niedziela, 10 maja 2015

22. Dancing Crazy





Mary

Równo o ósmej pod mój dom zajechało Lamborghini, a wysiadł z niego nikt inny jak tylko Ashton.
Osiemnastolatek miał na sobie czarne spodnie, koszulkę z jakimś nadrukiem na szerokich ramionach, a na stopach buty. Bujne włosy były podtrzymywane przez czerwoną bandankę. A na ustach gościł przerażająco piękny uśmiech.
Czatowałam tak długo przy oknie, aż nie usłyszałam uwagi Sylwii, iż mój przyjaciel powinien nauczyć się pukać lub używać dzwonka do drzwi, ponieważ takie wchodzenie bez zapowiedzi jest niekulturalne.
-Mary! – zawołał Irwie, a chwilkę później stał już w progu mojego pokoju z małym pudełeczkiem w dłoni. –Mam coś dla ciebie – podał mi skrzyneczkę, którą potrząsnęłam uważnie nasłuchując i zastanawiając się co takiego może być w środku.
-Nie mam dziś urodzin, Ash – oznajmiłam, wyciągając z powrotem dłoń w jego stronę w celu oddania mu opakowania.
-Ponad tydzień temu były walentynki, a z racji tego, że musiałem iść z tą idiotką do kina na nędzną bajkę zapomniałem ci to dać. Otwórz – zachęcił chłopak, dlatego niepewnie uniosłam wieczko.
Nie bałam się, że zrobi mi psikusa czy coś z tych rzeczy, ale to Ashton – jego prezenty są naprawdę drogie i z klasą lub wręcz przeciwnie, mają w sobie jakiś podtekst albo są naprawdę zboczone.
Po odpakowaniu prezenciku w oczach zakręciła mi się łezka. To było naprawdę piękne, ale…
-Ashton, nie mogę tego przyjąć – pokiwałam głową na boki.
-W takim razie znajdę sobie nową przyjaciółkę – obojętny wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie.
-Żartujesz sobie ze mnie?! – zawołałam, szarpiąc ciemnego blondyna za bark.
Nie może mi tego zrobić. Nie może tak po prostu odejść, bo nie przyjęłam cholernie drogiej bransoletki z wygrawerowanym A +M. Ja mam dla niego tylko głupią koszulkę, a to… Przecież nie mogę się w tak żałosny sposób ośmieszyć, wręczając mu tani t-shirt! Mam więcej klasy!
Nastolatek patrzył na mnie z powagą przez dobre pięć minut… A może i godzinę? Nie wiem już sama, ponieważ straciłam rachubę czasu patrząc w te piękne orzechowe tęczówki.
-No pewnie, że żartuję – trącił mnie roześmiany w ramię jak dobrego kumpla. –A co ty sobie, głupia myślałaś? –odetchnęłam z ulgą. Naprawdę kamień spadł mi z serca i nie kontrolując swoich ruchów, ani ciała mocno przyległam do umięśnionej klatki piersiowej mojego przyjaciela. –Mary, ty chyba nie…
-Właśnie, że tak – mruknęłam obrażona. –Spędzasz z nią ostatnio więcej czasu niż ze mną i wcale mi się to nie podoba, Ashton.
-Wytrzymaj jeszcze dwa tygodnie, kicia na wakacjach nikt nam nie będzie przeszkadzał, masz moje słowo – powiedział pewnie Irwin, łapiąc moją twarz w obie dłonie i patrząc mi z śmiertelną powagą prosto w oczy. –Okay? – jedyne potrząsnęłam głową, a w ramach podziękowania za moją odpowiedź chłopak ucałował moje czoło. –Chodź do szkoły, dziś zgłaszam się do quizu z historii – wyszczerzyłam oczy.
-Ty?! – zdziwiłam się. –Myślałam, że…
-Że jak co roku będę miał poprawkę? – Irwin uniósł podejrzanie lewą brew ku górze. –Chcę, żebyś była ze mnie dumna.
-Jestem dumna – tym razem chłopak uśmiechnął się lekko, a następnie pogładził mój policzek swoją dużą dłonią. –Ale nie rób tego dla mnie, tylko dla siebie, Irwie.
-Idziemy – zarządził, a później jednym płynnym ruchem wziął mnie na ręce niczym pannę młodą i po drodze łapiąc za moją torbę od Chanel, zniósł na dół po czym usadził na krześle obok Gabe’ a. –Sylwia, Mary jest głodna – wywróciłam oczami. Moja gosposia grzecznie postawiła przede mną musli z kawałkami owoców, które zaczęłam zajadać, oraz szklankę soku pomarańczowego.
Ostatni tydzień był dla mnie naprawdę ciężki zarówno pod sensem fizycznym oraz psychicznym. Nie cierpię leżeć i nic nie robić. Muszę się ruszać, żeby nie oszaleć. Na domiar złego Calum codziennie przynosił mi fast foody z McDonalds’ a. Jak nic przytyłam z pięć kilo, ale przecież Hooda, Irwina jak i resztę moich przyjaciół to nie obchodzi. Uważają, że już dawno temu powinnam przytyć, ponieważ waga czterdziestu czterech kilogramów nie jest normalna dla siedemnastoletniej dziewczyny. Przesadzają.
Po zjedzeniu śniadania wyszliśmy z Ashtonem z domu, a następnie wsiedliśmy do samochodu. Mój przyjaciel szybko wymijał innych uczestników ruchu drogowego w Beverly Hills, dlatego po niespełna piętnastu minutach byliśmy pod budynkiem naszego liceum.
Na schodach siedzieli już nasi przyjaciele. Luke razem z Calumem i Michaelem rozmawiali o zbliżającym się występie, a Caroline – która jakimś cudem zgodziła się na podmiankę – i Brooklyn opalały swoje twarze w słońcu, chroniąc oczywiście swoje oczy za pomocą dizajnerskich okularów przeciwsłonecznych od Prady i Chanel.
-Mary! – zawołała mulatka, która w mgnieniu oka mnie przytuliła. –Tak dawno cie nie widziałam, mała – wyszeptała mi pełna podekscytowania do ucha.
-Cieszę się, że cie widzę – cmoknęłam bliźniaczkę Jasmine w policzek, a później obie obejmując się w pasie weszłyśmy do szkoły za resztą.
-Irwin – zagadnęła Carrie, a ja już mentalnie się uderzyłam. Przecież ta dwójka siebie nienawidzi. Od dziecka wzajemnie sobie dogryzali.
-Tak, Jas?
-Ładna torebka – uśmiechnęła się sztucznie młodsza z sióstr Hogan. –Mam nadzieję, że dostaniesz dziś piętkę, bo nie na daremno marnowałam z tobą swój czas.
-Co?
-Nie chciałem cie zamęczać, Mary i poszedłem po pomoc do Jas. Nie bądź na mnie zła – Irwin potarł kciukiem moją brodę i ku własnemu niezadowoleniu wysiliłam się na nieśmiały uśmieszek, który przekonał wszystkich. Boże, byłabym genialną aktorką. –Chodźcie – rozkazał, wprowadzając mnie oraz Caroline do pracowni.
Jeszcze nigdy nie widziałam Ashtona Irwina tak bardzo podjaranego faktem, że przygotował się do odpowiedzi. On po prostu nie mógł ustać w miejscu i sprawiał, że również zaczęłam się denerwować. Jeśli profesor Moore nie będzie dla niego miły i nie będzie chciał za wszelką cenę oblać Asha. 
Profesor wszedł do klasy równo z dzwonkiem i standardowo rozpoczął zajęcia od sprawdzenia obecności, co zajęło mu około trzech minut.
-Zacznijmy od quizu – oznajmił, zanurzając dłoń w słoju. Nagle rękę uniósł mój przyjaciel, co nie było zdziwieniem dla reszty uczniów, ponieważ dzień bez dogryzek Irwina jest dniem straconym, a zwłaszcza na historii. –Czego znowu chcesz, Ashton? – warknął nauczyciel.
-Chciałem odpowiadać – wszyscy łącznie z Frankiem buchnęli śmiechem… Oprócz naszej paczki oczywiście.
-Jeśli to kolejny z twoich głupich żartów, chłopcze…
-Chcę poprawić oceny, okay? – warknął poirytowany ciemny blondyn, po czym wstał i podszedł pod tablicę. Czekając, aż historyk wylosuje drugą osobę.
-Dobra – stwierdził nadal pełen szoku belfer. –Zapraszam również Andy’ go – Howard niezadowolony wstał i ustawił się obok Irwina.
Profesor Moore zadawał im pytania, na które udzielali odpowiedzi… A właściwie odpowiadał poprawnie tylko Ash, co było szokiem dla wszystkich. Po pięciu minutach dukania Andrew usiadł z jedynką, a Irwie dalej walczył, aż wreszcie dostał swoje pierwsze A. Byłam z niego niesamowicie dumna, dlatego nie potrafiłam nad sobą zapanować i mocno go przytuliłam, gdy tylko usiadł przede mną.
-Mary, udusisz mnie – zaśmiał się głośno, gdy owinęłam swoimi ramionami jego szyję i przyciągnęłam nie licząc się z tym, że brzeg blatu wbija mi się w pępek, a włosy mojego przyjaciela łaskotają mnie w nos oraz policzek.
-Jestem z ciebie cholernie dumna – mruknęłam mu do ucha, szybko cmokając w policzek.
Do końca lekcji siedziałam już spokojnie sporządzając notatki z wykładu na temat wojny secesyjnej. Naprawdę czułam się dobrze… Tak dobrze dobrze. Wreszcie zaczynałam na nowo cieszyć się życiem. Miałam najlepszych przyjaciół na świecie. Pogodziłam się z ojcem, z którym będę musiała odbyć bardzo poważną rozmowę, ale jeszcze nie teraz, ponieważ chcę się jeszcze trochę nacieszyć jego uwagą skupioną tylko i wyłącznie na mnie. Potrzebuję tego… Może mama ma tego całego Carla, ale on nigdy nie był i nie będzie moim ojcem! Może mi dawać super drogie prezenty, być miły i dawać zakazy na różne wyjścia, ponieważ się martwi, ale prawdziwym tatą nigdy nie będzie. Mam na nazwisko Wesley, tak jak mój brat, moja mama i Adam. Jestem córką genialnego konstruktora, którego firma ma zasięg globalny. Który produkuje części dla wszystkich podrzędnych firm samochodowych, ponieważ sam również otworzył taki dział. Jestem Wesley z krwi i kości, i nie wstydzę się tego, nigdy nie wstydziłam. Byłam zła, bo tata nie miał dla mnie czasu, ale teraz rozumiem, że jego ciężka praca jest tylko i wyłącznie po to, aby mnie i Gabe’ owi niczego nie brakowało. Potrzebowałam na to kilku lat, ale wreszcie to pojęłam.
-Heej, idziesz? – z zamysłu wyrwał mnie głos Ashtona, który miał na przedramieniu zawieszoną moją torbę.
-Nie musisz nosić moich rzeczy.
-Lekarz mówił, że nie masz się przemęczać – stwierdził. –Po za tym mama Luke’ a mówiła to samo, chodź na matmę- osiemnastolatek objął mnie ramieniem, po czym wyprowadził z klasy… W sumie to miał taki zamiar, ale przeszkodził mu profesor Moore, który poprosił go na słówko.
Czekałam grzecznie przed salą na przyjaciela, który dość długo nie wychodził. Zaczynałam się nudzić, a najgorszy był fakt, że moja komórka została w torbie.
-Mary – obok mnie przystanął Andy, dlatego przeniosłam na niego wzrok.
-Co tam? – uśmiechnęłam się lekko, pocierając ramiona.
-Chciałem zapytać, jak ci idzie zakład?
-Dobrze – odpowiedziałam niepewnie, ale nadal zgodnie z prawdą. –Muszę jeszcze wymyśleć jakąś kampanię, żeby Lucas wygrał, ale… Laski na niego lecą, na pewno dostanie koronę.
-Wyjdź gdzieś ze mnę – zmarszczyłam brwi. Mówił poważnie?
-Chcesz zdenerwować Ashtona, tak?
-Kręcisz mnie i chętnie włożył bym rękę pod twoją spódniczkę – skrzywiłam się. To było niesmaczne. Andy był obrzydliwy.
-Wiesz… Chyba już pójdę na lekcje – chciałam odejść, ale osiemnastolatek przyparł mnie do ściany, po czym pochylił się nad moim uchem i wychrypiał swoim obleśnym głosem:
-Jeszcze kiedyś cie zerżnę…
-Co ty odpierdalasz, Howard? – warknął Irwin, odpychając ode mnie tego napaleńca. –Wszystko w porządku? – zapytał patrząc mi prosto w oczy z lekkim zaniepokojeniem.
-Oczywiście, chodź – uśmiechnęłam się i pociągnęłam Asha za nadgarstek w stronę pracowni.
Nie chciałam go denerwować, mówiąc o niecenzuralnych przyrzeczeniach oraz pomysłach jakie składał mi Andrew, podczas gdy Irwie rozmawiał z Frankiem… Właśnie, o czym z nim dyskutował?
-Czego chciał Moore? – dopytałam, gdy usiadłam razem z ciemnym blondynem w ostatniej ławce.
-Mówił, że jest pod wrażeniem – zmarszczyłam brwi. Niby dlaczego miałby być pod wrażeniem, skoro nie cierpi Ashtona? To jest nieco podejrzane. –Tego, że postanowiłem się ogarnąć i zacząłem przygotowywać do odpowiedzi. Mam jeszcze cztery kapy, które muszę poprawić, do tego ma być jeszcze jakiś projekt w parach, dwa sprawdziany i jedna kartkówka, której nie zapowie.
-Pouczymy się razem – przytaknął, a później pocałował mnie w skroń.
Matematyka minęła nam spokojnie, a po niej poszliśmy na obiad. Po zjedzeniu lunchu przyszła pora na mecz chłopaków, dlatego Mike, Ash i Luke poszli do szatni, tak jak Calum, jednakże on poszedł do dziewczęcej, gdzie razem z drużyną cheerleaderek powtarzał układ.
-Jak go to tego przekonałaś? – zapytała Caroline. –No wiesz, Hoodie nigdy by się nie zgodził, żeby robić z siebie pajaca przed całą szkołą.
-Powiedziałam, że ma talent i Chris Brown przy nim jest słaby, no chodźcie – złapałam zarówno Hogan jak i Brook za dłonie, po czym pociągnęłam w stronę trybu.
Podczas, gdy footballiści się rozgrzewali Caluś i dziewczyny… Od kiedy mamy nowe stroje?! Są śliczne i… Seksowne. Chyba Cal wziął to wszystko naprawdę poważnie i bardzo mnie to cieszy. Hood wymyślił również nowy układ, który był o wiele lepszy od mojego… Bardziej efektywny. Zmienił również muzykę, co okazało się być genialnym pomysłem. Wszystko wyszło im naprawdę cudownie!
Już na początku meczu nasi prowadzili i dla nikogo nie powinno być zdziwieniem, że wygrali, dlatego też Brook zaprosiła wszystkich na imprezę z okazji zwycięstwa dzisiejszego dnia około godziny szóstej.
Wróciłam do domu razem z Hemmingsem, któremu miałam pomóc z francuskim, dlatego usiedliśmy w salonie i zaczęłam mu tłumaczyć.
-Cześć, Luke – do domu wszedł Gabe razem z…
-Carl, a co ty tu robisz? – wypaliłam. –Mama wyszła do pracowni.
-Przyszedłem porozmawiać z wam- uniosłam brwi zszokowana. Czego ten pacan chce ode mnie i mojego brata? –Chciałbym zapytać, czy nie mielibyście nic przeciwko, żebym oświadczył się waszej mamie?
-Że co?! – zawołał Lucas, na co trzepnęłam go w klatkę piersiową.
-Ogarnij się – warknęłam. –Nigdy nie będziesz z moją mamą – wyszeptałam. –Jak chcesz jej się oświadczyć, Carl?
-Myślałem nad Paryżem i…
-Lepsze będzie Rio de Janeiro, mama ma słabość do pięknych widoków, po za tym kocha niesamowite zachody słońca, możemy wszystko zaaranżować razem z Ashtonem.
 -Będę zobowiązany, Mary – milioner posłał mi szeroki, pełen wdzięczności uśmiech, który odwzajemniłam.
~***~
Dom Brooklyn był wielki, ale nie ma się co dziwić skoro jej ojciec jest biznesmenem. Dziewczyna ma nawet własną wyspę, na której kiedyś spędzaliśmy razem ferie zimowe.
Już przed wejściem na posesję Dawson dudniła głośna muzyka. Na równi z Lucasem weszliśmy do środka, a pierwszym miejscem, do którego się udaliśmy był barek z alkoholem.
-Dwa razy whisky z colą – poprosił blondyn, a kiedy chłopak za kontuarem wręczył mu dwie literatki podał mi jedną. W szybkim tempie opróżniłam szklankę, a kiedy już miałam poprosić o kolejnego drinka poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie.
-Heej – wychrypiał Irwie, który był już nieźle pijany. –Piękna.
-Ash – zaczęłam, odwracając się i patrząc na niego z grymasem na twarzy.
-Chodź ze mną zapalić – uniosłam podejrzenie brew.
-Żartujesz, tak? Cały czas po mnie krzyczysz, gdy mam papierosa chociażby w dłoni, a teraz sam proponujesz mi wyjście na…
-Chcę, żebyś mi tylko towarzyszyła, bo Calum, Mike i Luke się ulotnili – ciemny blondyn wzruszył od niechcenia ramionami. –No chodź, kicia – potrząsnęłam przecząco głową, a później wszystko działo się w zadziwiająco szybkim tempie. Ashton schylił się, po czym złapał za nogi i przerzucił sobie przez ramię. Wybiegł na taras, a późnej skoczył ze mną do basenu pełnego wody oraz kolorowych piłeczek. 
_____________________________________
Boże, ten rozdział to tak wielka porażka jak ja... Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, ale to przelewa się na pisanie tego ff... :'(
Mam po prostu strasznego lenia... Wiem, jak chcę napisać to opowiadanie, ale nie mam chęci, żeby przelać to tutaj... To po prostu ... Jedyne co podoba mi się w tym rozdziale to piosenka w tle... 
Przepraszam, miśki ;'((  

8 komentarzy:

  1. Genialny rozdział xD czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  2. nie bede owijac w bawełnę jest nudny no ale zycze weny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bzdury opowiadasz! Jest cudowny ;* tylko miałam nadzieję, że Mikey się od razu zorientuje, że coś jest nie tak z "jego dziewczyną" XD
    Weny przy następnym skarbie xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Może i ten rozdział nie jest najlepszy ze wszystkich, ale nie jest wielką porażką , jak twierdzisz ;* Uwierz mi, znam ten ból z leniem, oj znam!
    Gratki dla Asha, za piątkę z historii! :D Calum cheerleaderka miesiąca, hahahaha. <3 Kocham go *-*
    Koocham i życzę dużo weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Scena z basenem wymiata ^^ super rozdział Olls :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny rozdzial jak zwykle. Nie moge sie doczekac nexta:**
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Mylisz się kochana! Ten rozdział NIE jest kompletną porażką! Mnie się bardzo podobał! Może i nie działo się w nim tak wiele jak w niektórych, ale i tak był świetny :)

    Jestem dumna z Asha za tą piątkę z historii! ♥
    Hahaha i Calum... Widać, że się wkręcił! Trzymaj tak dalej chłopie! xD
    Ciekawa jestem kiedy wszyscy zorientują się, że Jas nie jest Jas xD (Mam nadzieje, że w końcu to wyjdzie na jaw ;-;)

    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału ♥
    Dużo weny życzę ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja uważam, że rozdział ci wyszedł :) Łał ambitny Ash to coś nowego w dziedzinie edukacji hahaha :D Jestem ciekawa, kiedy i czy w ogóle Michael połapie się z zamianą bliźniaczek. Czekam na ciąg dalszy. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja