niedziela, 11 stycznia 2015

6. Want U Back



Rozdział z dedykacją dla Tini Gomez - twój komentarz był naprawdę zajebisty hahah + dziękuję za polecenia mojego ff na twoim blogu ♥ przy okazji - rozdział piszę w zależności od weny, ponieważ jeśli takową mam idzie bardzo szybko, a przy muzyce to już w szczególności ;) 




Mary

 Po miło spędzonym po południu z Luke’ m oraz Michaelem i Jas wróciłam do domu, a pierwszym z czym musiałam się zmierzyć była moja mama, która zaczęła krzyczeć, ponieważ mój jakże święty ojczulek poleciał na skargę. To kolejny przykład, że to on zachowuje się jak skończony dzieciak, który obraża się i strzela fochy, gdy ktoś rzuci mu prawdą prosto w oczy. To tylko dowodzi, że przerastam go inteligencją oraz dojrzałością.
-… Powinnaś mieć więcej szacunku do ojca!
-Nie bądź śmieszna! Po tym co nam zrobił, co zrobił tobie, ty nadal go bronisz! Przejrzyj na oczy kobieto! Zachowuj się jak dorosła, a nie zakochana smarkula, którą on cały czas wykorzystuje! To takie poniżające!
-Uspokój się gówniaro, bo na za dużo sobie pozwalasz! –poczułam pieczenia na policzku i dopiero po kilku sekundach oprzytomniałam oraz skojarzyłam fakty. Moja własna matka spoliczkowała mnie, tym samym usunęła swoje imię z listy osób, które dużo dla mnie znaczyły.
-Nie sądziłam, że cie na to stać – zagryzłam dolną wargę tylko po to, żeby się nie rozpłakać przy niej.
-Mary, ja nie… - mimo, że jej głos się łamał, nie miałam w planach być pobłażliwa – ona mnie skrzywdziła… Nie fizycznie, ale psychicznie, ponieważ zagrała na moich uczuciach.
-Daruj sobie tą szopkę, mam dość tego popapranego życia – pociągnęłam nosem, a później wbiegłam po schodach do swojego pokoju zakluczając drzwi. Nie chciałam jej oglądać, ani rozmawiać z nikim… No prawie. Wiedziałam, że Ashton do mnie przyjdzie, nie liczyłam nawet na żadne przeprosiny, bardziej pragnęłam jego obecności przy mnie w tej jakże żałosnej sytuacji.
Usiadłam przy biurku i zaczęłam odrabiać lekcje, z którymi jak zwykle szybko się uwinęłam. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, dlatego postanowiłam posprzątać w swojej łazience, garderobie oraz pokoju tylko, że był malusieńki problem… Ja zawsze mam porządek i nie miałam czego porządkować.
Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego dnia. Co się tak właściwie wydarzyło? Kto jest sprawcą tego całego syfu, który namieszał w moim szczęśliwym życiu? Odpowiedź jest prosta: mój cholerny ojciec. Zniszczył mi cały poranek, a wszystko później przebiegało jak kostki domina, aż w końcu cała konstrukcja się rozsypała tworząc jedną wielką kupę… Gówna. Tak, siedziałam po uszy w gównie i wcale nie miałam pomysłu jak tym razem z tego wybrnąć. W sumie, czy to miało jakikolwiek sens? Może tak właśnie miało być?
Dochodziła północ, a po Ashtonie nie było żadnego śladu. Czułam się jakbym czekała na Świętego Mikołaja, który niekulturalnie się spóźnia, a ja głupia oczekuję go ponieważ faktycznie chcę się przekonać czy jest takim tłuścioszkiem jak opisują go w tych wszystkich filmach czy bajkach. Teraz czas mijał stanowczo zbyt szybko z północy zrobiła się pierwsza, z pierwszej druga, a z drugiej trzecia. Nadal bezsensownie czekałam trzymając się ślepej nadziei, że może jednak przyjdzie. Byłam święcie przekonana, że mnie nie zostawi jak zrobił to tata, aż w końcu to do mnie dotarło, już wiem dlaczego nikt z moich bliskich nie chce mieć ze mną do czynienia. Jestem cholerną pedantką, złośnicą oraz idiotką, która myśli, że jest pępkiem świata wokół którego wszyscy będą skakać.
Do godziny siódmej kontemplowałam, co tak właściwie powinnam teraz zrobić? Dziś jest jeden z ważniejszych dni – jest mecz, w którym powinnam wspierać z dziewczynami drużynę, mam ważny test, który pan Moore zadał jeszcze przed świętami oraz jest kółko matematyczne tylko, że ten poranek był inny niż te dotychczasowe. Cały mój idealny kierat… W sumie mam gdzieś ten system, dlatego zabrałam ciuchy, z którymi poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Ubrałam bieliznę, a później zwiewną sukienkę, jeansową kamizelkę, ale coś mi nie pasowało… Przecież nie miałam w planach pójścia do szkoły, dlatego też wsunęłam za dużą bluzę Irwina przez głowę, a na nogi wciągnęłam zamszowe botki, które idealnie pasowały do mojej sukienki. Rozczesałam włosy, które wysuszyłam i na tym skończyłam. Oglądając się w lustrze dostrzegłam lekko siny policzek i ogarnęła mnie wściekłość. Jak mogła posunąć się to takich czynów i to względem córki?! Znów zerknęłam na swoje odbicie - nie widziałam sensu w robieniu makijaży skoro i tak miałam w planach spędzenie tego dnia w samotności.
Zabrałam swój plecak, do którego włożyłam komórkę, słuchawki oraz portfel. Założyłam torbę na plecy i wyszłam balkonem, żeby nie natknąć się na rodzicielkę. Ubrałam kaptur czarnej bluzy na głowę i biegiem ruszyłam w stronę domu Hooda.
Miałam dobrą kondycję, ponieważ w każdą sobotę biegałam trzy godziny, aby oczyścić swój organizm oraz wzmocnić wytrwałość, co przynosiło pomyślne skutki nie tylko w byciu cheerleaderką, ale też w łóżku.
Pod willą Caluma byłam po dwudziestu minutach. Na moje nieszczęście Caluś był strasznym śpiochem, ale jego balkon zawsze był otwarty. Z lekkimi trudnościami spowodowanymi moim niskim wzrostem wdrapałam się na taras, a następnie weszłam do sypialni osiemnastolatka. Mulat spał i cichutko pochrapywał, ale to było urocze, aż nie miałam serca go budzić.
-Wstawaj, Hoodie! – zaczęłam nim potrząsać. –Caluś, wstawaj! Wstawaj, wstawaj!
-No już, już – mruknął, po czym podniósł się i rozciągnął. Błądził wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu dotarł do mojej osoby. –Co tutaj robisz Mary i dlaczego wyglądasz jakby ktoś cie okradł z ciuchów? Kurwa! Co ci się stało? Ktoś cię pobił?1 – w mgnieniu oka znalazł się przy mnie i zaczął delikatnie muskać opuszkami palca moje zaróżowione lico.
-To nieważne, mam do ciebie prośbę.
-Słucham, księżniczko – uśmiechnął się w ten swój typowy sposób. To wyglądało jak uśmiech cwaniaczka oraz przesłodkiego dziecka. –Czego potrzebujesz od najwspanialszego?
-Procentów i blantów… No chyba, że masz jakieś dragi.
-Dobra, gadaj co jest, bo nie wytrzymam. Ashton cie przysłał? Ktoś sypnął, że załatwiłem ci fałszywkę? Nic na mnie nie masz, Irwin! – wydarł się, a ja spoliczkowałam go tylko dlatego, żeby się ogarnął. Ja tutaj mam poważne problemy, a on krzyczy jak opętany. –Ty tak na serio?
-Nie, na żarty idioto!- uniosłam się, a mój ton ociekał sarkazmem.
-Przecież dziś jest mecz.
-Kryj mnie, powiedz, że wymiotowałam, ponieważ wczoraj spędzaliśmy razem czas na eksperymentowaniu z koktajlami.
-Co z kółkiem dla kujonów?
-Matematycznym – warknęłam. –Na litość boską, matematycznym!
-Cokolwiek – machnął ręką całkowicie mnie olewając. –A ten mega ważny test?- zmarszczyłam brwi. Skąd on wie o takich rzeczach?!- Irwie coś pieprzył, a propos Ashtona, czy on wie?
-Gdyby wiedział, czy miałabym sens tutaj przychodzić?! Calum proszę daj mi to po co przyszłam, a obiecuję ci się odwdzięczyć.
-Niech będzie- westchnął głośno, a następnie podszedł do swojego barku zamykanego na kluczyk. Wyjął z sejfu butelkę Jacka Danielsa, paczkę blantów oraz mały woreczek z białym proszkiem, które włożył do mojego plecaka, a potem zamknął swój skarbiec. –Tylko błagam, nie przesadź, to mocny towar – przytaknęłam na jego słowa. –A i jeszcze jedno – złapał mnie za bark. –Nie masz tego ode mnie.
-Się wie, Caluś – przyległam do niego ciałem oraz cmoknęłam w policzek. –Do zobaczenia – zamachałam do niego, po  czym wyszłam tą samą drogą, którą przyszłam. Teraz już spokojnym krokiem zmierzałam do miejsca, którym się brzydzę, a mianowicie na… Stację metra. Kupiłam bilet, dzięki któremu mogłam dojechać pod wzgórze, na którym widniał biały napis HOLLYWOOD.
Naprawdę kochałam to miejsce i wiele razy miałam okazję tutaj przesiadywać z tatą oraz Ashtonem, jednak tym razem byłam sama z wielkim asortymentem, który miałam ochotę spożyć.
Wdrapałam się na górę, a następnie wspięłam się na rusztowanie podtrzymujące literkę O. Z plecaka wyjęłam komórkę, z której włączyłam piosenki mojego ulubionego zespołu, a później… Cóż zajęłam się opróżnianiem butelki whiskey. Wypaliłam całą paczkę papierosów, a na sam koniec zostawiłam sobie działkę. Wysypałam proszek na wierzch dłoni, ale nie zażyłam narkotyku, ponieważ miałam wątpliwości.
Nie wiem… Może oglądam za dużo filmów i dlatego mam obawy co do dragów, gdyż nastolatkowie po tych używkach tracą zmysły, a ich zachowanie przypomina bezmyślnych zombie? Nie chciałam popełnić jakiegoś wielkiego błędu, którego później mogłabym żałować – nie chcę nieświadomie rzucić się na ziemię oraz umrzeć. Jestem za młoda na śmierć, muszę żyć dla ludzi, których kocham… Muszę walczyć dla Gabe’ a, Caluma, Michaela, Jasmine i Maximilian. Kiedyś – właściwie to jeszcze wczoraj przed północą – wymieniłabym jeszcze Ashtona, ale teraz nie byłam co do niego pewna – to jest absolutnie żałosne, ponieważ znam go od dziecka i kocham jak brata, a on mnie zawiódł.
Bałagan w mojej głowie odleciał na boczny tor w chwili, gdy moja komórka zaczęła dzwonić. Zerknęłam na ekran, a gdy zobaczyłam uśmiechniętą twarz Irwina moje serce niebezpiecznie przyśpieszyło. Zrobiło mi się wstyd, że go okłamuję oraz zawodzę biorąc do ust papierosy i narkotyki, z drugiej strony gdzie tutaj jest sprawiedliwość? Ja toleruję jego wybory nawet, te które są kompletnie bezmyślne, ponieważ osobiście uważam, że zbyt dużo pali oraz przeklina. Chcę być zołzą, chcę być chociaż raz tą złą suką, która nie liczy się z innymi. Chcę być jak… Brooklyn.
Mimo, iż Dawson miała opinię bezczelnej, aroganckiej oraz głupiej zdziry była mistrzynią w swoim… Fachu? Ashton z nią nie spał, ale mówił, że Hoodowi się podobało. Tak czy inaczej, wracając do Brook – ta dziewczyna miała taki niesamowity dystans do siebie oraz otaczającego ją świata, że było to godne podziwu. Miała w nosie fakt, że chłopcy wymieniali się doświadczeniami jakie z nią nabyli, wręcz przeciwnie czuła się przez to bardziej dumna. Była niczym paw – dumnie przechadzała się korytarzami szkoły, a jedynym czego jej brakowało był wielki wachlarz piór na ogonie. Nienawidziłam jej, ale również była moją idolką – jakkolwiek głupio to brzmi. Nie chciałam się puszczać na lewo i prawo, tylko nauczyć się jak nie zwracać uwagi na głupie docinki chłopaków ze szkolnej drużyny dotyczących moich pokręconych relacji z Ashem. Na początku to było zrozumiałe, ale z czasem stało się nudne oraz irytujące, dlatego moja złość powoli zaczynała odbijać się na moich przyjaciołach.
Zignorowałam pierwsze jak i również kolejne dziewięć połączeń przyjaciela, a jedyną czynnością, którą byłam w stanie zrobić to odpowiedź na SMSy od: Jake’ a, Troya, Luke’ a i Sharon, w których poinformowałam ich o godzinie naszego spotkania. Wysłałam też wiadomość do Caluma.
­­­­­­­­­­­­Do: Caluś
Przyjedź po mnie po szkole, jestem tam gdzie zawsze, ale nie mów nic Ashtonowi
Jego odpowiedź była najbardziej wyczekującą rzeczą w tej chwili. Nie mogłam doczekać się, aż będą mieli przerwę w meczu, a ten pajac wreszcie raczy mi odpisać oraz uspokoić moje zdenerwowanie, które z sekundy na sekundę było coraz większe. Mijały kolejne minuty, a gdy mój telefon wydał z siebie śmiech dziecka poczułam ulgę. Szybko kliknęłam dymek i odczytałam treść.
Od: Caluś
Okay, księżniczko ;) Uważaj z ekstazy, to serio daje kopa, a ty… To twój pierwszy raz, a zapewne już zdążyłaś opróżnić paczkę i flaszkę
Prychnęłam pod nosem, przecież ten osiemnastolatek jest niemożliwy! Sam bez żadnego zastanowienia wydaje mi swoje zasoby na odreagowanie, a teraz prawi mi morale, że powinnam korzystać ze wszystkiego z umiarem. To niedorzeczne!
Teraz byłam już w stu procentach pewna, że chcę skosztować ekstazy. Przysunęłam ostrożnie drżącą rękę do nosa, a następnie zatykając prawą dziurkę wciągnęłam biały proszek. Na początku poczułam nieprzyjemnie drażnienie moich dróg oddechowych, ale moment później moje ciało ogarnęła fala spokoju, a wręcz euforii. Teraz nie było dla mnie rzeczy niemożliwych, mogłam wszystko robić z zawiązanym oczami oraz obezwładnioną nogą i ręką. Czułam się jak Catwoman, dlatego wspięłam się wyżej na rusztowanie, po którym zaczęłam chodzić jak akrobatka w rosyjskim cyrku. Wszystko było wspaniałe, świat był bardziej kolorowy, a powietrze czystsze.
-Marianna! – spojrzałam w dół i mało co nie spadłam. –Cholera jasna, złaź w tej chwili! – był przerażony, co skutkowało jego nerwowym zagryzaniem wargi oraz chodzeniem w tę i z powrotem ciągnąc za końcówki swoich włosów. –Kurwa, Mary proszę! – zaśmiałam się głośno, czego prawdopodobnie nie zrozumiał. –Połamiesz się, idiotko!
-Nonsens! – zdołałam wypowiedzieć przez salwy chichotu, który wydobywał się z mojego gardła. Był taki zabawny, gdy się bał. Chwilunia… Przecież on się niczego nie lęka, dlaczego był taki przerażony, czego się obawiał!? –Kłamiesz, jestem Catwoman spadnę na cztery łapy! – kocham się śmiać! To najwspanialsze uczucie na świecie, taka radość… Życie jest naprawdę piękne, dlatego każdy człowiek powinien się cały czas uśmiechać!
-Co ty dziewczyno pieprzysz?! Na litość boską zejdź, błagam – jęknął bezsilny. –Zrobię wszystko czego tylko chcesz! Mogę nawet przeprosić, tylko proszę zejdź – zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam jego zmiennych nastrojów, a już w szczególności jego strachu o moje życie, przecież byłam bezpieczna.
-Jak było na randce z tą kujonką?
-Zejdź, to ci opowiem.
-Nie zejdę, kretynie! Jestem nieśmiertelna! – moja noga się osunęła, a ja runęłam w dół. Nie poczułam jednak żadnego bólu, ani nie usłyszałam trzasku łamanych kości. Byłam w ramionach mojego najlepszego przyjaciela, który uratował mnie kolejny raz z rzędu.
Odgarnęłam włosy z jego czoła, a następnie przybliżyłam swoją twarz do jego. Moja klatka piersiowa stykała się z torsem Ashtona, którego silne ramiona pewnie mnie trzymały oraz dawały poczucie bezpieczeństwa.
-Zwariuję z tobą, kicia – mruknął pod nosem, a następnie wpił się łapczywie w moje usta, które niemalże od razu uchyliłam dając mu większe pole do popisu. Jego sprawny język muskał oraz delikatnie masował moje podniebienie, a kilka sekund później toczył zawziętą walkę o dominację z moim językiem. Uwielbiałam, gdy całował mnie w taki sposób, to było… Cudowne!
On był cudowny, przecież mógł mieć każdą z tych szkolnych zdzir, a jednak zawsze uparcie wybierał mnie. To ze mną się kochał, to mnie całował, to ze mną jadł, ze mną odrabiał lekcje, ze mną robił wszytko. Byłam tylko ja oraz on, i nikt inny nie miał prawa wstępu w naszą relację. Ja byłam jego numerem jeden, a on był moim. Byliśmy jak Yin i Yang  - wzajemnie się uzupełnialiśmy. Dla niego byłam w stanie poświęcić wszystko, żeby tylko mnie pokochał i zaczął postrzegać pod innym kontem niż tylko przyjaciółka.
-Księżniczko!? – jak poparzona odsunęłam się od… Rusztowania?! –Liżesz się z rurką?! – Calum patrzył na mnie jak na psychopatkę.
-To te twoje ekstazy! – wrzasnęłam z wyrzutem. –Tracę rozum, myślałam, że to Ashton! – wskazałam na metalową konstrukcję, którą kilka sekund wcześniej śliniłam i wyznawałam miłość. Nie kocham Irwina w taki sposób, tylko jak brata, przyjaciela. Naprawdę! Jest tylko i wyłącznie przyjacielem, nic więcej. –Myślałam, że kocham Asha – przeszedł mnie dreszcz, przecież nie zniszczę naszej przyjaźni tak bezmyślnym postępowaniem jak halucynacje oraz postradanie zmysłów przez jakieś dragi!
-Serio? – uniósł brwi i ostrożnie podszedł bliżej mnie. Uniósł moją prawą powiekę mimo, iż chciał być delikatny zwyczajnie w świecie mu to nie wychodziło, ponieważ powieki były moim najwrażliwszym punktem – mogłam znieść bicie, kopanie oraz targanie za włosy, ale gdy ktoś dotykał tego miejsca moje oczy zaczynały łzawić i pokazywać moje wrażliwsze oblicze. –A kochasz go?
-Jak przyjaciela, do czego zmierzasz?
-Marianna odpowiedz mi szczerze, okay? –pokiwałam pionowo głową z powagą wymalowaną nie tylko na twarzy, ale i w duchu. –Jak wy to sobie wyobrażacie?
-Ale co?
-Eh, wasze życie… Przyszłość, uściślając. Już teraz nie możecie przeżyć bez siebie dnia, pieprzycie się na każdej imprezie, liżecie cały czas, chodzicie objęci lub za rączkę… Nie widzicie świata poza sobą. –mulat westchnął z bezsilności, wprawiając mnie w jeszcze dziwniejszy stan. Czy on aby na pewno dobrze się czuje?
-Hoodie, czy ktoś zrobił ci krzywdę na boisku? – naprawdę się o niego martwiłam. Ktoś przecież mógł go tak brutalnie zaatakować, że robiąc salto w powietrzu mógł uderzyć głową w murawę i mieć wstrząs mózgu! Z takimi rzeczami nie ma żartów, a on powinien udać się niezwłocznie do lekarza, bo jego życiu może grozić niebezpieczeństwo.
-Tak Ryan, ale to nie istotne teraz. Ty i Irwie – dźgnął mnie w klatkę piersiową, a dokładniej w mostek sprawiając, że mój wzrok powędrował za jego palcem. –Załóżmy, że oboje będziecie mieli rodziny – ty kochającego męża, dzieci, a Ashton będzie miał żonę i też będzie spodziewał się dziecka, rozumiesz? –przytaknęłam. Może byłam pod wpływem narkotyków oraz alkoholu, ale potrafiłam wychwycić sens jego wypowiedzi. –Pokłócisz się z facetem, on ze swoją laską… Dalej będziecie się pieprzyć po kątach?
-Ja… Masz rację, powinnam to zakończyć, to niestosowne, przecież to mój przyjaciel, równie dobrze mogłabym to robić z tobą czy Michaelem, to nie jest w porządku.
-Nie o to mi chodzi, Mary – westchnął i podrapał się zakłopotany w kark. –Jeśli naprawdę się kochacie, to bądźcie ze sobą, każdy wie, że coś jest na rzeczy, dlatego dajcie sobie szansę. Bądźcie razem, walcie się jak domy w Afganistanie, ale błagam nie odstawiajcie tej szopki dwójki przyjaciół, bo to jest naprawdę wkurwiające – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Hood, ja nie patrzę na niego jak dziewczyna na chłopaka, tylko jak na przyjaciela, brata w ostateczności.
-Dobra, nieważne chodź – ruszyłam za nim, ale potknęłam się i wpadłam w ramiona…
-Boże laska, mówiłem żebyś nie przeginała! Irwin mnie zakurwi – zakrył sobie dłonią twarz. –Chciałaś się zabić!? Mary, ile tego wzięłaś? – jęknął błagalnie.
-Przecież… Mówiłeś, że… Przed chwilą szłam za tobą, jakim cudem teraz mnie trzymasz?
-Łaziłaś po rusztowaniu, powiedz, że nie wzięłaś wszystkiego na raz- był naprawdę zdenerwowany, dlatego gdybym jeszcze miała jakieś środki na pewno bym mu je zaproponowała, ale w chwili obecnej byłam całkowicie spłukana. Wskazałam na plecak, który dalej leżał na konstrukcji. –Nie ruszaj się, dobra? –potrząsnął mną  delikatnie ściskając za barki, a następnie wspiął się po moją własność. Z gracją szympansa zszedł i nakazał ubrać mi tornister. Posłusznie niczym biały baranek wykonałam polecenie przyjaciela, który przykucnął przede mną. –Właź i trzymaj się, bo nie mam zamiaru jeszcze jechać do szpitala i narażać się na policję, a co gorsza na moją mamę – objęłam jego kark palcami, a on ścisnął za moje uda. Dalej chwaląc się swoimi zwierzęcymi umiejętnościami patatajał jak jednorożec na sam dół góry, co zajęło mu dobre piętnaście minut. Cały zasapany wpakował mnie na fotel pasażera w swoim sportowym samochodzie, a sam usiadł za kierownicą. Nachylił się nade mną i zapiął mi pasy, po czym odpalił silnik oraz włączył radio.
Jechał dość szybko nie odzywając się do mnie ani słowem, jedynym  gestem jakim wykonywał było stukanie palcami w kierownicę.
-Nie chcę jechać do domu – mruknęłam ze spuszczoną głową.
-Nie jestem idiotą, Mary przecież nie zawiozę cie w takim stanie do domu, zostaniesz u mnie.
-Calum?
-No?
-Dziękuję.
-Spoko, od tego są przyjaciele, c’ nie?
-Tak.
-Zresztą to moja wina, że jesteś w takim stanie- zatrzymał auto, a później znów zabrał mnie na ręce i zaniósł do swojej willi.
-Caluś, to ty?! –po pomieszczeniu rozniósł się donośny oraz przyjemny dla ucha głos pani Natalie.
-Cholera – mruknął mój przyjaciel. –Tak, to ja!
-Chodź na obiad!
-Nie jestem głodny, byłem z chłopakami na pizzy! Idę do siebie, będę się uczył! – nie oczekując już odpowiedzi ze strony swojej mamy, Calum wszedł po schodach i otworzył nogą drzwi sypialni, które potem zamknął w ten sam sposób. Ułożył mnie na łóżku i przysiadł obok głośno wzdychając i łapiąc się za głowę. –Powiedz mi tylko, kto cie uderzył.
-Nie mogę – potrząsnęłam głową. –Naprawdę ci ufam, Caluś, ale to dla mnie najtrudniejsza rzecz w życiu.
-Twój ojciec?
-Nie, może jest dupkiem, ale nie sadystą.
-Tylko mi nie mów, że Irwie, bo mu przypierdolę – przeniósł swoje brązowe spojrzenie na mnie i intensywnie przeszywał mnie wzrokiem.
-No coś ty – trąciłam go lekko dłonią w bark. –Przecież on nawet muchy by nie skrzywdził, nawet by nie trafił.
-To kto do cholery?! Martwię się o ciebie, jesteś dla mnie jak siostra, młodsza, wkurwiająca, pedantyczna, cholernie mądra, ale nadal siostra. Nie mogę patrzeć jak ktoś cię leje! – jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego. Był wściekły… A może to znów ta faza, w której tracę świadomość oraz rozum, a ten proszek zaczyna się uaktywniać? Już sama jestem głupia z tego wszystkiego… A może to po prostu głupi sen?
-Uszczypnij mnie.
-Co?
-Zrób to, chcę wiedzieć czy nie śpię.
-Okay? – wziął w palce kawałek mojej skóry, który później ścisnął, na co głośno pisnęłam. –Skoro mamy już to za sobą, błagam powiedz.
-Moja… Moja mama… 
_______________________________________________
Superbohater Hoodie wkracza do akcji!! Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam tutaj Caluma - jego teksty, a w szczególności Cary moments (Calum + Mary). Oboje są tak bardzo kopnięci, a ich rozmowy sprawiają, że się uśmiecham.
Jak już wspominałam wcześniej teraz nie będzie zbyt ciekawie - może będą przebłyski szczęścia, ale tylko chwilowe. 
Pozytywnie zadziwiliście mnie liczbą komentarzy oraz obserwatorów - dlatego w ramach okazania wam mojej miłości do was wielkie ♥, a może i nawet 2x ♥ heh... Dziękuję również
dajmond za nominację, ale jestem cholernym leniem i nie chce mi się zbytnio odpowiadać na te pytania - co wcale nie oznacza, że nie doceniam, bo doceniam - chodzi o to, że w telewizji leci wrestling i po za tym uważam, że im mniej o mnie wiecie tym lepiej - anonimowość w necie!! Hahahaha...
Buźka, miśki ;** 

7 komentarzy:

  1. Cary moments zawsze na propsie! *-*
    mój ukochany fragment tego rozdziału, to Mary całująca rurkę, hahaha, wygrałaś internet, dziewczyno! :D
    Czekam na następny z ogromną wręcz niecierpliwością! Dziękujędziękuję za komentarze na new-roommate, mieć taką czytelniczkę, to aż zaszczyt <3
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku kochana *O* Po pierwsze dziękuje serdecznie za dedykację ♥ Uwielbiam twoje opowiadanie , nie mogę ogarnąć skąd ty masz tyle weny i tyle TALENTU x3 zazdroszczę ci .
    Przejdźmy do szczegółowego oceniania :
    "Moja własna matka spoliczkowała mnie, tym samym usunęła swoje imię z listy osób, które dużo dla mnie znaczyły. " no nie powiem zaskoczyło mnie to . Myślałam , że będą się kłócić i na tym koniec a tu taka akcja . Nie dziwię się Mary , że zwiała z domu Xx.
    Następnie towar od Calum'a . Świetnie wykreowałaś tego bohatera ♥ Uwielbiam takiego Hood'a heh ^^
    "Uwielbiałam, gdy całował mnie w taki sposób, to było… Cudowne!
    On był cudowny, przecież mógł mieć każdą z tych szkolnych zdzir, a jednak zawsze uparcie wybierał mnie. To ze mną się kochał, to mnie całował, to ze mną jadł, ze mną odrabiał lekcje, ze mną robił wszytko. Byłam tylko ja oraz on, i nikt inny nie miał prawa wstępu w naszą relację. Ja byłam jego numerem jeden, a on był moim. Byliśmy jak Yin i Yang - wzajemnie się uzupełnialiśmy. Dla niego byłam w stanie poświęcić wszystko, żeby tylko mnie pokochał i zaczął postrzegać pod innym kontem niż tylko przyjaciółka " tym tekstem mnie kupiłaś xD ♥
    Uwielbiam takie romantyczne wtrącenia tylko szkoda , że nie powiedziała tego Ashton'owi tak prosto w orzechowe paczałki , jestem ciekawa jak by zareagował O.o ♥
    "-Księżniczko!? – jak poparzona odsunęłam się od… Rusztowania?! –Liżesz się z rurką?! – Calum patrzył na mnie jak na psychopatkę." ← hahaha jebłam jak to przeczytałam ♥ Mary całuje rurkę ♥ Meggga !
    " –Jeśli naprawdę się kochacie, to bądźcie ze sobą, każdy wie, że coś jest na rzeczy, dlatego dajcie sobie szansę. Bądźcie razem, walcie się jak domy w Afganistanie, ale błagam nie odstawiajcie tej szopki dwójki przyjaciół, bo to jest naprawdę wkurwiające – wycedził przez zaciśnięte zęby. " Calum przekonuje Mary , że powinna być z Ashton'em . Dobrze chłopak robi ♥
    Twoje teksty są miażdżące ♥
    "-Okay? – wziął w palce kawałek mojej skóry, który później ścisnął, na co głośno pisnęłam. –Skoro mamy już to za sobą, błagam powiedz.
    -Moja… Moja mama… " i wreszcie końcówka . Jestem strasznie ciekawa jak zareaguje Calum , strasznie strasznie ♥
    I na następny mam czekać caaały tydzień . No trudno :/
    Mam nadzieję , że nie wkurzysz się że pół rozdziału jest tu w komentarzu ale moim zdaniem lepiej ocenić go dokładnie niż mydlić ci oczy jakimś "Super" jeśli i tak nie będziesz wiedziała co się podobało a co nie ♥
    No i to by było na tyle .
    + dużooo wenyy ♥
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Super to jest ;) czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju *.* Te rozdziały są takie dłuuugie i to jest takie zajebiste !<33 Moment z rurką najlepszy !:D haha
    Czekam na kolejny rozdział. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że miałaś wenę. Rozdział jest boski, będę tu zaglądać częściej.
    http://dangerous-ashton-irwin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja