Mary
Po wyjściu z gabinetu lekarza, który stwierdził, że wszystko
w porządku z moją głową, wreszcie pojechaliśmy do cukierni, której właścicielką
była babcia Ashtona. Cholerny idiota cały czas do mnie rozmawiał, ale dziś nie
miałam ochoty go nawet oglądać, a co tutaj dopiero mówić o słuchaniu. To
zdecydowanie nie był mój dzień, a kolejna kłótnia z przyjacielem nie była mi
potrzebna.
-Dobra gadaj o co chodzi? – spojrzał na mnie, tym samym
spuszczając wzrok z drogi. Wzruszyłam ramionami. –Mary, błagam… Zaraz zwariuję.
Chodzi o to, że przeleciałem Mellody?
-Mówiłam już, że możesz pakować kutasa, gdzie tylko
zapragniesz – powiedziałam na odczepne.
-Jesteś zazdrosna? – zmarszczył brwi.
-Wkurwiona, to już bardziej, Irwie – dalej przyglądał mi się
ze zdziwieniem. –Ile razy spałeś z laską Rollinsa, huh? – również przeniosłam
swoje spojrzenie na niego.
-Raz.
-Czyżby? Bo rozmawiałam dziś z Jake’ m i powiedział mi co
innego, podły oszuście! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty mnie
okłamujesz! – wrzeszczałam jak nienormalna, ale to wszystko było uzasadnione.
Powinien mi powiedzieć, a nie ukrywać przede mną prawdę.
-Po chuj z nim rozmawiasz?!
-Sam mówił! Miałam może…
-Kochaj się ze mną – zmarszczyłam brwi.
-Co?
-Chcę cie pieprzyć w samochodzie na tylnim siedzeniu, chyba
że wolisz przednie – uniósł barki, żeby po chwili je opuścić.
-Mówisz poważnie? – wyszczerzyłam na niego oczy. Rozmawiamy
o jego podbojach, a on chce mnie posuwać w aucie? Czy on jest normalny?
-Tak, jutro na przyjęciu załatwimy ten tort, no chodź –
zatrzymał swoje Lamborghini, po czym zabezpieczył drzwi. Przeskoczył na tylną
kanapę. –Przechodź – zachęcał, abym do
niego dołączyła. Niech go szlag! Jego i te piękne oczy!
-Nie wszystko rozwiążesz seksem – mruknęłam lądują na jego
nogach. –Porozmawiaj ze mną.
-No dobra – westchnął. –Co z tym Harperem, mów.
-Idę dziś na kolację do Luke’ a.
-Że co kurwa?! – wrzasnął, łapiąc za moje obojczyki i mocno
ściskając.
-Mama Hemmingsa się uparła, żebym przyszła, ale według Lucasa to
karma za to, że wkręcam go w te durne akcje.
-Jakie akcje? – zmarszczył brwi, nadal mnie trzymając.
-Kilka razy go pocałowałam, ale to było konieczne –
przewrócił oczami, a później jego usta przerwały wszystko. Dłonie ciemnego
blondyna znalazły się pod moją koszulką i pieściły moje całe ciało. Przeniósł
mnie na swoje kolana, nie przestając całować. W samochodzie panowała cholernie
gorąca atmosfera, a my powoli w rytm muzyki ściągaliśmy z siebie ubrania. Nasze
ciała płonęły, ale nie spieszyliśmy się. Odkrywaliśmy swoją nagość bez
skrępowania. Dłońmi poznawał mnie na nowo, rozpalając do czerwoności. Obojgu
nam wystarczył nam tylko moment, żeby pójść dalej. Byliśmy gotowi na więcej.
Ułożył mnie na siedzeniu, a z głośników leciała jedna z najwolniejszych
piosenek świata, wprawiająca mnie w jeszcze większe napięcie. Tonęliśmy…
Tonęliśmy w grzechu zakazanej miłości. Jesteśmy przyjaciółmi i nie wypada nam…
Cmoknął mnie w usta, a później odsunął się i patrzył uśmiechając się.
-Jesteś taka piękna – powiedział, po czym rozerwał zębami
prezerwatywę i włożył ją. Bardzo powoli rozchylił moje uda i wchodził bardzo
delikatnie uważnie obserwując moją reakcję. Było nieziemsko mimo, iż nieco
bolało. To cholerne lambo jest niewygodne! Płonęliśmy w namiętności, a
osiemnastolatek przyśpieszył swoich ruchów. Oboje jęczeliśmy z rozkoszy, aż w
końcu osiągnęliśmy spełnienie. Na moment złączyliśmy się w jedno i to było
naprawdę piękne. Pocałował mnie słodko i położył się na mnie, nawet nie wychodząc.
Regulowaliśmy oddechy, a nasze klatki unosiły się w jednym rytmie. Masowałam
palcami jego włosy po seksie, podczas kiedy usta chłopaka opuszczały ciche
mruknięcia. –Uwielbiam się z tobą kochać.
-Ja z tobą też.
-Zabieram cie na przerwę wiosenną do Paryża – zmarszczyłam
brwi i uniosłam nieco głowę lustrując go zdziwiona. –Nie patrz tak – zaśmiał się pod
nosem. –Mówiłem, że gdzieś pojedziemy we dwójkę, kicia – musnął moje wargi. –O której ta kolacja u Hemmingsa?
-O szóstej – westchnęłam. –O której przyjedziesz po mnie
jutro?
-O dziewiętnastej. Mary coś nie daje mi spokoju – ostrożnie
wyszedł ze mnie i usiadł ubierając bokserki. Przyglądałam mu się ze
zmarszczonymi brwiami. O co do cholery znowu chodzi? –Pamiętasz jak
rozmawialiśmy w bibliotece o sylwestrze? – przytaknęłam. –Mówiłaś coś o Jas.
Ona jest w ciąży z Mike’ m, prawda?
-Nie możesz mu powiedzieć – powiedziałam natychmiast. –Nawet
się to tego nie wtrącaj, to ich sprawy.
-To nasz przyjaciel, powinien wiedzieć – rzucił z wyrzutem
podając mi bieliznę, którą zaczęłam wkładać.
-Nie mieszaj się w to, Ashton, bo nie polecę do żadnej
Francji na ferie – wciągnęłam przez głowę sukienkę. –Mam ochotę na drinka, zabierzesz mnie?
-Tsa – wróciliśmy na przednie siedzenie, a osiemnastolatek
znów uruchomił silnik. Jechaliśmy w ciszy, jednak była ona całkiem przyjemna
zwłasza, że ręka mojego przyjaciela masowała moje udo od czasu do czasu
wędrując w stronę krocza.
Ashton doprowadzał mnie do istnej furii, ale jego przeprosiny
były naprawdę świetne, dlatego uwielbiałam się z nim kłócić. Lubiłam seks na
zgodę, chyba nawet bardziej od tego na uspokojenie oraz dla przyjemności. Przez
tego człowieka chyba osiwieję w tak młodym wieku. Na całe szczęście stać mnie
na farbę, więc nie powinno być tak źle.
-Chodź, postawię ci Martini – zatrzymał się, a później
obiegł samochód i otworzył mi drzwi. Wystawił w moją stronę dłoń, którą ujęłam
i wstałam z pomocą Irwina. Wprowadził mnie do klubu Venus. Usadowiliśmy się na wysokich krzesłach barowych, a po chwili
podszedł do nas wysoki chłopak ubrany w czarny uniform. Na ramieniu miał
przewieszony biały materiał.
-Siema, Irwin – przybił sztamę z moim przyjacielem, a
później zabrał się za robienie dla mnie drinka przy okazji rozmawiając z Ashem.
–Twoja nowa panienka, huh?
-To Mary, moja najlepsza przyjaciółka – na ustach chłopaka
pojawił się cień uśmiechu, kiedy kładł przede mną kieliszek.
-Zjedz – podsunęłam pod usta ciemnego blondyna wykałaczkę z
oliwką. Irwie wywrócił oczami, jednak otworzył usta i zdjął zębami kuleczkę z
patyczka. Złapałam za nóżkę kieliszka, który przystawiłam do ust i upiłam nieco
trunku. –Więc przeleciałeś, Cook – zaczęłam, na co mój przyjaciel zacisnął
powieki i ułożył głowę na ladzie.
-Musiałem.
-Puchły ci jaja? –uniosłam lewą brew.
-Nie.
-Paliły ci się spodnie, a ona jako jedyna mogła ugasić
pożar, ale zaszantażowała cie seksem?
-Co?! – zawołał, prostując się. –Wygram z tobą ten zakład, a
Sylwia będzie moją gosposią – pokiwałam głową z niedowierzenia na boki.
To nie jest możliwe, żebym oddała mu panią Stylinską! Ta
kobieta mnie wychowała! Czuję się, jakbym prowadziła handel ludźmi. Stawka
naszej umowy jest po prostu żałośnie śmieszna. Gdybym była całkowicie
pozbawioną uczuć zdzirą w ramach wygranej chciałabym dostać Brada, żeby był
moim ojcem, ponieważ mój prawdziwy cały czas albo mnie olewa, a jeśli już
łapiemy chwilowy kontakt i tak Adam musi to spieprzyć!
Prawdziwych rodziców miałam tylko do drugiego roku życia,
później moją matką była Sylwia. Laura i Adam wrócili do pracy, więc tak! Może
jestem cholernie drażliwa, kiedy ktoś twierdzi, że bagatelizuję problemy
związane z moją rodziną. Fakt, że kłócę się z ojcem lub mamą, czy chociażby
takie niespodzianki jak informacja, iż niejaki Dylan Harper jest moim cholernym
starszym przyrodnim bratem! Z Laurą zaczęłam łapać kontakt dopiero w wieku
piętnastu lat, kiedy dowiedziała się, że chciałabym zostać projektantką jak
ona, gdyby nie to… Sama nie wiem czy poświęcałaby mi chociaż odrobinę czasu.
Moi przyjaciele nie mieli takich akcji i są szczęśliwi, nie rozumieją jak ja
się czuję. Jestem jaka jestem i wcale nie każę im się ze mną przyjaźnić. Mogą
odejść jak Wesley, ale niech się później nie dziwią, że nie chcę utrzymywać z
nimi kontaktu! Raz złamane zaufanie
trudno odbudować. Jestem osobą, którą bardzo łatwo zranić i moi bliscy o
tym doskonale wiedzą.
-Och, i myślisz, że jeśli ją zerżnąłeś to wygrasz –
zaniosłam się nieopanowanym śmiechem. –Jakiś ty słodki. Gdybym wiedziała, że
seks zapewni mi zwycięstwo już pierwszego dnia przeleciałabym Luke’ a.
-To twój brat! – oburzył się. –Może jestem głupi, ale wiem,
że to jest kazirodztwo!
-Niedoszły brat – wystawiłam w jego kierunku język, a Irwie
zmroził mnie spojrzeniem. –Może się dziś z nim zeszmacę – lekko zaróżowiona spuściłam
głowę. W sumie Hemmings to niezłe ciacho i świetnie całuje.
-Tylko spróbuj – warknął. –Prześpij się z nim, a koniec z
naszą przyjaźnią – powiedział pewny swego, a ja z szoku rozdziawiłam usta.
Naprawdę to powiedział?! –Mówię poważnie, Mary. Wskoczysz do łóżka Hemmo,
koniec, a blondasek wylatuje z zespołu mimo, że jest całkiem niezły.
-Jesteś niesprawiedliwy – pokiwałam głową na boki, dalej
starając się przetrawić groźbę Ashtona. To było na maksa nie sprawiedliwe i
egoistyczne z jego strony. –Sam pieprzysz się co chwila z inną laską, a kiedy
ja chcę się przespać z kimś innym niż ty cholernie się wkurzasz!
-Bo to ja jestem twoim przyjacielem i znam cie najlepiej.
Tylko ja wiem, czego ci potrzeba i jak cie zadowolić! – wykrzyczał, dlatego
zazgrzytałam zębami.
-Według twojej logiki, też nie powinieneś sypiać z innymi!
To ja jestem twoją przyjaciółką i też jako jedyna wiem w jaki sposób lubisz się
pieprzyć, palancie!
-To inna sprawa, ja jestem facetem – wzruszył ramionami.
–Myślę o seksie dwadzieścia cztery na siedem.
-A ja jestem napaloną nastolatką, którą kurewsko wkurza jej
najlepszy przyjaciel! Chcę pójść do łóżka z kimś innym – uderzyłam pięścią w
kontuar.
-Po moim trupie – szybko zaprzeczył z surowością w głosie.
–Zbieraj się – warknął.
-Ian, jeden raz whiskey – obok mnie klapnął Calum. –Max łamie
mi serce – mruknął, wydymając dolną wargę. Moje biedactwo, ona tak bardzo go
rani, a nie ma o tym pojęcia.
-Żadna nowość – mruknął Irwin, na co trzepnęłam go w klatkę
piersiową.
-Caluś – jęknęłam błagalnie. –Błagam nie zamartwiaj się tym.
Skoro nie chce z tobą być to jej strata – wzruszyłam ramionami. –Jesteś
przystojnym, wyluzowanym, słodkim, mądrym i zabawnym gościem, który zasługuje
na kogoś, kto będzie cie kochał i akceptował takim jakim jesteś – mulat nic nie
powiedział tylko mocno mnie przytulił chowając głowę z zagłębieniu mojego
ramienia i szyi.
-Kochasz mnie, Mary? – zapytał, odsuwając mnie lekko. Jego
brązowe tęczówki uważnie mnie obserwowały, ale to nie miało znaczenia, ponieważ
od razu odpowiedziałam:
-Zawsze, Calum – na ustach Hooda pojawił się cień uśmiechu,
który bardzo szybko zniknął.
-Napruj się ze mną w trzy dupy - poprosił.
-Stary, kicia ma
dziś kolację z Adamem – wywrócił oczami Irwin, a ja miałam nieodpartą ochotę go
uderzyć. Tutaj już nie chodzi o seks, ale o sam fakt, że ten kretyn podejmuje
decyzje za mnie nie licząc się z moją opinią na dany temat! To dwudziesty
pierwszy wiek, do cholery tutaj kobiety mają prawo głosu. Panuje demokracja!
–Odwiozę was, a potem napiję się z tobą Hoodie – uniósł lewy kącik ku górze, w
ten sposób siląc się na typowy uśmieszek cwaniaczka.
-Bez urazy, Irwie, ale Mary w przeciwności do ciebie ma
cholernie mocną głowę – westchnął Caluś. Orzechowe oczęta szybko zmieniły punkt
obserwacji, a uśmiech, który Ash miał na wargach zmienił właściciela na mnie.
–Jutro? – ponaglił pytanie, patrząc na mnie prosząco.
-Babcia Rose wydaje przyjęcie – warknął ciemny blondyn,
kolejny raz nie pozwalając mi dojść do słowa. Chryste, zaraz zwariuję!
Nie będzie cie
pieprzył jakiś leszcz, który nie wie czego potrzebujesz! Nie możesz lizać się z
tym kutasem Jake’ m, ani z Jokerem! Nie pij z Calumem! Nie przebywaj tyle z
Mike’ m i Hemmingsem! Boże, może najlepiej będzie jak założy mi pas cnoty,
habit i zabierze wszystkie kosmetyki! Niech zamknie mnie w wysokiej wieży,
żebym nie miała kontaktu z nikim poza Ashtonem!
To takie wkurzające… Dlaczego faceci tak bardzo chcą
sprawować nad nami – kobietami kontrolę?! Nie jesteśmy smarkulami! Mamy prawdo
popełniać błędy i się na nich uczyć. Mamy prawo do robienia tego, czego dusza
zapragnie, bo tak się właśnie składa, że Bóg dał nam wolną wolę! Możemy być
zdzirami, możemy pić z przyjaciółmi i spotykać się z innymi facetami! To
cholerny ruch feministyczny, pieprzyć facetów, którzy są seksistowskim dupkami!
Niech ich szlag!
-To kiedy będziesz miała dla mnie czas? – pociągnął smutny
nosem przez co wyglądał jak zbity psiak. Jejciu, kocham psy.
-Dziś przyjdę po kolacji, przyrzekam- przyłożyłam prawą dłoń
do serca, w ten sposób pokazując mu, że nie kłamię, a później złożyliśmy
obietnicę na mały paluszek.
-Mieliśmy…
-Och, zamknij się Irwie – westchnęłam podenerwowana. –Caluś
to nasz przyjaciel. On też cie pocieszał, kiedy zrywałeś z tymi szmatami!
-On nie chce, żebym to ja go pocieszał tylko ty, idiotko! –
krzyknął mi w twarz.
-Idiotka – prychnęłam niedowierzając, iż pierwszy raz w
życiu mnie wyzwał. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Był przerażony,
tym co wypadło niczym pocisk z jego ust, które miał w tej sekundzie otwarte na
kształt literki O. –„Idiotka” –
zrobiłam w powietrzu cudzysłów palcami. –Wychodzi, nie odzywaj się do mnie
przez następne kilka dni – urażona, zeskoczyłam ze stołka z gracją wróżki, po
czym dumna ruszyłam do wyjścia z lokalu.
-A co z jutrem?! – krzyknął za mną.
-Zaproś swoją nową dziwkę Cook! – zawołałam, a mój głos był
przesiąknięty jadem.
Nie dość, że mi rozkazuje, decyduje za mnie, wybiera i
ustala co będę robiła w danej minucie, to jeszcze ma czelność nazwać mnie idiotką! Co ci dopiero dupek, a ja
myślałam, że jest moim cholernym przyjacielem! Nie zdziwię się jeśli odejdzie
ode mnie, ale zawsze będę miała przy boku Hooda, Luke’ a i Jokera. Na pewno
znajdę sobie kogoś z kim będę chodziła do łóżka, dlatego proszę, niech idzie
śmiało, ale niech do mnie nie wraca skruszony oraz z podkulonym ogonem, bo nie
wykażę się zdolnością empatii! Niedoczekanie!
Wyszłam trzaskając z impetem szklanymi drzwiami. Niech go
diabli! Nikt tak bardzo nie zszarpie mi nerwów jak mój najlepszy przyjaciel. Ashton…
On po prostu jest zbyt pokręcony i… Dziecinny. Myśli, że wszystko należy się
tylko i wyłącznie jemu, ale to nie jest prawda! Inni ludzie też zasługują na
szczęście oraz spełnienie swoich marzeń.
Cholera… Wróciłam do lokalu i stanęłam przed ciemnym
blondynem ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
-Daj mi telefon – spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
–Nie rób tak – warknęłam, a on co zrobił?! Teraz wgapiał się tymi sarnimi
oczami. –Przestań! – pisnęłam wkurwiona. Nienawidzę, gdy Ash to robi. Czaruje
wzrokiem, a to prowadzi nas tylko w jedno miejsce. Coraz częściej zaczynam się
przekonywać, że on nadal jest ze mną tylko dla seksu.
-Przecież nic…
-Dawaj ten pierdolony telefon i przestań ze mną pogrywać,
zwinąłeś go.
-Nawet w sądzie mi tego nie udowodnisz – uśmiechnął się
drwiąco.
-Calum, proszę – spojrzałam na mulata, który kończył właśnie
kolejną szklankę whisky i był lekko wystawiony. Zamroczony popatrzył na mnie, a
po kilku sekundowym opóźnieniu podał mi białego Iphone’ a. Szybko wstukałam
numer Ryana i przyłożyłam komórkę do ucha. Nastolatek odebrał dopiero po drugim
sygnale.
-Masz do mnie romans, Hood? – zapytał z kpiną.
-To ja, przyjedź po mnie.
-Mary, tak bez żadnego cześć i chodź się pieprzyć? – zaśmiał
się, dlatego wywróciłam oczami. –Od razu przyjedź, nie jestem Ashtonem –
prychnął lekko urażony.
-Przyjedziesz czy nie?
-Może.
-Joker, do cholery!
-No okay – westchnął, poddając się. –Podaj mi adres.
-Jestem w Venus.
-A ja niedaleko, daj mi minutę tylko odprawię kogoś – nie
czekając na moją odpowiedź rozłączył się. Oddałam Calusiowi telefon i już
miałam kierować się do wyjścia, jednak Irwie mocno chwycił za mój nadgarstek
tym samym przyciągając blisko siebie. Osiemnastolatek ciężko oddychał, a jego
wzrok bił we mnie lodem.
-Nigdzie nie pójdziesz z tym chujem – wysapał z furią. –Z
nikim, a w szczególności z Jenkinsem, nie będziesz się włóczyć po Los Angeles!
-To mnie boli, psycholu! – zawołałam, kiedy mocniej ścisnął
za moją rękę. –Ashton, opanuj się! – nadal nie reagował, dlatego z czystej
frustracji zaczęłam uderzać w jego twardą klatkę piersiową, ale Irwin nie robił
sobie z tego nic. To było niczym masaż, sprawiało mu wielką przyjemność, ale
również i satysfakcję, ponieważ był ode mnie o wiele bardziej silniejszy.
-Zostajesz ze mną, Mary.
-Boli! – zawyłam, a po moich policzkach zaczęły spływać
łezki. Niech go szlag! Niech szlag trafi wszystkich, przez których znów płaczę
w nowym roku.
Najpierw ryczałam jak bóbr po tym jak Laura mnie uderzyła, a
teraz… Osoba, której ufam bezgranicznie… Ba! Oddałabym nawet życie za Ashtona.
Dlaczego mnie krzywdzi?! Czemu tak bardzo mnie rani? Gdzie jest ten cholerny
Ian, tak z innej beczki?!
-Puść ją, Irwin – przeniosłam wzrok w stronę drzwi, jednak
słone kropelki uniemożliwiały mi pole widzenia.
-Spierdalaj, Joker, to nie jest twoja sprawa – jego uścisk
znowu się wzmocnił, a ja głośno syknęłam z bólu. –Kicia, zostaje ze mną, wydupiaj.
-Twoja „kicia” teraz cierpi, bo masz kurwa niezły rozpierdol
we łbie. Krzywdzisz ją – jego palce wzmocniły chwyt, dlatego zacisnęłam
powieki. Ałła!
-Cierpi, bo musi patrzeć na twój krzywy ryj!
-Puść! – zawyłam. –Złamiesz mi nadgarstek!
-Zamknij się – warknął. –Odwiozę cie, a jutro idziesz ze
mną.
-Nie! – źrenice Ashtona się rozszerzyły. –Nie, nigdzie z
tobą nie idę, ani jutro ani nigdy jesteś psychiczny, Irwin! A teraz mnie puść,
bo cholernie boli mnie nadgarstek –
powiedziałam stanowczo, a uścisk złagodniał, aż wreszcie całkowicie mnie
puścił. –Nie jestem twoją zabawką. Nie będę na każde skinienie. Znajdź sobie
inną przyjaciółkę do łóżka, bo mam dość twojej zaborczości. Od dziś jesteśmy
tylko przyjaciółmi i robimy to co zwyczajni przyjaciele robią. Chodzimy na
spacery, do kina, na imprezy. Już nigdy nie prześpimy się ze sobą, nie
pocałujemy w usta, jedynie w policzek i nie łap mnie za rękę – kontynuowałam,
masując siną kończynę. –Zabierz mnie stąd, Ryan – pociągnęłam nosem, a brunet
przytakną i pokazał, aby podeszła.
Na równi wyszliśmy z tego zapyziałego baru i wsiedliśmy do
czarnego Bentleya Cabrio. Rozsiadłam się w fotelu pasażera, po czym głośne
westchnięcie ulgi oraz bezsilności opuścił moje usta. Tego było stanowczo zbyt
wiele. Ash zachowywał się jak totalny szaleniec. Ja wiem, że jestem jego jedyną
przyjaciółką, której zdradza swoje największe sekrety – w mojej głowie
mieszkają tajemnice, o których nawet Calum i Michael nie mają pojęcia – ale nie
może mnie traktować w ten sposób! Według Praw Człowieka mam prawo do
decydowania o sobie, a Irwin pogwałca ten przywilej, tym samym łamiąc kolejny
przepis mówiący o zakazie torturowania – torturuje mnie psychicznie oraz używa
seksu jako broni. Ale teraz… Teraz mówię dość!
-Wszystko w porządku, mała? – Jenkins spojrzał na mnie spod
czarnych okularów na chwilę spuszczając wzrok z ruchliwej ulicy.
-Dzisiejszego dnia dowiedziałam się, że mam starszego brata
– zaczęłam powoli, ale czułam, że nadmiar emocji doprowadzi mnie zaraz do
wybuchu, który skończy się krzykiem. –Max złamała nogę. Jas wjechała w cholerne
Imagine Dragons! Pokłóciłam się z tym idiotą, a ty pytasz czy wszystko w
porządku?! Ryan, ja… - zaśmiałam się z przerażenia. To było chore! –Nie daję
rady! Jeśli dożyję swojej osiemnastki to na pewno wyląduję w psychiatryku,
ponieważ wszyscy mnie zawodzą – westchnęłam, kręcąc głową na boki z
niedowierzania oraz zagryzłam wargę. Zakryłam dłońmi twarz, po czym oparłam ją
o kolana.
-To rzeczywiście dużo, mała – przyznał, ściskając zębami
dolną część ust. –Masz ochotę na drinka dziś wieczorem?
-Mam kolację z ojcem i jego nową dziewczyną.
-Krucho – mruknął pod nosem. –Tak na marginesie, co u Adama?
-No wiesz – wzruszyłam ramionami. Ta relacja jest naprawdę
skomplikowana, ponieważ mój ojciec naprawdę lubi Ryana i jest zdania, że
powinnam wybrać jego, a nie Ashtona. To… Pokręcone. Przecież Irwin to mój
przyjaciel, tak jak Joker. –Praca, teraz w przyszłym miesiącu będzie premiera
nowego telefonu, a za dwa limitowana edycja Audi, pracuje również nad jetpackiem
do tego nowego filmu do tego mają stworzyć również nowe gadżety… To film akcji, coś o
szpiegach jak będę znała szczegóły to ci powiem – machnęłam lekceważąco dłonią.
Nie chciałam, aby drążył temat.
-Nieźle jak na córkę, która ma wyjebane – tsa, całkiem
nieźle. Phi, to że mnie zostawił wcale nie oznacza, iż ja przestałam się
interesować Adamem. Psycholog kazał mi oraz Gabe’ owi zaakceptować
rzeczywistość, którą był rozwód, ruszyć dalej i starać się zmieniać świat, ale
zacząć od siebie. Mówił jakieś bzdury, które każdy chciałby usłyszeć jako słowa
wsparcia. Rodzice zapłacili mu kilkanaście tysięcy za trzy sesje… Zdzierstwo w
biały dzień, ale przecież „jesteśmy zdrowi”, tak?
Brunet zaparkował pod moim domem, ale nie wysiadłam z auta,
ponieważ chciałam posiedzieć jeszcze w tej przyjemnej ciszy oraz w towarzystwie
Ryana, który bądź co bądź był naprawdę w porządku gościem wbrew uprzedzeniom
Ashtona.
-Chodź ze mną jutro na piwo, co?
-Babcia Rose urządza przyjęcie –westchnęłam.
-Myślałem, że team Mashton się rozpadł? – uniósł podejrzanie
lewą brew.
-Nie mogę go zawieść, Ryan – jęknęłam. –Nie potrafię być
suką dla niego, dla innych tak, ale nie dla Asha.
-Po prostu go kochasz, a on ciebie – zaprzeczyłam, kiwając
szybko głową na boki. To nie prawda.
-Jesteśmy przyjaciółmi, to wszystko. Znamy się od niemowlaka,
to… Mój najlepszy przyjaciel, był ze mną w każdej chwili i zawsze wspierał, muszę tam pójść.
-Jak uważasz – rzucił lodowatym tonem. –Wysiadaj, muszę
jechać do Rollinsa – nachylił się, aby otworzyć drzwi, a później wskazał
dłonią, abym opuściła jego wóz. Zagryzłam nerwowo wargę i zrobiłam to czego ode
mnie oczekiwał. Gdy tylko odjechał, szybko wbiegłam do domu. Zatrzasnęłam
drzwi, po czym zjechałam po nich plecami, aż usiadłam na podłodze. Podkuliłam
nogi pod brodę i objęłam je rękoma, opierając również o nie czoło. To zbyt
wiele jak na mnie.
-Panienko Wesley, wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku, Sylwio. Proszę, chcę zostać sama –
westchnęłam na odczepne. Potrzebowałam spokoju.
-Ten cały Ashton znowu panienkę skrzywdził.
-To nieprawda – skłamałam.
-Dlaczego twoja ręka jest sina?
-Uderzyłam się.
-Doprawdy?
-To nie jest przesłuchanie, daj mi spokój! – wybuchłam
płaczem. Jestem pewna, że to pierwsza faza załamania nerwowego. Szybko
podniosłam się i wbiegłam po schodach do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Rzuciłam się na łóżko i… Zwyczajnie zaczęłam wyć w poduszkę.
Nie mam siły do życia. Nie mam siły na nic. Chcę po prostu
zniknąć, odciąć się od świata, ale za cholerę nie wiem jak mam to zrobić.
Zawsze czuję się jak śmieć po kłótniach z Ashtonem. Jak nic niewarta kupa
kości, która funkcjonuje z przymusu bez żadnych celów w życiu, bez światełka, które
wskazuje drogę. Czy jest sens, aby moja marna egzystencja w ogóle istniała? Czy
studia na Harvardzie są mi tak cholernie potrzebne? Przecież jest wiele osób
zdolniejszych ode mnie, a ja zabieram im możliwość stypendium na prestiżowej
uczelni. Jakiś dzieciak nie będzie mógł spełnić swoich marzeń, bo głupia
rozkapryszona oraz rozpieszczona księżniczka chce pójść na studia do
najlepszego college’ u! Chryste, jestem beznadziejna! Nie dziwię się, że Ashton
oraz reszta ma o mnie takie zdanie, a nie inne. Wiele osób w szkole – zwłaszcza
te kujony, które chcą mi się przypodobać – mówiło, że Max i Jas obrabiają mi
dupę. Że Mike wyzywa mnie od rudzielców – to mogę znieść, ale nie zdzierżę tej
obsesji Martin na temat mojego rzekomego odbicia jej Caluma, bo to niedorzeczne!
Ktoś zapukał w brązowy prostokąt.
-Nie chcę rozmawiać, mamo! – zawołałam, nadal leżąc na
brzuchu z twarzą w puchatym jaśku. Zawiasy zaskrzypiały, cholera. –Mamo,
mówiłam, żebyś…! – wściekła podniosłam się do siadu, ale zaniemówiłam z szoku.
-Jestem twoim ojcem – z cieniem uśmiechu podszedł bliżej
mojego łóżka, aby przysiąść na brzegu materaca. –Co się stało?
-Nic, jestem szczęśliwa.
-Więc dlaczego płaczesz? – czując, że w moich powiekach
zbiera się kolejna fala łez, przeczesałam włosy i kolejny raz zagryzłam wargę,
z której zaczęła lecieć krew.
-Nie radzę sobie z życiem, tato – nienawidzę płakać! Nie
usłyszałam nawet jakichkolwiek słów pocieszenia, ale w zamian mocno mnie
przytulił i to było znaczenie lepsze. Czułam się jakbym miała pięć lat, a
Adam tłumaczył mi, że stłuczka kolana podczas biegania wcale nie jest końcem
świata. Gładził moje włosy od czasu do czasu całują czubek mojej głowy.
-Mary, muszę o coś zapytać – odsunęłam się od niego na
bezpieczną odległość i przyglądałam się spod zmarszczonych brwi. –Wiem, że to
nie jest najlepszy moment, ale muszę wiedzieć czy z Luke’ m to coś poważnego? –
przyszedł tylko dla własnej korzyści. Chciał informacji.
-Przyszedłeś tutaj tylko po to…
-Nie płacz, błagam.
-Nie płaczę, jestem wkurwiona! – wydarłam się na tyle
głośno, na ile pozwalały mi siły w płucach, a fakt, że po policzkach ciurkiem
spływały mi potoki łez to zupełnie inna sprawa. –Nie obchodzę cie, dla ciebie
liczysz się tylko i wyłącznie ty! Zapomniałeś o mnie, tak jak Joe o Luke’ u! Jesteś
potworem, żałuję, że jesteś moim ojcem! Wynoś się i nigdy więcej nie wracaj, a
jeśli chcesz widywać się z Gabe’ m to
uprzedź mamę lub Sylwię, bo nie mam ochoty oglądać twojej twarzy do końca
życia! Tak dla jasności, Lucas zaprosił mnie dziś na kolację do swojego domu,
dlatego bądź tak dobry i nie odzywaj się do mnie, nie patrz na mnie i w ogóle…
Wiesz, co? Najlepiej rób to co potrafisz najlepiej. Ignoruj mnie.
-Marianna…
-Wynoś się z mojego pokoju, natychmiast! – wykrzyczałam
patrząc mu prosto w oczy.
-Nie chciałem, żeby…
-Idź sobie! – mężczyzna wstał głośno wzdychając, a później
ślamazarnie wyszedł z mojej sypialni. Coś jest nie tak. Dlaczego to ja czuję
się tak źle?! To miało być zupełnie inaczej! Adam miał czuć się jak ścierwo, a
nie ja! Teraz jestem w jeszcze gorszym stanie. Tak bardzo kocham mojego ojca,
ale również nienawidzę, mam ochotę wpakować swoją drobną pięść między jego oczy
i rozkwasić mu nos, albo podbić oko… Zmasakrować mu twarz!
~***~
-Ej, Maluszku wstawaj
– ktoś mną potrząsnął. Niechętnie uniosłam powieki i przyjrzałam się mojemu
gościowi. Obraz był rozmazany, dlatego też przetarłam oczy. Dopiero teraz
zobaczyłam Hemmingsa w całej jego okazałości. Wyglądał niezwykle przystojnie, a
jego perfumy przyjemnie drażniły moje nozdrza. –Co ty płaczesz? – zdziwił się.
Spuściłam głowę, czując, że znów będę miała napad. –Jesteśmy przyjaciółmi,
możesz powiedzieć co się wydarzyło, a ja powiem tobie, okay? – zaczęłam kołysać
się w przód i w tył w cholernie wolnym tempie. Byłam przygnębiona, nie
wiedziałam co ze sobą zrobić w tej chwili, a najgorsze było to, że mój tata
przyszedł, bo czegoś potrzebował – to zraniło mnie najbardziej tego dnia i
nawet wiadomość o Dylanie przy tym to pikuś. –Rozmawiałem z ojcem i tak jakby
złapaliśmy porozumienie, ale później wyskoczył z tym całym pomysłem, żebym z
nim zamieszkał… Kurwa – zakrył twarz dłońmi, którymi następnie przeczesał
włosy. –Nie zostawię mamy, tak jak on, dlatego byłem w Devil musiałem się napić. Teraz ty.
-Dowiedziałam się dzisiaj, że Dylan Harper jest moim bratem,
wjechałam w Imagine Dragons, pokłóciłam się z Irwinem o… Nigdy się z nim już
nie prześpię, Luke, a jeśli to zrobię… Uderz mnie – zmarszczył brwi. –Na domiar
złego Adam… Nie, wiesz co? Nie dam mu tej satysfakcji. Musimy mu pokazać, że
nasz „związek” to wielka sprawa. Całuj mnie, łap za dłoń, dotykaj… Pokaż, że
jesteśmy napaleni na siebie, szaleńczo zakochani i nic w świecie nas nie
rozłączy!
-Musiał ci nieźle zajść za skórę – stwierdził bawiąc się
kolczykiem.
-Dziś mu odpłacę za wszystkie krzywdy – zeskoczyłam z
materaca i skierowałam się do garderoby, z której wyjęłam obcisłą purpurową
sukienkę do połowy ud, którą ubrałam. Na stopy wsunęłam czarne szpilki. Usiadłam
do toaletki, gdzie zmyłam rozmazany makijaż i zrobiłam sobie nowy.
Doprowadziłam do stanu przyjęcia moje włosy, a kiedy psiknęłam się perfumem –
wyszłam do Lucasa, który otworzył usta. –Chodź, zemsta będzie słodka.
-Mary, czekaj – zatrzymał mnie. Zaskoczył mnie tym i
zdziwił. Co do cholery? – Naprawdę cie lubię, jesteś cholernie piękna, mściwa,
zła i… Chryste, gdybyś tylko była brunetką – rozmarzył się. Co on ma do
blondynek?! – Ale czy ty nie przesadzasz, to w końcu twój ojciec.
-Tylko w akcie urodzenia, no ruszaj się…
~***~
Od dobrej godziny oboje z Luke ‘m siedzieliśmy przy stole
razem z Jackie, Nicole i Adamem, nie kryjąc się ze swoimi uczuciami. Były czułe
słówka – mówił, jak bardzo złą wiedźmą jestem – słodkie buziaki – specjalnie
przygryzał moją już i tak poranioną wargę – oraz podniecające macanko, które wcale
nie było podniecające. Lucas jest… Boże, co za uparty człowiek!
-Więc jak się poznaliście? – zapytała pani Hemmings.
-W szkole, mieliśmy projekt – burknął Luke, dlatego dźgnęłam
go łokciem w brzuch. Blondyn zgromił mnie spojrzeniem. –Wpadłem na nią, było
jak w filmie – wyszczerzył się sztucznie. –Jak w tych posranych komediach
romantycznych, które oglądacie z Nicole – zawstydzona uśmiechnęłam się
delikatnie, ale sekundę później poczułam jak jedzenie podchodzi mi do gardła,
kiedy przyłapałam ojca na wpatrywaniu się we mnie. –Takie tanie love story –
wywrócił oczami z grymasem.
-Lucas – wycedziła przez zaciśnięte zęby Jackie.
-No co? – wzruszył rozbawiony ramionami. –Taka prawda, c’nie
Maluszku?
-Tak, poznaliśmy się… - nagle poczułam jego usta na swoich.
-Cholernie cie kocham – wypalił głośno, kolejny raz biorąc w
zęby ten kolczyk. Adam zabijał go spojrzeniem, a siostra i mama Luke’ a były
zdziwione.
-Aww, ja ciebie też pyszczku – złożyłam usta w dziobek i
głośno cmoknęłam go w policzek.
-Tania szmira – wymruczał mi do ucha. –Wykończysz faceta.
Patrz jak jest wkurwiony – wyszeptał, a ja spojrzałam na Wesleya. Faktycznie
był zły. Mnie było wstyd. Jestem taka jak on, ranię tych, których kocham.
-Ja… - wzrok wszystkich powędrował na mnie. –Możemy
porozmawiać? – zapytałam wlepiając swoje zielone oczy w osobę Adama, który
jedynie przytaknął i wstał. Poszłam za nim na taras, gdzie usiedliśmy na
drewnianej huśtawce.
-O co chodzi? – zapytał od niechcenia.
-Dlaczego zadałeś mi to pytanie?
-Kocham Jackie i chciałbym spędzić z nią resztę życia, ale
skoro ciebie i Luke’ a łączy coś poważnego to bądźcie szczęśliwi.
-My… - uniósł brwi i patrzył z wyczekiwaniem. –Tak, to
cholernie poważna sprawa…
____________________________
Cytując Luke' a: "To tania szmira". Chryste, pisałam ten rozdział do drugiej nad ranem, bo nic nie miałam oprócz akcji w samochodzie... Nie miałam czasu, bo szkoła... Za dwa tygodnie mamy praktyki i... Chcąc nie chcąc trzeba się uczyć, a ja mam sporo do nadrobienia, ponieważ byłam chora.
Dziękuję wam niezmiernie mocno za komentarze oraz obserwujących, których przybywa - ogromnie mnie to cieszy ;)
BOŻE TEN ROZDZIAŁ JEST STANOWCZO ZA DŁUGI!!
Jeśli dotarliście do końca to GRATULUJĘ ;p
To chyba wszystko, miłej niedzieli.
Buźka, miśki ;**
Świetne, naprawę podoba mi się ten rozdział!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnego. Nie martw się- zajmij się nauką, my poczekamy. Chyba każdy wie, jak to jest być chorym, a później mieć kupę zaległości. Wytrwałości, weny i jeszcze raz- rozdział świetny. Oby tak dalej!
Matko, Ashton, ty hipokryto ;oo
OdpowiedzUsuńLuke i Mary, ich relacja, no nie mogę XD
Ah, znam Twój ból, ja praktyki mam jakoś w maju, wiem co to znaczy -.- Dasz radę laska! ;**
Weny, buziaki! <3
Dotarłam do końca i rozdział bardzo mi się podobał!
OdpowiedzUsuńSzczególnie taka inna Mary.
Ash szczerze jest idiotą, a Calumowi bardzo współczuję ale w sumie trzeba było nie pchać się do łóżka.
Luke tu bardzo lubię i po prostu mnie rozwala :D
Świetny rozdział na serio mi się podobał.
Pozdrawiam i czekam na nn
Super xD next :3
OdpowiedzUsuńDotarłam ♥
OdpowiedzUsuńO kurwa ... ten rozdział jest na prawdę zajebisty ! (chyba za każdym razem tak mówię ale nic dziwnego jeśli dodajesz takie cuda)
Jest dość dość długi .. ale nie zanudza ! Zawsze jest akcja dlatego ten rozdział przeczytałam chyba z zaledwie 5 minut ;*
Nie ma żadnych błędów i wgl .. jestem w podziwie ! ☺
Ashton okazał się totalnym dupkiem ... uhh jestem na niego nieźle wkurwiona ! ^^ Mary i Luke .. o god ... dziewczynoo ♥
Jeszcze raz oświadczam ci ,że ten rozdział jest niesamowity !
Pozdrawiam serdecznie ! ♥
Mamooo, jak mnie Mary wkurza!
OdpowiedzUsuńJest okropna! Dobrze powiedziane, "tania szmira"
Ale w sumie ją rozumiem trochę
Boże, co napadło Ashtona?! Przecież on mógł dosłownie złamać jej nadgarstek! Teraz pewnie bedzie starał się ją przeprosić i zarzekać, że żałuje tego jak cholera!
Nie wiem czemu, ale uwielbiam Caluma! Jest taki pocieszny i uroczy
Szkoda mi go:/
A Luke... Cóż, nie wiem co on ma w sobie, ale go lubie, może nawet uwielbiam
Jest przystojny, mega przystojny no i wydaje się super przyjacielem
Rozdział super, czekam na nn i zaczekam ile trzeba, choćby to miał być miesiąc
Każdy ma swoje życie prywatne poza blogsferą, więc nie mamy prawa oczekiwać od Ciebie, że będziesz 24/7 pisała dla nas rozdziały
Zapraszam też do siebie, dopiero zaczynam
three-months.blogspot.com
Kocham to!♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny;-)
Kocham i chce
OdpowiedzUsuńwięcej! Luke i Mary...Ash i Mary...kurde...kocham to wszystko! I czekam na kolejny xx
Nie wiem co powiedzieć, uwielbiam każdy rozdział. <3
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award : http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/2015/03/rozdzia-2-liebster-award.html
Nie no Mary to nieraz przechodzi samą siebie, ale choć jest rozkapryszoną księżniczką to jednak ją lubię. Ashton to w tym rozdziale ostro pojechał - co mu odbiło? Mam nadzieję, że się chłopak opamięta. A Luke, to Luke go się tu nie da nie lubić :D Czekam na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie czekam na next życzę miłej weny
OdpowiedzUsuńjest super <3
OdpowiedzUsuń