawa. Nie mów o tym mamie i z łaski swojej nie wtrącajcie się w moją relację z Marianną, załatwię wszystko sam.
-Jak uważasz – ze srebrną tacą ruszył w kierunku schodów i tyle go widziałem.  Potrzebowałem w tej chwili kumpli, którzy doradziliby mi.
Nie wmarzając na nic, złapałem za telefon domowy i wykręciłem numer Hooda. Pierwszy sygnał i nic. Drugi – dalej zero odzewu. Trzeci – brak reakcji. Rusz dupę, alkoholiku i odbierz pierdolone połączenie! Czwarte…
-Hallo? – po drugiej stronie usłyszałem dziewczęcy głos.
-Cześć Stacy – podrapałem się lekko zakłopotany w kark. Byłem pewny, że słuchawkę podniesie ten idiota i miałem już zaplanowane co mu powiem, a tutaj taka niespodzianka. –Mówi Ashton, jest tam może Calum?
-Mój brat aktualnie zdycha – oznajmiła z odrazą, dlatego jestem przekonany, iż osiemnastolatek właśnie leży na sofie i jęczy skacowany.
-Staaaacy, przynieś mi jakieś proszki, błagam! – zawył w tle, na co wywróciłem oczami. Ten pijak mi teraz nie pomoże.
-Coś jeszcze, Ash? Muszę się zająć tym palantem, bo tata wraca za kilka godzin, a nie chcę, żeby Cal miał znów przesrane.
-Dobra z ciebie siostra, szkoda, że ja takiej nie mam – nastolatka zaśmiała się, tym samym poprawiając mi nieco humor. –Słuchaj, jest opcja, że Mary męczy się teraz z Hoodie’ m? – zapytałem pełen nadziei. Boże, spraw, żeby tam była!
-Przykro mi, ale wyszła od nas po dwunastej, gdy Calum odpłynął.
-Kurwa – mruknąłem, uderzając czołem o blat stołu. –Okay, dzięki, Stacy.
-Nie ma sprawy, na razie – szatynka rozłączyła się, a ja kolejny raz wybrałem numer, jednak do mojego drugiego przyjaciela. Szybko się rozłączyłem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że pierwszą rzeczą jaką mu powiem będzie wiadomość o ciąży Jas.     
Hogan musi poinformować Mike’ a o dziecku, nawet jeśli byłoby to skutkiem ich rozstania – w co oczywiście wątpię, bo Clifford to rozsądny i odpowiedzialny człowiek, po za tym kocha Jasmine do szaleństwa.
Nie miałem innego wyboru jak tylko wrócić do swojej sypialni, zabrać czyste ciuchy i pójść do łazienki, żeby się doprowadzić do stanu użytkowego. Sam nie wiedziałem co robię, ale wsiadłem do samochodu i pojechałem do jedynego człowieka, który w tej chwili mógł mi w jakikolwiek sposób pomóc i szczerze powiedziawszy kurewsko nie miałem na to ochoty – mimo wszystkich uprzedzeń, potrzebowałem tego cholernie mocno.
Po piętnastu minutach zatrzymałem lamborghini przed średniej wielkości domem, który wyglądał na bardzo przytulny – znacznie lepszy od mojej willi, bardziej… Rodzinnie. Wysiadłem z wozu i ruszyłem w stronę ganku, aby zapukać do drzwi, ale znowu zostałem zignorowany tak jak w przypadku Calusia. Ponowiłem próbę jeszcze cztery razy i dopiero za ostatnim drzwi otworzyła mi śliczna blondynka w krótkim topie, który odsłaniał jej płaski brzuch oraz obcisłych spodenkach dresowych. W dłoni trzymała kubek z jogurtem naturalnych, a w ustach miała srebrną łyżkę.
-Cześć? – zapytała wyciągając sztuciec z buzi. –Kim jesteś? –Jezu, ależ ona śliczna. Chętnie bym się z nią zabawił.
-Jest Hemmings? – zignorowałem potrzebę, która teraz mało co nie rozsadziła mi spodni i postanowiłem skupić się na celu, który mnie tutaj przyprowadził.
-Luke? – zapytała dla upewnienia, dlatego przytaknąłem. –Lucas! – zawołała na cały głos dziewczyna, a po chwili na dół zwlókł się Hemmo. Wyglądał jakby go napadli, zgwałcili i tak kilka razy z rzędu.
-Wyglądasz jak gówno – stwierdziłem, a blondyn pokazał mi środkowy palec.
-Co cie sprowadza, Irwin? – kiwną na mnie brodą. –Jeśli chodzi o Mary to…
-Tsa, właśnie o to, nie wierzę, że to mówię, ale dzisiaj będziesz moim doradcą– uniósł zdziwiony brwi, ale szybko to zakłopotanie ustąpiło drogi chytremu uśmieszkowi.
-Stary, za moje usługi się nie wypłacisz – zaśmiał się kpiąco. –Tak czy inaczej…- wzruszył ramionami. –Zapraszam – wskazał dłonią, żebym wszedł do środka, co uczyniłem.
Wnętrze jego domu było cholernie przytulne. W powietrzu unosił się zapach świeżo pieczonych gofrów, a mój brzuch jak na zawołanie zaburczał. Niech to szlag, co za wyczucie!
-Jesteś głodny, może zjesz z nami? – zaproponowała blondynka, na co z lekkim uśmiechem przytaknąłem, ale nim zdążyłem za nią pójść pięść Hemmingsa wylądowała na moim oku. –Czy ciebie do reszty porąbało, Lucas?! – wykrzyczała, momentalnie znajdując się przy mnie i oglądając moją twarz.
-Należało mu się za to co zrobił – oznajmił całkiem spokojnie. –Prawda, Ashton?
-Tak, masz rację, ale to nie wszystko i mam nadzieję, że nie będziesz się hamował.
-Nie mam zamiaru – wyszczerzył się.
We dwójkę usiedliśmy przy stole, a Nikki podała nam śniadanie, za które kulturalnie jej podziękowałem. Wreszcie mogłem coś zjeść, bo mój ojciec o mnie nie pomyślał! Najpierw mnie spłodził, a teraz zapomina mnie nakarmić! To takie podłe z jego strony.
-A więc… - westchnął blondyn. –Doktor Luke jest do twojej dyspozycji, co cie trapi, chłopcze – uniosłem brwi i kątem oka spojrzałem na Nicole, która jedynie z dezaprobatą pokręciła głową na boki. Tsa mała, ja też w to nie wierzę!
-Skrzywdziłem ją, ale cholernie żałuję.
-Powinieneś, bo wczoraj była prawdziwą suką. Później wyszła, mówiąc, że idzie do Hooda. Ostatnio widziałem ją około pierwszej w nocy, kiedy wyciągnęła mnie do baru, a po małej popijawie Jenkins odwiózł mnie i pojechał gdzieś z Mary – wzruszył ramionami jakby to była najbardziej zwyczajna rzecz w całym pieprzonym świecie!
-Kutas, wykorzystał chwilę.
-Zgadza się, z racji tego, że to moja dziewczyna, a twoja przyjaciółka – zmarszczyłem brwi, ale on tylko dyskretnie wskazał na swoją siostrę.
-Mówicie o Mariannie?
-Tak, Nikki. Nie masz jakiś pożyteczniejszych rzeczy do roboty?
-A myślałam, że faza dupka już dawno ci przeszła. Zaraz przychodzi Lena, dlatego zachowuj się, okay?
-Tsa, nieważne – zbył ją ruchem ręki. –Wracając do ciebie i Mary – zaczął, gdy blondynka wyszła. –Jak to jest, huh? – zmarszczyłem brwi.
-Z czym?
-Z pieprzeniem dziewczyny, z którą znasz się od dziecka. Która jest twoją przyjaciółką -  uniósł barki i równie szybko je opuścił. –Rajcuje cie to? – co?! – Sprawia, że jazda jest ostrzejsza, a podniecenie rośnie?
-Czegoś ty się najarał, stary? – zapytałem bardzo wolno. Jego stan bardzo mnie martwi.
-Nie… Ja po prostu staram się ciebie zrozumieć. Mariannę już rozpracowałem, a teraz przyszła kolej na ciebie. Posuwasz ją kiedy chcesz, masz na każde zawołanie, ale to ci nie wystarcza. Musisz ją kontrolować, żeby nikogo nie pocałowała, nie flirtowała, czy chociażby się z nikim nie przespała…
-Jest moja, tylko moja – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Stul pysk, stawiam diagnozę – wyszczerzyłam na niego oczy. Luke wziął tą całą sprawę z psychologiem naprawdę?! Co za niewiarygodnie głupi idiota. –Wracając, ty posuwasz wszystko co się rusza, a jej robisz wyrzuty. To trochę… Nie fair, nie uważasz? – zapytał, jednak nie oczekiwał mojej odpowiedzi tylko kontynuował. –Trzymasz ją pod kloszem jak słowika.
-Jakiego znowu słowika? – dopytywałem zmęczony tym śledztwem. Hemmings mnie załamuje, sprawia, że tracę wiarę w normalnych ludzi, który potrafią dawać normalne rady.
-Z bajki o cesarzu, Andersena – prychnął. –Gościu na czymś ty się wychował? – przewróciłem teatralnie oczami. Na grach i kapeli twojego ojca, posrańcu! –Daj jej trochę luzu i przeproś za swoją zaborczość.
-Nie będę jej dawał luzu, ale ją przeproszę.
-Mary musi mieć wolność – warknął.
-Ja lepiej wiem czego jej potrzeba, bo znam ją dłużej od ciebie! – wrzasnąłem sfrustrowany. To moja pieprzona przyjaciółka, a nie jego! Niech się nie wtrąca w naszą relację.
-Być może, ale to do mnie przychodzi się wyżalić – stwierdził  normalnym tonem. –Wiesz o co mnie wczoraj poprosiła? – zaprzeczyłem, kiwiąc głową na boki. –Żebym ją przeleciał, bo ją wkurwiłeś – zazgrzytałem zębami. -Bez nerwów, zrobił to pewnie Joker, ja wbrew pozorom nawet cie lubię.
-Woah, cóż za zaszczyt – prychnąłem, udając podziw. –Wielki Luke Hemmings mnie lubi.
-Nie przyszło ci do głowy, żeby spróbować z nią na poważnie?
-Odpieprzcie się wszyscy! – wydarłem się. –Najpierw mój ociec, teraz ty… Kto następny będzie mi prawił morale?!
-Czemu tak cholernie boisz się zobowiązań? Mary to całkiem fajna laska i ma niezły…
-Jeszcze słowo o tyłku mojej kici, a urwę ci łeb, Hemmings – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
~***~
Stałem przed lustrem w salonie i męczyłem się z krawatem, który zwykle zawiązywała mi Marianna. Niestety na przyjęciu babci Rose obowiązywały stroje wieczorowe, dlatego musiałem iść na smyczy. Wykonałem byle jaki węzeł, a później zbiegłem po schodach, łapiąc klucze i wybiegając z domu.
Wsiadłem do auta, którym pojechałem pod dom Cook. Zatrąbiłem, ponieważ nie miałem ochoty moknąć. W ciągu kilku godzin na dworze rozpętała się burza, co dziwnym trafem było dokładnym odzwierciedleniem mojego nastroju, który pogorszył się znacznie po rozmowie z Hemmingsem. Niezły z niego kutas, który myśli, że wie wszystko, ale tak nie jest! Jest tylko kolejnym dzieciakiem, który ogląda zbyt dużo filmów!
Na werandzie pojawiła się wyższa od Marianny, brunetka ubrana w różową prześwitującą na brzuchu sukienkę oraz wysokie szpilki. Chryste, wyglądała jak landryna – od samego patrzenie zaczęły boleć mnie zęby.
-Cześć – pochyliła się, żeby mnie pocałować, ale odsunąłem się. –Co się znowu stało? – frunęła obrażona.
-Nic, zapinaj pasy – warknąłem i do końca drogi nie odzywałem się do niej.
Dopiero po trzydziestu minutach ciszy, którą przerywał cholernie irytujący głos Mellody, zatrzymałem wóz na parkingu. Bez słowa wysiadłem, a brunetka za mną, po czym ramię w ramię weszliśmy do restauracji… 
________________________________________
Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części, ponieważ byłby stanowczo za długi - już i tak ma dużo dialogów, ale to chyba dobrze, huh??
Mamy Luke' a i Ashtona - obaj troszczą się o Mary i obaj są zbyt nadopiekuńczy mimo, iż Lucas tego jeszcze nie okazuje. 
Wychodzi również na wierzch prawdziwe oblicze Ashtona, ale cholernie lubię takiego Irwina - szantarzystę, który zrobi wszystko dla rodziny i przyjaciół, nawet postawi się własnemu dziadkowi...
Okay, to tyle druga część (postaram się, żeby była lepsza) będzie standardowo za tydzień.
Dziękuję wam serdecznie za komentarze, wejścia oraz obserwujących. 
Miłej niedzieli. 
Buźka, miśki ;**