Luke
Właśnie mieliśmy wykonać wielki finał, kiedy Marianna upadła
z hukiem na twardą glebę. Niestety byłem zbyt daleko od niej, żeby ją złapać.
Leżała nieprzytomna jakieś kilka sekund i dopiero po tym
czasie wszystko ruszyło. Nasza nauczycielka podbiegła, aby sprawdzić czy
wszystko z Wesley w porządku tak jak i reszta uczniów, aż wreszcie kobieta
zadzwoniła na pogotowie.
Nie podszedłem do nich – byłem w zbyt dużym szoku. Rano Mary
czuła się świetnie! Mówiła, że jeszcze nigdy nie miała w sobie tyle pozytywnej
energii… A teraz leży i się nie rusza… Nawet nie wiem czy oddycha.
Nie mam pojęcia po jakim czasie przyjechała karetka. Dwóch
sanitariuszy zabrało blondynkę na nosze i zawiozło ją do samochodu, gdzie
wpakowałem się bez zaproszenia.
-Jesteś kimś z rodziny?- warknął w moim kierunku jeden z
ratowników medycznych.
-To moja siostra – powiedziałem bez zająknięcia, a oni
wreszcie ruszyli.
Droga cholernie się dłużyła, dlatego wysłałem wiadomość do
Irwina, w której poinformowałem, że jego dziewczyna jest wieziona do szpitala.
Bałem się o Mary, cholernie się bałem, że coś mogła sobie
zrobić coś poważnego. W końcu to prawie moja rodzina. Traktuję ją jak siostrę,
oczywiście po za tymi dwoma razami, kiedy ją posuwałem – nie jestem z tego
dumny, ale na swoją obronę powiem tylko tyle, że byłem pijany. Na trzeźwo nigdy
bym tego nie zrobił!
Karetka zatrzymała się pod budynkiem szpitala. Otworzyli
drzwi i znowu wyjęli nosze z nieprzytomną Marianną, którą szybko zawieźli
do środka. Wybiegłem za nimi, ale już w
progu wpadłem na moją mamę.
-Luke?! – zawołała przerażona. –Co tutaj robisz?! Coś sobie
zrobiłeś?! – wywróciłem oczami.
-Mamo, nie jestem kaleką – jęknąłem zażenowany. Nie cierpię
tej cholernej nadopiekuńczości.
Może ostatnio nie byłem sobą, cały weekend topiłem smutki w
alkoholu, ale to wszystko przez ojca, który niesamowicie potrafił mnie wkurwić.
Joe jest po prostu… Ten człowiek jako jedyny zna mnie najlepiej i… Nie chcę,
żeby robił te wszystkie rzeczy, żeby odzyskać moje zaufanie! Nienawidzę go,
więc niech się tak nie stara i niech nie udaje skruszonego ojczulka, którym
nigdy nie był!
-Luke – warknęła. –Mów, do diabła co robisz w szpitalu –
dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu, na co kolejny raz wywróciłem gałkami
ocznymi. Niech to szlag…
-Przyjechałem z Mary, bo straciła przytomność i przyłożyła
głową o asfalt – spuściłem głowę.
-O mój Boże – przerażona blondynka zakryła sobie usta
dłonią.
-Nic jej nie będzie, prawda? – zapytałem z nadzieją, patrząc prosto w
błękitne oczy Jackie.
-Luke…
-Powiedz, że nic jej nie będzie! – wrzasnąłem sfrustrowany,
zwracając uwagę innych pracowników i pacjentów. –Mamo, powiedz – poprosiłem
szeptem. –Ona jako jedyna mnie rozumie – rodzicielka zamknęła mnie w swoich
chudych ramionach, gładząc moje włosy. Schowałem głowę w zagłębieniu pomiędzy
jej barkiem, a uchem, głośno dysząc. –Zrób coś, błagam…
-Rozumiem, że to twoja dziew…
-Nie jest moją pieprzoną dziewczyną! -wrzasnąłem.
Miałem dość tych
intryg. To przestało być zabawne! Na litość boską, ona jest w szpitalu! Chcę, żeby
wszyscy poznali prawdę. Niech Ashton wreszcie przyzna, że kocha Mariannę, a ona
niech powie prawdę swojemu ojcu, bo zwariuję!
-Zerwaliście? – Jackie odsunęła mnie na kawałek i spojrzała
ze współczuciem.
-Nigdy nie byliśmy razem – wyjaśniłem ze zmarszczonymi
brwiami. Chryste, to moja mama! Powinna wiedzieć kiedy kłamię! –To były żarty.
-Sprawdzę co z nią, a ty zadzwoń do Adama. Powinien
wiedzieć, że jego córka jest w szpitalu – przytaknąłem, a kobieta w blond
włosach zniknęła z mojego pola widzenia. Przeczesałem dłonią swoje włosy,
głośno wzdychając.
Całkiem niewykluczone, że trochę mnie poniosło i
powiedziałem za dużo, ale nigdy nie byłem w takiej sytuacji, żeby osoba, którą
kocham jak członka rodziny trafiła w takim stanie do szpitala. Nie mam pojęcia
co się z nią działo. Nie wiem czy ten upadek nie był śmiertelny. Nie mogę
stracić osoby, która rozumie mnie jak nikt inny! Nie mogę…
Wyjąłem komórkę, po czym wybrałem numer do Adama, który
odebrał dopiero za drugim razem.
-Luke, nie mam czasu… - zaczął wściekłym tonem.
-Mary jest w szpitalu, przyjedź – po tych słowach się
rozłączyłem.
Pobiegłem w stronę sali segregacji, gdzie zapewne została
przewieziona moja przyjaciółka. Faktycznie tam była. Jakiś doktor ją badał, w
między czasie rozmawiając z moją mamą. Nie licząc się z niczym wszedłem do
nich.
-Co z nią? – zwróciłem się do faceta, który miał na
plakietce napisane: Dr Mark Rollins.
Gość zlustrował mnie wzrokiem, ale nie spuściłem z niego spojrzenia, nawet
morderczy wzrok mojej mamy mnie nie zniechęcił.
-Jesteś kimś z rodziny? – niech go diabli!
-To moja narzeczona, nosi moje dziecko i mam pierdolone
prawo wiedzieć – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Więc zacznij mówić,
doktorku zanim stracę cierpliwość – dokończyłem tym samym tonem… Chociaż w sumie
byłem z sekundy na sekundę bardziej wkurwiony, więc…
-Zaraz zabierzemy pannę Wesley na liczne badania. Na razie
mogę panu powiedzieć, że wygląda to nie za ciekawie – wywróciłem oczami. To
akurat sam zdążyłem zaobserwować!
-No to jazda z nią na te badania! – wrzasnąłem ku jeszcze
większemu niezadowoleniu rodzicielki. Lekarz bez żadnych uwag z pomocą
pielęgniarek znowu wywieźli gdzieś Mariannę, a ja stałem właśnie przed sądem
Jackie Hemmings. Cholera.
-Lucasie Robercie Hemmings… - zaczęła.
-Tak, wiem – ubiegłem ją. –Zachowałem się źle, ale… Martwię
się o nią, mamo – spuściłem głową. –Lubię Mary i nic na to nie poradzę –
wzruszyłem ramionami. –To moja przyjaciółka i rozumie mnie jak nikt inny.
-To co mówiłeś… Że nosi twoje dziecko… - mama była
przerażona.
-Zabezpieczam się, kobieto – poinformowałem ją szybko, będąc
wystraszonymdo czego zmierza ta rozmowa. To krępujące rozmawiać z nią na takie
tematy… Już rozumiem, gdyby ojciec, albo Adam odbywał ze mną takie pogadanki,
ale nie miałem w planach zwierzać się z życia seksualnego mojej mamie! –Nie
zapłodniłem jeszcze żadnej dziewczyny – kontynuowałem. –I nie mam planach zostania nastoletnim ojcem, dlatego
nie wracajmy do tego tematu w przeciągu czterech lat – już miała otworzyć usta,
żeby coś powiedzieć, ale uciszyłem ją gestem ręki. –Nie mów nic, tylko mi
obiecaj.
-Luke…
-Obiecaj, że nie będziesz mi robiła lekcji z wychowania
seksualnego. Wiem jak się zabezpieczać i to mi w szczególności wystarcza. Wiem,
że cholernie dużo wagarowałem w Sydney, ale na te zajęcia chodziłem regularnie,
dlatego obiecaj mi to – kobieta westchnęła i pokręciła głową z niedowierzania.
-Obiecuję – powiedziała wreszcie, a ja ją przytuliłem. –Idź
teraz na korytarz i grzecznie czekaj, aż po ciebie przyjdę, dobrze? – niechętnie
na to przystałem i spełniłem jej prośbę.
Siedziałem na ławce i nerwowo stukałem nogami o ziemię. To
trwało stanowczo zbyt długo. Nagle po izbie przyjęć rozniósł się głośny krzyk,
którego właścicielem był nie kto inny jak sam Wielki Ashton Irwin. Razem z
ciemnym blondynem był równie zdenerwowany Calum.
-Hemmings! – wrzasnął wściekły, kierując się w moją stronę.
Jednym płynnym ruchem złapał za moją koszulkę i postawił mnie do pionu. –Gdzie,
do kurwy jest moja dziewczyna?! – zmarszczyłem brwi zupełnie jak Hood.
-Stary… - westchnął mulat. –Powiedziałeś dziewczyna?- Irwie
wyszczerzył oczy.
-Powiedziałem Mary – warknął. –Gadaj co się stało – zażądał,
nadal mnie szarpiąc. Kulturalnie złapałem za jego nadgarstki, które następnie
wykręciłem nasłuchując tego pięknego syknięcia bólu, wydobywającego się z ust
Asha. Poprawiłem swój t-shirt i odchrząknąłem.
-Zasłabła – wyrzuciłem barki w powietrze.
-Luke! – tym razem dobiegł mnie głos ojca Marianny. –Co z Mary? – zapytał, podbiegając bliżej nas.
-Och, troskliwy tatuś się zjawił – prychnął z kpiną Ashton.
–Wreszcie odkryłeś, że masz córkę?! – wrzasnął. Nie zareagował nawet, gdy Calum
złapawszy go za ramiona, odciągając w tył.
-Posłuchaj, gnojku – Ash wybuchł śmiechem. Co do cholery?!
–Nic nie wiesz…
-Zostawiłeś ją, urwałeś kontakt na kilka lat, przez weekendy
grasz skruszonego ojczulka, któremu „nadal zależy” na swoich dzieciach.
Zdradzałeś Laurę z… - zagryzł dolną wargę, jakby się przez chwilę zastanawiał
nad odpowiednim doborem słów. –Cóż… Bądźmy szczerzy, twoja była asystentka była
gorsza od przeciętnej –zaśmiał się pod nosem. –To były najgorsze dwa numerki w
moim życiu, a uwierz mi spałem z Cook.
-Ty pieprzony…
-Oszczędź ślinę – uciszył Wesleya gestem ręki. –To i tak po mnie spływa i nic sobie z tego nie
robię. Podlegam tylko dwom osobą i żadną z nich nie jesteś- wzruszył
nonszalancko ramionami. –A teraz wybacz, ale idę sprawdzić co z Mary –
specjalnie szturchnął go barkiem, a później poszedł w stronę sali segregacji.
Obaj z Calumem milczeliśmy. To było… Nieoczekiwane. Adam
stał wściekły zaciskając pięści, a jego oddech przyśpieszył jakby przed chwilą
przebiegł jakiś maraton. Nieźle Irwin, naprawdę potrafisz wkurwiać ludzi.
-Luke, gdzie jest Jackie? – westchnął w końcu.
-Pewnie rozmawia z Rollinsem o Mary – wzruszyłem ramionami,
nadal będąc w szoku.
-Kim jest Rollins? – szepnął Cal w moim kierunku, jakby bał
się reakcji Adama na jakikolwiek odzew z jego strony.
-To lekarz Marianny – pokiwał głową na znak zrozumienia.
–Chodź – klepnąłem lekko w klatkę piersiową.
Na równi z Hoodem ruszyliśmy do miejsca, gdzie przewieziono
Wesley. Przed salą Irwie kłócił się tym razem z lekarzem, któremu groził, że
jeśli nie powie co się dzieje z jego kicią
komuś stanie się krzywda.
-Stary – złapałem za jego prawy bark, a ciemny blondyn
zmroził mnie spojrzeniem. –Co z nią? – kiwnąłem na doktora, który zupełnie jak
ja kilka minut temu, poprawił swój kitel.
-Pańska narzeczona ma niedowagę, jest wykończona,
prawdopodobnie ostatnio wcale nie sypiała. Jej organizm jest bardzo słaby,
dlatego straciła przytomność. Jednak po za guzem oraz małym obtarciu skroni nic
poważniejszego się nie stało. Och, i twoja narzeczona nie jest w ciąży – mruknął
zażenowany, po czym odszedł.
-Twoja, kurwa co?! – uniósł się wielce Irwin, przyciskając
mnie do ściany i lekko podduszając.
-Ogarnij swoją agresję, pajacu – powiedziałem znudzony tymi
ciągłymi szarpaninami mnie i traktowaniem jak szmatę. –Zdecyduj się w końcu kim
ona dla ciebie jest, bo przestaje mnie bawić ta opera mydlana i bierz te łapy,
bo mogę ci je połamać – uniósł brwi i przyglądał mi się z miną typu: TY?! A co ty mi możesz zrobić, dzieciaku?! –Dla
twojej informacji psycholog w ramach rozładowania gniewu zasugerował mamie,
żeby zapisała mnie na MMA – zabrał te swoje napakowane bicepsy sprzed mojej
twarzy, tym samym stawiając mnie znów na ziemi. –Dziękuję – dodałem z
przekąsem.
-Nie igraj ze mną, Hemmings –pokiwał głową na boki, a
później wszedł do sali.
-Zdradzę ci sekret, Luke – oznajmił po cichu Hoodini, na co
zmarszczyłem brwi. –Ashton kocha Mary – jakbym tego nie wiedział. Wywróciłem
oczami. –I zabiera ją do Paryża, żeby zabrać na randkę podczas przerwy
wiosennej – teraz z kolei uniosłem brwi, mile zdziwiony. Nareszcie! –Ale nikomu
nie mów, okay?
-Spoko, stary – przybiłem z nim sztamę, a następnie
poszliśmy w ślady tego buntownika.
Ashton siedział na krzesełku przy łóżku Wesley i całował
każdy z knykci prawej dłoni dziewczyny. To było urocze – na ich głupi i
pokręcony sposób. Mary z kolei mówiła mu co pamięta.
-Mary! – Calum z rykiem rzucił się na nogi blondynki, a
później niczym małe dziecko podciągnął całkowicie Mariannę zgniatając swoim ciałem
tylko po to, żeby mocno ją przytulić. –Co ci odjebało?! – wrzasnął. –Nigdy
więcej mnie tak nie strasz, rozumiesz młoda damo?! – krzyczał dalej, a do
pokoju wszedł Adam, który zdezorientowany przyglądał się temu wszystkiemu.
–Masz całkowity zakaz wychodzenia na imprezy przez dwa tygodnie i już ja tego
dopilnuję! Przez czternaście dni będziesz się musiała ze mną użerać i już ja
dopilnuję, żebyś jadła regularnie! – zarządził niczym prawdziwy ojciec.
-Caluś – zaczęła tym swoim słodkim głosikiem, który działał
na każdego. –A jeśli to będą imprezy, na które będę wychodziła z Luke’ m, albo
Ashtonem? – zapytała z nadzieją.
-Nie – odpowiedział stanowczo. –Nawet jeśli byłby to sam
Justin Bieber, nigdzie nie wychodzisz – zielonooka wywróciła oczami.
-A ty? – wydęła delikatnie dolną wargę i manipulowała Caluma
wzrokiem – tak, ja też nie wiedziałem, że to możliwe dopóki wczoraj tego na
mnie nie zastosowała.
-Co ja?
-Imprezy z tobą.
-Och, kochana… - westchnął z szerokim uśmiechem.
–Oczywiście, że ze mną możesz zawsze… - dziewiętnastolatek zmarszczył brwi, a
później otworzył szeroko usta na kształt dużego pulchnego O. Może być ciekawie. –Próbuj tych swoich gierek na tych dwóch
idiotach, ale nigdy nie na mnie! – zawołał urażony.
-Marianna – zaczął Adam zbliżając się do łóżka, jednak drogę
zatorował mu Irwie.
-Nie zbliżaj się – warknął niczym pies obronny. Prawdziwy
doberman rodem z Chihuahua z Beverly Hills… Ten cały El Diablo! Tsa, nawet
widać było małe podobieństwo.
-Ash, to mój tata – szepnęła Wesley, wstając i odciągając
swojego niedoszłego faceta.
-Miałaś leżeć – zazgrzytał zębami. –Kładź się, zanim znowu
się przewrócisz.
-Proszę, nie złość się – siedemnastolatka potarła prawy
policzek chłopaka, który nagle stał się potulny jak mały puchaty baranek. I co
ta miłość robi z człowiekiem, huh?
-Jeśli Mary będzie przez ciebie znowu płakać – pokiwał głową
na boki, patrząc z czystą furią na tatę Marianny. –Nawet fakt, że jesteś
przyjacielem mojego ojca mnie nie powstrzyma od obicia ci mordy- Adam już
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Irwin nie pozwolił mu dość do słowa.
–Przyniosę ci sok – troskliwie ucałował czoło blondynki, po czym wyszedł.
-Przepraszam za niego, tato – westchnęła skruszona. –Ashton
po prostu się martwi.
-To nieistotne – machnął ręką i usiadł na miejscu
perkusisty. –Calum złaś z łóżka – woah! Zarówno Adam jak i Irwie są tacy…
Władczy. Lubią sprawować kontrolę. A nich mnie… Heh.
-Nie – zaprzeczyła szybko. –Przecież zmieścimy się oboje,
zresztą… - wzruszyła ramionami. –Caluś niesamowicie grzeje, a mnie jest zimno –
szybko wskoczyła pod kołdrę obok Hooda, który ją przytulił pokazując przy
okazji język Wesley’ owi.
Rozmawiali głównie o samopoczuciu Mary, aż do czasu gdy do
pomieszczenia nie weszła wysoka szczupła blondynka ubrana w jakieś drogie
szmatki. Była zawodowa i nawet fakt, że kolor jej włosów nie był brązowy mi nie
przeszkadzał od ślinienia się na jej widok.
-Marianna – szybko podeszła do nastolatki, a echem od ścian
odbijał się stukot jej szpilek. Mhm, tyłek też ma niczego sobie. –Co, do diabła
się stało? – zapytała zatroskana przysiadając na brzegu materaca. –I co, do
cholery ty tutaj robisz? – warknęła na Adama.
-To również moja córka.
-Mamo, proszę… - woah! Mamo?! Ślinię się i podniecam na
widok mamy Mary?! O kurwa… Cholera, wygląda tak młodo. Obstawiałbym, że może
być góra po dwudziestce, ale nigdy bym nie przypuszczał, że ma
siedemnastoletnią córę oraz dziesięcioletniego syna i wygląda niczym modelka Victoria’ s Secret!
Jasny gwint… Dobrze, że nikt nie słyszy moich myśli. –To nic takiego, po prostu
zrobiło mi się słabo i się przewróciłam, ale co ty tutaj robisz?
-Ashton do mnie zadzwonił – przeczesała dłonią włosy. –Gdyby
nie ten chłopak… - pokręciła głową na boki z niedowierzania. –To złote dziecko
– zachichotałem pod nosem zupełnie jak Hood.
-Z pewnością – mruknął Adam z przekąsem.
-Skąd wiedział, skoro nie chodzicie razem na plastykę? – dopytywała
blondynka. Jezu, to nadal obrzydliwe, że przeszło mi przez myśl, że mógłbym ją
uwieść… To była żona faceta mamy!
-Lucas do niego zadzwonił – Mary uśmiechnęła się lekko w
moim kierunku, co odwzajemniłem, a para brązowych oczu przeniosła się na moją
jakże skromną osobę. W zaledwie kilka sekund matka mojej przyjaciółki znalazła
się przy mnie.
-Dziękuję, że zająłeś się moją córką – przytuliła mnie
delikatnie, a ja wstrzymałem oddech. Chryste, kobieto zwolnij! Nadal
przetwarzam wiadomość, że jesteś matką! Minutę temu fantazjowałem o twoim tyłku!
-Drobiazg – wydusiłem z siebie, a ona się odsunęła.
-Mamo, a co z twoją kolekcją? – co?
-Mary – mruknęła zażenowana tokiem myślenia swojego dziecka.
–Jesteś w szpitalu i pytasz co z kolekcją?!
-Tak? – uniosła zabawnie lewą brew.
-Dziecko, ty mnie kiedyś wykończysz. Nie mam teraz głowy do
tego… - zatrzymała się w pół kroku i znowu dokładnie mnie zlustrowała. –To jest
ten twój chłopak, tak? – zmarszczyłem brwi. –Sylwia wspominała – uśmiechnęła się
leciutko w moim kierunku i wyglądała zajebiście… Jak na kobietę, która jest
rozwódką i ma dzieci. Wcale o niej nie myślę i nie wyobrażam jej sobie w
bieliźnie! To matka Mary i nie wolno jej tykać! Kobieta w wieku mojej mamy! Nie wolno, Lucas!
-Tsa –uśmiechnęła się sztucznie siedemnastka unosząc brwi i
je od razu opuszczając. –Mój… Chłopak.
-Zajrzę do ciebie później – rzuciłem i wyszedłem. Chryste,
jak tam gorąco. Muszę jakoś odreagować, czy coś. Nie mogę jarać się matką
Marianny tym bardziej, że nie znam nawet jej imienia.
Szybko wyjąłem komórkę z kieszeni spodni i odnalazłem
kontakt mojej… Przyjaciółki. Dziewczyna odebrała po drugim sygnale.
-Tak, Luke?
-Brook? Musisz mi pomóc…
___________________________________
Bada bum!
Przerażony Luke, co wy na to? Po za tym chłopak zauroczył się Laurą (matką Mary - patrz Rodziny bohaterów) - bez obaw nic z tego nie będzie. Wbrew pozorom Hemmo to grzeczny chłopiec i starszych kobiet nie rusza.
Ashton pokazał pazurki w słownych potyczkach z Adamem, który stara się jak może, żeby znów być częścią życia swojej córki...
Woah, dokąd to wszystko zmierza? Hahaha...
Miłej niedzieli.
Buźka, miśki ;**
Super xD
OdpowiedzUsuńCzyżbym wreszcie niebawem doczekała sie jakiegos wyznania miłości między Ashem i Mary? Świetny rozdział! Fajnie, że zmieniasz punkt widzenia między kilkoma bohaterami :) Aleee nie wiem czy coś przegapiłam czy co... Ale kim do cholery jest Brook? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
@Little_Sinner13
Postać Brook (lub Brooklyn - jak wolisz) znajduje się w zakładce bohaterowie i już wcześniej pojawiała się w rozdziałach ;)
Usuńrozdział jak zawsze jest zajebisty czekam na kolejny /Luna Bloom
OdpowiedzUsuńCzemu Calum w każdym rozdziale musi być taki słodziaśny?♥♥♥
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć takiego przyjaciela;-)
Rozdział super:-) czekam na następny
jezu, Caluma to ja kocham nad życie <3 <3 <3 weź mi daj przepis na takiego :D
OdpowiedzUsuńMary i Ash, może coś w końcu u nich ruszy *-*
cudny rozdział. czekam na kolejny z wielką niecierpliwością i życzę weny! kocham :* xx
Nie no Irwin, Calum i Luke to po prostu wykręceni pozytywnie ludzie i uwielbiam ich i ich przemyślenia. Ashton to się umie napuszyć :D Akcja z ojcem Mary prawie rozwaliła mnie na łopatki. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :D
OdpowiedzUsuńBoszzzzz jakie oszołomy prawie płakałam ze śmiechu jak to czytałam a końcówka po prostu rozbrajająca hahah Olls :***
OdpowiedzUsuńLUKE MA KOCHAĆ MARIANNE.
OdpowiedzUsuńMAJĄ BYĆ RAZEM SZCZĘŚLIWI!
Omg świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn
Ps uwielbiam tego bloga!
Zapraszam również do siebie.
disguise-fanfiction.blogspot.com
Omg świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn
Ps uwielbiam tego bloga!
Zapraszam również do siebie.
disguise-fanfiction.blogspot.com
Omg świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn
Ps uwielbiam tego bloga!
Zapraszam również do siebie.
disguise-fanfiction.blogspot.com
Boskie czekam na next :-)
OdpowiedzUsuń