niedziela, 31 maja 2015

25. Love Again





Mary

Obudziłam się w pokoju hotelowym, w wielkim łożu królewskim. Powoli podniosłam się z naprawdę wygodnego materaca i rozejrzałam dookoła.
Pomieszczenie było naprawdę duże. Ściany były pokryte kawową farbą i wbudowane były gdzieniegdzie maleńkie lampy halogenowe. Podłoga została wyłożona szarymi panelami. Przy łóżku wyposażonym w puchate poduszki oraz kołdrę ubrane w szare poszewki, stały po obu stronach szafki nocne, a po mojej stronie był kudłaty biały dywan. Ponadto w pokoju była ogromna szafa, wielki telewizor plazmowy, komoda oraz zestaw kina domowego. Świeże powietrze wpadało przez uchylone drzwi balkonowe, dlatego szybko poderwałam się z łóżka i poszłam na taras.
Byłam naprawdę wysoko, a chłodne powietrze sprawiło, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ale widok na wieżę Eiffla był po prostu niesamowity. Gabe’ owi by się to spodobało.
Mój brat naprawdę uwielbia takie konstrukcje – ostatnio nawet robił planszę podziału politycznego Europy, gdzie zamieścił małe modele największych i najciekawszych atrakcji. To całe zainteresowanie konstrukcją prawdopodobnie odziedziczył po tacie. Gabe zawsze musi wiedzieć jak coś jest zbudowane, dlatego najpierw rozbiera każdą zabawkę, którą kupi mu Adam lub którą dostał na urodziny czy inne święto, a dopiero później składał i się bawił. Osobiście uważam, że to dziwne jak na dziesięcioletniego chłopca, ale niech będzie. Uznajmy, że każde dziecko w tym wieku ma takie dziwne hobby.
Nagle poczułam oplatające mnie w pasie ręce i gorący oddech na szyi. Wstrzymałam powietrze w ustach, wiedząc, że to mój przyjaciel.
Ostatnimi czasy jest inaczej. Dziwniej. Wkurza mnie to, że kręcą się przy nim inne laski, które – bądźmy szczerzy – wyglądają jak pierwszorzędne zdziry! Ogarniała mnie istna furia, zwłaszcza kiedy ta szmata Mellody dotykała Asha. Miałam ochotę podrapać jej twarz, ale po krótkim czasie doszłam do wniosku, że szkoda moich nowych paznokci, skoro ten ich cały „związek” zaraz się skończy. Znam Irwina bardzo długo i wiem jakie są jego gierki – wyrwać, zaliczyć i porzucić. Po balu z nią skończy. Ja… Chcę, żeby był szczęśliwy, ale tak prawdziwie. Wiem, że mogłabym mu dać to szczęście, ale nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. Znam go od urodzenia i nie spieprzę tego. Po za Ashtonem i Calumem nikomu nie potrafię się zwierzyć. Może jestem pewna siebie, ale jeśli w grę wchodzą takie uczucia jak smutek czy miłość, wolę wmawiać wszystkim, że jest okay.
-Cześć, kicia – wymruczał do mojego ucha przy okazji zagryzając jego płatek. Nie mogłam się powstrzymać od jęknięcia. Ja… Po prostu kochałam, kiedy ktoś przygryzał moje uszko.
-Heej – westchnęłam.
-Wyspałaś się? – pokiwałam pionowo głową. Zawsze mi się dobrze śpi z tym dupkiem. –Coś się stało? – zapytał wyraźnie zaniepokojony, a później odwrócił mnie twarzą do siebie. Był przystojny, a zwłaszcza w tych rozkosmanych włosach i z gołą klatą. Mój puls przyśpieszył. Za wszelką cenę chciałam się z nim teraz kochać, chciałam zatopić palce w ciemnych blond włosach i dotykać kaloryfera na brzuchu. Pragnęłam tego. –Mary, wszystko dobrze? – Ashton był zaniepokojony, ale z lekkim uśmiechem pokiwałam pionowo głową i chyba to go uspokoiło… Tak sądzę.
-Jest dobrze – oznajmiłam unikając orzechowych tęczówek. –Chcę zwiedzić miasto, idziesz ze mną?
-Chciałbym, ale obiecałem ojcu, że sprawdzę czy wszystko gra w hotelu – przytaknęłam na znak zrozumienia, a później wyminąwszy osiemnastolatka wróciłam do pokoju.
Z walizki, która leżała przy szafie wyjęłam czystą bieliznę oraz czarną sweterkową sukienkę w białe motywy, szary kardigan oraz butki na małej platformie oraz obcasie i kosmetyczkę, po czym poszłam do łazienki.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była ta zajebiście duża wanna – też taką chcę – oraz prysznic. Postanowiłam, że jednak szybciej będzie jak skorzystam z tego drugiego, dlatego szybko zdjęłam z siebie koszulkę Ashtona oraz majtki, po czym weszłam do kabiny. Odkręciłam zawory, a letnia woda oblała moje ciało, szybko jednak zmieniła się w gorącą i to było naprawdę przyjemne. W dynamicznym tempie umyłam się, a później owinięta w ręcznik stanęłam przed lustrem i zaczęłam się doprowadzać do stanu przyjęcia. Umalowałam się i poczesałam, a następnie ubrałam.
Po powrocie do sypialni nie zastałam już Ashtona i nawet było mi to na rękę. Niech robi co chce z tą głupią Natalie! Ja też mogę sobie znaleźć gościa, który ma fajne imię, i który ma styl i sześciopak na brzuchu. Zabrałam jedynie torebkę i wyszłam, przechodząc przez mega wielki salon.
Widać, że Brad dba o to by jego goście byli zadowoleni, ale mogę się założyć, że jedna noc w tak luksusowym apartamencie kosztuje kupę kasy.
Zjechałam windą na parter, a następnie wyszłam na zewnątrz. Szłam w stronę wieży, jednak po drodze wpadłam na pomysł, że muszę kupić sobie aparat, żeby zrobić masę zdjęć, które pokażę Calumowi, mamie i bratu, dlatego z pomocą jakieś miejscowej kobiety dotarłam do sklepu z elektroniką. Wybrałam lustrzankę, a do niej dokupiłam kartę pamięci.
Chodziłam po Paryżu i robiłam masę zdjęć, nawet selfies, bo musiałam mieć jakieś pamiątki. Po czterech godzinach… Zgubiłam się i byłam w czarnej dupie. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i… Wpatrywałam się przed siebie. Nie czułam się jakoś szczególnie źle z tym, że się zgubiłam, a mój przyjaciel mnie wystawił. Poczułam potrzebę zadzwonienia do Caluma. Na moje szczęście Hood odebrał po trzecim sygnale.
-H- h- ha- halo? – wysapał, na co zmarszczyłam brwi.
-Wszystko z tobą dobrze, Hoodie? – zapytałam naprawdę zmartwiona. Cal nigdy tak głośno nie oddychał, no chyba… Nie, to nie możliwe, przecież jest na wojskowym obozie. Nie może tam pieprzyć lasek, prawda? Czy może…?
-Tsa, ten kutas chce mnie wykończyć. Biegam już drugą godzinę, a jeśli się zatrzymam to muszę robić sto, pieprzonych pompek i dopiero później znowu biegać.
-Przykro mi.
-Nieważne – uciął szybko temat Hoodini. –Mów, jak we Francji? – tym razem to ja westchnęłam.
-Jakoś leci – dodałam z grymasem mimo, że go nie widział.
-Co się stało, Mary? – zapytał zmartwiony.
-Ashton znalazł sobie dziewczynę, mało tego powiedział mi, że to coś poważniejszego niż do tej pory. Ma na imię Natalie.
-Co?!- zawołał. –Przecież… Co za pieprzony kutas, mówił mi… Zresztą to nieistotnie.
-Wiesz… Zgubiłam się – poinformowałam dziewiętnastolatka, nawet tego nie kontrolując. To po prostu tak jakoś wypadło z moich ust.
-Boże, Mary – westchnął przejęty i mogłabym przysiąc, że w obecnej sytuacji Caluś przeczesuje włosy z podenerwowania. –Gdzie jest Ashton?
-Mam go w dupie, niech się zajmie tą głupią zdzirą, ja też sobie znajdę faceta i go wkurwię – wzruszyłam ramionami.
-Mogę o coś zapytać?
-Pewnie, pytaj.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że Care wróciła do L.A.? – wyszczerzyłam oczy. Jakim cudem, Calum wiedział o tym, że Carrie i Jas się podmieniły?! –Mary, dobrze wiesz, że ją kocham, czemu mi nie powiedziałaś?! – uniósł się wielce.
-Bo to nie była moja sprawa, Cal. To Caroline powinna była ci powiedzieć, a skoro tego nie zrobiła, to musiała mieć ważny powód i prawdopodobnie był on spowodowany tym co zrobiłeś w wakacje. Potraktowałeś ją jak dziwkę, a później znowu biegałeś za Max jak potulny psiaczek.
-Przestań pieprzyć…
-Taka jest prawda, Hood. Muszę kończyć – nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciela rozłączyłam się i wrzuciłam komórkę na samo dno torebki. Odchyliłam się do tyłu, głęboko wzdychając.
Nie mam siły do facetów. To cholernie skomplikowane kreatury, które myślą tylko tym co mają w spodniach. Powinni używać tego mózgu, który jest w głowie. Powinni umieć czytać sygnały, które im wysyłamy. Ale skoro wolą grać jak chuje, niech grają! Laski też potrafią być sukami.
-Heej – zagadał ktoś z francuskim akcentem, dlatego poderwałam się podjarana. Noo, przede mną – a właściwie to obok mnie – siedział przystojny Francuz. Miał czarne włosy i równie ciemne oczy. Miał styl.
-Cześć, jestem Mary – wystawiłam dłoń w jego stronę, a on ochoczo ją uścisnął.
-Noah, mogę cie narysować? – uniosłam podejrzanie jedną brew. Chłopak jednak szybko pokazał na trzymany w ręku blok, dlatego z wymuszonym uśmiechem potrząsnęłam głową… Ale w sumie czego ja się spodziewałam, że gość podejdzie i powie chodź się pieprzyć?! To nie jest, do cholery mój Ashton!
Potrzebuję Irwina jak narkoman na głodzie dragów. Jasna cholera, mam poważny problem natury psychicznej i seksualnej…
Siedziałam niczym posąg w  jednej pozycji, co chwila słysząc, że mam się nie ruszać. To było wkurwiające, ten cały Noah był wkurwiający i miałam nieodpartą ochotę przyłożyć mu w tą niezwykle przystojną twarz. Posrany artysta ciotysta! Wielki malarz się znalazł od siedmiu boleści. Niespełniony zarówno w łóżku jak i w pasji. Niech spieprza, bo mam dość takich zjebów jak on!
-Cholera, nie ruszaj się – zabluźnił po francusku. Na jego nieszczęście rozumiałam co tam pieprzył pod nosem.
-Spierdalaj, chłoptasiu – usłyszałam za swoimi plecami dobrze znany oraz zdenerwowany głos.
-Nie, nie, nie – cmoknął kilka razy powietrze, kręcąc przy okazji głową na boki. Boję się tego psychola.
-Powiedziałem, żebyś odpierdolił się od mojej dziewczyny – wycedził przez zaciśnięte zęby Irwin, w mgnieniu oka łapiąc za kołnierzyk koszulki Noah i przenosząc go do pionu. –Wypierdalaj, bo zrobię ci z mordy Hiroszimę- Irwie pchnął tym gnojem w innym kierunku, a później przysiadł obok, głośno wzdychając. –Powiesz co się dzieje? – zagryzłam dolą wargę, rozważając tą opcję, ale w ostateczności pokiwałam tylko głową na boki. –Wiesz, że nie lubię, kiedy jesteś taka.
-Jaka, do cholery? – zapytałam z wyrzutem.
-Wkurwiona na cały świat – prychnęłam pod nosem. Na cały świat?! Co za gówniana ściema! Jestem wściekła tylko na niego, bo znowu znalazł sobie laskę.
-Tylko ty mnie wkurwiasz, a nie cały świat – mruknęłam pod nosem, ale niestety usłyszał.
-Co znowu zrobiłem, huh? – poirytowany odwrócił się do mnie twarzą. –Powiedz, bo nie rozumiem! – wrzasnął, gdy nie udzieliłam odpowiedzi. Nieco spłoszona wzdrygnęłam się. –Mów, do kurwy!
-Lepiej zadzwoń do tej suki, w której się zakochałeś! – wydarłam się na całe gardło, a później niczym prawdziwa królowa dramatu wstałam i zarzuciłam torebkę na ramię, po czym ruszyłam w nieznanym mi kierunku. Odeszłam niespełna kilkanaście kroków, a mój pieprzony telefon zaczął dzwonić. Wyjęłam go i nie patrząc na wyświetlacz, wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam tego pieprzonego smartphone’ a do ucha.
-Czego, do cholery? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Woah, wyluzuj siostruniu – zaśmiał się Luke, na co zazgrzytałam zębami. Nie mam ochoty słuchać jego pijackiej gadki.
-Czego chcesz, Lucas?
-Jestem chujem i pierdolonym kutasem.
-Żadna nowość! – zawołałam. –Co zrobiłeś?
-Gadałem z ojcem – jakaś postęp. –Wypiliśmy sporo, a Joe zaproponował mi, żebym przez ferie pojechał z nim w trasę.
-Przejdź do sedna nie mam czasu.
-Ale z ciebie szmata – prychnęłam pod nosem. Nie jest pierwszą osobą, która mnie tak nazwała. Mam się popłakać, czy jak?! To jest głupie. –Mike mnie odwiózł, a kiedy moja matka powiedziała, że to nie jest dobry pomysł…          
-Co zrobiłeś? – zapytałam przerażona. Luke nigdy nie był taki załamany, jeśli opowiadał o swojej mamie. –Mów, ty…
-Kutasie! – zawołał. –Jestem kutasem i najgorszym synem na świecie, powiedziałem, żeby skończyła wpierdalać się w moje życie, bo zostawię ją tak samo jak ojciec.
-Jesteś pojebany.
-Jestem zjebany – poprawił. –Teraz siedzę w jakimś podrzędnym barze, który nazywa się Rebels i nie wiem co ze sobą mam zrobić. Możesz po mnie przyjechać? Nie chcę wracać do domu, ani do Joe. Chce mi się płakać – tsa, mi też po tym co usłyszałam. Jak mógł?
-Luke, jestem w Paryżu.
-Czy to daleko od Los Angeles?
-Kurewsko, chłopie. Zadzwonię do Brook i…
-Nie, nie chcę żeby widziała mnie w takim stanie – wychlipał.
-Płaczesz?
-Pieprzone oczy mi się pocą! – zawołał, jeszcze bardziej się rozklejając. –Zrób coś, żeby przyjechać.
-Czemu nie chcesz, żeby Brooklyn…?
-Bo nie! Powiedziałem, że przez ferie powinniśmy od siebie odpocząć.
-Czemu? – dopytywałam.
-Bo boję się angażować, w coś co mnie cholernie przerasta! – wydarł się.
-Może poczujesz się lepiej, jeśli powiem ci, że też czuję się jak gówno?
-Co zrobiłaś? – zapytał Hemmo niezwykle zainteresowany. –Powiedz mi, Brook.
-Jestem Mary, dupku – warknęłam.-Zrobiłam awanturę, Ashtonowi, że ma wypierdalać do swojej laski.
-Jesteś pojebana –wywróciłam oczami. Woah, co on sobie wyobraża, że odkrył, pieprzoną Amerykę?! Nie jego doczekanie! Wiem, że jestem pojebana…- Przecież Irwie kocha tylko ciebie.
-Nie pieprz, L…
-Kazał mi z tobą sypiać, bo nie chciał żeby jakiś frajer dobierał ci się do majtek. Wiedział, że nic między nami nie będzie – ogarnęła mnie wściekłość. –Nawet Hood o tym wiedział, a do Sydney zabrał cie specjalnie, żeby powiedzieć co czuje.
-Jesteśmy w Paryżu, a ty gadasz głupoty, bo jesteś zalany – pokiwałam głową na boki.
To były czyste brednie. Ashton nie bawi się w takie rzeczy, bo twierdzi, że to najbardziej tandetne na świecie. Irwin nienawidzi romantyzmu, mało tego nigdy nie był na prawdziwej randce. Hemmings jest pijany i plecie jak potłuczony, po za tym, gdyby to była prawda – a nie jest – Calum by mnie o tym poinformował. Powiedziałby, że coś jest na rzeczy, a ja mogłabym się przygotować na to psychicznie. Ash nigdy nie będzie mnie traktował inaczej, byłam i zawsze będę tylko jego przyjaciółką, którą w przeszłości bardzo często pieprzył, bo miał chcicę. Byłam… Bankiem spermy. Byłam dziwką, do której przychodził, kiedy nie wyrwał innej. Byłam jego pewniakiem.
-Chuj prawda – zaczkał, na co niechętnie, ale zachichotałam. –Zabierze cie na randkę.
-Muszę kończyć – kolejny raz dzisiejszego dnia, zakończyłam rozmowę, bo nie chciało mi się ciągnąć dalej takiej głupiej i bezsensownej rozmowy.
Szybko odnalazłam kontakt Brooklyn, po czym napisałam do niej wiadomość. Nie mogłam zostawić mojego brata w takim stanie, jeszcze jakaś napalona zdzira go wykorzysta. Chłopak może złapać jakąś chorobę weneryczną, a w najgorszym wypadku zostać nastoletnim ojcem! To przerażająca wizja, zwłaszcza, że Lucas sam jest jeszcze dzieckiem, a to, że właśnie siedzi i upija się do nieprzytomności jest tego doskonałym przykładem.
Do: Brook
Możesz zająć się Lucasem? Jest w Rebels i zalicza zgon
Nie dostałam odpowiedzi, ale nie przeszkadzało mi to. W sumie to się nawet cieszyłam, ponieważ nie musiałam odpisywać i czytać, co przesłała mi Dawson. Niestety dziś nie mam szczęścia, bo moja pieprzona komórka wydała z siebie dźwięk.
-Pieprzona zdzira – przeklęłam, będąc pewna, że Brooklyn mi odpisała. Wkurzona spojrzałam na ekran. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że to Ashton wysłał tą nieszczęsną wiadomość. Mimo, wielkiej niechęci kliknęłam odczytaj.
Od: Irwie
Więc może na początek powiem ci, że kurewsko mnie wkurwiłaś. I tak, mam ci to za złe. Zabrałem cie do zjebanego Paryża, którym gardę – serio, nie jara mnie to całe miasto miłości, ale ty je kochasz, prawda? Jesteś jak każda inna laska – podniecasz się na widok ładnych butów i dostajesz orgazmu jak ktoś tylko powie Paryż. To mnie rozpierdala! Ty mnie rozpierdalasz! Jesteś podłą suką bez uczuć, ale chyba właśnie za to cie tak bardzo kocham… Jesteś moją przyjaciółką, szanuję cie, liczę się z twoim zdaniem i nigdy cie nie zawodzę. Możesz na mnie liczyć, a czasem nawet wchodzę ci w dupę – jakkolwiek dwuznacznie to brzmi. Kocham cie w chuj mocno i chcę z tobą być, bo to ty masz na drugie Natalie, bo właśnie dlatego nazwałem tak mój samochód. Nie jesteś żadną tanią zdzirą i doskonale o tym wiesz – jesteś zdzirą, ale z górnej półki i zrobiłbym dla ciebie każdą, nawet najgłupszą rzecz, bo uwielbiam sposób, kiedy się uśmiechasz. Kocham cie, Mary… A jak wrócisz, to zabiorę cie na prawdziwą randkę
Ash 
__________________________________________
Teraz się zdziwicie, bo jestem zadowolona z tego rozdziału. Tak, wiem - jakaś nowość. Wyszło mniej więcej tak jak chciałam. 
Mary pierwszy raz przyznała, że jest zazdrosna o Ashtona. Jest też oburzony Calum i pijany Luke, który wyznał, że czuje coś do Brook. 
Dziękuję wam za komentarze, to naprawdę wiele dla mnie znaczy ♥
Nic, na dziś to tyle, życzę wam miłej niedzieli, miśki ;**  

niedziela, 24 maja 2015

24. Alone Together





Ashton

Siedziałem w piwnicy i grałem na konsoli z Tony’ m, przy okazji odpisywałem na SMSy Mellody, która ostatnimi czasu uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. Nie wiem czy ma to związek z przerwą wiosenną, która zaczęła się oficjalnie dzisiejszego dnia, ale miałem jej dość. Jej i tych ciągłych pytań: Może spędzimy ferie razem?
-Ale ty mnie wkurzasz! – Ant rzucił dżojstikiem przed siebie, na co zaśmiałem się pod nosem.
-Sam chciałeś ze mną grać, specjalnie zrezygnowałem ze spotkania z Cook – wzruszyłem ramionami.
-Nawet jej nie lubisz! Wolisz Mary! – zawołał.
Mój młodszy braciszek miał jednak rację. O sto razy bardziej wolałem Wesley. Dlatego niezmiernie się ucieszyłem, kiedy Anthony zaproponował mi mały turniej FIFY dzisiejszego popołudnia. Nareszcie mogłem się oderwać od Mellody i od tej popieprzonej nauki, ponieważ powoli traciłem energię na wszystko.
-Dokąd tak właściwie jedziesz? – przeniosłem wzrok ze zmarszczonymi brwiami na bruneta. –Dziś się pakowałeś…
-Och, tak – stwierdziłem z uśmiechem. –Jadę z Mary do Francji.
-Mogę jechać z wami?
-Nie, pogrzało cie, młody?! – zawołałem oburzony.
-Czemu? – bo zamierzam spędzić przyjemnie czas razem z moją przyjaciółką. Bo nie potrzebni nam świadkowie. Bo nie będę miał czasu, żeby pilnować tego małego pacana. Bo chcę, żeby Marianna większą uwagę poświęcała mi, a nie Tony’ mu. Bo tata załatwił mi wyjazd tylko i wyłącznie dla dwóch osób!
-Bo starzy cie nie puszczą, zapomniałeś, że jestem nieodpowiedzialnym dupkiem? – nagle poczułem ciężar na plecach, a później jak ktoś zasłania mi delikatnymi dłońmi oczy. Mały loczek połaskotał mnie po policzku, na co się uśmiechnąłem. –Cześć, kicia.
-Skąd wiesz, że to ja? – w głosie blondynki dało się wyczuć obrazę. –Cześć, Tony – prawdopodobnie mój brat cmoknął dziewczynę w policzek. –Znowu przegrywasz?
-Przyszłaś, żeby się ze mnie śmiać?!
-Uspokój się, młody – warknąłem, wstając z siedemnastolatką na plecach i usiadłem na sofie. –To nie jest wina Mary, że nie potrafisz grać- jedną ręką złapałem za pas blondynki i przeniosłem ją na swoje kolana, po czym pocałowałem w policzek. –Spakowana? – pokiwała pionowo głową z uśmiechem na ustach. –Lecimy zaraz po koncercie.
-Wiem, mówiłeś dwa razy – mruknęła ze smutkiem. –Daj to – Mary zabrała dżojstik z mojej lewej dłoni i wcisnęła start. Chwilę później grała razem z moim bratem mecz.
-Coś się stało? – zapytałem odgarniając włosy za jej ucho.
-Na ile konkretnie chcesz jechać?
-Na dwa tygodnie, a co?
-Mama jedzie z Carlem do Rio, a Gabe nie może być sam przez cztery dni.
-To wrócimy wcześniej – wzruszyłem ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie… W sumie to taka właśnie była. –To dla mnie żaden problem. Posiedzimy przez ten czas w domu i będę ci masował stopy.
-A czego chcesz w zamian? – zielonooka uniosła podejrzanie lewą brew do góry.
-Odrobiny zrozumienia – liznąłem jej mały nosek, na co siedemnastolatka głośno się zaśmiała, a Tony wykorzystał chwilę nieuwagi mojej przyjaciółki i strzelił jej bramkę.
-Przez ciebie przegrywam, idioto – oburzona trzepnęła mnie w klatkę piersiową, dlatego ująłem jej maleńkie dłonie swoimi i teraz grałem razem z nią. Rozwalimy tego gówniarza i pobiegnie z płaczem do mamusi… To znaczy… Heh.
Tsa, Aston i Mary, Mary i Ashton – razem przeciwko światu, niezależnie od wszystkiego – zawsze razem. Nigdy osobno. Jak Yin i Yang, uzupełniamy się. Sądzę… Uważam, że bez tej dziewczyny moje życie byłoby nudne. Nie przeżyłbym bez tej małolaty, która nadaje mojemu życiu sens. Z nią zawsze mam niezapomniane przygody – do tej pory pamiętam, gdy przez Mary spędziliśmy noc w szkole, ponieważ zgubiła bransoletkę, którą dostała od Adama. Szukaliśmy jej całą paczką, a okazało się, że zguba była w domu w łazience, ponieważ zapomniała ją odłożyć do szkatułki. Nadal widzę wkurwioną Max i rozbawionych: Caluma, Mike’ a, Jas i Brook. Tak na marginesie to cieszę się, że Dawson do nas wróciła. Z Brooklyn jest o wiele weselej – nie to, że moi przyjaciele są nudni, ale jest dla mnie jak siostra.
-To nie jest fair! – zawołał Ant, gdy teraz to Mary zaczęła prowadzić. Zachichotałem cicho to ucha Wesley, która cmoknęła mnie w ramach podziękowań w kącik ust.
-Przepraszam, chciałam w policzek – mruknęła ze spuszczoną głową. –Chciałeś przyjaźni bez benefitów – właśnie CHCIAŁEM.
-Tsa – mruknąłem. –Chodź, pomożesz mi wyglądać zajebiście – wstałem z Mary na rękach. –Sorka, młody, ale musimy lecieć – rzuciliśmy pada na sofę, a później poszedłem do swojego pokoju pokonując jedną parę schodów.
Ustawiłem  swoją przyjaciółkę na panelach przed moją szafą. Nastolatka bez zastanowienia rzuciła mi ciemne jeansy oraz biały podkoszulek z jakimś nadrukiem oraz na szerokich ramionach. Do tego wybrała mi vansy oraz granatową bandanę w białe motywy.
-Idź się ubierz – poprosiła, opadają na materac.
-Zaścieliłem to łóżko, koleżanko – mruknąłem z oburzeniem, krzyżują ramiona na piersi. –Szanuj choć trochę moje starania.
-Nie marudź, Irwie – Mary zatrzepotała tymi swoimi długimi rzęsami, a ja wymiękłem. Bez słowa poszedłem do łazienki i przebrałem się. Zawiązałem chustkę na nadal wilgotnych włosach, które były spowodowane wcześniejszym prysznicem, po czym wróciłem do sypialni i położyłem się obok dziewczyny. –Wesz, tęskniłam za takimi chwilami – wyznała, na co się uśmiechnąłem sam do siebie. Tęskniła… -Lubię z tobą leżeć i rozmawiać, i milczeć, i oglądać filmy, a przez to, że spędzasz więcej czasu ze swoją nową dziewczyną zaniedbujesz mnie – nową… Co?!
-Dobrze wiesz, że ta idiotka nie jest i nigdy nie będzie moją dziewczyną.
-Jej status mówi co innego.
-Pierdolenie – warknąłem. –Mówię ci, że to tylko przez nasz zakład.
-Wiesz, że przegrasz, a ja dostanę twoje Lambo.
-Jedyne co możesz ode mnie dostać to w tyłek – głośny oraz przeuroczy śmiech rozniósł się po pomieszczeniu.
-Tylko na to czekam – wyznała, siadając na mnie okrakiem, dlatego wykorzystałem ten moment i tak jak obiecałem uderzyłem pośladki dziewczyny. –Ej! – pisnęła. –Żartowałam, Ash – Mary oparła swój policzek o moją prawą pierś. –Ale ci serce wali – westchnęła pełna podziwu.
Fakt, serce wali mi jak szalone, ale to wszystko wina Marianny. Jej głupie pomysły jak ten z prowadzeniem mojego samochodu, doprowadzają mnie do takiego stanu, przecież ta idiotka nigdy nie prowadziła auta, a co tu dopiero mówić o sportowym wozie! Jeśli tak jej śpieszono na tamten świat, to… Może zapomnieć, bo nawet jeśli – cudem – wygra, to i tak nie usiądzie za kierownicą. Po moim trupie!
-Tak bardzo nic mi się nie chce – jęknęła, bardziej rozwalając się na mnie. –Spraw, żeby mi się chciało, Ashton – ścisnęła za moje policzki, jak w zwyczaju miała świętej pamięci babcia Patty. Nienawidziłem tego, tak samo jak Tony.
-Co mam zrobić, przelecieć cie?
-Nie zaszkodziło by – wyszczerzyłem oczy. –Mam niedosyt od kiedy Lucas sypia z Brook, a do Jake’ a i Ryana nie pójdę.
-Ostatnio nie mam ochoty na seks – wyznałem… W sumie, nawet szczerze. Nie chciało mi się pieprzyć przypadkowych dziewczyn, które spodobały mi się.
-Jesteś chory? – zapytała zaniepokojona siedemnastolatka, opierając łokcie na moim torsie. –Masz HIFA, jakąś chorobę weneryczną, czy może depresję?
-Jestem chory z miłości do pewnej dziewczyny.
-Znowu jakaś tania zdzira? – wycedziła przez zaciśnięte zęby, a ja miałem ochotę ją wyśmiać.
-Bogata i nie zdzira, a na drugie ma Natalie – usta mojej przyjaciółki odpuściło głośne prychnięcie.
-To dlaczego nie zabierzesz jej do Paryża, huh?
-Bo musisz mi pomóc, nie chcę tego spieprzyć, jak dotychczas. Chcę, żeby ta laska poczuła się wyjątkowo.
-Nieważne, chodź, bo spóźnisz się na własny koncert – Mary podniosła swoją drobną sylwetkę z mojej i ruszyła na dół. Nie zwlekając, złapałem za walizkę i poszedłem w ślady blondynki.
W salonie mój ojciec rozmawiał przez telefon, a mama i Tony pytali Mariannę, dlaczego jest wściekła, ale Wesley ich spławiła mówiąc, że rozbolał ją brzuch, ale ja znałem prawdę. Była wkurzona, bo rzekomo miałem kogoś na oku… Nadal mam i potrzebuję, aby mi jak najlepiej doradziła. Nie przeżyję, jeśli nie zdobędę tej laski.
-Tato, jakiś problem? – zapytałem. Mój starszy obiecał, że zjawi się na koncercie, tak jak rodzice moich przyjaciół z zespołu.
-Nie, spokojnie, synu. Ben spieprzył jedną sprawę, ale zajmę się tym, teraz jedziemy na wasz występ.
-Który Ben? – zapytałem z czystej ciekawości.
-Z Francji, to nieistotne.   
-Załatwię to, tylko powiedz co gość zrobił.
-Spieprzył jedną z najbardziej opłacanych umów.
-Zajmę się tym, tato – wzruszyłem ramionami, a Brad z niemałym zaskoczeniem uniósł brwi ku górze. –Heej, przecież mam przejąć ten biznes, tak?
-Tak – stwierdziła z dumą oraz podziwem moja mama. –Dajcie mi znać jak dotrzecie do Paryża, dobrze?
-Oczywiście, Sophie – oznajmiła z uśmiechem Marianna. –Chodź, musimy jeszcze jechać po moje torby – dziewczyna złapała za mój nadgarstek i pociągnęła w stronę garażu. Szybko usadowiła się na miejscu pasażera, a ja normalnym tempem zapakowałem swoją torbę do bagażnika. Następnie zasiadłem za kierownicą i już z samochodu otworzyłem pilotem wiatę garażu, aby swobodnie wyjechać na wstecznym.
Bez żadnego problemu wyjechałem z podjazdu i wjechałem na drogę, która przebiegała przez naszą dzielnicę. Wbrew pozorom Beverly Hills nie było zatłoczone, dlatego szybko dotarliśmy pod willę Wesley.
Zaraz po przekroczeniu progu Sylwia posłała mi wrogie spojrzenie, ale miałem to gdzieś – ona nigdy mnie nie lubiła, bo raz przyłapała mnie z Mary na igraszkach, a jak twierdzi, mi zależy tylko na dymaniu – chociaż ona używa innych słów, bardziej grzecznych. W każdym bądź razie, ja bardzo lubię Sylwię.
-Panienko Mary, nadal sądzę, że to zły pomysł. Wyjazd z tym chłopakiem… -Marianna popatrzyła na nią z radością w oczach.
-Pierdolenie, oczywiście, że to dobry pomysł! – zawołałem. –Przecież nic jej nie zrobię, nie jestem jakimś gwałcicielem!
-Uspokój się – upomniała mnie blondynka. –Zabierzesz moje walizki? Ja pójdę jeszcze pożegnać się z mamą, okay? – przytaknąłem. Złapałem za dwie średniej wielkości torby, które zaniosłem do samochodu, a kiedy wróciłem, poszedłem do gabinetu Laury.
Kobieta rozmawiała ze swoją córką, ale po chwili jej wzrok powędrował na mnie.
-Heej, skarbie – pani Wesley przytuliła mnie, co oczywiście odwzajemniłem.
Laura jest jedną z najlepszych przyjaciółek mojej mamy, a mnie traktuje jak swojego syna, co jest zajebiste, bo zawsze wszystko uchodzi zarówno mnie jak i Mary na sucho. Ona uśmiechnie się ładnie do Sophie, ja do Laury i jest dobrze, ale żadne z nas nie ma takiego uroku jak Hoodie – on potrafi przekabacić każdego. Nie ważne czy to moja siostra czy brat Mike’ a – Calum Hood to urodzony manipulant.
-Cześć, Laura.
-Uważaj tam na nią – wskazała brodą na lekko zażenowaną Mary.
-Nie jestem dzieckiem i sama potrafię o siebie zadbać – mruknęła krzyżując ramiona na piersiach.
-Marianno Natalie Wesley – zaczęła poważnym tonem projektantka. –Zawsze będziesz moim dzieckiem, nie ważne czy masz siedemnaście lat czy trzydzieści, zrozumiano?
-Cokolwiek, chodź, Ash, bo się spóźnisz.
-Do zobaczenia za półtorej tygodnia – ucałowałem policzek Laury, a później wyszedłem za jej córką.
Mary była dzisiaj jakaś nieswoja. Dziwna. Zachowywała się jak suka – mimo, iż nią nie była i nigdy nie będzie, nie dla mnie – względem wszystkich. Wkurzał ją nawet fakt, że Caluś nie poczęstował jej papierosem. Coś było nie tak i za wszelką cenę musiałem się dowiedzieć, o co chodzi.
Pod Inferno byliśmy po trzydziestu minutach, weszliśmy tylnim wejściem, ponieważ to główne było cholernie zatłoczone – tsa, darmowa noc dla laseczek. Szybko odnaleźliśmy Luke’ a, który prawie pieprzył Brook przy ścianie.
-Lucas – zawołała Mary, na co chłopak z niechęcią oderwał się od swojej przyjaciółki.
-Siostrunia – mruknął, a następnie przytulił Wesley. –Dlaczego mi przerywasz?
-Bo zaraz grasz, pacanie – wtrąciła Dawson. –A przyssałeś się do mnie jak odkurzacz.
-Kochasz to.
-Idiota – podsumowała, a później złapała Mariannę pod ramię i ruszyły w stronę backstage’ u, gdzie stała już Jasmine i Max. Nagle poczułem uderzenie w tył głowy, dlatego od razu się złapałem za bolące miejsce, przy okazji mordując Hemmingsa wzrokiem.
-Życie ci nie miłe? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Przeleć ją, bo mi uprzykrza życie – wywróciłem oczami. –Mówię poważnie, Irwie. Zacznij znowu pieprzyć Mary, bo się laska wykończy.
-Ludzie, zaraz rozniesiemy tę budę w drobny mak! – wrzasnął Calum wyłaniając się zza naszych pleców i obejmując nas ramionami oraz wprowadzając na scenę.
Każdy z nas złapał za swój instrument – chłopaki za gitary, a ja za pałeczki, po czym usiadłem za perkusją, na której było napisane Ash. Pod sceną było od cholery dziewczyn, ale w tłumie byli też faceci. Daleko w tyle, przy barze stali nasi rodzice oraz rodzeństwo, co cholernie mnie cieszyło – przyszła nawet moja głupia siostra.
-Siema, jesteśmy 5 Seconds Of Summer i dziś gramy dla was – zaczął Hemmo. Zaraz… Jakie 5 Seconds Of Summer?! Nie zgadzałem się na taką nazwę! Nie rozmawialiśmy o nazwie bandu! Dlaczego nie zapytali mnie o zdanie, do cholery jasnej?!
-Zaczynaj stary – wyszeptał Clifford, dlatego uderzyłem pałeczkami kilka razy o siebie, dając znak reszcie. Tak jak chciał Calum zaczęliśmy od piosenki, którą napisał myśląc o Max.
Numer nosi nazwę Dzień niepodległości  (aut.: chodzi o Independence Day), a Hoodini chciał pokazać wszystkim foczką w Kalifornii, że jest oficjalnie wolny i napalony.
Ogólnie wszystkim się podobało, bo jakby że miało być inaczej? Przecież jesteśmy zajebiści i wie o tym każdy.
-Dzięki za…
-Jeszcze nie, Mikey! – zawołał podjarany Hoodie. –Jeszcze jedna piosenka – wyszczerzyłem oczy. Przecież nie mamy już żadnych kawałków, co ten idiota robi?! Chce nas zbłaźnić przed ćwiercią Los Angeles?! Jeśli tak, to brawo – jest na genialnej drodze. –Po prostu się włączcie – szepnął. –Piosenka jest dla mojej dziewczyny, którą cholernie mocno kocham i nosi tytuł Bad dreams – jego… Co?!
Znowu zszedł się z Martin?! Jest aż tak głupi, żeby po raz drugi pakować się w chorą relację z tą wariatką?! Nie rozumiem, czemu Caluś tak bardzo uwielbia komplikować sobie życie?! Każdy wie, że Max to niestabilna emocjonalnie kujonka, której ojciec pozwala na wszystko, tylko ze względu na to, iż bardzo boi się o jej zdrowie i życie. Wiele razy groziła, Hoodowi, że popełni samobójstwo, jeśli nie przestanie jej zdradzać. Na początku każdy z nas się tym przejął – w końcu przyjaźniliśmy się tak? Ale teraz… Każde z nas wie, że ta kretynka potrafi tylko dobrze mówić i – według Caluma, oczywiście – robić ustami. Obietnice Maximilian nigdy nie dochodzą do skutku, dlatego ignorujemy jej marne próby szantażu.
Według prośby dołączyłem się z bębnami do akordów, które wychodziły z gitar chłopaków. Śpiewał tylko Hood i – aż wstyd przyznać – szło mu po prostu zajebiście. Piosenka miała sens i… Była świetna.
Kiedy mulat skończył, wstałem zza perkusji i dołączyłem do kumpli, którzy stali w szeregu. Ukłoniliśmy się, a piski i oklaski się nasiliły. Najgłośniej chyba krzyczały nasze mamy, a ojcowie z kolei klaskali, ponadto Tony gwizdał na palcach.
Zeszliśmy ze sceny, a pierwszą rzeczą jaką zrobił, a raczej chciał zrobić Michael było pocałowanie Jasmine, ale ta odwróciła głowę – ostatnimi czasy robi to cały czas i cholernie ciekawi mnie jaki jest tego powód.
-Gotowa? – zapytałem, całując Mary w policzek. Blondynka jedynie pokiwała pionowo głową, a później przytuliła po kolei: Caluma, Luke’ a, Jas, Brook, Mike’ a i Max. Ja też pożegnałem się z przyjaciółmi, a Martin tylko powiedziałem: Narka i wyszedłem obejmują Wesley oraz prowadząc do samochodu.
Jechałem szybko autostradą, ponieważ przez przedłużenie Hooda byliśmy już spóźnieni. Muzyka grała bardzo głośno i napędzała mnie jeszcze bardziej, dlatego nie zdejmowałem nogi z gazu. Na parkingu lotniska byliśmy po trzydziestu pięciu minutach. Szybko wyjąłem nasze bagaże, a następnie zakluczyłem moje dziecko, do którego klucze wrzuciłem do torebki Mary – tam będą bezpieczne, bo kicia nie rozstaje się z tym dodatkiem… No chyba, że ma kieszenie.
W każdym bądź razie zdążyliśmy i po niespełna dziesięciu minutach siedzieliśmy w pierwszej klasie, popijając szampana i zajadając się egzotycznymi owocami – zresztą czego można się spodziewać, skoro firma Adama produkuje części i konstruuje samoloty dla tej firmy? To logiczne, że dzieciaki takie jak ja, Mary, Calum, Jas czy Mike mogą mieć wszystko czego zapragną, a wystarczy tylko pstryknąć palcami. Kasa potrafi rozwiązać wszystkie problemy i w pewnym sensie to naprawdę fajne… 
_________________________________________
Kolejny denny rozdział w moim wykonaniu, ale chyba się już przyzwyczailiście, prawda?? 
Tak czy inaczej, jest Ashton i Mary, koncert oraz podróż do Francji... 
Kurcze, już sama nie wiem czy powinnam cokolwiek tutaj jeszcze pisać, skoro tak zawalam sprawę z rozdziałami...
Dziękuję wam za komentarze, które bardzo mi pomagają. 
Generalnie chodzi o to, że wiem co chcę napisać, ale nie potrafię ubrać to w słowa, ponieważ cały czas myślę o tym, że mam niezły zapierdol ze szkołą i muszę się uczyć, bo nauczycielom przypomniało się, że za niecały miesiąc jest koniec szkoły!! -Wczesny skap, no ale... Tak, czy inaczej muszę się uczyć, a z racji tego, że zobowiązałam się dodawać rozdziały co niedzielę... Sami widzicie...
Miłej niedzieli, miśki ;**  

niedziela, 17 maja 2015

23. Big Girls Don't Cry





Caroline

Obudziłam się dość wcześnie, ale to zapewne jest winą tej zmiany czasu. Jestem przyzwyczajona do wstawania o siódmej, która aktualnie jest w Londynie, a teraz… Jest pierwsza w nocy, a ja nie wiem co powinnam ze sobą zrobić.
To był zły pomysł, że uległam Jasmine i zgodziłam się na zmianę. Źle się czuję z tym, że Michael mnie dotyka i całuje, dlatego zawsze odwracam głowę lub po prostu uciekam do toalety jak gówniara. Ja… Ja po prostu źle się czuję z tym, że Clifford cały czas myśli, że ma do czynienia z Jas. Powinnam mu powiedzieć prawdę, jednak obiecałam mojej siostrze, że nie puszczę pary… Tylko, że potwornie się boję. Co jeśli on będzie chciał czegoś więcej niż tylko czułe pocałunki czy przytulasy? Nie ma mowy, żebym poszła do łóżka z chłopakiem, który pieprzy moją siostrę. To obrzydliwe!
Po cichu, na paluszkach zeszłam na dół do kuchni, gdzie zrobiłam sobie gorącą czekoladę. Z kubkiem w pandy, który Calum podarował mi na piąte urodziny poszłam na taras. Na drugim piętrze naszej willi znajdował się specjalny pokój, którego zarówno ściany jak i dach były zrobione ze szkła. Wcisnęłam zielony przycisk, dzięki któremu osłona zwinęła się, a przyjemne chłodne powietrze buchnęło mi w twarz.
Z szafy wyjęłam koc oraz poduszkę, z których zrobiłam sobie prowizoryczne łóżko. Położyłam się na letniej podłodze i wpatrywałam się w gwiazdy.
Czułam się nie na miejscu. Już dawno temu rodzice postanowili wysłać mnie do szkoły z internatem dla dziewcząt utalentowanych. Generalnie chodzi o to, że mam talent do matematyki oraz języków, dlatego szkoła w Londynie dla siedmiolatki jest jak najbardziej odpowiednia. Zdobywałam wiedzę, mogłam tańczyć na zajęciach z baletu oraz nauczyłam się hiszpańskiego, włoskiego oraz francuskiego, a w tym semestrze miałam również zacząć chodzić na zajęcia z japońskiego. Boję się, że Jasmine sobie nie poradzi. Nie chodzi o szkołę, ale również o tego małego łobuza w jej brzuchu. Nikt jej tam nie pomoże, będzie musiała radzić sobie sama, bo przecież zamieszka w internacie.
Nagle telefon w kieszeni moich dresów zaczął dzwonić, dlatego szybko go wyjęłam i spojrzałam na wyświetlacz. Na ekranie było przezabawne zdjęcie Caluma. Boże, on jest taki słodki… Nic się nie zmienił przez te wszystkie lata. Przejechałam palcem po szybce, po czym przyłożyłam komórkę do ucha.
-Czego chcesz, Hood? – mruknęłam niby obojętnym tonem, ale tak naprawdę cieszyłam się jak mała dziewczynka.
-Odpowiedzi.
-Nie masz co robić, tylko dzwonić do mnie przed świtem?
-Ostatnio obiecałaś mi, że będziesz ze mną goniła świt – zmarszczyłam brwi. Dlaczego ta zdradziecka małpa zwana inaczej jako Jasmine Hogan podwalała się to mojego chłopaka z przedszkola?! Jak może mi to robić?! Przecież mówiłam… Zwierzałam się Jas, że nadal czuję coś do Hooda, a ona… Nienawidzę jej. Na domiar złego te przeklęte łzy zaczęły zbierać się w moich oczach i skapywały po moich policzkach. –Care, jesteś tam?
-Co? – pociągnęłam nosem.
-Nie jestem taki głupi jak Mike – warknął Cal, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. –Chodź ze mną na spacer.
-Jest późno…
-Wiem, że mi nie odmówisz. Czekam przy naszym drzewie – powiedział „naszym”. To urocze, że nadal o tym pamięta, jak wyrył nożyczkami do papieru: C.H. + C.H. w koślawym sercu, którego nigdy nie potrafił narysować prosto.
Owinęłam się szczelniej kocem, po czym zamknęłam szklaną szybę, a następnie pokój i zbiegłam najciszej jak tylko potrafiłam na dół. Wsunęłam na nogi szare emu i zabrałam klucze, aby później bez problemu wejść do domu. Po przekroczeniu progu zamknęłam drzwi, po czym udałam się do oświecającego mi mizernym światłem latarki z telefonu drogi, Caluma. Będąc blisko mulata starałam się unikać jego wzroku, ale to było nie potrzebne, ponieważ dziewiętnastolatek uniósł mój podbródek za pomocą dwóch palców.
-Skąd? – zapytałam szeptem, jakby obawiając się, że ktoś po za naszą dwójką mógłby usłyszeć naszą rozmowę, a cała tajemnica z udawaniem Jasmine mogłaby wyjść na jaw.
-Sam nie wiem – Caluś wyrzucił barki w powietrze. –Twoja siostra nigdy nie ucieka przed Mike’ m, nie tarmosi bransoletki, gdy się denerwuje, nie patrzy na mnie w taki sposób jak ty, Care – mimowolnie się uśmiechnęłam.
To właśnie Calum jako pierwszy zaczął do mnie mówić Care, wszyscy inni zwracali się Caroline lub Carrie, a Hood… Jak sam stwierdził, chciał być oryginalny. Cholernie tęskniłam za tą ksywką. Tęskniłam za nim.
-Przejdźmy się – zaproponował, idąc w stronę plaży z rękoma w kieszeni. Niepewnie ruszyłam za Hoodie’ m, który szedł jakby mnie nie zauważał. Szybko go dogoniłam, ale nadal mnie olewał.
Calum był na mnie wściekły. Zawsze tak reagował, kiedy miał o coś żal. Obrażał się i ignorował cały świat. Tylko, że ja nic mu nie zrobiłam, nie miałam czym go zranić. A jeśli chodzi o to, że nie powiedziałam o mojej zamianie z Jasmine to powinien zrozumieć, iż jestem lojalna wobec siostry, która również jest moją najlepszą przyjaciółką.
-Caluś? – zapytałam niepewnie, ale on tylko zdjął swoje buty i zostawił je przy krzakach. –Cal – odezwałam się nieco bardziej poirytowana jego szczeniackim zachowaniem. Skoro chciał pobyć sam ze sobą, po jakiego diabła prosił, żebym przeszła się z nim?! To wcale nie jest zabawne.
-Care, dlaczego mi nie powiedziałaś? – odezwał się wreszcie do mnie, a to było niczym zbawienie. Wcale nie zapomniał, że tutaj jestem.
-A co by to zmieniło ty i tak masz dziewczynę, a to co zdarzyło się w wakacje… - prychnęłam, wzruszając lewym barkiem. –Czy to nie miała być tylko letnia przygoda?
-Przestań pieprzyć, dobrze wiesz, że tak nie było – uniosłam brwi, ale wcale nie byłam w jakimś wielkim szoku.
Calum po prostu sam nie wie czego chce i po raz pierwszy zaczynam to dostrzegać. Jasmine miała rację mówiąc mi, że to nadal dziecko, któremu tylko przybyło lat. Nadal jest gówniarzem, a ja… Nie mam na co liczyć, bo to Hoodini powinien opiekować się mną, a nie odwrotnie. Chodzi o to, że ja… Ja nadal go kocham wbrew i po mino wszystkiego co zrobił. I wiem, że wcale nie jest zły. Potrafi się opiekować innymi, potrafi być wzorowym i bezinteresownym przyjacielem. Nie dojrzał jedynie do odpowiedzialności i miłości względem drugiej osoby.
-Sam tak powiedziałeś. Nie chcesz zobowiązań, bo jesteś z Max.
-Nie jestem! – zawołał na tyle głośno, że na jego okrzyk odezwał się jakiś pies. –Skończyłem z Martin, Care – dodał ciszej.
-Dobra, a co z Ally?
-Skąd o niej wiesz?
-Wiesz to może być dla ciebie wielki szok, ale przez ten cały czas moja siostra bliźniaczka uczyła się w tej samej klasie co ty – rzuciłam z sarkazmem.
-Nienawidzę jak jesteś suką – pokiwałam głową z niedowierzania na boki. Co by nie było Caroline Hogan zawsze jest tą złą.
-Cóż… - wzruszyłam brwiami. –Ja nienawidzę, gdy dwóch skurwieli szantażuje moją siostrę – odgryzłam się z przekąsem, a później odwróciłam z chęcią odejścia jak najszybciej, kiedy w mgnieniu oka Calum złapał za mój nadgarstek i szarpnął przyciągając naprawdę blisko siebie. Mój policzek stykał się teraz z jego twardym torsem, a przyśpieszony oddech chłopaka powoli zwalniał.
-Nie pozwolę ci odejść, Care – wycedził przez zęby, cmokając przy okazji czubek mojej głowy. –W wakacje pozwoliłem, ale nie teraz… Nie puszczę cie z powrotem do Londynu, bo to w chuj daleko.
-Wrócę jeśli Michael odkryje prawdę – mruknęłam pod nosem.
-Nie dopuszczę do tego, nie stracę cie znowu – szarpnął za moje ramiona i popatrzył mi prosto w oczy. –Nie mogę, okay?
-Dlaczego?
-Bo cie kocham, do cholery jak wariat – wypalił brunet, a mnie odebrało mowę. Czy ktoś mógłby mi przypomnieć jak powinno się oddychać? –Rozumiesz? – zapytał, łapiąc moją twarz w dłonie. –Próbowałem cie wybić z głowy, bo nie kręcą mnie żadne związki na odległość, ale… - dziewiętnastolatek oparł swoje czoło o moje, zaciskając mocno powieki i wypuszczając powietrze przez zęby. –Nigdy nie czułem się tak bardzo na miejscu, kiedy jestem z tobą.
-Nie graj na moich uczuciach, Calum – warknęłam.
-Nie gram! – zawołał oburzony brunet. –Zamknij się – warknął, kiedy spostrzegł, że chcę o coś zapytać. –Wiem, że chodzi ci o Ally, ale ona przypomina mi tylko ciebie. Po za tym… - spuścił speszony głowę. –Spławiła mnie – zachichotałam pod nosem, rozbawiona tą sytuacją. –Ej, to nie jest śmieszne – Calum udał obrażonego, ale po chwili śmiał się razem ze mną. –Tęskniłem za tobą, Care.
-To dobrze, przynajmniej nie byłam jedyna – w jednej sekundzie upadłam na ciepły piach.
Nade mną pochylił się Hood, ale tylko po to, aby zdjąć moje buty. Następnie chłopak wziął mnie na ręce i ruszył biegiem – wbrew moim sprzeciwom – w stronę oceanu. Zanurzyliśmy się w równie ciepłej wodzie. Po wypłynięciu na powierzchnię i zachłannym zaczerpnięciu powietrza, chlapnęłam mojego towarzysza wodą w twarz.
-Care – ostrzegł, mierząc we mnie palcem. –Uważaj sobie.
-Bo co? – kiwnęłam na dziewiętnastolatka brodą.
-Bo to – nagle jego cudownie miękkie usta wylądowały na moich. Stałam sparaliżowana. Pocałował mnie. Calum mnie pocałował… Całuje. To takie przyjemne uczucie, ale… Dlaczego, do cholery przestaje?! –Caroline, ja…
Nie licząc się z niczym rzuciłam się na szyję mulata i ponownie złączyłam nasze usta. Całowałam go zachłannie, jak tylko potrafiłam najlepiej… Jakby od tego zależało moje istnienie. Nawet fakt, że znajdowaliśmy się pod wodą i powoli brakowało nam tlenu, mi nie przeszkadzał. Liczyło się tylko to, że jestem tutaj z Calumem i całkowicie mu się poddawałam. Pozwoliłam by zsunął moje spodnie oraz włożył dłonie pod cienki materiał majtek, mocno ściskając za moje pośladki. Jęknęłam mu prosto do ust – nie potrafiłam tego powstrzymać. Hood zaczął się przesuwać w stronę brzegu, a kiedy woda już tylko obmywała nasze stopy, znowu ułożył mnie na piachu.
-Caluś… -nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, mulat znowu zaczął mnie całować. Dłonie mulata wpełznęły pod przyległy od wody t-shirt z Myszką Miki, który jednym płynnym ruchem zdjął przez moją głowę i rzucił w głąb plaży. Kreślił mokrą trasę od moich ust przez szyję, obojczyk, piersi, pępek, aż do podbrzusza. Swoje palce wplotłam w ciemnobrązowe przyklapłe od cieczy włosy chłopaka, który zatrzymał się. Kciukami zahaczył o gumkę moich majtek, które również ściągnął i gdzieś wyrzucił. –Calum – wysapałam, nie panując już nad oddechem. Nie panowałam nad własnym ciałem, kiedy on był przy mnie, nie musiałam go czuć, żeby zrobiło mi się ciepło, a serce przyśpieszyło pracy. Czułam kiedy się zbliża, wiem jaką reakcję u mnie wywołuje ten dziewiętnastolatek.
Chłopak nie odezwał się, ale uniósł głowę, aby spojrzeć mi prosto w oczy. Wykorzystałam tą chwilę, aby szarpnąć za szarą koszulkę, której się pozbyłam, wcześniej zamieniając nasze pozycje. Teraz to ja miałam w dłoniach kontrolę i zamierzałam ją wykorzystać najlepiej jak tylko potrafiłam. Zaczęłam od ułożenia prawej dłoni na jego kroczu, co poskutkowało stłumionym jękiem. Następnym etapem były pocałunki, którymi obdarowywałam umięśnioną klatkę piersiową mojego… Kim dla siebie byliśmy? Przyjaciółmi? Kochankami? Parą…?… Mojego byłego niedoszłego. Poczułam jak moja dłoń nieznacznie się unosi.
-Care, dość…- zdołał wydusić Cal, dlatego pozbyłam się jego czarnych spodni dresowych i… Nic pod nimi już nie było. Był tylko…
Dziewiętnastolatek uniósł mnie delikatnie do góry na małą wysokość, po czym opuścił. Jęknęłam z małego bólu, który był spowodowany wbiciem się chłopaka we mnie. Powoli zaczęliśmy się poruszać… Nie śpieszyliśmy się, ponieważ nie było takiej potrzeby. Byliśmy na plaży, wokół nie ma żywej duszy, a mu nareszcie znowu jesteśmy razem i okazujemy sobie jak bardzo za sobą tęskniliśmy.
Powietrze było rześkie, a nasze oddechy mieszały się ze sobą, tak jak płyny wydzielane przez nasze ciała. Byliśmy synchronizowani… Jak Yin i Yang wzajemnie się uzupełnialiśmy. Nagle mulat wstał, na co zareagowałam niekontrolowanym piskiem.
-Spokojnie – zachichotał pod nosem Hood, po czym usiadł z powrotem na piachu, ale z tym wyjątkiem, że okrył moje plecy cieplutkim i miękkim kocykiem.
Leżeliśmy nadal połączeni i było dobrze. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie.
~***~
Obudziło mnie coś mokrego na policzku, dlatego gwałtownie poderwałam się, co poskutkowało bólem w dolnych partiach mojego ciała oraz jęk… Caluma.
-Care – wychrypiał, przecierając oczy. Zignorowałam to ponieważ nade mną ślinił się jakiś duży pies. Był słodki. –Wszystko dobrze?
-Tak, ale muszę wracać do domu – nie licząc się z niczym, wstałam i cichutko sycząc pod nosem okryłam się kolorowym materiałem, idąc na poszukiwania swoich ubrań, które znalazłam na brzegu. Na całe szczęście moje ciuchy były suche, dlatego przełożyłam szybko koszulkę przez głowę, a na nogi założyłam spodnie z dresu. Nie mogłam znaleźć mojej bielizny… Cholera. Był t-shirt Hooda oraz jego spodnie, dlatego zabrałam je i zaniosłam mulatowi, który od razu zabrał się w odziewanie nagiego ciała.
-Żałujesz? – zapytał wprost dziewiętnastolatek, łapiąc mnie za nadgarstek, gdy miałam iść w stronę domu.
-Oczywiście, że nie, ale za jakieś dwie godziny zaczynają się zajęcia, a tym czasem mam pełno piasku we włosach, bo pieprzyłam się z tobą na plaży – na cudownych ustach bruneta pojawił się przeuroczy uśmiech.
-Kocham cie, wiesz? – zapytał przyciągając mnie za odcinek lędźwiowy bliżej siebie, a następnie łącząc nasze usta.
-Też cie kocham, ale musisz mi coś obiecać.
-Zrobię dla ciebie wszystko, Care – wyznał szczerze Hoodie, łapiąc moją twarz w dłonie, tym samym sprawiając, że nasze nosy się stykały.
-Obiecaj, że nie złamiesz mi serca i nigdy nie zostawisz, bo… Przysięgam na Boga, że cie wykastruję.
-Przysięgam, mała – zaśmiał się donośnie, a później zarzucając ramię na moje barki prowadził z powrotem do domu.
Całą trasę przeszliśmy w milczeniu, ale nie przeszkadzało mi to – bardziej martwiłam się tym co będzie w szkole. Mam tak po prostu chodzić z Michaelem za rączkę, po tym jak uprawiałam najlepszy numerek w moim życiu z facetem, którego kocham? Przecież to będzie na Maxa pokręcone i… Mocno niekomfortowe zarówno dla mnie jak i Caluma. Nie chcę udawać Jas, chcę być z Hoodem oficjalnie, ale przez głupi plan mojej siostry nie mogę. Muszę się wywiązać z podjętego wyzwania i nawet wyznanie uczuć przez chłopaka, na którego lecę od bardzo dawna nie zmieni moich zobowiązań wobec siostry.
-Do zobaczenia  w szkole – oznajmił dziewiętnastolatek, pchając mnie na pień naszego drzewa, a później zachłannie całują, co oczywiście odwzajemniłam.
-Idź już – mruknęłam, odpychając chłopaka, jednak on nic sobie z tego nie robił. –Hoodini – jęknęłam zmęczona.
-Nadal nie potrafię uwierzyć, że jesteś moja… Że mogę cie oglądać i dotykać, i całować, i kochać…
-Idę do domu, Caluś – poinformowałam mojego chłopaka. Cmoknęłam go szybko w wargi, które były cholernie ciepłe, a następnie pobiegłam w stronę willi.
Otworzyłam drzwi za pomocą kluczy – których na całe szczęście nie zgubiłam – oraz weszłam do środka. Po cichu zamknęłam brązowy prostokąt, po czym wbiegłam po schodach przeskakując co drugi stopień do swojej sypialni.

Opadłam pobudzona na łóżko. Czułam jak czerwienię się na samą myśl o tym, że pieprzyłam się na plaży, czego normalnie nigdy bym nie zrobiła – nie jestem aż taką zdzirą. Pewnie zrobiłam to dlatego, że byłam nie do końca… Wyspana?… Kogo ja próbuję oszukać? Poddałam się Hoodowi, bo go kocham… Zawsze kochałam i będę kochać. Mam dopiero osiemnaście lat, a wiem, że znalazłam miłość swojego życia.
Głośno wzdychając zabrałam czyste ciuchy oraz bieliznę z garderoby mojej siostry, z którą poszłam do łazienki, aby się odświeżyć i wypłukać piasek z włosów. Po relaksującym prysznicu włożyłam majtki oraz stanik, a następnie czarne szorty, białą bluzeczkę oraz różową marynarkę, która sięgała mi do bioder. Po rozczesaniu włosów oraz pomalowaniu się, wróciłam do pokoju. Z pojemnej skrzynki na biżuterię – której zawsze zazdrościłam Jasmine, ponieważ ciągle ją uzupełniała w nowe, dizajnerskie oraz tanie błyskotki i nigdy mi nic nie pożyczała – wyjęłam kryształowy naszyjnik oraz czarne i srebrne bransoletki, które założyłam na lewej dłoni. Na stopy wsunęłam kremowe szpilki, a następnie zabrałam torbę oraz…
-Cholera jasna – warknęłam, gdy zorientowałam się, że mój nowy telefon jest zalany. –By cie diabli, Hood – to wszystko wina Caluma, który wrzucił mnie do oceanu z komórką w kieszeni.
Wściekła zeszłam na dół, gdzie tata piekł już naleśniki.
-Mhm, pachnie smakowicie – wymruczałam zachwycona tym aromatem, przy okazji cmokając Zacka w policzek. –Cześć, mamuś – zaćwierkałam, również całując lico Samanthy.
-Dobrze się czujesz, Jasmine? – kobieta uniosła na mnie brwi.
-Co, dlaczego? – zapytałam zdezorientowana.
-Ubrałaś się inaczej niż zazwyczaj i przywitałaś się z nami  w sposób, w jaki witałaś się zawsze z Caroline, gdy miałyście po sześć lat – kurwa, mój błąd! To jasnej cholery, nie było mnie okay?! Nie wiem, jak Jas zachowuje się na co dzień! Więc przepraszam, że nie jestem aż tak genialnym jasnowidzem! Może jesteśmy bliźniaczkami, ale jesteśmy różne! Mamy inne charaktery i gust! Czy to tak trudno pojąć?!
-Cokolwiek – machnęłam ręką, łapiąc drugą kluczyki z porsche mojej siostruni. Cóż… Może nie miałam prawa jazdy, ale umiałam jeździć samochodem, a z racji tego, że mam dokumenty mojej siostry… Mhm, Care będzie rządzić na drodze… Obym tylko nikogo nie potrąciła… -Idę do szkoły – rzuciłam na odchodne, zmierzając do garażu.
Za pomocą panelu otworzyłam garaż, a następnie wsiadłam do tego cudnego samochodu, po czym wyjechałam. Zatrzymałam się na podjeździe tylko po to, aby włączyć muzykę.
-O nie- jęknęłam, krzywiąc się znacznie na dźwięki tych rockowych kapel. Okay, zniosę Fall Out Boys, bo sama za nimi szaleję, ale The Ascension nie zniosę!
Szybko zmieniłam stację, a następnie wykopałam za schowka markowe okulary przeciwsłoneczne od dolce&gabbana. Kocham Jas za jej wybory względem projektantów. Uwielbiam ciuchy od D&G!
Wcisnęłam gaz do dechy, a jedynym dowodem na to że ruszyłam był pisk opon – dobrze, że Jasmine tego nie widzi, bo prawdopodobnie by mnie zamordowała, że tak katuję jej ukochany samochodzik. Czułam wiatr we włosach… Czułam się wolna i szczęśliwa.
Po niespełna piętnastu minutach zaparkowałam na moim miejscu, a później wysiadłam i zakluczyłam auto. Zaraz przy moim boku pojawiła się Mary z Ashtonem, który cholernie mnie wkurwia i mam nie odpartą ochotę przyłożyć mu w ten rozczochrany łeb – naprawdę nie wiem, co Wesley w nim widzi, bo przecież to największy kutas jakiego znam – ilekroć go widzę.
-Cześć, Jas – uśmiechnęła się przeuroczo niższa ode mnie blondynka i cmoknęła w policzek. –Wyglądasz obłędnie.
-Tsa, całkiem znośnie, Hogan – mruknął z grymasem Irwin, który mnie przytulił. Ledwo przytrzymałam podchodzące mi do gardła wymioty. –Wolę cie w rockowej wersji.
-Wal się – syknęłam.
-Cześć, skarbie – poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu, a następnie całuje moją szyję.
Na początku cholernie się ucieszyłam, ponieważ byłam przekonana, że tą osobą, która przywitała mnie w tak przesłodki sposób był Calum… Ale kiedy tylko zobaczyłam jak wkurzony mulat idzie w naszą stronę, wiedziałam już że za mną stał Mike. Szybko rozerwałam uścisk i stanęłam za Marianną.
-Wszystko gra?
-Tsa, jest w porzo – mruknęłam nie przejmując się zbytnio zdezorientowanym Cliffordem.
-Daj mi spokój, Max! – zawołał rozhisteryzowany Hoodie.
-Nie, dopóki nie przyznasz, że spotykasz się z tą dziwką – Cal głośno westchnął, szarpiąc za swoje rozkosmane włosy.
-Odpieprz się od niego, Max – warknęłam, sama siebie nie kontrolują. Wszyscy patrzeli na mnie zszokowani… No po za Calem i Mary, ale oni znają prawdę, więc się nie liczą.
-Nie z tobą rozmawiam, Jas, po za tym dzięki, że po mnie przyjechałaś, zdziro –wycedziła przez te swoje usta z botoksu.
-Niech tatuś kupi ci szofera, tępa pizdo – przeszłam obok niej rozjuszona, specjalnie trącając barkiem. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale nie pozwolę jej zbliżyć się do mojego chłopaka! Prędzej wyrwę jej te sztuczne kudły niż tknie znowu Caluma.
Weszłam do łazienki, kiedy poczułam jak w jednej sekundzie zostaję wepchnięta do kabiny, a drzwi zostają zamknięte.
-Co, do…?! – pisnęłam, ale nie dane mi było dokończyć, ponieważ moje usta zostały zmiażdżone przez wargi… -Hoodie – mruknęłam, układając dłonie na torsie dziewiętnastolatka i odpychając go, co poskutkowało tylko głośnym zetknięciem się pleców mulata z drzwiami.
-Byłaś seksi, kiedy ją zjechałaś.
-Zawsze jestem seksi, a za suka nie będzie mi podskakiwać. Nie waż się jej tknąć…
-Nawet kijem przez szmatę – wypalił, a później znowu zaczął mnie całować… To całe udawanie Jasmine będzie cholernie trudne, skoro mam nowego chłopaka, który jest na domiar złego przyjacielem chłopaka mojej siostry. Daj mi Boże cierpliwość i… Odrobinę szczęścia, żeby nic się nie wydało, a już w szczególności mój związek z Calem, w najbliższym czasie…     
___________________________________
Boziu, ten rozdział jest o wiele lepszy niż poprzedni. Po za tym piosenka Fergie... Cholernie ją lubię. 
Dziś perspektywa Caroline i jej punkt widzenia na wszystko. Jest również Calum i jego nieco dojrzalsza strona oraz uczucia jakim darzy siostrę Jas. Cóż... Miejmy nadzieję, że wszystko będzie u nich dobrze, bo w sumie jest też histeryczka Max... 
Nastąpiły zmiany w zakładce "Bohaterowie"!!! 
Wypadła Ally, a w jej miejsce przeniesiona została Caroline - możecie ją obczaić i zapoznać się z jej opisem. 
Dziękuję za szczere opinie, które złożyliście pod poprzednim rozdziałem.  
Do niedzieli, buźka miśki ;**