niedziela, 1 marca 2015

13. Up





Max

Dokładnie za dwa dni Calum ma urodziny, a z racji tego, że co roku razem z Mary i Jas organizujemy chłopakom imprezy urodzinowe – tradycja do czegoś zobowiązuje. Zamiast pójść dziś do szkoły, Hogan przyjechała najpierw po mnie, a później odebrałyśmy Mariannę. We trzy postanowiłyśmy porozmawiać z Rogerem, dlatego niezwłocznie musiałyśmy pojechać do jego firmy.
Na recepcji stał… Adam – wnioskuję, że to będzie dzień pełen wrażeń zważywszy na fakt, że jego kontakty z córką są nieco oziębłe. Mężczyzna rozmawiał z jakimś na oko dwudziestoletnim gościem, którego chyba widziałam w telewizji.
-OMG! – pisnęła Wesley, a my posłałyśmy jej pytające spojrzenie. –Dylan Harper! Uwielbiam cie, jesteś boskim aktorem – rozpromieniona podbiegła do niego i poprosiła o autograf oraz zdjęcie. Niby jesteśmy mega bogate, a nasi rodzice to niezłe szychy, ale jeśli chodzi o sławnych aktorów, piosenkarzy czy chociażby modeli,  jesteśmy jak wszystkie inne nastolatki – mega napalone.
-Mary, możemy porozmawiać na osobności?
-To… No dobrze, ale pod warunkiem, że porozmawiasz z Rogerem i przekonasz, żeby zgodził się na zrobienie urodzin Caluma w klubie Devil, okay? – uniosła na niego te swoje długie rzęsy, a on dokładnie tak jak każdy chłopak w szkole rozpłynął się pod jej urokiem mimo, iż był jej ojcem. Poszli na stronę, a my z Jasmine usiadłyśmy na skórzanej sofie, gdzie przeglądałyśmy magazyny.
-Max, jak twoje sprawy z Calem? – wzruszyłam jedynie ramionami. Nasze sprawy?! Nie było żadnych spraw, on mnie zranił, a ja bałam się znów zaufać. Chciałam oszczędzić sobie zbędnego cierpienia, po za tym za niedługo kończymy szkołę… Mam znowu angażować się w związek, a później cierpieć przez rozstanie, gdy on pójdzie do college’ u z Irwinem i Cliffordem, a ja będę prawdopodobnie z Mary i Jas na Harvardzie? Wolę sobie tego oszczędzić. –Przecież go kochasz – westchnęła. –Cierpisz, gdy tylko go widzisz. Powiedz, że znowu chcesz z nim być – nalegała.
-Po co, Jas?!- zapytałam z wyrzutem. –Nie będę przechodziła przez rozstanie po zakończeniu liceum.
-Jesteś głupia.
-Być może, ale wiem ile jestem w stanie znieść oraz kiedy się wycofać – obok mnie przysiadła przerażająca Mary. Miała niezrozumiałą radość wymalowaną na twarzy i prawie wcale nie mrugała powiekami. –Boję się jej – szepnęłam do ucha Hogan, która uszczypnęła siedemnastolatkę w ramię.
-Ałła, Jas- mruknęła niezadowolona.
-Co jest?
-Mam brata – oznajmiła z uśmiechem. Okay, albo jestem tak nierozgarniętą osobą, ponieważ nie wiem o co chodzi – przecież wiemy, że Gabe to jej brat – lub prawdopodobnie mam niezłe ubytki w pamięci.
-Wiemy, Mary, że Gabe… - zaczęła brunetka, ale nasza przyjaciółka natychmiast jej przerwała gestem dłoni, wyjmując telefon i dzwoniąc do swojego chłopaka.
Wiele razy – kiedy oczywiście Ashtona oraz Mary nie było w pobliżu – nazywaliśmy ich parą, ponieważ już na pierwszy rzut oka było widać, że między nimi jest coś na rzeczy. Calum to wiedział, Mike, Jas, ja, nasi rodzice, ale również i starsi Wesley oraz Irwina, tylko ta dwója była ślepa na te wszystkie bodźce wysyłane między sobą. To takie… Wkurzające, że nie widzieli tego co obcy ludzie, którzy spotykali ich na ulicy.
-… Tak, wiem Ashton – przewróciła oczami, a później przeczesała dłonią włosy. -… Posłuchaj mnie do cholery, mam poważny problem, a ty mi mówisz, że Cook nie chce opuścić mojego miejsca przy stoliku. W tej chwili to mój najmniejszy problem!… Co się stało?! To chyba logiczne, że mój ojciec! Muszę się z tobą spotkać po szkole… Okay, niech będzie wieczorem!… Zamknij się, Irwie… Nieważne, musimy pojechać do twojej babci, żeby zamówić tort dla Calusia na urodziny… Tak, za dwa dni! Jak mogłeś zapomnieć?!… Gdybyś nie był zajęty posuwaniem jej… Nie jestem, po prostu czasem powinieneś pomyśleć głową, a nie kutasem… Przecież mówiłam, że rozmawiałam z Adamem! Słuchasz mnie w ogóle?!… Dobra, wiesz co? Mam dość, trzymaj się… - wyprowadzona z równowagi wyłączyła komórkę całkowicie, a później wrzuciła ją na samo dno torebki Chanel.
-Powiesz co się stało? – zapytałam niepewnie. Chciałyśmy jej pomóc razem z Jas, tak jak ona pomaga nam. Mnie z Calumem, a Hogan z tą cholerną wpadką, o której Mikey nie ma bladego pojęcia.
-Dylan Harper to mój starszy przyrodni brat – wypaliła z uśmiechem Jokera.
-Że co?! – wrzasnęłyśmy w tym samym momencie.
-To co słyszycie. Mój ojciec w czasach liceum zanim jeszcze poznał mamę chodził z niejaką Melanie, która zaszła w ciążę, a później wyjechała na studia nie mówiąc mu, że za dziewięć miesięcy zostanie tatusiem. Dziś Dylan go znalazł i pokazał cholerny list, w którym ta baba wyjaśnia wszystko. Rozumiesz, dlaczego aż tak to przeżywam?! Dopiero co zaczęłam się dogadywać z Adamem, co zawdzięczam Lucasowi, a teraz… Wrr- złapała za swoje miodowe fale i zaczęła za nie szarpać.
-To takie posrane – stwierdziła Jasmine, a następnie przytuliła Wesley w ramach pocieszenia, do którego chwilę później się przyłączyłam. –Wiesz co stało się z tą kobietą?
-Umarła, a Dylan mieszka w Nowym Yorku, gdzie studiuje na Juilliard’ ie, a ten idiota Ashton uważa, że bagatelizuję całą sprawę, jest takim… - zaciągnęła głośno powietrze nosem, a później równie głośno je wypuściła ustami . – Jedźmy do Devil – poprosiła z dezaprobatą, po czym wstała i delikatnie szarpnęła mnie za nadgarstek, a ja uczyniłam to samo razem z Hogan. Wsiadłyśmy do czerwonego porsche, którym Jasmine zawiozła nas do klubu.
Lokal był naprawdę duży, dlatego był jedynym miejscem, które brałyśmy pod uwagę organizując imprezę dla Caluma – przeważnie robiłyśmy domówki, ale z racji tego, że to jego ostatnie urodziny, które organizujemy we trójkę postanowiłyśmy urządzić je z hukiem. W środku dominowały dwa kolory - niebieski oraz czarny, które nadawały wszystkiemu nie tylko typowego klubowego nastroju, ale również i klasy. Było sporo miejsca mimo, iż znajdowały się tutaj trzy parkiety do tańca, ogromny bar i wiele lóż.
-Mary, słonko! – wrzasnął jakiś facet, który na powitanie przytulił blondynkę głośno cmokając w oba policzki. Dobra… To było na maksa dziwne. –Na kiedy chciałaś wynająć moje dziecko?
-Ricky, tak się cieszę, że cie widzę. Poznaj proszę to moje przyjaciółki: Max i Jasmine – wskazała na każdą z nas, a ten dziwak przywitał nas w ten sam sposób. –Potrzebuję klubu za dwa dni od ósmej wieczorem, da się zrobić? – zagryzła wargę i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
-Słońce ty moje, oczywiście! – klasnął w dłonie, a później gdzieś pobiegł mówiąc, że zaraz wraca.
-Co to za frajer, Marianna?! – szepnęła z wyrzutem Hogan. –Boję się go, wygląda jak pedofil!
-Wyluzuj, Joker poznał mnie z nim, gdy Ashton chodził z Riley. Balowaliśmy w tamtym czasie razem, a Rocky to jego kuzyn i jest gejem – wzruszyła ramionami jakby to była najbardziej oczywista kwestia na calutkim świecie.
-Spałaś z Jenkinsem? – nawet nie wiem kiedy to pytanie opuściło moje usta. Było mi tak cholernie wstyd, że dopytuję o takie intymne rzeczy z jej życia, ale… Joker to nie jest typ faceta, który dobrze traktuje dziewczyny, nawet Calum może to potwierdzić. Cholera, znowu o nim myślę! Wyjdź z mojej głowy, Hood!
-Nie jestem dziwką, Max – powiedziała z lekkim oburzeniem. –Zresztą to Ryan, nawet go lubię – wzruszyła lewym barkiem, a później odwróciła się na pięcie zarzucając włosami jak miała w zwyczaju. Do moich uszu doszły pierwsze dźwięki piosenki Olly’ go Mursa co świadczyło jedynie o połączeniu, dlatego wyjęłam komórkę z kieszeni moich obcisłych czarnych jeansów i spojrzałam na wyświetlacz. Na ekranie widniało zdjęcie Ashtona. Podsunęłam aparat pod nos Jas, która szybko odgoniła ode mnie ten pomysł, dlatego wcisnęłam przycisk „ignoruj”. Nie minęła nawet minuta, a mój telefon znów dzwonił, jednak tym razem kontaktu ze mną pragnął… Calum? Czemu?
Odeszłam na bok, po czym niepewnie wcisnęłam guzik „odbierz”. Wzięłam głęboki oczyszczający wdech i równie szybko wypuściłam powietrze ustami. Przyłożyłam smartphone’ a do ucha i odezwałam się:
-Tak, Calum?
-To ja – wycedził przez zaciśnięte zęby Irwin. Przeklęłam w duchu swoje szczęście mrużąc przy tym oczy ze wściekłości. –Dlaczego ode mnie nie odbierasz, Max? – rzucił z wyrzutem.
-Ashton, ja…
-Mam to gdzieś – przerwał,  nawet nie dając mi szansy czegokolwiek powiedzieć. –Możesz dać mi Mary?
-Jest zajęta załatwianiem wynajmu klubu na urodziny Cala – przeczesałam dłonią włosy, z frustracji ciągnąc za ich końcówki.
Nie mam najmniejszej ochoty iść na tą imprezę, ponieważ wiem jak to się skończy. Calum urżnie się w trupa, po czym wyląduje z jakąś laską – niewykluczone, że będzie nią ta zdzira Brooklyn – w prywatnym pokoju, uprawiając dziki seks. To takie… Wkurwiające! Nie chcę darzyć względem niego żadnych uczuć, a nie potrafię się wybyć obecnych. Prawda jest taka, że… Hoodie jest dla mnie cholernie ważny i nie wyobrażam sobie bez niego nawet jednego dnia. Jestem totalnie żałosna do potęgi entej.
-Kurwa. Słuchaj, podaj mi adres tego… Miejsca. Zaraz przyjadę, muszę z nią porozmawiać – dlaczego tak dziwnie mówił? Och, głupia ja! Pewnie Cal jest obok niego. Czasem zbyt późno łapię i mam opóźniony sygnał domyślania się.
-Nie byłeś tutaj?
-Niby kiedy?! Przecież cały czas chodzimy na domówki, a nie do takich posranych klubów! – wrzasnął, a jego głos odbijał się echem w mojej głowie. –Słuchaj… Sorki, Max, ale muszę pogadać z Mary. Wyjaśnić tą akcję z rana, czuję, że jest na mnie wściekła. To jak będzie? Podasz ten adres, czy…
-Max, chodź musimy jechać do cukierni babci Ashtona! – zawołała Wesley, a ja usłyszałam przyśpieszony oddech mojego rozmówcy.
-Ja miałem z nią jechać- warknął, a po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. –Nie pozwalam jej, masz ją zatrzymać, Max.
-Ashton, jak do diabła mam to zrobić?!
-Zatrzymaj ją, a ja będę pilnował Cala, żeby nie zaliczył żadnej laski podczas imprezy.
-Zgoda – odparłam niemalże od razu ledwo pozwalając mu skończyć wypowiedź.
-No to mamy umowę, trzymaj się Martin – ciemny blondyn rozłączył się, a ja miałam ochotę bić głową w mur. Chryste, zawarłam kontrakt z samym diabłem! Jak do diaska mam zatrzymać Mariannę?! Przecież jeśli ona się uprze, to nawet Irwin nie jest w stanie jej powstrzymać.
-Max! – szybko wróciłam do środka lokalu, starając się w jak najszybciej wymyślić w jaki sposób zatrzymać siedemnastolatkę, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
Tego było zbyt wiele, nawet jak na mnie. Mam dopiero osiemnaście lat, a moje życie wygląda jak tanie reality show. To wielka kupa nieszczęścia, a ja nie mam żadnych pomysłów, aby je rozwiązać. Z jednej strony chcę znów być z Calumem, ale przecież za kilka miesięcy znów będziemy musieli się rozstać. Kolejny jest ten idiota Irwin, który ciągle oczekuje ode mnie przysług, ale sam nie potrafi się wywiązać ze swojej części obietnicy, a na dodatek ten kutas mnie szantażuje, że wyzna prawdę Hoodowi o tym jak przespałam się z Jenkinsem! Na domiar złego jest jeszcze Marianna i te jej kłopoty, które zwyczajnie w świecie bagatelizuje – przecież inni mają gorzej!
Szłam pewnie, aż do czasu kiedy się nie potknęłam, a moja noga wygięła się w nienaturalny sposób. Moje usta opuścił stłumiony okrzyk bólu. W oczach zebrały mi się łzy, które próbowałam opanować i z dumą muszę przyznać, że mi się to udało.
-Do diabła – mruknęłam, gdy okazało się, że nie potrafię wstać. Zaraz obok mnie zebrały się moje przyjaciółki niosąc mi pomoc. Wspomogły mnie i usadowiły na kanapie w jednej z loży.
-Co z twoją nogą? – Jasmine ostrożnie zdjęła jeden z moich botków na lekkim obcasie i dotknęła pulsującej stopy. –Nie wygląda to zbyt dobrze, powinnyśmy jechać do szpitala.
-Tak, to prawda – przyznała Wesley. Niech cie diabli, Irwin!   
-Mary?! Co wy tutaj robicie?! – przekręciłam głowę zupełnie jak Hogan i Marianna by ujrzeć tych idiotów Ryana i Jake’ a. No świetnie, czy ten dzień może być jeszcze gorszy?!
-Joker – uśmiechnęła się delikatnie. –Miło cie widzieć – na przywitanie się przytulili, a mnie zupełnie jak Jasmine odebrało mowę.
-Ciebie też, ślicznotko – uśmiechnął się chytrze. –Gdzie twój przyjaciel?
-Daj spokój – westchnęła na odczepne. –Cholernie mnie wkurzył i nie chcę o tym rozmawiać.
-Jak wolisz, to co tutaj robicie?
-Organizujemy imprezę dla Calusia, ale nie możecie przyjść – zaznaczyła na wstępie, na co Jenkins głośno się zaśmiał.
-Nawet nie mieliśmy zamiaru, skarbie. Wszystko w porządku, Martin? – kiwnął głową w moim kierunku, a jedyną rzeczą, na którą w tej chwili mogłam się zdobyć było pokazanie mu środkowego palca. Gardziłam nim i cholernie żałowałam, że zeszmaciłam się z tym chodzącym kapitanem kutasem dwa, bo pierwszym jest oczywiście Irwin! Od czasu tego skoku w bok nie miałam alkoholu w ustach i nie planowałam łamania tego celibatu. Kochałam i kocham tylko Caluma. –Okay – zaśmiał się kpiąco pod nosem. –Co robisz wieczorem, ślicznotko?
-Spotyka się z Ashtonem – warknęła Hogan. –Dlatego z łaski swojej spieprzaj, bo zaraz po niego zadzwonię.
-Mamy się z tego powodu przestraszyć, Jas?! – zakpił Rollins. –Gardzę nim i mam nieodpartą ochotę zajebania mu, dlatego śmiało zadzwoń.
-Uważaj na słowa, Jake –warknęła Mary. –To że raz przespał się z tą wywłoką, wcale…
-Raz?!- parsknął śmiechem. –Pieprzył ją dwa razy, chociaż ona twierdzi, że cztery!
-Co? – szepnęła z niedowierzenia.
-Zdziwiona?
-Nie, wcale – udawała. –Ashton niech pcha kutasa, gdzie tylko chce po za tym ja też… - uśmiechnęła się lekko, szukając u nas jakiejkolwiek pomocy. –Luke! – krzyknęła, a późnej pobiegła w stronę zdezorientowanego blondyna, który właśnie wszedł do lokalu. Pociągnęła go szybko w naszym kierunku.
-Hemmings?! – zdziwił się Jacob. –To z nim się przespałaś?! – czyżby był o nią zazdrosny?
-A żebyś wiedział! Spotykam się z Lucasem od jakiegoś czasu i wcale nie czekamy z seksem – warknęła.
-Maluszku, co ty do cholery… - wyszczerzyłam oczy – prawdopodobnie nie jako jedyna – gdy wpiła się łapczywie w jego wargi. Jeszcze większym zdziwieniem było, gdy Hemmo złapał za jej tyłek i  ścisnął. Ich czułość trwała niecałe pięć minut, a gdy się od siebie odkleili, blondynka starła resztki szminki z kącika ust Luke’ a. Chłopak zarzucił ramię na jej drobne ramiona.- Tsa, jesteśmy razem – mruknął, starając się hamować gniew jaki nim targał.
-Spadamy, Jake – Joker klepnął swojego przyjaciela w klatkę piersiową, a później wyszli równie szybko jak się zjawili.
-Myślałem, że mamy już za sobą tą ściemę o nas razem. Co się znowu stało?
-On mnie za wszelką cenę próbuje wyprowadzić z równowagi. Bądź przyjacielem i pomóż mi – westchnęła błagalnie.
-Pojmij, że ja nie jestem jak Irwin, Mary. Mnie nie przekabacisz – odsunął się od niej. –A tobie co się stało? – przykucnął przede mną i obejrzał nogę. –Jedź do szpitala, bo masz skręconą kostkę – uniosłyśmy razem z Jasmine brwi ku górze. –Mam siostrę na medycynie, a moja mama jest lekarzem, no rusz się – wziął mnie na ręce, a ja lekko zaróżowiona spuściłam głowę, aby nie zauważył moich wypieków. To takie krępujące, ponieważ tylko trzej faceci w moim życiu nosili mnie na rękach – mój ojciec, brat i… Calum. –Zaniosę cie do samochodu, spokojnie Max – uśmiechnął się lekko, a mnie zrobiło się jakoś cieplej na sercu. Co do cholery się właśnie działo?!
Jasmine otworzyła mu drzwi, a Hemmo usadowił mnie na siedzeniu pasażera. Gdy pochylił się, aby zapiąć mi pasy, nie mogłam się powstrzymać od zaciągnięcia jego perfumami, które były nieziemskie. Dobrze, że siedziałam, ponieważ nogi miałam jak z waty.
-Wszystko gra? –zmarszczył brwi i skinął w moim kierunku głową, przy okazji bawiąc się kolczykiem w wardze. Jezu przenajświętszy… On jest taki seksowny! To znaczy, nie! Stop! Calum jest seksowny, ale nie Luke… On kręci z Mary, a ja mam Hooda – oczywiście na płaszczyźnie marzeń sennych, których mimo wszystko nie chcę spełniać. Jedyną rzeczą na jaką mogłam się w obecnej sytuacji zdobyć było przytaknięcie. To takie żenujące, że się przy nim krępuję. –Daj znać co z nogą, okay? – znów pokiwałam pionowo czerepem, w którym kłębiło się wiele niemoralnych rzeczy związanych właśnie z tym blondynem. Chciałam się na niego rzucić i wykorzystać nawet jeśli miałabym go przelecieć na przednim siedzeniu w samochodzie Jas. Boże…
Osiemnastolatek zatrzasnął drzwi, ale usłyszałam, że rozmawia jeszcze z Marianną o jakiejś kolacji, która ma się odbyć dzisiejszego wieczoru. No pięknie, on się z nią umawia, a ja chcę go pieprzyć. Jestem taką idiotką! Zawsze zauroczę się w zajętych gościach!
-Poznasz moją mamę, siostrę… Wiesz, tak szczerze to niezbyt widzi mi się ta kolacja w rodzinnym gronie, ale niech już będzie, nie? – w lusterku wstecznym widziałam jak moja siedemnastoletnia przyjaciółka wywraca oczami.
-Jak na niego patrzę, mam odruch wymiotny- wyznała z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, a ja zaczęłam się zastanawiać kogo tyczy się ich rozmowa.
-Zrobiłaś mi taką akcję, dlatego wice wersa, Maluszku – wzruszył ramionami, po czym cmoknął ją w policzek i wrócił do klubu. Zarówno Hogan jak i Wesley wsiadły do auta, a brunetka odpaliła silnik oraz obrała kierunek szpitala.
-Myślisz, że z twoją kostką to coś poważnego? – wzruszyłam obrażona ramionami na pytanie Mary. Byłam o nią prawdopodobnie zazdrosna, ponieważ zawsze miała to czego chciała. Była szczęśliwa, miała najlepszą paczkę przyjaciół na świecie, brak problemów, mamę projektantkę, która załatwia jej najlepsze ciuchy, o i każdego chłopaka w szkole u swoich stóp, nawet Caluma!
-Marianna, musimy znaleźć zastępstwo jeśli z nogą Max będzie źle – zazgrzytałam zębami. Nie mogą mnie wyrzucić z tej przeklętej drużyny! W mojej rodzinie mama i Lena były cheerleaderkami, a ja nie chciałam być od nich gorsza, po za tym wylecieć ze składu na dodatek w ostatnim roku oraz przed wielkim finałem… To poniżające.
-Tak, wiem – syknęła. –Zajmę się tym, ale na razie mam ważniejsze sprawy na głowie niż skład. Mam zakład, który muszę za wszelką cenę wygrać, urodziny Caluma, kłótnia z Ashtonem i kolacja z Luke’ m, co w sumie nie jest takie złe po za faktem… Cholera, Jas uważaj! – pisnęła przerażona, gdy Hogan wjechała do jakiegoś wozu przed nami. Odrzuciło nas do przodu. Na całe szczęście miałam zapięte pasy, czego nie można powiedzieć o moich przyjaciółkach. Jas włączyła się poduszka powietrzna, a Mary… Cóż ona z tylniego siedzenia przeleciała do przodu i uderzyła głową w tapicerkę.
-O kurwa, potrąciłam kogoś! – zawyła wysokim głosikiem, chowając biały balon wypełniony powietrzem. Blondynka wróciła do swojej poprzedniej pozycji i zaczęła pocierać obolałe czoło. Po chwili obie opuściły porsche. Pobiegły do maszyny przed nami. Moja komórka znów zaczęła dzwonić, ale w obecnej sytuacji miałam nieodpartą ochotę nakrzyczeć na Irwina.
-Czego ty jeszcze chcesz, posrańcu?!
-Wyluzuj Max, czemu jesteś wściekła? – to już lekka przesada!
-Wybacz Cal, ale to zdecydowanie nie jest mój dzień – westchnęłam z bezsilności, po czym przeczesałam włosy dłonią.
-Co się stało?
-Skręciłam kostkę, a przed chwilą miałyśmy wypadek samochodowy.
-Ja pierdolę, nic ci nie jest?! Gdzie jesteście?! Zaraz tam będziemy! Max, kurwa zacznij mówić, bo odchodzę od zmysłów!
-Calum, nie panikuj wszystko jest dobrze, a Mary właśnie bajeruje tego gościa.
-Nie o to pytałem – wycedził przez zaciśnięte zęby, na co głośno westchnęłam i powiedziałam, że jedziemy do szpitala. Nie minęło nawet dziesięć minut, a Hogan wróciła do samochodu głośno wzdychając i opierając głowę o kierownicę.
-Nie zgłoszą tego, dzięki Mary – mówiła nawet na mnie nie patrząc. –Masz pojęcie do kogo wjechałam, Max?! – podniosła ton głosu, a później spojrzała na mnie wzrokiem mordercy. Chryste Panie! –W cholerne Imagine Dragons!
-Uwielbiam ich – odparłam z entuzjazmem, nawet tego nie poddając jakimś głębszym przemyśleniom. Te dwa słowa najzwyczajniej w świecie opuściły moje usta.
-Ja też – warknęła. –Mogłam zabić moich idoli, a przy okazji was. Boże, jestem taką idiotką – zawyła ciągnąc z całych sił za swoje brązowe loki.
-Dlaczego tego nie zgłoszą?
-Bo Dan to chrzestny Mary – otworzyłam usta ze zdziwienia. Ta to ma cholerne szczęście w życiu! Po niespełna pięciu minutach blondynka wróciła do samochodu głośno wzdychając. –Co powiedzieli?
-Musi powiedzieć Adamowi, bo to mogło być niebezpieczne. Jas, a z maluszkiem w porządku? – złapała za bark Hogan, która momentalnie złapała się za brzuch.
-Chyba wszystko dobrze, zapytam o prywatną wizytę – Wesley przytaknęła.
-Chłopaki będą czekać w szpitalu – wypaliłam szybko i zakryłam twarz dłońmi.
-Co?! – wrzasnęły w tym samym czasie.
-No dzwonił Calum i tak wyszło, że mu powiedziałam – wzruszyłam nieśmiało ramionami.
-By to szlag – mruknęły znów w identycznym momencie. –Dobra, jedźmy już – pokręciła z dezaprobatą głową osiemnastolatka i znów ruszyła w drogę do naszego punktu docelowego. Droga zajęła nam jakieś piętnaście minut i była bez wypadkowa. Przed wejściem czekali już na nas Mike, ten dupek Irwin oraz Calum.
-Chryste, Max żyjesz?! – podbiegł do mnie i bez żadnych trudności wziął na ręce. – Co z twoją nogą?
-Jest skręcona – odpowiedziała Jasmine.
-Czemu leci ci krew z czoła, kicia? – ooo pomyślałby kto, że Irwin się tak bardzo martwi o Mary! To logiczne, iż robi to dlatego, żeby mieć kogo pieprzyć na zawołanie.
-To nic – wyminęła go i otworzyła Hoodowi drzwi, aby mógł mnie wnieść. Ta dwójka gołąbeczków została na zewnątrz, a ja byłam niesiona na recepcję, gdzie stała jakaś rudowłosa kobieta z dużym dekoltem, który ukazywał jej wielkie cycki – ponieważ piersiami tego nazwać nie mogłam, były ogromne i sylikonowe. Pożerała go wzrokiem… Calum jest mój, a to babsko nie ma na co liczyć!
-Cześć, w czym mogę pomóc? – zaćwierkała, uwodząc go spojrzeniem.
-Max skręciła kostkę – wzruszył barkami. Max?! A co się stało z Moja Max?
-Zaraz sprawdzę czy chirurg jest wolny – zaczęła stukać w klawiaturę komputera.
-To nie będzie konieczne. Jestem Hood, Calum Hood – wystawił dłoń w jej kierunku z tym swoim uwodzicielskim uśmieszkiem, a ona cała napalona ją ujęła i bez żadnych przeszkód zaprowadziła nas na miejsce.
-Wyskoczymy gdzieś wieczorem? – zapytała, kiedy wyszła z gabinetu. Na sam sens jej słów zesztywniałam oraz ogarnęła mnie wściekłość.
-Tak właściwie to… - nie panowałam nad sobą, dlatego złapałam za jego szyję i wpiłam się w wargi Caluma. –Wow – uśmiechnął się, a później przejechał kciukiem po moim policzku. –To moja dziewczyna, Max – ucieszyłam się, gdy to powiedział. Nadal byłam dla niego ważna i traktował mnie jak… To miłe.
-Maximilian Martin – mulat bez słowa wyminą tą napompowaną cizię i wniósł mnie do pokoju. Usadowił mnie na kozetce, a sam wyszedł mówiąc, że poczeka, a później odwiezie mnie do domu. Doktor zbadał moją stopę, a później nastawił i wpakował w gips. Wyszłam o kulach i przysiadłam obok Cala.
-Dzięki za pomoc- mruknęłam łapiąc jego dłoń, którą ścisnął wokół mojej.
-Przecież wiesz, że zawsze ci pomogę – westchnął jakiś taki przygnębiony.
-Co się stało, Caluś? – dotknęłam wolną ręką jego policzka.
-Wróć do mnie, Max – pokiwałam przecząco głową. –Czemu? Zmieniłem się do cholery – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-A co po szkole, huh? Co zrobimy? Ja nie chcę…
-Będę cie odwiedzał, przecież mój stary ma helikopter. Będę u ciebie w każdy weekend, Max.
-Calum…
-Zaufaj mi, już nigdy cie nie zranię.
-Przepraszam cie, Calum, ale nie mogę – wstałam i wielką trudnością odeszłam, po drodze wpadając na Jas i Mike’ a, który pomogli mi dojść do samochodu, a później odwieźli do domu.
Nie wyobrażam sobie życia bez Hooda, ale sama świadomość, że przez cztery lata, gdy będziemy studiować nie będziemy się prawie wcale widywać jest wprost niszcząca. Zresztą on na pewno znajdzie sobie kogoś na Berkeley lub Albuquerque. Będzie się z nią zabawiał całymi tygodniami, podczas gdy ja będę na Harvardzie i będę go miała na weekendy. Nie chcę takiego związku. Wolę cierpieć w samotności. 
____________________________________
No więc przybywam dla was z rozdziałem z perspektywy Max. Nie wiem jakie mam po nim odczucia, ale nie jestem jakość specjalnie zadowolona. Rozdział jest nijaki, a wy się tak postaraliście z komentarzami, że czuję się podle... ;'(( (To ta pechowa trzynastka, tak sądzę... ;p)
Bardzo chciałam wam podziękować za głosowanie w Sondzie na blaga..., komentarze, obserwujących oraz wejścia, których jest już ponad 13 000 ♥ 
Następny rozdział powinien się pojawić za tydzień, ale niczego nie obiecuję...
To chyba wszystko...
Buźka, miśki i miłej niedzieli ;** 

13 komentarzy:

  1. Szczerze? Nie wiem co napisać bo mam mieszane uczucia ale chciałabym żeby Max miała coś na rzeczy z Luke'iem. Nie wiem czemu, ale chciałabym.
    W tym rozdziale opisujesz że Mary to cholerna szczęściara i zgadzam się z tym stwierdzeniem co jest troszkę irytujące bo ja uwielbiam wpakowywać moich bohaterów w jakieś problemy :D
    Bardzo przypadł mi do gustu biedny Caluś, ale niech odcierpi swoje. Trzeba było myśleć głową a nie kutasem.
    Czekam na nn i Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupia idiotka! Jak go kocha to powinna mu dać szansę, przecież widać że chłopak się stara, a ona ciągle mu odmawia. Później będzie żałować że Calum ma inną bo ona nie dała mu szansy!
    A rozdział super! :)
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, Mary jest strasznie irytująca!
    Taka rozpieszczona księżniczka
    No i cholerna szczęściara
    No a Max... Cóż, szkoda mi jej
    Kocha Caluma ale nie dziwie się, że boi się wiazac z nim na nowo:/
    Czekamm na nn weny<3
    I zapraszam do siebie, dopiero zaczęłam blogować, mam nadzieję, że ktoś zdecyduje się zajrzeć
    three-months.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Maaaax, tak bardzo mi ciebie szkoda :( ale po części rozumiem, że nie chce związku na odległość, bo to bardzo męczące.
    Bardzo lubię Mary, ale w tym rozdziale poznajemy ją trochę od strony trochę rozpieszczonej lali, która ma wszystko, co sobie zapragnie. Cóż, tak została wychowana, ale myślę, że w ten sposób próbuje zrekompensować sobie pustkę, po złych kontaktach z ojcem.
    Czekam na następny. <3 Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku ♥
    Rozdział kochana wyszedł ci bardzo bardzo dobrze ! Żadnych błędów , żadnych powtórzeń po prostu : cud, miód i malinka ♥
    W tym rozdziale bardzo podpadła mi Mery ^^^
    Ale tego nie będę komentować , bo wyżej już inni ją ocenili a ja się pod to podpisuje !
    Co do Max too ...
    ummm ... jest mi smutno bardzo bardzo smutnoo ! :c
    Why ona nie chce z nim być ? No wiem wiem , odległość i wgl ale noo ...
    Podobnież kilometry nie decydują o miłości ?!
    Ale noo ...
    Do choleryy ..
    TY TO ROBISZ SPECJALNIE KOCHANA WIEM I CI SIĘ UDAJE ! NASTĘPNY ROZDZIAŁ PROSZĘ Z DEDYKACJĄ DLA PSYCHOFANKI TEGO OTO BLOGA , KTÓRA DOSTAJE POPIERDOLENIA MÓZGOWEGO GDY CZYTA TAKIE RZECZY I POTEM JEJ PRZYJACIÓŁKA MUSI SŁUCHAĆ GODZINNYCH KAZAŃ I ŻALEŃ ♥
    Kończę bo targają mną emocje , do zobaczenia kochanie ♥ ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. A mi się ten rozdział podoba :D Dużo się działo. Jak widać Irwin nie tylko denerwuje Mary, ale także i Max - akcja z Lukiem - niezła. Widać, że chłopak potrafi działać na dziewczyny. Końcówka nieco smutna. Calum tak bardzo chce z nią być, mam nadzieję, że w końcu Max ulegnie i Calum naprawdę pokarze, że się zmienił. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy kolejny

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny rozdział !
    Max powinna dać Calumowi szanse :C
    Jak ona na urodzinach będzie sie bawic ze złamaną noga? :D
    Do nn ! x

    zapraszam do mnie, dopiero zaczynam
    http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam wszystko dzisiaj i powiem jedno. ASH MA BYĆ Z MARY. Kocham ich! a Max z Callusiem. Kocham i pozdrawiam :* xx

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja