niedziela, 26 kwietnia 2015

20. Real Girls Eat Cake





Mary

W szpitalu leżałam już drugi dzień i niesamowicie się nudziłam mimo, że mama podrzuciła mi mojego laptopa i pamiętnik, który tak naprawdę był zeszytem z projektami. Nie wiedziałam co mam za sobą zrobić, po za tym do południa nic ciekawego się nie działo. Ashton miał przyjść dopiero po szkole razem z Calumem, Mike’ m i Luke’ m, a do tego czasu byłam skazana na samotność.
-Mary? – nagle zza drzwi wyłoniła się głowa Jasmine.
-Jas, co tutaj robisz? Myślałam, że jesteś w szkole – powiedziałam bardzo powoli.
Hogan nigdy nie wagarowała, nawet jeśli namawiał ją na to Michael. Musiało się stać coś poważnego, że odpuściła sobie dzisiejszego dnia pójście do szkoły. Zresztą… Dziś jest sprawdzian z historii i pan Moore nie będzie zadowolony, że jesteśmy nieobecne – ten człowiek po prostu jest strasznie leniwy i nie lubi układać nowych zestawów pytań.
-Mam problem – oznajmiła poważnie, siadając na krześle obok mojego łóżka.
-To coś poważnego?
-Cholernie, bo chodzi o moje dziecko – przerażona zachłannie wciągnęłam powietrze ustami.
-Ty chyba nie… - pokiwałam głową na boki, nie chcąc wypowiadać tych słów na głos. Nie usunęła dzidziusia, prawda? Nie mogłaby zabić niczego nieświadomego bobaska… Czy mogłaby? Nie! To przecież moja najlepsza przyjaciółka, nie popełniłaby takiej zbrodni!
-Oszalałaś?! – wrzasnęła. –Chyba naprawdę mocno musiałaś się uderzyć w tą głowę – zachichotałyśmy obie. –Ashton mnie szantażuje, że powie wszystko Mike’ owi – spuściła głową, a ja poczułam niewyobrażalną wściekłość na… Siebie. Przecież gdybym trzymała buzię na kłódkę, Ash nigdy by się o tym niedowidział! To wszystko moja wina. –On nie może wiedzieć, Mary… Zerwie ze mną i znienawidzi.
-Chyba przesadzasz – zmarszczyłam brwi. –Clifford cie kocha i udowadnia to na każdym kroku.
-Wiesz, że chcą się wybić z tym zespołem, a kiedy powiem mu o dziecku…
-Może zrezygnować – dokończyłam, a mulatka przytaknęła ze smutną miną. –To… Co zamierzasz zrobić? – wzruszyłam ramionami, chcąc poznać ten jakże genialny pomysł.
-Pomóż Caroline mnie udawać – wyszczerzyłam na nią oczy z wielkim uśmiechem na ustach.
-Podmieniacie się? – przytaknęła. –Woah – westchnęłam. –Nie widziałam, twojej bliźniaczki od wieków… Ciekawe czy się zmieniła?
-Wiesz… Wyglądamy tak samo – mruknęła zażenowana moim tokiem myślenia, na co wywróciłam oczami.
-Chodziło mi o charakter, idiotko! – uniosłam się urażona. Nie jestem taką głupią blondynką jak w filmach! Mam naprawdę dobrze rozwinięty mózg! –Jas?
-Hm?
-Bo… - spuściłam głowę.
-Wiem, że powiedziałaś o tym Irwinowi – spojrzałam na nią zdziwiona. Wiedziała? Ale skąd? Chyba Ashton mnie nie wsypał, huh? –Ten idiota zawsze wie o wszystkich plotach od ciebie, a skoro już przy nim jesteśmy jego kutas był w pochwie byłej asystentki twojego tatuśka więcej niż raz- ałć!
-To tylko mój przyjaciel – wyrzuciłam barki w powietrze. –Zresztą… Obiecał, że zrobi wszystko, żeby zmusić ją do odejścia, nie jestem na niego zła – jestem lekko urażona, bo mi skłamał. –Jesteś na mnie wściekła?
-Oczywiście, że nie, ty mały debilu – zaśmiała się i mocno mnie przytuliła. –Przesuń się wchodzę obok ciebie – według polecenia posunęłam się, żeby moja przyjaciółka mogła położyć się tuż przy mnie. –Będę za tobą tęsknić – oparła głowę na moim prawym ramieniu, a ja swój policzek o czubek głowy Jas.
-Pisz do mnie i nie zapomnij wysyłać zdjęć, bo przyjadę do tego Londynu i wytargam cie za kudły – odpowiedział mi smutny śmiech Hogan. –Kocham cie, Jas.
-Ja ciebie też, Mary. Jesteś moją siostrą, ale nadal nie pochwalam tego, że pieprzysz się z Irwinem.
-Już się nie pieprzę – mruknęłam oburzona. –Opowiedz mi co się ostatnio działo w szkole, proszę.
-Huh – westchnęła. –Może zacznę od tego, że Calum naprawdę ostro pojechał po Max i wreszcie powiedział co o niej myśli przy wszystkich – moje usta opuściło ciche, ale pełnie podziwu: Woah. –A teraz, kiedy już dorósł zaczął uganiać się jak szczeniak za Ally. Ashton trzyma Cook na dystans – to świetna wiadomość! Najlepsza jaką dzisiejszego dnia usłyszałam! –A Luke z kolei coraz częściej jest widziany z Brooklyn.
-Same dobre wieści.
-Tak, niesamowite.
-Kiedy wyjeżdżasz? – postanowiłam zmienić temat na nieco smutniejszy.
-Jutro o czwartej rano odbieram Caroline z lotniska, a o szóstej mam samolot do Londynu.
-W takim razie możesz spędzić ze mną dzisiejszy dzień?
-Jasne, ale tylko do szesnastej, po później jestem umówiona z Mike’ m – przytaknęłam, a później razem z moją siostrą postanowiłyśmy obejrzeć jakiś film.
Generalnie nie chodziło o kino, a o czas, który miałyśmy do dyspozycji. Chciałam nacieszyć się naszymi ostatnimi chwilami spędzonymi razem, nawet teraz gdy oglądałam głupi horror i strasznie się bałam.
~***~
Jasmine wyszła w przejściu mijając się z Calumem, który zamachał mi przed nosem pudełkiem z zestawem dla dzieci z McDonalds. Mulat usiadł na skraju łóżka i podał mi skrzyneczkę.
-Wybrałem ci nawet zabawkę – wypiął dumnie klatkę piersiową. –Byłbym genialnym ojcem – stwierdził, na co zmarszczyłam brwi. Czy to była jakaś ukryta aluzja? –Mogłabyś nadmienić o tym przy Alison na waszych treningach?
-Skoro już przy tym jesteśmy, Caluś –wywrócił oczami, ale nie jestem pewna czy było to skutkiem jego ksywki z podstawówki czy może tego, że miałam do niego prośbę. –Przejmij skład do czasu, aż mnie stąd nie wypuszczą.
-Nie będę paradował w tych waszych kusych kieckach – oburzony skrzyżował ramiona na torsie. –Mam swoją godność Mary i nie odbierzesz mi męskości.
-Wystarczy ci dres, Calum błagam… W piątek jest ważny mecz, a skoro Trener cie zawiesił… Ruszasz się jak Chris Brown! Musisz dokopać byłeś lasce Jake’ a i Jokera – wywrócił oczami.
-Niech będzie, ale wymyślam swój własny układ i pomponiary robią to co im każę – przytaknęłam z powagą, a w środku cieszyłam się jak mała dziewczynka.
Miałam w planach zatrzymanie go w drużynie cheerleaderek na dłużej niż tylko przez cały mój pobyt tutaj. Zresztą… Jak na razie będzie musiał to ciągnął nieco dłużej, ponieważ ja dostanę dwutygodniowe zwolnienie z zajęć fizycznych.
-Teraz zjadaj, bo uwiodłem tą dziewczynę, żeby do frytek, cheeseburgera, coli, zabawki i jabłka, dała ci jeszcze kurczaczki, dwa hamburgery, dwa smoothie, ale jedno jest dla mnie – uniosłam na niego brwi i spojrzałam do skrzyneczki. Faktycznie była pełna rzeczy, o których wspominał z wyjątkiem napoi, które ustawił na szafce nocnej.
-Uwiodłeś ją? – zapytałam z niedowierzaniem, a Cal hardo pokiwał głową. –Nie ściemniaj, ostatnią kobietą, która poleciała na twój urok osobisty była babcia Ashtona, gdy prosiłeś, aby tobie też piekła takie dobre ciasta.
-Zołza – mruknął pod nosem, ale usłyszałam, dlatego dałam mu porządnego kuksańca w bok. –No przecież żartuję! – oburzył się, łapiąc za bolące ramię.
-Wiem, Hoodini – uśmiechnęłam się lekko, cmokając policzek przyjaciela bardzo głośno. –To jak było z tą laską? Znowu była jakąś sześćdziesięcioletnią szprychą, czy…?
-Och, no dobra! – zawołał wyprowadzony z równowagi. –Laska miała jakieś osiemnaście lat i była straszna. Może miała ładną buźkę, ale powiedziała, że jestem głupim idiotą skoro myślałem, że złapię ją na gadkę: Masz na imię Google? – Chryste…
-Bo masz wszystko czego szukam? Serio, Calum?! – wzruszył prawym barkiem, przekręcając również głowę w tą samą stronę. Na jego ustach pojawił się grymas. –Większej tandety nie słyszałam!
-Nie potrafię działać w takich sytuacjach na szybko!
-Nieważne – machnęłam ręką, a Hood odetchnął z ulgą niestety nie na długo. – Co było dalej?
-No wsadziła to wszystko do jednego kartonu, tak jak chciałem, więc wyszło na moje –wyszczerzył się szeroko przy okazji pacnął mnie w nos.
Ten chłopak ma więcej szczęścia niż rozumu… Po co mi to mówi? Czasami zastanawiam się, czy Calum aby na pewno wie, że jestem płci żeńskiej… Mówimy sobie o wszystkim. Wiem nawet pierwsza o równych rzeczach, a powinni to być Ashton i Michael. Chodzi o to… Ja po prostu uważam, że rozmawianie o tym, że pierwszoklasistka, która chcąc mu obciągnąć mało co nie odgryzła mu członka nie jest tematem, na który zareaguję od razu śmiechem, a raczej ucieczką do toalety w celu zwrócenia, bo osobiście sądzę, iż to nieco poniżające. Ja bym nigdy tego nie zrobiła – nawet jeśli miałabym dostać za to niewyobrażalnie wielkie pieniądze.
-Co u Ally? – mulat zmarszczył brwi. –Nadal jest zła?
-Skąd masz takie informacje? – zaciekawiony oraz z podejrzeniem skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, przyglądając mi się tym razem z uniesioną brwią. –Słowo daję, że jeśli Irwie…
-Ash nie mówił mi o tym, że wygarnąłeś Max.
-To kto?! – zawołał poirytowany, na co wywróciłam oczami.
-Jasmine, ale powinnam was zabić za szantażowanie jej – warknęłam. –Powiedziałam wam to w tajemnicy, a wy… Wrr, jesteście jak rozkapryszone bachory!
-To nie był mój pomysł, Wesley – uniósł dłonie na wysokość głowy w geście obronnym. –Twój chłopak… – zazgrzytałam zębami na to określenie.
Nie chcę mieć żadnego pieprzonego chłopaka, czy naprawdę tak trudno to pojąć?! Mam dość facetów, którym zależy tylko i wyłącznie na pieprzeniu! Pragnę znaleźć kogoś, kto pokocha mnie nie ze względu na wygląd tylko za charakter. Uroda zawsze przemija, ale temperament jest wieczny.
-Po prostu stwierdził, że Mike powinien wiedzieć, iż za dziewięć miesięcy będzie tatusiem. Czy to coś złego, że chciał pomóc przyjacielowi? – Calum rzucił niczym oskarżenie. Co za dzieciak!
-Czy to coś złego, że potraktowaliście przyjaciółkę jak ostatnią dziwkę? Do czasu kiedy was wspierała, pomagała i robiła wszystko po waszej myśli, byliście zachwyceni, a kiedy zaliczyła wpadkę odwróciliście się! To zupełnie jak…
-Mary, wystarczy – usłyszałam głos Irwina, który wchodził właśnie przez drzwi. –Dobrze wiesz, że kocham Jas jak siostrę, ale Mikey zasługuje naprawdę  - oznajmił całując moje czoło, na co odruchowo przymknęłam oczy.
-Powinieneś być lojalny…
-Jestem – warknął.
-W stosunku do kogo?! – wrzasnęłam. Czasami tok myślenia osiemnastolatka sprawiał, że głupiałam. Byłam mądra, to fakt, ale przez te wszystkie sugestie Asha stawałam się jeszcze głupsza niż jedenastolatka, przed którą położono cholernie trudny egzamin z matematyki.
Względem kogo jest lojalny?! Na pewno nie dla Hogan… Może zachował się jak prawdziwy przyjaciel wobec Clifforda, ale stracił na relacji z dziewczyną, która od zawsze wspiera go równie mocno jak ja. Okay, przyznaję, że czasem nieźle po sobie cisną, ale… Do jasnej cholery, nawet w najbardziej czadowych paczkach zdarzając się zgrzyty. Sądzę jednak, że powinien być fair w stosunku do wszystkich.
-Do ciebie, Marianna!
-Nie mówimy o mnie – westchnęłam, przesuwając się, aby mój przyjaciel mógł położyć się obok mnie.
-Co tam masz? – zapytał, po czym złapał za pudełko i zaczął w nim grzebać, jednak zaprzestał tego, gdy Hoodini trzepnął Irwina w palce. –Po chuj to zrobiłeś? – zapytał ciemny blondyn unosząc do góry lewą brew. Jego głos był o dziwo spokojny, więc nie musiałam się martwić, że będę światkiem w kolejnej błahej kłótni.
-Bo nie stałem godzinę w pieprzonej kolejce, żebyś wyżerał jedzenie dla Mary! Możesz jedynie zabrać jabłko – oznajmił hardo Caluś, na co zachichotałam pod nosem. To urocze, że tak bardzo się o mnie martwi.
-Sam sobie to głupie jabłko zjedz, a ja zajmę się twoim burgerem.
-Spierdalaj…
-Siema, ludzie – tym razem do pokoju wszedł Luke razem z…
-Brook, co tutaj robisz? – zapytałam mile zaskoczona widokiem mojej dawnej przyjaciółki, z którą kontakt utrudniała mi zazwyczaj Max. Martin głównie sprawiała, że czułam się jak gówno mówiąc, że powinnam ją wspierać, a nie włóczyć się z dziewczyną, która odebrała jej faceta.
-A co można robić w szpitalu, Mary? – zapytała od niechcenia. –Mam zamiar zabawić się z Hemmingsem w łóżku obok twojego – wzruszyła ramionami, a chwilę później zaśmiała się donoście w czym jej zawtórowałam. –Fajnie, że nic ci nie jest.
-Dzięki – mruknęłam ze spuszczoną głową. –Naprawdę się cieszę, że mnie odwiedzacie.
-W końcu jesteś moją narzeczoną, nie? – wyrzucił barkami w powietrze Lucas, który podał mi małą torebkę prezentową. –Od Adama, kazał przekazać, że dziś nie da rady się wyrwać z pracy – przytaknęłam.
-Żadna nowość, pewnie znowu pieprzy jakąś asystentkę – mruknął Irwie, dlatego uderzyłam go w klatę. –Twoja mama powinna poważnie pomyśleć nad tym związkiem Hemmings…
-Odpuść – warknęłam. –Nadal mówimy o moim tacie.
-Który potraktował Laurę, Gabe’ a i ciebie jak ściero – przypomniał mi, oblizując górną wargę. W pewnym stopniu nieco mnie to rozproszyło. –Zagrajmy w grę, jak się czułeś, gdy… Ja zaczynam! – zawołał Ash. –Hoodie, jak się czułeś gdy uwolniłeś się od Martin?
-Zajebiście – mulat wyszczerzył się jak głupi do sera, przez co wyglądał niczym małe rozkoszne dziecko. Kochałam ich takich beztroskich, wszystkich bez żadnych wyjątków. –Wolny i mega szczęśliwy. Brook, jak się czułaś, gdy cie posuwałem? – blondynka wywróciła lekko zdenerwowana oczami.
-Jesteś dobry, ale bez przesady Hood – powiedziała na odczepne Dawson. –Luke, jak się czułeś, gdy zobaczyłeś mamę Mary? – zapytała z chytrym uśmieszkiem, na co Hemmo tym razem wywrócił gałkami ocznymi, natomiast ja zmarszczyłam brwi. Moja mama?! A co ona ma do tego, do cholery?!
-Nie wiedziałem, że to twoja matka – zaczął blondyn wskazując na mnie palcem. –Jasne? – skinęłam głową, nadal nie rozumiejąc dlaczego wmieszali do tego Laurę. –Możliwe, że chciałem ją przelecieć…
-Chcesz pieprzyć moją mamę?!- wrzasnęłam, na co reszta towarzystwa zareagowała śmiechem, który zignorowałam. –Poprzewracało ci się w głowie, Lucas?! To moja mama! Ta kobieta mnie urodziła! Jesteś obrzydliwy! Najpierw pieprzysz się ze mną i Brooklyn, a… Brr – zatrzęsłam się, gdy zimny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. –Nigdy nie mów mi o takich rzeczach. Dla twojej informacji ona ma faceta, który jest jakimś milionerem – wywróciłam oczami, ponieważ szczerze nie lubiłam tego typa, który pragnął za wszelką cenę ze mną rozmawiać przy kolacji. Nie zbyt widziało mi się takie spędzanie czasu. –Gość jest idiotą, ale skończył przynajmniej trzydzieści lat i jest na dobrej drodze do czterdziestki, dlatego sobie daruj!
-Ashton, jak się czułeś, gdy Mary pieprzyła Jokera? – Luke zignorował moją wypowiedź i dalej kontynuował tą idiotyczną grę, podczas której wszystko wychodzi na jaw.
Orzechowe tęczówki przeniosły się na mnie, dlatego zmarszczyłam brwi. Chciałam znać tą odpowiedź! Powiedz! No mów, do cholery, Irwin!
-Chujowo – wypalił patrząc mi prosto w oczy. –Dobrze wiesz, że gardzę tym chujem, a ty pakujesz mi się do łóżka – tak właściwie, zrobiliśmy to w salonie na fotelu… Ale kogo to obchodzi? Pieprzyłam go, temat zamknięty.
-Przepraszam – mruknęłam ze spuszczoną głową.
-Jak się czułaś, kiedy zacząłem spędzać więcej czasu z Cook i to ona była moją korepetytorką?
-Czułam do ciebie wstręt, wściekłość i sądziłam, że jesteś chujem…  
_____________________________________
Dziś krótko, ale to tylko z powodu braku czasu - mam ostatnio sporo na głowie, ale mogę wam obiecać, że gdzieś w czerwcu powinno być już lepiej... Tym czasem musicie się uzbroić w świętą cierpliwość, bo rozdziały mogę być tak bardzo złe jak ten... 
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze oraz głosy oddane w 
Miłej niedzieli, miśki ;**

niedziela, 19 kwietnia 2015

19. Jealous Minds Think Alike





Luke

Właśnie mieliśmy wykonać wielki finał, kiedy Marianna upadła z hukiem na twardą glebę. Niestety byłem zbyt daleko od niej, żeby ją złapać.
Leżała nieprzytomna jakieś kilka sekund i dopiero po tym czasie wszystko ruszyło. Nasza nauczycielka podbiegła, aby sprawdzić czy wszystko z Wesley w porządku tak jak i reszta uczniów, aż wreszcie kobieta zadzwoniła na pogotowie.
Nie podszedłem do nich – byłem w zbyt dużym szoku. Rano Mary czuła się świetnie! Mówiła, że jeszcze nigdy nie miała w sobie tyle pozytywnej energii… A teraz leży i się nie rusza… Nawet nie wiem czy oddycha.
Nie mam pojęcia po jakim czasie przyjechała karetka. Dwóch sanitariuszy zabrało blondynkę na nosze i zawiozło ją do samochodu, gdzie wpakowałem się bez zaproszenia.
-Jesteś kimś z rodziny?- warknął w moim kierunku jeden z ratowników medycznych.
-To moja siostra – powiedziałem bez zająknięcia, a oni wreszcie ruszyli.
Droga cholernie się dłużyła, dlatego wysłałem wiadomość do Irwina, w której poinformowałem, że jego dziewczyna jest wieziona do szpitala.
Bałem się o Mary, cholernie się bałem, że coś mogła sobie zrobić coś poważnego. W końcu to prawie moja rodzina. Traktuję ją jak siostrę, oczywiście po za tymi dwoma razami, kiedy ją posuwałem – nie jestem z tego dumny, ale na swoją obronę powiem tylko tyle, że byłem pijany. Na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobił!
Karetka zatrzymała się pod budynkiem szpitala. Otworzyli drzwi i znowu wyjęli nosze z nieprzytomną Marianną, którą szybko zawieźli do  środka. Wybiegłem za nimi, ale już w progu wpadłem na moją mamę.
-Luke?! – zawołała przerażona. –Co tutaj robisz?! Coś sobie zrobiłeś?! – wywróciłem oczami.
-Mamo, nie jestem kaleką – jęknąłem zażenowany. Nie cierpię tej cholernej nadopiekuńczości.
Może ostatnio nie byłem sobą, cały weekend topiłem smutki w alkoholu, ale to wszystko przez ojca, który niesamowicie potrafił mnie wkurwić. Joe jest po prostu… Ten człowiek jako jedyny zna mnie najlepiej i… Nie chcę, żeby robił te wszystkie rzeczy, żeby odzyskać moje zaufanie! Nienawidzę go, więc niech się tak nie stara i niech nie udaje skruszonego ojczulka, którym nigdy nie był!
-Luke – warknęła. –Mów, do diabła co robisz w szpitalu – dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu, na co kolejny raz wywróciłem gałkami ocznymi. Niech to szlag…
-Przyjechałem z Mary, bo straciła przytomność i przyłożyła głową o asfalt – spuściłem głowę.
-O mój Boże – przerażona blondynka zakryła sobie usta dłonią. 
-Nic jej nie będzie, prawda? – zapytałem z nadzieją, patrząc prosto w błękitne oczy Jackie.
-Luke…
-Powiedz, że nic jej nie będzie! – wrzasnąłem sfrustrowany, zwracając uwagę innych pracowników i pacjentów. –Mamo, powiedz – poprosiłem szeptem. –Ona jako jedyna mnie rozumie – rodzicielka zamknęła mnie w swoich chudych ramionach, gładząc moje włosy. Schowałem głowę w zagłębieniu pomiędzy jej barkiem, a uchem, głośno dysząc. –Zrób coś, błagam…
-Rozumiem, że to twoja dziew…
-Nie jest moją pieprzoną dziewczyną!  -wrzasnąłem.
 Miałem dość tych intryg. To przestało być zabawne! Na litość boską, ona jest w szpitalu! Chcę, żeby wszyscy poznali prawdę. Niech Ashton wreszcie przyzna, że kocha Mariannę, a ona niech powie prawdę swojemu ojcu, bo zwariuję!
-Zerwaliście? – Jackie odsunęła mnie na kawałek i spojrzała ze współczuciem.
-Nigdy nie byliśmy razem – wyjaśniłem ze zmarszczonymi brwiami. Chryste, to moja mama! Powinna wiedzieć kiedy kłamię! –To były żarty.
-Sprawdzę co z nią, a ty zadzwoń do Adama. Powinien wiedzieć, że jego córka jest w szpitalu – przytaknąłem, a kobieta w blond włosach zniknęła z mojego pola widzenia. Przeczesałem dłonią swoje włosy, głośno wzdychając.
Całkiem niewykluczone, że trochę mnie poniosło i powiedziałem za dużo, ale nigdy nie byłem w takiej sytuacji, żeby osoba, którą kocham jak członka rodziny trafiła w takim stanie do szpitala. Nie mam pojęcia co się z nią działo. Nie wiem czy ten upadek nie był śmiertelny. Nie mogę stracić osoby, która rozumie mnie jak nikt inny! Nie mogę…
Wyjąłem komórkę, po czym wybrałem numer do Adama, który odebrał dopiero za drugim razem.
-Luke, nie mam czasu… - zaczął wściekłym tonem.
-Mary jest w szpitalu, przyjedź – po tych słowach się rozłączyłem.
Pobiegłem w stronę sali segregacji, gdzie zapewne została przewieziona moja przyjaciółka. Faktycznie tam była. Jakiś doktor ją badał, w między czasie rozmawiając z moją mamą. Nie licząc się z niczym wszedłem do nich.
-Co z nią? – zwróciłem się do faceta, który miał na plakietce napisane: Dr Mark Rollins. Gość zlustrował mnie wzrokiem, ale nie spuściłem z niego spojrzenia, nawet morderczy wzrok mojej mamy mnie nie zniechęcił.
-Jesteś kimś z rodziny? – niech go diabli!
-To moja narzeczona, nosi moje dziecko i mam pierdolone prawo wiedzieć – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Więc zacznij mówić, doktorku zanim stracę cierpliwość – dokończyłem tym samym tonem… Chociaż w sumie byłem z sekundy na sekundę bardziej wkurwiony, więc…
-Zaraz zabierzemy pannę Wesley na liczne badania. Na razie mogę panu powiedzieć, że wygląda to nie za ciekawie – wywróciłem oczami. To akurat sam zdążyłem zaobserwować!
-No to jazda z nią na te badania! – wrzasnąłem ku jeszcze większemu niezadowoleniu rodzicielki. Lekarz bez żadnych uwag z pomocą pielęgniarek znowu wywieźli gdzieś Mariannę, a ja stałem właśnie przed sądem Jackie Hemmings. Cholera.
-Lucasie Robercie Hemmings… - zaczęła.
-Tak, wiem – ubiegłem ją. –Zachowałem się źle, ale… Martwię się o nią, mamo – spuściłem głową. –Lubię Mary i nic na to nie poradzę – wzruszyłem ramionami. –To moja przyjaciółka i rozumie mnie jak nikt inny.
-To co mówiłeś… Że nosi twoje dziecko… - mama była przerażona.
-Zabezpieczam się, kobieto – poinformowałem ją szybko, będąc wystraszonymdo czego zmierza ta rozmowa. To krępujące rozmawiać z nią na takie tematy… Już rozumiem, gdyby ojciec, albo Adam odbywał ze mną takie pogadanki, ale nie miałem w planach zwierzać się z życia seksualnego mojej mamie! –Nie zapłodniłem jeszcze żadnej dziewczyny – kontynuowałem. –I nie mam  planach zostania nastoletnim ojcem, dlatego nie wracajmy do tego tematu w przeciągu czterech lat – już miała otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszyłem ją gestem ręki. –Nie mów nic, tylko mi obiecaj.
-Luke…
-Obiecaj, że nie będziesz mi robiła lekcji z wychowania seksualnego. Wiem jak się zabezpieczać i to mi w szczególności wystarcza. Wiem, że cholernie dużo wagarowałem w Sydney, ale na te zajęcia chodziłem regularnie, dlatego obiecaj mi to – kobieta westchnęła i pokręciła głową z niedowierzania.
-Obiecuję – powiedziała wreszcie, a ja ją przytuliłem. –Idź teraz na korytarz i grzecznie czekaj, aż po ciebie przyjdę, dobrze? – niechętnie na to przystałem i spełniłem jej prośbę.
Siedziałem na ławce i nerwowo stukałem nogami o ziemię. To trwało stanowczo zbyt długo. Nagle po izbie przyjęć rozniósł się głośny krzyk, którego właścicielem był nie kto inny jak sam Wielki Ashton Irwin. Razem z ciemnym blondynem był równie zdenerwowany Calum.
-Hemmings! – wrzasnął wściekły, kierując się w moją stronę. Jednym płynnym ruchem złapał za moją koszulkę i postawił mnie do pionu. –Gdzie, do kurwy jest moja dziewczyna?! – zmarszczyłem brwi zupełnie jak Hood.
-Stary… - westchnął mulat. –Powiedziałeś dziewczyna?- Irwie wyszczerzył oczy.
-Powiedziałem Mary – warknął. –Gadaj co się stało – zażądał, nadal mnie szarpiąc. Kulturalnie złapałem za jego nadgarstki, które następnie wykręciłem nasłuchując tego pięknego syknięcia bólu, wydobywającego się z ust Asha. Poprawiłem swój t-shirt i odchrząknąłem.
-Zasłabła – wyrzuciłem barki w powietrze.
-Luke! – tym razem dobiegł mnie głos ojca Marianny. –Co z Mary? – zapytał, podbiegając bliżej nas.
-Och, troskliwy tatuś się zjawił – prychnął z kpiną Ashton. –Wreszcie odkryłeś, że masz córkę?! – wrzasnął. Nie zareagował nawet, gdy Calum złapawszy go za ramiona, odciągając w tył.
-Posłuchaj, gnojku – Ash wybuchł śmiechem. Co do cholery?! –Nic nie wiesz…
-Zostawiłeś ją, urwałeś kontakt na kilka lat, przez weekendy grasz skruszonego ojczulka, któremu „nadal zależy” na swoich dzieciach. Zdradzałeś Laurę z… - zagryzł dolną wargę, jakby się przez chwilę zastanawiał nad odpowiednim doborem słów. –Cóż… Bądźmy szczerzy, twoja była asystentka była gorsza od przeciętnej –zaśmiał się pod nosem. –To były najgorsze dwa numerki w moim życiu, a uwierz mi spałem z Cook.
-Ty pieprzony…
-Oszczędź ślinę – uciszył Wesleya gestem ręki. –To  i tak po mnie spływa i nic sobie z tego nie robię. Podlegam tylko dwom osobą i żadną z nich nie jesteś- wzruszył nonszalancko ramionami. –A teraz wybacz, ale idę sprawdzić co z Mary – specjalnie szturchnął go barkiem, a później poszedł w stronę sali segregacji.
Obaj z Calumem milczeliśmy. To było… Nieoczekiwane. Adam stał wściekły zaciskając pięści, a jego oddech przyśpieszył jakby przed chwilą przebiegł jakiś maraton. Nieźle Irwin, naprawdę potrafisz wkurwiać ludzi.
-Luke, gdzie jest Jackie? – westchnął w końcu.
-Pewnie rozmawia z Rollinsem o Mary – wzruszyłem ramionami, nadal będąc w szoku.
-Kim jest Rollins? – szepnął Cal w moim kierunku, jakby bał się reakcji Adama na jakikolwiek odzew z jego strony.
-To lekarz Marianny – pokiwał głową na znak zrozumienia. –Chodź – klepnąłem lekko w klatkę piersiową.
Na równi z Hoodem ruszyliśmy do miejsca, gdzie przewieziono Wesley. Przed salą Irwie kłócił się tym razem z lekarzem, któremu groził, że jeśli nie powie co się dzieje z jego kicią komuś stanie się krzywda.
-Stary – złapałem za jego prawy bark, a ciemny blondyn zmroził mnie spojrzeniem. –Co z nią? – kiwnąłem na doktora, który zupełnie jak ja kilka minut temu, poprawił swój kitel.
-Pańska narzeczona ma niedowagę, jest wykończona, prawdopodobnie ostatnio wcale nie sypiała. Jej organizm jest bardzo słaby, dlatego straciła przytomność. Jednak po za guzem oraz małym obtarciu skroni nic poważniejszego się nie stało. Och, i twoja narzeczona nie jest w ciąży – mruknął zażenowany, po czym odszedł.
-Twoja, kurwa co?! – uniósł się wielce Irwin, przyciskając mnie do ściany i lekko podduszając.
-Ogarnij swoją agresję, pajacu – powiedziałem znudzony tymi ciągłymi szarpaninami mnie i traktowaniem jak szmatę. –Zdecyduj się w końcu kim ona dla ciebie jest, bo przestaje mnie bawić ta opera mydlana i bierz te łapy, bo mogę ci je połamać – uniósł brwi i przyglądał mi się z miną typu: TY?! A co ty mi możesz zrobić, dzieciaku?! –Dla twojej informacji psycholog w ramach rozładowania gniewu zasugerował mamie, żeby zapisała mnie na MMA – zabrał te swoje napakowane bicepsy sprzed mojej twarzy, tym samym stawiając mnie znów na ziemi. –Dziękuję – dodałem z przekąsem.
-Nie igraj ze mną, Hemmings –pokiwał głową na boki, a później wszedł do sali.
-Zdradzę ci sekret, Luke – oznajmił po cichu Hoodini, na co zmarszczyłem brwi. –Ashton kocha Mary – jakbym tego nie wiedział. Wywróciłem oczami. –I zabiera ją do Paryża, żeby zabrać na randkę podczas przerwy wiosennej – teraz z kolei uniosłem brwi, mile zdziwiony. Nareszcie! –Ale nikomu nie mów, okay?
-Spoko, stary – przybiłem z nim sztamę, a następnie poszliśmy w ślady tego buntownika.
Ashton siedział na krzesełku przy łóżku Wesley i całował każdy z knykci prawej dłoni dziewczyny. To było urocze – na ich głupi i pokręcony sposób. Mary z kolei mówiła mu co pamięta.
-Mary! – Calum z rykiem rzucił się na nogi blondynki, a później niczym małe dziecko podciągnął całkowicie Mariannę zgniatając swoim ciałem tylko po to, żeby mocno ją przytulić. –Co ci odjebało?! – wrzasnął. –Nigdy więcej mnie tak nie strasz, rozumiesz młoda damo?! – krzyczał dalej, a do pokoju wszedł Adam, który zdezorientowany przyglądał się temu wszystkiemu. –Masz całkowity zakaz wychodzenia na imprezy przez dwa tygodnie i już ja tego dopilnuję! Przez czternaście dni będziesz się musiała ze mną użerać i już ja dopilnuję, żebyś jadła regularnie! – zarządził niczym prawdziwy ojciec.
-Caluś – zaczęła tym swoim słodkim głosikiem, który działał na każdego. –A jeśli to będą imprezy, na które będę wychodziła z Luke’ m, albo Ashtonem? – zapytała z nadzieją.
-Nie – odpowiedział stanowczo. –Nawet jeśli byłby to sam Justin Bieber, nigdzie nie wychodzisz – zielonooka wywróciła oczami.
-A ty? – wydęła delikatnie dolną wargę i manipulowała Caluma wzrokiem – tak, ja też nie wiedziałem, że to możliwe dopóki wczoraj tego na mnie nie zastosowała.
-Co ja?
-Imprezy z tobą.
-Och, kochana… - westchnął z szerokim uśmiechem. –Oczywiście, że ze mną możesz zawsze… - dziewiętnastolatek zmarszczył brwi, a później otworzył szeroko usta na kształt dużego pulchnego O. Może być ciekawie. –Próbuj tych swoich gierek na tych dwóch idiotach, ale nigdy nie na mnie! – zawołał urażony.
-Marianna – zaczął Adam zbliżając się do łóżka, jednak drogę zatorował mu Irwie.
-Nie zbliżaj się – warknął niczym pies obronny. Prawdziwy doberman rodem z Chihuahua z Beverly Hills… Ten cały El Diablo! Tsa, nawet widać było małe podobieństwo.
-Ash, to mój tata – szepnęła Wesley, wstając i odciągając swojego niedoszłego faceta.
-Miałaś leżeć – zazgrzytał zębami. –Kładź się, zanim znowu się przewrócisz.
-Proszę, nie złość się – siedemnastolatka potarła prawy policzek chłopaka, który nagle stał się potulny jak mały puchaty baranek. I co ta miłość robi z człowiekiem, huh?
-Jeśli Mary będzie przez ciebie znowu płakać – pokiwał głową na boki, patrząc z czystą furią na tatę Marianny. –Nawet fakt, że jesteś przyjacielem mojego ojca mnie nie powstrzyma od obicia ci mordy- Adam już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Irwin nie pozwolił mu dość do słowa. –Przyniosę ci sok – troskliwie ucałował czoło blondynki, po czym wyszedł.
-Przepraszam za niego, tato – westchnęła skruszona. –Ashton po prostu się martwi.
-To nieistotne – machnął ręką i usiadł na miejscu perkusisty. –Calum złaś z łóżka – woah! Zarówno Adam jak i Irwie są tacy… Władczy. Lubią sprawować kontrolę. A nich mnie… Heh.
-Nie – zaprzeczyła szybko. –Przecież zmieścimy się oboje, zresztą… - wzruszyła ramionami. –Caluś niesamowicie grzeje, a mnie jest zimno – szybko wskoczyła pod kołdrę obok Hooda, który ją przytulił pokazując przy okazji język Wesley’ owi.
Rozmawiali głównie o samopoczuciu Mary, aż do czasu gdy do pomieszczenia nie weszła wysoka szczupła blondynka ubrana w jakieś drogie szmatki. Była zawodowa i nawet fakt, że kolor jej włosów nie był brązowy mi nie przeszkadzał od ślinienia się na jej widok.
-Marianna – szybko podeszła do nastolatki, a echem od ścian odbijał się stukot jej szpilek. Mhm, tyłek też ma niczego sobie. –Co, do diabła się stało? – zapytała zatroskana przysiadając na brzegu materaca. –I co, do cholery ty tutaj robisz? – warknęła na Adama.
-To również moja córka.
-Mamo, proszę… - woah! Mamo?! Ślinię się i podniecam na widok mamy Mary?! O kurwa… Cholera, wygląda tak młodo. Obstawiałbym, że może być góra po dwudziestce, ale nigdy bym nie przypuszczał, że ma siedemnastoletnią córę oraz dziesięcioletniego syna i wygląda niczym modelka Victoria’ s Secret! Jasny gwint… Dobrze, że nikt nie słyszy moich myśli. –To nic takiego, po prostu zrobiło mi się słabo i się przewróciłam, ale co ty tutaj robisz?
-Ashton do mnie zadzwonił – przeczesała dłonią włosy. –Gdyby nie ten chłopak… - pokręciła głową na boki z niedowierzania. –To złote dziecko – zachichotałem pod nosem zupełnie jak Hood.
-Z pewnością – mruknął Adam z przekąsem.
-Skąd wiedział, skoro nie chodzicie razem na plastykę? – dopytywała blondynka. Jezu, to nadal obrzydliwe, że przeszło mi przez myśl, że mógłbym ją uwieść… To była żona faceta mamy!
-Lucas do niego zadzwonił – Mary uśmiechnęła się lekko w moim kierunku, co odwzajemniłem, a para brązowych oczu przeniosła się na moją jakże skromną osobę. W zaledwie kilka sekund matka mojej przyjaciółki znalazła się przy mnie.
-Dziękuję, że zająłeś się moją córką – przytuliła mnie delikatnie, a ja wstrzymałem oddech. Chryste, kobieto zwolnij! Nadal przetwarzam wiadomość, że jesteś matką! Minutę temu fantazjowałem o twoim tyłku!
-Drobiazg – wydusiłem z siebie, a ona się odsunęła.
-Mamo, a co z twoją kolekcją? – co?
-Mary – mruknęła zażenowana tokiem myślenia swojego dziecka. –Jesteś w szpitalu i pytasz co z kolekcją?!
-Tak? – uniosła zabawnie lewą brew.
-Dziecko, ty mnie kiedyś wykończysz. Nie mam teraz głowy do tego… - zatrzymała się w pół kroku i znowu dokładnie mnie zlustrowała. –To jest ten twój chłopak, tak? – zmarszczyłem brwi. –Sylwia wspominała – uśmiechnęła się leciutko w moim kierunku i wyglądała zajebiście… Jak na kobietę, która jest rozwódką i ma dzieci. Wcale o niej nie myślę i nie wyobrażam jej sobie w bieliźnie! To matka Mary i nie wolno jej tykać! Kobieta w wieku mojej mamy! Nie wolno, Lucas!
-Tsa –uśmiechnęła się sztucznie siedemnastka unosząc brwi i je od razu opuszczając. –Mój… Chłopak.
-Zajrzę do ciebie później – rzuciłem i wyszedłem. Chryste, jak tam gorąco. Muszę jakoś odreagować, czy coś. Nie mogę jarać się matką Marianny tym bardziej, że nie znam nawet jej imienia.
Szybko wyjąłem komórkę z kieszeni spodni i odnalazłem kontakt mojej… Przyjaciółki. Dziewczyna odebrała po drugim sygnale.
-Tak, Luke?
-Brook? Musisz mi pomóc… 
___________________________________
Bada bum! 
Przerażony Luke, co wy na to? Po za tym chłopak zauroczył się Laurą (matką Mary - patrz Rodziny bohaterów) - bez obaw nic z tego nie będzie. Wbrew pozorom Hemmo to grzeczny chłopiec i starszych kobiet nie rusza. 
Ashton pokazał pazurki w słownych potyczkach z Adamem, który stara się jak może, żeby znów być częścią życia swojej córki... 
Woah, dokąd to wszystko zmierza? Hahaha...
Miłej niedzieli.
Buźka, miśki ;** 

wtorek, 14 kwietnia 2015

18. Sugar We're Going Down





Ashton

To był chyba najbardziej pokręcony weekend w całym moim życiu. Najpierw ta cała draka z Mary, później na całe szczęście się pogodziliśmy, zabalowaliśmy na urodzinach Caluma, a na deser w niedzielę poznaliśmy nasz ulubiony band, który wcale nie jest taki zajebisty jak się spodziewaliśmy, no i mam tą pieprzoną opryszczkę!
Po zjedzeniu śniadania, które zrobiła nasza nowa pomoc domowa poczekałem, aż moje rodzeństwo się ubierze, a kiedy już to zrobili wsiedliśmy do mojego Lambo i pojechaliśmy po Hooda, bo Roger zabrał mu kluczyki od wozu.
Poodwoziliśmy Elenę i Anta, a później na spokojnie pojechaliśmy do szkoły, rozmawiając o tym feralnym wczorajszym dniu. Podobno Luke nieźle się zachlał, ale Wesley się nim zajęła – to zadziwiająco łatwe, kiedy wiesz, że gość, który jest twoim kumplem zgodził się urabiać twoją laskę… To jest przyjaciółkę! To był najgenialniejszy plan jaki dane mi było wymyśleć – Hemmings nie interesuje się Marianną w taki sposób, zresztą nawet jeśli to i tak nie będą razem, bo ich starzy się kochają. Tak czy siak… Ja wygrywam.
Przechadzaliśmy się po korytarzu i głośno się śmialiśmy z Mellody, która dziś będzie musiała załatwić sobie jakiś inny środek transportu niż mój samochód.
-Patrz – dźgnął mnie łokciem w żebra, na co lekko się skrzywiłem. –Ally – kiwnął z cwanym uśmieszkiem w stronę roześmianej brunetki opartej o szafkę, która w dłoniach trzymała książki i śmiała się w najlepsze z Brooklyn.
-Co cie tak na nią wzięło, huh? – zapytałem ze zmarszczonymi brwiami, przyglądając się Hoodowi.
-Jest niezła, lubię ją – wzruszył ramionami, dalej szczerząc się jak głupi do sera. –Śliczna, mądra, dobrze całuje i… Nie chcę się od razu na nią rzucać jak na kawałek mięsa – oblizał górną wargę, machając ręką w… Stronę Carter. No, a jakżeby inaczej. Rzygam tą miłością dookoła.
-Umów się z nią.
-Nie mogę – Hoodie zacisnął lewą dłoń w pięść, a później wbił w nią zęby. –I powiem ci nawet dlaczego, mój genialny przyjacielu – pstryknął palcami tej samej ręki, pokazując tym razem mnie swoje białe zęby. –Nie chcę, żeby Max robiła jej sceny.
-Co w związku z tym? – Boże, ten chłoptaś ma bardziej nasrane w głowie ode mnie.
-Patrz i się ucz, kochasiu – poklepał mnie zadowolony po plecach, a później niczym model na wybiegu ruszył w stronę mulatki.
Wyprostowałem się i zaciekawiony splotłem ramiona na torsie, przyglądając się przedstawieniu. Rozmawiał z nią chwilę, śmiali się… Nawet odgarnął jej niesforny kosmyk, który wpadał do oczu co było pretekstem, żeby jej dotknąć…
-Siema, co robisz? – zagaił Mikey, pojawiając się obok razem z Jas i Max.
-Uczę się, jak wyrywać panienki od Calusia – nawet na nich nie spojrzałem, ale mógłbym sobie dać palec uciąć, że Martin kipi ze złości. Szkoda mi jej… Nie, kogo ja oszukuję?! Zdzira wskoczyła do łóżka Jokera, a czepiała się Hooda.
Widziałem jeszcze jak Cal cmoka Ally w policzek, a następnie wniebowzięty niemalże biegł w naszym kierunku, jakbyśmy co najmniej chipsami dzielili!
-Zabieram ją dziś do kina – wypiął dumnie klatę. –Pożycz mi auto – wyśmiałem go. Nie pożyczę mu mojej Natalie! Głupi jest czy jak?! –No nie bądź taki, wesprzyj mnie, a ja załatwię z Mary, żeby dalej ci dawała.
-Tyle, że nie chcę – wszyscy chórem wrzasnęli zgrane „co?”, na co odpowiedziałem, że zwykła przyjaźń bez jakichkolwiek gratisów całkowicie mnie zadowala – co było absolutną ściemą, bo ilekroć widziałem moją kicię musiałem się powstrzymywać od zerwania z niej ubrań. Nic nie poradzę, że ciągnie mnie do niej jak misia do miodu. To silniejsze ode mnie!
-Calum, pomożesz mi dzisiaj? – zaćwierkała Max, na co z chytrym uśmieszkiem spojrzałem na przyjaciela, który wywrócił oczami. Zaraz będę światkiem błysku inteligencji Caluma Hooda!
-W czym konkretnie? – zapytał z przekąsem, zaplatając ramiona na piersi i patrząc na nią z drwiną.
-Ze wszystkim, mam skręconą kostkę.
-W co ty grasz, huh? – kiwnął na nią głową, a ja tak jak Clifford uniosłem zszokowany brwi ku górze, natomiast Jasmine zasłoniła otwarte usta dłonią. Czy to możliwe, żeby Cal wreszcie dojrzał do tego, żeby wygarnąć wszystko tej wariatce?! Wreszcie się jej pozbędziemy! Nareszcie będziemy szczęśliwi, że nie musimy udawać przyjaźni względem Max! Moje modlitwy do Boga Rock & Rolla zostały w końcu wysłuchane! Alleluja! Kolejka dla wszystkich, możemy świętować i przepić całe moje kieszonkowe!
-O czym ty do cholery mówisz? – warknęła wściekła Maximilian.
-Kochasz mnie czy nie?! – wrzasnął na całe gardło zwracając uwagę wszystkich, łącznie z Carter, która zaprzestała śmiechów i z zainteresowania podeszła kilka kroków bliżej nas.
-Przecież wiesz, że…
-Jeśli mnie kochasz to wróć do mnie. W tej chwili powiedz te dwa słowa, a odwołam randkę z Ally – woah, jeszcze nigdy nie widziałem tak poważnego Caluma. To chyba naprawdę było poważne. –Masz mnie za dziwkarza, robisz wyrzuty przy każdej okazji, ale, do cholery nie jesteśmy razem, bo ty tego nie chcesz! Masz ostatnią szansę! Chcesz ze mną chodzić czy nie?! – wydarł się. Katem oka widziałem, że Carter kręci głową na boki z niedowierzania i  odchodzi w stronę sali gimnastycznej.
-Nie – mruknęła ze spuszczoną głową.
-W takim razie nie wpierdalaj się w moje życie, bo nareszcie po tych trzech latach tortur chcę wreszcie ruszyć naprzód i znaleźć laskę, która jest zrównoważona! – wykrzyczał, patrząc jej prosto w oczy, głośno sapiąc. –Nareszcie to powiedziałem – zadowolony odwrócił się w moją stronę. –Czuję się jak nowonarodzony. Wreszcie mogę oddychać czystym powietrzem, idziemy, Irwin – zarzucił ramię na mój bark i prowadził przez hol ciesząc się życiem.
-Jestem z ciebie dumny – przyznałem z uznaniem. Tyle razy powtarzaliśmy mu z Mike’ m, żeby odstawił tą idiotkę, ale zawsze zapierał się, że to tylko okres, podczas którego Max jest strasznie drażliwa i lepiej trzymać się od niej z daleka; a teraz nareszcie – dzięki ci Boże – zrzucił niewidzialną obrożę pieska na posyłki i jest wolny… Prawdziwie wolny! –Tyle, że Alison widziała – uśmiech z twarzy dziewiętnastolatka znikł, a on sam wzruszył lekko zawiedziony ramionami.
-Pogadam z nią, zresztą… Tego kwiatu jest pół światu, nie? – uniósł zadowolony z siebie brwi ku górze. –Tata tak mówi – kolejny raz uniósł barki.
-Tsa, ale mój mówi, że trzy czwarte chuja warte, więc skoro ci na niej zależy… -westchnąłem, bo doskonale wiem, dlaczego i w jakich okolicznościach mój starszy mi to doradził. –Nie odpuszczaj.
-Jesteś żałosny – aha! Zajebisty kumpel, ja mu doradzam, a ten cieć mnie wyzywa. O moim aucie może zapomnieć! –Karzesz mi walczyć o laskę, a sam się poddałeś i zadowalasz się resztkami – wywróciłem oczami.
-Mam plan, okay? – zatrzymał się w półmroku i spojrzał na mnie zaciekawiony. –Nie powiem ci, Hood.
-No weź – trzepnął mnie dłonią w klatkę piersiową. –Chcę wiedzieć, przecież wiesz, że nikomu nie powiem.
-Jak już przy tym jesteśmy… - przełknąłem głośno ślinę. –Muszę coś z siebie wyrzucić.
-Dawaj.
-Jas…- mruknąłem i nerwowo rozejrzałem się po holu, aby upewnić się, że nikt nas nie usłyszy. –Ona… podrapałem się zakłopotany po szyi. Chryste, to trudniejsze niż się wydawało… -Jas jest w ciąży – szepnąłem nachylając się w stronę ucha Calusia.
-Że co kurwa?! Jakiej ci…- szybko zasłoniłem mu usta dłonią, żeby nie rozdziawił kopary na cały budynek.
-Z Mike’ m. Zwierzała się Mary, a ja… Nie mogę tego utrzymać w tajemnicy przed Cliffordem.
-Pogadaj z Jas, a teraz mów co wymyśliłeś w sprawie Mash.
-Ja…
~***~
Całą fizykę myślałem jak przekonać Jasmine do powiedzenia prawdy Michaelowi o dziecku, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy, dlatego postanowiłem uciec się do tradycyjnych metod i standardowego szantażu. Przekabacę Hogan w ten sposób, że nie dowie się skąd wiem.
Poszedłem za Jas i Max to damskiej szatni, bo według planu mieliśmy teraz wychowanie fizyczne z klasą Luke’ a. Laski nawet się nie przejęły, że wszedłem podczas, gdy były w samej bieliźnie, a inne nawet bez. Zresztą… Nie patrzyłem nawet na ich cycki czy nagie tyłki, miałem misję i musiałem się z niej wywiązać.
-Jas – zagaiłem, a mulatka odwróciła się ze zmarszczonymi brwiami.
-Co tu robisz, Irwin? – w jej głosie dało się wyczuć jad. Jasmine była bardzo negatywnie nastawiona do trybu życia jaki prowadzę i nie szczędziła sobie niemiłych komentarzy, ale lubię ją. To moja przyjaciółka – nie tak bliska jak Mary, ale nadal – więc jej wybaczam… Traktuję to jak… Czysto bratersko siostrzane przepychanki.
-Musimy pogadać, chodź – złapałem za łokieć osiemnastolatki i wyprowadziłem z pomieszczenia.
Hol był całkowicie pusty, więc to był naprawdę wyśmienity moment.
-O co chodzi? – skrzyżowała ręce na piersiach. Cycki Jas były zajebiste i zazdrościłem Michaelowi, że ma je na wyłączność.
-Masz powiedzieć Mike’ owi, że jesteś w ciąży.
-O czym ty pieprzysz, Irwin?! – wykrzyczała, wymachując zamaszyście rękoma na wszystkie strony. Mało i bym w ryj nie dostał, ale zdążyłem się odsunąć. –Jaka ciąża?! Czego się najarałeś?!  
-Wiem, że będziesz miała dziecko i nie wmówisz mi, że jest inaczej – oznajmiłem niewzruszony.
-Mary się wygadała?!- warknęła, ale pokręciłem przecząco głową.
-Słyszałem jak rozmawiałaś z Max, Calum też wie – zakryła twarz dłońmi i zaczęła regulować oddech.
-Nienawidzę, gdy wtrącasz się w nieswoje sprawy.
-Powiedz mu, albo ja to zrobię – uniosłem od niechcenia barki, a ręka Hogan zacisnęła się na mojej koszulce. Okay, furii Jasmine jeszcze nigdy nie przerabiałem… To dla mnie nowość.
-Tylko spróbuj, Ashton, a przysięgam, że pożałujesz. Powiem Mary o WSZYSTKIM – wycedziła przez zaciśnięte zęby, przyciągając mnie bliżej swojej twarzy.
-Wszystkim?
-WSZYSTKIM, nawet o tym, że przez przerwę świąteczną pieprzyłeś byłą asystentkę Adama – wyszczerzyłem oczy. Jak ona…?! Czemu…?! Kiedy…?!
-Kto ci powiedział? Skąd to wiesz, Jas?! – wrzasnąłem sfrustrowany.
-Ty sam przed chwilą – odepchnęła mnie, a w oczach miała dziki szał. –Piśnij chociaż słówko, a powiem…
-Mary o tym wie.
-Co?!
-To. Znowu mam nad tobą przewagę i radzę ci powiedzieć prawdę mojemu przyjacielowi. Masz cały tydzień, czas start – powiedziałem na odchodne i ruszyłem w stronę szatni chłopaków.
To był cudny dzień, a fakt, że Jas łyka każdą ściemę jaką jej się powie to już nie moja wina. Marianna nie wie i nigdy się nie powinna dowiedzieć. Sama sytuacja, że dziś z Luke’ m mają jakieś cuda w centrum robić – coś z plastyki, nie wnikam w to – była mi na rękę.
~***~
W czasie przerwy siedziałem obok Mike’ a i piłem zimną colę, kątem oka obserwując Caluma, który „kulturalnie rozmawiał” z swoją nową lalunią. Było źle i nawet Clifford to widział. Nie dość, że Hoodie wrzeszczał, że z Max nic go już nie łączy, to Ally nie chciała mu wierzyć, a gdy zapragnęła odejść złapał ją za barki i darł koparę jeszcze głośniej.
-Jak z Mary? – z transu wyrwał mnie głos przyjaciela, na którego spojrzałem ze zmarszczonymi brwiami.
-W jakim sensie?
-W sensie was?
-Nas? – przytaknął. –Nie ma nas, ona… Kręci z Hemmingsem – cholera, idź stąd Michael, bo zaraz powiem coś czego nie powinienem mówić!
-Bo kazałeś mu ją urobić. Zmuszasz go do sypiania z przyszłą siostrą – sranie w banie! Ja go do niczego nie zmuszam, tylko kulturalnie poprosiłem, żeby wyświadczył mi przysługę, a w nagrodę wystawię mu Max. Oczywiście po tygodniu zbrzydną mu brunetki do końca życia. –Co ty robisz ze swoim życiem, stary? – spojrzał na mnie poważnie.
-Przynajmniej pamiętam o gumkach, nie to co poniektórzy –mruknąłem, wywracając oczami.
-Co?
-Nic, Mike – z lekkim uśmiechem pokiwałem przecząco głową na boki. –Idę zapalić – odpychając się dłońmi od krawędzi ławki wstałem i nonszalanckim krokiem podszedłem do rozhisteryzowanego Hooda i równie rozkrzyczanej Alison. –Chodź, kochasiu – złapałem za bark przyjaciela, który zmroził mnie wzrokiem.
-Zajęty jestem – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Właśnie widzę, chodź na szluga i daj dziewczynie na razie spokój – zarzuciłem rękę na jego ramiona i prowadziłem wbrew woli w stronę szatni.
W pomieszczeniu otworzyłem okno, aby nikt nie wyczuł zapachu nikotyny. Wyjąłem z plecaka paczkę papierosów, a następnie usiadłem obok mulata na wysokim parapecie częstując go jedną fajką. Oboje zaciągnęliśmy się, by później wypuścić ustami biały dym oraz cichy pomruk: Mhm.
-Jest w chuj źle, Irwie – westchnął Hood.
-Jakbym nie wiedział, Caluś – prychnąłem. – Rozmawiałem z Jas – wtrąciłem, a ciekawski wzrok Caluma przeniósł się z widoku zza okna na moją osobę.
-I jak? – zapytał prawdziwie zaciekawiony, biorąc kolejnego bucha.
-Szantaż – wzruszyłem ramionami.- Jak zwykle zresztą, trochę to monotonne.
-Tsa, nasze życie to niezła kicha, ale… -uśmiechnął się uradowany, grzebiąc ręką w kieszeni zielonych szortów. –Hoodini zawsze ma rozwiązanie – zamachał mi małą saszetką przed oczami.
-Co to za gówno? – zapytałem, wyrywając z palców dziewiętnastolatka woreczek, aby przyjrzeć się temu bliżej.
-To akurat jest hera, bo Zackowi wyszło ekstazy – skrzywił się lekko jakby ktoś mu jaja ścisnął.-Chcesz trochę? –dodał z chytrym uśmieszkiem oraz ruszając zawadiacko brwiami.
-Ja… - przerwał mi mój nowy telefon, który wyjąłem i odczytałem wiadomość nadawaną przez Luke’ a.
Od: Hemmings
Mary jest w szpitalu 

______________________________________
Rozdział jest... No właśnie jest, ale czy dobry czy nie  to sama nie wiem. Skończyłam go dopiero dziś, ale końcówka mi się niezbyt podoba - taki Drama Time...
No nic, ocenę pozostawiam wam. 
Pamiętajcie o ankiecie!!
Buźka, miśki ;**