niedziela, 22 marca 2015

15. Always cz. II





Ashton

Już w progu wpadłem w ramiona mojej babci, która przywitała mnie szerokim uśmiechem oraz przytulasem, a pierwszym pytaniem jakie wypadło z jej ust było: „Gdzie masz Mary i kim jest ta dziewczyna?”. Kulturalnie wytłumaczyłem Rose, że Wesley jest dziś niedysponowana, ponieważ miała sprawy rodzinne, z których nie mogła się wyrwać.
-Dobrze, chodź Ash, zrobiłam twój ulubiony deser – kobieta złapała za moje przedramię i zaprowadziła do stolika, gdzie siedzieli już rodzice, rodzeństwo i dziadek.
-To miłe, ale nie mam apetytu – wysiliłem się na przepraszający uśmiech, po czym usiadłem obok Tony’ go.
-Mel, siadaj przy mnie – posłałem Elenie zdziwione spojrzenie, ale nie protestowałem, bo chociaż na krótką chwilę uwolnię się od tej idiotki.
Pierwsza godzina była cholernie męcząca i nudna, a musiałem przesiedzieć w towarzystwie mojej rodziny oraz przyjaciół babci oraz George’ a jakieś cztery. Wszyscy byli pochłonięci w rozmowie na temat interesów oraz przyszłości swoich wnuków lub dzieci. To był normalny wieczór w towarzystwie bogatych snobów, którzy zaplanowali życie swoim potomkom zanim ich jeszcze poczęli. Gardziłem tym towarzystwem.
Grzebałem w talerzu i zastanawiałem się w jaki sposób mogę przeprosić Wesley, ale nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Cholera. Nagle poczułem wibracje na udzie, dlatego wyjąłem nowiutką komórkę i kliknąłem w dymek z wiadomością, której nadawcą była… Moja siostra. Czego ta wariatka jeszcze chce?! Znowu ma ochotę mnie wykorzystać i zniszczyć moje oszczędności, których od miesiąca nieco przybyło?
Od: Zołza
Żebyś nigdy nie opowiadał dzieciom, że nic dla ciebie nie robię, posrańcu
Podniosłem zmarszczone brwi znad ekranu i spojrzałem zmieszany na blondynkę, która dyskretnie wskazała w kierunku drzwi wejściowych. Przeniosłem spojrzenie, a moje serce na chwilę się zatrzymało. Przyłapałem się nawet na tym, że wstrzymałem oddech na sam widok dziewczyny w tej seksownej jasno filetowej sukience.
-Przepraszam – wstałem z impetem odsuwając krzesło i biegiem ruszając w stronę przemokniętej siedemnastolatki. Jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramie, po czym zaniosłem na zaplecze kuchni. Ustawiłem z powrotem blondynkę na ziemi. Ująłem jej twarz w dłonie oraz starłem kciukami krople deszczu z zaróżowionych policzków.
-Przestań – westchnęła, kładąc dłoń na moim torsie. –Nadal nie potrafisz wiązać krawatu – mruknęła i zajęła się tym, by po chwili wygładzić czarną obrożę oraz delikatnie jak i oczywiście dumnie się uśmiechnąć. –Teraz wyglądasz jak człowiek, pójdę już – nie mogłem na to pozwolić! Złapałem za jej nadgarstek, ale nie używając do tego tak dużo siły jak ostatnim razem. Przyciągnąłem dłoń Mary do swoich ust, a następnie pocałowałem siną kończynę.
-Naprawdę nie chciałem, kicia. Jestem popierdolonym kutasem, błagam wybacz mi – jęknąłem zdesperowany. –Zrobię wszystko, żebyś tylko mi przebaczyła.
-Przespałam się z Jokerem – mruknęła, zagryzając dolną wargę i spuszczając głowę. Kurwa mać! Zapierdolę tego gnoja jak tylko spotkam! –Przepraszam.
-Nie jestem na ciebie zły – wzruszyłem ramionami, starając się panować nad emocjami, co przychodziło mi zadziwiająco łatwo. –Doszedłem do wniosku – odchrząknąłem znacząco i poluzowałem nieco krawat, który nagle zaczął odcinać mi dostęp do powietrza. To była najtrudniejsza rozmowa jaką musiałem odbyć w życiu oraz w obecności mojej przyjaciółki, którą cholernie bardzo lubię. –Że miałaś rację – ledwo te słowa przechodził mi przez gardło. Były całkowicie sprzeczne z moimi zasadami. Niech cie szlag, Hemmings! –Powinniśmy być tylko przyjaciółmi bez tego całego chodzenia do łóżka i innych dodatków. Ty możesz spać z kim tylko chcesz, a ja nie będę się wkurzał. Masz pełne prawo wychodzić z kim chcesz – uniosła brwi.
-Znowu się w kimś zakochałeś, tak? – uśmiechnęła się lekko. Prawda jest taka, że nikogo poza nią nie kocham, ale to było czysto siostrzane… Tak myślę. Przyjaźń jest najważniejsza, po za tym to uczucie jest obustronne, więc po co mamy wszystko pieprzyć? Skoro mogę ją mieć, kiedy tylko chcę, ale tylko na płaszczyźnie przyjaźni. Przeżyję bez całowania oraz kochania się z Marianną, w końcu każda laska w szkole chce ze mną być. Potrafię wykorzystać ten atut.
-Tsa – przeczesałem dłonią włosy. –Mellody to wbrew pozorom całkiem sympatyczna dziewczyna – wysiliłem się na uśmiech. Łgarz!
-Co?!
-Cook – wzruszyłem ramionami. –Kurewsko ją lubię i chcę więcej.
-Och – uleciało z jej idealnych ust, jednak była cholernie zdziwiona, jakby ktoś zdzielił ją deską. –Ja… Cieszę się razem z tobą – smutny uśmiech pojawił się na jej wargach. Dlaczego kłamie?! Powinna wykrzyczeć jak bardzo głupi jestem pakując się w związek z Cook! Powinna być wściekła i zacząć miotać przedmiotami, a tym czasem co robi? Jest pierdoloną oazą spokoju! To takie wkurwiające! Ona jest wkurwiająca!
-Mary, ale do tej Francji ze mną pojedziesz, nie? – skinąłem głową, unosząc równocześnie brwi.
-Skoro nadal tego chcesz- wzruszyła ramionami.
-Dlaczego miałbym nie chcieć? – czy Wesley była poważna?! Bez kitu! Ja miałbym nie chcieć spędzać z nią czasu?! Mogę nie chcieć się uczyć, grać w szkolnej drużynie, patrzeć na zakochanego Mike’ a i Jas, albo po prostu na facetów, którzy zalecają się do mojej kici, ale za nic w świecie nie powiedziałbym, że nie chcę spędzać z nią chwil. To wręcz moje ulubione zajęcie!
-No wiesz… - uniosła niewinnie lewy bark. – Spotykasz się z Mellody.
-Chuj jej do tego, że spędzam czas z moją przyjaciółką – warknąłem wściekły. Jeśli zaraz wyskoczy mi z hasłem, że powinniśmy z bastować, to chyba ją kopnę!
-Nie w tym rzecz- wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Nie chcę, żeby ten związek wyglądał tak jak twoje poprzednie.
-Chryste, Mary – westchnąłem. –Przestań się o mnie martwić, to irytujące – zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta w grymasie. –Czasem zachowujesz się jak moja mama – blondynka zagryzła dolną wargę, a później bez ostrzeżenia przyległa do mojej klatki piersiowej swoim drobnym ciałkiem, które było idealne w każdym calu. Szybko owinąłem ramionami pas siedemnastolatki, którą przyciągnąłem jeszcze bliżej, lekko miażdżąc jej piersi oraz przeponę.
-Obiecaj, że o mnie nie zapomnisz przez Cook – wyszeptała w mój tors.
-Kicia, o tobie nie da się zapomnieć i udowodnię ci to w ferie wiosenne…
~***~
Po wyjściu Mary, po którą przyjechał Calum z Luke’ m, wróciłem do stolika. Byłem o dziwo cholernie spokojny, a nawet ośmielę się przyznać, że byłem kurewsko szczęśliwy z myślą oraz świadomością, że naprostowałem wszystkie sprawy z Marianną i znów jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. To… Dobre, iż wszystko się znów tak pięknie potoczyło  - kolejny raz spadłem na cztery łapy jak kot nie, jak tygrys! Tsa, jestem tygrysem i będę walczył o Mary… To jest… Naszą przyjaźń… Tak! Naszą przyjaźń.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po zajęciu swojego miejsca było zgarnięcie deseru spod nosa Tony’ go, który był pogrążony w bezsensownej rozmowie z dziadkiem.
-Ej, Ashton to mój krem brulee! – oburzył się młody, na co wystawiłem mu język i zacząłem zajadać.
-Widzę, że wrócił ci apetyt, kochanie – uśmiechnęła się przyjaźnie babcia, dlatego z uśmiechem wzruszyłem ramionami. –Co się wydarzyło?
-Ja… - westchnąłem. –Jestem cholernym szczęściarzem, babciu – zaśmiałem się pod nosem, kątem oka widząc jak moja kochana siostra wywraca oczami. Nie było to jednak takie lekceważące, ale coś bardziej w deseń „Posrańcu, co ty byś beze mnie zrobił?”. Oczywiście fakt, że wykazała się zdolnością empatii oraz raz była dla mnie miła i pomogła, wcale nie oznacza, iż zmieniłem o niej zdanie. Nadal jest głupią, wredną, skąpą zdzirą z krzywymi nogami, która uwielbia mi czyścić konto cholernymi podstępami i naciąganiem, bo wydaje swoje pieniądze na pieprzone kosmetyki, które i tak jej nie pomogą, ponieważ z taką mordą straszy małe dzieci. W każdym bądź razie, nie jest mi obojętna i aż wstyd przyznać, ale kocham ją.
-Nawet nie wiesz jak bardzo – pokiwał z niedowierzaniem głową na boki mój ojciec. Zmarszczyłem brwi nie będąc do końca pewnym o czym ten człowiek mówi. –Od kiedy potrafisz tak idealne zawiązać krawat? – uniósł podejrzanie lewą brew ku górze, a ja w odpowiedzi tylko szeroko się uśmiechnąłem.
-Od jakiś trzydziestu minut.
-Więcej szczęścia, niż rozumu – wtrącił kąśliwie George. Prychnąłem głośno, bo jeśli myśli, że w tej chwili mu się upiecze, ponieważ moje samopoczucie uległo poprawie to jest w kurewsko wielkim błędzie.
-Wiesz babciu, ostatnio usłyszałem, że dzielnica De Wallen w Amsterdamie jest cholernie ładna, zwłaszcza w sierpniu – senior naszej rodziny zadławił się szampanem, który właśnie popijał, a mnie sprawiło do naprawdę radość. –Och – westchnąłem z udawanym niepokojem. –Dziadku, wszystko z tobą w porządku? – uniosłem brwi, zaciskając równocześnie wściekły szczękę, a kiedy staruszek posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, kontynuowałem.  –Kiedyś tam pojadę. Heej, dziadku, może wybierzemy się razem? Przecież mi wspominałeś jak tam pięknie, zwłaszcza te widoki – poruszałem zawadiacko brwiami, a chytry uśmieszek nie schodził mi z ust. Miałem go w garści.
-Myślałam, że pojechałeś do Melbourne w interesach, George –wtrąciła lekko zezłoszczona Rose.
-Bo tak było, Rose, ja…
-Dziadku, a pamiętasz jak pokazywałeś mi zdjęcia tej pani, która…
-Zamknij się gówniarzu! – ryknął na cały głos, zwracając tym samym uwagę wszystkich gości na nas. Och, to takie piękne uczucie… Czuję się spełniony, jakbym wypełnił życiową misję.
-O nie, nie, nie – zaprzeczyła kręcąc głową to na prawo to na lewo babcia, której głos ociekał wściekłością, ale mimo wszystko był opanowany. –Kontynuuj, skarbie – zwróciła się do mnie. W oczach staruszki szalała dzika furia. Jeszcze nigdy nie widziałem tak wkurwionej Rosalie. Balansowałem na krawędzi, ale… Jak Boga kocham, kręciło mnie to i chciałem więcej. –Co jeszcze dziadek robił, gdy rzekomo był w Melbourne? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wszystkie oczy były teraz skierowane na moją osobę, a te jedyne, na których w tej chwili skupiałem swoją uwagę mówiły: „Zamknij mordę, szczeniaku, bo pogrążysz mnie jeszcze bardziej!”. Ale ja chciałem tego! Pragnąłem dać mu nauczkę, za igranie ze mną.
-Ashton, chodź na słówko – warknął George i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć targał mnie za sobą w stronę zaplecza. Woah, ten staruszek ma jeszcze parę w starych gnatach, Może to zasługa tych dziwek? W końcu jak to mówią: „Stary, ale jary, nie?”.
Irwin wepchnął mnie na zaplecze, gdzie jeszcze kilkadziesiąt minut temu pogodziłem się z jedną z najważniejszych kobiet w moim życiu. Oparłem się nonszalancko tyłkiem o blat jakiegoś mebla, któremu w tej chwili nie miałem czasu się przyglądać, ponieważ byłem zajęty triumfalnemu przyglądaniu się temu staremu prykowi.
-Czego chcesz w zamian za milczenie, gówniarzu?! – wrzasnął wściekły, na co parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? – uniósł z kpiną brwi, robiąc tą minę typu: „Myślisz, że skoro jestem stary to i głupi?! Znam cie, szczeniaku!”.   –Może robię to z czystej nudy?- wzruszyłem ramionami.
-Przejdźmy do rzeczy – pogonił mnie, dlatego wywróciłem oczami. Miał rację chciałem czegoś i nie przyjmowałem odmowy. –Zacznij ten swój szantaż, smarkaczu, bo nie mamy całego wieczoru na twoje brudne gierki – jego głos ociekał złością. Byłem z siebie tak dumny… I mogłem sobie dać palec uciąć, że Mary i tata również byliby, gdyby się o tym dowiedzieli. 
-Na przerwę wiosenną chcę twój helikopter i jacht w Marsylii – zareagował głupkowatym śmiechem.
-Ty chyba sobie ze mnie kpisz, Ashton!
-Nie, mówię poważnie. Tata już wszystko załatwił – hotel i inne, a ty pożyczysz mi helikopter, ten sam, którym uczyłeś mnie latać, ponieważ chcę zabrać Mariannę do Marsylii na drugi tydzień ferii, gdzie będziemy się byczyć na jachcie Rosalinda – Irwin zacisnął wściekły szczękę – chociaż wściekły w obecnej sytuacji było zbyt łagodnym określeniem. –Wszystko zależy od ciebie – uniosłem barki i równie szybko je opuściłem. –Możesz się zgodzić, a ja wcisnę babci bajerę, że to wszystko ściema lub możesz odmówić, ale gwarantuję ci, że skończy się to rozwodem i twoim bankructwem, bo wszystkie pieniądze są od babci. Tak czy inaczej ja wygram, ale z racji tego, że jesteś moim dziadkiem daję ci wybór z czystej dobroci serca – wyszczerzyłem się szeroko.
-Gdybyś tylko mnie nie szantażował, gnojku, byłbyś wnukiem godnym pozycji prezesa w mojej firmie. Jeszcze nigdy nie spotkałem dzieciaka, który w wieku osiemnastu lat miał tak nasrane we łbie, co innego ta gówniara co ma siedemnaście…
-Do kurwy, nie obrażaj jej, bo zaraz wszystko powiem! – wkurwiony przyłożyłem otwartą dłonią w ścianę. Moja ręka zaczęła pulsować z bólu, ale w tej chwili było to nieistotne i wcale nie cierpiałem tak bardzo, co jest zasługą adrenaliny, której poziom się podwyższył. –Pierdolę twoją firmę i chuj mi do tego jak bardzo rajcują cie te dziwki, ale jeśli jeszcze raz usłyszę jakąś obelgę skierowaną pod adresem mojej kici gwarantuję ci, że skończysz na ulicy! – wypaliłem niczym formułkę cholernie pewny swojego.
-W takim razie, gdzie teraz jest twoja kicia, huh? – z chytrym uśmieszkiem oraz splatając ramiona na torsie przyjrzał mi się z drwiną. Tak chcesz pogrywać, stary Kasanowo?! Proszę bardzo, grajmy!
-Chuj ci do tego, ja cie nie wypytuję o twoje przyjaciółki. Zresztą, gdy już jesteśmy przy tym ostatnio doszły mnie słuchy, że ktoś zaopatrywał się w niebieskie tabletki i miał syfa – zacisnąłem mocno powieki, nie chcąc wybuchnąć głośnym i niepohamowanym śmiechem, który ledwo co stłumiłem.
-Skąd ty…
-Niech cie o to głowa nie boli, wracam na przyjęcie – wyminąłem go, specjalnie zahaczając barkiem o jego ramię i trącając.
Wszyscy byli pogrążeni w rozmowie na temat edukacji Eleny oraz Tony’ go i… Cholera, znowu rozmawiają o tym pieprzonym college’ u, na którym mam studiować przedsiębiorczość. Na chuj mi to potrzebne?! Przecież jestem geniuszem jeśli chodzi o moje interesy, nie potrzebuję do tego dyplomu!
-Ashton, wracając do naszej rozmowy… - zaczęła babcia, ale ktoś niegrzecznie jej przerwał.
-Synu, co ty na to, żebym pożyczył ci jacht oraz helikopter na twoje ferie wiosenne? – Och, jaki on hojny, pomyślałby kto! Kurewski idiota! Jakbym ja miał za żonę taką kobietę jaką jest babcia Rose, trzymałbym się jej jak dziwka latarni! Przecież to kobieta idealna, robi takie zajebiście dobre ciasta! Mniam!
-E – skrzywiłem się. –Przed chwilą mówiłeś mi, że jestem bezużytecznym gniłkiem, który nigdy nie będzie dostatecznie mądry, aby przejąć twoje imperium – z udawanym smutkiem oraz przykrością w oczach spojrzałem na babcię, która jedynie podeszła mi mocno mnie przytuliła.
-Skarbie, jesteś najmądrzejszym chłopcem jakiego znam i powiem ci w sekrecie, że nawet i najsłodszym – uśmiechnąłem się lekko. Tak bardzo kocham moją babcię…
-EJ, a co ze mną?! – oburzył się Anthony, uderzając dłonią w blat stołu.
-Ty też słoneczko – staruszka poczochrała mu włosy i ucałowała mój policzek. –George, a co do ciebie to… - westchnęła rozjuszona. –Po pierwsze masz przeprosić Ashtona, po drugie pożyczysz mu swoje zabawki na przerwę wiosenną, a po trzecie… Dziś śpisz w salonie.
Życie jest piękne. Coraz częściej zaczynam się przekonywać, że urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą. Czy to aby na pewno możliwe, żebym miał tyle powodzenia w życiu?! Mam najlepszą rodzinę na świecie – po za dziadkiem, którym gardzę – najbardziej zajebistych przyjaciół na całym globie oraz przecudowną Mary, która bije wszystkie inne laski na świcie swoją urodą, poczuciem humoru, mądrością oraz wszystkim innym. 
____________________________
Okay, mamy część drugą piętnastki. Szczerze? Podoba mi się Ashton w postaci szantażysty i bezwzględnego dupka...
Cóż mogę jeszcze powiedzieć?? Od tej pory nie będzie już tak fajnie między Ashtonem i Mary. Irwie zacznie nieeeecoo świrować, ale lubie wariatów!! Hahaha...
Dziękuję wam za komentarze!! Jesteście boskie!!
Na dziś tyle, miłej niedzieli. 
Buźka, miśki ;** 

12 komentarzy:

  1. o mamusiu kocham wielbię dosłownie czekam na kolejny rozdział i życzę miłej weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział!
    Ash jest tutaj cudowny ❤
    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy mnie nie zawiedziesz ♥ Uwielbiam tego bloga !
    Rozdziały z perspektywy Irwin'a są bajeczne.
    Zajebiste !
    Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli ☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, taki sassy Ash, to najlepszy Ash, zdecydowanie <3 ta cała cook wpieprza nocha w nieswoje sprawy, jak tak można -.- przecież Ash i Mary, Mary i Ash... :(
    i kolejny tydzień trzeba czekać, no za jakie grzechy?
    Kooocham i życzę weny! ;* xx

    OdpowiedzUsuń
  5. hahah jaki szantażysta xD Olls :***

    OdpowiedzUsuń
  6. cudooowny,czekam na next. jedno z najlpeszych opowiaadań jakie czytałam <3 ps.kto gra Mary?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ash i Mary muszą być parą

    OdpowiedzUsuń
  8. Ash wymiata w tym rozdziale. Ma tak zarąbiste teksty i porównania, że miałam zaciesz do monitora :D Ale przyjaźń między nim a Mary... Nieee oni muszą być razem i mam nadzieję, że w końcu się zejdą tak na poważnie :D Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawi Cię jak rozwinie się znajomość wchodzącego w dorosłość nastolatka z małą, dziewięcioletnią dziewczynką, która w dodatku jest chora i całe dnie spędza w szpitalu? Jeśli tak, koniecznie musisz odwiedzić Obietnicę (wystarczy kliknięcie na tytuł, żeby przenieść się na odpowiednią stronę). Jest to kontynuacja pierwszej części, którą znajdziesz na tym samym blogu. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Ci do gustu i zostawisz po sobie jakiś ślad. Nie jest to typowe fanfiction, gdzie dwójka ludzi zakochuje się w sobie. Tutaj leją się łzy, których nikt się nie wstydzi.
    Serdecznie zapraszam,
    dajmond

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja