Ashton
-Ash, skup się – jęknęła błagalnie, a gdy nie otrzymała
jakiejkolwiek reakcji z mojej strony - rzuciła we mnie poduszką będącą
wcześniej na fotelu razem z dużym misiem, którego dostała ode mnie na
walentynki.
Uwielbiałem ją rozpieszczać oraz wywoływać uśmiech na jej
twarzy chociażby drobnymi rzeczami, jak spacer o północy przez ulice Los
Angeles lub brzegiem plaży. Była jedną z najważniejszych osób w moim życiu i
wiedziałem, że działa to też w drugą stronę. Oboje byliśmy w stanie zrezygnować
dla siebie ze wszystkiego, nawet jeśli powód był niewyobrażalnie głupi.
-Zamierzasz tylko leżeć na moim łóżku i wgapiać się, czy
może mi doradzisz? – skrzyżowała ręce na piesi i przestąpiła z lewej nogi na
prawą.
-Mi ten widok nie przeszkadza – zaśmiałem się, ale spotkałem
się tylko z wywróceniem oczami niskiej siedemnastolatki stojącej przede mną w
samej bieliźnie.
-Jesteś głupi – podsumowała. Wykonała piruet na pięcie i
znów weszła do swojej pojemnej garderoby w celu szukania odpowiedniej kiecki na
zabawę sylwestrową, na którą mieliśmy iść za trzy godziny.
Mary czasem przesadza z tym całym strojeniem się. Nie
potrafi pojąć, że nawet w worku na ziemniaki i bez tego całego makijażu
wyglądałaby ślicznie mimo, że ja powtarzam jej to cały czas. Mało tego! Gdy ma
problem z doborem ciuchów na jakąś domówkę lub wyjście do klubu dzwoni po mnie
i dręczy oraz krzyczy, kiedy jej nie pomagam. Zapomina oczywiście o tym, że
jestem facetem, a nie laską i nie potrafię myśleć racjonalnie, kiedy chodzi
przede mną w seksownej bieliźnie – mam wtedy ochotę podejść, przerzucić ją
sobie przez ramię i rzucić do łóżka, a potem obcałować każdy milimetr jej ciała
oraz słuchać jak mruczy cicho pod nosem „Irwie,
dopiero co zaścieliłam to łóżko”. Ooo tak, to było muzyką dla moich uszu.
Westchnąłem głęboko i podniosłem się z dwuosobowego
materaca, po czym również wszedłem do garderoby. Miodowłosa – wydawać się
mogło, że włosy Mary są rude, ale tak naprawdę były w kolorze miodowego blondu
– przesuwała wieszaki w tę i we w tę, a z jej ust wychodziła wiązanka
obraźliwych słów dotyczące mojej osoby. Zaszedłem ją od tyły i wyjąłem wieszak
z sukienką, w której ją uwielbiałem.
-Proszę – podałem jej kreację, a ona spojrzała na mnie z
miną: „Żarty sobie ze mnie stroisz,
pajacu?!”.
-Nie będę cały czas chodziła w tej samej sukience – wiedziałem,
że walczy sama ze sobą, aby tylko nie tupnąć nogą jak rozkapryszona
księżniczka. – Ludzie pomyślą, że nie stać mnie na ciuchy – zrobiła smutną
minkę, a potem znów odwróciła się, aby szperać między ubraniami.
Miałem ochotę sobie przywalić, za to co chciałem powiedzieć,
jednak widząc ją w takim stanie byłem gotowy zrobić wszystko, żeby tylko
zobaczyć cień uśmiechu na jej ślicznej buźce. Znów do niej podszedłem, ale tym
razem objąłem ją i przycisnąłem plecy Mary do swojej klatki piersiowej.
-Przepraszam, ale lubię się w tej kiecce – jej mięśnie się
rozluźniły, a oddech znacznie zwolnił. Nie było tego po niej widać, ale była na
skraju detonacji. – Chcesz jechać na zakupy do centrum?
-Nie.
-A ja myślę, że chcesz i to bardzo – pochyliłem się i
szepnąłem do jej ucha przy okazji przygryzając jego płatek. Usta mojej
przyjaciółki opuścił cichy jęk przyjemności – Mary uwielbiała, gdy całowałem
lub delikatnie gryzłem okolice jej lewego ucha.
-Nie chcę – twardo trzymała się swojego zdania, ale byłem w stu procentach
przekonany, że zaraz mi ulegnie, włoży pierwsze lepsze ubrania, a potem
pojedzie ze mną na motorze do tego pieprzonego centrum.
-Mary, ciocia przyjechała! – po domu rozniósł się pisk
dziesięcioletniego chłopca, który był bratem Wesley.
Gabe to spoko dzieciak i bardzo mnie lubi. Często gramy
razem na konsoli, kiedy Marianna się jeszcze szykuje do wyjścia. Zawsze pomaga
mi w przygotowywaniu niespodzianek dla jego siostry i mimo, że sięga mi do
klatki piersiowej to jeden z moich ziomków, a gdyby był chociaż trochę starszy
zabierałbym go od czasu do czasu na jakąś imprezę lub do baru.
-Idę! – wyrwała się z moich objęć, po czym w mgnieniu oka
wciągnęła na nogi krótkie dresowe spodenki, a przez głowę przełożyła moją
koszulkę z Cobianem, którą bezczelnie sobie przywłaszczyła. Spojrzała na mnie
ze zmarszczonymi brwiami, dlatego zrobiłem to samo co ona. Nie miałem pojęcia o
co dokładnie jej chodzi. – Przyjechała ciocia Jen, ta od prezentów – szybko
wziąłem ją na ręce i wybiegłem z jej pokoju, a potem zbiegłem po schodach. Cały
budynek wypełnił się jej donośnym śmiechem, który bardzo lubiłem. Ustawiłem ją
dopiero w salonie, gdzie na kanapie zasiadała cała rodzina Mary - pani Wesley
rozmawiała ze swoją siostrą, a Gabe dokładnie oglądał pilot do autka na baterie.
Ojciec Marianny zostawił ich, gdy ta miała czternaście lat.
Moja przyjaciółka naprawdę źle to znosiła zupełnie jak ja, ponieważ nie
wiedziałem jak mam ją pocieszyć i co zrobić, żeby znów zaczęła normalnie
funkcjonować. To był najtrudniejszy okres w moim życiu, bo Mary się ode mnie
odsunęła i nie chciała rozmawiać, dopiero gdy wytłumaczyłem jej, że nie ma
szans, żebym kiedykolwiek w życiu ją opuścił znowu pozwalała mi się do siebie
zbliżyć.
-Cześć ciociu – zachichotała blondynka starając się utrzymać
równowagę na moich stopach. Pomagałem jej w tym oplatając dłońmi jej brzuch, co
tylko skutkowało kolejnymi salwami śmiechu z jej idealnych ust, ponieważ miała
łaskotki.
-Dzień dobry – podeszliśmy bliżej i dopiero wtedy ją
puściłem, aby mogła przywitać się z Jennifer. Siedemnastolatka cmoknęła swoją
chrzestną w policzek, a ja usiadłem w fotelu.
-Ale wypiękniałaś, teraz pewnie chłopcy się o ciebie biją –
jest śliczna, bo nie ma tej tapety, którą jej funduje. Przeważnie przywozi jej
kosmetyki swojej firmy, ale nie dlatego, żeby sprawić przyjemność Mary, tylko
dla własnej promocji. –Ashton pewnie jest zazdrosny – spojrzała na mnie, a ja
tylko sztucznie się uśmiechnąłem.
-Jak cholera. Mary jest tylko moja – sam nie wiem, ale kiedy
słyszałem te jej teksty jak to bardzo jestem zakochany w przyjaciółce chciało
mi się rzygać. Bez przesady, ale przyjaźń między kobietą, a mężczyzną jest
możliwa – my jesteśmy tego doskonałym przykładem.
-Ciociu, my się tylko przyjaźnimy – mruknęła zażenowana.
Każdy w naszej szkole, jak i okolicy posądzał nas o romans, ale nie mieli
bladego pojęcia jakie relacje nas łączyły. Fakt, czasem ze sobą sypiamy,
całujemy się i nie odstępujemy siebie na krok, ale to tylko i wyłącznie
przyjaźń, a ludzie są omylni i oceniają po okładkach.
-Oczywiście – jej głos ociekał sarkazmem. Boże kobieto, dawaj wreszcie te prezenty! –
Mam coś dla was – ta kobieta wie jak poprawić mi humor. –To dla ciebie Mary –
podała jej torbę świąteczną, którą szybko odpakowała. –A to dla Ashtona – rzuciła
mi jakiś pakunek, który szybko otworzyłem. Rozdarłem papier w bałwanki, a
później podniosłem wieko. Wywróciłem oczami na sam widok zawartości. Czy ja
wyglądam na jakiegoś playboya?! Okay, może zaliczyłem trochę lasek, ale to nie
powód, żeby za każdym razem dawała mi gumki! – Podoba ci się?
-Co, kolor prezerwatyw? Laski wolą truskawkowe, a nie
bananowe…
-Chodziło mi o pałeczki do perkusji – zmarszczyłem brwi, a
chwilę potem spojrzałem z powrotem do pudełka. Faktycznie, po raz pierwszy w
życiu dostałem od niej coś innego niż kondomy, a ten prezent sprawił, że
zacząłem ją postrzegać w innym świetle – nie jako wariatkę, która w sekrecie
chce, żebym ją zaliczył, tylko zwykłą trzydziestoczterolatkę o przyzwoitym
zachowaniu.
-Są zajebiste, dziękuję- wstałem i usiadłem na kolanach
Mary, przy okazji cmokając Jen w policzek w ramach wdzięczności.
-Jakie macie plany na sylwestra?
-Domówka w starym dobrym stylu u Hooda. Musimy jeszcze
skoczyć do centrum, bo Mary nie ma kiecki.
-I tutaj przychodzę z pomocą. Otwórz prezent, skarbie –
zachęciła Jennifer, a siedemnastolatka wykonała jej prośbę. Z torebki wyjęła
pudrową sukienkę do połowy ud. –To z najnowszej kolekcji Valentino, jeszcze nie
jest w sprzedaży, ale twoja ciotka ma swoje sposoby – puściła jej oczko, a
później blondynka rzuciła jej się na szyję.
-Jesteś kochana – tak, tak Jenny jest kochana, ale to ja
jestem ulubieńcem Marianny, a prezenty ode mnie sprawiają jej największą
radość. – Idziemy oglądać film?
-Pewnie – wstałem, a później podałem jej dłoń, którą
uchwyciła i ustawiła się do pionu. –Wskakuj – przykucnąłem przed nią, a ona owinęła
swoje chude palce wokół mojej szyi. Złapałem za jej uda, po czym wstałem i
ruszyłem znów do jej pokoju. Przerzuciłem ją do przodu, na swoje biodra i
cmoknąłem w usta. Położyłem ją ostrożnie na materacu, a po zamknięciu drzwi
dołączyłem do niej.
Leżeliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w plazmowy
telewizor, w którym leciał ulubiony film Mary jakim był LOL. Osobiście nie
cierpię go, a Miley powoli wychodzi mi bokiem. Opierałem swój policzek na
brzuchu blondynki, a ona bawiła się moimi włosami nie spuszczając wzroku z
obrazu.
Uwielbiałem, gdy mnie tak miziała – zawsze się uspokajałem i
czasem nawet zasypiałem. Przy Mary mogłem spokojnie się położyć i uderzyć w
kimono, bo wiedziałem, że jeśli ona jest w pobliżu nie obudzę się z narysowanym
markerem kutasem na czole. Siedemnastka była w stanie przypierdolić każdemu z
drużyny, kto chciał zakłócić mój sen – za to ją kochałem najbardziej, że była
moją księżniczką w lśniącej zbroi. Moim żółwiem ninja… Marianna była niczym
Superman, który nade mną czuwa.
-Irwie, wstawaj – leciutko pociągnęła za końcówki moich
włosów. To miła odmiana, ponieważ zawsze robi to gdy się pieprzymy. –Ashton,
spóźnimy się do Cala i nie wyrwiesz
żadnej laski.
-Nie potrzebuję tych tanich zdzir ze szkoły, mam przecież
ciebie – wymruczałem nadal nie unosząc powiek. – Ty mi w zupełności
wystarczasz.
-Nie bądź egoistą, ja też chcę się zabawić – fuknęła już
leciutko zirytowana, jednakże mnie sprawiało to niewyobrażalną radość.
-No okay – westchnąłem zrezygnowany, otwierając oczy. Nade
mną wisiała najbardziej urocza dziewczyna na świecie, a jej złociste kosmyki
łaskotały mnie w policzek. – Skoro wolisz się ze mną bzykać w sypialni starych
Hooda… To chodźmy – chciałem wstać, ale blondynka mnie powaliła i znów nade mną
górowała.
-Dziś się z tobą nie prześpię – uniosłem na nią brwi. Nie
powinna obiecywać mi takich rzeczy, bo jestem w stu procentach przekonany, że
nie wytrzyma w tym celibacie i po kilku drinkach wylądujemy w jednym łóżku.
-Cokolwiek – potarłem kciukiem jej brodę, a potem szybko
cmoknąłem różowe wargi. – Przyjadę po ciebie o dwudziestej, tylko proszę nie
karz mi na siebie czekać. Wiesz, że wtedy jestem bardziej napalony – Marianna
wywróciła jedynie oczami i wskazała na drzwi. Głośno wypuszczając powietrze
ustami wstałem, ale nim wyszedłem z jej pokoju znów ją pocałowałem – dopiero
potem opuściłem jej azyl, a następnie dom.
Wsiadłem na swój motor, którym pojechałem prosto do swojego
domu, a przynajmniej miałem taki zamiar, ponieważ po drodze wstąpiłem do Hooda.
W jego willi było niezłe zamieszanie spowodowane przez krzątających się ludzi,
którzy przywozili żarcie, napoje i alkohole. Jeszcze inni robili wnętrze
bardziej na klubowo.
Calum wrzeszczał po wszystkich, a jego rodzince i młodsza
siostra szykowali się na sylwestra, którego mieli spędzić z moimi, Mary,
Clifforda, Hogan i Martin starymi do
hotelu prowadzonego przez ojca w centrum. Będą witać nowy rok w towarzystwie
innych bogatych snobów.
-Caluś, uspokój się – na samą ksywkę, którą zwracała się do
niego pani Hood uśmiechnąłem się szeroko. Cal nie cierpiał tego zdrobnienia, a
my jako jego najlepsi kumple często to wykorzystywaliśmy, żeby się z niego
nabijać.
-Nie jestem dzieckiem, mamo – mruknął zażenowany.
-Cześć stary – kiwnąłem głową podchodząc bliżej, a potem
przybiliśmy sztamę. –Pomóc ci jakoś?
-Siema. Kurwa, nie tam! Mówiłem, że barek ma stać w rogu!
Macie zapas whiskey i tequili?
-Tsa, już o to pytałeś stary – Hoodie zmroził go
spojrzeniem.
-Nie wkurwiaj mnie Tim, do mojej imprezy zostało tylko półtora
godziny, a ty mądrujesz!
-Luzuj, Caluś będzie zajebiście, jak zawsze u ciebie – na
moje słowa trochę się uspokoił, ale to
było przejściowe – zaledwie dziesięć sekund, bo po tym czasie znów zaczął
panikować.
-Nie tam, cieciu! To zanieście do kuchni! – złapał się za
głowę, a następnie przeczesał dłońmi włosy głęboko wzdychając.
-Hoodie, mam pomysł – zaciekawiony brunet spojrzał na mnie
ze zmarszczonymi brwiami, na co się tylko uśmiechnąłem. – A może najzwyczajniej
w świcie wrzucisz na luz i pójdziesz do góry się ogarnąć, a ja wszystko
załatwię? – chwilę się wahał i rozejrzał się po wnętrzu. Wszyscy ludzie,
których zatrudnił Cal w szybkim tempie, ale też dokładnie wykonywali swoje
obowiązki.
-Co chcesz w zamian? – skrzyżował ręce na klacie i popatrzył
na mnie tym wzrokiem mówiącym: Stary,
wiem, że nic nie robisz bezinteresownie.
-Sypialnię twoich starych na dziś wieczór – kolejny raz tego
dnia uniosłem kąciki ust ku górze w chytrym uśmieszku.
-Jeśli masz tam zamiar posuwać jakąś szmatę, to zajmij pokój
dla gości – powiedział obrzydzony. Phi, jakby sam nigdy nie ruchał w łóżku swoich
rodziców.
-Nie będę z Mary w pokoju gościnnym – fuknąłem zły. Wesley
powinna spać na wygodnym łóżku, a nie tym gównianym i cholernie niewygodnym
materacu.
-Oh – wymsknęło mu się. – Czy to cokolwiek zmienia? –
uniosłem brwi ze zdziwienia.
Czy on czasem przepuszcza słowa przez maszynkę?! Jak może
mówić takie rzeczy?! Jakim prawem porównuje Mariannę do pierwszorzędnej szmaty,
która daje każdemu!? Czy on ma coś nie tak z głową?!Dupek. Po prostu jest zazdrosny, bo przez numer jaki
wywinął Max, ta z nim zerwała, a Caluś chodzi zły i wszystkim pokazuje jak
bardzo świat jest niesprawiedliwy. Powinien pomyśleć o swojej dziewczynie zanim
przerżnął Brooklyn, a nie w chwili, gdy Dawson zaczęła się chwalić reszcie
składu, że przeżyła najlepszy seks z Hoodem.
-Zresztą możesz przelecieć swoją dziewczynę wszędzie,
dlaczego zależy ci na sypialni rodziców?
-Po pierwsze Mary to moja przyjaciółka, a nie dziewczyna. Po
drugie da się zamknąć drzwi na klucz, a po trzecie twoi starzy mają zajebiście
duże łóżko.
-Zależy ci na niej – przewróciłem oczami.
-Jak na przyjaciela przystało martwię się o nią i chcę dla
niej jak najlepiej. To takie dziwne? – powili zaczynam żałować, że tutaj
przyjechałem.
-Lecisz na nią i tyle, ale założę się, że złamie ci serce.
Będziesz miał przejebane jak ja z Max.
-Nie jestem tobą Caluś, żeby pieprzyć kogoś takiego jak
Brook, po za tym nawet jeśli to Mary nie złapie focha, bo się TYLKO
przyjaźnimy. To jak z tą sypialnią? – osiemnastolatek wywrócił jedynie oczami,
a potem podał mi klucz, który wsunąłem do kieszeni czarnych spodni.
-Ogarnij ten burdel – przytaknąłem, a on wbiegł po schodach
na pierwsze piętro domu. Rozciągnąłem się tylko po to, że za chwilę będzie tutaj
wszystko działało sprawnie, szybko i po mojej myśli. Nie będę się z tym pierdolił
jak mój przyjaciel, ponieważ mam zdolności przywódcze.
-Dobra ludzie! -
wszyscy obecni zatrzymali się i dokładnie mi się przyglądali. -Alko, napoje i
przekąski do kuchni! – wskazałem osobą niosącym skrzynki piw, colę i inne
butelki z oranżadą czy sokami oraz chipsami i innym cholerstwem kierunek, w
który powinni się udać. – Barek koło okna! – znów pokazałem odpowiednie
miejsce. – Meble pod ścianę, a na dziewiątą od kominka mini scena do karaoke!
Wszyscy rozumieją!?
-Tak!
-No to nie spać, zwiedzać and zapierdalać, ludzie! – znów
zaczęli się krzątać, ale teraz przypominali zgranie małych mrówek robiących
zapasy na zimę. Wszystko szło po mojej myśli, do czasu kiedy nie przyjechali
goście z fajerwerkami oraz dekoracjami. Ja
pierdolę, Hood coś ty znowu wymyślił?
Czasem ten człowiek mnie zadziwia. Po jakiego wała mu te
serpentyny, balony i lampiony?! Zawsze obchodziliśmy się bez tego, a teraz
sobie wymyślił prywatkę jak mój stary. Przecież zwykła impreza sylwestrowa
jakie obchodziliśmy do tej pory – obfite w alkohol, karaoke oraz inne gry –
były spełnieniem naszych marzeń, a przede wszystkim każdy się dobrze bawił i
szybko łapał klimat. Tego roku mieliśmy mieć Sylwestra w stylu francuskiej
śmietanki towarzyskiej. Mamy od szesnastu do dwudziestu lat, a on? Phi, niech
może jeszcze załatwi nam kieliszki i serwetki. O! I będzie chodził i każdego
upominał: „Tutaj, nie kładź nóg!”,
„Uważaj, to cenna waza!”, „Jesteście niewychowaną hołotą, która nie ma pojęcia o kulturze i przyzwoitych zabawach
organizowanych przez cywilizowanych nastolatków!”.
-Gdzie mamy to rozwiesić? – spojrzałem na wysoką blondynkę,
która się do mnie zalotnie uśmiechnęła, a następnie odgarnęła włosy do tyłu. –
Heej, mówię do ciebie – zachichotała zaraz po tym jak pstryknęła mi palcami
przed nosem.
-Nie wiem – jęknąłem przeczesując dłonią włosy. Calum to
idiota, który tylko stwarza nie potrzebne problemy i zamieszanie. –A ty? –
kiwnąłem na nią. –Gdzie ty byś to rozwiesiła?
-W twojej sypialni – powiedziała pewnie, a ja tylko uniosłem
brwi, ale w ułamku sekundy pojawił się też typowy uśmiech cwaniaczka. Dlaczego
nie miałbym tego wykorzystać?
-Ciekawy pomysł – uśmiechnęła się triumfalnie. –Niech twój
kumpel rozwiesi to w ogrodzie, a ty chodź ze mną – zadowolona z siebie ruszyła
za mną, wcześniej wpychając mi w ręce karton. Weszliśmy po schodach i
skierowaliśmy się prosto do sypialni państwa Hood, po drodze ich oczywiście
mijając.
-Ashton – ojciec Caluma złapał mnie za bark, a ja tylko
zmarszczyłem brwi nieświadomy o co może mu chodzić. – Przebierzcie później
pościel i posprzątajcie, bo nie mam zamiaru zbierać twoich zużytych prezerwatyw
– wywróciłem oczami. Przecież to była jednorazowa sytuacja, a on mi to wypomina
przy każdej możliwej sytuacji! To się robi powoli nudne.
-Okay – wysiliłem się na uśmiech, a potem wszedłem do pokoju
razem z ową blondynką. Dziewczyna po przekroczeniu progu od razu się na mnie
rzuciła, jednak ją odepchnąłem. – Co ty dziewczynko robisz? – zapytałem, nie
mogąc opanować śmiechu, który był wywołany jej głupotą. Nie zaliczyłbym jej
tutaj, to miejsce moje i Mary, a nie jakieś napalonej blondi. Chce się
pieprzyć, to zapraszam do sypialni dla gości.
-Myślałam, że…
-To źle myślałaś, a teraz zacznij to rozwieszać, bo muszę
jeszcze jechać do domu – moja towarzyszka wywróciła jednie oczami, a potem
wzięła się do roboty. Rozwieszenie lampek zajęło jej jakieś dziesięć minut,
później znów zaczęła te swoje końskie zaloty.
-Czy teraz możemy… No wiesz – poruszała znacząco brwiami.
-Słuchaj… Młoda, ja mam z kim spełniać swoje potrzeby
seksualne, a teraz wybacz – wskazałem na drzwi. Blondynka prychnęła, po czym
wyszła, a ja za nią. Zakluczyłem pokój i zapukałem do królestwa Caluma, ale
kiedy odpowiedziała mi cisza, jedyne co zrobiłem to głośno powiedziałem:
-Stary, wszystko załatwione! Do potem! – zbiegłem po schodach, jednak przed
wyjściem znów przypałętała się ta przylepa, ale szybko ją spławiłem i
pojechałem do siebie.
Na miejscu byłem po niecałych dziesięciu minutach. Moi
starsi już wyszli, a ja na spokojnie poszedłem do siebie. Z szafy wyjąłem
czyste ciuchy, z którymi udałem się do łazienki w celu wzięcia prysznicu. Kiedy
już się wykąpałem wciągnąłem na biodra bokserki, a następnie czarne spodnie.
Psiknąłem się perfumami i dopiero po tym założyłem czarną koszulkę na szerokich
ramionach z Cobianem. Ułożyłem włosy i przejrzałem się w lustrze. To co
zobaczyłem jak najbardziej mnie satysfakcjonowało i byłem pewny, że Mary
również się spodoba.
Wsiadłem do czarnego lamborghini aventador, którym
pojechałem pod dom mojej blond przyjaciółki, która jak zwykle nie potrafiła
wybrać się na czas. Głośno wzdychając wysiadłem z samochodu, ale nim zrobiłem
pierwszy krok z willi wybiegła niewysoka siedemnastolatka ubrana w prześliczną
sukienkę, która tylko podkreślała jej idealne kształty.
-Heej, przepraszam, że znowu musiałeś czekać – szybko
cmoknęła mnie w usta, a potem wsiadła na miejsce pasażera. –Ash, pośpiesz się,
znów się spóźnimy – wypuściłem powietrze ustami i zająłem fotel kierowcy.
Przekręciłem klucz w stacyjce i odjechałem z piskiem opon.
U Caluma byliśmy zaledwie sześciu minutach. Już po zgaszeniu
silnika dało się słyszeć głośną muzykę, którą próbowali przekrzyczeć już
przybyli goście. Wysiadłem, a później szybko obszedłem moje lambo i otworzyłem
drzwi Mary oraz pomogłem jej wysiąść. Zamknąłem samochód, po czym zarzuciłem
ramię na barki mojej drobnej towarzyszki, którą wprowadziłem do środka po
drodze odpowiadając nieznajomym na ich cześć,
albo hej. Po przekroczeniu progu
wpadliśmy na naszych przyjaciół. Marianna uścisnęła Caluma i Mike’ a, a Max i
Jas cmoknęła w policzek.
-Idziemy się napić? – przytaknąłem i pociągnąłem ją za
nadgarstek w kierunku barku. Kulturalnie poprosiłem o dwie literatki whiskey, a
potem o kolejne dwie. – Zatańczymy?
-Pewnie – teraz to ona zaprowadziła mnie na parkiet, gdzie
zaczęła wywijać biodrami na każdą z możliwych stron. Szybko do niej dołączyłem
i po chwili oboje dawaliśmy czadu. Złapałem za jej biodra, a Wesley ocierała
się tyłkiem o moje krocze, tylko mnie zachęcając do dalszych działań.
-Idę się napić – przytaknąłem, a ona zniknęła w tłumie.
Miejsce Mary zajęła jakaś brunetka, z którą chyba chodziłem do klasy. Była
przeciętna – miała cycki jak każda laska, miała też płaską dupę, która nie
robiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Widząc mój brak zainteresowania jej
osobą wpiła się łapczywie w moje wargi, a kiedy odwzajemniłem buziaka odsunęła
się cała w skowronkach.
-Chcesz iść na piętro?
-A ty? – z uśmiechem pokiwała potwierdzająco głową. – To
znajdź sobie jakiegoś gościa – podszedłem do baru, gdzie Marianna już stała
dość długo i sączyła tym razem gin z tonikiem. – Co jest, kicia?
-Nic, nic – uśmiechnęła się ukazując niewielkie dołeczki w
policzkach. –Ash zaśpiewasz w karaoke?
-Nie – jęknąłem zażenowany. –Wiesz, że nie umiem śpiewać.
-A właśnie, że umiesz – tupnęła nogą. –No proszę – wydęła
dolną wargę, na co wywróciłem oczami.
-Okay, ale daj mi buziaka na zachętę – uradowana musnęła
moje usta, ale po chwili mnie odepchnęła wskazując na didżeja, który pytał
jakiegoś gościa o kawałek. Pewnym krokiem ruszyłem we wskazaną stronę. Zabrałem
blondynowi mikrofon, a potem powiedziałem jaki kawałek ma włączyć. Usłyszałem
pierwsze takty ulubionej piosenki Wesley, jaką było Fireflies Owl City. Zacząłem śpiewać i cały czas utrzymywałem
kontakt wzrokowy z moją przyjaciółką, która tylko kręciła głową z
niedowierzania.
W pewnym momencie straciłem ją z oczy, dlatego wepchnąłem
mikrofon jakiejś lasce w ręce, a sam poszedłem na taras, gdzie również było
sporo osób. Siedemnastolatka siedziała na kafelkach podpierając się dłońmi z
tyłu. Przysiadłem obok niej, obejmując ramieniem.
-Czemu poszłaś?
-Za chwilę będą fajerwerki, wiesz, że je lubię – po chwili wszyscy imprezowicze
wybiegli na zewnątrz, a niego rozświetliły kolorowe światełka przedstawiające
różne kształty.
-Za dziesięć, dziewięć… - ludzie zaczęli odliczać, a ja
spojrzałem na Mariannę, która dłuższy czas mi się przyglądała.
-Dasz mi buziaka? – przytaknąłem, ale nie pocałowałem jej. –
Ash – spuściła zawiedziona głowę, ale nie chciałem tego robić teraz.
-Trzy, dwa, jeden… - unosiłem jej podbródek i szybko
złączyłem nasze usta. Dziewczyna odwzajemniła czułość, a ja poczułem, że to
będzie dobry rok. –Zero! Szczęśliwego nowego roku!
-Chcesz iść? – przytaknęła. Wstałem, a przyjaciółka
wskoczyła na moje plecy. Chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę pokoju, do którego
miałem klucz. Po przekroczeniu progu Wesley zeskoczyła, a ja zakluczyłem drzwi.
Odwróciłem się do niej i złapałem za jej biodra przyciągając bliżej siebie oraz
łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Przesunąłem swoje dłonie nieco w dół i
ścisnąłem za jej pośladki. Uniosłem ją na wysokość swoich bioder, a ona oplotła
je swoim nogami. Postawiłem kilka kroków w kierunku łóżka przyozdobionego
lampkami, po czym rzuciłem ją na materac szybko przygniatając swoim ciałem.
-Co to?
-Światełka, nie widzisz?
-Po ciemku nie trafiasz? –zachichotała pod nosem, a ja po
chwili do niej dołączyłem.
-Zawsze trafiam, nawet jakbym był urżnięty w trupa – znów ją
pocałowałem, chcąc zakończyć tą konferencję. Rozsunąłem suwak, który znajdował
się z przodu i zassałem lekko skórę jej szyi pozostawiając tym samym pamiątkową
malinkę.
Potem wszystko działo się w zadziwiającym tempie. Nasze
ubrania na podłodze, następnie bielizna, nasze przyśpieszone oddechy oraz jęki
Mary, zadrapania na moich plecach… Uwielbiałem się z nią kochać, bo zawsze dochodziliśmy
w tym samym momencie, po za tym z nią zawsze było najlepiej.
Opadłem zmęczony obok niej, przy okazji całując Wesley w
czoło. Blondynka ułożyła głowę na mojej klatce piersiowej, którą co chwila
muskała swoimi ustkami. Objąłem ją ramieniem, a kilka minut później oboje
zasnęliśmy.
______________________________________
Mamy pierwszy rozdział, chyba dobrze wyszedł, jak myślicie?
Mam nadzieję, że pokazałam wam nieco jak wyglądają relacje Ashtona i Mary.
Cóż na razie to tyle - następny rozdział pojawi się za tydzień.
Buźka, miśki ;**
Już wiem że to fanfiction będzie ZAJEBISTE!!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać next'a!!!
Claudia xxx.
PS: Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach na Twitterze ??? @Dire_ctioner_
Wybacz, ale nie mam Twittera ;'( dlatego proponuję ci zaobserwować bloga, żeby być na bieżąco (;
UsuńNo jest kolejny tak długo wyczekiwany rozdział. Ma nadzieję że następny będzie dłuższy bo gdy ja się rozkręcam to on się już kończy.❤❤ co do samego rozdziału to klasa sama w sobie❤.z niecierpliwością czekałam na ten rozdział! czy ty zawsze musisz tak się znęcać i kończyć w takich momentach? *.*♥♥♡
OdpowiedzUsuńSuper! Nie mogę się doczekać kolejnego :))))
OdpowiedzUsuńTo dopiero pierwszy rozdział, a ja już tak się wciągnęłam. Świetnie wszystko opisujesz i ja po prostu kocham blogi, gdzie pisze się z perspektywy chłopaka. Już nie mogę się doczekać kolejnego. <3
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam:
http://sinister-fanfic.blogspot.com/
O ja ! Brak mi słów. Od prologu widać że masz pomysł na to opowiadanie :) Szczerze zaciekawil mnie bardzo, ciekawa jestem jak dalej będą rozwijać się ich relacje :)
OdpowiedzUsuńWeny życzę Ola :*
Hej. Zapraszam na NOWY spis fanfiction http://kraina-fanfiction.blogspot.com/ !
OdpowiedzUsuńWow. Wow. Zapowiada się całkiem nieźle ^^ Chce pękać do komentuje 'król i królowa balu' ale to pewnie daleko, dalekoo w planach :D Weny ♡/Ali
OdpowiedzUsuńWoow świetne! ♡
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zapowiada.. xD
OdpowiedzUsuń