Mary
Leniwie uniosłam powieki, a pierwsze co rzuciło mi się w
oczy to Ashton leżący obok mnie. Osiemnastolatek miał nagi tors, a jego włosy
przypominały dziką puszczę.
Nowy rok zaczął się znakomicie – powitałam go z moim
najlepszym przyjacielem świetnie się bawiąc. Od zawsze uwielbiałam spędzać czas
z Irwinem, ponieważ nigdy się nie nudziliśmy. Nawet w najgorszej sytuacji
potrafiliśmy znaleźć najlepsze rozwiązanie, a przy okazji mieć frajdę.
Ostrożnie wypełzłam z jego ramion i podniosłam z podłogi
czarny podkoszulek z Cobianem na szerokich ramionach, który przeciągnęłam przez
głowę, a później wsunęłam na nogi majtki. Po cichu przekręciłam klucz w
drzwiach, po czym wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do kuchni.
Mijałam pełno śpiących nastolatków, których znałam ze szkoły.
Zarówno dziewczyny, jak i chłopcy drzemali w przeróżnych oraz dziwnych
pozycjach, dlatego musiałam uważać, aby nikogo przez przypadek nie nadepnąć,
ani nie kopnąć.
Kiedy wreszcie znalazłam się w kuchni pierwszą rzeczą jaką
zrobiłam było wyjęcie z szafki czystej szklanki, do której nalałam wody z kranu
i pudełka aspiryny. Włożyłam białe pastylki do buzi, a następnie popiłam
bezbarwną cieczą.
Głowa bolała mnie niemiłosiernie, ale nie spowodowało to, że
czułam się jakoś specjalnie zła, czy chociażby mój dzień zaczął się
beznadziejnie – było… Dobrze. Było naprawdę świetnie, a mnie nie przeszkadzał
nawet fakt, że złamałam swoją obietnicę i przespałam się kolejny raz z Irwinem.
Moje życie wyglądało zupełnie normalnie, a pierwszy dzień roku był dobry.
Zaczął się świetnie i prawdopodobnie też się tak zakończy.
-Cześć, piękna – przekręciłam głowę i dostrzegłam mojego
przyjaciela – nie tak bliskiego jak Ash, ale jednak przyjaciela.
Calum wyglądał jak wrak człowieka – jego oczy były
podkrążone, włosy miał w nieładzie, a obecność malinek na jego szyi świadczyła
o tym, że znów zaczął zaliczać panienki jak szalony, ponieważ pokłócił się z Max.
Ich obecna relacja sprawiała, iż nie tylko oni źle reagowali na swoją obecność,
ale również my podzieliliśmy się na obozy wsparcia jednej ze stron – chłopcy
wspierali Caluma, a ja z Jasmine – Max. To chyba logiczne, że Hoodie zachował
się jak rasowy dupek posuwając najbardziej puszczalską dziewczynę w szkole, a
nawet w całym Los Angeles. Gdybym to ja była na miejscy Martin wykastrowanie go
byłoby jego najmniejszym zmartwieniem, jakbym z nim skończyła to nawet jego
mama by go nie poznała! Tak przemalowałabym mu gębę, że nawet najlepszy chirurg
plastyczny nie wiedziałby czy to taktycznie jego twarz, czy może tyłek. Calum
to dupek.
-Siemka, Hoodie – brunet cmoknął mnie w policzek, a
następnie wyjął z moich rąk kubek oraz zabrał tabletki, z którymi postąpił
zupełnie jak ja. – Jak noc?
-Cóż… -westchnął. – Chciałem wyjaśnić wszystko z Max, ale
przypałętała się ta zdzira…
-Kto jest zdzirą? – na sam widok pocieszycielki Cala ciśnienie mi podskoczyło. Nie dlatego, że cały
czas podwala się do Ashtona i próbuje nas skłócić, ale przyczyną moich wymiotów
był fakt, że Brook cały czas mąci Calumowi w głowie i skutecznie uniemożliwia
mu rozmowę, przeprosiny i w ogóle jakikolwiek kontakt z Maximilian.
Nigdy nie lubiłam Brooklyn, ponieważ jest fałszywym
człowiekiem, któremu radość sprawia niszczenie innym życia. Uwielbia poniżać,
wyśmiewać oraz wszczynać spory bez najmniejszej przyczyny tylko po to, żeby
poczuć się lepiej. Rywalizuje ze mną od przedszkola – zawsze próbowała wstąpić
do naszej dwuosobowej armii, która z czasem zwiększyła się o Hooda, Clifforda,
Hogan oraz Martin, jednak za każdym razem jej plan diabli wzięli. Brook chce
mnie zastąpić nie tylko przy boku Irwina, ale również w samorządzie szkolnym
oraz na miejscu kapitan cheerleaderek. Na jej nieszczęście nie jestem tak naiwna
jak Caluś i nie pozwolę jej wejść chociażby na sekundę w tych paskudnych
buciorach rodem z lat siedemdziesiątych – przeważnie ubiera białe skórzane
kozaki na obcasie oraz zdzirowate spódniczki – do mojego świata. Nie jej
doczekanie, nawet w najpiękniejszych snach nie będzie nawet w połowie mną,
ponieważ ja nie mam tak wrednego charakteru jak ona. Fakt, może jestem nieco uparta i rzadko kiedy idę na kompromis.
Lubię decydować o sobie sama i nie znoszę ograniczeń. Jestem szczera, zawsze –
nawet jeśli ktoś widzi w tym chamstwo, a inteligencja pozwala mi na dość mocno
rozwinięty sarkazm, którego czasami wręcz nadużywam. Uwielbiam wykłócać się o
swoje i prawie nigdy nie odpuszczam. Wkurwiam - oj bardzo. Mam w sobie ten mały
impuls, który często namawia mnie do działania na spontanie i mówienia czegoś
zanim to przemyślę, ale nigdy nie
zrobiłabym takiego świństwa osobie, która niczym mi nie zawiniła, ponieważ taką
zołzą nie jestem.
-Laska, którą Ashton wczoraj wyrywał u Caluma – machnęłam
ręką, na co mój przyjaciel powiedział bezgłośne: dziękuję.
Irwie zawsze mówi mi o wszystkim. Wiem nawet przed
chłopakami pikantne szczegóły z jego życia, bo nie mamy przed sobą tajemnic. On
zna mnie na wylot, a ja jego i właśnie dlatego nasza przyjaźń jest tak trwała i
odporna na wszystkie intrygi z zewnątrz.
-Mhm – mruknęła, przysuwając się bliżej osiemnastolatka.
–Hoodie, co powiesz na małą powtórkę z rozrywki? – zatrzepotała sztucznym
rzęsami, które prawdopodobnie za chwilę jej odpadną, ponieważ ledwo utrzymywały
jej się na powiekach.
-Sory Brook, ale muszę ogarnąć chatę, także lepiej będzie
jak już pójdziesz – wskazał na drzwi. Blondynka fuknęła zła i wykonała piruet
na pięcie. –Brooklyn – rówieśniczka chłopców zatrzymała się w pół kroku, jednak
nie raczyła na nas spojrzeć. –Oddaj moją koszulkę, bo nie mam zamiaru znów
wysłuchiwać jak chwalisz się przed Max – Dawson zdjęła szary t-shirt, który
rzuciła w twarz chłopaka, a następnie królowa
dramatu opuściła nasze skromne towarzystwo.
Trudno to opisać, ale poczułam jakby ten dzień stał się
lepszy – słońce jakby zaczęło świecić jaśniej, ptaki zaczęły głośniej ćwierkać,
a powietrze się oczyściło od jej mdłych perfum. Zapowiadało się na perfekcyjny
poranek, a może już popołudnie?
-Dzięki – Cal posłał mi słaby uśmiech, co mnie dobiło.
Przyległam ciałem do obnażonej klatki piersiowej osiemnastolatka, po czym
objęłam go w pasie w celu dodania mu otuchy. Brązowooki odwzajemnił gest i
schował głowę w moich włosach. –Czemu jestem taki tępy, Mary?
-To nie twoja wina, tylko Brook. Chociaż… Calum ogarnij się
i idź porozmawiaj na spokojnie z Max, teraz – rozkazałam tonem nieznoszącym
sprzeciwu oraz odpychając go. –Zabierz tabletki, butelkę wody i leć kochasiu –
mulat szybko cmoknął mnie w policzek, a potem z całym asortymentem ruszył w
kierunku swojej byłej dziewczyny.
Westchnęłam i wskoczyłam na blat, niemalże od razu machając
nogami w przód oraz w tył. To taki mój nawyk z dzieciństwa – gdy byłam małą
dziewczyną mój tata sadzał mnie na stole oraz przygotowywaliśmy śniadanie dla
mamy w każdą niedzielę. Specjalnie stawaliśmy wcześniej, aby zrobić
niespodziankę mojej rodzicielce, a jego najukochańszej żonie, którą później
bezczelnie zdradził z tanią lafiryndą ze swojego biura! Boże, faceci to straszne
gnoje!
-Co jemu tak wesoło? – do pomieszczenia weszła jedyna
nadzieja dla gatunku męskiego. Proszę państwa, Ashton Irwie Irwin. –Szczęśliwego nowego, kicia – ułożył swoje duże dłonie na moich gołych udach, które
rozsunął, aby mieć lepszy dostęp do moich ust, które najpierw delikatnie musną,
a gdy oddałam czułość - pocałował mnie z pasją oraz namiętnością.
-Mhm, tobie też tygrysku – zachichotałam, a później
poczochrałam jeszcze bardziej jego busz.
-Więc?
-Nasz Caluś chyba dorósł do przeprosin – westchnęłam.
-Za co ma niby przepraszać? – oburzył się osiemnastolatek, a
ja ułożyłam dłonie na nagim torsie przyjaciela odsuwając go od swoich warg.
–Przecież jest facetem – mruknął zażenowany moim tokiem myślenia. –To leży w
naszej naturze, żeby ulegać wam, kobietom.
Ja ci zawsze ulegam – na te słowa wybuchłam niepohamowanym śmiechem. On
ulega mnie?! Chyba mu się coś pomyliło! To zawsze ja godzę się pójść z nim do
łóżka, w którym zawsze góruje, a ja głupia poddaję się jego kontroli.
-Nie bądź śmieszny! – rzuciłam z sarkazmem. –Wy faceci
wyruchalibyście węża, gdyby miał kusą kieckę oraz był umalowany!
-Nie bądź zołzą z rana i do tego w nowy rok. Nie chcę się z
tobą kłócić.
-Robisz to Ashton, cały czas! Prowokujesz mnie i wychodzę na
wariatkę – zeskoczyłam z blatu, a już w progu wpadłam na Mike’ a oraz Jas.
-Mary zaczekaj, musimy pomóc ogarnąć chatę Hooda – Mikey
złapał mnie za bark, a ja na jego słowa jedynie przytaknęłam. –Obudzisz ich?
-Pewnie – wzruszyłam lewym ramieniem. Weszłam do salonu
niczym boss, po czym złapałam za mikrofon, do którego wczoraj śpiewał między
innymi Irwin. –Wstawać, koniec balu! – wrzasnęłam na tyle głośno, na ile
pozwalały mi moje płuca. W całej willi rozniósł się stłumiony jęk spowodowany
silnym kacem. –Dziękujemy za obecność, a teraz wypad, bo musimy tutaj
posprzątać! – niezadowolone towarzystwo zaczęło kierować się w stronę drzwi, a
potem wychodzić. W ten oto sposób pozbyliśmy się gości, a sami zaczęliśmy
uzgadniać kto będzie sprzątał gdzie.
-Mary, pomóż mi z sypialną Rogera i Natalie – nie czekając
na moją odpowiedź, wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni rodziców Hooda. Ustawił
mnie, a następnie wyjął z szafy czystą pościel, którą mi podał. Popatrzyłam na
niego z uniesionymi brwiami. –Obiecałem, że nie znajdzie żadnej gumki i zmienię
pościel, okay? – przytaknęłam. Podczas, gdy Ash szukał prezerwatywy, której
używał nad ranem, ja zajęłam się zmianą poszewek oraz zaścieleniem łóżka. Po
skończonej pracy usiadłam na materacu i śledziłam każdy ruch mojego przyjaciela.
–Kurwa – warknął poirytowany. –Przecież nie zapomniałem, czy zapomniałem? –
spojrzał na mnie, jednak ja wzruszyłam tylko ramionami. Wypiłam dość alkoholu,
żeby stracić świadomość swoich czynów, a on pyta czy założył prezerwatywę na
swojego wacka. –Na pewno założyłem, zawsze pamiętam, prawda, Mary?
-Skąd mam wiedzieć? Nie jestem twoją opiekunką, żeby cały
czas trzymać cie za rękę. Jesteś ode mnie starszy, po za tym jesteś facetem
powinieneś pamiętać o takich rzeczach – usiadł obok mnie i oparł głowę o mój
bark. Zaczęłam gładzić jego policzek, ale nie patrzyłam na niego.
Nie chcę być w ciąży przez jego lekkomyślność oraz sklerozę. Jestem za młoda na bycie matką, sama jestem jeszcze dzieckiem!
Dzieci nie powinny mieć jeszcze swoich dzieci, a zgłasza takie szczeniaki jak
ja i Ashton. Nasze życie opiera się na imprezowaniu, na korzystaniu z uroków
młodości, na nieodpowiedzialności. Na paleniu blantów, niezobowiązującym seksie
oraz zabawnie pod każdą możliwą definicją. Nie potrafiłabym się tego wyrzec dla
jakiegoś zasmarkanego dzieciaka, którego zrobiłby mi mój najlepszy przyjaciel.
Zresztą prawie pewne, że on nawet by mi przy tym smarku nie pomagał, a ja nie
chcę obarczać tym mojej mamy zważając na fakt, że już ojciec zostawił ją ze mną
oraz Gabe’ m bez jakiegokolwiek wsparcia – okay, może płaci alimenty, ale na
tym kończy się jego ojcostwo. Jeśli w grę wchodzi ciąża, to mówię stanowcze
nie!
W przyszłości jak najbardziej chciałabym założyć rodzinę,
ale to dopiero za jakieś pięć lub sześć lat, gdy skończę studia na wydziale
projektu ubioru lub po prostu stylizacji. Planuję też otworzyć akademię tańca,
jednak to dopiero później. Jak widać mam swoje plany, które chcę zrealizować i
nikt – nawet Ashton oraz jego fujara mi tego nie zniszczy.
-Co jeśli…?
-Nie kończ – przerwałam mu w połowie zdania. Całkiem pewne,
że gdybym była teraz w ciąży to usunęła bym to dziecko. Nie mam zamiaru
zmieniać zafajdanych pieluch, podczas gdy on będzie zabawiał się z jakąś szmatą
po kątach. Nie jego doczekanie, żeby mnie w ten sposób uziemić!
-Ale jakbyś była…
-Nie będę – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –Nie ma opcji,
biorę tabletki - dodałam spokojniej.
-One nie zawsze działają – mruknął. –Czasem zachowujesz się
jak pięciolatka – wywróciłam oczami. On natomiast zachowuje się jak trzylatek –
jest dziecinny, wpada w szał jak coś nie idzie po jego myśli i histeryzuje
gorzej niż dziewczyna z okresem. –Gdybyśmy mieli dziecko…
-Nie będziemy mieć dziecka, Ashton – mój ton zmienił sie na
bardziej łagodny. Chciałam mu wyjaśnić, że nie zaliczyliśmy wpadki, a ten rok
będzie bez jakichkolwiek wtop. –Wszystko będzie jak było, tylko błagam
następnym razem zabezpieczaj się – pokiwał kilka razy pionowo głową, ale to
mnie nie satysfakcjonowało. –Obiecaj, że będziesz używał gumek.
-Obiecuję, Mary, ale ty mi obiecaj, że pójdziesz do lekarza,
tak na wszelki wypadek.
-Okay – westchnęłam. –Pójdę, ale za miesiąc teraz nie mam
czasu za niedługo są zawody, a ja muszę przygotować układ i jeszcze ten bal…
-Bal jest za dwa miesiące.
-Ale muszę wymyśleć motyw przewodni, załatwić dekoracje,
muzykę, zrobić plakaty, bilety… To wszystko zajmuje wiele czasu, Irwie.
-Uwielbiam jak tak do mnie mówisz – wymruczał, a potem wpił
się w moje wargi. Naparł na mnie, dlatego opadłam plecami do tyłu na materac.
Znów zaczął swoją grę, która polegała na przeleceniu mnie. Całował skórę mojej
szyi przy okazji lekko ją zasysając oraz robiąc mi malinki.
-Przestań – powiedziałam pod nosem, ale nie zrobił tego.
–Ashton, nie chcę – położył głowę na mojej klatce piersiowej i westchnął
głośno. Oboje milczeliśmy i wsłuchiwaliśmy się we własne oddechy.
-Jesteś żałosny, Calum! – dobiegł nas krzyk mojej
przyjaciółki, który prawie się łamał co świadczyło tylko o tym, że Maximilian
walczy sama ze sobą, żeby się nie rozpłakać oraz nie dać Hoodowi satysfakcji.
Oboje się kochali i nawet ślepy zauważyłby, że nie są sobie
obojętni mimo zerwania. Dopełniali się – on był typowym gościem przypominającym
tych z amerykańskich komedii – chłopak z drużyny, gwiazda szkoły, gitarzysta
basowy oraz szkolne ciacho, o którym marzą dziewczyny, a ona? Również była
bohaterką z filmu – cheerleaderka, dobra uczennica, skromna, czasem szara
myszka, ale potrafiąca również być straszną suką. Pasowali do siebie, każde
cierpiało z powodu tej rozłąki, ale przeżywali to na różne sposoby – ona
chodziła przybita, a on dopisywał kolejne nazwiska to listy zaliczonych
panienek. To było popaprane z ich strony, ale też zrozumiałe. Max bała się mu
znów zaufać, ponieważ obawiała się ponownego cierpienia.
-Żałuję, że cię spotkałam i się w tobie zakochałam!
Nienawidzę tego uczucia, które do ciebie żywię. Boże, to takie żałosne –
parsknęła kpiącym śmiechem. –Cały czas mam nadzieję, że się zmienisz, a kiedy
już mam ci wybaczyć dostaję SMSa od Brook, że znów się z nią zabawiałeś!
-To nie tak! – wrzasnął, a mnie przeszedł nieprzyjemny
dreszcz. Powiało chłodem – było naprawdę źle jeśli Cal przyjął tak wściekły
ton. –Ta zdzira wykorzystała fakt, że byłem pijany!
-Zawsze to mówisz! Zaliczyłem pierwszoklasistkę, bo byłem
pijany! Przeleciałem Brook, bo byłem pijany! Pieprzyłem tą z równoległej, BO
BYŁEM PIJANY! Wiesz, co?! Mam totalnie szalony pomysł: PRZESTAŃ PIĆ, SKORO NIE
POTRAFISZ LUB PÓJDŹ NA TERAPIĘ! – usłyszałam głośny plask i mogłabym przysiąc, że
Ash też go wychwycił.
-Kurwa! Max, zaczekaj! Dobrze wiesz, że nie odpuszczę!
-Co za kutas – mruknął ciemny blondyn. –Jest taką ciotą, że
znów zaliczył Brooklyn – zaśmiał się pod nosem.
-Patrząc na to z twojego punktu widzenia, to też jesteś
ciotą, bo już któryś raz z rzędu przespałeś się ze mną.
-To zupełnie inna bajka, ponieważ nie jesteśmy w związkach,
po za tym Dawson to szkolna zdzira, która nadstawia dupy każdemu – wzruszył
ramionami. –I nie któryś raz z kolei, tylko dwudziesty piąty.
-Nie zaliczyłeś nikogo w grudniu!?- wysferzyłam na niego
oczy. Przecież to niemożliwe, żeby ten babiarz cały miesiąc zabawiał się tylko
i wyłącznie ze mną! Na pewno ściemnia, on nigdy nie odpuszcza!
-Na początku miesiąca, kiedy byliśmy na meczu wyjazdowym
przeleciałem laskę Jake’ a w gabinecie ich dyrektora.
-Jesteś niemożliwy, to ohydne, że twoja pała była w jej
szparce. Przez ciebie mogę złapać jakiegoś HIVA.
-Bez przesady tylko mi obciągnęła, a potem użyłem
prezerwatywy, wyluzuj Mary – przewróciłam oczami.
To jest obrzydliwe. On jest obrzydliwy. Pieprzył się z moją
rywalką, co absolutnie wisi mi koło nosa, zupełnie jak miejsce, w którym się
zabawiali, ale mógłby pomyśleć o mnie, bo jeśli przez Irwina nabawię się jakiś
chorób wenerycznych to go wykastruję i będę okładać po twarzy jego penisem.
-Wracam do domu, jestem wyczerpana – jęknęłam wstając, co
również uczynił osiemnastolatek.
-Masz może ochotę na jakiś film?
-Chcę obejrzeć Zostań,
jeśli kochasz. Jeśli nie chcesz, to…
-Heej – popchnął mnie po przyjacielsku przez co mało co nie
wpadłam na ścianę. –Przecież zawsze oglądam z tobą te ckliwe filmy – objął mnie
ramieniem i wyprowadził z sypialni państwa Hood. Zszedł z jednego schodka, po
czym się wypiął mówiąc standardowe: Wskakuj,
kicia. Wybiłam się i według zaleceń wskoczyłam na jego plecy, obejmując
jego szyję palcami, aby tylko nie spaść. Chłopak złapał za moje uda, które
lekko ścisnął, a potem niczym rasowa gazela zaczął zbiegać ze stopni.
Czułam się jakbym znów miała pięć lat, a tata wynajął na
moje urodziny kucyka, który tak zabawnie podskakuje podczas biegu, dlatego
zawsze śmieję się jak mała dziewczynka, kiedy Ash nosi mnie na barana.
-Na razie ludzie! – wrzasnął, aby przebywający w kuchni nasi
przyjaciele go usłyszeli.
-Do jutra! – również się z nimi pożegnałam, a później Irwie
wyszedł z willi Caluma zamykając drzwi z hukiem. Za pomocą pilota otworzył
swoje ukochane autko i usadził mnie na fotelu pasażera, po czym zamknął drzwi.
Obszedł samochód, a chwilę później siedział na miejscu kierowcy odpalając
silnik i wprawiając pojazd w ruch.
Jechał dość szybko, ponieważ kontrolna wskazywała sto
dwadzieścia kilometrów na godzinę. W radiu leciały świąteczne piosenki, a
aktualnie All I want for Christmas is You
w wykonaniu Justina Biebera oraz Mariah Carey – osobiście nie przepadam za
tym piosenkarzem, ale jego niektóre piosenki są wprost świetne. Nuciłam
cichutko pod nosem, podczas gdy Ash nie krępował się i śpiewał głośniej niż
Justin – miał również lepszy głos od Biebera, a ja uważam, że w przyszłości
zrobi karierę razem z Calumem i Michaelem.
Kierowca zatrzymał się pod moim domem dokładnie dziesięć
minut później co było przyczyną sygnalizacji świetlnej, która zmieniała się
dokładnie tak szybko jak pogoda, ponieważ ze słonecznego nieba pojawiło się
zachmurzenie. Deszcz tylko czekał, aby runąć i zniszczyć wszystkim humor,
oczywiście po za mną, bo go uwielbiam. Ashton jak dżentelmen otworzył mi drzwi
oraz pomógł wysiąść, a potem oparł się tyłkiem o maskę.
-Przebiorę się tylko i przyjadę – przytaknęłam z lekkim
uśmieszkiem i już chciałam sobie pójść, ale osiemnastolatek złapał mnie za dłoń
prosząc tym samym, abym poświęciła mu jeszcze kilka sekund mojego jakże cennego czasu. –Ubierz czarne
dresy i tą białą koszulkę z napisem Lazzy
– przytaknęłam na jego słowa, a gdy cmoknęłam go w policzek odwróciłam się
i weszłam wreszcie do domu.
Mojej mamy oraz brata jeszcze nie było, co mogło świadczyć
tylko o tym, że dalej są w hotelu pana Brada, gdzie w pokoju odsypiają
sylwestra spędzonego w gronie przyjaciół. Cieszyłam się, że mama znów wróciła
do swojego życia towarzyskiego jakie prowadziła przed rozwodem, ponieważ
jeszcze cztery miesiące temu była jedną z tych kobiet z depresją porzuconą
przez mężczyznę, któremu poświęciła jedną czwartą swojego życia. Mimo, że nie
pokazywała nam jak bardzo cierpi, bo wręcz przeciwnie poświęcała nam multum
czasu oczywiście nie zaniedbując swoich obowiązków, ale w nocy płakała –
wiedzieliśmy o tym z Gabe’ m, ponieważ często podsłuchiwaliśmy oraz
próbowaliśmy jej pomóc wysyłając ją na randki z facetami poznanymi na portalu
randkowym, który założyliśmy z Ashtonem. Chciałam jej się po prostu odwdzięczyć
za to co zrobiła dla mnie oraz mojego brata, jak wspierała nas w najbardziej
niedorzecznych przedsięwzięciach jakim się poświęcaliśmy. Laura jest moją
bohaterką, która mimo natłoku obowiązków związanymi ze studiami oraz pracą
zdołała mnie wychować oraz zdobyć wykształcenie, które wybiło ją na poziom
globalnej projektantki odzieży prezentowanej na wybiegach nie tylko w Nowym
Yorku, ale również w Madrycie, Paryżu, Mediolanie i Lizbonie. Jest kobietą
sukcesu oraz wzorową matką, która z dziecinną łatwością wspina się po
szczeblach kariery zawodowej i rodzicielskiej.
Wbiegłam do swojego pokoju, gdzie z garderoby wyjęłam czarne
spodnie z dresu oraz śnieżny t-shirt ze słówkiem Lazzy i poszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wczorajsze ciuchy, po
czy weszłam pod prysznic. Odkręciłam zawory pozwalając tym samym, aby stróżki z
początku zimnej, ale później już ciepłej wody ściekały ze mnie. Dokładnie
umyłam całe ciało wiśniowym żelem pod prysznic, a następnie włosy szamponem
jabłkowym. Po spłukaniu piany zakręciłam dopływ wody i owinęłam się szczelnie
ręcznikiem, a drugim owinęłam włosy. Wyszłam z kabiny stając przed lustrem.
Umyłam zęby, a potem kolejno wysuszyłam włosy i ubrałam się.
Powolnym krokiem zeszłam do kuchni. Z szafki wyjęłam dwie
paczki popcornu, które wrzuciłam do mikrofalówki, a z wielkiej lodówki zabrałam
dwie dwulitrowe butelki coca coli. Białe ziarenka kukurydzy wysypałam do miski,
którą zupełnie jak napoje oraz słomki zabrałam do salonu.
Przez drzwi frontowe wbiegł mój najlepszy i jedyny w swoim
rodzaju przyjaciel ubrany dokładnie tak samo jak ja, a w dłoni ściskał płytkę
DVD. W biegu zdjął buty, po czym włożył dysk do odtwarzacza kina domowego i
usiadł na sofie opatulając się moim kocykiem.
-No już, Mary – popędzał mnie mimo, że byłam obładowana
niczym tragarz. –Wskakuj – poklepał miejsce obok siebie, które zajęłam razem z
miską oraz jedną butelką. Odkręciłam nakrętkę i włożyłam do środka dwie długie
słomki. Ciemny blondyn przytulił mnie do swojej klatki piersiowej okrywając tym
samym zielonym materiałem, a następnie włączając sprzęt. –A teraz daj mi
buziaka i siedź cicho – wywróciłam oczami szybko cmokając go w usta oraz
spełniając jego prośbę dotyczącą zamknięcia ust podczas seansu.
Film był naprawdę piękny, a ja już w połowie rozpłakałam się
niczym małe bezbronne dziecko, czego Ashton nie potrafił zrozumieć. Według
niego to głupie płakać na tak ckliwych scenach jak sam fakt, że Mia traci
swoich rodziców, a potem sama zmaga się z decyzją czy dalej żyć czy może sobie
odpuścić, jej bliscy są zrozpaczeni, a jej chłopak – Adam nie potrafi przyjąć
tego do wiadomości. Dziewczyna umarła, a ja mocniej wtuliłam się w Irwina,
który gładził moje włosy i od czasu do czasu całował czubek głowy, mówiąc: Przestań płakać, bo sam się zaraz rozryczę.
Mój najlepszy przyjaciel płakał tylko dwa razy w życiu.
Pierwszy, gdy oglądaliśmy Króla Lwa na
scenie śmierci Mufasy, a drugi jak dostał swoje Lamborghini – był tak
szczęśliwy, że przybiegł do mnie na nogach cały zapłakany, rzucił się na mnie i
całował jak szalony cały czas jojcząc, że życie jest cudowne!
-Co chcesz teraz robić? – wzruszyłam ramionami. –Zjedliśmy
popcorn, wypiliśmy colę, obejrzeliśmy ckliwy film, na którym płakałaś… Może
pójdziemy teraz do ciebie na górę i… No wiesz… - spojrzałam na niego
uniesionymi brwiami.
-Jesteś niewyżyty, masz straszną chcicę, chcesz się tylko
pieprzyć – wywrócił oczami.
-To nie moja wina, że lubię się z tobą zabawiać.
-Zamiast się kochać, moglibyśmy tutaj poleżeć i nacieszyć
się swoim towarzystwem.
-Okay – mruknął zawiedziony. Położył się na boku przyciągając
mnie do siebie tyłem. Oparłam głowę o podłokietnik wpatrując się w duży plazmy
telewizor, w którym aktualnie leciały powtórki świątecznych filmów. Ashton
nawijał sobie moje poskręcane włosy na palec po chwila muskając mój obnażony
obojczyk.
Moje powieki były coraz cięższe i mimo, że starałam się
skupić na kolorowym obrazie skutecznie mi się to nie udawało i wreszcie
pozwoliłam sobie na sen, który przyszedł zadziwiająco szybko. Wiedziałam, że
mogę sobie na niego pozwolić bez żadnych przeszkód, ponieważ tuż obok leżał mój
rycerz, który był w stanie zaryzykować swoje życie tylko po to, żeby nikt nie
odważył się zakłócić mojego odpoczynku. Za to go kochałam.
_______________________________________________
Mamy rozdział drugi, jak wam się podoba? Szczerze musze powiedzieć, że wyszedł mi dokładnie tak jak chciałam i jestem z niego dumna.
Cały czas staram się pokazać jakie relacje są między Mary i Ashtonem, nie wiem czy to do końca wychodzi dobrze, ale uważam, że raczej tak.
Dziękuję za komentarze, pod pierwszym rozdziałem.
Buźka, miśki ;**
Szczerze podoba mi się bardzo :)
OdpowiedzUsuńWidać że starasz się opisać i pokazać co ich łączy. Niby przyjaciele a jednak gdzieś tam czują coś do sb :)
Pozdrawiam Ola :*
Twoje opisy są najlepszą rzeczą na świecie. Nawet nie wiesz jak ten rozdział mi się podobał, głównie ze względu na jego długość i właśnie to dokładne pokazanie relacji łączących Mary z Ashtonem. Masz ogromny talent, a bohaterowie są cudownie wykreowani. Tacy typowi przyjaciele, którzy jednak chcą od drugiego więcej i to jest takie cholernie słodkie, kocham te motywy. Z niecierpliwością czekam na trójkę. :D
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie na pierwszy rozdział:
http://sinister-fanfic.blogspot.com/
No no no ,dopiero drugi rodział a ja juz kocham tego bloga i nie moge sie doczekać nexta !
OdpowiedzUsuńUwielbiam blogi w których jest dużo chorych relacji. A między Ashem i Mary jest zajebiście chora, ale w pozytywny sposób, relacja. Nie mogę się doczekać następnego, weny.
OdpowiedzUsuńO nie. .... kocham to opowiadanie i ciebie, wiesz?
OdpowiedzUsuńGenialny, niesamowity, cudowny, wspaniały, idealny rozdział. Aż brakuje mi epitetów, by go opisać. :P
No cóż. Jako twoja zagorzała fanka, napisze jeszcze tylko, że czytam wiernie i kończę.
pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny! ! <3
Mmm, tacy słodcy! :3 Ich relacja jest bardzo ciekawa, już sama w sobie jako różnica płci chociaż są wyjątki :) Chce zobaczyć co z tego wyniknie ^^ Do następnego ♡/Ali
OdpowiedzUsuńChora relacja + Ash + Mary = niesamowity blog <3
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem znalazłam twój blog i wcale nie żałuję. Nadrobiłam poprzedni rozdział i prolog i muszę przyznać, że opowiadanie mnie wciągnęło. Oni wszyscy są zwariowani i stuknięci - oczywiście w ten pozytywny sposób- nie można ich nie lubić. Fakt faktem Mary i Ash mają dość dziwną relację - ale są świetną parą przyjaciół. Czekam na kolejną część - będę zaglądać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziewczyno ty jesteś zajebista, jednym słowem ❤
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały to cud miód i malinka .
Uwielbiam wręcz kocham relację między Ash'em a Mary ❤
A na dodatek jeszcze ta piosenka Taylor ❤
Poproszę nexta now ;*