Michael
Równo o godzinie ósmej przyjechała Jasmine i zabrała mnie, a
następnie kuśtykającą Max. We trójkę pojechaliśmy pod Devil, gdzie miała odbyć się impreza urodzinowa naszego Calusia –
Jezu, dzieciaki tak szybko dorastają, ale w przypadku Hooda to i tak niczego
nie zmienia, bo nadal jest beztroskim dziewiętnastolatkiem bawiącym się życiem
jak zabawką.
Lokal był naprawdę duży i całkiem nowoczesny. Z bólem serca
muszę przyznać, iż tym razem laski naprawdę się postarały, a ja cholernie
żałuję, że moich urodzin nie będą już organizowały z racji naszych różnych
studiów. Cholerna szkoda, bo nasze dziewczyny zawsze mają niezłe pomysły i cały
czas nas zaskakują. W środku bawiło się już sporo osób, a muzykę zapewniał
dawny znajomy Cala – Zack, który zaopatrywał go w dragi. Nie pochwalam
narkotyków, ale skoro nasz mały Caluś chciał poczuć odlot to mógł poprosić,
chętnie bym mu przyjebał bez powodu. Miałby znacznie dłuższą fazę niż po
ekstazy. Kretyn.
W tłumie, który oblegał nie tylko parkiety, ale również
lorze i bar odnalazłem moich przyjaciół – Ashtona i Luke’ a, dlatego do nich
podszedłem, wcześniej całując Jas i informując, że za niedługo wrócę. Dziewczyny
poszły usiąść na sofie, która była zarezerwowana wyłącznie dla naszej paczki i
wyposażona w ochroniarza – cóż, aż wstyd się przyznać, ale Rudzielec się postarał.
Zająłem miejsce na wysokim krześle barowym obok Hemmingsa,
który właśnie tłumaczył coś Irwinowi przy okazji mieszając go z błotem i
wyzywając od jebanych kutasów. Nie wiem o co im poszło, ale byłem pewny, że Ash
potrzebuje w życiu kogoś takiego jak Hemmo – kogoś, kto przetrze mu oczy na
cholernie istotne szczegóły, ponieważ mnie i Cala już nie słuchał. Był egoistą,
a Lucas był dla niego jak zimny prysznic, który otrzeźwia.
Naprawdę polubiłem tego blondyna i śmiało mogłem nazwać
swoim przyjacielem mimo, iż znałem… W sumie chyba tylko miesiąc, bo wcześniej
nie mieliśmy przyjemności nawet porozmawiać. On bujał się z Mellody, która
obecnie latała za Irwinem jak pies z wywalonym jęzorem, a ja… Miałem kumpli, którym
ostatnimi czasy zaczęło nieźle odbijać. Irwie miał problemy, ponieważ właśnie
uświadamiał sobie jak bardzo kocha Mary, a Caluś… Heh, ten idiota powoli
zaczynał tracić chęci oraz coraz bardziej wkurwiało go zachowanie Max, która
swoją drogą mnie też działała na nerwy. Niby taka święta, taka Sierotka
Marysia, a tu proszę… Wytyka naszemu ziomkowi każdą dziunię, którą przerżną, a
sama pieprzyła się z Jokerem. To taka… Emocjonalna masochistka, która sprawia,
że Hoodini zaczyna głupieć – przez Martin zaczął brać dragi, upijać się,
zaliczać laski jak przyłożenia. Max sama nie wie czego chce! Jest głupia.
-Siema, stary – Luke przybił ze mną sztamę, a później
przywitałem się w ten sam sposób z Irwinem. Ashton ku mojemu zdziwieniu wcale
nie przyprowadził Cook, ale był kurewsko wściekły, aż dziwne, bo myślałem, iż
tylko Mellody potrafi go tak bardzo wyprowadzić z równowagi. Idiota, stawał na
rzęsach, żeby tylko te ich całe „randkowanie” wyglądało na prawdziwe, a Mary to
kupiła jak reszta szkoły. Niezła ściema, a mój kumpel przeszedł tym sam siebie.
–Wracając do ciebie, Irwin – westchnął zrezygnowany. –Nie będę pieprzył twojej
dziewczyny – przystawił szklankę do ust i upił sporego łyka.
-Każesz mu rżnąć, Cook?! – zdziwiłem się, unosząc na niego
brwi. To… Robi się z dnia na dzień bardziej popierdolone. –Jeden raz tequilę –
poinformowałem barmana, który po chwili postawił przede mną literatkę. Złapałem
za naczynie, z którego się napiłem, a moje usta opuściło ciche mhm. Kochałem tequilę równie mocno jak
Jasmine.
-Nie, Mikey! – zaśmiał się donośnie, wyraźnie rozbawiony
moim tokiem myślenia, Luke. –Ten kutas chce, żebym przeleciał Mary!
-Popierdoliło ci się w głowie?! – zapytałem, próbując
przekrzyczeć głośną klubową muzykę.
-Nie, czemu?! Kicia nie
jest w typie Hemmingsa, dlatego nie mam nic przeciwko! – wzruszył nonszalancko
ramionami. –Po za tym nikt inny nie będzie się do niej dobierał, to genialny
pomysł!
-Sam ją przeleć, w końcu wiele razy to robiłeś! –krzyknął
blondyn. –Co ci odjebało?!
-Chciała przyjaźni bez dodatków…! To ją dostała! Jak tylko
przyjdzie, masz jej się dobrać do majtek!
-Stary, ty może faktycznie zastanów się nad psychologiem,
co?! – zapytał, zeskakując z krzesła. –Idę do lasek! – wykrzyczał mi do ucha,
na co przytaknąłem i tyle widziałem Lucasa. Pustym wzrokiem patrzyłem na
osiemnastolatka, który nerwowo stukał palcami w blat kontuaru.
-Co jest?!
-Po za tym, że ten skurwiel Joker zerżnął moją kicię, ta kretynka wykańcza mnie
psychicznie, mój pieprzony dziadek to niezły kutas to wszystko, kurwa jest w
zajebistym porządku! – stwierdził ciągnąc mocnego łyka z literatki.
-Nieźle!
-Tsa, a wszystko w jeden dzień, Mike! – zaśmiał się kpiąco,
ale zaprzestał tego gestu, kiedy ktoś dotknął jego prawego barku. Twarz
ciemnego blondyna skamieniała, a oczy biły piorunami. Za Ashem stał nikt inny
jak nasza nawa znajoma, czyli Mellody Cook. Obecnie brunetka z doklejanym
rzęsami, toną tapety na twarzy oraz w bardziej dziwkarskich ciuchach niż
zazwyczaj, które – co najśmieszniejsze w tym wszystkim – kupił się Irwin.
Hahahaha. Jego mina była po prostu bezcenna.
-Cześć, misiu! – nawrzeszczała do ucha osiemnastolatka,
który znacznie się skrzywił. –Heej, Michael! – zamachała do mnie, a ja z
grzeczności odwzajemniłem gest. Dziewczyna wcisnęła się na kolana mojego
przyjaciela i zawzięcie próbowała go pocałować, do czego za cholerę Irwie nie
chciał dopuścić.
-Odejdź, masz opryszczkę! – zawołał. –Sama mówiłaś!
-Idę do Jas! – rozbawiony skierowałem się w stronę mojej
prześlicznej dziewczyny, która piła sok w towarzystwie Hemmingsa oraz tej
psycholki Martin. Max uważnie przyglądała rozmawiającej Jas z blondynem, którzy
dużo się śmiali. –O czym rozmawiacie? – zapytałem, siadając obok Hogan
wcześniej cmokając jej już i tak różowy policzek.
-Luke, opowiadał o waszych próbach – uśmiechnęła się
promiennie i musnęła w odpowiedzi moje wargi. –Ty nigdy mi nie odpowiadasz, a
Luke jest otwartą księgą – zachichotała, upijając łyk pomarańczowego nektaru.
Blondyn niespokojnie drgnął, a później wyciągnął swoją komórkę. Przez moment
lustrował ekran, aż wreszcie powiedział:
-To młoda, będą z Hoodem za jakieś pięć minut – przytaknąłem
i podniosłem się, idąc w stronę didżeja. Szepnąłem mu do ucha, żeby zaprzestał
puszczania muzy oraz wziąłem mikrofon do rąk.
-Ludzie, cicho! – wrzasnąłem, a goście uspokoili się,
skupiając całą swoją uwagę na mnie. –Calum zaraz tutaj będzie dlatego z łaski
swojej zamknijcie mordy i zgaście światło, a gdy usłyszycie sto lat, które mówi Mary, wyskakujecie i
krzyczycie: Wszystkiego Najlepszego,
Caluś! – nastolatkowie zaczęli szeptać, że rozumieją lub przytakiwali
głowami, a ja wróciłem do przyjaciół.
Teraz w Devil panowała
grobowa cisza. Trwało to mniej więcej pięć minut, bo po upływie tego czasu
drzwi się otworzyły, a do nas doszedł niezadowolony ton jubilata.
-To tutaj – oznajmiła podekscytowana Wesley.
-Żarty sobie ze mnie robisz, Mary?! – prychnął
niedowierzając. –Zaciągnęłaś mnie do jakiejś meliny, zamiast napić się ze mną,
ponieważ mam głupie urodziny, a wszyscy kumple mnie olali?! Myślałem, że
chociaż trochę ci na mnie zależy – mruknął urażony, na co mięśnie Irwina
kucającego obok mnie znacznie się napięły. –Moglibyśmy wziąć trochę ekstazy i
zajebiście wyluzować…
-Miałeś nie brać – warknęła. –Po za tym dobrze wiesz, że
cholernie mi na tobie zależy. Jesteś moim przyjacielem i znam cie od małego –
mógłbym przysiąc, że właśnie w tej chwili się przytulają, jak zawsze gdy
dochodzi między nimi do takich… Nieco brutalnej wymiany zdań.
Rudzielec i Cal
nigdy nie kłócili się tak bardzo jak dochodziło do sporów między nimi, a ich
drugimi połówkami. Marianna zawsze darła koty z Irwinem, a Hood z Max i zawsze
bardzo to przeżywali, dopiero ta dwójka potrafiła sobie poprawić humor. Więź,
która łączyła Caluma i Mary była tą prawdziwą przyjaźnią – bezinteresowną, bez
żadnego seksu i innych przywilejów. Rozumieli się bez słów i chyba to
najbardziej wkurzało Ashtona, który nigdy nie będzie znał tych intymnych
sekretów Wesley nawet jeśli by się zaparł. Calum był jej słuchaczem jeśli
chodziło to prawdziwe miłostki – zapewne wiedział również o uczuciu jakim
siedemnastolatka darzy Irwina, ale… Mimo wszystkim plotkom Caluś był cholernie
dobry w utrzymywaniu tajemnic i nigdy… Przenigdy nie wyjawiał ich nawet jeśli został
przyparty do muru. Hoodini to najlepszy przyjaciel na świecie, wbrew wszystkim stereotypom
jakie rozsiewa o nim „sierotka Max –
biedna, skruszona i zdradzona dziewuszka, której chłopak złamał kruche
serduszko”. Zdzira sama przespała się z Jokerem!
-No wiem – zaśmiał się. –Nie biorę od trzech tygodni –
pochwalił się dumny z siebie. –Ale zawsze możemy zaszaleć, Maleńka – dodał tym swoim „uwodzicielskim” tonem, który działał na
laski.
-Jesteś głupi, Caluś… Sto
lat! – zawołała.
Wszystko działo się teraz w zadziwiająco szybkim tempie.
Dyskotekowe światła rozbłysły, a zgromadzeni imprezowicze – prawdopodobnie cała
szkoła oraz znajomi z innych szkół, zwłaszcza dziewczyny, które bujały się w
solenizancie – wydali równy i cholernie głośny okrzyk: Wszystkiego Najlepszego, Caluś! Wyskakując, a później rzucając się
w stronę zszokowanego mulata, którego zaczęli ściskać oraz składać indywidualne
życzenia.
Kiedy wreszcie dziewiętnastolatek uwolnił się od
rozwrzeszczanej i już lekko podpitej bandy, przepchnął się z Rudzielcem do naszej loży. Zaczęliśmy od
złożenia życzeń oraz wręczenia prezentów, które raczej miały być śmieszne,
ponieważ Hoodie miał wszystko czego potrzebował.
-Mój otwórz pierwszy – Irwie podał mu sporych rozmiarów
karton. Ciemny blondyn dumnie wypiął klatkę piersiową, przy okazji triumfalnie
się uśmiechając.
-Woah! – zaśmiał się głośno Hood, zaglądając do pudła.
–Dałeś mi jakiś rulon?! – oburzył się. –Kiedy ty będziesz miał urodziny dam ci
papier toaletowy, kretynie! Mogłeś się bardziej wysilić – wystawił mu język, na
co kapitan wywrócił oczami.
-Rozwiń go, idioto – mruknął zażenowany, co po chwili Calum
zrobił. Grymas na twarzy bruneta powoli zamienił się w szeroki uśmiech, a
później rzucił się na osiemnastolatka z przytulasami.
-Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie! – wrzasnął.
-No wiesz?! – fuknęła Marianna z urazą. –Ja dałam ci gitarę
z autografami Blink -182, Green Day, Kiss oraz The Rolling Stones, a ty mu
mówisz, że jest najlepszym przyjacielem, bo dał ci jakiś świstek?!
-Kicia – zaczął z
zażenowaniem. –Dałem mu plakat z autografem Sashy Grey, ponadto obczaj jeszcze
to, stary – zanurzył rękę do skrzynki i wyjął jakiś telefon.
-Kiedy ukradłeś moją komórę?! – zdziwił się Hood.
-Nie bulwersuj się – włączył coś, a chwilę później podjarany
Cal podsunął mi telefon pod nos. To był filmik, na którym była aktorka porno
ściąga stanik i mówi: Najlepsze życzenia,
słodziaku! Noo to się Irwin postarał.
-Dobra, Mikey, Jas… Co dla mnie macie? – moja dziewczyna
podała mu torbę, z której wyjął pudełko z zestawem Christiana Greya, żeby mógł zadowolić swoją następną dziewczynę.
–To mi się przyda – uśmiechnął się szeroko. –Dzięki, miśki! – przytulił nas,
przy okazji cmokając Hogan w policzek. –Max? – zapytał niepewnie, a brunetka
podała mu mały sześcian, w którym była kostka do gitary. Nuuuda! –Okay, Luke –
spojrzał podejrzenie na blondyna.
-Może to głupie, ale mojego prezentu nie da się zapakować –
wzruszył ramionami.
-Ale masz coś dla mnie, tak? – zapytał dla upewnienia się, a
zarówno Marianna jak i Ashton uderzyli się dłonią w czoło. Co za materialista…
-Tsa, załatwiłem ci spotkanie z kapelą ojca, wbrew pozorom
nie było to łatwe zważywszy na fakt, że Ben mieszka we Francji, Scott w Sydney,
a Dean… Cóż Dean przechodzi małe załamanie i ma stałą opiekę lekarską –
wzruszył nieco przybity ramionami.
-Dobra – westchnął pełen podziwu mulat. –Luke jesteś
najlepszym przyjacielem na calusieńkim świecie – głośne prychnięcie opuściło
usta państwa Irwin. –Kiedy ich zobaczę?! – Cal był tak nakręcony, jakby coś
faktycznie brał. Cieszył się bardziej niż dzieciak w święta Bożego Narodzenia!
Miał mega zaciesz… W sumie to mu zazdrościłem, bo też chętnie poznałbym The
Ascension. Muszę pogadać z Hemmingsem i Hoodem, może też mnie zabiorą? Kto ich
wie…
-Jutro, przyjadę po ciebie i pojedziemy do mojego starego –
niezbyt chyba cieszył go fakt spotkania ojca, ale to było zrozumiałe po tym jak
go zostawił i tej akcji w wykonaniu M&M’ ów - duetu spiskowców, czyli Marianny Natalie
Wesley oraz Michaela Gordona Clifforda. To była akcja samobójcza, ale heej!
Wszystko wyszło po myśli Rudzielca!
-Stary – podrapał się zakłopotany w kark Ashton. –A byłaby
opcja, żebym ja też… -wzruszył lekko zakłopotany ramieniem, na co zarówno Luke
jak i Calum unieśli lewą brew ku górze. Wyglądali jak bliźniaki, tak byli
zsynchronizowani. –No wiesz… Poznał twojego starszego i jego band? –woah!
Ashton Irwin pierwszy raz w życiu kulturalnie o coś poprosił, ta akcja z Mary
chyba faktycznie nieźle na niego oddziałuje.
-Tsa, pewnie. Ojciec się… Ucieszy? – nie był zbytnio
przekonany. –Zresztą nieważne – machnął ręką dając tym samym do zrozumienia
ciemnemu blondynowi, że nie ma ochoty drążyć tematu. –Mike, jedziesz z nami? –
spojrzałem na Jasmine, która mnie przytuliła i kolejny raz pocałowała. Mieliśmy
jutro iść do kina z racji tego, że jest premiera jakiegoś ckliwego romansidła,
a Hogan planowała je zobaczyć od dobrego miesiąca, kiedy widziała pierwszy
zwiastun.
-No zgódź się – westchnęła z delikatnym uśmiechem. –Przecież
wiem, że kochasz The Ascension, a zwłaszcza Deana– pogładziła mój policzek.
–Przynieś mi autograf Joe– pokiwałem głową na znak zrozumienia.
Za to właśnie kochałem moją Jas. Była nie tylko piękna,
mądra, ale przede wszystkim wyrozumiała i nie myślała o sobie jak inne laski.
Mieliśmy ze sobą wiele wspólnego – kręciły nas te same zespoły, zawsze razem
graliśmy w karty lub na konsoli, nawet mieliśmy ulubione seriale i
kibicowaliśmy Los Angeles Lakers!
Wzajemnie się uzupełnialiśmy i chcieliśmy dla tej drugiej osoby jak najlepiej.
-Obiecuję.
-A ten kutas co
tutaj robi?! – wycedził przez zaciśnięte zęby Ashton. –Po chuj go zaprosiłaś,
Marianna?! – oburzył się wskazują kierunek, w którym po chwili wszyscy
skierowaliśmy swój wzrok. Na samym środku sali stał nikt inny jak Joker i Jake.
–To urodziny Caluma, a ty zachowujesz się egoistka zapraszając swojego
chłoptasia.
-Och, pieprz się
Irwin! – jęknęła na odczepne. –Nie zapraszałam go.
-To co, do kurwy
nędzy ten sukinsyn tutaj robi, huh?!
-To klub jego kuzyna
– mruknęła wstając. –Załatwię to – szybko przedarła się przez tłum spoconych
ludzi, aż wreszcie stanęła oko w oko z Jenkinsem i Rollinsem. Nie mam pojęcia,
kiedy obok Wesley pojawił się Calum i zaczął przepychać się z Ryanem. Później
wszystko leciało jak domino, pojawiła się Brooklyn, laska Jake’ a i jej dwie
psiapsióły, a do drużyny Hooda dołączyła… Allison – wysoka brunetka, o której
Caluś ostatnimi czasy mówił coraz więcej. Dziewczyny zaczęły się szturchać, tak
jak Calum i Zack z tymi dwoma pajacami.
-Czy jeśli powiem,
że jej wybuchowy charakterek coraz bardziej mnie rajcuje, wyjdę na dupka? –
zapytał z chytrym uśmieszkiem blondyn, przyglądając się lekko podpitej już
Mary.
-Nie – stwierdził
Ashton. –Jeśli jej to powiesz, będziesz dzisiaj pieprzył – w ustach Irwina nie
brzmiało to jak zwyczajne stwierdzenie, a raczej rozkaz, który Hemmings miał za
wszelką cenię wykonać.
-No jasne – mruknęła
niezadowolona pod nosem Maximilian. –Mary zawsze dostaje to czego chce – zołza.
Martin ma wszystko
czego sobie zażyczy, ponieważ jej stary cholernie ją rozpieszcza, ale laska
twierdzi, że to Rudzielec jest
rozpieszczony. Calum wiele razy prosił, aby podrzuciła ojcu nasze demo, ale ta
zawsze sprawnie wymijała ten temat, ale Hoodie się zemścił nie zabierając jej
na pokaz Victoria’ s Secrets – poszliśmy wszyscy oprócz Max, która później się
tłumaczyła, że wypadło jej coś ważniejszego. Mary w porównaniu z Max zawsze
stawia przyjaciół na pierwszym miejscu, więc może fakt… Dużo osób ma Wesley za
rozkapryszoną smarkulę, ale ta smarkula najpierw ci pomoże, a dopiero później
zajmie się swoimi sprawami i wiele ludzi się już o tym przekonało.
-Yo, Yo, Yo, ziomki luzujcie! – zaczął uspokajać ich drugi z
didżejów – Chris. –Chyba wiem jak możecie to rozwiązać. Dance bitwa, ludzie!
–zawył, a zgromadzeni zaczęli wrzeszczeć z radości. –Hoodie – wskazał na niego
z wielkim uśmiechem na ustach. –To twoje święto – rozłożył ramiona. –Pokaż na
co cie stać – zapodał piosenkę Redfoo
Juicy Wiggle, a Cal zaczął te swoje dzikie pląsy, do których po kilku
sekundach dołączył Zack i dziewczyny. Wywijali zupełnie jak w tych wszystkich
filmach o tańcu, to było coś i szczerze powiedziawszy, jeśli nasz pomysł z
zespołem nie wypali to Hood powinien na serio zająć się tańcem, bo się chłopak
zmarnuje. Byli cholernie synchronizowani, jakby cała piątka ćwiczyła wszystko
od bardzo dawna. Woah! Po chwili naprzeciw nim ruszyli ci drudzy. Piosenka się
skończyła, a Chris włączył następną jaką było Uptown Funk Bruno Marsa i Marka Ronsona.
Nie potrafię opisywać tych wszystkich ruchów i akrobacji
jakie w tej chwili wykonywali, ale to było zajebiste i chylę czoła.
-To do was należy decyzja! Kto jest za drużyną Jokera?! –
niewiele osób z publiczności zaczęło klaskać. –Hoodini?! – cały tłum łącznie z
nami zaczął krzyczeć, klaskać i gwizdać – to ostatnie robiła tylko Jasmine, ale
miała naprawdę mocne płuca, więc mogła sobie na to pozwolić. –Sory, Joker, ale
wjebaliście, dlatego wypad! – wszyscy zaczęli skandować głośne „Won!” za Chrisem, aż wreszcie
skompromitowany skład Jenkinsa opuścił imprezę.
Marianna wróciła do naszej loży i opróżniła jednym łykiem
szklankę z tequilą Luke’ a, na co ten jedynie jęknął zawiedziony.
-Mary, może weźmiemy Caluma do drużyny, skoro Max jest na
razie niedyspozycyjna? – zasugerowała moja dziewczyna, a zielone oczy zaszły
iskierkami podniecenia.
-To arcygenialny pomysł, Jas!
-Potrzebujemy go w naszej drużynie – wtrącił Irwie.
-Weźcie Lucasa, on też jest szybki, prawda? – spojrzała
stanowczym wzrokiem na blondyna, który wywrócił oczami.
-To był szczególny przypadek. Zabrałaś mi komórkę i chciałaś
zadzwonić do mojego ojca – mruknął. –Nie miałem wyjścia.
-Pogadam z trenerem – stwierdził Ashton, dlatego Wesley
sformowała z palców serduszko i pokazała w kierunku osiemnastolatka, który
przesłał jej buziaka cmokając powietrze.
Byli uroczy. Oboje ściemniali tylko dlatego, że bali się tego
czegoś, co mogłoby wyniknąć z poważniejszej relacji. Zarówno Irwin jak i Rudzielec nie chcieli się związać,
ponieważ bali się zniszczyć cholernie długą przyjaźń i straty tej drugiej osoby
w wypadku podwinięcia nogi. Osobiście sadzę, że powinni zaryzykować, a nie
trząś dupą w tak głupiej sprawie. Uda im się – zajebiście, nie wyjdzie –
trudno, ale przynajmniej się starali.
-Irwin – zaczęła Hogan, a ja z lekką obawą na nią spojrzałem.
–Ty i Cook to tak na poważnie? –uniosła prawą brew w formie zaciekawienia.
-Tsa, to jakiś problem, Jas?
-Nie, oczywiście, że…
-Luke! – zza pleców Hemmingsa wyskoczyła wysoka blondynka i
szczupłej sylwetce. –Chodź ze mną na stronę – Brook przygryzła płatek jego
ucha, na co głośno mruknął. –Mary, co ty na małą akcję w stylu…
-O matko, Brooklyn! – szybko zaprotestowała. –Okay, zróbmy
to – uniosłem brwi. Co ją skłoniło to tak szybkiej zmiany zdania? –Chodź Lucas,
zabawimy się – złapała go za nadgarstek i razem z Dawson prowadziły go w stronę
prywatnych pokoi.
-Cholerny farciarz, zaliczy trójkącik – parsknął z uznaniem
Ashton. –Gdzie Hood? – kiwnął na mnie, dlatego wskazałem na liżących się w
drugim końcu parkietu Carter oraz solenizanta. –Okay, to przegięcie, Mellody
nie będziemy gorsi – przeniósł ją na swoje kolana i zaczął zabawę.
-Niezła orgia, co? – parsknęła śmiechem Hogan. –Sroko Kapitan Kutas się nie krępuje…
-wzruszyła niewinnie ramionami. –Mary, Luke i Brook poszli na całość, a Calum
zaczął fazę wstępną… Może my też powinniśmy, ale w bardziej kulturalny sposób.
Pojedźmy do mnie, chyba, że wolisz do siebie.
-Gdzie będzie bliżej? – zapytałem z uśmiechem.
-Na to samo wychodzi.
-Moi starzy są w domu – mruknąłem, przypominając sobie
bardzo istotny szczegół, którzy może nam nieco utrudnić sprawę.
-W takim razie dobrze, że moja mama otwiera nowy zakład w
Nowym Yorku, a tata jej towarzyszy – stwierdziła zadowolona, wstając. Złapała
za mój nadgarstek, za który pociągnęła ustawiając mnie tym samym do pionu i
ciągnąc w stronę wyjścia, przedzierając się przez tłum spoconych tancerzy już
nieźle wystawionych…
____________________________________
Cóż... Urodziny chyba się udały i każdy oprócz Max prawdopodobnie zaliczył. Wychodzi prawdziwe oblicze Martin oraz opinia Mike' a na jej temat. Jest też Ashton i jego kolejny genialny pomysł, który ma na celu kontrolowanie Mary...
Lubię rozdział z perspektywy Mike' a!! A w następnym poznacie całe The Ascension - tak się cieszę...
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze - cholernie mnie motywują.
Miłej niedzieli.
Buźka, miśki ;**