Mary
Rano obudziła mnie Sylwia, która jest naszą gosposią – do
jej obowiązków oprócz sprzątania i gotowania należy również budzenie nas do
szkoły. To naprawę miła kobieta, która skończyła ostatnio czterdzieści pięć
lat, ale nadal śmiga jak szalona.
Moją pierwszą czynnością po wyjściu z łóżka było otworzenie
okna, aby się wywietrzyło, a następnie zaścielenie łóżka. Z garderoby wyjęłam
czystą bieliznę, kawową mini spódniczkę, zwiewną bluzkę z motywem w drobne
kwiatuszki oraz buty na lekkiej platformie. Z całym zestawem ruszyłam do
łazienki w celu wzięcie szybkiego prysznica, po którym się ubrałam, uczesałam i
pomalowałam. Zrobiłam wszystkie te dziewczęce
rzeczy, które według Ashtona są zbędne ponieważ nie potrzebuję tego, żeby
wyglądać ładnie.
Zabrałam moją torbę i zeszłam do jadalni na śniadanie. Po
drodze dołączył do mnie mój brat, który oczywiście zrobił się na ciacho mimo,
iż miał tylko dziesięć lat już nie mógł się odpędzić od dziewczyn i będąc
szczerą muszę powiedzieć, że mi to nie przeszkadza. Stół był nakryty dla trzech
osób, jednak mojej mamy – która jest rannym ptaszkiem – nigdzie nie było.
Trochę się zaniepokoiłam, ponieważ zawsze jemy razem śniadanie – może nie
obiady i nie kolacje, ale śniadanie zawsze
jadamy w trójkę.
-Gdzie mama? – spojrzałam na gosposię przekręcając lekko
głowę w prawo.
-Panienki mama już wyszła.
-Nonsens – zaśmiałam się nerwowo. Ona nigdy nie postąpiłaby
w ten sposób! –Zawsze zjadamy… - nagle mnie olśniło. Jedynym wytłumaczalnym
powodem jej nieobecności mogło być tylko jedno.
-Dzień dobry, dzieciaki – automatycznie włączył się we mnie
instynkt morderczyni. Zacisnęłam palce na widelcu, którym miałam zjeść
jajecznicę, ale straciłam na nią apetyt, ponieważ bałam się, że zwymiotuję na
jego paskudną oraz zakłamaną gębę. Chociaż… To całkiem kusząca propozycja, aby
zobaczyć mojego ojca w rzygach.
-Co tutaj robisz? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –Po
jaką cholerę…
-Mary, licz się ze słowami chciałbym ci przypomnieć, że
jestem twoim ojcem, a nie kolegą ze szkoły.
-Nawet dla kolegów ze szkoły mam większy szacunek, niż do
ciebie – gardziłam nim. Boże, jak ja tym człowiekiem gardzę! Nienawidzę go z
całego serca! Dlaczego nas zostawił!? Źle mu było z nami?! Pewnie, że tak!
Wolał tą swoją asystentkę, która wskoczyła również do łóżka Asha. Jestem pewna,
że zrobił jej bachora i teraz bawią się w pieprzoną rodzinkę bez jakichkolwiek
problemów. To żałosne i dziecinne!
-Posłuchaj, słoneczko – złapał za mój bark, ale w mgnieniu
oka zrzuciłam jego brudną łapę z mojego obojczyka.
-Nie dotykaj mnie i nie mów tak do mnie! Nie jesteś moim
ojcem!
-Doprawdy? – uniósł brwi. –W twoim akcie urodzenia są inne
informacje.
-Pierdolę ten akt urodzenia! Jesteś ojcem tylko na papierze,
a to nic nie znaczy. Jesteś szują, złamasem i nic nie wartym gnojem! Gabe,
zbieraj się, idziemy do szkoły – z hukiem odsunęłam krzesło i wstałam od stołu.
Razem z bratem wyszłam z domu i napędzana wściekłością kroczyłam na równi z
dziesięciolatkiem w stronę jego szkoły.
Gabe przeważnie jeździ z mamą, ponieważ wyjeżdżają wcześniej
zważając na fakt, że mój brat ma lekką dysleksję, a rano ma jeszcze specjalne
zajęcia. Widziałam, że Wesley chce zapytać, dlatego tak potraktowałam ojca,
jednak bał się. Miał świadomość, że jestem osobą wybuchową oraz nieco walniętą
– można powiedzieć, że jestem świruską – gdy ktoś tylko zaczyna mówić o Adamie,
a jego wizyta dzisiaj była nie na miejscu. Powinien nas uprzedzić, żebyśmy
mogli przygotować się na to psychicznie. Żebym mogła wyjść wcześniej i nie
oglądać jego twarzy, bo to grozi ślepotą.
Adam Wesley może był jednym z najlepszych wynalazców na
świecie, miał masę nagród oraz wiele firm, ale ojcem nie potrafił być. Nie
dorósł do tego – nadal był czterdziestolatkiem, który zachowywał się jak
nastolatek. Calum miał więcej rozumu w głowie od niego, a Hoodie jest czasem
strasznie głupi, dlatego Ash zabrania mi przebywać w jego otoczeniu dłużej niż
dwie godziny, ponieważ boi się, że przesiąknę jego idiotyzmem.
Odprowadziłam brata, a później na spokojnie szłam do szkoły
po drodze zahaczając o kiosk, w którym kupiłam paczkę papierosów – za sprawą
fałszywego dowodu załatwionego przez… Hooda – oraz gumy miętowe, aby Irwie nic
nie poczuł. Ash był strasznie przewrażliwiony na fakt samego powiązania mnie z
papierosami mimo, że sam wiele razy palił blanty z Calem i Mike’ m. Wyjęłam
jednego szluga, którego włożyłam do ust i odpaliłam. Zaciągnęłam się, a biały
dym wypełnił moje płuca delikatnie je podrażniając oraz kojąc moje zszarpane
nerwy. Wypuściłam powietrze, a wraz z nim mgłę. Szybko uporałam się z
papierosem, a prawie pełne opakowanie wrzuciłam na samo dno torby.
Pod budynkiem byłam w tej samej sekundzie, w której podjechał
mój przyjaciel. Ciemny blondyn szeroko się uśmiechnął oraz mi pomachał, a gdy
zamknął swoją furkę przewiesił torbę na ramię i ruszył w moim kierunku.
-Masz gumki? – zmarszczył brwi, a w między czasie pocałował
mnie.
-A może tak: Cześć, Irwie – zaczął naśladować mój głos, a na
moje nieszczęście wychodziło mu to perfekcyjnie. Irytował mnie takim
szczeniackim zachowaniem, ale przecież to ja mam umysł pięciolatki! Boże,
czujesz ten sarkazm!? –Wybacz, że nie napisałam ci, że wybieram się na poranny
spacerek. Wczoraj było świetnie, dlatego liczę dziś na powtórkę – zatrzepotał
rzęsami, ale spotkał się tylko z wywróceniem oczami z mojej strony. –Twoja
kolej – pacnął mnie w nos, dalej szczerząc się jak małpa, która dostała
banana.
-Cześć, Irwie – uśmiechnęłam się sztucznie. –Masz cholerne
prezerwatywy, czy nie? – warknęłam, a on zrobił jedynie kroczek w tył.
Przyjrzał mi się dokładnie, co trwało dobre trzy minuty, a później
najzwyczajniej w świecie sprawdził kieszenie, ale gdy to nie przyniosło żadnych
skutków – zaczął grzebać w torbie.
-Mam – pomachał mi uradowany kwadratową paczuszką przed
nosem. Wściekła złapałam go za dłoń i ciągnęłam w kierunku męskiej toalety.
–Powiesz o co chodzi? Wiesz, nie chcę wyjść na kretyna, ale jeszcze wczoraj
powiedziałaś, że nie chcesz się pieprzyć w szkole – zatrzymał się, a z racji
tego, że był wyższy oraz silniejszy ode mnie sama również musiałam stanąć.
–Mary, gadaj – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. –Jeśli chodzi o Mellody, to
już ci mówiłem, że…
-Mam w dupie tą kujonkę! – wrzasnęłam na cały głos, a
przechodzący obok uczniowie posłali mi zdziwione spojrzenia. –Możesz się rżnąć
z kimkolwiek chcesz, ale teraz proszę chodź – niemalże jęknęłam błagalnie przez
co dotarło do mnie jak bardzo żałosna byłam w tej chwili.
Inni ludzie, gdy chcą odreagować najzwyczajniej w świecie
spuszczają komuś łomot, wyładowują się na jakimś worku treningowym lub ćwiczą
jak popieprzeni. Nieco głupsi tną się lub sięgają po używki. Nie zaliczałam się
do żadnej z tych grup – nie byłam sadystką, jakimś koksem lub świruską. Ja,
żeby się uspokoić potrzebowałam seksu, ale nie jakiegoś zwykłego to musiał być
Ashton, bo tylko on wiedział co i jak ma zrobić, żeby nerwy mnie opuściły
całkowicie.
-Najpierw powiedz, co się stało – to nawet nie było pytanie,
to był rozkaz. –Bo inaczej możesz zapomnieć – wywróciłam oczami, niech tego nie
robi. Nie on, wszyscy inni mogą mnie rozczarowywać, ale nie mój Ash. –Mary, nie
mamy całego dnia, masz trening i ja też, więc zacznij mówić – potrząsnął mną
lekko za barki, a ja oprzytomniałam. –Co jest grane?
-Nie powinnam cię o to prosić, przepraszam. Jesteśmy
przyjaciółmi, a ja traktuję cię jak moją własność.
-Jestem twój o każdej porze, ale najpierw powiedz co się do
cholery stało, bo mnie krew zaleje! – teraz to on zaczął krzyczeć jak rozhisteryzowany smarkacz.
-Dziś rano… - zawiesiłam na chwilę głos. Wiedziałam, że mogę
mu ufać, ale to nie chciało mi przejść przez gardło. –Ash, on wrócił… Adam –
osiemnastolatek szybko przyciągnął mnie do swojej piersi mocno tuląc.
-Przepraszam, że jestem wścibski, ale…
-Wiem, ja ciebie też – chciał powiedzieć, że jestem dla
niego ważna i zrobi wszystko, żebym poczuła się lepiej. Darzę do niego to samo
uczucie.
-Chodź – splótł nasze dłonie razem i zaprowadził mnie do
męskiej toalety. Zablokował drzwi, a później podszedł do mnie wpijając się w
moje wargi oraz łapiąc za pośladki tylko po to, żeby mnie unieść i posadzić na
umywalce. Owinęłam nogami jego pas, tym samym zmniejszając odległość między
naszymi klatkami piersiowymi do minimum. Jednym sprawnym ruchem zsunęłam jego
spodnie razem z bokserkami w logo Supermana, podczas gdy on delikatnie mnie
podniósł zdejmując moje majtki. Rozerwał zębami małą srebrną paczuszkę, a jej
zawartość włożył na swojego penisa. Gwałtownie we mnie wszedł, a później
poruszał sprawnie biodrami dając mi przyjemność. Jęczałam z przyjemności do
jego ucha, co tylko dodawało mu motywacji do dalszych działań. Kilka sekund
później wyszedł ze mnie i wyrzucił zużytego kondoma do kosza na śmieci.
Ubraliśmy dolne części swojej garderoby i jak gdyby nic umyliśmy ręce.
-Dziękuję, jesteś kochany – wspięłam się na palce i
cmoknęłam go w policzek.
-Dla ciebie wszystko – objął mnie ramieniem, po czym
otworzył drzwi, przez które miał właśnie wejść Andy Howard.
-Cześć – posłałam mu szeroki uśmiech, na który zmarszczył
brwi.
-Cześć? Co ty kible pomyliłaś? – Boże, jaki on jest tępy!
-W naszym nie ma papieru – wzruszyłam lewym ramieniem, a
później każde z nas poszło w swoją stronę – my z Ashem w stronę klas, a on do
toalety.
-Mary, co ty na to, żeby urozmaicić nieco ten zakład? –
zdziwiło mnie jego pytanie. Co miał na myśli mówiąc urozmaicić? Chce rozkochać w sobie Cook, a ja mam zrobić to samo z
Luke’ m? Jeśli chodzi o to, mówię stanowcze nie. Nie jestem fanką manipulacji
oraz jakiejkolwiek innej czynności polegającej na zabawie uczuciami ludźmi.
-W jakim sensie?
-Jeśli wygram, dostanę Sylwię na miesiąc.
-Co, moją Sylwię!? – zwariował. Ten człowiek najzwyczajniej
w świecie stracił rozum! Przecież ta kobieta jest dla mnie jak ciocia, jest
moją rodziną! To zupełnie jakby chciał zabrać mi matkę na trzydzieści dni.
-Oj, przestań przecież po za tym, że cię budzi rano nic
innego dla ciebie nie robi.
-Robi śniadania, za jej tosty można zabić – mruknęłam pod
nosem. –Co ja dostanę jak wygram?
-Co chcesz?
-Hmm… Daj mi sekundkę… - czego ja mogę od niego chcieć? On
daje mi wszystko o co poproszę bez żadnych głupich i bezsensownych zakładów.
Chociaż… Jednego przedmiotu zakazał nawet dotykać. To go zaboli dokładnie tak,
jak mnie postawienie w szrankach mojej gosposi. Będę jak on - bezlitosna pod
każdym względem, nie będę się liczyła z jego uczuciami względem jego skarbu.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Oj, tak zemsta będzie słodka i piękna. –Chcę twój
samochód na miesiąc, uściślając chodzi mi o lamborghini.
-Spoko, będę cię wodził gdziekolwiek zechcesz – zaśmiałam
się kpiąco oraz pokręciłam głową na boki. W jego oczach było przerażenie, bał
się mojego sprostowania, ale wiedział jakie będzie – nie chciał bym mówiła to
głośno i go jeszcze bardziej raniła.
-Nie, kochany –zagroziłam mu palcem. –Dasz mi ten samochód
na wyłączność. To ja będę prowadzić twoją Natalie
i to moja płyta będzie puszczana w kółko.
Jestem całkowicie zielona jeśli chodzi o tą część męskiego
mózgu, która pcha ich to tego, aby nadawać imiona swoim autom czy chociażby
motorom. Potrafię rozpracować tok myślenia facetów i całą resztę, ale nad tym
szczegółem cały czas pracuję. Jaki jest sens w tym, że nazwiesz swoją zabawkę Carly czy Sierra? Równie dobrze mogliby nazywać swoje penisy imionami swoich
byłych. Żadna z dziewczyn Irwina nie miała na imię Natalie, ba nawet w przedszkolu nikogo o takim imieniu nie było.
Ash miał w swoim życiu tylko trzy prawdziwe dziewczyny –
Melanie – długonogą brunetkę o zielonych oczach oraz tendencji do wpadania w
szał bez powodu, był z nią przez pierwszy rok swojej edukacji w liceum, ale
rozstali się, gdy chłopak po prostu nie wytrzymywał psychicznie; Brittney –
rudowłosą laskę, która miała krzywe cycki oraz była o rok starsza (Ashton był
wówczas w drugiej klasie), ale zostawił ją, gdy zaliczył, bo nie była ani
trochę dobra; ostatnia była Riley – tą niską blondynkę, z którą zabawiał się
przez trzy miesiące zostawił zaledwie pięć miesięcy temu z bardzo prostej
przyczyny – była chorobliwie zazdrosna i kazała mu wybierać między nią, a… Mną.
Chyba nie muszę mówić, jaki był jego wybór.
-Nie ma mowy!
-W takim razie zapomnij o Sylwii! – jego oczy ciskały we
mnie piorunami. –Widzimy się na lunchu? –przytaknął, a ja odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam w stronę sali od plastyki.
Dziś mieliśmy mieć zajęcia łączone z czwartą b, ponieważ
mieliśmy pracować nad projektem happeningowym, performance’ m oraz fluxus’ m.
Generalnie zapowiadało się na ciekawą lekcję, a później prezentację, która
miała odbyć się w centrum Los Angeles.
W pracowni byli już wszyscy uczniowie łącznie z
nauczycielką, dlatego grzecznie przeprosiłam i zajęłam jedyne wolne miejsce
obok jakiegoś rudowłosego chłopaka ubranego niczym klaun.
-Heej, robiliście już może jakieś notatki?
-J- ja, ja… - zmarszczyłam brwi, a potem tylko westchnęłam
znudzona. To, że jestem jakąś głupią cheerleaderką nie oznacza, że ludzie mają
się bać ze mną rozmawiać! Pochyliłam się w bok i zadałam dokładnie to samo
pytanie co przed chwilą.
-Tak, proszę odpisz sobie – chłopak odwrócił się i wystawił
w moim kierunku swój notatnik.
-O mój Boże, to ty – blondyn zmarszczył brwi. –Luke, prawda?
-Tak? – był zdezorientowany, ale ja w przeciwieństwie do
niego byłam przeszczęśliwa. To może być przełom! Jeśli zacznę już dziś, Ashton
na pewno przegra, a ja będę triumfować. –O co chodzi?
-Nie, nic, ja tylko chciałam zapytać, czy możemy pracować w
jednej grupie?
-Bez problemu – wzruszył ramionami, na co posłałam mu jeden
z moich najpiękniejszych uśmiechów. Założyłam włosy za ucho, a potem w nieśmiały sposób pochyliłam się nad moim
notesem i zaczęłam odpisywać temat oraz punkty naszego przedsięwzięcia. Gdy
skończyłam grzecznie stuknęłam go palcem w ramię i oddałam jego własność ładnie
dziękując i znów się uśmiechając, co tym razem odwzajemnił.
-Dobierzcie się w
pięcioosobowe grupy, a ja rozdzielę wam tematy – pięcioosobowe?! Okay,
przyznaję będzie trochę ciężko, ale dam sobie radę w końcu jestem Mary Boska Wesley.
-Ej… - odwrócił się do mnie, a ja ledwo powstrzymałam się od
otwarcia ust. Jak to możliwe, że on nie zna mojego imienia?! –Razem z nami będą
w grupie Sharon, Troy i Jake – pokiwałam jedynie pionowo głową siląc się na
uśmiech mimo, że miałam niewyobrażalnie wielką ochotę mordu. –Tak właściwe jak
masz na imię?
-Mary – uśmiechnęłam się sztucznie i zatrzepotałam rzęsami
zupełnie jak Ashton na parkingu.
-Nie chciałem cię urazić, ale jestem tutaj nowy – oh, w
takim razie mu wybaczę.
-Nie szkodzi, to chyba dobrze, że mnie nie znasz, bo ludzie
znają masę plotek na mój temat. Może chcesz, żeby cię oprowadzić po okolicy?
-Nie obraź się, ale moja przyjaciółka Mellody już się
zaoferowała.
-Cook? – przytaknął, a ja tym razem chciałam uderzyć siebie.
Najlepiej czymś twardym, czym zrobiłabym sobie krzywdę. Przecież ta zdzira
pewnie naopowiada mu o mnie jak najgorzej i nie będzie chciał ze mną w ogóle
rozmawiać.
-Mary, z kim jesteś w grupie?
-Z Luke’ m, Jake’ m, Troy’ m i… Sharon.
-Przygotujecie performance – przytaknęłam, a w mojej głowie
już zaczął się rodzić pomysł. Nałożymy cieliste kostiumy, pomalujemy się i
wywiniemy niesamowity układ. –Radzę wam się przygotować, ponieważ dokładnie za
dwa tygodnie pojedziemy metrem do centrum i tam przedstawicie swoje koncepcje –
metro?! Fuj, tam śmierdzi i jest tak tłoczno… O Jezu, w co ja się wpakowałam.
Uwielbiam plastykę, ale na komunikację miejską się nie pisałam!
-Gdzie się spotkamy, żeby obgadać pomysły? – spojrzałam
zupełnie jak reszta mojej grupy na Jake’ a, który sprawdzał coś w telefonie.
–Mam czas za dwa dni, bo jestem zawalony treningami – zmarszczyłam brwi. To
najsłabsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszałam. Co z nim nie tak, przecież jako
footballista powinien być wytrzymały, powinien od siebie wymagać, nawet jeśli
inni by nie wymagali! –Ashton ci nie mówił, że Fehler zwiększył liczbę
treningów?
-Dlaczego miałby mi niby mówić?
-Przecież o twój chłopak.
-Jesteśmy przyjaciółmi, długo mam jeszcze powtarzać!? Ja i
Irwin jesteśmy pieprzonymi przyjaciółmi i nie mamy w planach tego zmieniać, a
wy powinniście to wreszcie pojąć, bo nie mam czasu ani chęci, aby marnować
ślinę na tłumaczenie każdemu z osobna moich relacji z Ashem! – wzrok wszystkich
przeniósł się na mnie, a ja pojęłam, że zrobiłam z siebie pośmiewisko. Teraz w
ich oczach byłam psychopatką. –Tak, czy inaczej spotkajmy się za dwa dni u
mnie, pasuje? – przytaknęli, a później wróciliśmy do zajęć.
Całą lekcję spędziłam na wymyślaniu nowego układu, który
miałam w planach zaprezentować dziewczyną ze składu. Już wczoraj wpadł mi do
głowy genialny pomysł, który tylko musiałam dokładnie przemyśleć oraz
rozrysować, a następnie zrobić kopię dla każdej z dziewczyn.
~***~
Wyszłam z klasy od matematyki, kierując się od razu na
stołówkę. Na dzisiejszej lekcji pan McCall zrobił nam klasówkę, a ja jestem
niemalże pewna, że dostanę z niej piątkę mimo, iż powtórzyłam wszystko przed
zajęciami.
Nie byłam jakimś kujonem czy czymś w tym rodzaju – lubiłam
się uczyć i nabywać nowe zdolności, ale nie uważam się za jakoś szczególnie
mądrą. Jestem po prostu sobą i lubię siebie, mam w nosie, czy reszta popularsów
będzie mnie wytykać palcami za to, że mam od nich lepsze oceny – to tylko
świadczyłoby o ich zazdrości, a mi podniosłoby samoocenę, która już jest na
wysokim poziomie.
Zabrałam czerwoną tackę, na której znajdowała się sałatka z
kurczakiem oraz pomidorkami koktajlowymi, sok jabłkowy oraz jabłko. Poprosiłam
również o cheeseburgera, frytki oraz napój dla Irwina, który zabrałam do
naszego stolika. Powoli zaczęłam konsumować swój obiad, kiedy przyszły Max i
Jas.
Miałyśmy ze sobą mało zajęć, ponieważ one wybrały bardziej
humanistyczne przedmioty, a ja… Miałam zarówno humanistyczne jak i przyrodnicze
– jestem wszechstronna i wcale się tego nie wstydzę, że chodzę na dodatkową
matematykę oraz chemię. Należę nie tylko do składu cheerleaderek, czy do
samorządzie, ale również zapisałam się do kółka matematycznego, dzięki czemu
mam świetny kontakt nie tylko ze sportowcami, ale też z całą resztą szkoły.
-Cześć, Mary – powiedziały niemalże równocześnie, a później
cmoknęły mnie w policzek zupełnie jak ja je. –Jak idzie zakład? – Jasmine była
naprawdę ciekawską osobą i czasem cholernie irytującą, ale nie było to czymś
czego nie akceptowałam, wręcz przeciwnie to lubiłam w niej najbardziej.
Poznaliśmy z Ashtonem naszych przyjaciół w pierwszej oraz
drugiej klasie podstawówki – oprócz Caluma, ponieważ z nim uczęszczaliśmy do
przedszkola. Od samego początku mieliśmy zwariowane pomysły, dzięki którym
nasze życie nawet w najmniejszym calu nie było nudne. Jak każdy mamy swoje
wady, jednak nauczyliśmy się je akceptować wzajemnie i teraz żadnemu z nas nie
przeszkadza na przykład to, że Calum jest narwańcem oraz zbyt głośno przeżuwa
jedzenie, albo że Ashton chrapie, gdy idziemy do kina, a on zaśnie, ponieważ
film go znudził. To właśnie jest sekretem naszej przyjaźni – nauczyliśmy się
nie zwracać uwagi na takie błahostki.
-Za dwa dni przychodzi do mnie robić projekt – wzruszyłam
ramionami, a one przybiły sobie piątki, które pokazywały jak są ze mnie dumne.
–Będzie też Sharon, Jake i Troy, ale to szczegół. Jedyne co mnie wkurza to, że
Cook jest jego przyjaciółką i pewnie nakłamała mu o mnie.
-Nie przejmuj się, razem z Max przetrzemy mu oczy –
zapewniła mnie jedna z przyjaciółek, ale nie chciałam ich pomocy. To była
sprawa między mną, a Irwinem i miałam w planach działanie indywidualne, a nie
zbiorowe. Chciałam chociaż w małym stopniu grać fair.
-Nie – zaprzeczyłam, na co wymieniły ze sobą zdziwione
spojrzenia. –Załatwię to sama, jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie.
-Wiesz, że zawsze chętnie pomożemy ci utrzeć chłopakom nosa,
wystarczy powiedzieć – przypomniała mi Max unosząc brwi.
-No pewnie, że wiem – przytuliłam je mocno przy okazji
zaciągając się żurawinowym szamponem Jasmine. –I za to was kocham.
-Za co je kochasz i czy kochasz mnie za to samo? – poczułam
jego usta w swoim kąciku warg, a później zwinął moją tacę pod swój nos. –Jesteś
urocza, że zabrałaś też dla mnie – uszczypnął moje policzki, niczym babcia
swojego wnuczka rodem z filmów familijnych. –Więc?
-Zastanowiłeś się nad tym swoim urozmaiceniem?
-Posłuchaj aniołku – westchnął i odwinął swojego burgera.
–Nie mogę się na to zgodzić, musisz wybrać coś innego – powiedział na jednym
oddechu, a następnie zaczął jeść. Prychnęłam pod nosem, następnie wywracając
oczami.
-W takim razie też wybierz coś innego.
-Nie! – skrzywił się jak sobie przygniótł jaja. –Chcę Sylwię.
-A ja chcę twoje lambo – byłam nieugięta. Już wystarczająco
idę z nim na ugodę zważając chociażby na fakt, że jestem gotowa założyć się o
żywą istotę, a w zamian chcę jakiegoś szpanerskiego auta. To logiczne, że
zachowuję się jak egoistka! Jestem podobna do tych sprzedawców niewolników, o
których opowiadał nam pan Moore na historii.
-Skarbie – znów głośno wypuścił powietrze ustami. Chciał coś
jeszcze powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie nie było mu to dane przez
kumpli z drużyny.
-I co? Zapytałeś ją o to? – Scott był naprawdę
podekscytowany, a ja zaczęłam się powoli domyślać, że pewnie chodzi mu o metodę
podrywu, którą mój przyjaciel miał zastosować na Mellody.
-O co? – nie będę ukrywać, że sama byłam niezmiernie ciekawa
jak bardzo tandetny tekst wymyślili tym razem.
Raz chwalili się jak wyrywali dziewczyny w bibliotece –
leciało to mniej więcej tak: Jesteś
nauczycielką? –Nie, dlaczego pytasz? –Bo postawiłaś mi pałę. Lub gdy
byliśmy na plaży, a jakaś laska sprzedawała kolby kukurydzy. Nie była ona jakoś
strasznie ładna, ale Scottowi przypomniało się, że jej chłopak kiedyś przez
przypadek zarysował mu maskę samochodu, dlatego zadał jej najgłupsze pytanie na
świecie, a jego beznadziejny teks zapamiętam do końca życia: -Lubisz kukurydzę? –Tak. –To opierdol mi
kolbę. To jest żałosne. Czasem sama się zastanawiam jak by zareagowali na
taki podryw ze strony dziewczyn.
Wyobrażacie sobie, jakbym podeszła na przykład do Howarda i powiedziała: Heej, fajne masz trampki. Dasz się w nich
przelecieć? Cóż odpowiedź jest prosta, ponieważ ten idiota jest niewyżyty
seksualnie, a mi nie byłby w stanie odmówić z racji tego, że proponuje mi
pieprzenie przy każdej możliwej okazji, oczywiście jeśli Ashtona nie ma w
pobliżu.
Andy i Irwie niezbyt za sobą przepadają, co zawdzięczają
tylko i wyłącznie bezsensownej rywalizacji o pozycję kapitana, którą skutecznie
utrzymuje mój Ash. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu on jest świetnym
sportowcem oraz ma talent przywódczy.
Faceci to dupki i chcą oraz myślą tylko o jednym. Powinni
zacząć wyrywać dziewczyny jak to mieli w zwyczaju robić na filmach, choć… W
sumie mężczyźni na filmach też uciekają się do marnych popisów. Weźmy na
przykład Alladyna – koleś najpierw oszukał Jasmine wmawiając jej, że jest
księciem, a potem zaszpanował latającym dywanem. Taki Ashton robi to samo z tym
wyjątkiem, że zamiast latającego kawałka materiału, ma to swoje lamborghini.
Scott ma swoje Audi, a Howard BMW. Tak, witajmy w świecie zdominowanym przez
facetów, którzy myślą tym co mają w spodniach. Witamy w dwudziestym pierwszym
wieku.
-O nic, Mary – czy on właśnie mnie spławił? Nie jestem
głupia, a po jego zachowaniu wnioskuję, że mnie okłamuje.
-Masz mi powiedzieć – zażądałam.
-Chodzi o to, że Ashton ma zapytać Cook czy…
-Zamknij ryj, ciulu – jego ton był naprawdę wredny i nie
chodzi tutaj o słowa jakich użył do ucieszenia Davida, ale o jego ton, który
był wręcz lodowaty. –Mówię, że o nic, czemu jesteś taka uparta? –uniosłam brwi.
Ja jestem uparta? Ja!? On chyba oszalał! Ashton jest najbardziej upartym
stworzeniem na świecie, gdy się na coś zaprze nie spocznie dopóki tego nie
dostanie, a na jego buźce nie zawita uśmiech szczęśliwego dzieciaka.
-Ashton ma zapytać czy Mel pójdzie z nim do kina – sprostował
Hoodie, ale w nawet najmniejszym stopniu mu nie uwierzyłam.
-Jak będziesz gotowy powiedzieć mi prawdę, to przyjdź okno
będzie otwarte – wstałam i zabrałam swoją torbę, po czym wyszłam ze stołówki.
Nienawidzę być okłamywaną, a zwłasza przez osoby, które dużo
dla mnie znaczą i dla których jestem w stanie zrobić wszystko. Jednym z
nielicznych ludzi z tym przywilejem był Ashton, ale kłamał mi prosto w twarz, a
skąd jestem o tym przekonana? Cóż odpowiedź jest najbardziej banalną rzeczą we
wszechświecie – gdy Irwie kłamie nie utrzymuje kontaktu wzrokowego. Podły
krętacz, a klął się na Boga, że nigdy w życiu nie będzie mnie wodził za nos.
Oh, nie wytrzymam z tym człowiekiem! Czuję taką wściekłość na niego, a z
drugiej strony na siebie, ponieważ wiem, iż nie mam podstaw się tak względem
niego zachowywać, bo zawsze gdy go potrzebuję on jest. Obrażam się na niego, z
powodu jakiegoś głupstwa, które pewnie było jakimś przekrętem tylko po to, żeby
wygrać ten zakład.
_______________________________________
Jest i czwóreczka. Huh, cóż mogę powiedzieć? Jest ojciec Mary i kłótnia, no i Luke!
A propos ojca Mary - powstała nowa zakładka "Rodziny bohaterów", gdzie możecie zobaczyć jak wyglądają oraz czym zajmują się rodzice i rodzeństwo głównych bohaterów.