Ashton
Kiedyś się przez tą laskę wykończę. Nienawidzę, gdy to robi!
Zawsze się wkurza, gdy jej czegoś nie mówię, co w sumie mogę zrozumieć, bo się
o mnie martwi, ale dziś sytuacja jest zupełnie inna. Nie chcę jej ranić przez
ten popieprzony zakład.
Dlaczego ludzie są aż tak pojebani? Co z jest nie tak z dzieciakami
ze szkoły? Co jest nie tak z moimi kumplami z drużyny i tymi posranymi
cheerleaderkami!? Co do cholery im się nie podoba w mojej relacji z Marianną!?
Czy to jest na tyle dziwne, żeby od razu zmuszać nas do takich posunięć, aby
udowodnić, że łączy nas tylko przyjaźń? To chore, że mam zrobić królową balu z
największego paszczura w szkole! A jakby tego było mało ten skończony idiota
David wpadł na arcygenialny pomysł w jaki sposób mam zacząć rozmowę z
Mellody, który jest całkowicie beznadziejny! Nie mogę zrobić
tego Mary, nie jestem takim skurwielem, nigdy taki dla niej nie będę. Ona jako
jedyna akceptuje mnie takim jakim jestem, nie chcę psuć naszego powiązania
przez głupie pomysły oszołoma, który ledwo zdaje do następnych klas.
-To twoja wina, cieciu – warknąłem i odsunąłem z hukiem
tacę, która dzięki Max nie spadła na podłogę. Dzięki Martin sprzątaczki będą
miały mniej do roboty skoro nie muszą zbierać frytek z podłogi, które mało co i
by się tam znalazły.
-Stary, ale ten pomysł jest genialny – a ty jesteś popierdolony!
Boże, z kim ja żyję na tym porąbanym świecie?
Czasem dopada mnie stan kontemplacji nad życiem oraz jego
sensem. Jakby na to czasem spojrzeć z innej perspektywy to po co w ogóle
żyjemy? Przecież i tak umrzemy. Można powiedzieć, że zataczamy koło – rodząc
się nie mamy nic, jesteśmy bezbronni, a gdy umieramy – jest tak samo. Czy to
chociaż na pewno ma jakiś konkretny cel? Po śmierci nasi bliscy będą o nas
pamiętać, ale za trzydzieści lat nikt nie będzie wiedział kim był Ashton Irwin czy chociażby Marianna Wesley. To wszystko jest bez
sensu. Bez sensu są moje kłótnie i sprzeczki z Wesley, bo czuję się po nich jak
gówno, mam ochotę rzucić się pod samochód. Nie wiem dlaczego tak się dzieję,
ale od czasu do czasu miewam myśli samobójcze zwłaszcza, gdy ją zranię, a
poczucie winy nie daje mi normalnie funkcjonować – mam ochotę zrobić sobie
krzywdę, chcę tylko przestać czuć się jak szmata. Chcę znów śmiać, wygłupiać,
przytulać i całować się z moją najlepszą przyjaciółką.
-Jaki pomysł? – zapytała cichutko Max, a ja miałem ochotę
sobie przypierdolić. Jeszcze one zaczynają… Zaraz strzelą focha i pójdą na
lekcję, a między nami będą te ciche dni.
Mówiłem to wiele razy, ale powiem jeszcze raz i będę powtarzał tyle ile razy
będę miał ochotę: To wszystko jest pojebane!
-Nie ważne, idę pogadać z kujonką – westchnąłem i wstałem
biorąc tacę. Z czerwonym plastikiem w dłoniach ruszyłem w kierunku okienka,
gdzie je zwracano. Podałem pani Grace przedmiot, na którym wciąż były:
nienapoczęta sałatka Mary, nasze soki, jabłko, moje frytki i nadgryziony
cheeseburger.
-Nie smakowało wam? – kobieta zmarszczyła brwi i odłożyła
tackę na biały blat. –Stało się coś, Ashton? – wzruszyłem ramionami ze smutną
miną. Wszystko było w porządku po za tym, że kolejny raz ranię mojego aniołka i
zachowuję się jak ciota. Tak, wszystko grało.
-Nie miałem apetytu – mruknąłem. Nie jestem taki jak Wesley,
która w tej chwili próbowała wysilić się na uśmiech, żeby wcisnąć jej ściemę o
swoim jakże wyśmienitym samopoczuciu,
nie miałem w zwyczaju oszukiwać ludzi – wolałem, żeby widzieli w jakim stanie
psychicznym się znajduję oraz jak bardzo jestem pokrzywdzony przez los.
-A Marianna?
-Ona… - okay, przyznaję zaskoczyła mnie tym pytaniem, ale
zaraz coś wymyślę i będzie dobrze. –Mary miała zebranie samorządu – kobieta
jedynie przytaknęła, a później posłała mi pokrzepiający uśmiech, który ani
trochę nie spełnił swojej funkcji. Czułem się źle, żałośnie i jak sierota. Miałem
nadzieję, że chociaż na muzyce zajmę czymś myśli, a wszystko co było związane z
Mary skutecznie wypadnie mi z głowy.
Wolnym krokiem szedłem w kierunku sali. W uszach miałem
słuchawki, a włosy zasłaniały mi widoczność, ponieważ moja głowa była
opuszczona, a wzrok skupiałem na butach. Muzyka Green Day działała na mnie
uspokajająco, ale nadal nie wyperswadowała mi owej blondynki z myśli – byłem
wstanie wyluzować, ale nadal wiedziałem na czym stoję i zastanawiałem się co
powinienem w tej sytuacji zrobić.
Nagle się z kimś zderzyłem, ale na całe szczęście nie
wywaliłem się na środku korytarza i uniknąłem zostania pośmiewiskiem w oczach
rówieśników oraz reszty szkolnej hołoty. Niestety nie można powiedzieć tego o
tej drugiej osobie, której podeszwy butów w tej chwili oglądałem. Zdjąłem
słuchawki, które zawisły na szyi i odgarnąłem włosy, aby zobaczyć kto ma takie
nieszczęście.
Na gumolicie leżała niska czerwono włosa dziewczyna, którą
doskonale znałem – to z nią musiałem odpowiadać przy tablicy na historii, to
ona była przyczyną tego zamieszania w moim życiu, to ona miała być tegoroczną
królową balu, moim osobistym utrapieniem oraz kłopotem. Przekląłem w duchu
swoje szczęście tego dnia, a potem wystawiłem rękę w jej kierunku. Brązowe
tęczówki dokładnie mi się przyjrzały, a potem niepewnie umieściła swoją drobną
dłoń na mojej. Ścisnąłem lekko jej kończynę i pociągnąłem ustawiając do pionu,
a potem schylając się po książki, które upuściła. Bez słowa podałem jej
podręczniki oraz torbę, podczas gdy Cook nadal nie mogła się na mnie napatrzeć.
Rozumiem, że jestem boski, przystojny oraz w ogóle naj, ale takie gwałcenie
wzrokiem powinno być karalne więzieniem… Albo lepiej nie, bo wsadziliby mnie na
dożywocie za przyglądanie się Mary.
-Hahahahaha – korytarz wypełnił się salwami przeróżnych
śmiechów i chichotów. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło w tym momencie, ale
poziom mojej złości wzrósł do maksimum, a eksplozja była nieunikniona.
-Co was tak do kurwy bawi?! – wydarłem się tak głośno, na
ile pozwalały mi siły płuc. Cholera, przecież każdemu z tych ludzi mogło
przydarzyć się to samo co jej, co w tym śmiesznego?
-Przecież… Hahaha… Ta kujonka… Hahahaha… No przecież się
wywaliła! – zaniósł się jeszcze większym śmiechem jakiś pierwszak.
-Zaraz ci przypierdolę, szczeniaku – wycedziłem przez
zaciśnięte zęby, ale on się tym zbytnio nie przejął. Zacisnąłem dłonie w pięści
i podszedłem do niego. Złapałem go za kołnierzyk koszulki, a następnie
przycisnąłem z całej siły do szafki. Po holu rozbrzmiał charakterystyczny huk,
a uczniowie zaprzestali rozmów, teraz gapili się na scenę, w której właśnie się
znalazłem. –Dalej chce ci się cieszyć mordę? – warknąłem, ale ten gówniarz nie
zareagował. Stał przede mną niczym sparaliżowany. Bał się mnie, a z tych
skrajnych emocji zaczął się pocić, o czym świadczyły małe połyskujące kropelki
na jego czole. –No dawaj! Pośmiej się jeszcze ze mnie! Powiedz mi, że chodzę
jak ciota – parsknąłem kpiącym śmiechem. –Że jestem cholernym palantem, albo
wyzwij mnie od jebanych kalek, bo to żałosne, że kapitan nie potrafi się skupić
na tak prostej czynności jak chodzenie!
-J- j- a- ja- a- a nie … Nie… Ja nie… Nie chciałem… - koleś
zaczął się gubić we własnych wypowiedziach. Był tak skołowany, że gdyby ktoś w
tej chwili zapytał go o to jak się nazywa z pewnością by nie odpowiedział, a gdyby
nawet to zrobił zapewniam, że przekręciłby lub podałby nie swoje.
-Co, już nie jesteś taki odważny?! Jak to możliwe, żeby
dzieciak, który jest kotem w naszej drużynie był taką ciotą?! Wyjaśnij mi to,
bo jestem tak popierdolony, że nie rozumiem! – kiedy nie udzielił mi
wypowiedzi, zdenerwowałem się jeszcze bardziej. Jego słabość była żałosna
zupełnie jak on sam. Gardzę takimi ludźmi. –No gadaj kurwa! – moja pięść
uderzyła zaledwie kilka milimetrów od jego głowy w stalową szafkę. Nastolatek
podskoczył ze strachu, który teraz zawładnął nim całym. –Jesteś… - już miałem
mu nawtykać jak bardzo jego zachowanie jest daremne, ale coś mi przerwało…
Raczej ktoś.
Czyjaś malutka dłoń znalazła się na moim barku, a ja jeszcze
nigdy nie byłem w swoi życiu tak bardzo szczęśliwy. Pierwszy raz w życiu
przełknęła swoją dumę i zrobiła pierwszy krok. Z lekkim uśmiechem puściłem tego
szczyla, który szybko uciekł. Powoli odwróciłem się do tyłu, ale to było
największe rozczarowanie, jakie przecież mogłem przewidzieć.
Mary nigdy nie wychodzi z inicjatywą, to ja muszę przepraszać.
Zawsze jestem tym słabszym i muszę jej ulegać. Znowu muszę wspinać się po tym
cholernym drzewie na balkon, a potem przepraszać. To czasem robi się monotonne.
Nie wierzę, że ona tak sprytnie mną manipuluje.
Znów spojrzałem w jej brązowe oczy, w których była odrobina
strachu. Dziewczyna widząc mój rozczarowany i wściekły wzrok spuściła głowę,
którą kilka sekund później uniosłem za brodę, aby znów zerknąć w jej w oczy.
-Przepraszam, że na ciebie wpadłem. Powinienem bardziej
uważać – wypaliłem niczym formułkę, nadal utrzymując z nią kontakt wzrokowy.
–Miałem zły dzień, Mellody.
-T- ty wiesz jak mam na imię? – uniosła brwi, czym mnie
rozbawiła. Może to głupie, ale tak drobnym szczegółem sprawiła mi radość.
-No pewnie – wzruszyłem ramionami. –Jesteś najmądrzejszą
dziewczyną w szkole.
-Jestem kujonką – prychnęła.
-Ja tak nie uważam – dotknąłem jej lica kciukiem oraz
palcem wskazującym, które szybko zabrałem. –Miałaś rzęskę – pokazałem jej mały
włosek, który znajdował się jeszcze chwilę temu na jej zaróżowionym policzku.
-Dzięki – spuściła głowę. –Muszę już iść – chciała odejść,
ale złapałem ją za nadgarstek czym uniemożliwiłem jej ucieczkę. Zdumiona
spojrzała na mnie, a ja standardowo tylko się uśmiechnąłem. Czemu nie miałbym
tego wykorzystać? W najgorszym przypadku jej nie zaliczę, ale na pewno zrobię z
niej lepszą królową balu, niż Mary króla z tego blondaska.
-Chodź ze mną dziś do kina.
-To jest zły pomysł – pokręciła głową chcąc mnie bardziej
utwierdzić w swojej racji, ale to było bezcelowe. Ja zawsze dostaję to czego
chcę.
-Dlaczego? – parsknąłem kpiącym śmiechem. –To będzie taka
randka w ramach rekompensaty – wzruszyłem ramionami dalej szczerząc się do
niej. Boże, zaraz dostanę skurczu twarzy – jeśli to w ogóle możliwe. Czy to
jest możliwe?
-A twoja dziewczyna? – dziewczyna? Ja nie mam dziewczyny.
Cook widząc moje zmarszczone brwi jedynie westchnęła i odgarnęła włosy do tyłu.
–Marianna?
-Oh, Mary… - cóż, sam fakt, że właśnie się na mnie obraziła
stawiał mnie w sytuacji, którą mogłem wykorzystać. Też byłem na nią zły, a ten
stan usprawiedliwi te kłamstwo, które powiedziałem moment później. Ona zawsze i
na zawsze będzie dla mnie ważna – nic i nikt tego nie zmieni:
-Ona jest dla mnie nikim – powiedziałem bez cienia uczucia.
–Podaj mi numer telefonu i adres – wcisnąłem jej w dłonie mój gówniany telefon,
zaraz po tym jak zrobiłem jej zdjęcie. Ognistowłosa z lekką obawą wpisała
szereg cyferek, a następnie oddała mi moją własność. –Napiszę ci, o której
przyjadę – puściłem jej oczko, a potem najzwyczajniej w świecie odszedłem.
Byłem już spóźniony na lekcję, która zaczęła się pięć minut temu.
Wszedłem do klasy i grzecznie przeprosiłem panią Gonzales za
swoje spóźnienie. Lubiłem jej zajęcia, bo były naprawdę zajebiste – można było
wyluzować i pograć na instrumentach. Może szkoła nie miała jakiś drogich
instrumentów, ale wystarczył mi fakt, że mogłem usiąść za perkusją i zacząć
grać na niej za pomocą pałeczek – to mnie uspokajało.
-Jak już mówiłam wcześniej – popatrzyła na mnie z irytacją,
na co posłałem jej uroczy uśmiech, który miał ją udobruchać. –Dziś będziemy
mieli lekcję teoretyczną, przeanalizujemy wszystkie ikony muzyki zaczynając od
popu, przez rock, R&B, rap, hip hop, jazz i całą resztę.
-By to szlag – mruknąłem pod nosem, kładąc głowę na blat
ławki. Dlaczego wszystko dzisiaj idzie nie po mojej myśli? Czym do cholery
zawiniłem?
~***~
Siedziałem na murawie i regulowałem oddech, od czasu do
czasu uzupełniając płyny, które wypociłem dobre pięć minut temu znów biegając
dookoła tego cholernego boiska.
Chyba zrezygnuję z gry, coraz mniej jara mnie fakt, że
przypadła mi życiu rola tego całego kapitana. Zastanawia mnie czasem, jak
wyglądałoby moje życie, gdybym nie miał bogatych starych, był brzydki, a moje
zainteresowania nie odbiegałyby daleko od biblioteki szkolnej oraz publicznej.
Byłbym totalną sierotą, nie miałbym przyjaciół, a laski nie pchałby się do
mojego łóżka…
-Stary – zmroziłem wzrokiem przyjaciela, który uderzył mnie
z pięści w ramię. –Słyszałem o akcji na korytarzu… -uniosłem na niego brwi.
Naprawdę chce mi teraz prawić kazania i wytykać błędy, które sam wiele razy
popełnił, gdy jakiś frajer podwalał się do jego dupeczki? –Przez ciebie ta
sierota nie przyszła i nie mamy się z kogo nabijać – wszyscy zaczęli się śmiać,
oprócz mnie. –Co jest? – Calum po raz drugi dał mi przyjacielskiego kuksańca.
-Powiem ci później – mulat jedynie przytaknął. Za to go
lubiłem – nie próbował na siłę dociekać prawdy, jak pewna siedemnastoletnia
blondynka, która sięga mi jedynie do klatki piersiowej. Boże, jak Mary działa
mi czasem na nerwy!
-Gówniarze, wracać do pracy! – zawodnicy podnieśli się z
trawy i zebrali się wokół trenera.
-Dobra, gadaj – zarządził Clifford, który został przy mnie
zupełnie jak Hoodie.
-Idę dziś do kina z Cook…
-No i to rozumiem! Stary Irwie wrócił – przybili sobie
żółwika i cieszyli się jak małolaty, które dostały wymarzony telefon od starych
na urodziny lub święta. Którego dalej nie mam!
Nie chodziło tutaj o fakt, że nie jestem szczęśliwy, iż
cieszą się moim prowadzeniem w zakładzie z Wesley. Znów wróciłem do punktu
wyjścia, a sedno moich problemów znów miało metr sześćdziesiąt urody oraz cech
podłej egoistycznej manipulantki.
-Co wiąże się, również z Marianną, bo jestem zmęczony
ciągłym przepraszaniem – odchyliłem się do tyłu, a moje spocone plecy zetknęły
się z zielonym gruntem. Wypuściłem głośno powietrze ustami i założyłem ręce za
głowę. Mógłbym tak leżeć w nieskończoność, naprawdę, tylko brakowało mi… Jasna
cholera, czy zawsze muszę o niej myśleć?!
-Olej ją, niech teraz nasz mały rudzielec się pomęczy –
prychnął Mikey, a ja miałem ochotę go uderzyć.
-Ona jest blondynką – warknąłem. –To miodowy blond, a nie
rudy, kretynie.
-I o tym właśnie mówię, zachowujesz się jak jej psiapsiółka.
Jesteś trzecią koleżanką Mary łącznie z Max i Jas – wytykał mi Caluś. Jezu
Chryste, jeszcze tego mi brakowało, żeby ten idiota prawił mi morale i otwierał
oczy na sprawy ważne, których sam nie potrafię dostrzec.
-Czemu jej nie powiedziałeś, że chcesz żeby Mellody dawała
ci korki?
-Mike, serio o to zapytałeś?! – zapytał z wyrzutem Cal, za
co byłem mu naprawdę wdzięczny. Przez Hooda nie muszę znów drzeć mordy i
oszczędzę ślinę na inną okazję.
-Ona by mnie za to wykastrowała, Mikey – podniosłem się i
podparłem rękoma z tyłu. –Mary od zawsze pomagała mi w nauce, a kiedy chciałem
załatwić kogoś innego, bo widziałem, że nie daje już rady i jest przemęczona,
powiedziała, że zrobi wszystko, żeby… -
nadal nie potrafię uwierzyć, że mimo trzynastu lat użyła takich słów.
Kiedy byłem czternastolatkiem często przeklinałem, a z racji
tego, że Marianna przebywała cały czas w moim towarzystwie podłapywała niektóre
słówka, ale nigdy nie przeklinała, aż do tamtego dnia i naszej kolejnej kłótni.
-Powiedziała, że zapierdoli każdego, kto zgodzi się pomóc
Ashowi nadrobić materiał – dokończył Calum.
-A wy na co czekacie, gówniarze!? Ruszać gówniane dupy i
dołączyć do tej gównianej gry! – niechętnie podnieśliśmy nasze zacne tyłki i
truchtem podbiegliśmy do reszty drużyny.
Nie daleko nas Wesley ćwiczyła ze swoim składem układy,
które miały prezentować na meczu, a później na tym całym konkursie. Wyglądała
seksownie w tych krótkich spodenkach, ale zdecydowanie wolałem gdy ubierała się
w spódniczki, pod które mogłem wkładać bezkarnie ręce oraz ściskać za jej
idealny tyłeczek kiedy tylko naszła mnie ochota.
-Irwie, uważaj! – przekręciłem głowę, aby zobaczyć
skrzywioną gębę Hooda, ale w ułamku sekundy wylądowałem na ziemi.
-Ałła – jęknąłem podnosząc się i pocierając odcinek
lędźwiowy, który bolał niemiłosiernie.
-Stary, żyjesz? – zaraz obok znaleźli się moi przyjaciele,
którzy pomogli mi wstać.
-Tsa, jasne – mruknąłem obolały, kiedy stanąłem na równych
nogach. –Ja po prostu… Zagapiłem się – nie wiem dlaczego, ale spojrzałem w jej
kierunku. Mary była przerażona. Wiedziałem, że chciała podbiec, ale była zbyt
pyszna na taki krok, a jedyne na co mogła się w tej chwili zdobyć było
zatrzymanie w pół kroku. –Zrobię to Cal – mój rówieśnik zmarszczył zmieszany
brwi. –Poproszę Cook o korki – na jego ustach pojawił się uśmiech cwaniaczka, a
potem zadowolony z mojego posunięcia poklepał mnie po plecach. –Nie przeproszę
jej.
-To mój chłopak! – wydarł się na całe gardło, wywołując tym
samym zdziwienie na twarzach Fehlera oraz reszty tej bandy oszołomów.
-Ludzie, bądźcie tolerancyjni! – jęknąłem z udawanym
wyrzutem. –Cashton to…
-To początek naszej miłości, a wy ranicie nasze dopiero co
rodzące się uczucia – pociągnął nosem Hood, który chwilę później przytulił się
do mnie i zaczął udawać płacz. Swoją drogą wychodziło mu to bardzo
realistycznie.
-No już, gówniarzu – mimo wszystko w głosie Bobby’ go dało
się wyczuć współczucie. –Nie rycz, nikt cię nie ocenia – złapał za jego ramię i
odciągnął ode mnie. Hood otarł czerwone oczy… Ten palant, na serio się
popłakał?! Klepnąłem go w brzuch, żądając tym samym wyjaśnień jego zachowania.
Czy on naprawdę myśli, że moglibyśmy być gejami? Przecież wymyśliłem tego
całego Cashtona na poczekaniu, dla żartów.
-Nie wierzę, że upadłem tak nisko. Straciłem Max na rzecz
ciebie – zatrząsł się lekko z obrzydzenia, w czym mu zawtórowałem. Miał rację,
sam fakt, że mogłoby mnie łączyć z Calem coś więcej niż braterska więź
przyprawia mnie o gęsią skórkę. Boże, nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę,
że jestem hetero, nawet w najgorszych koszmarach nie chciałbym być w związku z
Hoodem, gdybym był gejem. Sama myśl przyprawia mnie o wymioty oraz ból głowy.
Po treningu poszedłem pod prysznic, żeby się umyć, bo byłem
cały z potu przez co lepiłem się gorzej niż lep na muchy. Ubrałem się i
wyszedłem na hol, ponieważ miałem nadzieję złapać jeszcze gdzieś Cook. Chciałem
się jeszcze trochę zabawić jej kosztem. Wiem, że brzmię teraz jak rasowa
świnia, ale to wszystko jest winą Marianny oraz jej humorków – a może ona po
prostu ma okres i hormony jej buzują?
Mellody rozmawiała w najlepsze z tym całym blondaskiem
Wesley, kiedy wspomniana siedemnastolatka podeszła w tym swoim skąpym stroju do
nich.
-Luke, pójdziesz dziś ze mną na pizzę? – czy ona to robi
specjalnie? Celowo zaprasza go na obiad, ponieważ widziała, że chcę podejść i
zagadać. Miała pecha, ponieważ nie speszyłem się, a mój plan dalej był w
trakcie realizacji.
-Cześć, Mel – cmoknąłem czerwonowłosą dziewczynę w policzek,
na co od razu jej policzki zalały się purpurą. –Przyjdę o ósmej – blondynka
zmarszczyła brwi, a na jej ślicznej buźce pojawił się grymas oraz lekka złość.
-Okay – mruknęła, spuszczając głowę pod wpływem morderczego
spojrzenia Mary. Jezu, nie umiem jej rozpracować. Dziś było inaczej, a brudne
gierki Wesley mające na celu całkowite zamieszanie mi w głowie nie były w stu
procentach skuteczne. Sama doprowadziła mnie do takiego stadium, w którym sam
biłem się z własnymi myślami – pragnąłem jej w tej chwili najbardziej na
świecie, a z drugiej strony nienawidziłem.
-Oh, siemasz Mary – prychnąłem z uśmieszkiem cwaniaczka,
przy okazji unosząc brwi. Chciałem zabawić się jej kosztem, tak jak ona moim.
Miałem ochotę na zabawę na jej uczuciach, a teraz był mój czas i nawet Marianna
nie była w stanie zabrać mi tej przyjemności. –Nie zauważyłem cie.
-Tsa – parsknęła kpiąco. –Na pewno – złożyła usta w dziobek
i pokiwała pionowo głową. –Jesteś żałosny.
-Ty też, dlatego się przyjaźnimy – wzruszyłem ramionami.
-Nonsens, przyjaźnisz się ze mną, bo zależy ci tylko na
seksie – smutna spuściła głowę zupełnie jak Mellody kilka minut temu. –Tylko
dlatego mnie lubisz.
-Idź się zbadać, Mary! – złapałem za jej barki i lekko
potrząsnąłem. –Brałaś coś? – zapytałem po chwili unosząc jej powiekę do góry.
Jej oczy były szklane, a źrenice były delikatnie powiększone. –Znowu paliłaś –
stwierdziłem. Zawsze, gdy brała do ust to świństwo jej rogówki były większe niż
zazwyczaj. Nienawidziłem, kiedy truła się tym cholerstwem. –Calum przy tym był?
– przysięgam, że jeśli on załatwił jej fajki to go załatwię i nawet ściema, że
jesteśmy gejami nie uratuje go. Zostanie pozbawiony życia przez swojego
kochanka.
-Odpieprz się – powiedziała bardzo wolno utrzymując ze mną
kontakt wzrokowy. –To moja sprawa, czy palę oraz z kim palę. Dla jasności,
Caluś nie miał z tym nic wspólnego. Luke, idziesz? – złapała go pod ramię i
uśmiechnęła się w ten swój wyćwiczony sposób. Udawała słodką i niewinną, a tak
naprawdę była bezwzględną kocicą, która w łóżku była niczym ryba w wodzie.
Blondyn jedynie przytaknął, a następnie ruszyli w kierunku wyjścia.
-Ej, aniołku nie kręć seksownym tyłeczkiem, bo mi staje! –
wrzasnąłem przez śmiech, a ona? Jak to Mary, uniosła lewą rękę do góry i
pokazała mi środkowy palec, na co zaśmiałem się kręcąc głową na boki.
-Ash, kochanie! – zakryłem twarz dłonią. Błagam, tylko nie
on. –Zdradzasz mnie z tą kujonką? –Hood oparł łokieć o moje ramię, a ja szybko
go strąciłem.
-Nie mów tak o niej, pajacu i skończ rozpowiadać ludziom, że
jesteśmy gejami – mruknąłem zażenowany. Powtórzę jeszcze raz: Nie jestem
homoseksualistą. Jestem całkowicie hetero, miałem w swoim łóżku setki lasek,
które nie zawsze były młodsze ode mnie, nigdy w życiu nie zainteresowałbym się
facetem w celach seksualnych – ograniczam się tylko i wyłącznie do przyjaźni
lub nienawiści w zależności od ich zachowania względem mnie oraz Marianny.
-Mój słodki, głupiutki i biedny Ash – złożył usta w dzióbek
i cmokał kręcąc głową na boki. W tej chwili miałem ochotę podejść do
najbliższej ściany oraz zacząć w nią uderzać głową, ponieważ samo przebywanie w
towarzystwie Caluma nieźle ryło mi mózg.
-Biedny?!- oburzyłem się. Nie jestem biedakiem, mam dużo
pieniędzy i nie kryję się z tym, że mój ojciec tak jak i matka są dobrze zarabiającymi
jak i również wysoko postawionymi ludźmi. –Mam dużo zer na koncie – wypiąłem
dumny klatkę, czekając na dalszy rozwój tej jakże błahej dyskusji, która miała
jedynie na celu wyprowadzenie mnie z równowagi.
-Złość piękności szkodzi, skarbie – wymruczał, a moje oczy
otworzyły się na szerokość centa. Jezu przenajświętszy, co ten dzieciak ćpał?!
–Wiesz, że z brzydalami się nie umawiam – skrzyżował ręce na torsie i
przestąpił z nogi na nogę.
-Caluś – westchnąłem, powoli zaczynając tracić chęci, ochotę
oraz cierpliwość do rozmowy z tym idiotą. –Powtórzę jeszcze raz, dlatego wysil
mózgownicę, aby to pojąć, okay? – zacząłem bardzo wolno, aby ten imbecyl
wszystko dokładnie pojął oraz zachował w swoim malutkim mózgu na więcej niż
jedną pieprzoną sekundę. –Nie jesteśmy homo. Kochasz Max, a ja idę na randkę z
Mellody, rozumiesz?
-No pewnie, że rozumiem! Za kogo mnie masz?! Myślisz, że nie
wiem o twoich zdradach?! Najpierw te zdziry z naszej klasy, potem Mary, a teraz
ona – wskazał na Cook, która wyglądała na nieobecną. Zapewne czuła się jakbyśmy
wciągnęli ją do innego wymiaru, z którego jej ucieczka była znikoma.
-Hood, nie mam ochoty na twoje gierki typu „Max mnie zostawiła, bo zaliczyłem zdzirę, a
teraz udaję pedała, bo muszę mieć jakąś zabawę do póki nie wymyślę jak ją
odzyskać!”. Badaj się, kretynie!- wrzasnąłem, a potem odwróciłem się do
niego plecami. –Podwieźć cię do domu?
-Nie, przejdę się- szybko ruszyła w kierunku wyjścia.
-Ciota – uderzyłem lekko w jego klatę. –Już ją miałem, ale
musiałeś się przypałętać i wyskoczyć z tą tanią ściemą, którą wcisnęliśmy
gościom z drużyny – warknąłem.
-Wyluzuj, przecież ta kujonka tego nie łyknęła, każdy wie,
że przelecisz wszystko co się rusza, ale faceta nie tkniesz – zarzucił ramię na
moje barki i prowadził w kierunku wyjścia. Na parkingu czekał już na nas
Clifford razem ze swoją laską. –Czyli idziemy do ciebie, słoneczko – skrzywiłem
się nie tylko na to przesłodzone określenie mojej osoby, ale również przez
uszczypnięcie jego paluchów mojego policzka. –I pogramy – zamachał mi pudełkiem
nowej gry, którą załatwił jego ojciec jako że jest właścicielem największej
firmy produkującej gry komputerowe, na konsole i różne inne. To dzięki niemu
Cal miał wszystkie gry dostępne jakieś trzy miesiące przed premierą – w świetle
naszego prawa testowaliśmy sprzęt bez wiedzy Rogera, a czasem bywało, że sam nas o to
prosił, czyli nasza praca była
legalna.
-Ja odpadam – uniósł dłoń Mikey. –Idziemy z Jas, Mary i
Luke’ m na pizzę, a potem do kina.
-Że co kurwa!? – wrzasnąłem na całe gardło, co wywołało ich
niezrozumiałe wyrazy twarzy. –Mike pilnuj jej, żeby ten cieć się do niej nie
dobierał – wycedziłem przez zaciśnięte zęby mierząc palcem w tors przyjaciela.
-Too chodź z nami – wzruszył ramionami, a ja wziąłem głęboki
oczyszczający, a zarazem uspokajający oddech.
-Mam randkę, nie mogę – mruknąłem, wsuwając dłonie do
kieszeni.
-Ty masz randkę?!- zdziwiła się Jasmine, na co jedynie
wywróciłem oczami. To głupie… - Myślałam, że Ashton Irwin nie chodzi na randki,
tylko od razu zabiera laski do sypialni.
-Odpuść sobie Hogan, nie mam ochoty na dyskusje – wycedziłem
przez zaciśnięte zęby. –Cal, wsiadaj i jedziemy – według mojego polecenia zajął
miejsce pasażera, a pierwszą czynnością jaką wykonał po zamknięciu drzwi było
włączenie radia. Usiadłem za kierownicą i uruchomiłem silnik, odjeżdżając z
piskiem opon.
Może zabrzmię teraz jak totalny frajer, ale nigdy nie byłem
na prawdziwej randce. Fakt, wychodziłem z laskami do kina, ale przeważnie
urywaliśmy się na połowie filmu do kibla, gdzie się zabawialiśmy lub robiliśmy
to w sali kinowej w ostatnim rzędzie. To nie były prawdziwe randki, ponieważ te
wyglądają zupełnie inaczej – powinienem punktualnie odebrać dziewczynę (zawsze
się spóźniam), porozmawiać z jej ojcem o godzinie powrotu (przeważnie czekam w
samochodzie, żeby uniknąć takich konferencji), otwierać przed nią drzwi (tego
też nie robię), a jedyną rzeczą, do której mógłbym się posunąć powinien być
buziak na pożegnanie. O! I powinienem trzymać dziewczynę za rękę, a nie rękę w
jej majtkach.
Zatrzymałem moje lambo na podjeździe domu, a potem na równi
z przyjacielem weszliśmy do budynku. Już po przekroczeniu progu dało się
wyczuć, że mama robiła kurczaka, dlatego zdjęliśmy buty i niemalże pobiegliśmy
do kuchni. Przy stole siedziała już Elena oraz Tony, którzy streszczali
rodzicielce swój dzień.
-Cześć mamo – cmoknąłem ją standardowo w policzek. –Caluś
zje dzisiaj z nami – blondynka przytaknęła, a później podała nam talerze, z
którymi usiedliśmy i zaczęliśmy konsumować.
-A wam chłopcy, jak dziś poszło w szkole? Jak trening?
-Ten kretyn, powiedział wszystkim, że jesteśmy razem –
widząc, że kobieta zmarszczyła brwi, tylko westchnąłem. –Powiedział, że
jesteśmy homo – pomieszczenie wypełnił ten idiotyczny śmiech Eleny, którego
nienawidziłem. Śmiała się jak jakaś nawiedzona ćpunka, albo świruska. Nie, ona
się nie śmiała, ona piszczała!
-Hahahahaha, ale z was urocza para, hahahahaha.
-Jesteś idiotką, El. Hoodie idziemy do piwnicy, gdzie ludzie
są bardziej tolerancyjni – na równi wstaliśmy i przenieśliśmy się do garażu. Usiedliśmy
w kącie, gdzie znajdował się telewizor plazmowy z podłączoną konsolą, przed
którymi stała czarna skórzana sofa. Hoodie włożył dysk do odtwarzacza, a
później podał mi kontroler i usiadł obok mnie. Zapowiadało się ciekawe
popołudnie.
~***~
Wziąłem głęboki oddech, a następnie uniosłem dłoń na
wysokość dzwonka do drzwi, który wcisnąłem. Cofnąłem się na dwa kroki w tył i
czekałem na otwarcie drzwi średniej wielkości beżowego domu. Po niespełna
trzech minutach brązowy prostokąt się uchylił, a stanęła w nich czerwonowłosa…
Ślicznotka.
Mellody miała na sobie czarną sukienkę do kolan w drobne
kwiatuszki oraz tenisówki. Włosy opadały jej na ramiona oraz piersi, które
teraz były nieco bardziej widoczne, ponieważ przeważnie chodzi w luźnych
koszulkach. Pominę fakt, że miała na sobie te paskudne okulary oraz lekko się
garbiła…
-Część, piękna – uśmiechnąłem się, a ona znów zawstydzona
spuściła głowę. –Gotowa? – przytaknęła, dlatego złapałem za jej nadgarstek, a
następnie zaprowadziłem do samochodu, którego drzwi przed nią otworzyłem jak na
dżentelmena przystało. Usiadłem na swoim fotelu i uruchomiłem silnik. Jechałem
normalnie, ale po minie mojej towarzyszki stwierdziłem, że jadę zbyt szybko
mimo, że na liczniku miałem jedyne sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.
Po piętnastu minutach zatrzymałem się naprzeciwko kina.
Szybko wysiadłem i obeszłam lamborghini, aby znów otworzyć jej drzwi, a gdy
wysiadła zamknąłem auto. Splotłem nasze palce razem oraz prowadziłem w środka.
Stanęliśmy w kolejce, która dość szybko się przesuwała.
-Irwin – odwróciłem się, ale kilka sekund później
pożałowałem tego. Przede mną stał mój odwieczny rywal Jake razem ze swoją
dziesięcioletnią siostrą. –Nowa zdobycz? – kiwnął w kierunku Mellody. –Wiesz,
że jak cię zaliczy to zostawi i wróci do swojej przyjaciółeczki?
-Odpieprz się – warknąłem, ponieważ sam widok tego idioty
uaktywniał we mnie instynkt mordercy. –Marianna to tylko przyjaciółka.
-W takim razie muszę do niej zadzwonić i umówić się na
szybki numerek jak ty z moją laską.
-Stary, rozumiem, że chowasz do mnie urazę, ale Mary nie
jest taka głupia, żeby wskoczyć ci do łóżka.
-Serio?- uniósł brwi, a ja swoje zmarszczyłem. Co ten palant
kombinuje? –Wiesz… Dziwne, bo ostatnio
leciałem z nią w ślinkę na imprezie u Ryana, pamiętasz go? To mój kumpel z
drużyny.
-Ona by tego nie zrobiła – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
–Nie z tobą – pokiwałem przecząco głową. –Zresztą Mary by mi tego nie zrobiła.
-Serio? – zapierdolę go kiedyś za to jego serio? To takie wkurwiające, że aż
śmieszne. –Ty zaliczyłeś jej rywalkę, a ona całowała się ze mną. Dostrzegasz
zależność?
-Odjebaj się, chodź Mel – pociągnąłem Cook do kasy, a potem
zakupiłem bilety na pierwszy lepszy film, następnie wyposażyłem nas w popcorn
oraz dwie duże cole, które zakupiliśmy w kasie.
Dzięki znajomej miałem załatwione miejsca na samej górze,
ponieważ wcześniej dałem znać Kelly, aby mi je zaklepała. Nie musieliśmy długo
czekać na rozpoczęcie seansu, ponieważ po niecałych pięciu minutach światła
zgasły, a na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy. Szlag, ta zdzira załatwiła mi miejsca na bajkę! Mści się na mnie,
bo tylko ją zaliczyłem, a ona była przekonana, że się zmieniłem. Naiwniaczka.
-Sory, nie wiedziałem, że to film animowany – mruknąłem
zażenowany do ucha Mellody.
-Nie szkodzi, lubię bajki – posłała mi lekki uśmiech, a ja
zacząłem utwierdzać się w przekonaniu, że przebywanie z nią wyjdzie mi na
dobre, że dzięki niej chociaż trochę zmężnieję, bo przez Mary zbabiałem. Też
wolę bajki od tych ckliwych komedii romantycznych.
Już po pierwszej minucie stwierdziłem, że film jest nudny i
powinienem znaleźć sobie jakąś rozrywkę, jeśli nie chcę zasnąć. Zacząłem
rozglądać się po sali, a kiedy dostrzegłem tego idiotę razem z małą… Karą byłem przeszczęśliwy. Zanurzyłem dłoń w
kubełku z popcornem, a później zacząłem rzucać pojedyncze ziarna kukurydzy w
Jake’ a, który irytował się coraz bardziej, aż do chwili kiedy odwrócił się i
ujrzał mnie zadowolonego oraz machającego do niego. Na takiej zabawie zleciało
mi całe wyjście do kina.
~***~
Wysiadłem z samochody, który obiegłem i otworzyłem Mellody
drzwi oraz pomogłem jej wysiąść. Kulturalnie odprowadziłem ją pod drzwi, a
kiedy miała już wejść ośrodka – zatrzymałem ją. Chcę zakończyć tą randkę tak
jak każdy facet w filmie. Przyjechałem po nią, zabrałem do kina, na kolację, a
teraz pora na buziaka.
Złapałem ją za dłoń, którą gładziłem kciukiem cały czas patrząc
jej w oczy oraz lekko się uśmiechając. Udając tego łobuza, który jest tylko dla
niej potulny jak baranek, co oczywiście było kłamstwem.
-Jeszcze raz przepraszam, że zabrałem cie na bajkę i za to,
że musiałaś słuchać tego kretyna Jake’ a – przeczesałem dłonią włosy i
zagryzłem delikatnie dolną wargę – wiedziałem, że to na pewno zadziała, jak na
każdą.
-Nie szkodzi, ale powiedz po co to robisz? – co!? Ja
pierdolę następna, która bawi się w agentkę służb specjalnych… Eh, chyba zacznę
oglądać te pieprzone CBS.
-Bo widzisz… Ja… Ja chciałem zapytać, czy nie mogłabyś mnie
pouczyć do egzaminów – mruknąłem ze spuszczoną głową. Boże, jakie to
poniżające.
-To dopiero za cztery miesiące.
-Ja wiem, ale inaczej wylecę z drużyny jak nie będę miał
czwórek – cholerne zasady, chociaż w sumie to byłoby rozwiązanie wszystkich
moich problemów… Zero stresu, presji… -Mellody, to dla mnie bardzo ważne, ja…
-Ashton, pomogę ci – uśmiechnęła się leciutko, a później
założyła włosy za prawe ucho. Mary
zakłada za lewe.
-Dzięki, odwdzięczę się za to – szybko musnąłem jej
policzek. –Do jutra – ruszyłem w stronę lambo, a później z piskiem opon
odjechałem do domu.
Po piętnastu minutach wreszcie położyłem się w łóżku i
wpatrywałem się w sufit. Zastanawiałem się co powinienem tak właściwie zrobić.
Czy powinienem pójść do Mary, a może olać to i zacząć zachowywać się jak dupek?
Marianna chociaż raz powinna mnie przeprosić, a nie zachowywać się jak
rozkapryszona księżniczka, której wszyscy ulegają, po za tym ona również nie
była szczera względem mnie – całowała Jake’ a na imprezie Ryana, na którą nie
zostałem zaproszony. Dopiero o dziesiątej doszedłem do wniosku, że nie będę
jako jedyny walczył o naszą przyjaźń i dziś nie odwiedzę jej. Pierwszy raz chcę
się wyspać. Ostatnią czynnością jaką wykonałem przed zdjęciem spodni, koszulki oraz
pójściem spać było napisanie SMSa… Do Cook.
_________________________________________________
Rozdział 5 - jest!
W sumie go lubię - jest Calum ♥ jest wszystko xdd
Od teraz zaczną się komplikacje, ale na to będziecie musieli poczekać jeszcze trochę ;p
Jak niektórzy z was zdążyli zauważyć zmienił się szablon - ten obecny bardzo mi się podoba, dlatego jeszcze raz dziękuję
kocham to.. :) :* next :)
OdpowiedzUsuńCalum jest genialny <3
OdpowiedzUsuńCóż, domyślam się, że już teraz nie będzie tak kolorowo między Ashtonem, a Mary. A ja ich shippuję! Bardzo :(
Szablon przecudny *-*
Weeeeny kochana ;*
No nieźle nieźle =D kolejny Twój blog których kocham, czy Ty musisz tak dobrze pisać???
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNo więc tak kochana teraz muszę ci napisać bardzo motywujący komentarz abyś mi dodała next'cika ♥
OdpowiedzUsuńZacznijmy może od mojej ulubionej sceny w tym rozdziale :
"-Hahahahaha – korytarz wypełnił się salwami przeróżnych śmiechów i chichotów. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło w tym momencie, ale poziom mojej złości wzrósł do maksimum, a eksplozja była nieunikniona.
-Co was tak do kurwy bawi?! – wydarłem się tak głośno, na ile pozwalały mi siły płuc. Cholera, przecież każdemu z tych ludzi mogło przydarzyć się to samo co jej, co w tym śmiesznego?
-Przecież… Hahaha… Ta kujonka… Hahahaha… No przecież się wywaliła! – zaniósł się jeszcze większym śmiechem jakiś pierwszak.
-Zaraz ci przypierdolę, szczeniaku – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, ale on się tym zbytnio nie przejął. Zacisnąłem dłonie w pięści i podszedłem do niego. Złapałem go za kołnierzyk koszulki, a następnie przycisnąłem z całej siły do szafki " to jest mega mega mega zajebiste ♥ Nie wiem czemu się tak jaram ... ale się jaram i to bardzoo . Ashton taki wkurwiony OMG (szczerze to czekałam aż tak porządnie przyjebie temu dzieciakowi , no ale się nie doczekałam xD ) Kocham wkurwionego Irwin'a ♥
Następnie ta Mellody , znowu nie wiem dlaczego ale lubię tą bohaterkę , szerio ☻ Wydaje się całkiem fajna mimo powierzchniowości Kujonki Xx.
Przejdźmy do "Cashton" , to mnie rozpierdoliło . Szczerzyłam się do ekranu jak głupia O.o
Kocham twoje teksty typu "Ej, aniołku nie kręć seksownym tyłeczkiem, bo mi staje! " albo "Ona by mnie za to wykastrowała" po prostu LOVE LOVE LOVE YOU ♥
Pozostaje mi jeszcze ocena relacji pomiędzy Mary a Irwin'em .
I teraz proszę mi się tu spowiadać WHY ? Dlaczego tak jest ... a było tak pięknie , musiałaś ich skłócić (zdaję sobie sprawę z tego że będzie jeszcze gorzej ale no ! ) *cry* :c
Dlaczego on do niej nie poszedł ?! Irwin noo depie !!! Uhhh ... ! :C
Myślę że skończymy na tym ten dupny komentarz . Na następny mam czekać aż do niedzieli ? TY MYŚLISZ ŻE JA WYTRZYMAM ? *O*
Szybko mi dodawaj next'cika i dużo weny skarbie ♥
PS : ( Ile ci zajmuje pisanie tak DŁUGAŚNEGO rozdziału ) ? O.O :O ♥
PS2: Sry za słownictwo ♥
No ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńHeej, nominowałam Cię do Liebster Award, więcej informacji pod moim postem http://sickmeanswar-bydajmond.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html :))
OdpowiedzUsuńNie powiem, ale się narobiło. Uwielbiam w tej części Caluma - chłopak rozwalił mnie na łopatki tymi swoimi tekstami i zachowaniem. Jestem ciekawa, jak poszło Mary z Lukiem. Choć muszę przyznać, że uwaga, że Ash jest trzecią przyjaciółką Mary był całkiem trafny - choć wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Czekam na kolejną część. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń35 year old Project Manager Ira Govan, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Electronics. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. Strona glowna
OdpowiedzUsuń