niedziela, 22 lutego 2015

12. Oh Love





Ashton

Wstałem dziś wcześniej niż zwykle i poszedłem wziąć orzeźwiający prysznic, a następnie ubrałem się. Wróciłem do swojej sypialni, po czym zabrawszy plecak zbiegłem na dół. Doznałem szoku, gdy przy stole zastałem oprócz mamy i mojego rodzeństwa również ojca.
-Dobry – mruknąłem z lekką chrypą w głosie. Odchrząknąłem, chcąc się jej jak najszybciej pozbyć. –Co na śniadanie? – ucałowałem mamę w policzek, ale mój ton dalej był taki sam.
-Dobrze się czujesz, skarbie? – Sophie dotknęła mojego czoła, aby prawdopodobnie sprawdzić moją temperaturę. –Jesteś nico rozpalony, może zostań dziś w domu – zaproponowała, ale szybko zaprzeczyłem kiwiąc głową na boki.
Dzisiejszego dnia miałem nie tylko trening, ale również mega ważny test z matmy, który musiałem zdać za wszelką cenę. Po za tym Mary miała się dziś wreszcie pojawić w budzie, a tego co mówił mi wczoraj Mikey próbowała zmienić  Hemmingsa z leszcza w spoko kolesia – jestem ciekaw jak jej poszło, dlatego nie było opcji, abym został tego dnia w domu.
-W razie czego przyjdę wcześniej, nie martw się o mnie – posłałem jej lekki uśmiech, a później zabrałem jednego tosta, którego zjadłem siedząc na blacie popijając kawą.
-Usiądź jak człowiek, Ashton – mruknął Brad. –I zjedz razem z nami kulturalnie śniadanie.
-Tato, zaraz muszę się zbierać do szkoły, odwieść Anta i El, a później pojechać po Mary- jak na zawołanie zadzwonił mój telefon, dlatego wyjąłem go z kieszeni i odebrałem, ponieważ dzwoniła moja przyjaciółka. –Co jest, kicia?
-Irwie, dziś po mnie nie przyjeżdżaj – zmarszczyłem brwi. Jak to dziś po nią nie przyjeżdżać?! Żarty sobie robi? Przecież zawsze jeździmy do szkoły razem!
-Czemu? –wychrypiałem.
-Jesteś chory? Wpadnę do ciebie z jakimś syropem i zajmę się tobą – oblizałem górną wargę, bo sama myśl, że mogłaby tutaj wpaść i się mną zająć była bardzo kusząca.
-Nie, idę dziś do budy, bo jest sprawdzian z matmy. Więc powiesz mi dlaczego nie mam cie dziś odbierać? – przeczesałem dłonią włosy, które wpadały mi dziś w oczy, ponieważ nie zakładałem bandanki, która podtrzymywała moją czuprynę.
-Luke powiedział, że przyjedzie. Nie złość się, przecież wiesz, że mamy ten zakład, a ja chcę go wygrać i przejechać się twoją Natalie – zaśmiałem się pod nosem, przecież to jasne, że to ja wygram ten nasz mały zakład.
-Mhm, widzimy się w szkole?
-Tak, całuję!
-Tsa, ja też – zakaszlałem i rozłączyłem się. Wszyscy patrzeli teraz na mnie jak na jakiegoś obcego. Nie byłem w stu procentach pewien o co może im chodzić. W końcu rozszyfrowanie mojej rodzinki było nie lada wyzwaniem. To zupełnie jakbym grał w pokera z Michaelem, którego twarz podczas partii nie wyraża żadnych emocji. –Co?
-Pokłóciliście się? – zapytała moja rodzicielka. –Kochanie, na pewno się między wami ułoży – posłała mi pocieszający uśmiech, który odwzajemniłem.
-Nie, jest w porządku – wzruszyłem kolejny raz ramionami. –Podskoczę po Mellody, skoro Mary jedzie z Hemmingsem.
-Co za Mellody? – kiwnął w moim kierunku ojciec z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
-Mellody Cook, córką Melissy tej prawniczki.
-Córką mojego rywala na rynku?
-Tsa, chyba tak – podrapałem się zakłopotany w kark.
Richard Cook od zawsze rywalizował z moim ojcem i nieważne czy była to zwykła konferencja prasowa czy rywalizacja o moją mamę. Już w liceum obaj o nią zabiegali, ale Sophie wybrała Brada z czego niezmiernie się cieszę, bo wbrew pozorom mój starszy to równy gość.
-To coś poważnego, czy może…
-Tato, czy ja wyglądam na kogoś kto gustuje w takich laskach jak Cook? Widziałeś ją w ogóle? Przecież mam Mariannę.
-Wreszcie jesteście razem? – zapytał zdziwiony, na co parsknąłem śmiechem.
-To moja przyjaciółka, a nie dziewczyna.
-Ale wkurza cie fakt, że kręcą się przy niej inni kolesie – wtrąciła Elena.
-Zamknij się- warknąłem. –Mary może spotykać się z kim tylko chce, a ja będę miał to w dupie. Zbierajcie się – rzuciłem w kierunku siostry oraz brata, którzy poszli do góry się przebrać.
Nie potrafiłem ich zrozumieć. Jaki był sens jedzenia śniadania w piżamach, skoro później musieli znów wchodzić po tych schodach i tracić czas na ubieranie się, skoro mogli to zrobić zaraz po obudzeniu się.
-Ash, tata ma dla ciebie prezent – zmarszczyłem brwi na słowa mamy. On ma prezent dla mnie? Przecież święta i moje urodziny już były! Spojrzałem niepewnie na bruneta, który zza marynarki wyjął średnich rozmiarów kartonik. Podał mi skrzynkę, a ja lekko nią potrząsnąłem.
-Otwórz- nalegał, a ja niepewnie uniosłem wieko. Momentalnie na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. O ja cie pierdolę, jak ja kocham mojego starego! –Następnym razem chowaj telefon, kiedy zrywasz z dziewczyną, bo nie będę kupował ci nowego co dwa tygodnie –przytaknąłem z chytrym uśmieszkiem. –To nowy model, który jeszcze nie jest dostępny na rynku, dlatego uszanuj to że Adam zgodził się na sprzedasz przed premierową specjalnie dla ciebie.
-Jasne, dzięki tato – przytuliłem go w ramach wdzięczności i poklepałem po plecach. –Jesteś najlepszy –muszę jakoś dowartościować mojego staruszka, w końcu załatwił mi nową komórkę, która przysłuży mi w wielu rzeczach – mieści większą ilość muzyki, są wgrane nowe funkcje no i można pobrać więcej aplikacji.
-Ashton, możemy jechać? – przytaknąłem na słowa Eleny, która nerwowo tupała swoją koślawą nogą. Pożegnałem się standardowo z mamą, a ojcu powiedziałem zwykłe na razie, po czym poszedłem do garażu, aby wyprowadzić samochód.
Jechaliśmy w ciszy, którą na całe szczęście zagłuszała muzyka z radia. Najpierw odwiozłem siostrę, a później już z Tony’ m pojechaliśmy po Mellody. Brunetka wyszła ubrana w krótką rozkloszowaną spódniczkę z wysokim stanem w czarnym kolorze, popielaty top, który zasłaniał jedynie jej cycki i odsłaniał kawałek żeber, na stopach miała wysokie obcasy. Włosy opadały jej na ramiona oraz plecy, a twarz była przykryta pod toną makijażu. Pewnym krokiem zmierzała w stronę mojego auta, do którego wsiadła i naparła swoimi ustami na moje.
-Ble- odepchnąłem ją lekko, gdy usłyszałem pomruk niezadowolenia wydobywający się z Anthony’ go.
-Co robisz? – zapytała zbita z tropu.
-Jadę do szkoły, a ty co odpierdalasz? Mówiłem, żebyś tak nie robiła.
-Marianna może, a ja nie?!
-Mary jest…
-Mary to dziewczyna Asha, a ty jesteś tylko zabawką – warknął mój braciszek, którego w tej chwili mógłbym udusić.
-Co takiego?!
-Nie słuchaj go, to dzieciak, nie wie o czym mówi, tak? Wiesz, że bardzo cie lubię – będę się smażył w piekle za te kłamstewka, ale jakoś to przeżyję.
Po odwiezieniu Anta, zajechałem pod budynek naszego liceum. Oboje wysiedliśmy, a potem zarzuciłem ramię na jej barki i wprowadziłem do placówki wcześniej zamykając samochód. W środku podeszliśmy do mojej szafki, gdzie stali już moi przyjaciele. Przywitałem się z nimi, a ta idiotka zrobiła to samo – była żałosna skoro myślała, że bujając się ze mną i wmawiając innym, iż jest moją pseudo dziewczyną zyska popularność mimo, że właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Cook miała w końcu być królową balu.
Nagle duże drzwi się otworzyły, a wzrok wszystkich powędrował na dwójkę, która właśnie w nich stanęła. Wysoki blondyn ubrany w obcisłe podarte na kolanach rurki, które uwydatniały jego chude jak patyki nogi oraz luźną koszulkę z logiem Nirvany na szerokich ramionach, która na nim wisiała, na stopach miał vansy, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Jego włosy były idealnie ułożone przy pomocy żelu ku górze. Prawe ramię miał zarzucone na drobnych barkach Mary, która z kolei miała na sobie przyległą, koronkową spódniczkę z wysokim stanem oraz trenem – tak, wiem to przerażające, że facet potrafi odróżnić rozkloszowaną kiecką od tej swingowej, a co gorsza ogarnia pojęcie tren – w kolorze granatowym oraz bluzeczkę na szerokich ramiączkach ze zbliżoną barwą, która odsłaniała centymetrowy odcinek jej pasa, a na nogach miała buty na lekkiej platformie. Zmierzali w naszym kierunku niczym gwiazdy, a inni uczniowie nie spuszczali z nich wzroku nawet na moment – laski szeptały między sobą pytając: Co to za przystojniak? Ciekawe czy kogoś ma? I tym podobne.
-Cześć Irwie –Wesley przyległa do mnie ciałem, a ja mocno ją przytuliłem mordując przy okazji wzrokiem Hemmingsa. Jeśli myśli, że mi ją odbierze to jest w cholernie dużym błędzie. –Chłopaki wiecie, że Lucas gra na gitarze i śpiewa? – odepchnęła mnie lekko od siebie, a później zaczęła zachwalać tego leszcza.
-Jakieś ballady? – zadrwiłem, ale zaraz po tym Marianna zmroziła mnie wzrokiem.
-Jest świetny, może zabierzecie go dziś na próbę zespołu, huh? – kiwnęła w moim kierunku.
-Jasne, tylko Ashton musi się zgodzić w końcu to był jego pomysł z bandem – wzruszył ramionami Hoodie, którego w tej chwili miałem ochotę uderzyć. Duże zielone oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją, której nie chciałem za żadne skarby gasić.
-Irwie, no prooooszę – jęknęła, na co wywróciłem oczami. –Wynagrodzę ci to – szepnęła mi na ucho.
-Okay – westchnąłem zrezygnowany, na co blondynka cmoknęła mnie uradowana w policzek. Nagle jej drobna rączka dotknęła mojego pośladka, wsuwając coś do kieszeni.
-Luke, naprawdę wyglądasz obłędnie – zachwycały się na zmianę Max z Jasmine, a ja miałem ochotę zwrócić. Przecież tylko zmienił styl! To wcale nie oznacza, że nie jest już ciotą.
-Dzięki Jas – posłał jej łobuzerski uśmiech, a później podeszła do nas Brooklyn.
-Cześć przystojniaczku – zaćwierkała. –Chyba jesteśmy dziś dopasowani – złapała za jego koszulkę, a później pociągnęła go w stronę toalet.
-Wow Mary, jesteś cudotwórczynią – stwierdziła Max.
-Dzięki, ale on sam… Przyjechał dziś po mnie i już tak wyglądał. Słowo, nie miałam z tym nic wspólnego – uniosłem na nią brwi. To podejrzane, dlatego muszę się dowiedzieć więcej na temat Hemmingsa i już nawet wiem kto mi w tym pomoże.
Gdy zadzwonił dzwonek zgarnąłem Clifforda na stronę i zaciągnąłem do biblioteki. Po długich namowach przekonałem go, żeby znalazł jakieś informacje na temat Luke’ a w necie. Zajęło nam to jakieś półgodziny lekcji języka angielskiego, ale zlaliśmy to, bo było warto.
-Wywalili go dwa razy ze szkoły za bójki – czytał Mikey. –Był kapitanem szkolnej drużyny w piłce nożnej, trzy razy zgarnęli go za zakłócanie ciszy nocnej oraz organizowanie hucznych balang. Pan buntownik, nieźle – przyznał z chytrym uśmieszkiem.
-Myślisz, że wykaże się w naszym zespole?
-Stary, jego ojciec to Joe Hemmings gitarzysta The Ascension – wyszczerzyłem na niego oczy. Jaja sobie ze mnie w tej chwili robił?!
-To nieprawda – pokiwałem przecząco głową.
-Gadałem z nim wczoraj razem z Mary – wzruszył ramionami. –Jego ojcem jest legenda rocka.
The Ascension było zespołem rockowym, na którym się wychowywałem razem z Calem i Mike’ m. Serio, podziwiałem tych gości – w wieku trzynastu lat rzucili szkołę , żeby spróbować swoich sił w show biznesie. Udało im się, bo kiedy mieli już piętnaście i czternaście lat grali w całej Australii, a rok później podbijali już światowe sceny jak Madison Square Garden. Moim idolem był i jest do tej pory ich perkusista Scott, ale cholernie wielbię też Joe, Bena i Deana. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że ten dzieciak miał w życiu tyle szczęścia, żeby wychowywać się jako syn wielkiego Joe… Kurewsko mu zazdroszczę.
-A dałoby się… No wiesz… - uniosłem ramiona by po chwili znów je opuścić. –Mógłbym go poznać?
-Gadaj z Hemmo, to w końcu jego stary, tak? – przytaknąłem. –Dobra, lecę, bo miałem odpisać jeszcze zadanie od Jas na geografię – poklepał mnie po ramieniu, a później wyszedł zostawiając mnie samego z włączoną stroną internetową.
Boże… Ile ja bym dał, żeby grać koncerty na całym świecie… Ale moja cholerna przyszłość jest już dokładnie zaplanowana – przejmę firmy ojca i będę kolejnym nudziarzem w naszej rodzinie. Będę miał nudną żonę oraz nudne dzieci, a Marianna będzie moją kochanką, którą będę cały czas posuwał. Mary!
Szybko sprawdziłem tylnie kieszenie w celu znalezienia świstka, który mi zostawiła. Z prawej kieszeni wyjąłem pognieciony karteluszek, który ostrożnie rozwinąłem i przeczytałem starannie zapisaną na nim wiadomość.
   W bibliotece na dużej przerwie. Bądź M xx
Ooo na pewno będę, przecież nie mogę jej zawieść skoro jest na mnie napalona. Poczytałem jeszcze trochę o przeszłości Lucasa, a później poszedłem na fizykę, którą miałem niestety z Cook. Całą lekcję siedziałem jak na szpilkach, ponieważ za niespełna kilkanaście minut miałem spotkać się z Wesley między regałami. Cholera, nie wiem czy mam gumki! W pośpiechu zacząłem przeszukiwać plecak, aż w końcu znalazłem mały kartonik kiedy zadzwonił dzwonek.
Szybko wybiegłem z pracowni i skierowałem się do szkolnej czytelni. Sprawnie wymijałem innych uczestników ruchu na korytarzu, do czasu gdy znalazłem się przed odpowiednimi drzwiami. Pchnąłem prostokąt i wszedłem do środka niczym boss, natrafiając na groźne spojrzenie pani Benson.
-Ashton – warknęła. –To biblioteka i panuje tutaj cisza, a nie boisko szkolne – wywróciłem oczami, a potem zignorowałem ją i poszedłem do odpowiedniej alejki, gdzie na parapecie siedziała już moja przyjaciółka studiując materiał, który obowiązywał na test z matmy.
-Cześć piękna – szepnąłem do jej ucha, a później złapałem za jej nogi odwracając do siebie przodem. Rozszerzyłem jej uda, żeby mieć lepszy dostęp do jej ust. –Stęskniłem się za tobą – muskałem jej kark, co chwila zasysając skórkę i pozostawiając na niej kilka malinek.
-Irwie, przestań – odepchnęła mnie. – Pamiętasz, jak w sylwestra zapomniałeś użyć gumki? – niepewnie przytaknąłem.
-Ty chyba nie…
-Oszalałeś?! – uniosła się. –Oczywiście, że nie.
-Więc o co chodzi?
-O Jasmine.
-A co ona ma do tego, że zapomniałem?
-Ona… Nieważne.
-Okay, w takim wróćmy do konkretów – znowu zacząłem ją całować, a ona kolejny raz mnie odepchnęła. –Co znowu?! – warknąłem zdenerwowany. Co to kurwa jest jakiś test, który ma na celu sprawdzenie mojej powściągliwości?!
-Spałeś z Cook?
-Co to ma do rzeczy?
-Spałeś czy nie?
-Nie, a ty z Hemmingsem?
-Nie mogę – zmarszczyłem brwi. O czym ona znowu gada? A może Calum znowu ją czymś naszprycował i dziewczyna najzwyczajniej w świecie majaczy? –Nasi rodzice randkują, więc nie mogę.
-Okay, ale nasi – wskazałem na nas palcem. –Rodzice nie randkują, więc my możemy, tak?
-Tak – uśmiechnąłem się szeroko i pochyliłem nad nią, ale kiedy miałem musnąć jej wargi powstrzymała mnie. Jasna cholera! –Ale nie w bibliotece, zerwiemy się z ostatniej lekcji i pójdziemy do ciebie, a później pojedziesz na próbę do Cala i będziesz cholernie miły dla Luke’ a, bo jeśli nie to możesz zapomnieć o seksie ze mną ,rozumiesz? – ścisnęła za moją brodę, a gdy od niechcenia przytaknąłem wpiła się łapczywie w moje usta. Szybko odnalazłem z nią wspólny rytm, a nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę. Wykorzystałem okazję oraz fakt, że mamy dużo czasu i zrobiłem siedemnastolatce palcówkę, na co z rozkoszy jęczała w moje ramię byleby tylko ta wredna małpa Benson nie usłyszała.
Po dzwonku pobiegliśmy w stronę klasy od tej cholernej historii, ale spóźniliśmy się dlatego ten kretyn Moore wziął mnie do odpowiedzi. Mary nalegała, żeby poszła zamiast mnie, jednak ten chuj twardo trzymał się swojego. Tym oto sposobem dostałem kolejną jedynkę – tsa, żadna nowość! Ten gość chce mnie udupić i przez niego wylecę z drużyny oraz nie pójdę na studia. Kiedy lekcja się skończyła poszliśmy na stołówkę. Nie byłoby w tym nic złego ponieważ cały czas jadamy razem, ale ostatnio miejsce Weston zajęła Mellody i może być z tego niezła afera. Szedłem obok mojej przyjaciółki, ramieniem obejmując Cook i czułem się źle.
-Luke! – zawołała, a później kiwnęła do blondyna, aby podszedł do nas. –Zjesz z nami?
-Tsa – powiedział od niechcenia, a później zarzucił ramię na barki mojej przyjaciółki. Mam w dupie, że ich starzy się spotykają, ale on nie ma prawa jej dotykać. Nie pozwalam mu!
Stali za mną i Mel w kolejce po obiad, a później podeszli do stolika. Mój puls przyśpieszył, kiedy zobaczyłem morderczy wzrok Marianny.
-Co to ma znaczyć? – warknęła. –To moje miejsce.
-Poprawka to było twoje miejsce, Mary – brunetka posłała jej triumfalny uśmiech. –Ashton powiedział, że mogę tutaj siedzieć.
-Ashton, co?!- wrzasnęła, a wszyscy teraz przenieśli wzrok na nasz stolik. –Jakim prawem…
-Możesz siedzieć u mnie na kolanach – rzuciłem szybko. Nie chciałem się z nią kłócić, zwłasza, że dopiero co się pogodziliśmy.
-Obejdzie się – powiedziała przez zaciśnięte zęby i uśmiechnęła się sztucznie. Odwróciła się na pięcie, zarzucając włosami i złapała nadgarstek Luke’ a oraz poszła… Gdzieś. Przejechałem dłońmi przez włosy i zacząłem szarpać za końcówki w celu rozładowania gniewu. Kurwa mać!
-Ashy, jesteś na mnie zły? – przejechała dłonią po moim udzie, a ja natychmiast zrzuciłem jej dłoń.
-Nie dotykaj mnie – warknąłem. –Nie mów na mnie Ashy, bo to pojebana ksywka, a po trzecie nie igraj ze mną jeśli chodzi o Mary, jarzysz? – dokończyłem złowrogim tonem.
-Jezu, to były tylko żarty – mruknęła poirytowana. –Nie sądziłam, że ta sztywniara weźmie to na poważnie.
-Najlepiej będzie jak przez najbliższe kilka dni dasz mi spokój, muszę wyprostować sprawy z Marianną, okay? – westchnąłem, a ona z niezadowoleniem przytaknęła. Po obiedzie poszliśmy na resztę lekcji, a po nich na trening. Zasuwaliśmy coraz ciężej z racji tego, że Calum był zawieszony, a rezerwowi nie byli w stanie go zastąpić, ponieważ Hood był najszybszy w naszej drużynie. Ostatni mecz wygraliśmy cudem, a teraz mieliśmy grać ze znaczenie lepszym składem niż ten, do którego należeli Rollins i Joker.
Caluś siedział na trybunach i rozmawiał z Hemmingsem, co chwila obserwując Mary oraz jej drużynę. Nie mogłem się skupić na bardo prostych poleceniach trenera, ponieważ cały czas obserwowałem tego blondasa, który podrywał moją dziew… To jest Mary! Moją przyjaciółkę!
-Irwie, uważaj! – spojrzałem na Mike’ a, a chwilę później leżałem na glebie z bolącym odcinkiem lędźwiowym. Kurwa mać, co to jest powtórka z rozrywki?!
-Nic ci się nie stało, gówniarzu? – zaraz obok zjawił się trener i pomógł mi wstać. –Co się z tobą ostatnio dzieje?! Grasz jak ciota i chodzisz zamyślony… Otrząśnij się, gówniarzu, bo skoro twój chłopak został zawieszony przynajmniej wygraj dla niego to cholerne mistrzostwo! –ja pierdolę, nie, to jest nie możliwe, żeby ten człowiek brał to na poważnie. Przecież to były głupie żarty, a CASHTON to FAKE!! –Odpocznij na ławce, dobra? – złapał na mój barki i spojrzał mi w oczy, dlatego przytaknąłem i poszedłem na najniższe siedzenie na trybunach. Złapałem głowę w dłonie i głośno westchnąłem. Wszystko się pieprzy, a najgorsze jest to, że właśnie w tym roku kończymy liceum i kłócimy się na bieżąco w dodatku o nic nieznaczące bzdury!
-Ash, wszystko gra? – uniosłem wzrok na stojącą przede mną cheerleaderkę oraz pokiwałem przecząco głową. Dziewczyna przysiadła na moich kolanach i mocno mnie przytuliła, co odwzajemniłem. Schowałem głowę w zagłębieniu szyi Marianny, która zaciskała swoje palce na mojej koszulce. –Co się dzieje?
-Przepraszam za tą akcję na stołówce, to było nie fair w stosunku do ciebie – nagle poczułem szarpnięcie za włosy na co jęknąłem, ponieważ kochałem gdy to robiła.
-Przestań, przyznaję, że mnie to wkurzyło, ale rozumiem, że też chcesz wygrać ten zakład i musisz ją jakoś urobić, zbyt impulsywnie zareagowałam.
-Przestań pieprzyć głupoty, Mary – warknąłem. Po co udawała, wiem, że to ją niemiłosiernie wkurwia. Niech się przyzna. –Jesteś wściekła – pokiwała przecząco głową. –Jesteś – warknąłem, zaciskając swoje palce na jej biodrach, na co syknęła. –Wybacz, ale nie lubię jak kłamiesz.
-Chodzi o to, że ona… Coś mi w niej nie pasuje, Ashton. Cook coś kombinuje i wiem, że to się cholernie na nas odbije.
-A co z Hemmingsem, huh? Też będzie wściekły, jeśli dowie się co chcesz zrobić.
-Tylko że Luke wie – uniosłem zdziwiony brwi. –Powiedziałam mu od razu, żeby nie był na mnie zły –ona jest niemożliwa. Z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz bardziej. Mary zawsze ma wszystko idealnie zaplanowane i nigdy nie popełnia błędów, zazdroszczę jej czasem tego zorganizowania. Mimo wszystkiego – najlepszych ocen w szkole, cholernego samorządu i wszystkich obowiązków z nim związanych, cheerleaderek, ma jeszcze czas dla mnie, naszych przyjaciół, rodziny oraz siebie, ponieważ cały czas chodzimy na jakieś imprezy lub do kina. Jest niesamowita.
-Mary, skoczymy gdzieś dzisiaj po próbie zespołu?
-Obiecałam Gabe’ owi, że zabiorę go do Świata Zabaw, ale jeśli chcesz to możecie razem z Anthony’ m pójść z nami.
-Okay, mała – zmarszczyła brwi i sztucznie się uśmiechnęła. –Co jest?
-Czytałeś, moją książkę?
-Może – powiedziałem z głupim wyrazem twarzy, pokazując jej przy okazji język, na co głośno zachichotała.
Co w tym dziwnego, że przeczytałem kilka stron Pięćdziesięciu twarzy Graya? Nie wolno mi?! Bez kitu, a to, że kilka razy powiem do Marianny mała wcale nie oznacza, że przeczytałem całą lekturę. Phi, wolę oglądać pornosy, niż czytać jak Wesley. Nie mam aż tak bogatej wyobraźni jak ona. Wolę poczekać na film z Dakotą i Jamie’ m.
-Muszę biec, widzimy się później – westchnęła szybko, jakby sobie coś przypomniała. –Bądź miły do Lucasa, rozumiemy się? – warknęła, szarpiąc delikatnie za moje włosy, dlatego jedynie przytaknąłem. Na jej idealnych usteczkach pojawił się przeuroczy uśmiech. –Do zobaczenia, Irwie – radosna cmoknęła mnie w policzek, a później uciekła do swojego składu.   
~***~
Siedzieliśmy w piwnicy Hooda na kanapie i piliśmy pepsi. Właśnie skończyliśmy próbę, a ja z bólem serca muszę przyznać, że Mary miała rację względem Hemmingsa, ponieważ zawodowo grał na gitarze oraz śpiewał – potrzebowaliśmy wokalisty mimo, iż śpiewaliśmy wszyscy. Luke nadawał się do zespołu, po za tym świetnie dogadywał się z chłopakami – ja też pewnie szybko złapię z nim kontakt, o ile nie będzie podwalał się do Wesley.
-Luke, podobno twoja mama spotyka się z ojcem naszego Rudzielca? – zagadnął Clifford, tym samym wywołując u mnie wściekłość.
-Ona jest blondynką, cieciu – warknąłem. –To miodowy blond, ile razy mam powtarzać? Dobrze wiesz, że ona się wkurza, gdy nazywasz ją per Rudzielec – mruknąłem zażenowany. Michael i Marianna non stop sprzeczają się o to samo. Rozumiem, gdyby była to jakaś cholernie ważna rzecz, ale o głupi kolor włosów?! Po co on ją denerwuje?
-Cokolwiek – machnął ręką czerwonowłosy. Kiedy on był u fryzjera? Nawet nie zorientowałem się, że kolor jego włosów jest inny, bo byłem zbyt zajęty moimi sprawami z Wesley. Jezu, to takie posrane… Przez ciągłe kłótnie z moją przyjaciółką, nie zwracam uwagi na otaczający mnie świat. –To jak, Luke?
-Tsa, spotykają się – odpowiedział od niechcenia.
-To chyba dobrze, co? Wiesz, Adam to całkiem w porzo gość, ale po tym co zrobił Mary… - wzruszył ramionami Hoodie. Po co mu to mówił? Jakim prawem wywlekał fakty z przeszłości siedemnastolatki przed Hemmingsem?! 
-Wiem, mówiła mi – co kurwa?! Jak to mu mówiła?! Ufa mu na tyle, żeby opowiadać takie rzeczy?! Czy ona jest normalna?!  -Niezła z niej jędza – wzdrygnął się. –Powiedziała staremu, że z nią chodzę, żeby się zemścić – uśmiechnąłem się chytrze, ale spuściłem głowę. Ona już taka jest i wątpię, żeby kiedykolwiek się zmieniła. Przecież Adam ją zostawił, a Mary ma mu to za złe, to logiczne, że jest napędzana chęcią zemsty względem niego, a fakt, iż jej ojciec spotyka się z matką Hemmingsa jest jej jak najbardziej na rękę. Tylko sprzyja jej w uprzykrzaniu życia Wesley’ a. Zaraz, on powiedział, że wcisnęli bajerę, że się spotykają?!
-Hahahaha – zaniósł się śmiechem zarówno Mike jak i Caluś, a chwilę później dołączył do nich Luke, mnie osobiście nie było do śmiechu. To ja zawsze jej pomagałem w snuciu intryg! –Przeurocza, Mary – uśmiechnął się sztucznie Calum. –Wiesz, kiedy dowiedziała się, że jej stary zdradza Laurę ze swoją asystentką, dręczyła Irwina, żeby zaliczył tą babkę? – opowiadał, głośno się śmiejąc, ale to nie była prawda. Kicia wcale mnie nie dręczyła tylko raz poprosiła, a ja – jak na najlepszego przyjaciela przystało – spełniłem jej prośbę i pomogłem w zemście.
-Tsa, wspominała. To fajne, że się tak… Wspieracie – z grymasem przytaknąłem. Wiedziałem, że chodzi mu o naszą relację – wszystkim o to chodziło. –Ale sam przyznaj… Czasem jest wścibska.
-Mary po prostu musi wiedzieć wszystko – wyrzuciłem z siebie, kiedy zorientowałem się, że ten blondas ma absolutną rację. –Nie zaśnie dopóki nie wyciągnie z ciebie interesującej jej informacji. To czasem cholernie wkurwiające… -nie lubię tego w mojej przyjaciółce. To takie głupie… Dlatego mówię jej o wszystkim, bo nie chcę, żeby gnębiła mnie tak jak raz Caluma, gdy robiła to swoje przesłuchanie, w którym nie chciałem jej pomóc. Sprawa generalnie dotyczyła jej ojca, a z racji tego że tata Mary jak i Roger są dobrymi przyjaciółmi – Hoodie miał wypytać swojego rodzica o niektóre szczegóły z życia Adama, a później zdać relacje mojemu Sherlockowi.
-Skoro już przy tym jesteśmy, nie masz mi za złe, że jej pomogłem z twoim ojcem, Luke? – osiemnastolatek przeczesał dłonią swoje włosy, później głośno westchnął. Był nieco zmieszany, albo zagubiony? Sam nie wiem… Wyglądał jakby zastanawiał się na odpowiednim doborem słów.
-Na początku byłem wkurwiony, fakt. Ale kiedy Mary wytłumaczyła mi cel tej akcji… Jestem ci wdzięczny, stary – poklepał go po ramieniu, a później wymienili szerokie uśmiechy.
-Stary, wiesz kogo mi przypominasz jak grasz? – zaczął swoją wypowiedź Hood. –Gitarzystę The Ascension – pstryknął palcami, a Hemmo uniósł jedynie brwi wcale nie zdziwiony tym porównaniem. –Nie wiem czy o nich słyszałeś… To zajebisty zespół, szkoda, że się rozpadli – wzruszył ramionami smutny, a ja tylko patrzyłem na dalszy rozwój zdarzeń, modląc się w duchu, żeby Mike, albo Luke przestali robić idiotę z mulata i wyjawili mu prawdę. Chociaż miło było patrzeć jak Cal się tak produkuje. –Mam ich wszystkie płyty, mogę ci pożyczyć jeśli chcesz… -dobra, mam dość.
-Stary, Joe to ojciec Hemmingsa, nie rób z siebie kretyna – mruknąłem zażenowany.
-Że co kurwa?! – Caluś ze zdziwienia wstał i patrzył na Luke’ a z rozdziawioną buzią, nie wierząc w to co przed chwilą powiedziałem. –Twój ojciec… Ale jak?! Powiedz mi jak?!
-No wiesz, tata poznał mamę…- zaczął pewnie blondyn, a my z Cliffordem parsknęliśmy głośnym śmiechem.
-Nie o to mi chodzi – wrzasnął z wyrzutem. –Czemu nic nie mówiłeś?! Masz zajebiste szczęście, koleś! Zamieniłbym się z tobą, bo tatuś konstruktor wysyła mnie na obóz wojskowy – jęknął z niezadowolenia.
-Miałeś jechać do Australii na obóz surferski, co mu odjebało? – kiwnął brodą w jego kierunku Mikey.
-Mary, mówiła, że znalazł u mnie dragi – wzruszył od niechcenia ramionami.
-Bierzesz? – uniosłem brwi. Wow, a to nowość! Kolejny interesujący fakcik z życia mojego przyjaciela, o którym dowiaduję się o wiele później niż Marianna.
-Tsa, tylko ekstazy i to czasami, nie jestem uzależniony, ale jak mi powiedział, że mam się przez dwa tygodnie pocić w jakich zapyziałych koszarach i mundurze… Rzucam to gówno na dobre – uniósł dłonie na wysokość twarzy. –Ale… - no zajebiście, teraz jeszcze monolog, że jednak cieszy się na ten wojskowy rygor. Boże, Calum jest tak cholernie wkurzający jak Mary, która we wszystkim doszukuje się ukrytych motywów działania. Chryste… -Z drugiej strony, trochę poćwiczę i wyrobię rzeźbę, no nie?
-Tsa – mruknąłem. –Muszę iść, lecimy dziś z Marianną do Świata Zabaw z Gabe’ m i Tony’ m – wstałem, po czym rozprostowałem kości, które głośno strzeliły.
-Będziecie się pieprzyć w basenie z piłeczkami? –mruknął kąśliwie Hood, na co pokazałem mu środkowy palce.
-Chuj ci do tego z kim i gdzie się pieprzę, Caluś – specjalnie podkreśliłem tą ksywkę, bo cholernie jej nie lubił, a sam fakt, że dzięki Natalie mogliśmy go w ten sposób denerwować był wprost cudowny. Mama Caluma jest świetna jeśli chodzi o przezwiska jej syna. W drugiej klasie podstawówki nazywała go Cukiereczkiem, co w końcu podłapała nasza wychowawczyni. Nawet nie wyobrażacie sobie tej euforii oraz beki kiedy stara pani Bryan mówiła: „Chodź do tablicy, cukiereczku.” Tsa, to było przekomiczne. –Hemmings, przed przerwą wiosenną gramy w Inferno. Liczę na ciebie.
-Spoko, Irwin – z cieniem uśmiechu pokiwałem pionowo głową. –Spadam, na razie – wyszedłem przez drzwi garażowe i wsiadłem do samochodu, którym pojechałem pod dom tylko po to, żeby zabrać Anta, a później razem z nim podjechać po Mary i Gabe’ a oraz pojechać do Świata Zabaw, co zajęło nam jakieś trzydzieści minut przez wkurwiające korki.
Tak bardzo jak kocham Los Angeles  równie mocno go nienawidzę. Jednak plusem tej całej sytuacji był fakt, że mogłem porozmawiać z Wesley na temat Luke’ a, jego życia, ojca oraz mojego zachowania względem osoby blondyna na naszej próbie.
Po piętnastu minutach tłumaczenia, że byłem grzeczny jak i oczywiście powstrzymywałem się od kąśliwych uwag względem Hemmingsa wreszcie zaparkowałem pod budynkiem. Blondynka zakupiła nam bilety, a później nasi bracia pobiegli się bawić. Szliśmy za nimi dalej pogrążeni w rozmowie, której głównym tematem był tym razem Adam. Wesley po prostu tęskniła za swoim tatą i cholernie źle znosiła fakt, że tamta kobieta jej go zabrała, dlatego teraz trzymała go na taki dystans.
-Atak! – nim zdążyliśmy się zorientować zostaliśmy obrzucani kolorowymi piłeczkami przez dwóch dzieciaków. –Na nich! – Mary zaczęła piszczeć oraz krzyczeć, żebym ją ratował, dlatego jak na rycerza przystało zsunąłem ze stóp buty i wskoczyłem do basenu, gdzie zacząłem razem z dziesięciolatkami okładać się plastikowymi kulkami. Wesley głośno się z nas śmiała, do czasu kiedy nie wyskoczyłem z piłeczek oraz nie wciągnąłem jej do zbiornika.
-Idiota! Wystraszyłeś mnie – fuknęła oburzona, ale moment później znów głośny okrzyk rozbawienia opuścił jej usta. Przez dobre dziesięć minut- a może i nawet trochę dłużej – wygłupialiśmy się, a następnie usadziłem ją na brzegu i stanąłem między nogami siedemnastki. –Co teraz zrobisz? –wzruszyłem ramionami.
-Chyba cie pocałuję – zbliżyłem się jeszcze bardziej, a ta franca odepchnęła mnie i znowu wylądowałem w tym kolorowym gównie, mało tego na jakimś dzieciaku. –Sory – mruknąłem w kierunku ośmiolatka, który wystraszony gdzieś pobiegł, a ja kolejny raz poszedłem bliżej przyjaciółki, która zwijała się ze śmiechu. –Tak cie bawi fakt, że mało co nie zabiłem dziecka, co?
-Bawisz mnie ty, głupku – złapała moją twarz w dłonie i szybko cmoknęła w usta. –Wychodź pogramy w air hokeja – posłusznie wybyłem z basenu, a później ubrałem buty i złapawszy dziewczynę za rękę, prowadziłem w kierunku stołu. Mary zabrała niebieski odbijak, a ja czerwony i po chwili graliśmy, rozmawiając w najlepsze.
-Wiesz już co robisz w przewie wiosennej?
-Nie, w sumie moglibyśmy pojechać gdzieś razem, no wiesz… Całą paczką, ale Calum jedzie na musztrę wojskową, więc odpada… - uniosła dłonie bezradna, a ja wykorzystałem chwilę i wbiłem jej gola. –Oszukujesz – warknęła, po czym wyjęła krążek i ustawiła go na stole stukając odbijakiem.
-Wcale nie – mruknąłem. –Naucz się przegrywać – wzruszyłem ramionami, a Mary zmroziła mnie spojrzeniem. –A może wybierzemy się gdzieś razem, huh? Dokąd chciałabyś pojechać?
-Sama nie wiem… - uniosła barki, by po chwili je opuścić, a ja znów zdobyłem punkt. –Przestań to robić! – wrzasnęła poirytowana.
-Ale co? – uśmiechnąłem się chytrze w jej kierunku.
-Dobrze wiesz – wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Wykorzystujesz okazję, kiedy ja zastanawiam się nad odpowiedzą na twoje pytanie i strzelasz mi bramki. To nie fair – tupnęła nogą, a ja parsknąłem śmiechem.
-W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, a to jest wojna niebiescy przeciwko czerwonym – pokazałem na kawałek plastiku trzymany w dłoni, a za zołza wbiła mi gola. –Oszustka.
-Wszystkie chwyty dozwolone, Irwie – zmarszczyła nosek niczym królik i uroczo się uśmiechnęła, dlatego szybko jej wybaczyłem ten mały kant. Zresztą… Prowadziłem czterema punktami.
-Zabiorę cie gdzieś, może być?
-Nie chcę, żebyś wydawał na mnie kasę, po za tym sama mogę kupić bilet i…
-Zamknij się – mruknąłem znudzony jej głupią paplaniną. To ja byłem tutaj facetem i w mojej naturze leżało, żeby płacić za wszystko będąc z dziewczyną – oprócz dzisiaj, bo jeszcze nie wybrałem kasy z konta i byłem spłukany po tych zakupach z Cook i Eleną. –Postawisz mi drinka w Inferno, pomasujesz mnie i pójdziesz na to głupie przyjęcie u moich dziadków w sobotę jako moja osoba towarzysząca, to  będziemy kwita.
-Okay – westchnęła niezadowolona. –Ale dlaczego mam cie masować?
-Bo ja cie masuję – oburzyłem się. –Miej klasę i chociaż raz odwdzięcz się tym samym.
-Dobrze – uformowałem z palców serduszko i pokazałem jej, co również uczyniła i cmoknęła, wywołując tym samym radość na mojej twarzy.
-Mary, chce nam się pić – tuż obok pojawili się nasi bracia.
-Okay, masz – podała mu pieniądze, ale nim Gabe razem z Tony’ m zdążyli gdziekolwiek odejść złapała go za koszulkę i przytrzymała. –Kupcie sobie coś do jedzenia, dla Asha weź burgera, mi frytki i dużą colę dla nas na spółkę.
-Okay – nadal nie mógł się ruszyć, ponieważ jego siostra skutecznie mu to uniemożliwiła. –Coś jeszcze? – mruknął poirytowany… Pewnie tym szarpaniem za koszulkę – też tego nie lubię.
-Tak, za godzinę wracamy do domu.
-Czemu? – tym razem odezwał się Anthony. Współczuję mojemu bratu – nie wie na co się pisze zadzierając z Marianną.
-Ponieważ jutro macie szkołę, nie odrobiliście jeszcze lekcji, a jutro musicie być wypoczęci… - wymieniła na palcach chyba z dziesięć innych powodów, dlaczego musimy równo o ósmej być w domu.
-Skąd wiesz, że nie odrobiłem zadania?
-Teraz już wiem, Tony – zachichotała, w czym jej zawtórowałem. –No już uciekajcie, a my zajmiemy stolik – rozeszliśmy się według zaleceń dziewczyny. Usiedliśmy obok siebie i czekaliśmy na małych kelnerów, którzy przyjdą z żarciem.
Po chwili dwoje dziesięciolatków pojawiło się niosąc dwie niebieskie tace. Gabe podał swoją nam, a później zajęli miejsca naprzeciwko nas. Powoli zjadaliśmy gapiąc się – ja na młodego Wesleya, a Mary na Anta. To było co najmniej dziwaczne, ale  w naszym przypadku – normalne. Razem z siedemnastolatką wymienialiśmy się piciem, a kiedy skończyliśmy swoje porcje… Musiałem jeszcze dojeść po tych dwóch pajacach – nabrali sobie po dwa burgery, frytki i duże cole z lodem, a że zawsze gdy zabieramy ich gdzieś z Marianną robię za śmietnik – innego wyjścia nie miałem.
Równo o dwudziestej byliśmy pod domem Wesley. Pożegnaliśmy się, a później pojechaliśmy z Tony’ m do nas. Tata był już w domu i razem z mamą oglądali jakiś szajs w telewizji, ale kiedy przyszliśmy Sophie poszła robić kolację. Postanowiłem wykorzystać fakt na rozmowę z ojcem na temat mojej przerwy wiosennej. 
__________________________________
Nie wiem dlaczego, ale cholernie lubię ten rozdział jest... Dobry. Tak myślę, ale mogę się mylić, dlatego ostateczna ocena pozostaje wam ;)
Ashton zaczyna widzieć rywala w Luke' u mimo, że jest on prawie bratem Mary... Coś czuję, że może być z tego niezły ambaras xdd 
O i nie wiem czy zdążę wyrobić się z następnym rozdziałem na czas, mam w tym tygodniu sporo sprawdzianów i kartkówek - cóż... Może przydałaby mi się mała zachęta w postaci komentarzy, huh?? 
Dziękuję wam za komentarze oraz obserwujących, których ostatnio sporo przybyło - kocham was bardzo ♥ 
Cóż... Dziś krótko i zwięźle - jak zawsze hahaha... 
Miłej niedzieli, buźka miśki ;**

 

niedziela, 15 lutego 2015

11. Girl All The Bad Guys Want





Luke

Obudził mnie huk wydobywający się z głośników, do których był podłączony mój telefon. Gwałtownie poderwałem się z łóżka lekko przestraszony nagłym hałasem.
-Kurwa – przekląłem pod nosem, a wyłączyłem First Date w wykonaniu Blink -182. Boże… Kochałem ich i nawet jeśli chciałbym z całych sił być cholernym cieciem to moje pieprzone drugie rockowe ja zawsze zwyciężało.
Weźmy na przykład tą sytuację z Irwinem na korytarzu – Co on sobie myślał, że zsikam się ze strachu, bo wielki Ashton mi grozi, bo rzekomo skrzywdziłem jego przyjaciółeczkę do łóżka?! Miałem wtedy nieodpartą ochotę roześmiać mu się prosto w twarz. Naprawdę! Wyglądał komicznie, zwłaszcza gdy na jego czole pojawiła się mała żyłka, która delikatnie pulsowała z poirytowania moją osobą.
Nie chciałem być takim chujem jak dwa lata temu, nie chciałem, żeby mama i Nicole widziały we mnie ojca. Za wszelką cenę chciałem wyzbyć się tego popierdolonego uczucia mimo, że… Nie chciałem już być starym Luke’ m – odjazdowym kolesiem, któremu laski w Sydney same pchały się do łóżka, genialnym gitarzystą oraz wokalistą, który zaczynał ze swoim zespołem powoli odnosić sukces… Pragnąłem być frajerem, którego laski omijały szerokim łukiem, nieudacznikiem słuchającym cholernych ballad, przy których dziewczyny się rozpływają… Ale, no cholera! Z dnia na dzień było to coraz trudniejsze, a zwłaszcza kiedy Mary się przypałętała.
Muszę przyznać się przed samym sobą, że nawet ją lubię. Może nie jest w moim typie, ale jej brudne gierki są całkiem pociągające. Mógłbym ją zaliczyć, ale znowu nasuwa się ten sam problem – powrót starego Luke’ a. Niestety jest coś jeszcze, a mianowicie to córka Adama, którego nawet lubię, bo uszczęśliwia Jackie, a tym samym mnie. Kurwa, życie jest nieźle popierdolone.
Wsunąłem na biodra szare dresy, a później zszedłem na dół do kuchni, gdzie krzątała się moja starsza siostra. Uważając, żeby blondynka nie wpadła przez przypadek na mnie – miała słuchawki w uszach, a jej koordynacja podczas słuchania Bruno Marsa była krytyczna – przemknąłem do szafki, z której wyjąłem mój kubek z pingwinem i wlałem do środka świeżo zaparzonej kawy. Oparłem się tyłkiem o blat, po czym upiłem łyka czarnej cieczy, a z moich ust uleciało pełne przyjemności mhm spowodowane przepysznym smakiem trunku.
-O Luke, nie zauważyłam cie – zaczęła wyjmując z ucha słuchawki, a następnie kładąc swój telefon na powierzchni stołu. –Mama prosiła, żebyś skosił trawnik i wyczyścił basen.
-Z całym szacunkiem Nikki, ale nie mogła poprosić tego smarka z naprzeciwka? – mruknąłem, znowu unosząc szklankę do ust.
-Włącza ci się opcja dupek – przypomniała, a później odłożyła swoją szklankę do zlewu i umyła.
-Chciałem dziś naprawić motor.
-Dlaczego nie kupisz nowego?
-Z tego samego powodu, dlaczego mama nie może wykorzystywać do pracy fizycznej tego małego gnojka Matta – warknąłem i dopiłem napój. Zabrałem z kosza na pranie, który znajdował się w łazience szarą koszulkę, którą wciągnąłem przez głowę, po czym poszedłem do garażu. Wyprowadziłem kosiarkę, a później ją odpaliłem i według prośby mojej rodzicielki zacząłem ścinać tą przeklętą trawę, która za kilka dni znów odrośnie, a ja będę musiał zaczynać pracę od początku.
Ku mojemu niezadowoleniu mieliśmy cholernie wielki ogród, bo Jacie Hemmings kochała kwiaty. Było tutaj nie tylko sporo grządek, ale również i krzaki, drzewa, skrzaty ogrodowe, oczko wodne, duża drewniana huśtawka i pieprzony basen.
Użeranie się z kosiarką zajęło mi półtora godziny, a zaowocowało jedynie potem, który po mnie spływał i wywoływał cholerne swędzenie, odciski na rękach oraz oklapnięte włosy, których – na całe szczęście – nie zdążyłem ułożyć. Wróciłem na chwilę do domu tylko po to, żeby zabrać z lodówki butelkę zimnej wody, aby zaspokoić swoje pragnienie, a później zabrałem się za czyszczenie basenu. Ta posrana czynność zajęła mi kolejne dziewięćdziesiąt minut z życia.
Zacząłem napełnianie zbiornika wodą, kiedy po domu rozniósł się dzwonek mojego telefonu, który nadal był podłączony do cholernych głośników. Poderwałem się z leżaka i wbiegłem po schodach do swojego pokoju, łapiąc za urządzenie nawet nie patrząc kto chce się ze mną skontaktować.
-Hallo? – mruknąłem od niechcenia.
-Luke, tutaj Mary – usłyszałem przesłodzony głos Wesley. –Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę? –rozmowę? Okay, rozmawiałem z nią, ale niekoniecznie słuchałem tego co ma mi do powiedzenia.
Nie robiłem tego z braku szacunku do niej – szanowałem ją, naprawdę – ale samo wspomnienie o rozwodzie moich starych wprawiało mnie w stan wewnętrznych refleksji. Czy mogłem jakoś temu zaradzić, czy to już z góry było skazane na sromotną porażkę? Pytania, na które nie znałem odpowiedzi kłębiły mi się w głowie sprawiając tym samym jej ból. Cholera…
-O blefie?
-Nie, chodzi o twoje dawne ja – wywróciłem oczami. A ta dalej swoje… Przecież mówiłem – jasno i wyraźnie- że nie wrócę do dawnego stylu i zachowania. Nie mogę.
-Maluszku, rozmawialiśmy o tym, a ty obiecałaś, że nie będziesz się wtrącać.
-Wiem, ale mam dla ciebie niespodziankę – nie kryła swojej radości, co niestety przelewało się na mnie. Ta jej euforia sprawiała, że zacząłem się głupio szczerzyć sam do siebie.
Nie wiem czy to przez ten jej upór, którym chciała mi pomóc, czy może przez głupie pomysły, ale zaczynałem się jej bać. Była nieobliczalna i zacząłem się zastanawiać czy Irwin wie, że jego przyjaciółeczka jest porąbaną wariatką.
-Co to za niespodzianka? – nie chciałem pytać, ale ciekawość zwyczajnie wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem.
-Lucas, to niespodzianka! – oburzyła się, dlatego przewróciłem oczami – zachowywała się jak moja matka, zawsze gdy coś jej nie pasowało zwracała się do mnie pełnym imieniem. Jezu przenajświętszy, co Marianna wymyśliła tym razem? –Obiecuję, że ci się spodoba.
-Zdradź mi coś jeszcze – mruknąłem niezadowolony. Najpierw sprawiła, że się napaliłem, a teraz mówi, że nic nie może powiedzieć. To tak, jakby… Obiecać szczerbatemu suchary, a potem zjeść je na jego oczach niszcząc tym samym jego marzenia.
-Wpadnę do ciebie pod wieczór, Luke – po tych słowach się rozłączyła. Z niedowierzaniem odłączyłem komórkę od wieży, po czym włożyłem go do kieszeni spodni.
Zszedłem na dół, ale w chwili gdy miałem pójść do ogrodu, po domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Z niezadowoleniem podszedłem do brązowego prostokąta, który uchyliłem. Widząc osobę stojącą w progu zamarłem.
Blondyn wpatrywał się we mnie, a jedyną rzeczą którą udało mi się zrobić było przełknięcie śliny. Jak miałem się w tej sytuacji zachować? W przejściu stał mój ojciec. Moje serce zabiło szybciej – byłem naprawdę szczęśliwy widząc go właśnie teraz, ale moment później byłem wściekły. Co on sobie wyobrażał przychodząc tutaj?! Czego ode mnie oczekiwał?! Że rzucę mu się na szyję i powiem przesłodzone: „Tęskniłem, tatusiu?!”. To upokarzające i nie w moim stylu.
-Lucas – zaczął jakby z ulgą.
-Jestem Luke – warknąłem. –A ty powinieneś już iść – dodałem hardo. Nie mogłem sobie pozwolić na okazanie jakichkolwiek słabości. To był mój dom, ja byłem tutaj jedynym człowiekiem – po za mamą, oczywiście – który miał prawo do rządzenia oraz decydowaniu o gościnności względem gości. Joe nie był tutaj mile widziany, nie po tym co mi zrobił… Co zrobił Nicole i mamie.
-Wiem, że jesteś na mnie zły, ale…
-Zły?!- parsknąłem nadal w to niedowierzając, że tata stoi przede mną. –Jestem wściekły! Wkurwiony! Jakim, kurwa prawem tutaj przychodzisz i mówisz do mnie jakbyś nigdy mnie nie zostawił?! – wpadłem w szał, a słowa wylatywały ze mnie jak kule z armaty. Nawet ich nie przemyślałem, a one już wychodziły z moich ust na światło dzienne. Boże byłem w tej chwili taki żałosny.
-Luke, wszystko w porządku?! – z góry dobiegł mnie zatroskany głos siostry, która pewnie przygotowała się do kolejnego egzaminu.
-Tak, Nikki! – odkrzyknąłem, nie chcąc jej zamartwiać. –Wyjdź stąd – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Porozmawiaj ze mną, Lucas – wywróciłem oczami na ten jego skruszony ton. –Twoi przyjaciele ze mną rozmawiali i mówili, że sobie nie radzisz…
-Jacy kurwa przyjaciele?! Ja nie mam przyjaciół!
-A ta dziewczyna? Taka niska, z zielonymi oczami i rudawymi włosami…
-Mary? – zmarszczyłem brwi, a on niepewnie przytaknął. –To córka nowego faceta mamy – wzruszyłem ramionami. –Czego ona ci nagadała? – warknąłem.
Zamorduję ją. Naprawdę, pozbawię tę dziewczynę życia nawet jeśli miałbym trafić do paki, albo kostnicy za sprawą Irwina lub jej ojca. Cholerna dziewucha! Powinna zająć się swoim życiem, a nie ingerować w cudze i to w dodatku bez czyjejś zgody! Powinna zapytać, a nie kontaktować się z Joe, następnie zrzucając go niczym bombę na mnie. Uparte dziewuszysko!  
-Powiedziała, że desperacko udajesz ciotę, zamiast być sobą – zacisnąłem szczękę, a dłonie w pięści. Czułem jak mięśnie mi się napinają. Nie jestem ciotą! –Heej, spokojnie – złapał za moje ramiona i lekko potrząsnął. –To jej słowa, nie moje. Uspokój się, chłopie – klepnął mnie w policzek, tym samym sprowadzając do normalnego stanu. –Pogadaj ze mną, Lucas.
-Niech będzie, chodź do mojego pokoju – mruknąłem od niechcenia, a później wskazałem drogę do mojej sypialni, podczas gdy ja poszedłem wyłączyć wodę, która wlewała się do basenu. Szybko pobiegłem za nim  jak napalony, żeby tylko niczego nie dotykał, a zwłasza, żeby nie zdejmował mojej gitary.
Niestety było już za późno. Mój ojciec siedział na brzegu łóżka i z uczuciem nastrajał moją Gwen. Cholera, nie powinien tego robić – nie grałem na niej dobry rok, a teraz ta pokusa stawała się coraz cięższa do odmowy. Kusiła.
Odchrząknąłem głośno, chcąc tym samym zwrócić uwagę Hemmingsa na swoją osobę, ale stało się to dopiero w chwili, kiedy skończył swoją pracę przy instrumencie. Jego brązowe oczy wpatrywały się przez kilka sekund we mnie, aż w końcu z jego ust padło to głupie pytanie:
-Lucas, nie potrafisz nastroić gitary? – jego głos zawierał w sobie nutkę wyrzutu.
Jak byłem mały uczył mnie grać na gitarze, a na trzynaste urodziny wreszcie dostałem upragnioną Gwen, która służyła mi aż do siedemnastego roku życia. Mówił jak prawidłowo stroić struny, albo jak grać solówki. Był genialnym nauczycielem, który mimo napiętego grafiku koncertów zawsze poświęcał mi multum czasu, ale skończyło się to razem z rozpadem jego grupy jakieś trzy lata temu, a później wszystko szło już z górki. Rozwalił nam rodzinę tak jak ten genialny band! Joe jest po prostu cholernym niewdzięcznikiem i egoistą, który nie potrafi cieszyć się z tak drobnych rzeczy jak chociaż granie dla kilku tysięcy osób, którzy kochają jego muzykę.
-Już mnie nie kręci gra – westchnęłam, przeczesując włosy prawą ręką.
-Od kiedy?! – zdziwił się. –Kochasz grać i śpiewać. Zawsze marzyłeś, żeby być sławny, co się z tobą stało, chłopaku?!
-Dorosłem, już nie jestem gówniarzem, który lekkomyślnie pakuje się w kłopoty – oparłem się tyłkiem o blat biurka i wierciłem mu dziurę w głowie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
-Och, rozumiem – parsknął kpiącym śmiechem. –Dorosły i odpowiedzialny facet, niezła aluzja –wskazał na mnie palcem. –Oświecę się, chłopcze to też jest szczeniackie zachowanie.
-Być może – przyznałem, oblizując górną wargę, która zaschnęła. –Ale ja nigdy nie będę taki jak ty. Nigdy nie zostawię rodziny.
-Jeśli chodzi ci o mój rozwód z Jackie…
-Pierdolę wasz jebany rozwód! Chuj mi do tego, zostawiłeś Nicole! Własną córkę, jak można być aż tak podłym sukinsynem?! – wrzasnąłem na tyle głośno, że do mojego pokoju wpadła przerażona Nikki. Stanęła w progu osłupiała, gdy zobaczyła mojego gościa, jednak szybko się otrząsnęła.
-Co on tutaj robi, Luke? – wzruszyłem ramionami. –Lucasie Robercie Hemmings, do jasnej cholery odpowiadaj!
-Nikki – westchnąłem. –Czy ty czasem nie masz jakiegoś super ważnego egzaminu w poniedziałek?
-Nie zmieniaj tematu – warknęła wytrącona z równowagi.
-Chryste, Nicole zajmij się swoim życiem! Znajdź sobie kogoś i przestań ingerować w moje sprawy, okay?!  
-Martwię się o ciebie…
-To przestań! Jestem dorosły, daję sobie radę, a teraz wypad z mojego pokoju! – wskazałem na drzwi, które po chwili zamknęły się z hukiem. Westchnąłem głęboko zakrywając twarz dłońmi.
Nie chciałem jej potraktować w tak paskudny sposób, ale co miałem jej niby powiedzieć? Że tracę kontrolę nad własnym życiem?! Że najzwyczajniej w świecie nie potrafię uporać się z własnymi problemami, które powoli zaczynają mnie przygniatać?! Próbuję być silny dla niej oraz mamy, żeby miały we mnie oparcie, ale za cholerę nie potrafię i cały czas udaję, że wszystko jest w porządku… Tylko, że nie jest! Nie umiem sobie poradzić i to sprawia, że jestem tak bezbronny i wybuchowy. Ta bezsilność powoli sprawia, iż tracę kontrolę nad wszystkim.
-Lucas – spojrzałem na niego. Jakże wielkiego doznałem szoku, kiedy zamiast siedzieć na łóżku stał teraz przede mną. –Przepraszam…
-Idź już – warknąłem. –Zrób chociaż to… Błagam wyjdź i daj mi się w spokoju nad sobą po użalać. Nie marzę o niczym innym – westchnąłem z bezsilności.
-Nie powinienem cie wtedy zostawiać, Lucas – złapał pewnie za mój bark, który lekko ścisnął. –Wiem, że spieprzyłem i masz pełne prawo mnie nienawidzić, ale zrozum, że udając kogoś innego wcale nie będzie ci łatwiej. Zastanów się czy warto tracić siebie przez kretyna, który cholernie bał się spojrzeć ci w oczy po tym wszystkim, bo nie chciał widzieć rozczarowania w oczach dziecka, dla którego był wzorcem – poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu, a potem posłał blady uśmiech. –Przeproś od mnie Nicole, synu – po tych słowach wyszedł.
Znowu zrobił  to co dwa lata temu – zostawił mnie, bijącego się z myślami, z jebaną pustką w głowie. Z barkiem pomysłu na wydostanie się z tego gówna oraz wyjściu na prostą, bo cholerna kręta droga powoli przyprawiała mnie o wymioty, a najgorsze było to, że sam tego od niego zażądałem…
Wściekły złapałem za sportową torbę, którą przewiesiłem przez ramię i zbiegłem po schodach. Zabrałem deskorolkę, na której pojechałem do hali sportowej. Musiałem jakoś odreagować, a boks był jedyną przyzwoitą formą rozładowania gniewu – tak sądziła moja mama, osobiście wolałem wtłuc jakiemuś smarkowi na ulicy.
W progu wpadłem na właściciela, który przywitał mnie z uśmiechem. Poszedłem do szatni się przebrać – w sumie musiałem tylko zrzucić koszulkę i włożyć rękawice – a później wyszedłem do pomieszczenia, gdzie trenowało jeszcze z jakieś dwanaście osób.
Stanąłem przed dużym workiem przymocowanym do sufitu i oddawałem coraz to pewniejsze ciosy. Niestety wściekłość i frustracja wcale nie opuszczały mojego ciała, a wręcz przeciwnie nasilały się, co było zasługą tylko i wyłączenie tego egoisty. Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że miał absolutną rację tylko, że ja nie potrafiłem pojąć do wiadomości, iż mój ojciec tak łatwo zrezygnował z kontaktu ze mną i moją siostrą.
-Hemmings – odwróciłem się niechętnie w stronę tego frajera Bena, który od dobrego miesiąca skutecznie starał się uprzykrzać mi życie. –Ty i ja, sparing, chyba, że wymiękasz? – lepszego momentu nie mógł wybrać, przecież ja go w tym ringu dzisiaj rozkurwię! Nie chcę mu robić krzywdy i znów słuchać kazań matki o tym, że powinienem panować nad swoim wybuchowym temperamentem.
-Nie chcę cie…
-Wiedziałem, że dajesz dupy w tej sprawie – parsknął śmiechem, a jego posrany przyjaciel, który też należał do szkolnej drużyny footballowej mu w tym zawtórnował.  
-Nie jestem tobą, skoro twoja laska wolała dać Jokerowi – po sali rozniósł się niski pomruk. –Mówiła, że niezbyt długo wytrzymujesz, trzy minuty, tak? – szatyn rzucił się na mnie i zaczął okładać pięściami. Z lekkim opóźnieniem zacząłem się bronić. Objąłem go nogami w pasie, a później przechyliłem do tyłu teraz nad nim górując i uderzając na zmianę pięściami w jego twarz. Robiłbym to dalej, jednak Hale – jeden z sędziów – odciągnął mnie od lekko poturbowanego nastolatka i wyrzucił go z lokalu, mówiąc, że na dziś mu już wystarczy. Poszedłem do szatni, gdzie wziąłem szybki prysznic, a później ubrałem się oraz jak najszybciej opuściłem teren hali.
Wróciłem do domu na piechotę niosąc deskę pod ręką, a drugą używając od czasu do czasu wyjmowania papierosa z ust.
Zaraz po przekroczeniu progu rzuciłem torbę pod schody. Włożyłem komórkę do kieszeni i poszedłem do garażu, gdzie chciałem w spokoju zająć się naprawą motoru, który – o ironio!- dostałem od ojca. Nie wiem dlaczego… Przecież mogłem posłuchać Nicole, czy chociażby mamy i pofatygować się oraz kupić nowy pojazd, ale… Kurwa, przyznaję, okay?! Jestem jebaną sentymentalną ciotą! Chciałem mieć jeszcze jedną rzecz, która przypominałaby mi o Joe. Musiałem zachować chociaż kilka przedmiotów, które dzieliły nasze zainteresowania, po za tym nie zbyt widziało mi się wleczenie busem do szkoły. Muszę przecież jakoś się prezentować, skoro chcę pomóc tej małej manipulantce w wygraniu zakładu, tak?
Nagle ni stąd ni zowąd ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach perfum, których używała tylko jedna dziewczyna w szkole.
-Xoxo zgadnij, kto? – zachichotała jak pięcioletnia dziewczynka.
-Mary, jestem zajęty – mruknąłem od niechcenia, powstrzymując się od zaśmiania. Nie wiem w jaki sposób to robiła, ale w jej towarzystwie nie dało się być smutnym.
-Coś taki marudny? – przykucnęła obok mnie i dokładnie przyglądała się mojej pracy.
-Powiedz mi tylko jedną rzecz – zacząłem spokojnie, przekręcając głowę o dziewięćdziesiąt stopni, aby spojrzeć na nią, co ona robiła już od dłuższej chwili względem mnie. –Po jaką cholerę do niego dzwoniłaś, co?
-Myślałam, że…
-To źle myślałaś, Mary! Naprawdę doceniam to, ale nie powinnaś była! Mam teraz wielki jebany I don’t know w głowie!  - wrzasnąłem, chcąc rozładować nadal targające mną emocje.
-Ja po prostu nie chciałam, żeby twoje kontakty z ojcem wyglądały tak jak w moim przypadku, Luke. Nie chcę, żebyś nienawidził swojego taty, tak bardzo jak ja swojego – powiedziała skruszonym głosem, a ja przyciągnąłem ją do siebie tym samym mocno tuląc. –Powinnam zapytać, przepraszam.
-Nie – westchnąłem. –To ja przepraszam, zachowałem się jak złamas, a ty chciałaś tylko dobrze.- mruknąłem zażenowany.
Źle mi było z faktem, że na nią naskoczyłem. Marianna była jak taki aniołek, który chce każdego uszczęśliwić nawet przekładając dobro tej drugiej osoby nad swoje. To ładnie z jej strony, ale nie pojmowała, że wszystkim nie dogodzi. Nawet jeśliby próbowała… Jest zbyt krucha i całkiem pewne, że ktoś ją nieumyślnie może wkrótce skrzywdzić. Ucierpi przez swoją delikatność, nawet jeśli z zewnątrz udaje wredną sukę, którą opinia innych nie dotyka.
Nie wiem czy długo trwaliśmy w takim uścisku, ale piąstki Wesley zacisnęły się znacznie mocniej na mojej koszulce lekko szczypiąc za skórę, na co przymknąłem oczy.
-Co robicie, dzieciaki? – i wszystko jasne! Odsunąłem nieco od siebie zielonooką tylko po to, aby spojrzeć na stojącego w progu Adama.
-Naprawiam motor – wzruszyłem ramionami.
-Ja mu pomagam – dodała hardo.
-Pomóc wam?
-Nie – warknęła siedemnastolatka. –Obejdzie się bez twojej pomocy, świetnie sobie bez ciebie radzimy – jeny, jej głos wręcz ociekał jadem. Całkiem prawdopodobne, że gdyby tylko mogła wbiłaby mu śrubokręt między oczy.
-Pewnie, że tak. Pomoc zawsze się przyda – odpowiedziałem z uśmiechem przy okazji czując jak dziewczyna szczypie mnie w udo. Zignorowałem jej gest gniewu, ponieważ też chciałem zrobić dla niej to czego ona pragnęła dla mnie.
Obserwowanie tej dwójki, podczas ich wymian słownych było katorgą. Żadne nie odpuszczało, ale musiałem przyznać, że Mary była jędzą i bezwzględnym potworem, a jej cięte riposty na każdą wypowiedź Adama były podłe. Nie musiałem długo rozważać, czy pragnę im pomóc się pogodzić, bo odpowiedź była banalnie prosta, dlatego też chciałem, żeby Wesley pomógł nam w naprawie motoru.
Mężczyzna przykucnął obok swojej córki, która zgrzytała zębami ze złości, a później przyjrzał się dokładnie silnikowi.
-Co myślisz? – trącił ją lekko, na co wywróciła oczami.
-Chłodnica i układ zasilania nawala, mogłabym… - wzruszyła ramionami, na co zmarszczyłem brwi. Mogłaby… Co? –Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać… Tato – na ustach Adama pojawił się lekki uśmiech.
-Sprawisz mi tym niezwykłą radość, Ana – Marianna złapała za klucz, który podała swojemu ojcu, a sama zaczęła majstrować przy układzie zasilania.
Dokładnie obserwowałem każdy z jej ruchów. Gdyby ktoś powiedział mi, że najładniejsza dziewczyna w szkole, w dodatku cheerleaderka lubi brudzić sobie rączki przy smarze – wyśmiałbym go. Nie mogłem wyjść z podziwu, że taka ślicznotka zna się na mechanice i w ciągu kilku minut potrafi stwierdzić co jest nie tak z moim motorem. Jedno wielkie WOW.
-Okay, Luke spróbuj odpalić – poprosił Adam podając swojej córce ścierkę, w którą wytarła swoje dłonie. Według polecenia uruchomiłem silnik, który o dziwo działał! Podziękowałem facetowi mamy oraz Mary, z którą po chwili poszedłem do swojego pokoju.
Blondynka stała przy regle i przeglądała moje płyty podczas, gdy ja poszedłem się przebrać, ponieważ moje szare spodnie i koszulka były upierdolone. Wróciłem po jakiś dwóch minutach, a ona siedziała po turecku na moim łóżku oraz delikatnie szarpała za struny gitary, której mój ojciec nie odwiesił.
-Grasz?
-Tsa, kiedyś grałem, ale potem…
-Twój tata odszedł – dokończyła ze smutkiem, a ja jedynie przytaknąłem. –Luke, ja naprawdę przepraszam. Wiem, zachowałam się podle, ale uwierz, chciałam pomóc – wzruszyła nieśmiało ramionami oraz skruchą na twarzy.
-Wiem, Mary i dziękuję.
-Zagrasz mi coś?
-Nie.
-No proszę, Lucas – wydęła dolną wargę, a ja wywróciłem teatralnie oczami, po czym złapałem za instrument i zagrałem jej piosenkę, którą sam napisałem. –Wow – powiedziała pełna podziwu, kiedy skończyłem. –Jesteś świetny! – klasnęła w ręce, a później pociągnęła mnie za nadgarstek obok siebie na łóżko. –Wiesz… Mógłbyś grać w zespole Asha, Calusia i Mike’ a, potrzebują jeszcze jednego gitarzysty, a ty dajesz radę. Mogę pogadać z Hoodem, ale on bankowo się zgodzi.
-Nie sądzę, żeby Irwin się na to zgodził.
-Uwierz, że mnie posłucha. Będziesz genialny.
-Sam nie wiem…
-Luke, no prooooszę – przeciągnęła, a ja zgodziłem się, ponieważ przy tych jej uroczych minkach wymiękam. Leżeliśmy tak dość długo w ciszy, a w mojej głowie znowu kłębiło się wiele pytań.
Około godziny dziewiątej odwiozłem ją do domu oraz zobowiązałem się jutro po nią przyjechać. Ucałowałem jej policzek, a później pojechałem do siebie.
Po tym dniu pełnym wrażeń doszedłem do wniosku, że zarówno Mary jak i mój ojciec mieli rację. To, że będę próbował udawać kogoś innego wcale nie wychodzi mi na zdrowie, a wręcz przeciwnie tracę przez to samego siebie, dlatego postanowiłem… Stary Luke Hemmings wraca, a to nie wróży dobrze dla nikogo…
________________________________
Dziś rozdział z perspektywy buntownika, podoba się?? Mam nadzieję...
Jest też ojciec Luke' a (zakładka "Rodziny bohaterów"), a Mary w końcu "porozmawiała" z Adamem... 
Następny rozdział standardowo za tydzień, ale już teraz zdradzę wam, że będzie z perspektywy Irwina. 
Cóż... To raczej tyle na dziś, miłej niedzieli...
Buźka, miśki ;** 

<SONDA>