niedziela, 28 grudnia 2014

4. Lips Are Movin





Mary

Rano obudziła mnie Sylwia, która jest naszą gosposią – do jej obowiązków oprócz sprzątania i gotowania należy również budzenie nas do szkoły. To naprawę miła kobieta, która skończyła ostatnio czterdzieści pięć lat, ale nadal śmiga jak szalona.
Moją pierwszą czynnością po wyjściu z łóżka było otworzenie okna, aby się wywietrzyło, a następnie zaścielenie łóżka. Z garderoby wyjęłam czystą bieliznę, kawową mini spódniczkę, zwiewną bluzkę z motywem w drobne kwiatuszki oraz buty na lekkiej platformie. Z całym zestawem ruszyłam do łazienki w celu wzięcie szybkiego prysznica, po którym się ubrałam, uczesałam i pomalowałam. Zrobiłam wszystkie te dziewczęce rzeczy, które według Ashtona są zbędne ponieważ nie potrzebuję tego, żeby wyglądać ładnie.
Zabrałam moją torbę i zeszłam do jadalni na śniadanie. Po drodze dołączył do mnie mój brat, który oczywiście zrobił się na ciacho mimo, iż miał tylko dziesięć lat już nie mógł się odpędzić od dziewczyn i będąc szczerą muszę powiedzieć, że mi to nie przeszkadza. Stół był nakryty dla trzech osób, jednak mojej mamy – która jest rannym ptaszkiem – nigdzie nie było. Trochę się zaniepokoiłam, ponieważ zawsze jemy razem śniadanie – może nie obiady i nie kolacje, ale śniadanie zawsze jadamy w trójkę.
-Gdzie mama? – spojrzałam na gosposię przekręcając lekko głowę w prawo.
-Panienki mama już wyszła.
-Nonsens – zaśmiałam się nerwowo. Ona nigdy nie postąpiłaby w ten sposób! –Zawsze zjadamy… - nagle mnie olśniło. Jedynym wytłumaczalnym powodem jej nieobecności mogło być tylko jedno.
-Dzień dobry, dzieciaki – automatycznie włączył się we mnie instynkt morderczyni. Zacisnęłam palce na widelcu, którym miałam zjeść jajecznicę, ale straciłam na nią apetyt, ponieważ bałam się, że zwymiotuję na jego paskudną oraz zakłamaną gębę. Chociaż… To całkiem kusząca propozycja, aby zobaczyć mojego ojca w rzygach.
-Co tutaj robisz? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –Po jaką cholerę…
-Mary, licz się ze słowami chciałbym ci przypomnieć, że jestem twoim ojcem, a nie kolegą ze szkoły.
-Nawet dla kolegów ze szkoły mam większy szacunek, niż do ciebie – gardziłam nim. Boże, jak ja tym człowiekiem gardzę! Nienawidzę go z całego serca! Dlaczego nas zostawił!? Źle mu było z nami?! Pewnie, że tak! Wolał tą swoją asystentkę, która wskoczyła również do łóżka Asha. Jestem pewna, że zrobił jej bachora i teraz bawią się w pieprzoną rodzinkę bez jakichkolwiek problemów. To żałosne i dziecinne!
-Posłuchaj, słoneczko – złapał za mój bark, ale w mgnieniu oka zrzuciłam jego brudną łapę z mojego obojczyka.
-Nie dotykaj mnie i nie mów tak do mnie! Nie jesteś moim ojcem!
-Doprawdy? – uniósł brwi. –W twoim akcie urodzenia są inne informacje.
-Pierdolę ten akt urodzenia! Jesteś ojcem tylko na papierze, a to nic nie znaczy. Jesteś szują, złamasem i nic nie wartym gnojem! Gabe, zbieraj się, idziemy do szkoły – z hukiem odsunęłam krzesło i wstałam od stołu. Razem z bratem wyszłam z domu i napędzana wściekłością kroczyłam na równi z dziesięciolatkiem w stronę jego szkoły.
Gabe przeważnie jeździ z mamą, ponieważ wyjeżdżają wcześniej zważając na fakt, że mój brat ma lekką dysleksję, a rano ma jeszcze specjalne zajęcia. Widziałam, że Wesley chce zapytać, dlatego tak potraktowałam ojca, jednak bał się. Miał świadomość, że jestem osobą wybuchową oraz nieco walniętą – można powiedzieć, że jestem świruską – gdy ktoś tylko zaczyna mówić o Adamie, a jego wizyta dzisiaj była nie na miejscu. Powinien nas uprzedzić, żebyśmy mogli przygotować się na to psychicznie. Żebym mogła wyjść wcześniej i nie oglądać jego twarzy, bo to grozi ślepotą.
Adam Wesley może był jednym z najlepszych wynalazców na świecie, miał masę nagród oraz wiele firm, ale ojcem nie potrafił być. Nie dorósł do tego – nadal był czterdziestolatkiem, który zachowywał się jak nastolatek. Calum miał więcej rozumu w głowie od niego, a Hoodie jest czasem strasznie głupi, dlatego Ash zabrania mi przebywać w jego otoczeniu dłużej niż dwie godziny, ponieważ boi się, że przesiąknę jego idiotyzmem.
Odprowadziłam brata, a później na spokojnie szłam do szkoły po drodze zahaczając o kiosk, w którym kupiłam paczkę papierosów – za sprawą fałszywego dowodu załatwionego przez… Hooda – oraz gumy miętowe, aby Irwie nic nie poczuł. Ash był strasznie przewrażliwiony na fakt samego powiązania mnie z papierosami mimo, że sam wiele razy palił blanty z Calem i Mike’ m. Wyjęłam jednego szluga, którego włożyłam do ust i odpaliłam. Zaciągnęłam się, a biały dym wypełnił moje płuca delikatnie je podrażniając oraz kojąc moje zszarpane nerwy. Wypuściłam powietrze, a wraz z nim mgłę. Szybko uporałam się z papierosem, a prawie pełne opakowanie wrzuciłam na samo dno torby.
Pod budynkiem byłam w tej samej sekundzie, w której podjechał mój przyjaciel. Ciemny blondyn szeroko się uśmiechnął oraz mi pomachał, a gdy zamknął swoją furkę przewiesił torbę na ramię i ruszył w moim kierunku.
-Masz gumki? – zmarszczył brwi, a w między czasie pocałował mnie.
-A może tak: Cześć, Irwie – zaczął naśladować mój głos, a na moje nieszczęście wychodziło mu to perfekcyjnie. Irytował mnie takim szczeniackim zachowaniem, ale przecież to ja mam umysł pięciolatki! Boże, czujesz ten sarkazm!? –Wybacz, że nie napisałam ci, że wybieram się na poranny spacerek. Wczoraj było świetnie, dlatego liczę dziś na powtórkę – zatrzepotał rzęsami, ale spotkał się tylko z wywróceniem oczami z mojej strony. –Twoja kolej – pacnął mnie w nos, dalej szczerząc się jak małpa, która dostała banana.
-Cześć, Irwie – uśmiechnęłam się sztucznie. –Masz cholerne prezerwatywy, czy nie? – warknęłam, a on zrobił jedynie kroczek w tył. Przyjrzał mi się dokładnie, co trwało dobre trzy minuty, a później najzwyczajniej w świecie sprawdził kieszenie, ale gdy to nie przyniosło żadnych skutków – zaczął grzebać w torbie.
-Mam – pomachał mi uradowany kwadratową paczuszką przed nosem. Wściekła złapałam go za dłoń i ciągnęłam w kierunku męskiej toalety. –Powiesz o co chodzi? Wiesz, nie chcę wyjść na kretyna, ale jeszcze wczoraj powiedziałaś, że nie chcesz się pieprzyć w szkole – zatrzymał się, a z racji tego, że był wyższy oraz silniejszy ode mnie sama również musiałam stanąć. –Mary, gadaj – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. –Jeśli chodzi o Mellody, to już ci mówiłem, że…
-Mam w dupie tą kujonkę! – wrzasnęłam na cały głos, a przechodzący obok uczniowie posłali mi zdziwione spojrzenia. –Możesz się rżnąć z kimkolwiek chcesz, ale teraz proszę chodź – niemalże jęknęłam błagalnie przez co dotarło do mnie jak bardzo żałosna byłam w tej chwili.
Inni ludzie, gdy chcą odreagować najzwyczajniej w świecie spuszczają komuś łomot, wyładowują się na jakimś worku treningowym lub ćwiczą jak popieprzeni. Nieco głupsi tną się lub sięgają po używki. Nie zaliczałam się do żadnej z tych grup – nie byłam sadystką, jakimś koksem lub świruską. Ja, żeby się uspokoić potrzebowałam seksu, ale nie jakiegoś zwykłego to musiał być Ashton, bo tylko on wiedział co i jak ma zrobić, żeby nerwy mnie opuściły całkowicie.
-Najpierw powiedz, co się stało – to nawet nie było pytanie, to był rozkaz. –Bo inaczej możesz zapomnieć – wywróciłam oczami, niech tego nie robi. Nie on, wszyscy inni mogą mnie rozczarowywać, ale nie mój Ash. –Mary, nie mamy całego dnia, masz trening i ja też, więc zacznij mówić – potrząsnął mną lekko za barki, a ja oprzytomniałam. –Co jest grane?
-Nie powinnam cię o to prosić, przepraszam. Jesteśmy przyjaciółmi, a ja traktuję cię jak moją własność.
-Jestem twój o każdej porze, ale najpierw powiedz co się do cholery stało, bo mnie krew zaleje! – teraz to on zaczął krzyczeć  jak rozhisteryzowany smarkacz.
-Dziś rano… - zawiesiłam na chwilę głos. Wiedziałam, że mogę mu ufać, ale to nie chciało mi przejść przez gardło. –Ash, on wrócił… Adam – osiemnastolatek szybko przyciągnął mnie do swojej piersi mocno tuląc.
-Przepraszam, że jestem wścibski, ale…
-Wiem, ja ciebie też – chciał powiedzieć, że jestem dla niego ważna i zrobi wszystko, żebym poczuła się lepiej. Darzę do niego to samo uczucie.
-Chodź – splótł nasze dłonie razem i zaprowadził mnie do męskiej toalety. Zablokował drzwi, a później podszedł do mnie wpijając się w moje wargi oraz łapiąc za pośladki tylko po to, żeby mnie unieść i posadzić na umywalce. Owinęłam nogami jego pas, tym samym zmniejszając odległość między naszymi klatkami piersiowymi do minimum. Jednym sprawnym ruchem zsunęłam jego spodnie razem z bokserkami w logo Supermana, podczas gdy on delikatnie mnie podniósł zdejmując moje majtki. Rozerwał zębami małą srebrną paczuszkę, a jej zawartość włożył na swojego penisa. Gwałtownie we mnie wszedł, a później poruszał sprawnie biodrami dając mi przyjemność. Jęczałam z przyjemności do jego ucha, co tylko dodawało mu motywacji do dalszych działań. Kilka sekund później wyszedł ze mnie i wyrzucił zużytego kondoma do kosza na śmieci. Ubraliśmy dolne części swojej garderoby i jak gdyby nic umyliśmy ręce.
-Dziękuję, jesteś kochany – wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek.
-Dla ciebie wszystko – objął mnie ramieniem, po czym otworzył drzwi, przez które miał właśnie wejść Andy Howard.
-Cześć – posłałam mu szeroki uśmiech, na który zmarszczył brwi.
-Cześć? Co ty kible pomyliłaś? – Boże, jaki on jest tępy!
-W naszym nie ma papieru – wzruszyłam lewym ramieniem, a później każde z nas poszło w swoją stronę – my z Ashem w stronę klas, a on do toalety.
-Mary, co ty na to, żeby urozmaicić nieco ten zakład? – zdziwiło mnie jego pytanie. Co miał na myśli mówiąc urozmaicić? Chce rozkochać w sobie Cook, a ja mam zrobić to samo z Luke’ m? Jeśli chodzi o to, mówię stanowcze nie. Nie jestem fanką manipulacji oraz jakiejkolwiek innej czynności polegającej na zabawie uczuciami ludźmi.
-W jakim sensie?
-Jeśli wygram, dostanę Sylwię na miesiąc.
-Co, moją Sylwię!? – zwariował. Ten człowiek najzwyczajniej w świecie stracił rozum! Przecież ta kobieta jest dla mnie jak ciocia, jest moją rodziną! To zupełnie jakby chciał zabrać mi matkę na trzydzieści dni.
-Oj, przestań przecież po za tym, że cię budzi rano nic innego dla ciebie nie robi.
-Robi śniadania, za jej tosty można zabić – mruknęłam pod nosem. –Co ja dostanę jak wygram?
-Co chcesz?
-Hmm… Daj mi sekundkę… - czego ja mogę od niego chcieć? On daje mi wszystko o co poproszę bez żadnych głupich i bezsensownych zakładów. Chociaż… Jednego przedmiotu zakazał nawet dotykać. To go zaboli dokładnie tak, jak mnie postawienie w szrankach mojej gosposi. Będę jak on - bezlitosna pod każdym względem, nie będę się liczyła z jego uczuciami względem jego skarbu. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Oj, tak zemsta będzie słodka i piękna. –Chcę twój samochód na miesiąc, uściślając chodzi mi o lamborghini.
-Spoko, będę cię wodził gdziekolwiek zechcesz – zaśmiałam się kpiąco oraz pokręciłam głową na boki. W jego oczach było przerażenie, bał się mojego sprostowania, ale wiedział jakie będzie – nie chciał bym mówiła to głośno i go jeszcze bardziej raniła.
-Nie, kochany –zagroziłam mu palcem. –Dasz mi ten samochód na wyłączność. To ja będę prowadzić twoją Natalie i to moja płyta będzie puszczana w kółko.
Jestem całkowicie zielona jeśli chodzi o tą część męskiego mózgu, która pcha ich to tego, aby nadawać imiona swoim autom czy chociażby motorom. Potrafię rozpracować tok myślenia facetów i całą resztę, ale nad tym szczegółem cały czas pracuję. Jaki jest sens w tym, że nazwiesz swoją zabawkę Carly czy Sierra? Równie dobrze mogliby nazywać swoje penisy imionami swoich byłych. Żadna z dziewczyn Irwina nie miała na imię Natalie, ba nawet w przedszkolu nikogo o takim imieniu nie było.
Ash miał w swoim życiu tylko trzy prawdziwe dziewczyny – Melanie – długonogą brunetkę o zielonych oczach oraz tendencji do wpadania w szał bez powodu, był z nią przez pierwszy rok swojej edukacji w liceum, ale rozstali się, gdy chłopak po prostu nie wytrzymywał psychicznie; Brittney – rudowłosą laskę, która miała krzywe cycki oraz była o rok starsza (Ashton był wówczas w drugiej klasie), ale zostawił ją, gdy zaliczył, bo nie była ani trochę dobra; ostatnia była Riley – tą niską blondynkę, z którą zabawiał się przez trzy miesiące zostawił zaledwie pięć miesięcy temu z bardzo prostej przyczyny – była chorobliwie zazdrosna i kazała mu wybierać między nią, a… Mną. Chyba nie muszę mówić, jaki był jego wybór.
-Nie ma mowy!
-W takim razie zapomnij o Sylwii! – jego oczy ciskały we mnie piorunami. –Widzimy się na lunchu? –przytaknął, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę sali od plastyki.
Dziś mieliśmy mieć zajęcia łączone z czwartą b, ponieważ mieliśmy pracować nad projektem happeningowym, performance’ m oraz fluxus’ m. Generalnie zapowiadało się na ciekawą lekcję, a później prezentację, która miała odbyć się w centrum Los Angeles.
W pracowni byli już wszyscy uczniowie łącznie z nauczycielką, dlatego grzecznie przeprosiłam i zajęłam jedyne wolne miejsce obok jakiegoś rudowłosego chłopaka ubranego niczym klaun.
-Heej, robiliście już może jakieś notatki?
-J- ja, ja… - zmarszczyłam brwi, a potem tylko westchnęłam znudzona. To, że jestem jakąś głupią cheerleaderką nie oznacza, że ludzie mają się bać ze mną rozmawiać! Pochyliłam się w bok i zadałam dokładnie to samo pytanie co przed chwilą.
-Tak, proszę odpisz sobie – chłopak odwrócił się i wystawił w moim kierunku swój notatnik.
-O mój Boże, to ty – blondyn zmarszczył brwi. –Luke, prawda?
-Tak? – był zdezorientowany, ale ja w przeciwieństwie do niego byłam przeszczęśliwa. To może być przełom! Jeśli zacznę już dziś, Ashton na pewno przegra, a ja będę triumfować. –O co chodzi?
-Nie, nic, ja tylko chciałam zapytać, czy możemy pracować w jednej grupie?
-Bez problemu – wzruszył ramionami, na co posłałam mu jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów. Założyłam włosy za ucho, a potem w nieśmiały sposób pochyliłam się nad moim notesem i zaczęłam odpisywać temat oraz punkty naszego przedsięwzięcia. Gdy skończyłam grzecznie stuknęłam go palcem w ramię i oddałam jego własność ładnie dziękując i znów się uśmiechając, co tym razem odwzajemnił.
 -Dobierzcie się w pięcioosobowe grupy, a ja rozdzielę wam tematy – pięcioosobowe?! Okay, przyznaję będzie trochę ciężko, ale dam sobie radę w końcu jestem Mary Boska Wesley.
-Ej… - odwrócił się do mnie, a ja ledwo powstrzymałam się od otwarcia ust. Jak to możliwe, że on nie zna mojego imienia?! –Razem z nami będą w grupie Sharon, Troy i Jake – pokiwałam jedynie pionowo głową siląc się na uśmiech mimo, że miałam niewyobrażalnie wielką ochotę mordu. –Tak właściwe jak masz na imię?
-Mary – uśmiechnęłam się sztucznie i zatrzepotałam rzęsami zupełnie jak Ashton na parkingu.
-Nie chciałem cię urazić, ale jestem tutaj nowy – oh, w takim razie mu wybaczę.
-Nie szkodzi, to chyba dobrze, że mnie nie znasz, bo ludzie znają masę plotek na mój temat. Może chcesz, żeby cię oprowadzić po okolicy?
-Nie obraź się, ale moja przyjaciółka Mellody już się zaoferowała.
-Cook? – przytaknął, a ja tym razem chciałam uderzyć siebie. Najlepiej czymś twardym, czym zrobiłabym sobie krzywdę. Przecież ta zdzira pewnie naopowiada mu o mnie jak najgorzej i nie będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać.
-Mary, z kim jesteś w grupie?
-Z Luke’ m, Jake’ m, Troy’ m i… Sharon.
-Przygotujecie performance – przytaknęłam, a w mojej głowie już zaczął się rodzić pomysł. Nałożymy cieliste kostiumy, pomalujemy się i wywiniemy niesamowity układ. –Radzę wam się przygotować, ponieważ dokładnie za dwa tygodnie pojedziemy metrem do centrum i tam przedstawicie swoje koncepcje – metro?! Fuj, tam śmierdzi i jest tak tłoczno… O Jezu, w co ja się wpakowałam. Uwielbiam plastykę, ale na komunikację miejską się nie pisałam!
-Gdzie się spotkamy, żeby obgadać pomysły? – spojrzałam zupełnie jak reszta mojej grupy na Jake’ a, który sprawdzał coś w telefonie. –Mam czas za dwa dni, bo jestem zawalony treningami – zmarszczyłam brwi. To najsłabsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszałam. Co z nim nie tak, przecież jako footballista powinien być wytrzymały, powinien od siebie wymagać, nawet jeśli inni by nie wymagali! –Ashton ci nie mówił, że Fehler zwiększył liczbę treningów?
-Dlaczego miałby mi niby mówić?
-Przecież o twój chłopak.
-Jesteśmy przyjaciółmi, długo mam jeszcze powtarzać!? Ja i Irwin jesteśmy pieprzonymi przyjaciółmi i nie mamy w planach tego zmieniać, a wy powinniście to wreszcie pojąć, bo nie mam czasu ani chęci, aby marnować ślinę na tłumaczenie każdemu z osobna moich relacji z Ashem! – wzrok wszystkich przeniósł się na mnie, a ja pojęłam, że zrobiłam z siebie pośmiewisko. Teraz w ich oczach byłam psychopatką. –Tak, czy inaczej spotkajmy się za dwa dni u mnie, pasuje? – przytaknęli, a później wróciliśmy do zajęć.
Całą lekcję spędziłam na wymyślaniu nowego układu, który miałam w planach zaprezentować dziewczyną ze składu. Już wczoraj wpadł mi do głowy genialny pomysł, który tylko musiałam dokładnie przemyśleć oraz rozrysować, a następnie zrobić kopię dla każdej z dziewczyn.  
~***~
Wyszłam z klasy od matematyki, kierując się od razu na stołówkę. Na dzisiejszej lekcji pan McCall zrobił nam klasówkę, a ja jestem niemalże pewna, że dostanę z niej piątkę mimo, iż powtórzyłam wszystko przed zajęciami.
Nie byłam jakimś kujonem czy czymś w tym rodzaju – lubiłam się uczyć i nabywać nowe zdolności, ale nie uważam się za jakoś szczególnie mądrą. Jestem po prostu sobą i lubię siebie, mam w nosie, czy reszta popularsów będzie mnie wytykać palcami za to, że mam od nich lepsze oceny – to tylko świadczyłoby o ich zazdrości, a mi podniosłoby samoocenę, która już jest na wysokim poziomie.
Zabrałam czerwoną tackę, na której znajdowała się sałatka z kurczakiem oraz pomidorkami koktajlowymi, sok jabłkowy oraz jabłko. Poprosiłam również o cheeseburgera, frytki oraz napój dla Irwina, który zabrałam do naszego stolika. Powoli zaczęłam konsumować swój obiad, kiedy przyszły Max i Jas.
Miałyśmy ze sobą mało zajęć, ponieważ one wybrały bardziej humanistyczne przedmioty, a ja… Miałam zarówno humanistyczne jak i przyrodnicze – jestem wszechstronna i wcale się tego nie wstydzę, że chodzę na dodatkową matematykę oraz chemię. Należę nie tylko do składu cheerleaderek, czy do samorządzie, ale również zapisałam się do kółka matematycznego, dzięki czemu mam świetny kontakt nie tylko ze sportowcami, ale też z całą resztą szkoły.
-Cześć, Mary – powiedziały niemalże równocześnie, a później cmoknęły mnie w policzek zupełnie jak ja je. –Jak idzie zakład? – Jasmine była naprawdę ciekawską osobą i czasem cholernie irytującą, ale nie było to czymś czego nie akceptowałam, wręcz przeciwnie to lubiłam w niej najbardziej.
Poznaliśmy z Ashtonem naszych przyjaciół w pierwszej oraz drugiej klasie podstawówki – oprócz Caluma, ponieważ z nim uczęszczaliśmy do przedszkola. Od samego początku mieliśmy zwariowane pomysły, dzięki którym nasze życie nawet w najmniejszym calu nie było nudne. Jak każdy mamy swoje wady, jednak nauczyliśmy się je akceptować wzajemnie i teraz żadnemu z nas nie przeszkadza na przykład to, że Calum jest narwańcem oraz zbyt głośno przeżuwa jedzenie, albo że Ashton chrapie, gdy idziemy do kina, a on zaśnie, ponieważ film go znudził. To właśnie jest sekretem naszej przyjaźni – nauczyliśmy się nie zwracać uwagi na takie błahostki.
-Za dwa dni przychodzi do mnie robić projekt – wzruszyłam ramionami, a one przybiły sobie piątki, które pokazywały jak są ze mnie dumne. –Będzie też Sharon, Jake i Troy, ale to szczegół. Jedyne co mnie wkurza to, że Cook jest jego przyjaciółką i pewnie nakłamała mu o mnie.
-Nie przejmuj się, razem z Max przetrzemy mu oczy – zapewniła mnie jedna z przyjaciółek, ale nie chciałam ich pomocy. To była sprawa między mną, a Irwinem i miałam w planach działanie indywidualne, a nie zbiorowe. Chciałam chociaż w małym stopniu grać fair.
-Nie – zaprzeczyłam, na co wymieniły ze sobą zdziwione spojrzenia. –Załatwię to sama, jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie.
-Wiesz, że zawsze chętnie pomożemy ci utrzeć chłopakom nosa, wystarczy powiedzieć – przypomniała mi Max unosząc brwi.
-No pewnie, że wiem – przytuliłam je mocno przy okazji zaciągając się żurawinowym szamponem Jasmine. –I za to was kocham.
-Za co je kochasz i czy kochasz mnie za to samo? – poczułam jego usta w swoim kąciku warg, a później zwinął moją tacę pod swój nos. –Jesteś urocza, że zabrałaś też dla mnie – uszczypnął moje policzki, niczym babcia swojego wnuczka rodem z filmów familijnych. –Więc?
-Zastanowiłeś się nad tym swoim urozmaiceniem?
-Posłuchaj aniołku – westchnął i odwinął swojego burgera. –Nie mogę się na to zgodzić, musisz wybrać coś innego – powiedział na jednym oddechu, a następnie zaczął jeść. Prychnęłam pod nosem, następnie wywracając oczami.
-W takim razie też wybierz coś innego.
-Nie! – skrzywił się jak sobie przygniótł jaja. –Chcę Sylwię.
-A ja chcę twoje lambo – byłam nieugięta. Już wystarczająco idę z nim na ugodę zważając chociażby na fakt, że jestem gotowa założyć się o żywą istotę, a w zamian chcę jakiegoś szpanerskiego auta. To logiczne, że zachowuję się jak egoistka! Jestem podobna do tych sprzedawców niewolników, o których opowiadał nam pan Moore na historii.       
-Skarbie – znów głośno wypuścił powietrze ustami. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie nie było mu to dane przez kumpli z drużyny.
-I co? Zapytałeś ją o to? – Scott był naprawdę podekscytowany, a ja zaczęłam się powoli domyślać, że pewnie chodzi mu o metodę podrywu, którą mój przyjaciel miał zastosować na Mellody.
-O co? – nie będę ukrywać, że sama byłam niezmiernie ciekawa jak bardzo tandetny tekst wymyślili tym razem.
Raz chwalili się jak wyrywali dziewczyny w bibliotece – leciało to mniej więcej tak: Jesteś nauczycielką? –Nie, dlaczego pytasz? –Bo postawiłaś mi pałę. Lub gdy byliśmy na plaży, a jakaś laska sprzedawała kolby kukurydzy. Nie była ona jakoś strasznie ładna, ale Scottowi przypomniało się, że jej chłopak kiedyś przez przypadek zarysował mu maskę samochodu, dlatego zadał jej najgłupsze pytanie na świecie, a jego beznadziejny teks zapamiętam do końca życia: -Lubisz kukurydzę? –Tak. –To opierdol mi kolbę. To jest żałosne. Czasem sama się zastanawiam jak by zareagowali na taki podryw ze strony dziewczyn. Wyobrażacie sobie, jakbym podeszła na przykład do Howarda i powiedziała: Heej, fajne masz trampki. Dasz się w nich przelecieć? Cóż odpowiedź jest prosta, ponieważ ten idiota jest niewyżyty seksualnie, a mi nie byłby w stanie odmówić z racji tego, że proponuje mi pieprzenie przy każdej możliwej okazji, oczywiście jeśli Ashtona nie ma w pobliżu.
Andy i Irwie niezbyt za sobą przepadają, co zawdzięczają tylko i wyłącznie bezsensownej rywalizacji o pozycję kapitana, którą skutecznie utrzymuje mój Ash. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu on jest świetnym sportowcem oraz ma talent przywódczy.
Faceci to dupki i chcą oraz myślą tylko o jednym. Powinni zacząć wyrywać dziewczyny jak to mieli w zwyczaju robić na filmach, choć… W sumie mężczyźni na filmach też uciekają się do marnych popisów. Weźmy na przykład Alladyna – koleś najpierw oszukał Jasmine wmawiając jej, że jest księciem, a potem zaszpanował latającym dywanem. Taki Ashton robi to samo z tym wyjątkiem, że zamiast latającego kawałka materiału, ma to swoje lamborghini. Scott ma swoje Audi, a Howard BMW. Tak, witajmy w świecie zdominowanym przez facetów, którzy myślą tym co mają w spodniach. Witamy w dwudziestym pierwszym wieku.
-O nic, Mary – czy on właśnie mnie spławił? Nie jestem głupia, a po jego zachowaniu wnioskuję, że mnie okłamuje.
-Masz mi powiedzieć – zażądałam.
-Chodzi o to, że Ashton ma zapytać Cook czy…
-Zamknij ryj, ciulu – jego ton był naprawdę wredny i nie chodzi tutaj o słowa jakich użył do ucieszenia Davida, ale o jego ton, który był wręcz lodowaty. –Mówię, że o nic, czemu jesteś taka uparta? –uniosłam brwi. Ja jestem uparta? Ja!? On chyba oszalał! Ashton jest najbardziej upartym stworzeniem na świecie, gdy się na coś zaprze nie spocznie dopóki tego nie dostanie, a na jego buźce nie zawita uśmiech szczęśliwego dzieciaka.
-Ashton ma zapytać czy Mel pójdzie z nim do kina – sprostował Hoodie, ale w nawet najmniejszym stopniu mu nie uwierzyłam.
-Jak będziesz gotowy powiedzieć mi prawdę, to przyjdź okno będzie otwarte – wstałam i zabrałam swoją torbę, po czym wyszłam ze stołówki.
Nienawidzę być okłamywaną, a zwłasza przez osoby, które dużo dla mnie znaczą i dla których jestem w stanie zrobić wszystko. Jednym z nielicznych ludzi z tym przywilejem był Ashton, ale kłamał mi prosto w twarz, a skąd jestem o tym przekonana? Cóż odpowiedź jest najbardziej banalną rzeczą we wszechświecie – gdy Irwie kłamie nie utrzymuje kontaktu wzrokowego. Podły krętacz, a klął się na Boga, że nigdy w życiu nie będzie mnie wodził za nos. Oh, nie wytrzymam z tym człowiekiem! Czuję taką wściekłość na niego, a z drugiej strony na siebie, ponieważ wiem, iż nie mam podstaw się tak względem niego zachowywać, bo zawsze gdy go potrzebuję on jest. Obrażam się na niego, z powodu jakiegoś głupstwa, które pewnie było jakimś przekrętem tylko po to, żeby wygrać ten zakład.   
_______________________________________
 Jest i czwóreczka. Huh, cóż mogę powiedzieć? Jest ojciec Mary i kłótnia, no i Luke! 
A propos ojca Mary - powstała nowa zakładka "Rodziny bohaterów", gdzie możecie zobaczyć jak wyglądają oraz czym zajmują się rodzice i rodzeństwo głównych bohaterów.

 


6 komentarzy:

  1. cudeńko, ja chce jeszcze. :-D czekam z niecierpliwością na nastepny.xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam Twój blog całkiem przypadkiem, ale możesz mieć pewność, że zostanę na dłużej :)
    Hm, relacja Mary i Ashtona przypomina coś w rodzaju "friends with benefits". Nie ukrywajmy jednak, że cholernie im na sobie zależy.
    Rozumiem reakcję bohaterki na widok ojca, znam to z własnego doświadczenia. Niektórzy faceci są po prostu zbyt dziecinni na posiadanie rodziny i wolą uciec, tak jak Adam.
    Irwie źle się zachował (niedobry Ash, niedobry! :<), powinien od razu powiedzieć Mary, że chce zaprosić tę laskę do kina. Co prawda, chce wygrać zakład, ale to nie fair wobec Mary, i tyle.
    Cóż, nie będę się rozwodzić, rozdział świetny, z niecierpliwością czekam na następny. Dodaję do obserwowanych :) Pozdrawiam i życzę dużodużo weny :*


    W międzyczasie zapraszam do siebie, na nowo założone fanfiction: new-roommate.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra dobra rozdział fajny, nie mogę się doczekać tego co będzie dalej =) czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyczuwam rywalizację między nimi. Jestem ciekawa kto wygra. Mary nieźle się wkurzyła w tym rozdziale - najpierw przez Adama, a potem przez Asha. Oprócz tego muszę przyznać, że Mary świetnie obrazuje swoje przemyślenia - to z Alladynem było strzałem w dziesiątkę. Czekam na kolejną część. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No to tak kochanie , rozdział zajebisty ale z tego chyba zdajesz sobie sprawę ♥
    Jestem pod wielkim wrażeniem jak długie piszesz te rozdziały .
    Mój w porównaniu do twojego to niecała 1/10 *.*
    Masz niesamowity talent dzięki Bogu że założyłaś tego bloga . Czekam na kolejne i życzę dużoo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Ostatnio znalazłam tg bloga i go kocham! <3<3<3
    Weny!


    http://give-me-the-green-light.blogspot.com/2015/04/rozdzia-i-lonley-day.html?m=1
    http://give-me-the-green-light.blogspot.com/2015/04/rozdzia-i-lonley-day.html?m=1

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja