niedziela, 15 marca 2015

15. Lay Me Down cz. I





Ashton

-To było… Niesamowite – wysapała.
-Mhm- mruknąłem od niechcenia i zacząłem się ubierać. Wciągnąłem na nogi bokserki, spodnie, a przez głowę przełożyłem koszulkę.
-A ty dokąd? – zapytała z wyrzutem, łapiąc mnie za ramię. Szybko zrzuciłem jej drobną dłoń i przeczesałem swoje włosy, które były rozkosmane po seksie znacznie bardziej, niż zwykle.
-Do domu – wzruszyłem ramionami. Jeśli myślała, że zostanę na noc to grubo się myliła. Nie będę z nią spał i już w szczególności nie pozwolę jej się do mnie przytulać. –Jutro idziemy na przyjęcie do mojej babci, Mellody – powiedziałem na odczepne, po czym wstałem i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Przed wyjściem wsunąłem na stopy buty i opuściłem dom Cook.
Wsiadłem do mojego lamborghini, gdzie jeszcze dwie godziny temu kochałem się z Mary i pojechałem w stronę swojej willi.
Musiałem odreagować po kłótni z Wesley. Źle zrobiłem tak mocno szarpiąc za jej delikatny nadgarstek, ale jak widzę Jokera tracę nad sobą panowanie, a zwłaszcza w chwili, gdy ten kutas podwala się do kici. Wpadam w szał i nie kontroluję swoich wybuchów. Wiem, że Ryan chce tylko zaliczyć Mariannę, żeby zrobić mi na złość, ale ona tego nie zauważa, dlatego muszę jej pilnować jak małego dziecka. Zachowałem się jak sadysta, bo w pewnym sensie czułem się dobrze wiedząc, że ona była mi w tamtej chwili podporządkowana, a to kurewsko podle, bo w taki sam sposób zachował się Kai.
Kai był pierwszym chłopakiem mojej przyjaciółki i cholernie mocno ją zranił, natomiast ja zmasakrowałem mu twarz i złamałem nogę – należało mu się. Ten skurwiel nie dość, że bił Mary to na dodatek zmuszał do seksu. Blondynka nie powiedziała mi o tym, ale dowiedziałem się przez przypadek za co jestem niezmiernie wdzięczny temu palantowi, bo chwalił się przed swoim kumplem, który nawet mu wtedy nie pomógł, tylko patrzył i trząsł portkami. Od tego czasu Marianna nie miała faceta i z nikim się nie wiązała, a ze mną tylko się pieprzyła, bo w ten sposób nie tylko przełamała tą traumę, ale także zapomniała. A Kai… Cóż, koleś gdzieś wybył, nie wnikam gdzie dokładnie, ponieważ poinformowałem go, że jeśli jeszcze raz zbliży się lub spojrzy na siedemnastolatkę to rozkurwię mu łeb i wyląduje w kostnicy. To był jego wybór. Zresztą, gdyby faktycznie zależało mu na Mariannie to by o nią walczył, a nie uciekał jak tchórz.
Zatrzymałem samochód na podjeździe zaraz za czarną limuzyną, co mogło oznaczać tylko jedno, a mianowicie o odwiedzinach dziadka i babci. Zajebiście. Pewnym krokiem wszedłem do domu i niepostrzeżenie chciałem przemknąć do swojego pokoju, jednak zostałem zatrzymany przez George’ a.
-Cześć… Dziadku –siliłem się na uśmiech, jednak nie wyszedł on i zakłopotany przeczesałem włosy, drapiąc się w kark. –Co tu robisz? – zmarszczyłem brwi. Nie miałem ochoty na odwiedziny, chciałem zaszyć się w swojej sypialni i po użalać się nad sobą, bo zachowałem się jak psychol.
-To już nie można odwiedzić wnuków? – zapytał przez śmiech, na co z grymasem pokiwałem pionowo głową. –Mam dla ciebie propozycję, chodź na taras – siłą wyciągnął mnie do ogrodu i zmusił do zajęcia miejsca na bujanej huśtawce.
-No więc? – chcę zostać sam!
-W ferie letnie lecę do Meksyku w interesach, a ty będziesz mi towarzyszył. Musisz się uczyć, skoro moja firma ma należeć do ciebie – wywróciłem oczami.
-Mam inne plany na wiosenną przerwę – mruknąłem od niechcenia. –Lecę do Paryża z Mary.
-Ashton jesteś młody powinieneś się wyszaleć, a nie uganiać za tą gówniarą – zacisnąłem szczękę, nienawidziłem, gdy tak o niej mówił. To moje życie, a ten stary pryk nie miał cholernego prawa do mówienia mi co, z kim i gdzie mam robić. –Znajdziesz sobie lepszą dziewczynę, niż córka Adama.
-Powiedziałem, że lecę z Mary do Paryża – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Mam w dupie Meksyk i tą całą firmę, dziadku – uniosłem barki, by po chwili je opuścić.
-Rozmawiamy o grubych milionach, synu – powiedział tym swoim władczym tonem.
-Grube miliony, co? – zakpiłem. –A na święta i urodziny dostajemy marne setki, cholerny sknera z ciebie.
-Uważaj na słowa, szczeniaku! – wrzasnął. –Bo nic nie przepiszę ci w spadku – zagroził palcem, a ja pierwszy raz od kłótni z Wesley się uśmiechnąłem chytrze. Nic nie dostanę, huh? No to się jeszcze okaże.
-Skoro nic nie dostanę, powiem babci Rose, gdzie byłeś w sierpniu jak załatwiałeś interesy w Melbourne – oblizałem górną wargę, która zaschła. Irwin zmroził mnie wzrokiem. –Cóż… Kiedyś też wybiorę się do Amsterdamu na Czerwoną Ulicę – zaśmiałem się kpiąco pod nosem.
-Nie odważysz się – warknął.
-Sprawdź mnie. Wiesz, że jestem ulubieńcem babci, a ona wierzy we wszystko co powiem, a nawet jeśli tym razem byłoby inaczej, to mam dowody.
-Ty mały gnojku – pokiwał z dezaprobatą głową na boki. –Mały, pieprzony szantażysta, jesteś taki jak ta twoja przyjaciółeczka.
-W końcu znamy się od małego, c’ nie? – zaśmiałem się. –To jak będzie z tym spadkiem i Meksykiem? – kiwnąłem na niego brodą, czkając na jakąkolwiek reakcję.
-Zabierz tą małą dziwkę do Paryża – wycedził przez zaciśnięte żeby, a mnie kurwica wzięła. Nie ma prawa tak nazywać Marianny!
-Nazwij ją tak jeszcze raz, a babcia dowie się nie tylko o Amsterdamie, ale i o haremach i dziwkach w Bangkoku. Uważaj z kim pogrywasz, bo nie chcesz mieć mnie za wroga. Ojciec ma dostać twoją sieciówkę hoteli, Elena jedną z kancelarii prawnych, bo jest głupia, ale coś jej się w końcu należy. Tony udziały w firmie Audi, a i załatw nam jakąś dobrą gosposię i pokojówkę, co? – uśmiechnąłem się chytrze. –Mamie przyda się pomoc w domu.
-Przebiegły gówniarz – stwierdził wściekły, mordując mnie spojrzeniem. Bawiłem się świetnie, w sumie mój dziadek to dupek, zdradza moją babcię na prawo i lewo. Nie zdziwiłbym się, gdyby od tych dziwek czegoś nie złapał. Mam mu za złe to, że rani babcię Rose, ponieważ bardzo ją kocham – a w sumie to jej ciasta, które często nam przysyła. Jeśli George nie sypiałby z samymi szmatami, zniszczył bym te jego romanse tak jak skok w bok Adama, ale nie chcę nabawić się chorób wenerycznych, więc…
-Cóż za komplementy – stwierdziłem dumny z siebie. Zaciągnąłem się powietrzem, a do moich nozdrzy dotarł ten niebiański zapach. –Szarlotka? – zapytałem sam siebie, a później biegiem ruszyłem do kuchni, gdzie mama kroiła ciasto. Mhm, aż ślinka cieknie. –A może zaproponujemy babci mieszkanie z nami? – zwróciłem się do Sophie, która odpowiedziała mi swoim przyjemnym do ucha śmiechem.
-Już po tygodniu zrezygnowałaby, gdybyś kazał jej piec codziennie ciasta jabłkowe – parsknąłem. Tsa, ma rację. –Coś się stało? – ze spuszczoną głową pokiwałem na boki. –Jestem twoją matką, dlatego wiem kiedy coś cie trapi, Ash – złapała za moje ramię i uniosła mój podbródek, abym spojrzał jej w oczy.
-Po pierwsze jesteś moją mamą, a nie matką. Po drugie wszystko gra, tylko boli mnie głowa. Zresztą, o rzesz patrz! – zawołałem wskazując na okno, a gdy blondynka przeniosła tam swój wzrok zwinąłem cztery kawałki wypieku i pobiegłem przez salon do swojego pokoju, wcześniej całując Rose w policzek i mówiąc: Siema, babciu!
Leżałem na łóżku, wsuwając deser i bezskutecznie próbując dodzwonić się do Mary. Pisałem też SMSy, ale nie odpisywała. Niby miała tą kolację z Hemmingsem, jego rodziną oraz Adamem, ale byłem pewny, że właśnie mści się na swoim ojcu za wszelkie zło. Należało mu się i jak najbardziej wspierałem w tym Wesley. Ba! Nawet sam bym ją do tego nakłaniał, bo nie ma nic lepszego od zemsty. Zresztą jestem tego przykładem, ponieważ czułem się znacznie lepiej po rozmowie z moim bogatym dziadkiem.
~***~
Zwlekłem swoje zwłoki do kuchni na śniadanie. Dziś nie miałem nawet humoru, żeby się przebrać z piżamy w normalne ciuchy. Przed oczami miałem cały czas obraz przerażonej Mary, która bezskutecznie błaga, żebym ją puścił, a w głowie zdanie: „To mnie boli, psycholu!”. Jeszcze ten sen… Klnę się na Boga, że nigdy w życiu nie podniósł bym na nią ręki, niezależnie od tego jak bardzo Marianna by mnie wkurwiła. Źle spałem tej nocy i cały czas ślęczałem nad telefonem, łudząc się, że jednak odbierze lub odpisze na setki wiadomości, które jej wysłałem.
Usiadłem na swoim miejscu. Odsunąłem talerz na środek stołu, a później ułożyłem prawy policzek na brązowym blacie. Po pomieszczeniu krzątał się dziś… Tata. Chryste, co się dzieje z tym światem?!
-Cześć, synu – przywitał się taki szczęśliwy. Niech się wypcha, ja tutaj cierpię, a on się cieszy nie wiadomo z czego!
-Mhm – mruknąłem na odczepne. –Gdzie mama?
-Jeszcze śpi.
-Dlaczego pałętasz się w kuchni? – burknąłem, nawet na patrząc na Brada. Miałem ochotę leżeć cały dzień w łóżku i wcale nie wychodzić, ale mój żołądek dawał o sobie znać, dlatego byłem zmuszony, aby coś wszamać. Kurwa.
-Dziś mamy rocznicę, robię matce śniadanie do łóżka – skrzywiłem się. To mama, a nie matka. Trochę szacunku! Do babci też mówi per matka?! Ej, matko rób, że mi tu szarlotkę! TY, matko podejdź no, bo mam problem! Yo, matka, serwuj obiad! Co za muł. –Nie uwierzysz co się stało, Ashton.
-No co? – westchnąłem. Nie chciało mi się zbytnio rozmawiać, ale skoro już zaczął temat… Dostałem nowy telefon, dlatego wypadałoby być miłym.
-Twój dziadek dał mi w prezencie na rocznicę swoją sieć hoteli i załatwił nam gosposię oraz pokojówkę, dasz wiarę?! – zapytał z mega wielkim entuzjazmem. Heh. –Ten stary dziad ma jednak serce – tsa, serce… Dobre sobie, ten cholerny dziwkarz boi się własnego wnuka! Nie ma serca, ma jedynie mózg w spodniach! George to stary sknerus, który zamiast na wyjazdy służbowe jeździ do różnych krajów, ale nie w celu interesów, a tanich dziwek! Taka jest prawda i znam ją tylko ja z Wesley, ponieważ stary Irwin nie zamyka swojego gabinetu. To odkrycie było jedynie zwykłym przypadkiem, które przyswoiliśmy podczas schadzki i szybkiego numerku na jego biurku.
-Woah – westchnąłem pełen podziwu. –To taki… Dobroduszny człowiek – dodałem, powstrzymując się od wymiotów, które podchodziły mi do gardła.
Mój ojciec lepiej powinien dobrać słowa – coś w stylu „Mój syn, to niezły szantażysta” lub zwykłe „Ashton, masz łeb do biznesu” byłoby bardziej na miejscu zważywszy na sytuację. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt z mojej rodziny nie ma bladego pojęcia jaki jest mój dziadek, a ja jako jedyny potrafię go zatrzymać w tej chorej grze, którą ten staruch prowadzi. Nie pozwolę mu krzywdzić mojej rodziny, obrażać Mary, a jeśli coś takiego się zdarzy… George straci cały majątek, który zawdzięcza swojemu teściowi, który bądź co bądź był kurewsko bogaty, a cała kasa należy do Rose. Najbardziej satysfakcjonujące jest to, że niezależnie od tego jak wszystko się potoczy ta cała fortuna wyląduje u mnie na koncie.
-Ashton – zaczerpnął głośno powietrza, a chwilę później równie donośnie je wypuścił. –Coś mi mówi, że miałeś w tym swój udział – co on pieprzy?! Przecież ja tylko kulturalnie rozmawiałem z moim ulubionym dziadkiem na tarasie w sprawie wyjazdu do Meksyku! Jak własny ojciec może mnie podejrzewać o takie rzeczy?! To niedorzecznie!
-Coś ty – parsknąłem. –Jestem zbyt głupi, żeby wdawać się w potyczki słowne z dziadkiem.
-Powiedzmy, że ci wierzę – zakończył temat, za co byłem mu dozgonnie wdzięczny. Dostali to czego chcieli, dlatego zarówno Brad jak i mama nie powinni szukać we wszystkim drugiego dna jak kicia. Zaoszczędzimy czas, a co najważniejsze nie zniszczymy sobie dnia, tak… Drastycznymi wyznaniami na temat małego szantażu. – Co cie gryzie?
-E… - skrzywiłem się mimo, iż brunet tego raczej nie widział. –Posprzeczaliśmy się z Mary, to… Poważne.
-Nie zgodziła się na Paryż? – uniósł brwi, na co wzruszyłem ramionami. –Mam wam załatwić inny hotel? A może chcecie polecieć do Włoch, albo Hiszpanii?
-Nie, tato – usiadłem normalnie i pokiwałem przecząco głową. –Francja jest idealna, chodzi o to, że ja jestem idiotą – spuściłem wzrok. Było mi cholernie wstyd, że postąpiłem w tak okropny sposób i to w dodatku dla mojej przyjaciółki!
-Co zrobiłeś? – czerdziestoparolatek odwrócił się do mnie przodem i przyglądał z uniesioną brwią. W prawej ręce trzymał drewnianą łyżkę.
-Czy to ważne? Kicia jest wściekła i nie wiem, czy mi wybaczy taki wyskok… Już i tak nie idzie ze mną na to przyjęcie do babci.
-Ashton, mów co jej zrobiłeś – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Prawda jest taka, że Irwin zarówno tak jak mama oraz moje rodzeństwo, uwielbiali Mariannę i uważali, że bylibyśmy niesamowitą parą… Tyle, że to moja przyjaciółka, nie mogę być w związku z koleżanką, prawda? Czy… Mogę?
-O Jezu – mruknąłem poirytowany. –Zdenerwowała mnie i mało co nie złamałem jej ręki.
-Czy ciebie do reszty popierdoliło, Ashton?! – wydarł się, ale byłem mu za to wdzięczny. Potrzebowałem w tej chwili kurewsko mocnego opierdolu od mojego staruszka. –Czemu to zrobiłeś, huh? – kiwnął na mnie brodą.
-Bo chciała spać z innym – wzruszyłem ramionami. –Jest moja i tylko moja, nie pozwalam jej na takie akcje, okay?! Nikt, a w szczególności ten kutas Jenkins nie będzie pieprzył mojej kici, po za mną!
-Skoro jesteś o nią zazdrosny – uniósł barki by po chwili je opuścić. –Tak tylko myślę, dobra? – skinąłem, aby kontynuować tej swój monolog, który stanowił ojcowską radę. –Nie bulwersuj się i nie wydzieraj, bo Sophie, Tony i Elena nadal śpią – wywróciłem oczami. To rzeczy, chłopie nie mamy całego dnia! Zaraz… Nie, jednak mamy cały dzień. –Nie lepiej byłoby dla was obojga, gdybyście chociaż spróbowali - uniosłem brwi.
Mam próbować z dziewczyną, której opowiadam o moich podbojach łóżkowych?! Laską, która wie o mnie więcej niż rodzina i kumple?! Mam spróbować być w związku z moją kicią, którą skrzywdziłem fizycznie oraz która w tej chwili mnie nienawidzi?! To zdecydowanie najbardziej popierdolona rzecz jaką daną mi było w życiu usłyszeć! Chociaż… Ciekawi mnie jakby to wyglądało… Zaraz, chwila! Byłoby tak jak do tej pory, tylko oboje bylibyśmy zobowiązani do wierności, no i oczywiście wszystko byłoby oficjalne. To całkiem kusząca propozycja, ale nie chcę jej skrzywdzić jak ten kutas Kai.
-To nie wypali, tato – z krzywym uśmiechem, który raczej przypominał grymas bólu – jakbym sobie przygniótł jaja – zaprzeczyłem kiwając łbem na boki.
-Synu, wiesz jak to mówią: Jeśli nie ryzykujesz, nie zyskujesz.
-Wiesz jak to mówią? – uniosłem na niego brwi. –Jest ryzyko jest zabawa, moje życie – moja sprawa. Nie mów o tym mamie i z łaski swojej nie wtrącajcie się w moją relację z Marianną, załatwię wszystko sam.
-Jak uważasz – ze srebrną tacą ruszył w kierunku schodów i tyle go widziałem.  Potrzebowałem w tej chwili kumpli, którzy doradziliby mi.
Nie wmarzając na nic, złapałem za telefon domowy i wykręciłem numer Hooda. Pierwszy sygnał i nic. Drugi – dalej zero odzewu. Trzeci – brak reakcji. Rusz dupę, alkoholiku i odbierz pierdolone połączenie! Czwarte…
-Hallo? – po drugiej stronie usłyszałem dziewczęcy głos.
-Cześć Stacy – podrapałem się lekko zakłopotany w kark. Byłem pewny, że słuchawkę podniesie ten idiota i miałem już zaplanowane co mu powiem, a tutaj taka niespodzianka. –Mówi Ashton, jest tam może Calum?
-Mój brat aktualnie zdycha – oznajmiła z odrazą, dlatego jestem przekonany, iż osiemnastolatek właśnie leży na sofie i jęczy skacowany.
-Staaaacy, przynieś mi jakieś proszki, błagam! – zawył w tle, na co wywróciłem oczami. Ten pijak mi teraz nie pomoże.
-Coś jeszcze, Ash? Muszę się zająć tym palantem, bo tata wraca za kilka godzin, a nie chcę, żeby Cal miał znów przesrane.
-Dobra z ciebie siostra, szkoda, że ja takiej nie mam – nastolatka zaśmiała się, tym samym poprawiając mi nieco humor. –Słuchaj, jest opcja, że Mary męczy się teraz z Hoodie’ m? – zapytałem pełen nadziei. Boże, spraw, żeby tam była!
-Przykro mi, ale wyszła od nas po dwunastej, gdy Calum odpłynął.
-Kurwa – mruknąłem, uderzając czołem o blat stołu. –Okay, dzięki, Stacy.
-Nie ma sprawy, na razie – szatynka rozłączyła się, a ja kolejny raz wybrałem numer, jednak do mojego drugiego przyjaciela. Szybko się rozłączyłem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że pierwszą rzeczą jaką mu powiem będzie wiadomość o ciąży Jas.     
Hogan musi poinformować Mike’ a o dziecku, nawet jeśli byłoby to skutkiem ich rozstania – w co oczywiście wątpię, bo Clifford to rozsądny i odpowiedzialny człowiek, po za tym kocha Jasmine do szaleństwa.
Nie miałem innego wyboru jak tylko wrócić do swojej sypialni, zabrać czyste ciuchy i pójść do łazienki, żeby się doprowadzić do stanu użytkowego. Sam nie wiedziałem co robię, ale wsiadłem do samochodu i pojechałem do jedynego człowieka, który w tej chwili mógł mi w jakikolwiek sposób pomóc i szczerze powiedziawszy kurewsko nie miałem na to ochoty – mimo wszystkich uprzedzeń, potrzebowałem tego cholernie mocno.
Po piętnastu minutach zatrzymałem lamborghini przed średniej wielkości domem, który wyglądał na bardzo przytulny – znacznie lepszy od mojej willi, bardziej… Rodzinnie. Wysiadłem z wozu i ruszyłem w stronę ganku, aby zapukać do drzwi, ale znowu zostałem zignorowany tak jak w przypadku Calusia. Ponowiłem próbę jeszcze cztery razy i dopiero za ostatnim drzwi otworzyła mi śliczna blondynka w krótkim topie, który odsłaniał jej płaski brzuch oraz obcisłych spodenkach dresowych. W dłoni trzymała kubek z jogurtem naturalnych, a w ustach miała srebrną łyżkę.
-Cześć? – zapytała wyciągając sztuciec z buzi. –Kim jesteś? –Jezu, ależ ona śliczna. Chętnie bym się z nią zabawił.
-Jest Hemmings? – zignorowałem potrzebę, która teraz mało co nie rozsadziła mi spodni i postanowiłem skupić się na celu, który mnie tutaj przyprowadził.
-Luke? – zapytała dla upewnienia, dlatego przytaknąłem. –Lucas! – zawołała na cały głos dziewczyna, a po chwili na dół zwlókł się Hemmo. Wyglądał jakby go napadli, zgwałcili i tak kilka razy z rzędu.
-Wyglądasz jak gówno – stwierdziłem, a blondyn pokazał mi środkowy palec.
-Co cie sprowadza, Irwin? – kiwną na mnie brodą. –Jeśli chodzi o Mary to…
-Tsa, właśnie o to, nie wierzę, że to mówię, ale dzisiaj będziesz moim doradcą– uniósł zdziwiony brwi, ale szybko to zakłopotanie ustąpiło drogi chytremu uśmieszkowi.
-Stary, za moje usługi się nie wypłacisz – zaśmiał się kpiąco. –Tak czy inaczej…- wzruszył ramionami. –Zapraszam – wskazał dłonią, żebym wszedł do środka, co uczyniłem.
Wnętrze jego domu było cholernie przytulne. W powietrzu unosił się zapach świeżo pieczonych gofrów, a mój brzuch jak na zawołanie zaburczał. Niech to szlag, co za wyczucie!
-Jesteś głodny, może zjesz z nami? – zaproponowała blondynka, na co z lekkim uśmiechem przytaknąłem, ale nim zdążyłem za nią pójść pięść Hemmingsa wylądowała na moim oku. –Czy ciebie do reszty porąbało, Lucas?! – wykrzyczała, momentalnie znajdując się przy mnie i oglądając moją twarz.
-Należało mu się za to co zrobił – oznajmił całkiem spokojnie. –Prawda, Ashton?
-Tak, masz rację, ale to nie wszystko i mam nadzieję, że nie będziesz się hamował.
-Nie mam zamiaru – wyszczerzył się.
We dwójkę usiedliśmy przy stole, a Nikki podała nam śniadanie, za które kulturalnie jej podziękowałem. Wreszcie mogłem coś zjeść, bo mój ojciec o mnie nie pomyślał! Najpierw mnie spłodził, a teraz zapomina mnie nakarmić! To takie podłe z jego strony.
-A więc… - westchnął blondyn. –Doktor Luke jest do twojej dyspozycji, co cie trapi, chłopcze – uniosłem brwi i kątem oka spojrzałem na Nicole, która jedynie z dezaprobatą pokręciła głową na boki. Tsa mała, ja też w to nie wierzę!
-Skrzywdziłem ją, ale cholernie żałuję.
-Powinieneś, bo wczoraj była prawdziwą suką. Później wyszła, mówiąc, że idzie do Hooda. Ostatnio widziałem ją około pierwszej w nocy, kiedy wyciągnęła mnie do baru, a po małej popijawie Jenkins odwiózł mnie i pojechał gdzieś z Mary – wzruszył ramionami jakby to była najbardziej zwyczajna rzecz w całym pieprzonym świecie!
-Kutas, wykorzystał chwilę.
-Zgadza się, z racji tego, że to moja dziewczyna, a twoja przyjaciółka – zmarszczyłem brwi, ale on tylko dyskretnie wskazał na swoją siostrę.
-Mówicie o Mariannie?
-Tak, Nikki. Nie masz jakiś pożyteczniejszych rzeczy do roboty?
-A myślałam, że faza dupka już dawno ci przeszła. Zaraz przychodzi Lena, dlatego zachowuj się, okay?
-Tsa, nieważne – zbył ją ruchem ręki. –Wracając do ciebie i Mary – zaczął, gdy blondynka wyszła. –Jak to jest, huh? – zmarszczyłem brwi.
-Z czym?
-Z pieprzeniem dziewczyny, z którą znasz się od dziecka. Która jest twoją przyjaciółką -  uniósł barki i równie szybko je opuścił. –Rajcuje cie to? – co?! – Sprawia, że jazda jest ostrzejsza, a podniecenie rośnie?
-Czegoś ty się najarał, stary? – zapytałem bardzo wolno. Jego stan bardzo mnie martwi.
-Nie… Ja po prostu staram się ciebie zrozumieć. Mariannę już rozpracowałem, a teraz przyszła kolej na ciebie. Posuwasz ją kiedy chcesz, masz na każde zawołanie, ale to ci nie wystarcza. Musisz ją kontrolować, żeby nikogo nie pocałowała, nie flirtowała, czy chociażby się z nikim nie przespała…
-Jest moja, tylko moja – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Stul pysk, stawiam diagnozę – wyszczerzyłam na niego oczy. Luke wziął tą całą sprawę z psychologiem naprawdę?! Co za niewiarygodnie głupi idiota. –Wracając, ty posuwasz wszystko co się rusza, a jej robisz wyrzuty. To trochę… Nie fair, nie uważasz? – zapytał, jednak nie oczekiwał mojej odpowiedzi tylko kontynuował. –Trzymasz ją pod kloszem jak słowika.
-Jakiego znowu słowika? – dopytywałem zmęczony tym śledztwem. Hemmings mnie załamuje, sprawia, że tracę wiarę w normalnych ludzi, który potrafią dawać normalne rady.
-Z bajki o cesarzu, Andersena – prychnął. –Gościu na czymś ty się wychował? – przewróciłem teatralnie oczami. Na grach i kapeli twojego ojca, posrańcu! –Daj jej trochę luzu i przeproś za swoją zaborczość.
-Nie będę jej dawał luzu, ale ją przeproszę.
-Mary musi mieć wolność – warknął.
-Ja lepiej wiem czego jej potrzeba, bo znam ją dłużej od ciebie! – wrzasnąłem sfrustrowany. To moja pieprzona przyjaciółka, a nie jego! Niech się nie wtrąca w naszą relację.
-Być może, ale to do mnie przychodzi się wyżalić – stwierdził  normalnym tonem. –Wiesz o co mnie wczoraj poprosiła? – zaprzeczyłem, kiwiąc głową na boki. –Żebym ją przeleciał, bo ją wkurwiłeś – zazgrzytałem zębami. -Bez nerwów, zrobił to pewnie Joker, ja wbrew pozorom nawet cie lubię.
-Woah, cóż za zaszczyt – prychnąłem, udając podziw. –Wielki Luke Hemmings mnie lubi.
-Nie przyszło ci do głowy, żeby spróbować z nią na poważnie?
-Odpieprzcie się wszyscy! – wydarłem się. –Najpierw mój ociec, teraz ty… Kto następny będzie mi prawił morale?!
-Czemu tak cholernie boisz się zobowiązań? Mary to całkiem fajna laska i ma niezły…
-Jeszcze słowo o tyłku mojej kici, a urwę ci łeb, Hemmings – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
~***~
Stałem przed lustrem w salonie i męczyłem się z krawatem, który zwykle zawiązywała mi Marianna. Niestety na przyjęciu babci Rose obowiązywały stroje wieczorowe, dlatego musiałem iść na smyczy. Wykonałem byle jaki węzeł, a później zbiegłem po schodach, łapiąc klucze i wybiegając z domu.
Wsiadłem do auta, którym pojechałem pod dom Cook. Zatrąbiłem, ponieważ nie miałem ochoty moknąć. W ciągu kilku godzin na dworze rozpętała się burza, co dziwnym trafem było dokładnym odzwierciedleniem mojego nastroju, który pogorszył się znacznie po rozmowie z Hemmingsem. Niezły z niego kutas, który myśli, że wie wszystko, ale tak nie jest! Jest tylko kolejnym dzieciakiem, który ogląda zbyt dużo filmów!
Na werandzie pojawiła się wyższa od Marianny, brunetka ubrana w różową prześwitującą na brzuchu sukienkę oraz wysokie szpilki. Chryste, wyglądała jak landryna – od samego patrzenie zaczęły boleć mnie zęby.
-Cześć – pochyliła się, żeby mnie pocałować, ale odsunąłem się. –Co się znowu stało? – frunęła obrażona.
-Nic, zapinaj pasy – warknąłem i do końca drogi nie odzywałem się do niej.
Dopiero po trzydziestu minutach ciszy, którą przerywał cholernie irytujący głos Mellody, zatrzymałem wóz na parkingu. Bez słowa wysiadłem, a brunetka za mną, po czym ramię w ramię weszliśmy do restauracji… 
________________________________________
Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części, ponieważ byłby stanowczo za długi - już i tak ma dużo dialogów, ale to chyba dobrze, huh??
Mamy Luke' a i Ashtona - obaj troszczą się o Mary i obaj są zbyt nadopiekuńczy mimo, iż Lucas tego jeszcze nie okazuje. 
Wychodzi również na wierzch prawdziwe oblicze Ashtona, ale cholernie lubię takiego Irwina - szantarzystę, który zrobi wszystko dla rodziny i przyjaciół, nawet postawi się własnemu dziadkowi...
Okay, to tyle druga część (postaram się, żeby była lepsza) będzie standardowo za tydzień.
Dziękuję wam serdecznie za komentarze, wejścia oraz obserwujących. 
Miłej niedzieli. 
Buźka, miśki ;** 

10 komentarzy:

  1. Czekam z niecierpliwością na next xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ah, sassy Ashton to najlepszy Ashton! *-* Yo, matka, serwuj obiad mnie rozjebało aaahahahaha xd moje serce całe życie należy do Irwina, ale daaaamn, Luke jest taki asgsahgdfahdfahghf. te dwa durnie niech się w końcu ogarną i bez kitu spróbują! wtedy to już całkiem wszyscy rzygają tęczą :D
    weny! buziaki miśku xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku. Kurde Ash jest słodki i wgl i mam nadzieje, ze będzie w związku z Marianna, bo tak do siebie pasują...... Ale Luke, to też ciacho, ale niech on będzie najnajnajnajnajlepszym przyjacielem Mary

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Luke i takiego Asha.
    Mellody to chyba najgorsza osoba jaka może być w tym opowiadaniu.
    Cal jak zawsze mnie rozbawił choć był tak krótko :D
    Czekam na drugą część bo niestety czuje niedosyt.
    Pozdrawiam i czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam takiego Irwina i te jego błyskotliwe tekstu. Luke w tym opowiadaniu jest naprawdę świetny :D A Calum - Calum to chyba mój ulubieniec, tak słodziak imprezowicz hehe:D Ale to niestety Cook jest najbardziej wkurzającą postacią, że też Ash z nią wytrzymuje. Nie mogę doczekać się tego, co będzie działo się na kolacji u babci Asha. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział jest cudowny czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham.
    Moja opinia jest taka, że Mary powinna się przespać z Lukiem. Oboje tego chcą (ja też tego chcę^^). I powinni być razem. Przy nim ona jest spokojna i szczęśliwa.
    To byłaby świetna nauczka dla Ashtona. Zobaczyłby, że ona nie jest jego własnością i może by się ogarnął. Nie tylko on jest dla niej dobry.
    Ona i Luke będą razem szczęśliwi <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział ♥
    Przepraszam ,że nie skomentowałam wcześniej ale brak czasu i chęci do czegokolwiek robi swoje. Rozdział napisany zajebiście i jeszcze z perspektywy Ashton'a. Zdecydowanie są to jedne z najlepszych rozdziałów na tym blogu ♥
    Czekam na kolejny i serdecznie pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy kolejny

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja