niedziela, 15 lutego 2015

11. Girl All The Bad Guys Want





Luke

Obudził mnie huk wydobywający się z głośników, do których był podłączony mój telefon. Gwałtownie poderwałem się z łóżka lekko przestraszony nagłym hałasem.
-Kurwa – przekląłem pod nosem, a wyłączyłem First Date w wykonaniu Blink -182. Boże… Kochałem ich i nawet jeśli chciałbym z całych sił być cholernym cieciem to moje pieprzone drugie rockowe ja zawsze zwyciężało.
Weźmy na przykład tą sytuację z Irwinem na korytarzu – Co on sobie myślał, że zsikam się ze strachu, bo wielki Ashton mi grozi, bo rzekomo skrzywdziłem jego przyjaciółeczkę do łóżka?! Miałem wtedy nieodpartą ochotę roześmiać mu się prosto w twarz. Naprawdę! Wyglądał komicznie, zwłaszcza gdy na jego czole pojawiła się mała żyłka, która delikatnie pulsowała z poirytowania moją osobą.
Nie chciałem być takim chujem jak dwa lata temu, nie chciałem, żeby mama i Nicole widziały we mnie ojca. Za wszelką cenę chciałem wyzbyć się tego popierdolonego uczucia mimo, że… Nie chciałem już być starym Luke’ m – odjazdowym kolesiem, któremu laski w Sydney same pchały się do łóżka, genialnym gitarzystą oraz wokalistą, który zaczynał ze swoim zespołem powoli odnosić sukces… Pragnąłem być frajerem, którego laski omijały szerokim łukiem, nieudacznikiem słuchającym cholernych ballad, przy których dziewczyny się rozpływają… Ale, no cholera! Z dnia na dzień było to coraz trudniejsze, a zwłaszcza kiedy Mary się przypałętała.
Muszę przyznać się przed samym sobą, że nawet ją lubię. Może nie jest w moim typie, ale jej brudne gierki są całkiem pociągające. Mógłbym ją zaliczyć, ale znowu nasuwa się ten sam problem – powrót starego Luke’ a. Niestety jest coś jeszcze, a mianowicie to córka Adama, którego nawet lubię, bo uszczęśliwia Jackie, a tym samym mnie. Kurwa, życie jest nieźle popierdolone.
Wsunąłem na biodra szare dresy, a później zszedłem na dół do kuchni, gdzie krzątała się moja starsza siostra. Uważając, żeby blondynka nie wpadła przez przypadek na mnie – miała słuchawki w uszach, a jej koordynacja podczas słuchania Bruno Marsa była krytyczna – przemknąłem do szafki, z której wyjąłem mój kubek z pingwinem i wlałem do środka świeżo zaparzonej kawy. Oparłem się tyłkiem o blat, po czym upiłem łyka czarnej cieczy, a z moich ust uleciało pełne przyjemności mhm spowodowane przepysznym smakiem trunku.
-O Luke, nie zauważyłam cie – zaczęła wyjmując z ucha słuchawki, a następnie kładąc swój telefon na powierzchni stołu. –Mama prosiła, żebyś skosił trawnik i wyczyścił basen.
-Z całym szacunkiem Nikki, ale nie mogła poprosić tego smarka z naprzeciwka? – mruknąłem, znowu unosząc szklankę do ust.
-Włącza ci się opcja dupek – przypomniała, a później odłożyła swoją szklankę do zlewu i umyła.
-Chciałem dziś naprawić motor.
-Dlaczego nie kupisz nowego?
-Z tego samego powodu, dlaczego mama nie może wykorzystywać do pracy fizycznej tego małego gnojka Matta – warknąłem i dopiłem napój. Zabrałem z kosza na pranie, który znajdował się w łazience szarą koszulkę, którą wciągnąłem przez głowę, po czym poszedłem do garażu. Wyprowadziłem kosiarkę, a później ją odpaliłem i według prośby mojej rodzicielki zacząłem ścinać tą przeklętą trawę, która za kilka dni znów odrośnie, a ja będę musiał zaczynać pracę od początku.
Ku mojemu niezadowoleniu mieliśmy cholernie wielki ogród, bo Jacie Hemmings kochała kwiaty. Było tutaj nie tylko sporo grządek, ale również i krzaki, drzewa, skrzaty ogrodowe, oczko wodne, duża drewniana huśtawka i pieprzony basen.
Użeranie się z kosiarką zajęło mi półtora godziny, a zaowocowało jedynie potem, który po mnie spływał i wywoływał cholerne swędzenie, odciski na rękach oraz oklapnięte włosy, których – na całe szczęście – nie zdążyłem ułożyć. Wróciłem na chwilę do domu tylko po to, żeby zabrać z lodówki butelkę zimnej wody, aby zaspokoić swoje pragnienie, a później zabrałem się za czyszczenie basenu. Ta posrana czynność zajęła mi kolejne dziewięćdziesiąt minut z życia.
Zacząłem napełnianie zbiornika wodą, kiedy po domu rozniósł się dzwonek mojego telefonu, który nadal był podłączony do cholernych głośników. Poderwałem się z leżaka i wbiegłem po schodach do swojego pokoju, łapiąc za urządzenie nawet nie patrząc kto chce się ze mną skontaktować.
-Hallo? – mruknąłem od niechcenia.
-Luke, tutaj Mary – usłyszałem przesłodzony głos Wesley. –Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę? –rozmowę? Okay, rozmawiałem z nią, ale niekoniecznie słuchałem tego co ma mi do powiedzenia.
Nie robiłem tego z braku szacunku do niej – szanowałem ją, naprawdę – ale samo wspomnienie o rozwodzie moich starych wprawiało mnie w stan wewnętrznych refleksji. Czy mogłem jakoś temu zaradzić, czy to już z góry było skazane na sromotną porażkę? Pytania, na które nie znałem odpowiedzi kłębiły mi się w głowie sprawiając tym samym jej ból. Cholera…
-O blefie?
-Nie, chodzi o twoje dawne ja – wywróciłem oczami. A ta dalej swoje… Przecież mówiłem – jasno i wyraźnie- że nie wrócę do dawnego stylu i zachowania. Nie mogę.
-Maluszku, rozmawialiśmy o tym, a ty obiecałaś, że nie będziesz się wtrącać.
-Wiem, ale mam dla ciebie niespodziankę – nie kryła swojej radości, co niestety przelewało się na mnie. Ta jej euforia sprawiała, że zacząłem się głupio szczerzyć sam do siebie.
Nie wiem czy to przez ten jej upór, którym chciała mi pomóc, czy może przez głupie pomysły, ale zaczynałem się jej bać. Była nieobliczalna i zacząłem się zastanawiać czy Irwin wie, że jego przyjaciółeczka jest porąbaną wariatką.
-Co to za niespodzianka? – nie chciałem pytać, ale ciekawość zwyczajnie wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem.
-Lucas, to niespodzianka! – oburzyła się, dlatego przewróciłem oczami – zachowywała się jak moja matka, zawsze gdy coś jej nie pasowało zwracała się do mnie pełnym imieniem. Jezu przenajświętszy, co Marianna wymyśliła tym razem? –Obiecuję, że ci się spodoba.
-Zdradź mi coś jeszcze – mruknąłem niezadowolony. Najpierw sprawiła, że się napaliłem, a teraz mówi, że nic nie może powiedzieć. To tak, jakby… Obiecać szczerbatemu suchary, a potem zjeść je na jego oczach niszcząc tym samym jego marzenia.
-Wpadnę do ciebie pod wieczór, Luke – po tych słowach się rozłączyła. Z niedowierzaniem odłączyłem komórkę od wieży, po czym włożyłem go do kieszeni spodni.
Zszedłem na dół, ale w chwili gdy miałem pójść do ogrodu, po domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Z niezadowoleniem podszedłem do brązowego prostokąta, który uchyliłem. Widząc osobę stojącą w progu zamarłem.
Blondyn wpatrywał się we mnie, a jedyną rzeczą którą udało mi się zrobić było przełknięcie śliny. Jak miałem się w tej sytuacji zachować? W przejściu stał mój ojciec. Moje serce zabiło szybciej – byłem naprawdę szczęśliwy widząc go właśnie teraz, ale moment później byłem wściekły. Co on sobie wyobrażał przychodząc tutaj?! Czego ode mnie oczekiwał?! Że rzucę mu się na szyję i powiem przesłodzone: „Tęskniłem, tatusiu?!”. To upokarzające i nie w moim stylu.
-Lucas – zaczął jakby z ulgą.
-Jestem Luke – warknąłem. –A ty powinieneś już iść – dodałem hardo. Nie mogłem sobie pozwolić na okazanie jakichkolwiek słabości. To był mój dom, ja byłem tutaj jedynym człowiekiem – po za mamą, oczywiście – który miał prawo do rządzenia oraz decydowaniu o gościnności względem gości. Joe nie był tutaj mile widziany, nie po tym co mi zrobił… Co zrobił Nicole i mamie.
-Wiem, że jesteś na mnie zły, ale…
-Zły?!- parsknąłem nadal w to niedowierzając, że tata stoi przede mną. –Jestem wściekły! Wkurwiony! Jakim, kurwa prawem tutaj przychodzisz i mówisz do mnie jakbyś nigdy mnie nie zostawił?! – wpadłem w szał, a słowa wylatywały ze mnie jak kule z armaty. Nawet ich nie przemyślałem, a one już wychodziły z moich ust na światło dzienne. Boże byłem w tej chwili taki żałosny.
-Luke, wszystko w porządku?! – z góry dobiegł mnie zatroskany głos siostry, która pewnie przygotowała się do kolejnego egzaminu.
-Tak, Nikki! – odkrzyknąłem, nie chcąc jej zamartwiać. –Wyjdź stąd – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Porozmawiaj ze mną, Lucas – wywróciłem oczami na ten jego skruszony ton. –Twoi przyjaciele ze mną rozmawiali i mówili, że sobie nie radzisz…
-Jacy kurwa przyjaciele?! Ja nie mam przyjaciół!
-A ta dziewczyna? Taka niska, z zielonymi oczami i rudawymi włosami…
-Mary? – zmarszczyłem brwi, a on niepewnie przytaknął. –To córka nowego faceta mamy – wzruszyłem ramionami. –Czego ona ci nagadała? – warknąłem.
Zamorduję ją. Naprawdę, pozbawię tę dziewczynę życia nawet jeśli miałbym trafić do paki, albo kostnicy za sprawą Irwina lub jej ojca. Cholerna dziewucha! Powinna zająć się swoim życiem, a nie ingerować w cudze i to w dodatku bez czyjejś zgody! Powinna zapytać, a nie kontaktować się z Joe, następnie zrzucając go niczym bombę na mnie. Uparte dziewuszysko!  
-Powiedziała, że desperacko udajesz ciotę, zamiast być sobą – zacisnąłem szczękę, a dłonie w pięści. Czułem jak mięśnie mi się napinają. Nie jestem ciotą! –Heej, spokojnie – złapał za moje ramiona i lekko potrząsnął. –To jej słowa, nie moje. Uspokój się, chłopie – klepnął mnie w policzek, tym samym sprowadzając do normalnego stanu. –Pogadaj ze mną, Lucas.
-Niech będzie, chodź do mojego pokoju – mruknąłem od niechcenia, a później wskazałem drogę do mojej sypialni, podczas gdy ja poszedłem wyłączyć wodę, która wlewała się do basenu. Szybko pobiegłem za nim  jak napalony, żeby tylko niczego nie dotykał, a zwłasza, żeby nie zdejmował mojej gitary.
Niestety było już za późno. Mój ojciec siedział na brzegu łóżka i z uczuciem nastrajał moją Gwen. Cholera, nie powinien tego robić – nie grałem na niej dobry rok, a teraz ta pokusa stawała się coraz cięższa do odmowy. Kusiła.
Odchrząknąłem głośno, chcąc tym samym zwrócić uwagę Hemmingsa na swoją osobę, ale stało się to dopiero w chwili, kiedy skończył swoją pracę przy instrumencie. Jego brązowe oczy wpatrywały się przez kilka sekund we mnie, aż w końcu z jego ust padło to głupie pytanie:
-Lucas, nie potrafisz nastroić gitary? – jego głos zawierał w sobie nutkę wyrzutu.
Jak byłem mały uczył mnie grać na gitarze, a na trzynaste urodziny wreszcie dostałem upragnioną Gwen, która służyła mi aż do siedemnastego roku życia. Mówił jak prawidłowo stroić struny, albo jak grać solówki. Był genialnym nauczycielem, który mimo napiętego grafiku koncertów zawsze poświęcał mi multum czasu, ale skończyło się to razem z rozpadem jego grupy jakieś trzy lata temu, a później wszystko szło już z górki. Rozwalił nam rodzinę tak jak ten genialny band! Joe jest po prostu cholernym niewdzięcznikiem i egoistą, który nie potrafi cieszyć się z tak drobnych rzeczy jak chociaż granie dla kilku tysięcy osób, którzy kochają jego muzykę.
-Już mnie nie kręci gra – westchnęłam, przeczesując włosy prawą ręką.
-Od kiedy?! – zdziwił się. –Kochasz grać i śpiewać. Zawsze marzyłeś, żeby być sławny, co się z tobą stało, chłopaku?!
-Dorosłem, już nie jestem gówniarzem, który lekkomyślnie pakuje się w kłopoty – oparłem się tyłkiem o blat biurka i wierciłem mu dziurę w głowie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
-Och, rozumiem – parsknął kpiącym śmiechem. –Dorosły i odpowiedzialny facet, niezła aluzja –wskazał na mnie palcem. –Oświecę się, chłopcze to też jest szczeniackie zachowanie.
-Być może – przyznałem, oblizując górną wargę, która zaschnęła. –Ale ja nigdy nie będę taki jak ty. Nigdy nie zostawię rodziny.
-Jeśli chodzi ci o mój rozwód z Jackie…
-Pierdolę wasz jebany rozwód! Chuj mi do tego, zostawiłeś Nicole! Własną córkę, jak można być aż tak podłym sukinsynem?! – wrzasnąłem na tyle głośno, że do mojego pokoju wpadła przerażona Nikki. Stanęła w progu osłupiała, gdy zobaczyła mojego gościa, jednak szybko się otrząsnęła.
-Co on tutaj robi, Luke? – wzruszyłem ramionami. –Lucasie Robercie Hemmings, do jasnej cholery odpowiadaj!
-Nikki – westchnąłem. –Czy ty czasem nie masz jakiegoś super ważnego egzaminu w poniedziałek?
-Nie zmieniaj tematu – warknęła wytrącona z równowagi.
-Chryste, Nicole zajmij się swoim życiem! Znajdź sobie kogoś i przestań ingerować w moje sprawy, okay?!  
-Martwię się o ciebie…
-To przestań! Jestem dorosły, daję sobie radę, a teraz wypad z mojego pokoju! – wskazałem na drzwi, które po chwili zamknęły się z hukiem. Westchnąłem głęboko zakrywając twarz dłońmi.
Nie chciałem jej potraktować w tak paskudny sposób, ale co miałem jej niby powiedzieć? Że tracę kontrolę nad własnym życiem?! Że najzwyczajniej w świecie nie potrafię uporać się z własnymi problemami, które powoli zaczynają mnie przygniatać?! Próbuję być silny dla niej oraz mamy, żeby miały we mnie oparcie, ale za cholerę nie potrafię i cały czas udaję, że wszystko jest w porządku… Tylko, że nie jest! Nie umiem sobie poradzić i to sprawia, że jestem tak bezbronny i wybuchowy. Ta bezsilność powoli sprawia, iż tracę kontrolę nad wszystkim.
-Lucas – spojrzałem na niego. Jakże wielkiego doznałem szoku, kiedy zamiast siedzieć na łóżku stał teraz przede mną. –Przepraszam…
-Idź już – warknąłem. –Zrób chociaż to… Błagam wyjdź i daj mi się w spokoju nad sobą po użalać. Nie marzę o niczym innym – westchnąłem z bezsilności.
-Nie powinienem cie wtedy zostawiać, Lucas – złapał pewnie za mój bark, który lekko ścisnął. –Wiem, że spieprzyłem i masz pełne prawo mnie nienawidzić, ale zrozum, że udając kogoś innego wcale nie będzie ci łatwiej. Zastanów się czy warto tracić siebie przez kretyna, który cholernie bał się spojrzeć ci w oczy po tym wszystkim, bo nie chciał widzieć rozczarowania w oczach dziecka, dla którego był wzorcem – poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu, a potem posłał blady uśmiech. –Przeproś od mnie Nicole, synu – po tych słowach wyszedł.
Znowu zrobił  to co dwa lata temu – zostawił mnie, bijącego się z myślami, z jebaną pustką w głowie. Z barkiem pomysłu na wydostanie się z tego gówna oraz wyjściu na prostą, bo cholerna kręta droga powoli przyprawiała mnie o wymioty, a najgorsze było to, że sam tego od niego zażądałem…
Wściekły złapałem za sportową torbę, którą przewiesiłem przez ramię i zbiegłem po schodach. Zabrałem deskorolkę, na której pojechałem do hali sportowej. Musiałem jakoś odreagować, a boks był jedyną przyzwoitą formą rozładowania gniewu – tak sądziła moja mama, osobiście wolałem wtłuc jakiemuś smarkowi na ulicy.
W progu wpadłem na właściciela, który przywitał mnie z uśmiechem. Poszedłem do szatni się przebrać – w sumie musiałem tylko zrzucić koszulkę i włożyć rękawice – a później wyszedłem do pomieszczenia, gdzie trenowało jeszcze z jakieś dwanaście osób.
Stanąłem przed dużym workiem przymocowanym do sufitu i oddawałem coraz to pewniejsze ciosy. Niestety wściekłość i frustracja wcale nie opuszczały mojego ciała, a wręcz przeciwnie nasilały się, co było zasługą tylko i wyłączenie tego egoisty. Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że miał absolutną rację tylko, że ja nie potrafiłem pojąć do wiadomości, iż mój ojciec tak łatwo zrezygnował z kontaktu ze mną i moją siostrą.
-Hemmings – odwróciłem się niechętnie w stronę tego frajera Bena, który od dobrego miesiąca skutecznie starał się uprzykrzać mi życie. –Ty i ja, sparing, chyba, że wymiękasz? – lepszego momentu nie mógł wybrać, przecież ja go w tym ringu dzisiaj rozkurwię! Nie chcę mu robić krzywdy i znów słuchać kazań matki o tym, że powinienem panować nad swoim wybuchowym temperamentem.
-Nie chcę cie…
-Wiedziałem, że dajesz dupy w tej sprawie – parsknął śmiechem, a jego posrany przyjaciel, który też należał do szkolnej drużyny footballowej mu w tym zawtórnował.  
-Nie jestem tobą, skoro twoja laska wolała dać Jokerowi – po sali rozniósł się niski pomruk. –Mówiła, że niezbyt długo wytrzymujesz, trzy minuty, tak? – szatyn rzucił się na mnie i zaczął okładać pięściami. Z lekkim opóźnieniem zacząłem się bronić. Objąłem go nogami w pasie, a później przechyliłem do tyłu teraz nad nim górując i uderzając na zmianę pięściami w jego twarz. Robiłbym to dalej, jednak Hale – jeden z sędziów – odciągnął mnie od lekko poturbowanego nastolatka i wyrzucił go z lokalu, mówiąc, że na dziś mu już wystarczy. Poszedłem do szatni, gdzie wziąłem szybki prysznic, a później ubrałem się oraz jak najszybciej opuściłem teren hali.
Wróciłem do domu na piechotę niosąc deskę pod ręką, a drugą używając od czasu do czasu wyjmowania papierosa z ust.
Zaraz po przekroczeniu progu rzuciłem torbę pod schody. Włożyłem komórkę do kieszeni i poszedłem do garażu, gdzie chciałem w spokoju zająć się naprawą motoru, który – o ironio!- dostałem od ojca. Nie wiem dlaczego… Przecież mogłem posłuchać Nicole, czy chociażby mamy i pofatygować się oraz kupić nowy pojazd, ale… Kurwa, przyznaję, okay?! Jestem jebaną sentymentalną ciotą! Chciałem mieć jeszcze jedną rzecz, która przypominałaby mi o Joe. Musiałem zachować chociaż kilka przedmiotów, które dzieliły nasze zainteresowania, po za tym nie zbyt widziało mi się wleczenie busem do szkoły. Muszę przecież jakoś się prezentować, skoro chcę pomóc tej małej manipulantce w wygraniu zakładu, tak?
Nagle ni stąd ni zowąd ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach perfum, których używała tylko jedna dziewczyna w szkole.
-Xoxo zgadnij, kto? – zachichotała jak pięcioletnia dziewczynka.
-Mary, jestem zajęty – mruknąłem od niechcenia, powstrzymując się od zaśmiania. Nie wiem w jaki sposób to robiła, ale w jej towarzystwie nie dało się być smutnym.
-Coś taki marudny? – przykucnęła obok mnie i dokładnie przyglądała się mojej pracy.
-Powiedz mi tylko jedną rzecz – zacząłem spokojnie, przekręcając głowę o dziewięćdziesiąt stopni, aby spojrzeć na nią, co ona robiła już od dłuższej chwili względem mnie. –Po jaką cholerę do niego dzwoniłaś, co?
-Myślałam, że…
-To źle myślałaś, Mary! Naprawdę doceniam to, ale nie powinnaś była! Mam teraz wielki jebany I don’t know w głowie!  - wrzasnąłem, chcąc rozładować nadal targające mną emocje.
-Ja po prostu nie chciałam, żeby twoje kontakty z ojcem wyglądały tak jak w moim przypadku, Luke. Nie chcę, żebyś nienawidził swojego taty, tak bardzo jak ja swojego – powiedziała skruszonym głosem, a ja przyciągnąłem ją do siebie tym samym mocno tuląc. –Powinnam zapytać, przepraszam.
-Nie – westchnąłem. –To ja przepraszam, zachowałem się jak złamas, a ty chciałaś tylko dobrze.- mruknąłem zażenowany.
Źle mi było z faktem, że na nią naskoczyłem. Marianna była jak taki aniołek, który chce każdego uszczęśliwić nawet przekładając dobro tej drugiej osoby nad swoje. To ładnie z jej strony, ale nie pojmowała, że wszystkim nie dogodzi. Nawet jeśliby próbowała… Jest zbyt krucha i całkiem pewne, że ktoś ją nieumyślnie może wkrótce skrzywdzić. Ucierpi przez swoją delikatność, nawet jeśli z zewnątrz udaje wredną sukę, którą opinia innych nie dotyka.
Nie wiem czy długo trwaliśmy w takim uścisku, ale piąstki Wesley zacisnęły się znacznie mocniej na mojej koszulce lekko szczypiąc za skórę, na co przymknąłem oczy.
-Co robicie, dzieciaki? – i wszystko jasne! Odsunąłem nieco od siebie zielonooką tylko po to, aby spojrzeć na stojącego w progu Adama.
-Naprawiam motor – wzruszyłem ramionami.
-Ja mu pomagam – dodała hardo.
-Pomóc wam?
-Nie – warknęła siedemnastolatka. –Obejdzie się bez twojej pomocy, świetnie sobie bez ciebie radzimy – jeny, jej głos wręcz ociekał jadem. Całkiem prawdopodobne, że gdyby tylko mogła wbiłaby mu śrubokręt między oczy.
-Pewnie, że tak. Pomoc zawsze się przyda – odpowiedziałem z uśmiechem przy okazji czując jak dziewczyna szczypie mnie w udo. Zignorowałem jej gest gniewu, ponieważ też chciałem zrobić dla niej to czego ona pragnęła dla mnie.
Obserwowanie tej dwójki, podczas ich wymian słownych było katorgą. Żadne nie odpuszczało, ale musiałem przyznać, że Mary była jędzą i bezwzględnym potworem, a jej cięte riposty na każdą wypowiedź Adama były podłe. Nie musiałem długo rozważać, czy pragnę im pomóc się pogodzić, bo odpowiedź była banalnie prosta, dlatego też chciałem, żeby Wesley pomógł nam w naprawie motoru.
Mężczyzna przykucnął obok swojej córki, która zgrzytała zębami ze złości, a później przyjrzał się dokładnie silnikowi.
-Co myślisz? – trącił ją lekko, na co wywróciła oczami.
-Chłodnica i układ zasilania nawala, mogłabym… - wzruszyła ramionami, na co zmarszczyłem brwi. Mogłaby… Co? –Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać… Tato – na ustach Adama pojawił się lekki uśmiech.
-Sprawisz mi tym niezwykłą radość, Ana – Marianna złapała za klucz, który podała swojemu ojcu, a sama zaczęła majstrować przy układzie zasilania.
Dokładnie obserwowałem każdy z jej ruchów. Gdyby ktoś powiedział mi, że najładniejsza dziewczyna w szkole, w dodatku cheerleaderka lubi brudzić sobie rączki przy smarze – wyśmiałbym go. Nie mogłem wyjść z podziwu, że taka ślicznotka zna się na mechanice i w ciągu kilku minut potrafi stwierdzić co jest nie tak z moim motorem. Jedno wielkie WOW.
-Okay, Luke spróbuj odpalić – poprosił Adam podając swojej córce ścierkę, w którą wytarła swoje dłonie. Według polecenia uruchomiłem silnik, który o dziwo działał! Podziękowałem facetowi mamy oraz Mary, z którą po chwili poszedłem do swojego pokoju.
Blondynka stała przy regle i przeglądała moje płyty podczas, gdy ja poszedłem się przebrać, ponieważ moje szare spodnie i koszulka były upierdolone. Wróciłem po jakiś dwóch minutach, a ona siedziała po turecku na moim łóżku oraz delikatnie szarpała za struny gitary, której mój ojciec nie odwiesił.
-Grasz?
-Tsa, kiedyś grałem, ale potem…
-Twój tata odszedł – dokończyła ze smutkiem, a ja jedynie przytaknąłem. –Luke, ja naprawdę przepraszam. Wiem, zachowałam się podle, ale uwierz, chciałam pomóc – wzruszyła nieśmiało ramionami oraz skruchą na twarzy.
-Wiem, Mary i dziękuję.
-Zagrasz mi coś?
-Nie.
-No proszę, Lucas – wydęła dolną wargę, a ja wywróciłem teatralnie oczami, po czym złapałem za instrument i zagrałem jej piosenkę, którą sam napisałem. –Wow – powiedziała pełna podziwu, kiedy skończyłem. –Jesteś świetny! – klasnęła w ręce, a później pociągnęła mnie za nadgarstek obok siebie na łóżko. –Wiesz… Mógłbyś grać w zespole Asha, Calusia i Mike’ a, potrzebują jeszcze jednego gitarzysty, a ty dajesz radę. Mogę pogadać z Hoodem, ale on bankowo się zgodzi.
-Nie sądzę, żeby Irwin się na to zgodził.
-Uwierz, że mnie posłucha. Będziesz genialny.
-Sam nie wiem…
-Luke, no prooooszę – przeciągnęła, a ja zgodziłem się, ponieważ przy tych jej uroczych minkach wymiękam. Leżeliśmy tak dość długo w ciszy, a w mojej głowie znowu kłębiło się wiele pytań.
Około godziny dziewiątej odwiozłem ją do domu oraz zobowiązałem się jutro po nią przyjechać. Ucałowałem jej policzek, a później pojechałem do siebie.
Po tym dniu pełnym wrażeń doszedłem do wniosku, że zarówno Mary jak i mój ojciec mieli rację. To, że będę próbował udawać kogoś innego wcale nie wychodzi mi na zdrowie, a wręcz przeciwnie tracę przez to samego siebie, dlatego postanowiłem… Stary Luke Hemmings wraca, a to nie wróży dobrze dla nikogo…
________________________________
Dziś rozdział z perspektywy buntownika, podoba się?? Mam nadzieję...
Jest też ojciec Luke' a (zakładka "Rodziny bohaterów"), a Mary w końcu "porozmawiała" z Adamem... 
Następny rozdział standardowo za tydzień, ale już teraz zdradzę wam, że będzie z perspektywy Irwina. 
Cóż... To raczej tyle na dziś, miłej niedzieli...
Buźka, miśki ;** 

<SONDA>

6 komentarzy:

  1. Tak jak nie używam tych określeń, tak Lukey jest tutaj taki absfhkagalguh. *///* Sytuacja między nim, a jego tatą... ja bym chyba tego tak spokojnie nie zniosła, ale podziwiam za to blondyna.
    Rozdział jest naprawdę wciągający i zarąbiście napisany.
    Dużo weny i czekam na nowy :3
    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo, jestem zaskoczona perspektywą Luke'a. Ale on jest po prostu zajebisty :o cieszę się, że pogadał z ojcem, chociaż i tak niewiele to dało. A Mary udało się jakotako dogadać z Adamem, co też jest dosyć zaskakujace XD AWWW i ten buziak w policzek, jak sie żegnali, awtsgsrath. 😍 chyba wszyscy chcemy, zeby wrocil stary Luke ^^ weeeny i buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałam nadrobić u ciebie kilka rozdziałów. Muszę ci powiedzieć, że ten rozdział z perspektywy Luka wyszedł ci naprawdę ekstra. Chyba jeden z lepszych, jakie u ciebie czytałam. Fajnie, że Mary i Luke się zakumplowali. I nie mogę doczekać się powrotu starego Luka. Ciekawe co na to wszystko Ash. Pomysł wstąpienia do zespołu? - Nie ukrywam, ale może być ciekawie. Czekam na ciąg dalszy. Dodaję też twój blog do linków.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to teraz się będzie działo ^^ Luke wraca do swojego dawnego ja <3 Olls :***

    OdpowiedzUsuń
  5. No więc tak kochanie moje jesteś zajebista tyle ci powiem :]]
    Zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie i wgl charakter Luke'a w tym rozdziale jest mmm ... ♥
    Ale no wracając do rozdziału , najlepsza jest moim zdaniem .... końcówka !
    "Stary Luke Hemmings wraca, a to nie wróży dobrze dla nikogo…" czy tylko jak kocham niegrzecznego Hemmings'a ♥ *orgasm*
    Omom kocham cię , życzę ci dużoo wenyy , i oświadczam że chcę trochę ciemniejszej strony Luke'a ♥
    No to tyle by było . pozdrawiam i buziole ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. to jest zajebiste czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja