niedziela, 24 maja 2015

24. Alone Together





Ashton

Siedziałem w piwnicy i grałem na konsoli z Tony’ m, przy okazji odpisywałem na SMSy Mellody, która ostatnimi czasu uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. Nie wiem czy ma to związek z przerwą wiosenną, która zaczęła się oficjalnie dzisiejszego dnia, ale miałem jej dość. Jej i tych ciągłych pytań: Może spędzimy ferie razem?
-Ale ty mnie wkurzasz! – Ant rzucił dżojstikiem przed siebie, na co zaśmiałem się pod nosem.
-Sam chciałeś ze mną grać, specjalnie zrezygnowałem ze spotkania z Cook – wzruszyłem ramionami.
-Nawet jej nie lubisz! Wolisz Mary! – zawołał.
Mój młodszy braciszek miał jednak rację. O sto razy bardziej wolałem Wesley. Dlatego niezmiernie się ucieszyłem, kiedy Anthony zaproponował mi mały turniej FIFY dzisiejszego popołudnia. Nareszcie mogłem się oderwać od Mellody i od tej popieprzonej nauki, ponieważ powoli traciłem energię na wszystko.
-Dokąd tak właściwie jedziesz? – przeniosłem wzrok ze zmarszczonymi brwiami na bruneta. –Dziś się pakowałeś…
-Och, tak – stwierdziłem z uśmiechem. –Jadę z Mary do Francji.
-Mogę jechać z wami?
-Nie, pogrzało cie, młody?! – zawołałem oburzony.
-Czemu? – bo zamierzam spędzić przyjemnie czas razem z moją przyjaciółką. Bo nie potrzebni nam świadkowie. Bo nie będę miał czasu, żeby pilnować tego małego pacana. Bo chcę, żeby Marianna większą uwagę poświęcała mi, a nie Tony’ mu. Bo tata załatwił mi wyjazd tylko i wyłącznie dla dwóch osób!
-Bo starzy cie nie puszczą, zapomniałeś, że jestem nieodpowiedzialnym dupkiem? – nagle poczułem ciężar na plecach, a później jak ktoś zasłania mi delikatnymi dłońmi oczy. Mały loczek połaskotał mnie po policzku, na co się uśmiechnąłem. –Cześć, kicia.
-Skąd wiesz, że to ja? – w głosie blondynki dało się wyczuć obrazę. –Cześć, Tony – prawdopodobnie mój brat cmoknął dziewczynę w policzek. –Znowu przegrywasz?
-Przyszłaś, żeby się ze mnie śmiać?!
-Uspokój się, młody – warknąłem, wstając z siedemnastolatką na plecach i usiadłem na sofie. –To nie jest wina Mary, że nie potrafisz grać- jedną ręką złapałem za pas blondynki i przeniosłem ją na swoje kolana, po czym pocałowałem w policzek. –Spakowana? – pokiwała pionowo głową z uśmiechem na ustach. –Lecimy zaraz po koncercie.
-Wiem, mówiłeś dwa razy – mruknęła ze smutkiem. –Daj to – Mary zabrała dżojstik z mojej lewej dłoni i wcisnęła start. Chwilę później grała razem z moim bratem mecz.
-Coś się stało? – zapytałem odgarniając włosy za jej ucho.
-Na ile konkretnie chcesz jechać?
-Na dwa tygodnie, a co?
-Mama jedzie z Carlem do Rio, a Gabe nie może być sam przez cztery dni.
-To wrócimy wcześniej – wzruszyłem ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie… W sumie to taka właśnie była. –To dla mnie żaden problem. Posiedzimy przez ten czas w domu i będę ci masował stopy.
-A czego chcesz w zamian? – zielonooka uniosła podejrzanie lewą brew do góry.
-Odrobiny zrozumienia – liznąłem jej mały nosek, na co siedemnastolatka głośno się zaśmiała, a Tony wykorzystał chwilę nieuwagi mojej przyjaciółki i strzelił jej bramkę.
-Przez ciebie przegrywam, idioto – oburzona trzepnęła mnie w klatkę piersiową, dlatego ująłem jej maleńkie dłonie swoimi i teraz grałem razem z nią. Rozwalimy tego gówniarza i pobiegnie z płaczem do mamusi… To znaczy… Heh.
Tsa, Aston i Mary, Mary i Ashton – razem przeciwko światu, niezależnie od wszystkiego – zawsze razem. Nigdy osobno. Jak Yin i Yang, uzupełniamy się. Sądzę… Uważam, że bez tej dziewczyny moje życie byłoby nudne. Nie przeżyłbym bez tej małolaty, która nadaje mojemu życiu sens. Z nią zawsze mam niezapomniane przygody – do tej pory pamiętam, gdy przez Mary spędziliśmy noc w szkole, ponieważ zgubiła bransoletkę, którą dostała od Adama. Szukaliśmy jej całą paczką, a okazało się, że zguba była w domu w łazience, ponieważ zapomniała ją odłożyć do szkatułki. Nadal widzę wkurwioną Max i rozbawionych: Caluma, Mike’ a, Jas i Brook. Tak na marginesie to cieszę się, że Dawson do nas wróciła. Z Brooklyn jest o wiele weselej – nie to, że moi przyjaciele są nudni, ale jest dla mnie jak siostra.
-To nie jest fair! – zawołał Ant, gdy teraz to Mary zaczęła prowadzić. Zachichotałem cicho to ucha Wesley, która cmoknęła mnie w ramach podziękowań w kącik ust.
-Przepraszam, chciałam w policzek – mruknęła ze spuszczoną głową. –Chciałeś przyjaźni bez benefitów – właśnie CHCIAŁEM.
-Tsa – mruknąłem. –Chodź, pomożesz mi wyglądać zajebiście – wstałem z Mary na rękach. –Sorka, młody, ale musimy lecieć – rzuciliśmy pada na sofę, a później poszedłem do swojego pokoju pokonując jedną parę schodów.
Ustawiłem  swoją przyjaciółkę na panelach przed moją szafą. Nastolatka bez zastanowienia rzuciła mi ciemne jeansy oraz biały podkoszulek z jakimś nadrukiem oraz na szerokich ramionach. Do tego wybrała mi vansy oraz granatową bandanę w białe motywy.
-Idź się ubierz – poprosiła, opadają na materac.
-Zaścieliłem to łóżko, koleżanko – mruknąłem z oburzeniem, krzyżują ramiona na piersi. –Szanuj choć trochę moje starania.
-Nie marudź, Irwie – Mary zatrzepotała tymi swoimi długimi rzęsami, a ja wymiękłem. Bez słowa poszedłem do łazienki i przebrałem się. Zawiązałem chustkę na nadal wilgotnych włosach, które były spowodowane wcześniejszym prysznicem, po czym wróciłem do sypialni i położyłem się obok dziewczyny. –Wesz, tęskniłam za takimi chwilami – wyznała, na co się uśmiechnąłem sam do siebie. Tęskniła… -Lubię z tobą leżeć i rozmawiać, i milczeć, i oglądać filmy, a przez to, że spędzasz więcej czasu ze swoją nową dziewczyną zaniedbujesz mnie – nową… Co?!
-Dobrze wiesz, że ta idiotka nie jest i nigdy nie będzie moją dziewczyną.
-Jej status mówi co innego.
-Pierdolenie – warknąłem. –Mówię ci, że to tylko przez nasz zakład.
-Wiesz, że przegrasz, a ja dostanę twoje Lambo.
-Jedyne co możesz ode mnie dostać to w tyłek – głośny oraz przeuroczy śmiech rozniósł się po pomieszczeniu.
-Tylko na to czekam – wyznała, siadając na mnie okrakiem, dlatego wykorzystałem ten moment i tak jak obiecałem uderzyłem pośladki dziewczyny. –Ej! – pisnęła. –Żartowałam, Ash – Mary oparła swój policzek o moją prawą pierś. –Ale ci serce wali – westchnęła pełna podziwu.
Fakt, serce wali mi jak szalone, ale to wszystko wina Marianny. Jej głupie pomysły jak ten z prowadzeniem mojego samochodu, doprowadzają mnie do takiego stanu, przecież ta idiotka nigdy nie prowadziła auta, a co tu dopiero mówić o sportowym wozie! Jeśli tak jej śpieszono na tamten świat, to… Może zapomnieć, bo nawet jeśli – cudem – wygra, to i tak nie usiądzie za kierownicą. Po moim trupie!
-Tak bardzo nic mi się nie chce – jęknęła, bardziej rozwalając się na mnie. –Spraw, żeby mi się chciało, Ashton – ścisnęła za moje policzki, jak w zwyczaju miała świętej pamięci babcia Patty. Nienawidziłem tego, tak samo jak Tony.
-Co mam zrobić, przelecieć cie?
-Nie zaszkodziło by – wyszczerzyłem oczy. –Mam niedosyt od kiedy Lucas sypia z Brook, a do Jake’ a i Ryana nie pójdę.
-Ostatnio nie mam ochoty na seks – wyznałem… W sumie, nawet szczerze. Nie chciało mi się pieprzyć przypadkowych dziewczyn, które spodobały mi się.
-Jesteś chory? – zapytała zaniepokojona siedemnastolatka, opierając łokcie na moim torsie. –Masz HIFA, jakąś chorobę weneryczną, czy może depresję?
-Jestem chory z miłości do pewnej dziewczyny.
-Znowu jakaś tania zdzira? – wycedziła przez zaciśnięte zęby, a ja miałem ochotę ją wyśmiać.
-Bogata i nie zdzira, a na drugie ma Natalie – usta mojej przyjaciółki odpuściło głośne prychnięcie.
-To dlaczego nie zabierzesz jej do Paryża, huh?
-Bo musisz mi pomóc, nie chcę tego spieprzyć, jak dotychczas. Chcę, żeby ta laska poczuła się wyjątkowo.
-Nieważne, chodź, bo spóźnisz się na własny koncert – Mary podniosła swoją drobną sylwetkę z mojej i ruszyła na dół. Nie zwlekając, złapałem za walizkę i poszedłem w ślady blondynki.
W salonie mój ojciec rozmawiał przez telefon, a mama i Tony pytali Mariannę, dlaczego jest wściekła, ale Wesley ich spławiła mówiąc, że rozbolał ją brzuch, ale ja znałem prawdę. Była wkurzona, bo rzekomo miałem kogoś na oku… Nadal mam i potrzebuję, aby mi jak najlepiej doradziła. Nie przeżyję, jeśli nie zdobędę tej laski.
-Tato, jakiś problem? – zapytałem. Mój starszy obiecał, że zjawi się na koncercie, tak jak rodzice moich przyjaciół z zespołu.
-Nie, spokojnie, synu. Ben spieprzył jedną sprawę, ale zajmę się tym, teraz jedziemy na wasz występ.
-Który Ben? – zapytałem z czystej ciekawości.
-Z Francji, to nieistotne.   
-Załatwię to, tylko powiedz co gość zrobił.
-Spieprzył jedną z najbardziej opłacanych umów.
-Zajmę się tym, tato – wzruszyłem ramionami, a Brad z niemałym zaskoczeniem uniósł brwi ku górze. –Heej, przecież mam przejąć ten biznes, tak?
-Tak – stwierdziła z dumą oraz podziwem moja mama. –Dajcie mi znać jak dotrzecie do Paryża, dobrze?
-Oczywiście, Sophie – oznajmiła z uśmiechem Marianna. –Chodź, musimy jeszcze jechać po moje torby – dziewczyna złapała za mój nadgarstek i pociągnęła w stronę garażu. Szybko usadowiła się na miejscu pasażera, a ja normalnym tempem zapakowałem swoją torbę do bagażnika. Następnie zasiadłem za kierownicą i już z samochodu otworzyłem pilotem wiatę garażu, aby swobodnie wyjechać na wstecznym.
Bez żadnego problemu wyjechałem z podjazdu i wjechałem na drogę, która przebiegała przez naszą dzielnicę. Wbrew pozorom Beverly Hills nie było zatłoczone, dlatego szybko dotarliśmy pod willę Wesley.
Zaraz po przekroczeniu progu Sylwia posłała mi wrogie spojrzenie, ale miałem to gdzieś – ona nigdy mnie nie lubiła, bo raz przyłapała mnie z Mary na igraszkach, a jak twierdzi, mi zależy tylko na dymaniu – chociaż ona używa innych słów, bardziej grzecznych. W każdym bądź razie, ja bardzo lubię Sylwię.
-Panienko Mary, nadal sądzę, że to zły pomysł. Wyjazd z tym chłopakiem… -Marianna popatrzyła na nią z radością w oczach.
-Pierdolenie, oczywiście, że to dobry pomysł! – zawołałem. –Przecież nic jej nie zrobię, nie jestem jakimś gwałcicielem!
-Uspokój się – upomniała mnie blondynka. –Zabierzesz moje walizki? Ja pójdę jeszcze pożegnać się z mamą, okay? – przytaknąłem. Złapałem za dwie średniej wielkości torby, które zaniosłem do samochodu, a kiedy wróciłem, poszedłem do gabinetu Laury.
Kobieta rozmawiała ze swoją córką, ale po chwili jej wzrok powędrował na mnie.
-Heej, skarbie – pani Wesley przytuliła mnie, co oczywiście odwzajemniłem.
Laura jest jedną z najlepszych przyjaciółek mojej mamy, a mnie traktuje jak swojego syna, co jest zajebiste, bo zawsze wszystko uchodzi zarówno mnie jak i Mary na sucho. Ona uśmiechnie się ładnie do Sophie, ja do Laury i jest dobrze, ale żadne z nas nie ma takiego uroku jak Hoodie – on potrafi przekabacić każdego. Nie ważne czy to moja siostra czy brat Mike’ a – Calum Hood to urodzony manipulant.
-Cześć, Laura.
-Uważaj tam na nią – wskazała brodą na lekko zażenowaną Mary.
-Nie jestem dzieckiem i sama potrafię o siebie zadbać – mruknęła krzyżując ramiona na piersiach.
-Marianno Natalie Wesley – zaczęła poważnym tonem projektantka. –Zawsze będziesz moim dzieckiem, nie ważne czy masz siedemnaście lat czy trzydzieści, zrozumiano?
-Cokolwiek, chodź, Ash, bo się spóźnisz.
-Do zobaczenia za półtorej tygodnia – ucałowałem policzek Laury, a później wyszedłem za jej córką.
Mary była dzisiaj jakaś nieswoja. Dziwna. Zachowywała się jak suka – mimo, iż nią nie była i nigdy nie będzie, nie dla mnie – względem wszystkich. Wkurzał ją nawet fakt, że Caluś nie poczęstował jej papierosem. Coś było nie tak i za wszelką cenę musiałem się dowiedzieć, o co chodzi.
Pod Inferno byliśmy po trzydziestu minutach, weszliśmy tylnim wejściem, ponieważ to główne było cholernie zatłoczone – tsa, darmowa noc dla laseczek. Szybko odnaleźliśmy Luke’ a, który prawie pieprzył Brook przy ścianie.
-Lucas – zawołała Mary, na co chłopak z niechęcią oderwał się od swojej przyjaciółki.
-Siostrunia – mruknął, a następnie przytulił Wesley. –Dlaczego mi przerywasz?
-Bo zaraz grasz, pacanie – wtrąciła Dawson. –A przyssałeś się do mnie jak odkurzacz.
-Kochasz to.
-Idiota – podsumowała, a później złapała Mariannę pod ramię i ruszyły w stronę backstage’ u, gdzie stała już Jasmine i Max. Nagle poczułem uderzenie w tył głowy, dlatego od razu się złapałem za bolące miejsce, przy okazji mordując Hemmingsa wzrokiem.
-Życie ci nie miłe? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Przeleć ją, bo mi uprzykrza życie – wywróciłem oczami. –Mówię poważnie, Irwie. Zacznij znowu pieprzyć Mary, bo się laska wykończy.
-Ludzie, zaraz rozniesiemy tę budę w drobny mak! – wrzasnął Calum wyłaniając się zza naszych pleców i obejmując nas ramionami oraz wprowadzając na scenę.
Każdy z nas złapał za swój instrument – chłopaki za gitary, a ja za pałeczki, po czym usiadłem za perkusją, na której było napisane Ash. Pod sceną było od cholery dziewczyn, ale w tłumie byli też faceci. Daleko w tyle, przy barze stali nasi rodzice oraz rodzeństwo, co cholernie mnie cieszyło – przyszła nawet moja głupia siostra.
-Siema, jesteśmy 5 Seconds Of Summer i dziś gramy dla was – zaczął Hemmo. Zaraz… Jakie 5 Seconds Of Summer?! Nie zgadzałem się na taką nazwę! Nie rozmawialiśmy o nazwie bandu! Dlaczego nie zapytali mnie o zdanie, do cholery jasnej?!
-Zaczynaj stary – wyszeptał Clifford, dlatego uderzyłem pałeczkami kilka razy o siebie, dając znak reszcie. Tak jak chciał Calum zaczęliśmy od piosenki, którą napisał myśląc o Max.
Numer nosi nazwę Dzień niepodległości  (aut.: chodzi o Independence Day), a Hoodini chciał pokazać wszystkim foczką w Kalifornii, że jest oficjalnie wolny i napalony.
Ogólnie wszystkim się podobało, bo jakby że miało być inaczej? Przecież jesteśmy zajebiści i wie o tym każdy.
-Dzięki za…
-Jeszcze nie, Mikey! – zawołał podjarany Hoodie. –Jeszcze jedna piosenka – wyszczerzyłem oczy. Przecież nie mamy już żadnych kawałków, co ten idiota robi?! Chce nas zbłaźnić przed ćwiercią Los Angeles?! Jeśli tak, to brawo – jest na genialnej drodze. –Po prostu się włączcie – szepnął. –Piosenka jest dla mojej dziewczyny, którą cholernie mocno kocham i nosi tytuł Bad dreams – jego… Co?!
Znowu zszedł się z Martin?! Jest aż tak głupi, żeby po raz drugi pakować się w chorą relację z tą wariatką?! Nie rozumiem, czemu Caluś tak bardzo uwielbia komplikować sobie życie?! Każdy wie, że Max to niestabilna emocjonalnie kujonka, której ojciec pozwala na wszystko, tylko ze względu na to, iż bardzo boi się o jej zdrowie i życie. Wiele razy groziła, Hoodowi, że popełni samobójstwo, jeśli nie przestanie jej zdradzać. Na początku każdy z nas się tym przejął – w końcu przyjaźniliśmy się tak? Ale teraz… Każde z nas wie, że ta kretynka potrafi tylko dobrze mówić i – według Caluma, oczywiście – robić ustami. Obietnice Maximilian nigdy nie dochodzą do skutku, dlatego ignorujemy jej marne próby szantażu.
Według prośby dołączyłem się z bębnami do akordów, które wychodziły z gitar chłopaków. Śpiewał tylko Hood i – aż wstyd przyznać – szło mu po prostu zajebiście. Piosenka miała sens i… Była świetna.
Kiedy mulat skończył, wstałem zza perkusji i dołączyłem do kumpli, którzy stali w szeregu. Ukłoniliśmy się, a piski i oklaski się nasiliły. Najgłośniej chyba krzyczały nasze mamy, a ojcowie z kolei klaskali, ponadto Tony gwizdał na palcach.
Zeszliśmy ze sceny, a pierwszą rzeczą jaką zrobił, a raczej chciał zrobić Michael było pocałowanie Jasmine, ale ta odwróciła głowę – ostatnimi czasy robi to cały czas i cholernie ciekawi mnie jaki jest tego powód.
-Gotowa? – zapytałem, całując Mary w policzek. Blondynka jedynie pokiwała pionowo głową, a później przytuliła po kolei: Caluma, Luke’ a, Jas, Brook, Mike’ a i Max. Ja też pożegnałem się z przyjaciółmi, a Martin tylko powiedziałem: Narka i wyszedłem obejmują Wesley oraz prowadząc do samochodu.
Jechałem szybko autostradą, ponieważ przez przedłużenie Hooda byliśmy już spóźnieni. Muzyka grała bardzo głośno i napędzała mnie jeszcze bardziej, dlatego nie zdejmowałem nogi z gazu. Na parkingu lotniska byliśmy po trzydziestu pięciu minutach. Szybko wyjąłem nasze bagaże, a następnie zakluczyłem moje dziecko, do którego klucze wrzuciłem do torebki Mary – tam będą bezpieczne, bo kicia nie rozstaje się z tym dodatkiem… No chyba, że ma kieszenie.
W każdym bądź razie zdążyliśmy i po niespełna dziesięciu minutach siedzieliśmy w pierwszej klasie, popijając szampana i zajadając się egzotycznymi owocami – zresztą czego można się spodziewać, skoro firma Adama produkuje części i konstruuje samoloty dla tej firmy? To logiczne, że dzieciaki takie jak ja, Mary, Calum, Jas czy Mike mogą mieć wszystko czego zapragną, a wystarczy tylko pstryknąć palcami. Kasa potrafi rozwiązać wszystkie problemy i w pewnym sensie to naprawdę fajne… 
_________________________________________
Kolejny denny rozdział w moim wykonaniu, ale chyba się już przyzwyczailiście, prawda?? 
Tak czy inaczej, jest Ashton i Mary, koncert oraz podróż do Francji... 
Kurcze, już sama nie wiem czy powinnam cokolwiek tutaj jeszcze pisać, skoro tak zawalam sprawę z rozdziałami...
Dziękuję wam za komentarze, które bardzo mi pomagają. 
Generalnie chodzi o to, że wiem co chcę napisać, ale nie potrafię ubrać to w słowa, ponieważ cały czas myślę o tym, że mam niezły zapierdol ze szkołą i muszę się uczyć, bo nauczycielom przypomniało się, że za niecały miesiąc jest koniec szkoły!! -Wczesny skap, no ale... Tak, czy inaczej muszę się uczyć, a z racji tego, że zobowiązałam się dodawać rozdziały co niedzielę... Sami widzicie...
Miłej niedzieli, miśki ;**  

8 komentarzy:

  1. Świetny, super i nie mam słów żeby to opisać. Chciałabym żeby byli juz razem. Są tacy słodcy. Ciekawa jestem co wydarzy sie we Francji . Czekam na następny .

    Zapraszam pojawił się 5 rozdział ❤
    http://lukehemmings-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezusie brodaty, jaki denny wtffff. :O wgl Ashton moj bejbiku, jakis ty sloooodki *-*
    "-Bogata i nie zdzira, a na drugie ma Natalie" omggg Ashti, przecież my wszyscy wiemy, że na pierwsze ma Marianna! ♡♡♡
    jeszcze moj duchowy blizniak Caluś i ta piosenka... moje feelsy ;-;
    Cudnie jest, a przecież teraz Paryż, o luju. Czekam z niecierpliwością. Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. "Kurcze, już sama nie wiem czy powinnam cokolwiek tutaj jeszcze pisać, skoro tak zawalam sprawę z rozdziałami..." Nawet nie próbuj, bo to jedno z moich ulubionych ff i nie mam zamiaru z niego rezygnować. Cały czas trzymasz poziom i piszesz zajebiście, więc no more to say 💞
    Czekam na nowy rozdział i ściskam mocno
    Caroline xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Fenomenalny rozdział !!!! I uwierz mi, że łatwo nie jest znaleźć tak zajebistego ff, więc nawet nie próbuj przestawać pisać!!!! Kc mocno ;* Pisz dalej, bo jesteś do tego idealnie stworzona xx /@OlejOfficial

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie rozdział świetny - dużo się w nim dzieje :D Ja tam cały czas paruję Mary i Asha, bo dla mnie byliby parą cud miód:D Ooo Cal i jego piosenka :D Jestem ciekawa dalszego ciągu. Czekam na kolejną część. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh dziewczyno nie przejmuj się tak! Rozdział jest zajebisty. Z sensem i fajnie napisany ;) Też mam taki zapierdol w szkole, a jestem w 3 klasie gim, więc dochodzą jeszcze poprawianie ocen itd. Dlatego też doskonale ciebie rozumiem, jeśli masz problem z pisaniem nie spiesz się i nie patrz tak " o Jezu zaraz niedziela trzeba pisać" daj sobie czas, przecież nic się nie stanie jak odpuścisz sobie jedną lub dwie niedziele ;)
    Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja