Ashton
Wstałem dziś wcześniej niż zwykle i poszedłem wziąć
orzeźwiający prysznic, a następnie ubrałem się. Wróciłem do swojej sypialni, po
czym zabrawszy plecak zbiegłem na dół. Doznałem szoku, gdy przy stole zastałem
oprócz mamy i mojego rodzeństwa również ojca.
-Dobry – mruknąłem z lekką chrypą w głosie. Odchrząknąłem,
chcąc się jej jak najszybciej pozbyć. –Co na śniadanie? – ucałowałem mamę w
policzek, ale mój ton dalej był taki sam.
-Dobrze się czujesz, skarbie? – Sophie dotknęła mojego
czoła, aby prawdopodobnie sprawdzić moją temperaturę. –Jesteś nico rozpalony,
może zostań dziś w domu – zaproponowała, ale szybko zaprzeczyłem kiwiąc głową
na boki.
Dzisiejszego dnia miałem nie tylko trening, ale również mega
ważny test z matmy, który musiałem zdać za wszelką cenę. Po za tym Mary miała
się dziś wreszcie pojawić w budzie, a tego co mówił mi wczoraj Mikey próbowała
zmienić Hemmingsa z leszcza w spoko
kolesia – jestem ciekaw jak jej poszło, dlatego nie było opcji, abym został
tego dnia w domu.
-W razie czego przyjdę wcześniej, nie martw się o mnie –
posłałem jej lekki uśmiech, a później zabrałem jednego tosta, którego zjadłem
siedząc na blacie popijając kawą.
-Usiądź jak człowiek, Ashton – mruknął Brad. –I zjedz razem
z nami kulturalnie śniadanie.
-Tato, zaraz muszę się zbierać do szkoły, odwieść Anta i El,
a później pojechać po Mary- jak na zawołanie zadzwonił mój telefon, dlatego
wyjąłem go z kieszeni i odebrałem, ponieważ dzwoniła moja przyjaciółka. –Co
jest, kicia?
-Irwie, dziś po mnie nie przyjeżdżaj – zmarszczyłem brwi.
Jak to dziś po nią nie przyjeżdżać?! Żarty sobie robi? Przecież zawsze jeździmy
do szkoły razem!
-Czemu? –wychrypiałem.
-Jesteś chory? Wpadnę do ciebie z jakimś syropem i zajmę się
tobą – oblizałem górną wargę, bo sama myśl, że mogłaby tutaj wpaść i się mną
zająć była bardzo kusząca.
-Nie, idę dziś do budy, bo jest sprawdzian z matmy. Więc
powiesz mi dlaczego nie mam cie dziś odbierać? – przeczesałem dłonią włosy,
które wpadały mi dziś w oczy, ponieważ nie zakładałem bandanki, która
podtrzymywała moją czuprynę.
-Luke powiedział, że przyjedzie. Nie złość się, przecież
wiesz, że mamy ten zakład, a ja chcę go wygrać i przejechać się twoją Natalie –
zaśmiałem się pod nosem, przecież to jasne, że to ja wygram ten nasz mały
zakład.
-Mhm, widzimy się w szkole?
-Tak, całuję!
-Tsa, ja też – zakaszlałem i rozłączyłem się. Wszyscy
patrzeli teraz na mnie jak na jakiegoś obcego. Nie byłem w stu procentach
pewien o co może im chodzić. W końcu rozszyfrowanie mojej rodzinki było nie
lada wyzwaniem. To zupełnie jakbym grał w pokera z Michaelem, którego twarz
podczas partii nie wyraża żadnych emocji. –Co?
-Pokłóciliście się? – zapytała moja rodzicielka. –Kochanie,
na pewno się między wami ułoży – posłała mi pocieszający uśmiech, który
odwzajemniłem.
-Nie, jest w porządku – wzruszyłem kolejny raz ramionami. –Podskoczę
po Mellody, skoro Mary jedzie z Hemmingsem.
-Co za Mellody? – kiwnął w moim kierunku ojciec z
zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
-Mellody Cook, córką Melissy tej prawniczki.
-Córką mojego rywala na rynku?
-Tsa, chyba tak – podrapałem się zakłopotany w kark.
Richard Cook od zawsze rywalizował z moim ojcem i nieważne
czy była to zwykła konferencja prasowa czy rywalizacja o moją mamę. Już w
liceum obaj o nią zabiegali, ale Sophie wybrała Brada z czego niezmiernie się
cieszę, bo wbrew pozorom mój starszy to równy gość.
-To coś poważnego, czy może…
-Tato, czy ja wyglądam na kogoś kto gustuje w takich laskach
jak Cook? Widziałeś ją w ogóle? Przecież mam Mariannę.
-Wreszcie jesteście razem? – zapytał zdziwiony, na co
parsknąłem śmiechem.
-To moja przyjaciółka, a nie dziewczyna.
-Ale wkurza cie fakt, że kręcą się przy niej inni kolesie –
wtrąciła Elena.
-Zamknij się- warknąłem. –Mary może spotykać się z kim tylko
chce, a ja będę miał to w dupie. Zbierajcie się – rzuciłem w kierunku siostry
oraz brata, którzy poszli do góry się przebrać.
Nie potrafiłem ich zrozumieć. Jaki był sens jedzenia
śniadania w piżamach, skoro później musieli znów wchodzić po tych schodach i
tracić czas na ubieranie się, skoro mogli to zrobić zaraz po obudzeniu się.
-Ash, tata ma dla ciebie prezent – zmarszczyłem brwi na
słowa mamy. On ma prezent dla mnie? Przecież święta i moje urodziny już były!
Spojrzałem niepewnie na bruneta, który zza marynarki wyjął średnich rozmiarów
kartonik. Podał mi skrzynkę, a ja lekko nią potrząsnąłem.
-Otwórz- nalegał, a ja niepewnie uniosłem wieko. Momentalnie
na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. O ja cie pierdolę, jak ja kocham
mojego starego! –Następnym razem chowaj telefon, kiedy zrywasz z dziewczyną, bo
nie będę kupował ci nowego co dwa tygodnie –przytaknąłem z chytrym uśmieszkiem.
–To nowy model, który jeszcze nie jest dostępny na rynku, dlatego uszanuj to że
Adam zgodził się na sprzedasz przed premierową specjalnie dla ciebie.
-Jasne, dzięki tato – przytuliłem go w ramach wdzięczności i
poklepałem po plecach. –Jesteś najlepszy –muszę jakoś dowartościować mojego
staruszka, w końcu załatwił mi nową komórkę, która przysłuży mi w wielu rzeczach
– mieści większą ilość muzyki, są wgrane nowe funkcje no i można pobrać więcej
aplikacji.
-Ashton, możemy jechać? – przytaknąłem na słowa Eleny, która
nerwowo tupała swoją koślawą nogą. Pożegnałem się standardowo z mamą, a ojcu
powiedziałem zwykłe na razie, po czym
poszedłem do garażu, aby wyprowadzić samochód.
Jechaliśmy w ciszy, którą na całe szczęście zagłuszała
muzyka z radia. Najpierw odwiozłem siostrę, a później już z Tony’ m
pojechaliśmy po Mellody. Brunetka wyszła ubrana w krótką rozkloszowaną
spódniczkę z wysokim stanem w czarnym kolorze, popielaty top, który zasłaniał
jedynie jej cycki i odsłaniał kawałek żeber, na stopach miała wysokie obcasy.
Włosy opadały jej na ramiona oraz plecy, a twarz była przykryta pod toną
makijażu. Pewnym krokiem zmierzała w stronę mojego auta, do którego wsiadła i
naparła swoimi ustami na moje.
-Ble- odepchnąłem ją lekko, gdy usłyszałem pomruk
niezadowolenia wydobywający się z Anthony’ go.
-Co robisz? – zapytała zbita z tropu.
-Jadę do szkoły, a ty co odpierdalasz? Mówiłem, żebyś tak
nie robiła.
-Marianna może, a ja nie?!
-Mary jest…
-Mary to dziewczyna Asha, a ty jesteś tylko zabawką – warknął
mój braciszek, którego w tej chwili mógłbym udusić.
-Co takiego?!
-Nie słuchaj go, to dzieciak, nie wie o czym mówi, tak?
Wiesz, że bardzo cie lubię – będę się smażył w piekle za te kłamstewka, ale
jakoś to przeżyję.
Po odwiezieniu Anta, zajechałem pod budynek naszego liceum.
Oboje wysiedliśmy, a potem zarzuciłem ramię na jej barki i wprowadziłem do
placówki wcześniej zamykając samochód. W środku podeszliśmy do mojej szafki,
gdzie stali już moi przyjaciele. Przywitałem się z nimi, a ta idiotka zrobiła
to samo – była żałosna skoro myślała, że bujając się ze mną i wmawiając innym,
iż jest moją pseudo dziewczyną zyska popularność mimo, że właśnie o to w tym
wszystkim chodziło. Cook miała w końcu być królową balu.
Nagle duże drzwi się otworzyły, a wzrok wszystkich
powędrował na dwójkę, która właśnie w nich stanęła. Wysoki blondyn ubrany w
obcisłe podarte na kolanach rurki, które uwydatniały jego chude jak patyki nogi
oraz luźną koszulkę z logiem Nirvany na szerokich ramionach, która na nim
wisiała, na stopach miał vansy, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Jego włosy
były idealnie ułożone przy pomocy żelu ku górze. Prawe ramię miał zarzucone na
drobnych barkach Mary, która z kolei miała na sobie przyległą, koronkową
spódniczkę z wysokim stanem oraz trenem – tak, wiem to przerażające, że facet
potrafi odróżnić rozkloszowaną kiecką od tej swingowej, a co gorsza ogarnia
pojęcie tren – w kolorze granatowym
oraz bluzeczkę na szerokich ramiączkach ze zbliżoną barwą, która odsłaniała
centymetrowy odcinek jej pasa, a na nogach miała buty na lekkiej platformie.
Zmierzali w naszym kierunku niczym gwiazdy, a inni uczniowie nie spuszczali z
nich wzroku nawet na moment – laski szeptały między sobą pytając: Co to za przystojniak? Ciekawe czy kogoś ma?
I tym podobne.
-Cześć Irwie –Wesley przyległa do mnie ciałem, a ja mocno ją
przytuliłem mordując przy okazji wzrokiem Hemmingsa. Jeśli myśli, że mi ją
odbierze to jest w cholernie dużym błędzie. –Chłopaki wiecie, że Lucas gra na
gitarze i śpiewa? – odepchnęła mnie lekko od siebie, a później zaczęła
zachwalać tego leszcza.
-Jakieś ballady? – zadrwiłem, ale zaraz po tym Marianna
zmroziła mnie wzrokiem.
-Jest świetny, może zabierzecie go dziś na próbę zespołu,
huh? – kiwnęła w moim kierunku.
-Jasne, tylko Ashton musi się zgodzić w końcu to był jego
pomysł z bandem – wzruszył ramionami Hoodie, którego w tej chwili miałem ochotę
uderzyć. Duże zielone oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją, której nie
chciałem za żadne skarby gasić.
-Irwie, no prooooszę – jęknęła, na co wywróciłem oczami.
–Wynagrodzę ci to – szepnęła mi na ucho.
-Okay – westchnąłem zrezygnowany, na co blondynka cmoknęła
mnie uradowana w policzek. Nagle jej drobna rączka dotknęła mojego pośladka,
wsuwając coś do kieszeni.
-Luke, naprawdę wyglądasz obłędnie – zachwycały się na
zmianę Max z Jasmine, a ja miałem ochotę zwrócić. Przecież tylko zmienił styl!
To wcale nie oznacza, że nie jest już ciotą.
-Dzięki Jas – posłał jej łobuzerski uśmiech, a później
podeszła do nas Brooklyn.
-Cześć przystojniaczku – zaćwierkała. –Chyba jesteśmy dziś
dopasowani – złapała za jego koszulkę, a później pociągnęła go w stronę toalet.
-Wow Mary, jesteś cudotwórczynią – stwierdziła Max.
-Dzięki, ale on sam… Przyjechał dziś po mnie i już tak
wyglądał. Słowo, nie miałam z tym nic wspólnego – uniosłem na nią brwi. To
podejrzane, dlatego muszę się dowiedzieć więcej na temat Hemmingsa i już nawet
wiem kto mi w tym pomoże.
Gdy zadzwonił dzwonek zgarnąłem Clifforda na stronę i
zaciągnąłem do biblioteki. Po długich namowach przekonałem go, żeby znalazł
jakieś informacje na temat Luke’ a w necie. Zajęło nam to jakieś półgodziny
lekcji języka angielskiego, ale zlaliśmy to, bo było warto.
-Wywalili go dwa razy ze szkoły za bójki – czytał Mikey. –Był
kapitanem szkolnej drużyny w piłce nożnej, trzy razy zgarnęli go za zakłócanie
ciszy nocnej oraz organizowanie hucznych balang. Pan buntownik, nieźle –
przyznał z chytrym uśmieszkiem.
-Myślisz, że wykaże się w naszym zespole?
-Stary, jego ojciec to Joe Hemmings gitarzysta The Ascension
– wyszczerzyłem na niego oczy. Jaja sobie ze mnie w tej chwili robił?!
-To nieprawda – pokiwałem przecząco głową.
-Gadałem z nim wczoraj razem z Mary – wzruszył ramionami.
–Jego ojcem jest legenda rocka.
The Ascension było zespołem rockowym, na którym się
wychowywałem razem z Calem i Mike’ m. Serio, podziwiałem tych gości – w wieku
trzynastu lat rzucili szkołę , żeby spróbować swoich sił w show biznesie. Udało
im się, bo kiedy mieli już piętnaście i czternaście lat grali w całej
Australii, a rok później podbijali już światowe sceny jak Madison Square
Garden. Moim idolem był i jest do tej pory ich perkusista Scott, ale cholernie
wielbię też Joe, Bena i Deana. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że ten
dzieciak miał w życiu tyle szczęścia, żeby wychowywać się jako syn wielkiego
Joe… Kurewsko mu zazdroszczę.
-A dałoby się… No wiesz… - uniosłem ramiona by po chwili
znów je opuścić. –Mógłbym go poznać?
-Gadaj z Hemmo, to w końcu jego stary, tak? – przytaknąłem.
–Dobra, lecę, bo miałem odpisać jeszcze zadanie od Jas na geografię – poklepał
mnie po ramieniu, a później wyszedł zostawiając mnie samego z włączoną stroną
internetową.
Boże… Ile ja bym dał, żeby grać koncerty na całym świecie…
Ale moja cholerna przyszłość jest już dokładnie zaplanowana – przejmę firmy
ojca i będę kolejnym nudziarzem w naszej rodzinie. Będę miał nudną żonę oraz
nudne dzieci, a Marianna będzie moją kochanką, którą będę cały czas posuwał.
Mary!
Szybko sprawdziłem tylnie kieszenie w celu znalezienia świstka,
który mi zostawiła. Z prawej kieszeni wyjąłem pognieciony karteluszek, który
ostrożnie rozwinąłem i przeczytałem starannie zapisaną na nim wiadomość.
W
bibliotece na dużej przerwie. Bądź M xx
Ooo na
pewno będę, przecież nie mogę jej zawieść skoro jest na mnie napalona.
Poczytałem jeszcze trochę o przeszłości Lucasa, a później poszedłem na fizykę,
którą miałem niestety z Cook. Całą lekcję siedziałem jak na szpilkach, ponieważ
za niespełna kilkanaście minut miałem spotkać się z Wesley między regałami.
Cholera, nie wiem czy mam gumki! W pośpiechu zacząłem przeszukiwać plecak, aż w
końcu znalazłem mały kartonik kiedy zadzwonił dzwonek.
Szybko
wybiegłem z pracowni i skierowałem się do szkolnej czytelni. Sprawnie wymijałem
innych uczestników ruchu na korytarzu, do czasu gdy znalazłem się przed
odpowiednimi drzwiami. Pchnąłem prostokąt i wszedłem do środka niczym boss,
natrafiając na groźne spojrzenie pani Benson.
-Ashton
– warknęła. –To biblioteka i panuje tutaj cisza, a nie boisko szkolne –
wywróciłem oczami, a potem zignorowałem ją i poszedłem do odpowiedniej alejki,
gdzie na parapecie siedziała już moja przyjaciółka studiując materiał, który
obowiązywał na test z matmy.
-Cześć
piękna – szepnąłem do jej ucha, a później złapałem za jej nogi odwracając do
siebie przodem. Rozszerzyłem jej uda, żeby mieć lepszy dostęp do jej ust.
–Stęskniłem się za tobą – muskałem jej kark, co chwila zasysając skórkę i
pozostawiając na niej kilka malinek.
-Irwie,
przestań – odepchnęła mnie. – Pamiętasz, jak w sylwestra zapomniałeś użyć
gumki? – niepewnie przytaknąłem.
-Ty
chyba nie…
-Oszalałeś?!
– uniosła się. –Oczywiście, że nie.
-Więc o
co chodzi?
-O
Jasmine.
-A co
ona ma do tego, że zapomniałem?
-Ona…
Nieważne.
-Okay,
w takim wróćmy do konkretów – znowu zacząłem ją całować, a ona kolejny raz mnie
odepchnęła. –Co znowu?! – warknąłem zdenerwowany. Co to kurwa jest jakiś test,
który ma na celu sprawdzenie mojej powściągliwości?!
-Spałeś
z Cook?
-Co to
ma do rzeczy?
-Spałeś
czy nie?
-Nie, a
ty z Hemmingsem?
-Nie
mogę – zmarszczyłem brwi. O czym ona znowu gada? A może Calum znowu ją czymś
naszprycował i dziewczyna najzwyczajniej w świecie majaczy? –Nasi rodzice
randkują, więc nie mogę.
-Okay,
ale nasi – wskazałem na nas palcem. –Rodzice nie randkują, więc my możemy, tak?
-Tak –
uśmiechnąłem się szeroko i pochyliłem nad nią, ale kiedy miałem musnąć jej
wargi powstrzymała mnie. Jasna cholera! –Ale nie w bibliotece, zerwiemy się z
ostatniej lekcji i pójdziemy do ciebie, a później pojedziesz na próbę do Cala i
będziesz cholernie miły dla Luke’ a, bo jeśli nie to możesz zapomnieć o seksie
ze mną ,rozumiesz? – ścisnęła za moją brodę, a gdy od niechcenia przytaknąłem
wpiła się łapczywie w moje usta. Szybko odnalazłem z nią wspólny rytm, a nasze
języki toczyły ze sobą zawziętą walkę. Wykorzystałem okazję oraz fakt, że mamy
dużo czasu i zrobiłem siedemnastolatce palcówkę, na co z rozkoszy jęczała w
moje ramię byleby tylko ta wredna małpa Benson nie usłyszała.
Po
dzwonku pobiegliśmy w stronę klasy od tej cholernej historii, ale spóźniliśmy
się dlatego ten kretyn Moore wziął mnie do odpowiedzi. Mary nalegała, żeby poszła
zamiast mnie, jednak ten chuj twardo trzymał się swojego. Tym oto sposobem
dostałem kolejną jedynkę – tsa, żadna nowość! Ten gość chce mnie udupić i przez
niego wylecę z drużyny oraz nie pójdę na studia. Kiedy lekcja się skończyła
poszliśmy na stołówkę. Nie byłoby w tym nic złego ponieważ cały czas jadamy
razem, ale ostatnio miejsce Weston zajęła Mellody i może być z tego niezła
afera. Szedłem obok mojej przyjaciółki, ramieniem obejmując Cook i czułem się
źle.
-Luke!
– zawołała, a później kiwnęła do blondyna, aby podszedł do nas. –Zjesz z nami?
-Tsa –
powiedział od niechcenia, a później zarzucił ramię na barki mojej przyjaciółki.
Mam w dupie, że ich starzy się spotykają, ale on nie ma prawa jej dotykać. Nie
pozwalam mu!
Stali
za mną i Mel w kolejce po obiad, a później podeszli do stolika. Mój puls
przyśpieszył, kiedy zobaczyłem morderczy wzrok Marianny.
-Co to
ma znaczyć? – warknęła. –To moje miejsce.
-Poprawka
to było twoje miejsce, Mary – brunetka posłała jej triumfalny uśmiech. –Ashton
powiedział, że mogę tutaj siedzieć.
-Ashton,
co?!- wrzasnęła, a wszyscy teraz przenieśli wzrok na nasz stolik. –Jakim
prawem…
-Możesz
siedzieć u mnie na kolanach – rzuciłem szybko. Nie chciałem się z nią kłócić,
zwłasza, że dopiero co się pogodziliśmy.
-Obejdzie
się – powiedziała przez zaciśnięte zęby i uśmiechnęła się sztucznie. Odwróciła
się na pięcie, zarzucając włosami i złapała nadgarstek Luke’ a oraz poszła…
Gdzieś. Przejechałem dłońmi przez włosy i zacząłem szarpać za końcówki w celu
rozładowania gniewu. Kurwa mać!
-Ashy,
jesteś na mnie zły? – przejechała dłonią po moim udzie, a ja natychmiast
zrzuciłem jej dłoń.
-Nie dotykaj
mnie – warknąłem. –Nie mów na mnie Ashy, bo to pojebana ksywka, a po trzecie
nie igraj ze mną jeśli chodzi o Mary, jarzysz? – dokończyłem złowrogim tonem.
-Jezu,
to były tylko żarty – mruknęła poirytowana. –Nie sądziłam, że ta sztywniara
weźmie to na poważnie.
-Najlepiej
będzie jak przez najbliższe kilka dni dasz mi spokój, muszę wyprostować sprawy
z Marianną, okay? – westchnąłem, a ona z niezadowoleniem przytaknęła. Po
obiedzie poszliśmy na resztę lekcji, a po nich na trening. Zasuwaliśmy coraz
ciężej z racji tego, że Calum był zawieszony, a rezerwowi nie byli w stanie go
zastąpić, ponieważ Hood był najszybszy w naszej drużynie. Ostatni mecz
wygraliśmy cudem, a teraz mieliśmy grać ze znaczenie lepszym składem niż ten,
do którego należeli Rollins i Joker.
Caluś
siedział na trybunach i rozmawiał z Hemmingsem, co chwila obserwując Mary oraz
jej drużynę. Nie mogłem się skupić na bardo prostych poleceniach trenera,
ponieważ cały czas obserwowałem tego blondasa, który podrywał moją dziew… To
jest Mary! Moją przyjaciółkę!
-Irwie,
uważaj! – spojrzałem na Mike’ a, a chwilę później leżałem na glebie z bolącym
odcinkiem lędźwiowym. Kurwa mać, co to jest powtórka z rozrywki?!
-Nic ci
się nie stało, gówniarzu? – zaraz obok zjawił się trener i pomógł mi wstać. –Co
się z tobą ostatnio dzieje?! Grasz jak ciota i chodzisz zamyślony… Otrząśnij
się, gówniarzu, bo skoro twój chłopak został zawieszony przynajmniej wygraj dla
niego to cholerne mistrzostwo! –ja pierdolę, nie, to jest nie możliwe, żeby ten
człowiek brał to na poważnie. Przecież to były głupie żarty, a CASHTON to
FAKE!! –Odpocznij na ławce, dobra? –
złapał na mój barki i spojrzał mi w oczy, dlatego przytaknąłem i poszedłem na
najniższe siedzenie na trybunach. Złapałem głowę w dłonie i głośno westchnąłem.
Wszystko się pieprzy, a najgorsze jest to, że właśnie w tym roku kończymy
liceum i kłócimy się na bieżąco w dodatku o nic nieznaczące bzdury!
-Ash,
wszystko gra? – uniosłem wzrok na stojącą przede mną cheerleaderkę oraz
pokiwałem przecząco głową. Dziewczyna przysiadła na moich kolanach i mocno mnie
przytuliła, co odwzajemniłem. Schowałem głowę w zagłębieniu szyi Marianny,
która zaciskała swoje palce na mojej koszulce. –Co się dzieje?
-Przepraszam
za tą akcję na stołówce, to było nie fair w stosunku do ciebie – nagle poczułem
szarpnięcie za włosy na co jęknąłem, ponieważ kochałem gdy to robiła.
-Przestań,
przyznaję, że mnie to wkurzyło, ale rozumiem, że też chcesz wygrać ten zakład i
musisz ją jakoś urobić, zbyt impulsywnie zareagowałam.
-Przestań
pieprzyć głupoty, Mary – warknąłem. Po co udawała, wiem, że to ją
niemiłosiernie wkurwia. Niech się przyzna. –Jesteś wściekła – pokiwała
przecząco głową. –Jesteś – warknąłem, zaciskając swoje palce na jej biodrach,
na co syknęła. –Wybacz, ale nie lubię jak kłamiesz.
-Chodzi
o to, że ona… Coś mi w niej nie pasuje, Ashton. Cook coś kombinuje i wiem, że
to się cholernie na nas odbije.
-A co z
Hemmingsem, huh? Też będzie wściekły, jeśli dowie się co chcesz zrobić.
-Tylko
że Luke wie – uniosłem zdziwiony brwi. –Powiedziałam mu od razu, żeby nie był
na mnie zły –ona jest niemożliwa. Z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz
bardziej. Mary zawsze ma wszystko idealnie zaplanowane i nigdy nie popełnia
błędów, zazdroszczę jej czasem tego zorganizowania. Mimo wszystkiego –
najlepszych ocen w szkole, cholernego samorządu i wszystkich obowiązków z nim
związanych, cheerleaderek, ma jeszcze czas dla mnie, naszych przyjaciół,
rodziny oraz siebie, ponieważ cały czas chodzimy na jakieś imprezy lub do kina.
Jest niesamowita.
-Mary,
skoczymy gdzieś dzisiaj po próbie zespołu?
-Obiecałam
Gabe’ owi, że zabiorę go do Świata Zabaw, ale jeśli chcesz to możecie razem z
Anthony’ m pójść z nami.
-Okay,
mała – zmarszczyła brwi i sztucznie się uśmiechnęła. –Co jest?
-Czytałeś,
moją książkę?
-Może –
powiedziałem z głupim wyrazem twarzy, pokazując jej przy okazji język, na co
głośno zachichotała.
Co w
tym dziwnego, że przeczytałem kilka stron Pięćdziesięciu
twarzy Graya? Nie wolno mi?! Bez kitu, a to, że kilka razy powiem do
Marianny mała wcale nie oznacza, że
przeczytałem całą lekturę. Phi, wolę oglądać pornosy, niż czytać jak Wesley. Nie
mam aż tak bogatej wyobraźni jak ona. Wolę poczekać na film z Dakotą i Jamie’
m.
-Muszę
biec, widzimy się później – westchnęła szybko, jakby sobie coś przypomniała. –Bądź
miły do Lucasa, rozumiemy się? – warknęła, szarpiąc delikatnie za moje włosy,
dlatego jedynie przytaknąłem. Na jej idealnych usteczkach pojawił się
przeuroczy uśmiech. –Do zobaczenia, Irwie – radosna cmoknęła mnie w policzek, a
później uciekła do swojego składu.
~***~
Siedzieliśmy
w piwnicy Hooda na kanapie i piliśmy pepsi. Właśnie skończyliśmy próbę, a ja z
bólem serca muszę przyznać, że Mary miała rację względem Hemmingsa, ponieważ
zawodowo grał na gitarze oraz śpiewał – potrzebowaliśmy wokalisty mimo, iż
śpiewaliśmy wszyscy. Luke nadawał się do zespołu, po za tym świetnie dogadywał
się z chłopakami – ja też pewnie szybko złapię z nim kontakt, o ile nie będzie
podwalał się do Wesley.
-Luke,
podobno twoja mama spotyka się z ojcem naszego Rudzielca? – zagadnął Clifford,
tym samym wywołując u mnie wściekłość.
-Ona
jest blondynką, cieciu – warknąłem. –To miodowy blond, ile razy mam powtarzać?
Dobrze wiesz, że ona się wkurza, gdy nazywasz ją per Rudzielec – mruknąłem zażenowany. Michael i Marianna non stop
sprzeczają się o to samo. Rozumiem, gdyby była to jakaś cholernie ważna rzecz,
ale o głupi kolor włosów?! Po co on ją denerwuje?
-Cokolwiek
– machnął ręką czerwonowłosy. Kiedy on był u fryzjera? Nawet nie zorientowałem
się, że kolor jego włosów jest inny, bo byłem zbyt zajęty moimi sprawami z
Wesley. Jezu, to takie posrane… Przez ciągłe kłótnie z moją przyjaciółką, nie zwracam
uwagi na otaczający mnie świat. –To jak, Luke?
-Tsa,
spotykają się – odpowiedział od niechcenia.
-To
chyba dobrze, co? Wiesz, Adam to całkiem w porzo gość, ale po tym co zrobił
Mary… - wzruszył ramionami Hoodie. Po co mu to mówił? Jakim prawem wywlekał
fakty z przeszłości siedemnastolatki przed Hemmingsem?!
-Wiem,
mówiła mi – co kurwa?! Jak to mu mówiła?! Ufa mu na tyle, żeby opowiadać takie
rzeczy?! Czy ona jest normalna?! -Niezła
z niej jędza – wzdrygnął się. –Powiedziała staremu, że z nią chodzę, żeby się
zemścić – uśmiechnąłem się chytrze, ale spuściłem głowę. Ona już taka jest i wątpię,
żeby kiedykolwiek się zmieniła. Przecież Adam ją zostawił, a Mary ma mu to za
złe, to logiczne, że jest napędzana chęcią zemsty względem niego, a fakt, iż
jej ojciec spotyka się z matką Hemmingsa jest jej jak najbardziej na rękę.
Tylko sprzyja jej w uprzykrzaniu życia Wesley’ a. Zaraz, on powiedział, że
wcisnęli bajerę, że się spotykają?!
-Hahahaha
– zaniósł się śmiechem zarówno Mike jak i Caluś, a chwilę później dołączył do
nich Luke, mnie osobiście nie było do śmiechu. To ja zawsze jej pomagałem w
snuciu intryg! –Przeurocza, Mary – uśmiechnął się sztucznie Calum. –Wiesz,
kiedy dowiedziała się, że jej stary zdradza Laurę ze swoją asystentką, dręczyła
Irwina, żeby zaliczył tą babkę? – opowiadał, głośno się śmiejąc, ale to nie
była prawda. Kicia wcale mnie nie
dręczyła tylko raz poprosiła, a ja – jak na najlepszego przyjaciela przystało –
spełniłem jej prośbę i pomogłem w zemście.
-Tsa,
wspominała. To fajne, że się tak… Wspieracie – z grymasem przytaknąłem.
Wiedziałem, że chodzi mu o naszą relację – wszystkim o to chodziło. –Ale sam
przyznaj… Czasem jest wścibska.
-Mary
po prostu musi wiedzieć wszystko – wyrzuciłem z siebie, kiedy zorientowałem
się, że ten blondas ma absolutną rację. –Nie zaśnie dopóki nie wyciągnie z
ciebie interesującej jej informacji. To czasem cholernie wkurwiające… -nie
lubię tego w mojej przyjaciółce. To takie głupie… Dlatego mówię jej o
wszystkim, bo nie chcę, żeby gnębiła mnie tak jak raz Caluma, gdy robiła to
swoje przesłuchanie, w którym nie chciałem jej pomóc. Sprawa generalnie
dotyczyła jej ojca, a z racji tego że tata Mary jak i Roger są dobrymi
przyjaciółmi – Hoodie miał wypytać swojego rodzica o niektóre szczegóły z życia
Adama, a później zdać relacje mojemu Sherlockowi.
-Skoro
już przy tym jesteśmy, nie masz mi za złe, że jej pomogłem z twoim ojcem, Luke?
– osiemnastolatek przeczesał dłonią swoje włosy, później głośno westchnął. Był
nieco zmieszany, albo zagubiony? Sam nie wiem… Wyglądał jakby zastanawiał się
na odpowiednim doborem słów.
-Na
początku byłem wkurwiony, fakt. Ale kiedy Mary wytłumaczyła mi cel tej akcji…
Jestem ci wdzięczny, stary – poklepał go po ramieniu, a później wymienili
szerokie uśmiechy.
-Stary,
wiesz kogo mi przypominasz jak grasz? – zaczął swoją wypowiedź Hood.
–Gitarzystę The Ascension – pstryknął palcami, a Hemmo uniósł jedynie
brwi wcale nie zdziwiony tym porównaniem. –Nie wiem czy o nich słyszałeś… To
zajebisty zespół, szkoda, że się rozpadli – wzruszył ramionami smutny, a ja
tylko patrzyłem na dalszy rozwój zdarzeń, modląc się w duchu, żeby Mike, albo
Luke przestali robić idiotę z mulata i wyjawili mu prawdę. Chociaż miło było
patrzeć jak Cal się tak produkuje. –Mam ich wszystkie płyty, mogę ci pożyczyć
jeśli chcesz… -dobra, mam dość.
-Stary, Joe to ojciec Hemmingsa, nie rób z siebie kretyna –
mruknąłem zażenowany.
-Że co kurwa?! – Caluś ze zdziwienia wstał i patrzył na
Luke’ a z rozdziawioną buzią, nie wierząc w to co przed chwilą powiedziałem.
–Twój ojciec… Ale jak?! Powiedz mi jak?!
-No wiesz, tata poznał mamę…- zaczął pewnie blondyn, a my z
Cliffordem parsknęliśmy głośnym śmiechem.
-Nie o to mi chodzi – wrzasnął z wyrzutem. –Czemu nic nie
mówiłeś?! Masz zajebiste szczęście, koleś! Zamieniłbym się z tobą, bo tatuś
konstruktor wysyła mnie na obóz wojskowy – jęknął z niezadowolenia.
-Miałeś jechać do Australii na obóz surferski, co mu
odjebało? – kiwnął brodą w jego kierunku Mikey.
-Mary, mówiła, że znalazł u mnie dragi – wzruszył od
niechcenia ramionami.
-Bierzesz? – uniosłem brwi. Wow, a to nowość! Kolejny
interesujący fakcik z życia mojego przyjaciela, o którym dowiaduję się o wiele
później niż Marianna.
-Tsa, tylko ekstazy i to czasami, nie jestem uzależniony,
ale jak mi powiedział, że mam się przez dwa tygodnie pocić w jakich zapyziałych
koszarach i mundurze… Rzucam to gówno na dobre – uniósł dłonie na wysokość
twarzy. –Ale… - no zajebiście, teraz jeszcze monolog, że jednak cieszy się na
ten wojskowy rygor. Boże, Calum jest tak cholernie wkurzający jak Mary, która
we wszystkim doszukuje się ukrytych motywów działania. Chryste… -Z drugiej
strony, trochę poćwiczę i wyrobię rzeźbę, no nie?
-Tsa – mruknąłem. –Muszę iść, lecimy dziś z Marianną do
Świata Zabaw z Gabe’ m i Tony’ m – wstałem, po czym rozprostowałem kości, które
głośno strzeliły.
-Będziecie się pieprzyć w basenie z piłeczkami? –mruknął
kąśliwie Hood, na co pokazałem mu środkowy palce.
-Chuj ci do tego z kim i gdzie się pieprzę, Caluś – specjalnie podkreśliłem tą
ksywkę, bo cholernie jej nie lubił, a sam fakt, że dzięki Natalie mogliśmy go w
ten sposób denerwować był wprost cudowny. Mama Caluma jest świetna jeśli chodzi
o przezwiska jej syna. W drugiej klasie podstawówki nazywała go Cukiereczkiem, co w końcu podłapała
nasza wychowawczyni. Nawet nie wyobrażacie sobie tej euforii oraz beki kiedy
stara pani Bryan mówiła: „Chodź do
tablicy, cukiereczku.” Tsa, to było przekomiczne. –Hemmings, przed przerwą
wiosenną gramy w Inferno. Liczę na
ciebie.
-Spoko, Irwin – z cieniem uśmiechu pokiwałem pionowo głową.
–Spadam, na razie – wyszedłem przez drzwi garażowe i wsiadłem do samochodu,
którym pojechałem pod dom tylko po to, żeby zabrać Anta, a później razem z nim
podjechać po Mary i Gabe’ a oraz pojechać do Świata Zabaw, co zajęło nam jakieś
trzydzieści minut przez wkurwiające korki.
Tak bardzo jak kocham Los Angeles równie mocno go nienawidzę. Jednak plusem tej
całej sytuacji był fakt, że mogłem porozmawiać z Wesley na temat Luke’ a, jego
życia, ojca oraz mojego zachowania względem osoby blondyna na naszej próbie.
Po piętnastu minutach tłumaczenia, że byłem grzeczny jak i
oczywiście powstrzymywałem się od kąśliwych uwag względem Hemmingsa wreszcie
zaparkowałem pod budynkiem. Blondynka zakupiła nam bilety, a później nasi
bracia pobiegli się bawić. Szliśmy za nimi dalej pogrążeni w rozmowie, której
głównym tematem był tym razem Adam. Wesley po prostu tęskniła za swoim tatą i
cholernie źle znosiła fakt, że tamta kobieta jej go zabrała, dlatego teraz
trzymała go na taki dystans.
-Atak! – nim zdążyliśmy się zorientować zostaliśmy obrzucani
kolorowymi piłeczkami przez dwóch dzieciaków. –Na nich! – Mary zaczęła piszczeć
oraz krzyczeć, żebym ją ratował, dlatego jak na rycerza przystało zsunąłem ze
stóp buty i wskoczyłem do basenu, gdzie zacząłem razem z dziesięciolatkami
okładać się plastikowymi kulkami. Wesley głośno się z nas śmiała, do czasu
kiedy nie wyskoczyłem z piłeczek oraz nie wciągnąłem jej do zbiornika.
-Idiota! Wystraszyłeś mnie – fuknęła oburzona, ale moment
później znów głośny okrzyk rozbawienia opuścił jej usta. Przez dobre dziesięć
minut- a może i nawet trochę dłużej – wygłupialiśmy się, a następnie usadziłem
ją na brzegu i stanąłem między nogami siedemnastki. –Co teraz zrobisz?
–wzruszyłem ramionami.
-Chyba cie pocałuję – zbliżyłem się jeszcze bardziej, a ta
franca odepchnęła mnie i znowu wylądowałem w tym kolorowym gównie, mało tego na
jakimś dzieciaku. –Sory – mruknąłem w kierunku ośmiolatka, który wystraszony
gdzieś pobiegł, a ja kolejny raz poszedłem bliżej przyjaciółki, która zwijała
się ze śmiechu. –Tak cie bawi fakt, że mało co nie zabiłem dziecka, co?
-Bawisz mnie ty, głupku – złapała moją twarz w dłonie i
szybko cmoknęła w usta. –Wychodź pogramy w air hokeja – posłusznie wybyłem z
basenu, a później ubrałem buty i złapawszy dziewczynę za rękę, prowadziłem w
kierunku stołu. Mary zabrała niebieski odbijak, a ja czerwony i po chwili
graliśmy, rozmawiając w najlepsze.
-Wiesz już co robisz w przewie wiosennej?
-Nie, w sumie moglibyśmy pojechać gdzieś razem, no wiesz…
Całą paczką, ale Calum jedzie na musztrę wojskową, więc odpada… - uniosła
dłonie bezradna, a ja wykorzystałem chwilę i wbiłem jej gola. –Oszukujesz –
warknęła, po czym wyjęła krążek i ustawiła go na stole stukając odbijakiem.
-Wcale nie – mruknąłem. –Naucz się przegrywać – wzruszyłem
ramionami, a Mary zmroziła mnie spojrzeniem. –A może wybierzemy się gdzieś
razem, huh? Dokąd chciałabyś pojechać?
-Sama nie wiem… - uniosła barki, by po chwili je opuścić, a
ja znów zdobyłem punkt. –Przestań to robić! – wrzasnęła poirytowana.
-Ale co? – uśmiechnąłem się chytrze w jej kierunku.
-Dobrze wiesz – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
–Wykorzystujesz okazję, kiedy ja zastanawiam się nad odpowiedzą na twoje
pytanie i strzelasz mi bramki. To nie fair – tupnęła nogą, a ja parsknąłem
śmiechem.
-W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, a to jest
wojna niebiescy przeciwko czerwonym – pokazałem na kawałek plastiku trzymany w
dłoni, a za zołza wbiła mi gola. –Oszustka.
-Wszystkie chwyty dozwolone, Irwie – zmarszczyła nosek
niczym królik i uroczo się uśmiechnęła, dlatego szybko jej wybaczyłem ten mały
kant. Zresztą… Prowadziłem czterema punktami.
-Zabiorę cie gdzieś, może być?
-Nie chcę, żebyś wydawał na mnie kasę, po za tym sama mogę
kupić bilet i…
-Zamknij się – mruknąłem znudzony jej głupią paplaniną. To
ja byłem tutaj facetem i w mojej naturze leżało, żeby płacić za wszystko będąc
z dziewczyną – oprócz dzisiaj, bo jeszcze nie wybrałem kasy z konta i byłem
spłukany po tych zakupach z Cook i Eleną. –Postawisz mi drinka w Inferno, pomasujesz mnie i pójdziesz na
to głupie przyjęcie u moich dziadków w sobotę jako moja osoba towarzysząca,
to będziemy kwita.
-Okay – westchnęła niezadowolona. –Ale dlaczego mam cie
masować?
-Bo ja cie masuję – oburzyłem się. –Miej klasę i chociaż raz
odwdzięcz się tym samym.
-Dobrze – uformowałem z palców serduszko i pokazałem jej, co
również uczyniła i cmoknęła, wywołując tym samym radość na mojej twarzy.
-Mary, chce nam się pić – tuż obok pojawili się nasi bracia.
-Okay, masz – podała mu pieniądze, ale nim Gabe razem z
Tony’ m zdążyli gdziekolwiek odejść złapała go za koszulkę i przytrzymała.
–Kupcie sobie coś do jedzenia, dla Asha weź burgera, mi frytki i dużą colę dla
nas na spółkę.
-Okay – nadal nie mógł się ruszyć, ponieważ jego siostra
skutecznie mu to uniemożliwiła. –Coś jeszcze? – mruknął poirytowany… Pewnie tym
szarpaniem za koszulkę – też tego nie lubię.
-Tak, za godzinę wracamy do domu.
-Czemu? – tym razem odezwał się Anthony. Współczuję mojemu
bratu – nie wie na co się pisze zadzierając z Marianną.
-Ponieważ jutro macie szkołę, nie odrobiliście jeszcze
lekcji, a jutro musicie być wypoczęci… - wymieniła na palcach chyba z dziesięć
innych powodów, dlaczego musimy równo o ósmej być w domu.
-Skąd wiesz, że nie odrobiłem zadania?
-Teraz już wiem, Tony – zachichotała, w czym jej
zawtórowałem. –No już uciekajcie, a my zajmiemy stolik – rozeszliśmy się według
zaleceń dziewczyny. Usiedliśmy obok siebie i czekaliśmy na małych kelnerów,
którzy przyjdą z żarciem.
Po chwili dwoje dziesięciolatków pojawiło się niosąc dwie
niebieskie tace. Gabe podał swoją nam, a później zajęli miejsca naprzeciwko
nas. Powoli zjadaliśmy gapiąc się – ja na młodego Wesleya, a Mary na Anta. To
było co najmniej dziwaczne, ale w naszym
przypadku – normalne. Razem z siedemnastolatką wymienialiśmy się piciem, a
kiedy skończyliśmy swoje porcje… Musiałem jeszcze dojeść po tych dwóch pajacach
– nabrali sobie po dwa burgery, frytki i duże cole z lodem, a że zawsze gdy
zabieramy ich gdzieś z Marianną robię za śmietnik – innego wyjścia nie miałem.
Równo o dwudziestej byliśmy pod domem Wesley. Pożegnaliśmy
się, a później pojechaliśmy z Tony’ m do nas. Tata był już w domu i razem z
mamą oglądali jakiś szajs w telewizji, ale kiedy przyszliśmy Sophie poszła
robić kolację. Postanowiłem wykorzystać fakt na rozmowę z ojcem na temat mojej
przerwy wiosennej.
__________________________________
Nie wiem dlaczego, ale cholernie lubię ten rozdział jest... Dobry. Tak myślę, ale mogę się mylić, dlatego ostateczna ocena pozostaje wam ;)
Ashton zaczyna widzieć rywala w Luke' u mimo, że jest on prawie bratem Mary... Coś czuję, że może być z tego niezły ambaras xdd
O i nie wiem czy zdążę wyrobić się z następnym rozdziałem na czas, mam w tym tygodniu sporo sprawdzianów i kartkówek - cóż... Może przydałaby mi się mała zachęta w postaci komentarzy, huh??
Dziękuję wam za komentarze oraz obserwujących, których ostatnio sporo przybyło - kocham was bardzo ♥
Cóż... Dziś krótko i zwięźle - jak zawsze hahaha...
Miłej niedzieli, buźka miśki ;**