niedziela, 9 sierpnia 2015

33. Gold





Ashton

Ostatnie dni, a nawet i tygodnie przed egzaminami końcowymi to najgorszy okres w moim życiu chociażby, dlatego że muszę siedzieć nad książkami i zakuwać, a Mary nawet nie chce zrobić przerwy na szybki numerek. Boże…
Brooklyn ma się fajnie, bo gdzieś pojechała i olała cały ten syf. Po prostu wyjechała bez powodu, a ja cholernie jej tego zazdroszczę, bo gdyby nie mój ojciec noo i w sumie też mama oraz ich metody wychowawcze – coś w stylu nagroda i kara, przyjemność i obowiązek – też bym pojechał na jakieś wcześniejsze wakacje.
-Ashton, skup się! –Warknęła blondynka trzaskając mnie w tył głowy.
-Zaraz mi głowa eksploduje. –Westchnąłem, po czym poderwałem się z łóżka mojej dziewczyny i zacząłem chodzić w tę w z powrotem. –Uczymy się całe wieki, mam dość. Chodź, gdzieś wyskoczymy z chłopakami i Carrie.
-Jeśli chcesz to idź, ja chcę zdać wszystko celująco, wiesz, że aplikuję na Harvard.
-Nie dajesz mi o tym zapomnieć. –Mruknąłem pod nosem, ale na całe szczęście Wesley tego nie usłyszała.
Nie chcę, żeby szła na tą uczelnię. To prawie trzy tysiące mil od Los Angeles! Około czterdziestu trzech godziny jazdy samochodem, a pięć i pół lotu samolotem. Nie będziemy się widywać codziennie jak do tej pory. Szczerzę wątpię, żeby Mary chciała co weekend przyjeżdżać do mnie, znając życie ja też nie będę mógł w każdej wolnej chwili wsiąść do prywatnego odrzutowca lub helikoptera… Nie chcę, żeby nasz związek był jak jeden z tych, gdzie pary ze sobą kończą, bo dochodzą do wniosku, że to nie ma sensu przez dzielące je odległości. Ona sobie może znaleźć kogoś innego, a ja nie chcę się dzielić. Nie lubię, kiedy ktoś dotyka tego co moje.
-Wyjdźmy tylko na dwie godziny.
-Idź sam.
-Chcę z tobą, po za tym potrzebujesz przerwy. Oślepniesz od tego czytania.
-Czego w słowie: Nie, lub Idź sam, nie rozumiesz, Ash? –Mruknęła zła, krzyżując ramiona pod piersiami.
-Wszystkiego! –Wybuchłem. Miałem już dość. –Umiesz już wszystko perfekcyjnie, dostaniesz się na ten pieprzony Harvard, dlatego teraz idziemy zagrać w koszykówkę do parku z Calem, Mike’ m, Luke’ m i Carrie. –Poinformowałem, a potem jednym sprawnym ruchem podniosłem i przerzuciłem sobie przez ramię Mariannę, która od razu zaczęła uderzać pięściami w moje plecy.
-Masz mnie puścić, Ashton! Muszę się uczyć! –Wrzeszczała, a ja nic sobie z tego nie robiąc zbiegłem po schodach, następnie wyszedłem przez drzwi wcześniej witając się z Laurą i Carlem, którzy jednak przełożyli swój ślub na kilka dni po testach – oboje musieli pozałatwiać sprawy związane ze swoimi biznesami.
Wpakowałem siedemnastolatkę do samochodu, po czym zablokowałem drzwi, aby nie uciekła.
-Otwieraj. –Warknęła, ale zignorowałem to, tylko wyjąłem komórkę i wysłałem wiadomości do przyjaciół z informacją, że za kilkanaście minut widzimy się w parku, a do Hooda dodatkowo, że ma zabrać piłkę. –Nie żartuję, Irwin. Masz mnie w tej chwili wypuścić, bo inaczej…
-Przestań, to tylko dwie godziny. Musisz trochę odpocząć, po za tym jest naukowo potwierdzone, że musisz robić przerwy, aby dotlenić mózg. –Zielone oczy spojrzały na mnie ze zdziwieniem, dlatego z chytrym uśmieszkiem wzruszyłem ramionami. –Czytam takie nowinki, okay? A ty przesadzasz z nauką.
-Może masz rację? –Mruknęła pod nosem. –Chcę po prostu pójść na Harvard, Ash.
-Jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam i na pewno cie przyjmą, a jeśli nie to są kretynami. –Na ustach mojej dziewczyny pojawił się cień uśmiechu, a potem przyległa do mojej klatki piersiowej i mocno przytuliła.
-Cieszę się, że cie mam. – Musnęła szybko moje usta, a później usiadła już normalnie.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce tym samym uruchamiając silnik, po czym obrałem kierunek na miejski park.
Droga zajęła nam jakieś dwadzieścia minut, a na miejscu byli już prawie wszyscy po za Michaelem, który zjawił się kilka minut po nas. Podzieliliśmy się na składy. Ja byłem z Caroline i Mike’ m, a Mary z Hemmingsem i Calem.
Swoją drogą Luke też ostatnio złapał doła. Och, i zamienił Brook na Max, z którą cały czas się pieprzy, mimo naszych ostrzeżeń, że to może skończyć się fatalnie. Nie mam pojęcia co się stało, ale musiało to być coś mega, bo jeszcze nigdy nie widziałem tego blondaska tak zamyślonego. To znaczy, tak pogratulował mi i Wesley związku, ale był smutny.
-Dobra, to gramy do trzydziestu, potem zmiana połów i jedziemy na pizzę. –Zarządził Hoodie, na co przytaknęliśmy.
Z racji tego, że mam słabość do Mary postanowiłem, że jej drużyna zacznie, na co spotkałem się tylko z niezadowoleniem ze strony dziewczyny.
Marianna nienawidziła koszykówki, jedynym sportem, który w miarę przypadł jej do gustu – po za bieganiem i dopingowaniem, bo to do takowej kategorii się zaliczało – była piłka nożna, ale tylko pod warunkiem, że stała na bramce. Wesley twierdziła, że ganianie za piłką w tę i z powrotem jest bez sensu, więc woli bronić, co muszę przyznać wychodziło jej cholernie dobrze nie ważne jak bardzo strzał był mocny.
-Czy naprawdę musimy w to grać? –Mruknął niezadowolony Hemmings, na co wywróciłem oczami.
-Och, no widzisz, Irwie?! – Zawołała moja dziewczyna, a ja w duchu przekląłem ten dzień. –Lucas też nie ma ochoty. –Stwierdziła podając pomarańczową kulę Hoodowi.
-No pięknie, Calum. –Caroline skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na swojego chłopaka z wyrzutem. –Zajebiście wszystkim chce się grać!
-Dobra, ja nie wiem w co wy, do cholery gracie, ale pisałeś mi, że każdy jest chętny na mecz kosza. –Zaczął w miarę opanowany Michael patrząc na mnie ze stoickim spokojem. –Twoja laska, Hemmo i ta wariatka… -Skinął głową na stojącą obok mulatkę, która na niego warknęła. –Mają w dupie kosza, ja też, więc po jakiego…
-Bo wszystko się pieprzy. –Westchnął zrezygnowany Calum, na co zmarszczyłem brwi. –Za chwilę kończymy liceum i każde idzie w swoją stronę. Powinniśmy spędzić ten czas razem, a nie się kłócić, okay?
-Przestań chrzanić. –Mruknął Clifford.
-Ja?! –Zawołał oburzony dziewiętnastolatek. –To ty cały czas się dołujesz, bo nie potrafisz rozróżni swojej dziewczyny od mojej! –Na całe szczęście zdążyłem przytrzymać wkurwionego Mike’ a, bo inaczej nie skończyłoby się to za ciekawie. –Ty… -Wskazał paluchem na Hemmingsa. –Zabujałeś się w Brook i teraz szukasz pocieszenia u tej suki, bo myślisz, że w ten spokój zapomnisz o tej wrednej blond wiedźmie.
-Pieprz się, Hood. –Mruknął od niechcenia blondyn.
-Calum, może lepiej będzie, jeśli…
-Zamknij się, Mary. Mam dość tych waszych popieprzonych sekretów! Jesteśmy przyjaciółmi, a to ja wiem wszystko o każdym z was. Ty. –Teraz wskazał na swoją dziewczynę. –Powinnaś powiedzieć Jas, że to co robi jest kurewsko nieuczciwe wobec Mike’ a.
-O co biega? –O twojego dzieciaka, Clifford!
-Ty, musisz wiedzieć, że twoja dziewczyna czasami ze mną pali trawkę i wygadała się Adamowi, że z nią chodzisz.
-Przecież nasi starzy mieli na razie nie wiedzieć, wiesz, że mamy ten zakład, do cholery! –Wybuchnąłem.
-Och zamknij się, Ashton! –Tym razem głos zabrała Caroline, która miała mord w oczach. –Gdybyś nie szantażował mojej siostry to by nie wyjechała!
-Szantażowałeś moją dziewczynę?! –Zapytał bardzo wolno, ale coraz bardziej przybierającym na sile wkurwienia głosem mój zielonowłosy przyjaciel.
-Okłamywała cie!
-Jeden chuj! Wolałbym, żeby mnie okłamywała i była tutaj zamiast w pieprzonym Londynie, bo ty ją kurwa szantażowałeś! –Pchnął mnie, na co zareagowałem kpiącym śmieszkiem. Ten kutas chyba zapomniał, że mnie się nie popycha, bo to gwarantuje tylko i wyłącznie wpierdol.
-Trzeba było się, kurwa zabezpieczać to może nie musiałbym szantażować mojej przyjaciółki!
-Ashton! –Wrzasnęły zarówno dziewczyny jak i Calum. Luke dalej bujał w obłokach i marzył o Brooklyn.
-No, co?! Zebrało wam się naprawdę, to proszę! Trzymałem to w sobie od stycznia!
-Co to ma znaczyć? –Mike ze spokojem przebiegł wzrokiem po każdym z nas, ale my tylko spuściliśmy głowy. Byliśmy winny, a właściwie to ja byłem. Poniosło mnie. –Calum, nic nie powiesz? –Mulat jedynie pokiwał głową na boki. –Irwin może trochę więcej szczerości, co? –Żachnął, ale nie miałem odwagi się odezwać. –Carrie, ty mnie nienawidzisz… -Zaśmiał się kpiąco, ale Hogan tylko prychnęła pod nosem. –A ty, Rudzielcu? Może jako jedyna okażesz się być moją przyjaciółką, huh?
-Mike…- Westchnęła blondynka, po czym przeczesała swoje długie włosy. –Zaliczyliście wpadkę, a Jas wyjechała, bo nie chciała niszczyć twoich marzeń. Wyjechała, gdy leżałam w szpitalu, tego dnia nie była w szkole… Ona cie naprawdę kocha i zrobiłaby wszystko, żebyś był szczęśliwy. –Jęknęła żałośnie, po czym podeszła do Clifforda. -Zrozum, chciałam być lojalna swojej przyjaciółce. To ona powinna była ci to powiedzieć, to nigdy nie powinno wyjść od któregokolwiek z nas.
-Dzięki, że byłaś ze mną szczera. –Wyznał odwracając się na pięcie i odchodząc, jednak po kilku krokach się zatrzymał. –Och, i w piątej klasie to ja zabrałem twojego misia i dałem go Jasmine. –Powiedział na odchodne, a potem ruszył w stronę wyjścia.
Staliśmy całą piątką i gapiliśmy się jak skończone łajzy po sobie, ale nikt nie potrafił zabrać głosu. Byliśmy żałośni – wszyscy razem, jak i każdy z nas z osobna. Nienawidziliśmy się przyznawać do błędów. To zawsze Calum był skarbnicą, gdzie spoczywały nasze sekrety czy wstydliwe tajemnice, a teraz kiedy została ona otwarta byliśmy jak owce puszczone na rzeź – wystraszeni.
-Mam was dość, wracam do domu. Muszę trochę się pouczyć. –Stwierdził Luke kręcąc głową z bezsilności na boki i poszedł w ślady Clifforda.
-Cóż… Skoro wszyscy sobie idą… -Wzruszyła barkami młodsza z bliźniaczek. –I mówią prawdę, skorzystam z okazji. Ciebie lubię. –Wskazała na Mary. –Ciebie kocham, a ciebie Irwin… -Brunetka głośno westchnęła i zatrzepotała kadłubkiem w prawo i w lewo. –Jesteś… Mam ochotę cie wykastrować, a potem okładać po twarzy twoim penisem. –To musiałoby boleć… Brr, aż mam ciary, kiedy podzieliła się ze mną tą cholernie sadystyczną wizją. –Wracam do domu, też muszę się przygotować, na Oxford idiotów nie przyjmują. –Mruknęła i dołączyła do Hemmingsa i Mike’ a.
Zostałem sam na sam z moją dziewczyną i najlepszym przyjacielem.
-Powiedz jej, albo ja to zrobię. –Westchnął Hood, który zaczął odbijać piłkę o powierzchnię boiska.
-Powiedz, o czym? –Mruknęła lekko przerażona siedemnastolatka. –Jeśli mnie zdradziłeś, to…
-Nigdy bym tego nie zrobił, Marianna! –Zawołałem nie dając jej dokończyć tej niedorzecznie głupiej myśli. Zwariowała, czy jak?!
-Więc, o co chodzi? –Zapytała krzyżując ręce na piersi.
Nie mogę jej tego powiedzieć, bo nie mam prawa jej zabraniać składania papierów na te cholernie prestiżowe uczelnie. Nie jestem egoistą. Jestem jej chłopakiem i powinienem wspierać Mary, a nie zabraniać, bo mam jakieś pieprzone uprzedzenia i obawy, że znajdzie sobie kogoś innego.
Zasłoniłem twarz dłońmi głośno wzdychając, po czym odliczyłem do dwudziestu.
-Mów, do diabła, o czym mówi Cal?!
-Nie mogę. –Wzruszyłem barkami. –Cholera, nie mogę ci powiedzieć… -Nie zniszczę jej marzeń, nie chcę, żeby robiła mi wykład na temat tego, jak powinny się zachowywać osoby, które się kochają. Doskonale wiem, że powinny się wspierać, wzajemnie motywować w dążeniu do celu i pomagać ze wszystkich sił, ale nie chciałem tego robić. Pragnąłem, żeby Wesley została tutaj i poszła do college’ u razem ze mną i Hoodem – to było moje marzenie od chwili, kiedy powiedziała mi o swoich aspiracjach.
-Ashton boi się, że jeśli wyjedziesz na Harvard to cie straci. Nie chce, żebyś tam się uczyła, bo myśli, że najdziesz sobie jakiegoś kujona i go zostawisz. Poślubisz tego nerda i będziecie mieli razem gromadkę kujońskich dzieciaczków, które zamiast biegać wesoło po ogrodzie będę się uczyły tabliczki mnożenia.
-Czy to prawda? –Blondynka ostrożnie podeszła do mnie, ale instynktownie się cofnąłem. –Ashton, przecież to jest śmieszne, dobrze wiesz, że nie gustuję w typie kujona. –Niepewnie na nią spojrzałem. Na jej ślicznej twarzy pojawił się cień uśmiechu. –Wolę boga rocka, takiego jak ty, noo ewentualnie jak Calum, ale on już jest zajęty. Kocham cie i na razie nie zanosi się, żeby to uległo zmianie. Dużo dla mnie znaczysz i całkowicie ci ufam. Wiem, że ten związek nawet, jeśli będą dzieliły nas tysiące mil wypali, bo jesteś nie tylko moim najlepszym przyjacielem…
-No, wiesz… -Oburzył się Hood, na co zmarszczyłem brwi. –Myślałem, że to my jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, a jego do paczki przyjęliśmy z litości, bo się przypałętał w przedszkolu. –Wywróciłem oczami.
-Hahahaha. Bardzo śmieszne, Caluś. –Wtrąciłem z sarkazmem. – Może zamiast w odziedziczyć firmę Rogera powinieneś się zastanowić nad pracą klauna w cyrku, huh?
-Dobrze wiesz, że boję się klaunów!
-Chuj mnie obchodzi. –Zaćwierkałem. –A wracając do ciebie, Mary… -Złapałem za cherlawe ramionka mojej dziewczyny, po czym spojrzałem jej prosto w oczy. –Ja też cie kocham i cholernie dużo dla mnie znaczysz, cieszę się, że wreszcie wyznałem ci prawdę. –Zadowolona blondynka przytuliła się do mnie, co odwzajemniłem, ale jedna kwestia ciągle nie dawała mi spokoju. –A ty, Hood? –Kiwnąłem na mulata, który zmarszczył brwi.
-Co, ja?
-Co ty ukrywasz?
-Nic. –Wzruszył lewym barkiem. –Ja jestem otwartą księgą. Wiecie, że śpię z misiem i z kocykiem; że potajemnie kocham się w babci Rose; że nie jem malin; że mam w barku mały kramik i zawsze znajdę coś dla każdego z was; że uwielbiam surfować i grać na moim basie… Ja w przeciwności do was nie boję się zaufać. 
__________________________________________
Od razu uprzedzam, że rozdział nie jest sprawdzony!!
Tak, czy inaczej dziękuję wam niezmiernie za komentarze, które nieco pomogły na mój zawias - osobiście uważam, że to przez te upały nie potrafię się skupić i napisać czegoś sensownego. Przydałby się deszcz... 
Z uwagi na mój daremny humor jest trochę dramy i kłótni, ale kiedyś to nastąpić musiało...
Miłej niedzieli ;**   

7 komentarzy:

  1. Calum jest najlepszym przyjacielem na świecie <3 Chciałabym takiego mieć;)
    Rozdział jak zwykle cudowny!!!
    Czekam na następny!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie,zapraszam do siebie. W Paryzu tak fajnie popadalo w nocy, przez co jest przyjemnie chlodno. Mam 24 stopnie i boski delikatny wiaterek.

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie,zapraszam do siebie. W Paryzu tak fajnie popadalo w nocy, przez co jest przyjemnie chlodno. Mam 24 stopnie i boski delikatny wiaterek.

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie,zapraszam do siebie. W Paryzu tak fajnie popadalo w nocy, przez co jest przyjemnie chlodno. Mam 24 stopnie i boski delikatny wiaterek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie zaczęłam czytać twojego bloga ( no nie tak właśnie, bo trochę czasu mi to zajęło XD ) i po prostu WOW.
    No WOW. Zajebisty.
    Ja też nie chcę, żeby Mary wyjechała na te studia XD
    Genialnie piszesz i nigdy nie przestawaj.
    Ten blog jest wspaniały
    Rozdział ten również świetny
    Wszystko po prostu niesamowite.
    Mary i Ash tacy słodcy
    I wgl ...
    Czekam na następny rozdział
    Życzę weny
    Pozdrawiam
    - twoja wierna czytelniczka ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się porobiło. Nie sądziłam, że Mikey dowie się o ciąży Jess w taki sposób - oby tylko ta ich paczka się nie posypała. Ashton i Mary to świetna para! Calum hahah jesteś mistrz - uwielbiam cię :)
    Czekam na kolejną część. Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja