niedziela, 2 sierpnia 2015

32. Outside & Fucked Up World



Mary

Stałam przed budynkiem firmy taty i zadzierałam głowę do góry, aby móc zobaczyć przedsiębiorstwo w całej okazałości.
Budynek był z pewnością jednym z największych w mieście, ale to pewnie też dlatego, że był on użytkowany przez ojca Caluma z racji tego, że nasi ojcowie współpracowali – mój konstruował różne konsole, a Roger produkował gry. Cała budowla była bardzo nowoczesna i wykonana z szarego piaskowca. Mój ojciec i przyszywany wujek zbudowali ją własnymi rękami.
Adam odpowiadał nam jak to w liceum pasjonował się tym całym sprzętem elektronicznym. Śmiał się, że zawsze, kiedy dostał od naszego dziadka jakąś zabawkę, jak na przykład auto na pilota, albo te gry, które teraz swoje nowocześniejsze odpowiedniki mają w PSP, zawsze ją rozkręcał i składał na nowo, ponieważ chciał wiedzieć jak zostały wykonane. Gabe ma to po nim. Pamiętam, jak raz dla zabawy rozkręcił moją suszarkę. Krzyczałam po nim, ale kiedy na nowo ją skleił do kupy, byłam przeszczęśliwa.
Bałam się reakcji mojego ojca na wiadomość, że oszukałam go razem z Lucasem w kwestii naszego „spotykania się”. Na początku chciałam się zemścić za to, że przez tak długo się z nami nie kontaktował, a teraz zgrywał skruszonego ojczulka, który nie wie o co mi chodzi, ale teraz było mi najzwyczajniej w świecie wstyd, że posunęłam się do tak szczeniackich zabaw. Przeze mnie pewnie źle mu było z tego powodu, ponieważ on był z mamą Hemmingsa. Luke mówił mi, że Adam traktuje to wszystko na poważnie, a my zrzuciliśmy na niego bombę, że jesteśmy parą i to nie zwyczajną, bo nasz związek był taki… „Poważny”. To było nieodpowiedzialne z naszej strony, a właściwie to tylko z mojej, bo Hemmo był temu przeciwny od początku.
Zachowałam się jak gówniara, a nie odpowiedzialna młoda kobieta, która za kilka miesięcy podejmie studia na Harvardzie, Oxfordzie lub Yale, ewentualnie na Stanford. Jest mi wstyd za siebie, jakbym mogła cofnąć czas, to nigdy w życiu bym nie powiedziała tacie, że ja i jego – prawdopodobnie – przyszły przybrany syn się spotykamy. Na całe szczęście nie wie, że ze sobą sypialiśmy. To chyba jedyny plus całej tej posranej sytuacji. Naprawdę!
Ostatecznie usiadłam na schodach prowadzących do drzwi wejściowych i podparłam dłońmi brodę. W myślach zaczęłam sobie układać przebieg rozmowy, jaką miałam jeszcze dzisiejszego dnia odbyć. Ze skupienia wyrwał mnie dźwięk telefonu, który nieco mnie przestraszył.
Wyjęłam z torby komórkę. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Luke’ a, dlatego też odebrałam.
-Cześć, Lucas.
-Siema, siostruniu. –Wywróciłam oczami. –Jak życie?
-Dobrze. Jak się bawisz w trasie?
-Jest zajebiście. –Powiedział pełen podziwu. –Naprawdę genialnie się bawię. Wiesz… To jest to, co chcę robić w życiu. Te koncerty, fani i w ogóle cała trasa… Jakbym mógł zostałbym do końca, ale wiesz jaka jest moja mama, po za tym… -Zaśmiał się kpiąco. –Co u Brook?
-Jak u Brook. –Uśmiechnęłam się pod nosem. –Dogryza sobie ze wszystkimi, po za tym teraz mamy nową przyjaciółkę.
-Mhm, zaciekawiłaś mnie, siostruniu. –Przyznał z uznaniem. –Kontynuuj, jeśli łaska.
-To siostra Jasmine, ale nie napalaj się, bo spotyka się z Hoodem.
-Mogę ci coś powiedzieć w sekrecie, Mary? –Nagle głos Hemmingsa przybrał bardzo poważną barwę, a ja wyprostowałam się i dokładnie wsłuchałam się w wypowiedzi blondyna.
-Tak, oczywiście, przecież wiesz, że nic nie powiem nikomu.
-Lubię ją. –Zmarszczyłam brwi. Kogo lubi? –Naprawdę ją lubię. Myślałem, że… No, wiesz… Ale nie chcę się tylko przyjaźnić. Zależy mi. Pierwszy raz w życiu mi na kimś zależy w ten sposób.
-O kim mówisz, Luke?
-Jak to o kim?! O Brooklyn, Mary! Przecież wiesz, że się z nią pieprzę, ale teraz, kiedy jestem w Europie zdałem sobie sprawę, że za nią tęsknię. Brakuje mi tych dogryzek i wyzwisk… Brakuje mi tej wrednej blondyny, która przyczyniła się do tego, żebym pojechał w trasę z Joe.
-Och, to urocze, Lucas. –Westchnęłam zadowolona z takiego obrotu spraw. –Ja też muszę ci coś powiedzieć. Chcę powiedzieć tacie, że to wszystko między tobą i mną było ściemą.
-Nareszcie! –Zawołał, jakby wdzięczny. –Cieszę się, że wreszcie doszłaś do takich wniosków. Co u twojego chłopaka? –Wyszczerzyłam oczy z szoku.
-Co? – Zapytałam próbując udając zmieszanie.
-To. Pytam, co u Irwina.
-Kto ci powiedział, że z nim jestem? –Zapytałam z kpiną.
-Calum, ale bez obaw nikomu nie powiem. Dobra, Mary kończę, za kilka godzin gram koncert, a właśnie wróciłem z imprezy. –Wywróciłam oczami. Ten to dopiero ma życie, jak gwiazda rocka, którą w końcu jest. Heh. –Trzymaj się, młoda.
-Mhm, ty też. –Po tych słowach rozłączyłam się i włożyłam komórkę na jej miejsce.
Głośno wzdychając wstałam ze stopni i weszłam do budynku, po czym podeszłam do recepcji.
-Jest może mój tata? – Zapytałam czując jak płoni mi twarz. Boże, jeszcze nic takiego nie powiedziałam, a już jest mi tak strasznie wstyd!
-Adam ma właśnie spotkanie, ale mogę go poinformować…
-Nie, poczekam w jego gabinecie. –Posłałam Rose lekki uśmiech, po czym wsiadłam do windy, którą wjechałam na najwyższe piętro budynku.
Z dziecinną łatwością odnalazłam drogę do biura ojca, do którego weszłam bez żadnych ceregieli.
Pomieszczenie było spore i urządzone bardzo nowocześnie, ale w końcu, co się dziwić, skoro zaprojektowała je mama Michaela, genialna Molly Clifford.
Podłoga wyłożona była granitem , a ściany były w kolorze brudnej bieli. Było tutaj naprawdę bardzo jasno, ale to zapewne za sprawą dużych okien sięgających od sufitu, aż do podłogi. Naprzeciwko tych okien stało duże ciemnobrązowe biurko, a za nim skórzane krzesło obrotowe. Na blacie leżało kilka plików papierów oraz ustawiony został model jakiegoś samolociku, kubek z firmowymi długopisami, elektroniczna ramka z przeskakującymi zdjęciami mamy Luke’ a – Jackie, Nicole, Hemmingsa, czy też te głupie kuleczki, które stukają się jedna o drugą i tak na okrągło. Był też laptop, których firma Adama produkuje kilka milionów – zarówno ja, moi przyjaciele i ich rodziny takie posiadają. Przed stołem stał zestaw wypoczynkowy składający się z czarnej sofy, fotela oraz szklanego stolika. Na wschodniej ścianie stała duża meblościanka, w której pewnie znajdowały się papiery związane z prosperowaniem firmy, umowy, inwestycje czy też rachunki bankowe – nuda. Na zachodnim murze wisiały obrazy, które układały się w trzy wielkie kwadraty.
Rzuciwszy swoją torbę na kanapę podeszłam bliżej, aby dokładniej przyjrzeć się tym arcydziełom. Normalnie mnie zatkało, kiedy zorientowałam się, że to nie jakieś obrazy akrylowe, a zdjęcia z mojego oraz Gabe’ a życia.
Wszystko… Cały mój obecny pogląd na życie mojego ojca zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. On wcale o nas nie zapomniał, miał nasze zdjęcia nie tylko na ścianie, ale również wgrane w tą tandetną ramkę, która niesamowicie mnie wkurza – mam w domu kilka takich. Pomyliłam się jak cholera i to był kolejny powód do hańby.
Boże, jestem gorsza niż ta ramka – jestem żałosna, jak nikt inny na świecie jeszcze nie był. Jestem taką głupią, emocjonalną, rozkapryszoną księżniczką –noo, może nie głupią, ale… Chodzi mi o to, że zbyt pochopnie wyciągam wnioski i nie dopuszczam do siebie tłumaczeń innych, bo wychodzę z założenia, że winny się tłumaczy… W każdym bądź razie popełniłam błąd.
Z sekundy na sekundę denerwowałam się coraz bardziej, aż w końcu postanowiłam dać sobie na luz i zapalić skręta, którego wyciągnęłam od Zacka dzisiejszego dnia. Wolę się zjarać, niż cały czas wycierać dłonie, które niemiłosiernie mi się pociły.
Uchyliłam okno, aby Adam nie wyczuł, po czym odpaliłam i zaciągnęłam się, a potem robiłam wszystko mechanicznie zaciągałam się i wypuszczałam wszystko ustami.
Było dobrze… Wręcz zajebiście, dlatego usiadłam na krześle, którym wyjechałam na sam środek pokoju i zaczęłam kręcić się w kółko oraz śmiać się jak idiotka. Sama nawet nie wiedziałam, jaki mam do tego powód, aż wreszcie drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie mój ojciec i jakiś ważniak w garniaku.
-Mary? –Wesley stanął jak wryty. –A co ty tutaj robisz? –Ostrożnie ruszył w moim kierunku, a ja jeszcze głośniej zaczęłam się śmiać. –Brałaś coś? –Zapytał bardzo poważnie, przytrzymując moje powieki i przyglądając się moim źrenicą.
-Przepraszam. –Zachichotałam. –Przyszłam tutaj, żeby porozmawiać, ale zjarałam się, bo jest mi naprawdę wstyd z tego powodu.
-Jakiego powodu? – Zapytał przesuwając stołek razem ze mną na wcześniejsze miejsce, a sam oparł się tyłkiem o blat biurka. –Tim, wrócimy do tej rozmowy jutro, wyjdź. –Rozkazał nawet nie patrząc na swojego pracownika, który potulnie jak owieczka wykonał polecenie Adama. –Wracając do ciebie… -Mruknął lekko zły. –Co to za powód?
-Mam chłopaka. –Zaśmiałam się jak mała dziewczynka, której zdradzono jakąś wielką tajemnicę, a teraz robi wszystko, aby jej nie zdradzić.
-Luke’ a.
-Wcale nie. –Mężczyzna zmarszczył brwi. –Byłam na ciebie wściekła, dlatego udawaliśmy. Kocham Ashtona. –Zaklaskałam w dłonie.
-Czyli z Luke’ m nic cie nie łączy?
-To mój przyjaciel, ale wiemy, że będziemy rodzeństwem. Kochasz Jackie, prawda?
-Marianna, czy to Calum dał ci narkotyki?
-Dlaczego zmieniasz temat? –Fuknęłam wściekła. –I dlaczego, do cholery oskarżasz mojego przyjaciela o takie rzeczy?!
-Bo znam tego gówniarza. –Zaśmiał się pod nosem, ale nie był to kpiący chichot, a raczej zwyczajny… Taki, kiedy razem oglądaliśmy stare zdjęcia, czy wspominaliśmy stare dobre czasy, gdy byłam małą dziewczynką. –Więc jak było? To Hood dał ci dragi?
-Nie, to był Zack, ale teraz chcę przeprosić, bo zachowałam się jak bezduszna suka. Byłam zazdrosna o to, że spędzałeś więcej czasu z matką Lucasa, niż ze mną i Gabe’ m.
-Mary… -Westchnął, przeczesując dłońmi włosy. –Wiem, że niezbyt dogadujemy się z Laurą, ale ty i Gabe zawsze będziecie moimi dziećmi, tak jak Dylan, dlatego chcę spędzać z wami swój wolny czas, rozumiesz mnie? –Przytaknęłam szybko kiwiąc pionowo głową. –To  dobrze, ale wróćmy do tematu Irwina…
-Nikomu nie mów, bo to tajemnica. –Zaćwierkałam. –Nawet moje przyjaciółki o tym nie wiedzą.
-Odwiozę cie do domu…
-Nie! –Zaprotestowałam, jakby nagle całe te substancje psychotropowe ze mnie wyparowały. –Nie możesz, bo mama się wkurzy, a co gorsza powie Ashtonowi, a on nienawidzi, kiedy palę.
-Palisz?! –Zapytał zszokowany ojciec.
-Ups. –Zasłoniłam usta dłonią. –Ale tylko czasem z Calem, Lucasem i Mike’ m. Mogę zostać tutaj, dopóki nie będę normalna?
-Dobrze, ale obiecaj, że będziesz się zachowywać. –Adam wymierzył we mnie palcem, na co ze śmiertelną powagą pokiwałam pionowo głową dodając, że obiecuję łapiąc swoim małym paluszkiem za jego.       





Brook

Obudziły mnie promienie słońca, dlatego niechętnie wstałam, aby zasłonić rolety i móc wrócić do łóżka oraz – miejmy nadzieję – do snu.
Wczoraj byłam z Jokerem, Rollinsem i Howardem w klubie. Nieźle zabalowaliśmy, nawet nie wiem jak trafiłam do domu, ale jestem pewna, że nie przespałam się z żadnym z nich – na całe szczęście, bo mogłam nabawić się jakiś chorób wenerycznych. Nie ufam tym dziwkarzom, dlatego wolę Luke’ a.
Niestety nie potrafiłam już zasnąć, dlatego też skacowana zwlekłam swoje zwłoki na dół, do kuchni w celu znalezienia jakiś proszków czy coś z tych rzeczy.
Od razu się skrzywiłam, kiedy usłyszałam trzaskanie garnków oraz postać tej zdziry, która robiła… Coś. Nienawidzę jej z całego serca.
-Gdzie jest Camila? –Wycharczałam, wyjmując z lodówki wodę.
-Dałam jej wolne. –Wzruszyła beztrosko ramionami Lyla.
-Co zrobiłaś? –Zapytałam nadal będąc jeszcze spokojną.
-Dziś ja ugotuję obiad dla twojego ojca.
-Jesteś głupia, skoro myślisz, że on to zje. – Parsknęłam głośnym śmiechem, a potem zabrałam z szafki paczkę tabletek i poszłam do siebie, aby nie musieć patrzeć na krzywą mordę Lyli.
Rzuciłam się na łóżko, żeby jeszcze trochę poleniuchować, ale po chwili zadzwonił mój telefon, dlatego nim zdążyłam wziąć pastylki odczytałam wiadomość.

Od: Luke
Wejdź na skype, chcę pogadać

Wywróciłam oczami, ale spełniłam jego prośbę. Wyjęłam laptopa spod poduszki, po czym uruchomiłam system. Nie musiałam długo czekać, aby się zalogować, bo już po chwili monitor pokryła tapeta przedstawiającego wilka wyłaniającego się z mroku. Pies szczerzył swoje białe kły i miał mord w oczach.
Na ekranie pojawiła się ramka z informacją, że LukeHemmo chce ze mną rozmawiać, to też wcisnęłam odbierz, a kilka sekund później widziałam już jego przystojną gębę, która się szczerzy. Nie podzielałam jego humoru – to pewnie ten kac, albo to przez tą wywłokę, albo to po prostu niechęć do życia.
-Cześć, wiedźmo. –Kiwnął na mnie brodą.
-Heej. –Wycharczałam, nadal czując w ustach Saharę. Postanowiłam właśnie w tej chwili wziąć środki przeciwbólowe i wypić całą półtora litrową butelkę niegazowanej wody. –O czym chciałeś dyskutować?
-W sumie to o niczym konkretnym. –Blondyn wzruszył ramionami, na co wywróciłam oczami. –Stęskniłem się. –Zmarszczyłam brwi.
-Mhm? –Powoli pokiwałam pionowo głową, nie do końca rozumiejąc przekaz.
Stęsknił się? Przecież mieliśmy układ! Tylko przyjaciele do łóżka, bez żadnych tęsknię czy lubię cie. Tylko seks, żadnych uczuć.
-Co tam, młody? –Zza Hemmingsa wyłoniła się postać Scotta. –Co to za laska?
-Moja dziewczyna. –Wyszczerzyłam oczy, jakby mnie ktoś przed chwilą zdzielił deską.
-Nie jestem twoją dziewczyną, tylko się pieprzymy. –Warknęłam. –Mieliśmy umowę.
-Woah. –Zaśmiał się perkusista. –To ja spadam.
-Więc, na czym my…? –Zakłopotany nastolatek podrapał się w kark.
-Nigdy nie będę twoją dziewczyną, rozumiesz?! –Ryknęłam. –Nie masz prawa mnie tak nazywać i rozpowiadać, bo nie chcę być z tobą! –Wykrzyczałam rozhisteryzowana, po czym zatrzasnęłam laptopa i zrzuciłam w przypływie szału na ziemię.
Nie chcę się z nikim wiązać, bo najzwyczajniej nie wierzę w coś takiego jak miłość – to przereklamowane uczucie, które występuje tylko w książkach i filmach. Prędzej czy później każdy facet okazuje się świnią. Nie będę traciła czasu na jakieś romanse, skoro nadal jestem młoda i mogę bawić się życiem, to chcę to robić jak najdłużej, a nie bawić się w dorosłą i pakować się w związki. Nie jestem już tak głupia jak kiedyś.
Zabrałam z komody bieliznę, a z szafy ciuchy, z którym poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic, po czym się ubrałam. Rozczesałam włosy i pomalowałam się.
Złapałam za torbę, do której wrzuciłam kilka rzeczy, a następnie zbiegłam na dół. W pośpiechu ubrałam buty i wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Wsiadłam do mojego samochodu, odjeżdżając w stronę lotniska.
Nie zamierzałam być w Los Angeles, kiedy Luke wróci. Nie chciałam słuchać jakichkolwiek wyjaśnień czy innych bzdur, jakie ma mi do powiedzenia. Ja już zakończyłam tą chorą relację między nami i on też powinien już ruszyć na przód oraz znaleźć sobie jakąś porządną dziewczynę, która go pokocha. Ja nie nadaję się do miłości i każdy może to potwierdzić.
Będąc już na lotnisku kupiłam bilet na najszybszy lot dokądkolwiek, byle by gdzieś po za Ameryką. Ledwo zdążyłam na odprawę, ale po kilku minutach siedziałam już wygodnie w pierwszej klasie, a samolot przygotowywał się do startu.
Miałam głęboko w poważaniu fakt, że jak ostatni tchórz uciekam. Zresztą… I tak nikt się tym nie przejmie, nikt nawet nie spostrzeże się, że mnie nie ma. Ojciec wyjechał w delegację, czego ta idiotka Lyla nie wie i pewnie gotuje ten obiad sama dla siebie – dlatego wątpię, żeby robił mi awantury… Mam już w końcu osiemnaście lat i mogę robić co chcę. Moi przyjaciele… Wątpię, żeby ktoś po za Mary i Carrie się tym przejął, więc…
-Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy. –Potrząsnęła mną kobieta ubrana w firmowy uniform.
-Gdzie?
-Na Malediwach, dokładniej w Male.
-Mhm. –Mruknęłam, po czym zapięłam pasy.
Boże, nawet nie wiesz jaka to ulga, kiedy tak po prostu możesz sobie gdzieś pojechać. Nie informując nikogo dokąd i na ile zmierzasz. Bez telefonu i innych komunikatorów. Z samą torebką i portfelem, aby jakoś wyżyć.
Po wylądowaniu zarzuciłam na ramię plecak i nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, po czym wyszłam na ziemię. To będzie niesamowity czas i miejmy nadzieję, że nie będę myślała o tym kretynie Luke’ u.  
________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM x nieskończoność...
Jest mi tak cholernie głupio, że musieliście czekać dwa tygodnie na rozdział, a jak już się pojawił to jest mega gówniany. Przyrzekam, że się poprawię - przynajmniej spróbuję. 
Chętnie zadedykowałabym komuś ten rozdział, ale nie zrobię tego, ponieważ... Kto by chciał, żeby takie gówno było przeznaczone dla kogoś w zupełności?? No właśnie, nikt!! 
Mam nadzieję, że nie zniszczyłam wam tym rozdziałem drugiego miesiąca wakacji oraz niedzieli ;'(

6 komentarzy:

  1. Super;-)
    Głupia , złamie serce Luke 'owi:-)
    Czekam na następny ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Super;-)
    Głupia , złamie serce Luke 'owi:-)
    Czekam na następny ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Super;-)
    Głupia , złamie serce Luke 'owi:-)
    Czekam na następny ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Miśka, nie masz za co przepraszać! Czasami się po prostu nie da wyrobić na czas i chyba wszyscy to rozumieją :)
    Co do rozdziału, to wcale nie jest gówniany, nawet mi go nie obrażaj. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że Mary z własnej woli poszła do Adama, naprawdę.
    Biedny Lukey. Jeśli serio zależy mu na Brooklyn, to ja mu bardzo współczuję :(
    Pozdrawiam cieplutko! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie powiem, ale zrobiłam wielkie oczy, że Mary i Adam normalnie potrafili ze sobą rozmawiać. I dobrze się stało :) Może ich relacja jeszcze bardziej się poprawi :) Biedny Luke został olany przez Brook, chyba będzie teraz kolejne złamane serducho. Ciekawi mnie co z Cliffordem i tą całą sprawą z podmianą bliźniaczek. Czy Michael w końcu dowie się, że zostanie tatuśkiem?
    Czekam na ciąg dalszy :) Życzę weeeny dużo weny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja