Rozdział z dedykacją dla Tini Gomez - twój komentarz był naprawdę zajebisty hahah + dziękuję za polecenia mojego ff na twoim blogu ♥ przy okazji - rozdział piszę w zależności od weny, ponieważ jeśli takową mam idzie bardzo szybko, a przy muzyce to już w szczególności ;)
Mary
Po miło spędzonym po
południu z Luke’ m oraz Michaelem i Jas wróciłam do domu, a pierwszym z czym
musiałam się zmierzyć była moja mama, która zaczęła krzyczeć, ponieważ mój
jakże święty ojczulek poleciał na skargę. To kolejny przykład, że to on
zachowuje się jak skończony dzieciak, który obraża się i strzela fochy, gdy
ktoś rzuci mu prawdą prosto w oczy. To tylko dowodzi, że przerastam go
inteligencją oraz dojrzałością.
-… Powinnaś mieć więcej szacunku do ojca!
-Nie bądź śmieszna! Po tym co nam zrobił, co zrobił tobie,
ty nadal go bronisz! Przejrzyj na oczy kobieto! Zachowuj się jak dorosła, a nie
zakochana smarkula, którą on cały czas wykorzystuje! To takie poniżające!
-Uspokój się gówniaro, bo na za dużo sobie pozwalasz!
–poczułam pieczenia na policzku i dopiero po kilku sekundach oprzytomniałam
oraz skojarzyłam fakty. Moja własna matka spoliczkowała mnie, tym samym usunęła
swoje imię z listy osób, które dużo dla mnie znaczyły.
-Nie sądziłam, że cie na to stać – zagryzłam dolną wargę
tylko po to, żeby się nie rozpłakać przy niej.
-Mary, ja nie… - mimo, że jej głos się łamał, nie miałam w
planach być pobłażliwa – ona mnie skrzywdziła… Nie fizycznie, ale psychicznie,
ponieważ zagrała na moich uczuciach.
-Daruj sobie tą szopkę, mam dość tego popapranego życia –
pociągnęłam nosem, a później wbiegłam po schodach do swojego pokoju zakluczając
drzwi. Nie chciałam jej oglądać, ani rozmawiać z nikim…
No prawie. Wiedziałam, że Ashton do mnie przyjdzie, nie liczyłam nawet na żadne
przeprosiny, bardziej pragnęłam jego obecności przy mnie w tej jakże żałosnej
sytuacji.
Usiadłam przy biurku i zaczęłam odrabiać lekcje, z którymi
jak zwykle szybko się uwinęłam. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, dlatego
postanowiłam posprzątać w swojej łazience, garderobie oraz pokoju tylko, że był
malusieńki problem… Ja zawsze mam porządek i nie miałam czego porządkować.
Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego dnia. Co się tak
właściwie wydarzyło? Kto jest sprawcą tego całego syfu, który namieszał w moim
szczęśliwym życiu? Odpowiedź jest prosta: mój cholerny ojciec. Zniszczył mi
cały poranek, a wszystko później przebiegało jak kostki domina, aż w końcu cała
konstrukcja się rozsypała tworząc jedną wielką kupę… Gówna. Tak, siedziałam po
uszy w gównie i wcale nie miałam pomysłu jak tym razem z tego wybrnąć. W sumie,
czy to miało jakikolwiek sens? Może tak właśnie miało być?
Dochodziła północ, a po Ashtonie nie było żadnego śladu.
Czułam się jakbym czekała na Świętego Mikołaja, który niekulturalnie się
spóźnia, a ja głupia oczekuję go ponieważ faktycznie chcę się przekonać czy
jest takim tłuścioszkiem jak opisują go w tych wszystkich filmach czy bajkach.
Teraz czas mijał stanowczo zbyt szybko z północy zrobiła się pierwsza, z
pierwszej druga, a z drugiej trzecia. Nadal bezsensownie czekałam trzymając się
ślepej nadziei, że może jednak przyjdzie. Byłam święcie przekonana, że mnie nie
zostawi jak zrobił to tata, aż w końcu to do mnie dotarło, już wiem dlaczego
nikt z moich bliskich nie chce mieć ze mną do czynienia. Jestem cholerną
pedantką, złośnicą oraz idiotką, która myśli, że jest pępkiem świata wokół
którego wszyscy będą skakać.
Do godziny siódmej kontemplowałam, co tak właściwie powinnam
teraz zrobić? Dziś jest jeden z ważniejszych dni – jest mecz, w którym powinnam
wspierać z dziewczynami drużynę, mam ważny test, który pan Moore zadał jeszcze
przed świętami oraz jest kółko matematyczne tylko, że ten poranek był inny niż
te dotychczasowe. Cały mój idealny kierat… W sumie mam gdzieś ten system,
dlatego zabrałam ciuchy, z którymi poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki
prysznic. Ubrałam bieliznę, a później zwiewną sukienkę, jeansową kamizelkę, ale
coś mi nie pasowało… Przecież nie miałam w planach pójścia do szkoły, dlatego
też wsunęłam za dużą bluzę Irwina przez głowę, a na nogi wciągnęłam zamszowe
botki, które idealnie pasowały do mojej sukienki. Rozczesałam włosy, które
wysuszyłam i na tym skończyłam. Oglądając się w lustrze dostrzegłam lekko siny
policzek i ogarnęła mnie wściekłość. Jak mogła posunąć się to takich czynów i
to względem córki?! Znów zerknęłam na swoje odbicie - nie widziałam sensu w
robieniu makijaży skoro i tak miałam w planach spędzenie tego dnia w
samotności.
Zabrałam swój plecak, do którego włożyłam komórkę, słuchawki
oraz portfel. Założyłam torbę na plecy i wyszłam balkonem, żeby nie natknąć się
na rodzicielkę. Ubrałam kaptur czarnej bluzy na głowę i biegiem ruszyłam w
stronę domu Hooda.
Miałam dobrą kondycję, ponieważ w każdą sobotę biegałam trzy
godziny, aby oczyścić swój organizm oraz wzmocnić wytrwałość, co przynosiło
pomyślne skutki nie tylko w byciu cheerleaderką, ale też w łóżku.
Pod willą Caluma byłam po dwudziestu minutach. Na moje nieszczęście
Caluś był strasznym śpiochem, ale jego balkon zawsze był otwarty. Z lekkimi
trudnościami spowodowanymi moim niskim wzrostem wdrapałam się na taras, a
następnie weszłam do sypialni osiemnastolatka. Mulat spał i cichutko
pochrapywał, ale to było urocze, aż nie miałam serca go budzić.
-Wstawaj, Hoodie! – zaczęłam nim potrząsać. –Caluś, wstawaj!
Wstawaj, wstawaj!
-No już, już – mruknął, po czym podniósł się i rozciągnął.
Błądził wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu dotarł do mojej osoby. –Co tutaj
robisz Mary i dlaczego wyglądasz jakby ktoś cie okradł z ciuchów? Kurwa! Co ci
się stało? Ktoś cię pobił?1 – w mgnieniu oka znalazł się przy mnie i zaczął
delikatnie muskać opuszkami palca moje zaróżowione lico.
-To nieważne, mam do ciebie prośbę.
-Słucham, księżniczko – uśmiechnął się w ten swój typowy
sposób. To wyglądało jak uśmiech cwaniaczka oraz przesłodkiego dziecka. –Czego
potrzebujesz od najwspanialszego?
-Procentów i blantów… No chyba, że masz jakieś dragi.
-Dobra, gadaj co jest, bo nie wytrzymam. Ashton cie
przysłał? Ktoś sypnął, że załatwiłem ci fałszywkę? Nic na mnie nie masz, Irwin!
– wydarł się, a ja spoliczkowałam go tylko dlatego, żeby się ogarnął. Ja tutaj
mam poważne problemy, a on krzyczy jak opętany. –Ty tak na serio?
-Nie, na żarty idioto!- uniosłam się, a mój ton ociekał
sarkazmem.
-Przecież dziś jest mecz.
-Kryj mnie, powiedz, że wymiotowałam, ponieważ wczoraj
spędzaliśmy razem czas na eksperymentowaniu z koktajlami.
-Co z kółkiem dla kujonów?
-Matematycznym – warknęłam. –Na litość boską, matematycznym!
-Cokolwiek – machnął ręką całkowicie mnie olewając. –A ten
mega ważny test?- zmarszczyłam brwi. Skąd on wie o takich rzeczach?!- Irwie coś
pieprzył, a propos Ashtona, czy on wie?
-Gdyby wiedział, czy miałabym sens tutaj przychodzić?! Calum
proszę daj mi to po co przyszłam, a obiecuję ci się odwdzięczyć.
-Niech będzie- westchnął głośno, a następnie podszedł do
swojego barku zamykanego na kluczyk. Wyjął z sejfu butelkę Jacka Danielsa,
paczkę blantów oraz mały woreczek z białym proszkiem, które włożył do mojego
plecaka, a potem zamknął swój skarbiec. –Tylko błagam, nie przesadź, to mocny
towar – przytaknęłam na jego słowa. –A i jeszcze jedno – złapał mnie za bark.
–Nie masz tego ode mnie.
-Się wie, Caluś – przyległam do niego ciałem oraz cmoknęłam
w policzek. –Do zobaczenia – zamachałam do niego, po czym wyszłam tą samą drogą, którą przyszłam.
Teraz już spokojnym krokiem zmierzałam do miejsca, którym się brzydzę, a
mianowicie na… Stację metra. Kupiłam bilet, dzięki któremu mogłam dojechać pod
wzgórze, na którym widniał biały napis HOLLYWOOD.
Naprawdę kochałam to miejsce i wiele razy miałam okazję
tutaj przesiadywać z tatą oraz Ashtonem, jednak tym razem byłam sama z wielkim
asortymentem, który miałam ochotę spożyć.
Wdrapałam się na górę, a następnie wspięłam się na
rusztowanie podtrzymujące literkę O. Z
plecaka wyjęłam komórkę, z której włączyłam piosenki mojego ulubionego zespołu,
a później… Cóż zajęłam się opróżnianiem butelki whiskey. Wypaliłam całą paczkę
papierosów, a na sam koniec zostawiłam sobie działkę. Wysypałam proszek na wierzch
dłoni, ale nie zażyłam narkotyku, ponieważ miałam wątpliwości.
Nie wiem… Może oglądam za dużo filmów i dlatego mam obawy co
do dragów, gdyż nastolatkowie po tych używkach tracą zmysły, a ich zachowanie
przypomina bezmyślnych zombie? Nie chciałam popełnić jakiegoś wielkiego błędu,
którego później mogłabym żałować – nie chcę nieświadomie rzucić się na ziemię
oraz umrzeć. Jestem za młoda na śmierć, muszę żyć dla ludzi, których kocham…
Muszę walczyć dla Gabe’ a, Caluma, Michaela, Jasmine i Maximilian. Kiedyś –
właściwie to jeszcze wczoraj przed północą – wymieniłabym jeszcze Ashtona, ale
teraz nie byłam co do niego pewna – to jest absolutnie żałosne, ponieważ znam
go od dziecka i kocham jak brata, a on mnie zawiódł.
Bałagan w mojej głowie odleciał na boczny tor w chwili, gdy
moja komórka zaczęła dzwonić. Zerknęłam na ekran, a gdy zobaczyłam uśmiechniętą
twarz Irwina moje serce niebezpiecznie przyśpieszyło. Zrobiło mi się wstyd, że
go okłamuję oraz zawodzę biorąc do ust papierosy i narkotyki, z drugiej strony
gdzie tutaj jest sprawiedliwość? Ja toleruję jego wybory nawet, te które są
kompletnie bezmyślne, ponieważ osobiście uważam, że zbyt dużo pali oraz
przeklina. Chcę być zołzą, chcę być chociaż raz tą złą suką, która nie liczy
się z innymi. Chcę być jak… Brooklyn.
Mimo, iż Dawson miała opinię bezczelnej, aroganckiej oraz
głupiej zdziry była mistrzynią w swoim… Fachu? Ashton z nią nie spał, ale
mówił, że Hoodowi się podobało. Tak czy inaczej, wracając do Brook – ta
dziewczyna miała taki niesamowity dystans do siebie oraz otaczającego ją
świata, że było to godne podziwu. Miała w nosie fakt, że chłopcy wymieniali się
doświadczeniami jakie z nią nabyli, wręcz przeciwnie czuła się przez to
bardziej dumna. Była niczym paw – dumnie przechadzała się korytarzami szkoły, a
jedynym czego jej brakowało był wielki wachlarz piór na ogonie. Nienawidziłam
jej, ale również była moją idolką – jakkolwiek głupio to brzmi. Nie chciałam
się puszczać na lewo i prawo, tylko nauczyć się jak nie zwracać uwagi na głupie
docinki chłopaków ze szkolnej drużyny dotyczących moich pokręconych relacji z
Ashem. Na początku to było zrozumiałe, ale z czasem stało się nudne oraz
irytujące, dlatego moja złość powoli zaczynała odbijać się na moich
przyjaciołach.
Zignorowałam pierwsze jak i również kolejne dziewięć
połączeń przyjaciela, a jedyną czynnością, którą byłam w stanie zrobić to
odpowiedź na SMSy od: Jake’ a, Troya, Luke’ a i Sharon, w których
poinformowałam ich o godzinie naszego spotkania. Wysłałam też wiadomość do
Caluma.
Do: Caluś
Przyjedź po mnie po
szkole, jestem tam gdzie zawsze, ale nie mów nic Ashtonowi
Jego odpowiedź była najbardziej wyczekującą rzeczą w tej
chwili. Nie mogłam doczekać się, aż będą mieli przerwę w meczu, a ten pajac
wreszcie raczy mi odpisać oraz uspokoić moje zdenerwowanie, które z sekundy na
sekundę było coraz większe. Mijały kolejne minuty, a gdy mój telefon wydał z
siebie śmiech dziecka poczułam ulgę. Szybko kliknęłam dymek i odczytałam treść.
Od: Caluś
Okay, księżniczko ;)
Uważaj z ekstazy, to serio daje kopa, a ty… To twój pierwszy raz, a zapewne już
zdążyłaś opróżnić paczkę i flaszkę
Prychnęłam pod nosem, przecież ten osiemnastolatek jest
niemożliwy! Sam bez żadnego zastanowienia wydaje mi swoje zasoby na
odreagowanie, a teraz prawi mi morale, że powinnam korzystać ze wszystkiego z
umiarem. To niedorzeczne!
Teraz byłam już w stu procentach pewna, że chcę skosztować
ekstazy. Przysunęłam ostrożnie drżącą rękę do nosa, a następnie zatykając prawą
dziurkę wciągnęłam biały proszek. Na początku poczułam nieprzyjemnie drażnienie
moich dróg oddechowych, ale moment później moje ciało ogarnęła fala spokoju, a
wręcz euforii. Teraz nie było dla mnie rzeczy niemożliwych, mogłam wszystko
robić z zawiązanym oczami oraz obezwładnioną nogą i ręką. Czułam się jak
Catwoman, dlatego wspięłam się wyżej na rusztowanie, po którym zaczęłam chodzić
jak akrobatka w rosyjskim cyrku. Wszystko było wspaniałe, świat był bardziej
kolorowy, a powietrze czystsze.
-Marianna! – spojrzałam w dół i mało co nie spadłam.
–Cholera jasna, złaź w tej chwili! – był przerażony, co skutkowało jego
nerwowym zagryzaniem wargi oraz chodzeniem w tę i z powrotem ciągnąc za
końcówki swoich włosów. –Kurwa, Mary proszę! – zaśmiałam się głośno, czego
prawdopodobnie nie zrozumiał. –Połamiesz się, idiotko!
-Nonsens! – zdołałam wypowiedzieć przez salwy chichotu,
który wydobywał się z mojego gardła. Był taki zabawny, gdy się bał. Chwilunia…
Przecież on się niczego nie lęka, dlaczego był taki przerażony, czego się
obawiał!? –Kłamiesz, jestem Catwoman spadnę na cztery łapy! – kocham się śmiać!
To najwspanialsze uczucie na świecie, taka radość… Życie jest
naprawdę piękne, dlatego każdy człowiek powinien się cały czas uśmiechać!
-Co ty dziewczyno pieprzysz?! Na litość boską zejdź, błagam
– jęknął bezsilny. –Zrobię wszystko czego tylko chcesz! Mogę nawet przeprosić,
tylko proszę zejdź – zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam jego zmiennych
nastrojów, a już w szczególności jego strachu o moje życie, przecież byłam
bezpieczna.
-Jak było na randce z tą kujonką?
-Zejdź, to ci opowiem.
-Nie zejdę, kretynie! Jestem nieśmiertelna! – moja noga się
osunęła, a ja runęłam w dół. Nie poczułam jednak żadnego bólu, ani nie
usłyszałam trzasku łamanych kości. Byłam w ramionach mojego najlepszego przyjaciela,
który uratował mnie kolejny raz z rzędu.
Odgarnęłam włosy z jego czoła, a następnie przybliżyłam
swoją twarz do jego. Moja klatka piersiowa stykała się z torsem Ashtona,
którego silne ramiona pewnie mnie trzymały oraz dawały poczucie bezpieczeństwa.
-Zwariuję z tobą, kicia – mruknął pod nosem, a następnie
wpił się łapczywie w moje usta, które niemalże od razu uchyliłam dając mu
większe pole do popisu. Jego sprawny język muskał oraz delikatnie masował moje
podniebienie, a kilka sekund później toczył zawziętą walkę o dominację z moim
językiem. Uwielbiałam, gdy całował mnie w taki sposób, to było… Cudowne!
On był cudowny, przecież mógł mieć każdą z tych szkolnych
zdzir, a jednak zawsze uparcie wybierał mnie. To ze mną się kochał, to mnie
całował, to ze mną jadł, ze mną odrabiał lekcje, ze mną robił wszytko. Byłam
tylko ja oraz on, i nikt inny nie miał prawa wstępu w naszą relację. Ja byłam
jego numerem jeden, a on był moim. Byliśmy jak Yin i Yang - wzajemnie się uzupełnialiśmy. Dla niego
byłam w stanie poświęcić wszystko, żeby tylko mnie pokochał i zaczął postrzegać
pod innym kontem niż tylko przyjaciółka.
-Księżniczko!? – jak poparzona odsunęłam się od…
Rusztowania?! –Liżesz się z rurką?! – Calum patrzył na mnie jak na psychopatkę.
-To te twoje ekstazy! – wrzasnęłam z wyrzutem. –Tracę rozum,
myślałam, że to Ashton! – wskazałam na metalową konstrukcję, którą kilka sekund
wcześniej śliniłam i wyznawałam miłość. Nie kocham Irwina w taki sposób, tylko
jak brata, przyjaciela. Naprawdę! Jest tylko i wyłącznie przyjacielem, nic
więcej. –Myślałam, że kocham Asha – przeszedł mnie dreszcz, przecież nie
zniszczę naszej przyjaźni tak bezmyślnym postępowaniem jak halucynacje oraz
postradanie zmysłów przez jakieś dragi!
-Serio? – uniósł brwi i ostrożnie podszedł bliżej mnie.
Uniósł moją prawą powiekę mimo, iż chciał być delikatny zwyczajnie w świecie mu
to nie wychodziło, ponieważ powieki były moim najwrażliwszym punktem – mogłam
znieść bicie, kopanie oraz targanie za włosy, ale gdy ktoś dotykał tego miejsca
moje oczy zaczynały łzawić i pokazywać moje wrażliwsze oblicze. –A kochasz go?
-Jak przyjaciela, do czego zmierzasz?
-Marianna odpowiedz mi szczerze, okay? –pokiwałam pionowo
głową z powagą wymalowaną nie tylko na twarzy, ale i w duchu. –Jak wy to sobie
wyobrażacie?
-Ale co?
-Eh, wasze życie… Przyszłość, uściślając. Już teraz nie
możecie przeżyć bez siebie dnia, pieprzycie się na każdej imprezie, liżecie
cały czas, chodzicie objęci lub za rączkę… Nie widzicie świata poza sobą.
–mulat westchnął z bezsilności, wprawiając mnie w jeszcze dziwniejszy stan. Czy
on aby na pewno dobrze się czuje?
-Hoodie, czy ktoś zrobił ci krzywdę na boisku? – naprawdę
się o niego martwiłam. Ktoś przecież mógł go tak brutalnie zaatakować, że
robiąc salto w powietrzu mógł uderzyć głową w murawę i mieć wstrząs mózgu! Z
takimi rzeczami nie ma żartów, a on powinien udać się niezwłocznie do lekarza,
bo jego życiu może grozić niebezpieczeństwo.
-Tak Ryan, ale to nie istotne teraz. Ty i Irwie – dźgnął
mnie w klatkę piersiową, a dokładniej w mostek sprawiając, że mój wzrok
powędrował za jego palcem. –Załóżmy, że oboje będziecie mieli rodziny – ty
kochającego męża, dzieci, a Ashton będzie miał żonę i też będzie spodziewał się
dziecka, rozumiesz? –przytaknęłam. Może byłam pod wpływem narkotyków oraz
alkoholu, ale potrafiłam wychwycić sens jego wypowiedzi. –Pokłócisz się z
facetem, on ze swoją laską… Dalej będziecie się pieprzyć po kątach?
-Ja… Masz rację, powinnam to zakończyć, to niestosowne,
przecież to mój przyjaciel, równie dobrze mogłabym to robić z tobą czy
Michaelem, to nie jest w porządku.
-Nie o to mi chodzi, Mary – westchnął i podrapał się
zakłopotany w kark. –Jeśli naprawdę się kochacie, to bądźcie ze sobą, każdy
wie, że coś jest na rzeczy, dlatego dajcie sobie szansę. Bądźcie razem, walcie
się jak domy w Afganistanie, ale błagam nie odstawiajcie tej szopki dwójki
przyjaciół, bo to jest naprawdę wkurwiające – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Hood, ja nie patrzę na niego jak dziewczyna na chłopaka,
tylko jak na przyjaciela, brata w ostateczności.
-Dobra, nieważne chodź – ruszyłam za nim, ale potknęłam się
i wpadłam w ramiona…
-Boże laska, mówiłem żebyś nie przeginała! Irwin mnie
zakurwi – zakrył sobie dłonią twarz. –Chciałaś się zabić!? Mary, ile tego
wzięłaś? – jęknął błagalnie.
-Przecież… Mówiłeś, że… Przed chwilą szłam za tobą, jakim
cudem teraz mnie trzymasz?
-Łaziłaś po rusztowaniu, powiedz, że nie wzięłaś wszystkiego
na raz- był naprawdę zdenerwowany, dlatego gdybym jeszcze miała jakieś środki
na pewno bym mu je zaproponowała, ale w chwili obecnej byłam całkowicie
spłukana. Wskazałam na plecak, który dalej leżał na konstrukcji. –Nie ruszaj
się, dobra? –potrząsnął mną delikatnie
ściskając za barki, a następnie wspiął się po moją własność. Z gracją szympansa
zszedł i nakazał ubrać mi tornister. Posłusznie niczym biały baranek wykonałam
polecenie przyjaciela, który przykucnął przede mną. –Właź i trzymaj się, bo nie
mam zamiaru jeszcze jechać do szpitala i narażać się na policję, a co gorsza na
moją mamę – objęłam jego kark palcami, a on ścisnął za moje uda. Dalej chwaląc
się swoimi zwierzęcymi umiejętnościami patatajał jak jednorożec na sam dół
góry, co zajęło mu dobre piętnaście minut. Cały zasapany wpakował mnie na fotel
pasażera w swoim sportowym samochodzie, a sam usiadł za kierownicą. Nachylił
się nade mną i zapiął mi pasy, po czym odpalił silnik oraz włączył radio.
Jechał dość szybko nie odzywając się do mnie ani słowem,
jedynym gestem jakim wykonywał było
stukanie palcami w kierownicę.
-Nie chcę jechać do domu – mruknęłam ze spuszczoną głową.
-Nie jestem idiotą, Mary przecież nie zawiozę cie w takim
stanie do domu, zostaniesz u mnie.
-Calum?
-No?
-Dziękuję.
-Spoko, od tego są przyjaciele, c’ nie?
-Tak.
-Zresztą to moja wina, że jesteś w takim stanie- zatrzymał
auto, a później znów zabrał mnie na ręce i zaniósł do swojej willi.
-Caluś, to ty?! –po pomieszczeniu rozniósł się donośny oraz
przyjemny dla ucha głos pani Natalie.
-Cholera – mruknął mój przyjaciel. –Tak, to ja!
-Chodź na obiad!
-Nie jestem głodny, byłem z chłopakami na pizzy! Idę do
siebie, będę się uczył! – nie oczekując już odpowiedzi ze strony swojej mamy,
Calum wszedł po schodach i otworzył nogą drzwi sypialni, które potem zamknął w
ten sam sposób. Ułożył mnie na łóżku i przysiadł obok głośno wzdychając i
łapiąc się za głowę. –Powiedz mi tylko, kto cie uderzył.
-Nie mogę – potrząsnęłam głową. –Naprawdę ci ufam, Caluś,
ale to dla mnie najtrudniejsza rzecz w życiu.
-Twój ojciec?
-Nie, może jest dupkiem, ale nie sadystą.
-Tylko mi nie mów, że Irwie, bo mu przypierdolę – przeniósł
swoje brązowe spojrzenie na mnie i intensywnie przeszywał mnie wzrokiem.
-No coś ty – trąciłam go lekko dłonią w bark. –Przecież on
nawet muchy by nie skrzywdził, nawet by nie trafił.
-To kto do cholery?! Martwię się o ciebie, jesteś dla mnie
jak siostra, młodsza, wkurwiająca, pedantyczna, cholernie mądra, ale nadal
siostra. Nie mogę patrzeć jak ktoś cię leje! – jeszcze nigdy nie widziałam go
tak zdenerwowanego. Był wściekły… A może to znów ta faza, w której tracę
świadomość oraz rozum, a ten proszek zaczyna się uaktywniać? Już sama jestem
głupia z tego wszystkiego… A może to po prostu głupi sen?
-Uszczypnij mnie.
-Co?
-Zrób to, chcę wiedzieć czy nie śpię.
-Okay? – wziął w palce kawałek mojej skóry, który później
ścisnął, na co głośno pisnęłam. –Skoro mamy już to za sobą, błagam powiedz.
-Moja… Moja mama…
_______________________________________________
Superbohater Hoodie wkracza do akcji!! Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam tutaj Caluma - jego teksty, a w szczególności Cary moments (Calum + Mary). Oboje są tak bardzo kopnięci, a ich rozmowy sprawiają, że się uśmiecham.
Jak już wspominałam wcześniej teraz nie będzie zbyt ciekawie - może będą przebłyski szczęścia, ale tylko chwilowe.
Pozytywnie zadziwiliście mnie liczbą komentarzy oraz obserwatorów - dlatego w ramach okazania wam mojej miłości do was wielkie ♥, a może i nawet 2x ♥ heh... Dziękuję również
dajmond za nominację, ale jestem cholernym leniem i nie chce mi się zbytnio odpowiadać na te pytania - co wcale nie oznacza, że nie doceniam, bo doceniam - chodzi o to, że w telewizji leci wrestling i po za tym uważam, że im mniej o mnie wiecie tym lepiej - anonimowość w necie!! Hahahaha...
dajmond za nominację, ale jestem cholernym leniem i nie chce mi się zbytnio odpowiadać na te pytania - co wcale nie oznacza, że nie doceniam, bo doceniam - chodzi o to, że w telewizji leci wrestling i po za tym uważam, że im mniej o mnie wiecie tym lepiej - anonimowość w necie!! Hahahaha...
Buźka, miśki ;**
Oo... :3 next :)
OdpowiedzUsuńCary moments zawsze na propsie! *-*
OdpowiedzUsuńmój ukochany fragment tego rozdziału, to Mary całująca rurkę, hahaha, wygrałaś internet, dziewczyno! :D
Czekam na następny z ogromną wręcz niecierpliwością! Dziękujędziękuję za komentarze na new-roommate, mieć taką czytelniczkę, to aż zaszczyt <3
Pozdrawiam! ;*
Jejku kochana *O* Po pierwsze dziękuje serdecznie za dedykację ♥ Uwielbiam twoje opowiadanie , nie mogę ogarnąć skąd ty masz tyle weny i tyle TALENTU x3 zazdroszczę ci .
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy do szczegółowego oceniania :
"Moja własna matka spoliczkowała mnie, tym samym usunęła swoje imię z listy osób, które dużo dla mnie znaczyły. " no nie powiem zaskoczyło mnie to . Myślałam , że będą się kłócić i na tym koniec a tu taka akcja . Nie dziwię się Mary , że zwiała z domu Xx.
Następnie towar od Calum'a . Świetnie wykreowałaś tego bohatera ♥ Uwielbiam takiego Hood'a heh ^^
"Uwielbiałam, gdy całował mnie w taki sposób, to było… Cudowne!
On był cudowny, przecież mógł mieć każdą z tych szkolnych zdzir, a jednak zawsze uparcie wybierał mnie. To ze mną się kochał, to mnie całował, to ze mną jadł, ze mną odrabiał lekcje, ze mną robił wszytko. Byłam tylko ja oraz on, i nikt inny nie miał prawa wstępu w naszą relację. Ja byłam jego numerem jeden, a on był moim. Byliśmy jak Yin i Yang - wzajemnie się uzupełnialiśmy. Dla niego byłam w stanie poświęcić wszystko, żeby tylko mnie pokochał i zaczął postrzegać pod innym kontem niż tylko przyjaciółka " tym tekstem mnie kupiłaś xD ♥
Uwielbiam takie romantyczne wtrącenia tylko szkoda , że nie powiedziała tego Ashton'owi tak prosto w orzechowe paczałki , jestem ciekawa jak by zareagował O.o ♥
"-Księżniczko!? – jak poparzona odsunęłam się od… Rusztowania?! –Liżesz się z rurką?! – Calum patrzył na mnie jak na psychopatkę." ← hahaha jebłam jak to przeczytałam ♥ Mary całuje rurkę ♥ Meggga !
" –Jeśli naprawdę się kochacie, to bądźcie ze sobą, każdy wie, że coś jest na rzeczy, dlatego dajcie sobie szansę. Bądźcie razem, walcie się jak domy w Afganistanie, ale błagam nie odstawiajcie tej szopki dwójki przyjaciół, bo to jest naprawdę wkurwiające – wycedził przez zaciśnięte zęby. " Calum przekonuje Mary , że powinna być z Ashton'em . Dobrze chłopak robi ♥
Twoje teksty są miażdżące ♥
"-Okay? – wziął w palce kawałek mojej skóry, który później ścisnął, na co głośno pisnęłam. –Skoro mamy już to za sobą, błagam powiedz.
-Moja… Moja mama… " i wreszcie końcówka . Jestem strasznie ciekawa jak zareaguje Calum , strasznie strasznie ♥
I na następny mam czekać caaały tydzień . No trudno :/
Mam nadzieję , że nie wkurzysz się że pół rozdziału jest tu w komentarzu ale moim zdaniem lepiej ocenić go dokładnie niż mydlić ci oczy jakimś "Super" jeśli i tak nie będziesz wiedziała co się podobało a co nie ♥
No i to by było na tyle .
+ dużooo wenyy ♥
Pozdrawiam !
Super to jest ;) czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńJeju *.* Te rozdziały są takie dłuuugie i to jest takie zajebiste !<33 Moment z rurką najlepszy !:D haha
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :))
czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńWidzę, że miałaś wenę. Rozdział jest boski, będę tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuńhttp://dangerous-ashton-irwin.blogspot.com