niedziela, 19 lipca 2015

31. I Will Wait




Rozdział z dedykacją dla Lariste  - ja też się jaram, że Ash i Mary są razem ;3 


Ashton

-Ash, spóźnię się przez ciebie! –Obudził mnie wrzask mojej głupiej siostry, która rozdziawiła gębę na cały dom. Nienawidzę ją za te wczesne pobudki.
Wczoraj wróciłem późnym wieczorem, bo siedziałem u Mary i oglądaliśmy film, dlatego nie jestem wyspany, po za tym uczyłem się, a Elena drze się jak nienormalna, bo jeszcze nie zrobiła prawa jazdy i muszę ją wozić na uczelnię. To nie moja wina, że jest tak tępa i nie potrafi kierować samochodem. Zresztą… Zawsze może dać dupy instruktorowi jazdy, a jeśli to będzie kobieta… Przekupić.
Niechętnie zwlokłem się z łóżka i poszedłem do łazienki, aby wziąć szybki prysznic – nie mogę śmierdzieć, bo teraz mam dziewczynę i muszę wyglądać jak zawodowa partia, mimo iż nic mi do niej nie brakuje, a Mariannie podobam się taki jaki jestem. Nie oznacza to oczywiście, że przestanę się starać.
Po kąpieli wytarłem się i wysuszyłem włosy, po czym wróciłem do pokoju i ubrałem się. Psiknąłem się perfumem, a później złapawszy torbę zbiegłem na dół, gdzie moja rodzina jadła już śniadanie.
-Fiu, fiu, ale się odwaliłeś. –Zagwizdał Tony, na co zmarszczyłem brwi. –Znowu masz jakąś dziewczynę? –Wywróciłem oczami.
-Może… To nie jest twoja sprawa, Ant. – Mruknąłem, biorąc w rękę kubek z kawą taty, której się trochę napiłem.
Oboje z Mary doszliśmy do wniosku, że na razie nie będziemy nikomu mówić o naszym związku. To jest po prostu zbyt świeże, a ja nie chcę niczego spieprzyć, bo cholernie mi zależy na mojej przyjaciółce. Zresztą, wystarczy, że już Calum wie, ale o niego się nie martwię, bo każda powierzona przeze mnie tajemnica Hoodowi nigdy nie ujrzy światła dziennego. Cal to nie papla, on zabierze chyba wszystkie nasze zwierzenia do grobu.
Wiele osób ma Caluma za błazna, a czasem nawet i idiotę, – nie dziwi mnie to, zresztą on sam sobie tworzy taki wizerunek, cały czas sobie żartuje i udaje głupka, mimo że jest całkiem bystry – ale tak naprawdę to koleś, który jest gotowy wskoczyć za tobą w ogień, nawet jeśli nie masz racji w jakiejś sprawie. To nie jest mój przyjaciel, jest kimś więcej. Jest jak brat. Jest dla mnie ważny tak samo, jak Anthony, Elena, czy Mary – z tym wyjątkiem, że dla Wesley zawsze znajdę czas, nawet jeśli go nie mam, a dla Eleny… Cóż, zawsze wymyślę, jakąś ściemę, żeby nie musieć jej wozić do przyjaciółek, dlatego też często zdziera podeszwy swoich dizajnerskich bucików.
-Jesteś wredny.
-Chryste, Ant. –Westchnąłem. –Daruj sobie, okay? Jeśli będę miał ochotę to ci powiem, ale na razie nie czuję potrzeby, żeby zwierzać się mojemu dziesięcioletniemu bratu.
-Ashton! –Upomniała mnie mama, na co kolejny raz wywróciłem oczami. –Przeproś brata. –Wskazała na smutne dziecko, które zamiast jeść zaczęło grzebać w swoim talerzu z jajecznicą. Jezu…
-Przepraszam, młody. –Powiedziałem, podchodząc do lodówki, z której wyjąłem butelkę z wodą. Odkręciłem korek i jednym duszkiem wypiłem całą zawartość. Cholera, suszy mnie jakbym wczoraj niewiadomo ile wypił.
-Nie przyjmuję. –Fuknął, odsuwając krzesło z hukiem. –Tato, odwieziesz mnie do szkoły? Nie chcę jechać z tym palantem.
-Tony! Licz się ze słowami! –Zawołała Sophie. –To twój brat!
-To dupek.
-Przynajmniej mogę wsiąść na kolejkę, nie co po niektórzy. –Pokazałem mu język. –El, zbieraj się. Skoro ten mały pacan nie chce jechać, będziesz siedziała z przodu. –Razem z siostrą wyszedłem z domu do garażu. Otworzyłem wiatę, a później wsiadłem do samochodu i wyjechałem. Szybko poruszałem się po drodze tym bardziej, że w radiu leciała zajebista nutka.
-Więc…
-Więc, co? –Spojrzałem podejrzanie na blondynkę.
-Jak było we Francji? Nic nie mówiłeś, jak wróciliśmy.
-Normalnie. –Wzruszyłem barkami. –A jak miało być?
-No nie wiem. W końcu byłeś ze swoją dziewczyną.
-To nie jest moja dziewczyna, idiotko. –Warknąłem. Jak ona perfekcyjnie potrafi wyprowadzić mnie z równowagi.
-Dała ci kosza, to dlatego jesteś taki wściekły, jakbyś cioty dostał? –Gwałtownie zahamowałem, przez co blondynka przyłożyła głową w tapicerkę. –Posrało cie?!
-Wysiadaj.
-Nie mówisz poważnie, Ashton…
-Wysiadaj, do cholery, bo zaraz sam wytargam cie z tego auta!
-Chryste, ale ty jesteś drażliwy. –Mruknęła pod nosem, a później ku mojemu zadowoleniu opuściła Lamborghini, a ja mogłem już spokojnie pojechać po moją śliczną dziewczynę.
Na miejscu byłem po chwili. Szybko wyjąłem swoją komórkę, z której napisałem wiadomość do Marianny, aby już wychodziła.
Od: Mary
Wejdź, jeszcze chwilę mi zejdzie
-Chryste. –Westchnąłem, wysiadając, a następnie zamykając swój wóz. Bez pukania wszedłem do środka i już w progu usłyszałem niezadowolony pisk.
-Ciągniesz mnie. –Warknęła Wesley, dlatego zaciekawiony zajrzałem do jadalni, skąd dobiegał krzyk.
Siedemnastolatka siedziała na jednym z krzeseł, a Laura czesała jej długie włosy, które zaczęła zaplatać w jakieś takie coś, co miało przypominać wianek.
-Mary, uspokój się. Od wieków nie plotłam ci włosów. –Usprawiedliwiła się projektantka.
-Cześć, kicia. –Szybko cmoknąłem usta swojej dziewczyny. –Dzień dobry, Laura. –Uśmiechnąłem się to przyjaciółki mojej mamy.
-Witaj, Ashton.
-Ładny pierścionek. –Zwłasza, że to ja razem z Marianną go wybierałem. Heh.
-Dziękuję, Carl naprawdę się postarał. –Tsa, jasne. Chyba ja się postarałem i moja dziewczyna, bo wybieraliśmy tą ozdóbkę kilka godzin, jak banda kretynów. Te wszystkie kobiety, które pracowały w jubilerskim dziwnie nam się przyglądały, kiedy Wesley mierzyła na swoich chudych palcach złote i srebrne pierścionki zaręczynowe. Te babska myślały, że to ja będę się oświadczał mojej przyjaciółce, dlatego też nieco się zabawiliśmy i rąbnęliśmy im scenę z dramatu, gdzie chłopak podrywacz chce oświadczyć się swojej ciężarnej dziewczynie, której wyznaje, że zapłodnił również jej najlepszą przyjaciółkę. Była niezła beka.
-Kiedy będziecie się hajtać? –Zapytałem z czystej ciekawości. Muszę wiedzieć, kiedy kupić garnitur i krawat, żeby nie wyglądać jak sierota przy Mary.
-Na razie nie mam czasu na planowanie, więc…
-Ja się tym zajmę, daj mi kilka dni. –Wtrąciła siedemnastolatka. –Po prostu wybierz dzień, a ja wszystko przygotuję razem z dziewczynami.
-Też pomogę, Calum, Mike i Luke również. Będzie lepsza impreza niż w Betlejem. –Marianna wybuchła śmiechem, a później wstała i przytuliła się do mnie. To było przyjemne, mimo że takie proste. Zwyczajna, mała czynność, a może sprawiać tyle radości.
-Sama nie wiem. –Laura pokiwała głową na boki, nie będąc do końca przekonaną do naszej propozycji.
-Noo, zgódź się, mamo. –Jęknęła błagalnie nastolatka. –Zaprojektuję dla ciebie suknię, proszę. –Wydęła dolną wargę i wyglądała przesłodko. Nawet najbardziej urocze zwierzątko mogłoby się schować przy mojej lasce.
-Moja babcia może zajmie się cateringiem. –Oznajmiłem, zagryzając dolną wargę. –Laura, nie daj się prosić. Chcemy pomóc. –I na koniec spojrzenie numer pięć, mówiące: Przecież jestem grzecznym chłopcem, którego uwielbiasz.
-Niech będzie, ale nie przesadzajcie zbytnio, okay?
-Pewnie! –Zadowolona Marianna rzuciła się swojej mamie na szyję i zaczęła ją ściskać. –To kiedy mam cie z Gabe’ m wydać za mąż?
-Może za półtorej tygodnia? Później Carl wyjeżdża do Japonii, aby dopiąć sprawy z inwestorami, a ja mam premierę nowej kolekcji w Mediolanie. Mogę wam oczywiście pomóc i…
-Laura, zajmiemy się wszystkim, wyluzuj. –Odgarnąłem włosy, które wpadały mi do oczu. –Jedynym zadaniem, które do ciebie należy to zrobienie listy gości. Masz na to dwa dni.
-Nie wiem, jak mam wam dziękować. Mam tyle pracy przy kolekcji…
-Mamo, nie powinnaś się tak przemęczać w twoim stanie. –Zarówno ja, jak i Laura zmarszczyliśmy brwi. W jej stanie? O co chodzi?
-Co to ma znaczyć?
-A to, że zepsuła mi się ta głupia suszarka i chciałam pożyczyć twoją, a znalazłam test ciążowy na umywalce. Dlaczego nam nie powiedziałaś? –Z wyrzutem skrzyżowała ramiona pod piersiami.
-Mieliśmy zamiar powiedzieć wam dziś przy kolacji, ale mówiłaś, że wychodzisz, więc… -Wzruszyła barkami. –Niespodzianka. – Kobieta zamachała dłońmi, na co moja dziewczyna pokręciła głową na boki z pokerowym wyrazem twarzy. –Nie cieszysz się, prawda?
-To nie to, mamo. –Machnęła lekceważąco ręką. –Jest mi po prostu przykro, bo myślałam, że jesteśmy nie tylko matką i córką, ale też przyjaciółkami. Chciałabym wiedzieć wcześniej.
-Przepraszam cie, mała. –Mruknęła, chowając Mary w swoich chudych ramionach. –Ostatnio nie mam chwili wytchnienia i cały czas się z wami mijam.
-Nieważne, dziś muszę porozmawiać z tatą, więc nie będę mogła zająć się Gabe’ m…
-Spoko, zabiorę go do siebie. –Wtrąciłem. –Mary, musimy już lecieć do szkoły.
-Och, tak, chodź. –Splotła nasze dłonie razem, a później wyciągnęła z domu. Zanim jednak podeszła do mojego samochodu, zatrzymałem nastolatkę i popchnąłem na ścianę obok drzwi. –Co robisz? –Zapytała nieco zmieszana Wesley.
-Całuję moją dziewczynę. –Po tych słowach łapczywie wpiłem się w jej wargi, które zaczęły współgrać z moimi. Nasze języki szybko znalazły wspólny rytm, a oderwaliśmy się dopiero wtedy, gdy zabrakło nam tchu. –Lubię cie tak nazywać.
-Jak nazywać?
-Moją. –Marianna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a w ramach okazania swojej euforii złapała za mój kark i znowu mnie pocałowała, ale z jeszcze większą pasją. –Zawsze będziesz mnie tak całować, kiedy nazwę cie moją?
-Nie chcesz żebym tak robiła?
-Nie wygłupiaj się.-Poprosiłem prowadząc blondynkę do mojego samochodu. –Będę to bezczelnie wykorzystywał.

Pod budynkiem szkoły byliśmy po piętnastu minutach. Od razu wysiedliśmy i poszliśmy do dziedzińca, gdzie przy drzewie w cieniu siedzieli nasi przyjaciele… Noo, prawie wszyscy, ponieważ nie było tego irytującego blondaska Luke’ a i Michaela.
Jasmine siedziała na kolanach Hooda i… Dlaczego oni, do cholery się przytulają?! Brooklyn z kolei pisała z kimś zawzięcie SMSy, uśmiechając się pod nosem.
-Cześć. –Uśmiechnęła się blondynka, a później z każdym z nich przywitała uściskiem oraz buziakiem w policzek. Z kolei ja przybiłem z Calem sztamę i cmoknąłem również w policzek Jas i Brook. –Gdzie Lucas?
-Aktualnie jest jeszcze w Hiszpanii, powinien wrócić w poniedziałek. –Poinformowała nas Dawson, na co uniosłem brwi. –Czego się tak gapisz? –Warknęła.
-Myślałem, że po Finie nie pakujesz się w związki?
-Ashton. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby moja dziewczyna.
-No, co, Mary? –Wzruszyłem obojętnie ramionami. –Sama nam mówiła.
-To tylko niezobowiązujący seks, coś w deseń ciebie i Mary zanim się założyliście. Dlatego z łaski swojej, Irwie nie wpierdalaj się w moje życie seksualne.
-Jak tam chcesz.
-Siema, ekipa. –Powiedział z uśmiechem Clifford, ale ta radość szybko zmieniła się w chęć mordu, gdy zobaczył, że jego była laska siedzi na kolanach Caluma, z którym się migdali. –Jasmine.
-Och, gorzej. –Warknęła mulatka. –Za to, co zrobiłeś mojej siostrze będziesz żałował, że się urodziłeś, sukinsynu. –Och, co za niespodzianka. To ta wariatka Caroline. Woah, wszyscy się cieszą – po za mną, bo Carrie to podła i mściwa zdzira, a teraz również i Mike’ m, bo bliźniaczka Jas go wykastruje w najlepszym przypadku, bo w najgorszym trafi do kostnicy.
Jasmine Hogan była tą zrównoważoną siostrą. Miła, pomocna, ładna, mądra, przyjacielska, kochana… Dziewczyna o złotym sercu, bo niezależnie jak bardzo chamscy – mówię oczywiście o płci męskiej z naszej paczki – dla niej byliśmy, to zawsze nam wybaczała i obracała wszystko w żart.
Ale jej siostra – Carrie była istnym wcieleniem zła. Wyglądała jak mały rozkoszny aniołek, ale to były tylko pozory, bo wystarczył tylko mały pstryczek, żeby jej mroczna strona dała o sobie znać. Z żartów zaczęliśmy nazywać te diabelskie wcielenie – Carrie White, wiążąc ją z postacią z horroru, kiedy to podczas jednego z naszych świątecznych ognisk zlepiła moją dłoń z nogą Caluma, którego dłoń przykleiła do pośladka Mike’ a, a jego rękę skleiła z moim czołem. To było największe upokorzenie mojego życia, kiedy to Jas zawiozła nas do mojego domu, a tata zadzwonił po lekarza i… Pojechał po rozpuszczalnik.
Na całe szczęście Caroline przyjeżdżała tylko na święta i czasem na przerwy, ponieważ chodziła do szkoły z internatem w Anglii, bo ma ponadprzeciętny umysł. Bla, bla, bla… Pani mądralińska.
-Gdzie jest Jasmine? –Warknął Mike.
-To już nie jest twoje zmartwienie. Zerwałeś z moją siostrą, dlatego nie chce oglądać twojej fałszywej mordy do końca życia. To powód, dla którego wróciłam. –Zadowolona z siebie młodsza Hogan cmoknęła w usta Hooda, a później wstała i pociągnęła go za sobą do szkoły.
-Noo, brawo, Mikey. –Mruknąłem pełen uznania. –Przez ciebie ta wariatka wróciła i już na pewno nie będziesz mógł spać po nocach, tak jak ja. –Warknąłem wściekły. –Chodź, Mary. –Kolejny raz zarzuciłem ramię na barki Wesley, po czym weszliśmy do budynku.
Z szafek wyjęliśmy książki, które wrzuciliśmy do plecaków, a później poszliśmy do klasy od matematyki. Dzisiaj mieliśmy pisać sprawdzian, dlatego też zaraz po dzwonku nauczyciel rozdał nam kartki.
Podpisałem arkusz, a następnie zacząłem czytać zadania, które powoli zacząłem rozwiązywać, aż z czasem szło mi coraz szybciej.
-Przepraszam? –Uniosłem dłoń, zwracając tym samym uwagę wszystkich. –Potrzebuję jeszcze jedną kartkę. –Zszokowany dyrektor podał mi biały papier, który zacząłem zapełniać obliczeniami do chwili, kiedy Calum nie zaczął mi się przyglądać z szokiem. –Co się gapisz? –Szepnąłem, kiwiąc na przyjaciela brodą.
-Dobrze się czujesz? –Zmarszczyłem brwi. –To sprawdzian z matmy, od kiedy rozumiesz matmę?
-Uczyłem się, okay?
-Tsa, jasne, a ja jestem prawiczkiem. –Zachichotał, na co puknąłem się kilkakrotnie w czoło tym samym chcąc mu pokazać, że jest głupi.
Fakt, że nie chciało mi się zakuwać, bo miałem ważniejsze rzeczy do roboty, takie jak: gry, spędzanie czasu z Mary i resztą moich przyjaciół, kolacje rodzinne, czy rozwijanie mojego życia towarzyskiego chodząc na różne domówki; a to, że chciałem iść na studia, żeby jeszcze lepiej móc zarządzać w przyszłości rodzinną firmą, były innymi sprawami. Musiałem zresztą pójść na studia i skończyć jakikolwiek kierunek, bo do tego zobowiązywała rodzinna tradycja. Miałem oczywiście wybór – pójść na Berkeley, Albuquerque, albo jak mama na jeden z tych prestiżowych college’ ów, na które wybierają się Marianna, Max i Jasmine – dlatego liczyłem, że przyjmą mnie na uniwerek tutaj, w Californii.
Miałem bardzo prosty plan na przyszłość. Oczywiście, chciałem mieszkać tutaj w Beverly Hills, albo Bel Air w wielkiej willi z rodziną – żoną i gromadką dzieci, bo szkoda, żeby takie zajebiste geny jak moje się zmarnowały. Chciałem mieć duży basen, ogród, noo i rzecz jasna garaż, bo nie będę sobie szczędził na samochodach. Miałbym dużo pracowników – gosposię, pokojówkę, opiekunki dla dzieci, żebym mógł się zabawiać z moją żoną… Bo za kilka lat wyobrażam sobie mój dzień tak: Rano budzę się obok kobiety, którą kocham, potem schodzimy do wielkiej jadalni, gdzie razem z dziećmi jemy śniadanie, a następnie jadę do firmy, a gdy wracam wieczorem jemy razem kolację i rozmawiamy, jak każdy spędził dzień, na koniec szybki numerek i zasypiam obok mojej prześlicznej żony. BUM! Idealne życie!
Po matematyce przyszedł czas na biologię, a potem historię, gdzie odpowiadała Mary, Andy i Max. Moja prześliczna i oczywiście mądra dziewczyna dostała najwyższą ocenę  - byłem z niej dumny.
Wreszcie przyszedł czas na przerwę obiadową, dlatego też wszyscy poszliśmy do stołówki. Z tacami usiedliśmy przy naszym stoliku i wtedy dopiero się zaczęło. Chryste, gdybym wiedział, że ten dzień będzie taki chujowy, wcale nie wstawałbym z łóżka.
-Ashy, wróciłeś! –Zapiszczała Mellody, uczepiając się mojego lewego ramienia, na co Mary zazgrzytała zębami i ścisnęła dłonią moje prawe udo. –Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś, chętnie bym do ciebie wpadła.
-Miałem ważniejsze sprawy na głowie, Mel. –Wyznałem zgodnie z prawdą, splatając pod blatem swoją dłoń z ręką mojej dziewczyny. Uwielbiam ją tak nazywać. Moja dziewczyna…
-Och, ale mogłeś dać przynajmniej znać, że jesteś już w L.A.
-Muszę iść do biblioteki. –Oznajmiła Mary, po czym gwałtownie wstała rozrywając mój uścisk i wściekła kierując się w stronę wyjścia.
-Cóż. –Wtrącił z chytrym uśmieszkiem Hoodie. –Ciekawe, kto jeszcze musiał iść do biblioteki? Może Andy, Kyle, albo Scott? –Z każdym wymienionym przez Caluma męskim imieniem moje mięśnie napinały się coraz bardziej. –Ciekawe co robią w tym kącie? Wiesz, o który mi chodzi, no nie, Irwie?
-Mary to mądra laska. –Wzruszyłem ramionami, kiedy już w miarę wyluzowałem. –Nie poleci na tych wszystkich frajerów, Calum. –Wymusiłem uśmiech. –Sory, mam telefon. –Blefując wyjąłem komórkę, po czym oddaliłem się od przyjaciół i Cook, a kiedy już wyszedłem ze stołówki biegiem ruszyłem w stronę biblioteki.
-Ashton. –Warknęła Benson, kiedy znowu wpadłem jak strzała do jej królestwa książek. –Ile razy mam powtarzać, że…
-Nie obchodzi mnie to. –Szybko zbyłem bibliotekarkę, a później poszedłem do mojego i Marianny miejsca.
Blondynka siedziała na parapecie i z grymasem przyglądała się Andy’ u, który czytał jej jakiś referat. Odchrząknąłem głośno, zwracając tym samym uwagę tej cioty i mojej dziewczyny.
-Spadaj, Howard, muszę pogadać z moją… -Jej wzrok zabijał. –Mary… Z moją przyjaciółką.
-Nie możesz chwilę poczekać? Wesley pomaga mi właśnie przy referacie na angielski.
-Chuj mnie obchodzi w czym pomaga ci Marianna. –Warknąłem. –Muszę z nią porozmawiać, więc spieprzaj, albo ci w tym pomogę.
-Dobra, nie gorączkuj się, kapitanie. –Dodał kąśliwie. –Lecę, Wesley. –Cmoknął ją w policzek. Moją dziewczynę. Moją. Tylko moją! Co on sobie do ciężkiej cholery wyobraża?!
-Wszystko gra? –Zapytałem widząc strach w oczach Mary.
-Co? –Uniosłem podejrzanie lewą brew ku górze. –Och, chodzi o Andy’ go. –Zaśmiała się nerwowo. –Jest w porządku.
-Nie okłamałabyś mnie, prawda?
-Przecież jesteś moim chłopakiem, tak? –Mruknęła, przyciągając mnie za koszulkę bliżej siebie, a potem złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku, oplatając przy okazji moje biodra swoimi nogami. Nie czekałem z wsunięciem języka do ust siedemnastolatki, a sekundę później nasze języki już ze sobą walczyły o dominację. Nie potrafiłem przestać jej całować, mimo że brakowało mi już tchu. Chciałem być zawsze blisko. Oparłem swoje dłonie o szybę, tym samym jeszcze bardziej napierając na wargi mojej dziewczyny. –Ash. –Blondynka zdołała wyszeptać w moje usta, dlatego niechętnie się odsunąłem. Mary łapczywie zaczęła łapać oddech. –Uwielbiam, kiedy mnie całujesz, ale kiedyś się uduszę.
-Dlatego musisz zawsze brać głęboki wdech, maleńka i ciągle ze mną ćwiczyć. –Marianna zaczepnie trąciła mnie w klatę piersiową, do której chwilę później się przytuliła.
-Twoja Mellody działa mi na nerwy. –Warknęła, nasłuchując bicia mojego serca.
-Nie jest moja.
-Miałam ochotę ją zdzielić tacą. –Zaśmiałem się pod nosem, po czym oparłem swoją brodę o jej czubek głowy. –Jest taką lizodupą.
-Co? –Kolejna salwa śmiechu opuściła moje usta.
-Osobą, która liże ci dupę, nie dosłownie, w przenośni. –Wytłumaczyła, po czym szybko cmoknęła moje usta. –Chodź, musisz się przebrać, bo masz teraz trening. –Westchnąłem, a później ostatni raz pocałowałem Mary i poszliśmy w stronę szatni.
Wesley miała teraz trening składu, który zaczęła prowadzić razem z naszym przyjacielem Hoodem, a my trening drużyny, dlatego też szybko się przebrałem, a później poszedłem ćwiczyć. Oczywiście byłem nabuzowany, ale fakt, że zaraz będę mógł dowalić Howardowi na boisku za podwalanie się do mojej dziewczyny był w zupełności zadowalający.  

W ostateczności Andy’ go odprowadzono do pielęgniarki, ponieważ zbyt mocno go powaliłem, a że jest sierotą to musiał źle stanąć i prawdopodobnie skręcił kostkę.

Po pożegnaniu się z Mary, blondynka wysiadła z mojego samochodu i poszła do firmy swojego ojca, a ja pojechałem po naszych braci, z którymi zajechałem do mnie. Obiecałem ich pilnować, dlatego siedzieliśmy w garażu, gdzie oni grali na konsoli, a ja się uczyłem – musiałem mieć same piątki i czwórki, żeby dostać nową perkusję i samochód… 
_____________________________
Cóż mogę powiedzieć? Ogólnie rzecz biorąc, to ten rozdział pisało mi się dość szybko, ale spieprzyłam końcówkę ;'( 
Kocham piosenkę w tle i mogłabym jej słuchać w nieskończoność ♥ 
Dziękuję wam niezmiernie za tak dużą ilość komentarzy, które naprawdę mnie zmotywowały, dlatego postanowiłam, że każdy kolejny rozdział będzie ze specjalną dedykacją dla osoby, której komentarz spodobał mi się najbardziej. 
To nie koniec niespodzianek!! 
Werble proszę!
  Pamiętacie jak wspominałam o nowym blogu o 5sos?? 
Tak? Nie? 
Nie ważne zresztą... Owy blog już powstał, tak jak zwiastun, ale pozostało mi jeszcze poczekać trochę na szablon. Jednak z powodu, że strasznie jaram się zwiastunem... Także, proszę:
Także, ten... Noo, zapraszam na: 
gdzie są już bohaterowie, fabuła i prolog ;)
Buźka, miśki ;**  

10 komentarzy:

  1. Kocham to!!! Calum jest taki kochany ♡♡♡
    Czekam na następny; -)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG!!! nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze: skarbie, dziękuję za dedykację <3
    Obejrzałam zwiastun, jest cudowny. Zaraz lecę oglądać drugiego bloga :>
    Co do rozdziału to jest cudooowny, z resztą jak zawsze. Piosenka do rozdziału też jest boska.
    Ash i Mary, Ash i Mary, Ash i Mary <3 Obiecałam, że będę przeżywać ^^ Oby wytrwali jak najdłużej! I żeby ta cipka Mellody się odwaliła. XD
    Życzę dużo, dużo weny! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. cudny rozdział :* Olls :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam zazdrosnego Asha :D Szkoda, że Mary jednak nie zdecydowała się na przywalenie jej tacką - nie lubię Mellody, niech ona się w końcu odwali od Irwina :D No... Mikey, chyba niedługo przyjdzie czas na poznanie tajemnicy, że zostaniesz tatą. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział ;*
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ^^ skarbie dawaj następny rozdział ❤��✌ twoje ff jest nieziemskie po prostu uwielbiam ❤❤❤❤❤❤ kocham i czekam na next ★★★

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdzial <3 Ash jest slodziutki kiedy się złości :D nie mogę się doczekać kiedy Michael dowie się o dziecku :D czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam to opowiadanie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału życzę miłej weny oraz przyjemnych wakacji

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział Xd czekam na więcej ;)
    /A

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja